* Z PERSPEKTYWY CAROLINE *
Obudził mnie budzik. Zaspana spojrzałam na jego cyfrowy wyświetlacz. Dziewiąta. Czas zbierać się na uczelnie, znowu nie było mnie tam parę dni,a jak chcę zaliczyć semestr to lepiej pokazać się przez belframi. Nadal, nieco zaspana zrzuciłam moje stopy na podłogę. Niespodziewanie napotkałam na coś miękkiego. Spojrzałam w dół. Płatki róż? A co to tutaj robi? Podniosłam wzrok. Kolejne płatki. Chwila... To wyglądało jak jakaś droga. Wstałam z łóżka i starałam się nią podążać. Cicho zeszłam na dół, tak jak prowadziły mnie płatki kwiatu aż w końcu przystanęłam przy stole w jadalni. Cały był przystrojony białymi różami,a pośrodku nich leżała mała koperta z napisem "Life is better when you're laughing." i mały, złoty klucz. Otworzyłam kopertę i spojrzałam na napis.
- Od Harry'ego...- zaczęłam czytać,staranie napisany list.
Witaj kochanie, mam nadzieję,że się wyspałaś. Wiesz jaki dzisiaj dzień? Podpowiem Ci, walentynki.
Chciałbym abyś posłużyła się mapką,którą znajdziesz w kopercie i kluczem,którego mam nadzieję,że nie zapomniałem zostawić przy niej. Gdy będziesz na miejscu, posłuży Ci on do otwarcia drzwi za którymi czeka Cię niespodzianka. Czekam&Tęsknię.
" Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy strzelać do niej
z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych
serc, ale ona jest sprytniejsza – wie, jak przeżyć. "
Uśmiechnęłam się do siebie. To było takie urocze... Jeszcze nikt, nigdy nie zrobił czegoś takiego dla mnie. Postanowiłam podjąć próbę i posłużyć się mapką,ale również powiedziałam sobie,że nie opuszczę dzisiejszych zajęć. Szybko pobiegłam na górę, rozczesałam swoje włosy, delikatnie się pomalowałam, spakowałam do torby notatnik, książkę na zajęcie z literatury i ubrałam się w TO i wyszłam z domu. Po wejściu do budynku szkoły od razu przeszłam do auli w której miałam zaraz mieć wykład. Usiadłam na moim miejscu i zaczekałam na dzwonek. Nagle powróciła do mnie myśl o Rachel. Dzisiaj dzień zakochanych, ona leży sama w szpitalu, Logan jest w Stanach,a ja nawet jej dzisiaj nie odwiedziłam. Ale przecież ona nie chciała mojego towarzystwa. Nie chciała aby chociaż jedna z nas na nią patrzyła. Uważała się już kompletnie za zwyrodniały egzemplarz, jakby... już nie potrafiła pogodzić się z tym co się stało,a przecież znałyśmy Claudię, dziewczynę która też to przeżyła. Ale nie dała przegrać walki z życiem. Na nowo powstała i starała się aby wszystko wróciło do normy. Nie było łatwo, zawsze to powtarza,ale nauczyła się na nowo kochać życie. Rachel też tak powinna. Musi spróbować inaczej już będzie za późno aby coś uratować... Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek, wyciągnęłam z torby notatnik i książkę i czekałam na panią profesor. Po godzinnym wykładnie musiałam zmienić salę, przeszłam pod drzwi z napisem "456", nacisnęłam na klamkę ale były zamknięte. Musiałam zaliczyć chociaż cztery godziny z filmografii i brakowało mi tylko jednej,ale Pan Fitc zawsze się spóźniał, więc zazwyczaj korzystając z tak zwanego "Kwadransu Akademickiego" zmywałam się z uczelni i miałam dzień wolny,ale dzisiaj postanowiłam poczekać. Byłam nie liczna bo z mojej grupy, która liczyła 98 osób pozostało tylko zaledwie 25. W końcu przyszedł i machaniem dłoni wprowadzał nas po kolei do auli. Musiałam wytrzymać tę ostaniom godzinę. Po kolejnej godzinie słuchania tego co mówiono na wykładzie poszłam do sekretariatu zapytać czy może nie zostanę zwolniona, skoro większości mojej grupy nie ma. A jednak moje słodkie oczka potrafią wiele załatwić i sekretarka bez problemu mnie wypuściła,a ja szczęśliwa pognałam do samochodu i pojechałam prosto do centrum handlowego. Musiałam przecież coś kupić Harry'emu, bez prezentu się nie obejdzie,ale problem polegał na tym iż kompletnie nie wiedziałam co mam kupić Haroldowi. Nagle, gdy przechodziłam koło sklepu z biżuterią zauważyłam to : BRANSOLETKA : Wiedziałam,że Harry'emu też się spodoba. On lubił takie duperele. Dam mu w prezencie. Poprosiłam ekspedientkę o zapakowanie tej bransoletki w ozdobne pudełeczko, zapłaciłam i wyszłam. Szybko wróciłam do domu, miałam nadzieję,że spotkam się z Dianą,ale nie było jej. Pewnie jest w pracy na pierwszą zmianę i wróci dopiero o 15,więc szybko wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy, wyprostowałam je i ubrałam się w to co miałam na sobie wcześniej. Włożyłam do torby mapkę, kluczyk i wyszłam z domu. Jechałam przez Londyńskie ulice,aż mapka nakazała mi się zatrzymać przy Abbey Road.
Wysiadłam z auta i rozejrzałam się,nie mogłam odleźć blogu 13. Postanowiłam poprosić o pomoc jednego z ulicznych przechodniów. Kazał mi iść jeszcze trochę prosto,a następnie skręcić w lewo. Jego rada była skuteczna,gdyż od razu trafiłam tam gdzie nakazywał mi rysunek. Otworzyłam drzwi i weszłam do budynku. Teraz tylko mieszkanie 6. Stanęłam na przeciwko białych drzwi. Zapukałam do nich,ale nikt nie otwierał. Znów zapukałam, nic. Może to pomyłka...Nagle coś mi się przypomniało.. nie bez przyczyny Harry zostawił mi klucz na stole. Musze spróbować. Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam dwa razy. A jednak,to nie pomyłka. Weszłam do środka. Pomieszczenie było puste. Ściany były tego samego koloru co drzwi,nie było żadnych mebli,ani obrazów. Moje buty wywoływały piekielne skrzypienie podłogi, wydawało mi się,że występuję w jakimś przeklętym Horrorze. Co ten Harry wymyślił?
- Jest tu ktoś?-zapytałam,ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Zrobiłam krok do przodu i zajrzałam do jednego z pomieszczeń. Dziwne, na samym jego środku stały wiadra z jakąś mazią. Podeszłam do nich bliżej. Przykucnęłam i zamoczyłam w mazi palec... Czekolada? Nie możliwe... Nagle za moimi plecami ktoś się odezwał.
- Cześć kochanie... Skoro lubisz czekoladę to co powiesz na mały dzień w niej?-zapytał Harry. Stał za mną trzymając w ręku wiadro pełne słodkiej cieczy. Nie zdążyłam mu nic odpowiedzieć, ponieważ... ten kretyn oblał mnie nią! Wydarłam się na niego! Po całości spływała po mnie słodka czekolada! Cała się lepiłam! Moje włosy...
- HAZZA, JUŻ NIE ŻYJESZ!-wydarłam się na niego. Złapałam na wiaderko stojące przy mojej nodze i wylałam na niego całą jego zawartość. Jego śnieżnobiały podkoszulek zabarwił się na brązowo, z Loczków kapała czekolada, przetarł swoje oczy rękoma i spojrzał na mnie gotowy do pojedynku.
- W takim wypadku wojna!- krzyknął i znowu wylał na mnie wiaderko. Przez dobre pół godziny wzajemnie okładaliśmy się zawartością wiaderek,których było pełno w domu, ślizgaliśmy się i śmialiśmy. W końcu wypompowani z sił, opadliśmy na płytki,które nawiasem mówiąc były w całości pokryte mazią,którą się obrzucaliśmy. Spojrzał na mnie spod poklejonych rzęs i uśmiechnął się.
- Dziękuję Ci z ten piękny dzień.-powiedziałam i również się uśmiechnęłam.- Nikt, jeszcze nigdy nie zrobił czegoś takiego dla mnie...
- Jesteś wyjątkowa, zasługujesz na coś wyjątkowego. -złapałam go za rękę.- Więc... może przypieczętujemy ten wyjątkowy dzień... wyjątkowo słodkim buziakiem?
- Nie głupi pomysł...-zbliżyłam swoje usta do jego ust.... To był niewątpliwie najlepszy,czekoladowy pocałunek świata. - Mam coś dla Ciebie....-wstałam i poszłam po torebkę,którą zostawiłam w przedpokoju, wyjęłam z niej małe pudełeczko i wróciłam do Hazzy.- Wszystkiego najlepszego z okazji dnia walentynek, skarbie.-podałam mu je. Otworzył i zrobił wielkie oczy. Widać było,że mu się podoba. Spojrzał na mnie wdzięczny.
- Dziękuję.-powiedział.-Ale nie uwierzysz... Ja też mam coś dla Ciebie...-wyjął z kieszeni małe zawiniątko i podał mi je, niespuszczająca ze mnie wzroku. Odwinęłam mój prezent i znalazłam w nim... Tę samą bransoletkę co ja mu kupiłam. Uśmiechnęłam się na jej widok. Aż nie możliwe!
- Oh, Harry! Dziękuję!
- Nie ma za co... Wiesz... może pójdziemy na kolację?
- W takim stanie?
- No nie... nie wpuszczą nas nigdzie.-zaśmiał się.- Tutaj jest łazienka, idź pierwsza. Na półce znajdziesz ubranie jakie zabrałem z twojego domu. Ja tu poczekam.
- Dobrze... ale najpierw musimy jeszcze coś zrobić. Czas na ostatni, czekoladowy pocałunek.
* Z PERSPEKTYWY RACHEL *
Znowu musiałam otworzyć oczy. Znowu musiałam dopuścić do swojej świadomości wiadomość,że nadal żyję jakbym nie mogła już o tym zapomnieć. Przecież już umierałam,nie byłam już częścią tego świata. Odchodziłam. Pogodziłam się z tym w dniu kiedy przywieziono mnie do szpitala i odzyskałam przytomność. Ja umrę, wiedziałam o tym bardzo dobrze jednak coś mnie powstrzymywało przed śmiercią... Nie wiem kim i czym była ta tajemna moc,ale wiedziałam,że muszę ją przezwyciężyć. Chcę już zapomnieć o tym co się stało, moje istnienie nie ma już sensu. A może nigdy nie miało? Do pokoju weszła rudowłosa pielęgniarka z tacą "pysznego", szpitalnego jedzenia.
- Musisz coś zjeść.-oświadczyła,jakbym nie wiedziała co powinnam robić,a czego nie.
- Później.
- Teraz musisz, za dwie godziny masz badania, lekarz prosił abyś zjadła chociaż miskę owsianki.
- Dobrze.. Zjem,ale za chwilę. Obudziłam się przed chwilą.
- Ale obiecujesz?
- Słowo harcerza.-westchnęłam poirytowana.- Em, Ella mogłabyś mi otworzyć troszkę okno? Duszno mi...-powiedziałam najsłodziej,jak tylko potrafiłam. Miałam plan, banalny ale miałam. Wystarczy poczekać aż Ella wyjdzie z sali i... wszystko może się udać. Pokiwała głową i podeszła by uchylić okno. Pff, a mówią,że to blondynki są głupie. Zdołałam się na słaby,blady uśmiech który miał jej pokazać,że już sobie poradzę i miło by było gdyby w końcu ztąd wyszła. Na szczęście zrozumiała aluzję. Odczekałam parę minut. Zrzuciłam swoje bose stopy z łóżka, wyrwałam przeźroczystą rurkę z mojej żyły. Czułam jak kręci mi się w głowie,ale to jeszcze chwila aż wszystko się skończy. Skończy się moje cierpienie i ból. Będę na zawsze wolna. Powili kroczyłam ku otwartemu oknu. Dasz rade, jeszcze chwila. Zaraz znikniesz na zawsze. Otworzyłam je jeszcze szerzej. Wdrapałam się na marmurowy parapet. Czułam,że łzy spływają mi po policzkach. Moja szpitalną tunikę targał wiatr. Jeszcze jeden krok. Zniknę. Zniknę. Zniknę. Czemu nie mogę zniknąć? Czemu się boję? Patrzyłam na rozpędzone auta... autobusy... taksówki... wszystkim się gdzieś śpieszy. Nie powinni się śpieszyć. Śmierć czeka za rogiem,a ja zmierzam na spotkanie z nią. Wstrzymałam ostatni oddech... Już nigdy powietrze nie wypełni moich płuc. Czułam jak moja bosa stopa napotyka na metalową listwę rynny. Teraz krok... Puściłam ręką oblamówkę okna. Już nic nie trzymało mnie w swoich sidłach. Metalowa listwa pode mną zapiszczała, ostatni sygnał ze świata żywych... Przełamałam się. Zrobiłam to. Samobójczy krok,ale teraz już powinnam spadać z dziesiątego piętra. Czułam jak czyjaś dłoń zaciska się na mojej. Ktoś nie pozwala mi odejść,ale dlaczego? Spoglądam w górę i widzę jego piwne oczy... jego zdeterminowaną minę... zacięte czoło... napięte ramiona... malinowe usta...
- Puść mnie!-krzyczałam przez gęsto płynące łzy!-Ja muszę umrzeć!
- Nie umrzesz!
- Pozwól mi! Nikt już nie chce mnie na tym świecie!
- Ja Ciebie chcę!
- Nie mogę Ci zaufać! Już nikomu nie zaufam.
- Możesz. Ja nigdy nie odejdę. Pozostanę przy tobie na zawsze,ale musisz mi zaufać.
- Po prostu pozwól mi odejść!-przekrzykiwałam wiatr. Za nic nie mogłam spać,choć tak bardzo chciałam.
- Nigdy, Rachel. Ja nigdy nie pozwolę Ci odejść. Pomogę Ci,nawet gdybym to ja miał odejść z tego świata.-słyszałam jak szlocha.- Ufasz mi?
- Ufam.-powiedziałam z ulgą.- Zawsze będę.-Nagle moja ręka podeszła pod górę. Wciągał mnie znowu do pomieszczenia szpitalnego. Tym razem nie bałam się stanąć. To w ułamku sekundy sprawił,że gęsta mgła która zasłaniała mi realia, chociaż na chwilę się ulotniła. Na chwilę. Rzuciłam się chłopakowi w ramiona. Wiedziałam,że chce mi pomóc ale nie wiedziałam czy ja potrzebuję pomocy. Czy warto mi spróbować? Próbować znowu życia? Cierpienia i bólu? Czym jest życie bez tego? Pustym wiatrem niosącym nadzieję... Nadzieja zawsze odchodzi ostania. Nie umrę dopóki ona nie umrze. Postawię się życiu i nadziei. To ja będę dyrygować.- Dziękuję Ci, Liam.-szepnęłam i wtuliłam jeszcze bardziej w Liama Payne.
* Z PERSPEKTYWY DIANY *
Siedziałam sama w domu, oglądałam telewizję zajadając się waniliowymi lodami. Nie tak wyobrażałam sobie walentynki. Właściwie,to jak ja sobie je wyobrażałam? Nie mam z kim spędzać tego dnia... Nie ma takiej osoby,która by chciała ze mną spędzić ten dzień,a jeżeli jest to za daleko... Zawsze marzyłam o wyjątkowej kolacji przy świecach, na przeciwko mnie mój ukochany,nie ważne kim on ma być, niech po prostu będzie... Rozmowa.. Nastrojowa muzyka, romantyczne chwile,a przede wszystkim miłość. Czy aż tak wiele pragnęłam? Prosiłam tylko o jednego, wyjątkowego mężczyznę,który zaspokoił by mnie już zawsze... Ale trudno, najwyżej zostanę starą panną z kotami. To się przeżyje, będę mieć towarzystwo. Czekałam na coś co nigdy się nie wydarzy przecież mogłam pozwolić się zaprosić Niallowi na randkę. Czy powinnam żyć teraźniejszością? Czy powinnam zapomnieć o tym,że istnieje taki ktoś jak Daniel,który akceptuję tą Listową Dianę? Może powinnam zapomnieć o chłopakach i stać się lesbijką? Nie... to odpada. Boże, Diana co jest z tobą do cholery nie tak? Zawsze coś knocisz. Czy nic w twoim życiu nie może być na tyle trwałe,abyś ty spokojnie mogła się do tego przyzwyczaić? Caroline znalazła super chłopaka i pewnie teraz się z nim świetnie bawi. A ty samotnie siedzisz przez telewizorem i opychasz się lodami. Niech teraz coś się wydarzy! Natychmiast! Już! I zadzwonił telefon... dziwne, jakiś nie obcy numer... Pewnie odebranie tego połączenia będzie mnie drogo kosztować,ale skoro to może coś zmienić... Nacisnęłam na zieloną słuchawkę.
- Tu Diana, halo?- i ta głucha cisza po drugiej stronie. Żadne słowa, żadne zdania... Cisza... Głęboki oddech tej drugiej osoby....- Słyszę jak oddychasz...-szepnęłam.
- D...Diana?-zapytał męski, doniosły głos.
- Tak... Z kim rozmawiam?
- To ja...-urwał. Czułam jak dłonie mi drąż.- To ja, Daniel....
- Daniel? Nie możliwe... Jak znalazłeś mój numer? Gdzie teraz jesteś? Jak się czujesz? Opowiadaj! Tęsknię za tobą! Za twoimi listami!-nie wiem czemu,ale ten zlepek napotkanych słów był dla mnie tak bardzo ważny. Chłopak po drugiej stronie westchnął z ulgą.
- To ja, wiesz.. istnieje coś takiego jak książka telefoniczna, teraz wracam z moim zespołem z Nowego Jorku. Zagraliśmy cztery koncerty i chłopaki narznęli się w trzy dupy i ja jestem chyba jedyny trzeźwy..-zaśmiałam się do słuchawki. Pisał mi,że jego koledzy mają... drobne problemu z alkoholem.- U mnie wszystko w porządku... Dostałaś mój list ze stycznia?
- Tak,dostałam....
- Chciałbym się z tobą zobaczyć...ale w rzeczywistości,a nie przez słowa.
- Myślisz,że ja tego nie chcę?
- Tego nie powiedziałem, tylko po prostu nie wiem dlaczego tak tęsknię... Proszę jeżeli chociaż nadarzy Ci się jakaś okazja przyjazdu do Los Angeles to daj mi znać, mój numer teraz już znasz.... Diana, ja muszę Cię zobaczyć.
- Ja Ciebie też, Danny.
- Przepraszam, ale muszę kończyć.... Dylan właśnie wymiotuje... Może jeszcze zadzwonię do Ciebie, trzymaj się. Tęsknię.
- Ja za tobą też.-powiedziałam nadal nie dowierzając temu,że właśnie kończyłam rozmowę z mężczyzną z zupełnie nie mojego świata. Byłam aż tak nieświadoma tego wszystkiego,że nawet nie zauważyłam,że już się rozłączył i nawet nie zauważyłam,że właśnie w tej chwili do pokoju weszła Caroline przyglądając się mi podejrzanie.
- Czemu masz telefon przyłożony do ucha i czemu tak nagle zainteresowałaś się dywanem?- zadała. Czułam,że się rumienię. Przecież to Carls, moja przyjaciółka... mogę jej o nim powiedzieć... A jeżeli uzna,że to co robię jest kompletnie dziecinne,że nie powinnam się angażować w coś czego tak naprawdę jeszcze nie ma? Wstrzymałam oddech, czułam,że moje dłonie znowu zaczynają się niemiłosiernie trząść. Spojrzałam na nią przestraszona, nie wiedziałam od czego zacząć. Jak to wszystko opisać i przelać w słowa. Spojrzała na mnie zmartwiona. Martwiła się o mnie,a ja nie wiedziałam jak mam się zmusić do powiedzenia czegokolwiek.
- Rozmawiałam z Danielem. To od niego dostałam ten list z Los Angeles... Piszemy ze sobą już dwa lata... I między nami chyba coś jest, mimo tego,że nigdy nie miałam okazji poznać...- powiedziałam w skrócie, myślałam,że na pierwszą rozmowę o nim to wystarczy,ale Caroline chciała jeszcze więcej wiedzieć... więc opowiedziałam jej wszystko. Pokazałam nawet listy,które trzymałam w kartonowym pudełku, pod łóżkiem. Gdy tylko opisywałam jej Daniela ona się uśmiechała do mnie.
- Jesteś zakochana.-oznajmiła na koniec.
- Ale ja go praktycznie nie znam...
- Znasz,jeżeli jest taki sam jak w listach i gwarantuję Ci,że go kiedyś poznasz.-pogłaskała mnie po ramieniu dodając mi przy tym otuchy.- Będzie dobrze, nie martw się. Skoro zadzwonił dzisiaj o to znaczy,że wszystko jest bardzo dobrze.
- No nie wiem...
- Oj przestań..
- A jak tobie minęły walentynki?
- Em, no więc... Harry wymyślił "Dzień w czekoladzie", żebyś zobaczyła mnie z trzy godziny temu. Od stup do głów byłam pokryta słodką mazią. Ale było niesamowicie. Dał mi tę bransoletkę.-pokazała palcem na swój nadgarstek.- Wiesz co jest najśmieszniejsze? Ja też mu taką kupiłam.
- Owww, jakie to słodkie!
- I... powiedział mi wczoraj,że mnie kocha...
- A ty?
- Nie powiedziałam mu tego.
- Ale kochasz go?
- Na zabój.- powiedziała ze śmiertelną powagę. Im bardziej jej się przyglądałam, tym bardziej utrzymywałam się w przekonaniu,że moja przyjaciółka wpadła po uszy i nie skończy się to tak łatwo.
_______________________________________________________________________
Rozdział walentynkowy już jest! Postanowiłam,że w ten szczególny dzień nie zadbam ani jednej z dziewczyn i postanowiłam historię podzielić na trzy akapity. Sporo się dzieje,nie? Czy was też ciekawi co z Rachel, Loganem i Liamem? Mnie bardzo ;) Kolejny rozdział już nie długo, chyba,że nie przeżyję wywiadówki.
Pozdrowionka.
Macie tu jeszcze kartkę od Harry'ego dla Caroline.
- Jerr.
KOCHAM TEN ROZDZIAŁ, KOCHAM GO ♥ też chce mieć taki dzień czekolady :D Jeju, jak dobrze, że Rachel żyje, bez niej byłoby nudno i smutno... :( I ten telefon :P aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa ♥♥♥
OdpowiedzUsuńnominowałam cię do Liebster Award. Zapraszam do mnie http://till-we-die-opowiadanie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWIESZ, ŻE CIĘ NIENAWIDZE :((((((((
OdpowiedzUsuńoh Co by tutaj pisać. Rozjebałaś system.
OdpowiedzUsuńJa chce tak pisać , chce też być tak fotogeniczna jak ty do cholery.
Nie ważne.
Rozdział ufff oddychaj Natalio, oddychaj !
Już dobrze
Mówisz, ę nie przeżyjesz wywiadóki?
Ja miałam 2 zagrożenia oczywiście wybrnęłam, ale moja mama o tym nie wiedziała. To ja będę mieć przerąbane.
Czekam na kolejny rozdział.
Dżerr
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!! Dajcie mi czekoladę!!! ;)
OdpowiedzUsuńSuper miałaś pomysł z tym "dniem czekolady", to było świetne! :D Harry się postarał... Ehh, kto mi kiedyś zrobi takie walentynki..? Ale wracając do rozdziału: narracja Rachel wyszła ci po prostu zaje.biście! Dosłownie czułam te wszystkie emocje... I wejście Liama... A co z Loganem?! Zbyt dużo pytań, za mało odpowiedzi. Z kim ona będzie? Czekaj, muszę wziąć oddech!
No i ten telefon... Daniel... Jak mówił o zespole, to przez chwile myślałam, że jest jednym z 1d, a jako "daniel" podpisuje się pod listami do Diany... Niczym "Listy do Julii" :3 Tak jakoś mi się skojarzyło...
Tylko jedno mnie zastanowiło: wtedy, gdy Carls opisuje wszystko przed spotkaniem z Harrym, miałam wrażenie, że nie przeczytałaś tej części jeszcze raz. Ale to może tylko moja wrodzona czepliwość...? ;)
Bardzo fajnie wymyśliłas ten walentynkowy rozdział: było romantycznie, dramatycznie, niespodziewanie... Czyli wszystko, co musiało się znaleźć.
Jak zawsze pod wrażeniem i czekająca na kolejny rozdział
Merr
Carls! Też chce takie dzień czekolady! *_*
OdpowiedzUsuńRachel, matko jakie to było cudne... jak Liam.. i .... owww.
Będą razem? Dawaj kolejny rozdział! :p
/Ans
Awwwww!!!! <3
OdpowiedzUsuńJestem strasznie ciekawa czy Rachel i Liam będą razem! *,* Oby tak!
Czekam na kolejny rozdział! ;33
/Klaudia
Coraz ciekawiej się dzieje :D
OdpowiedzUsuńKlaudio z anonimka, błagam nie rób tego mojej Rachel :(((
OdpowiedzUsuńJa wiem, co dla niej najlepsze, ale że kocham o ufam mojej Jerr to wiem, że jakoś przebrnę ♥
Boż... jak ja kocham te twoje opowiadania o 1D ♥
OdpowiedzUsuńCiekawie się robi w twoich opowiadaniach.
Pozdrawiam
Nieznajoma11
Ponieważ nie masz spamownika, a na H&H nie wiem, czy jesteś, jestem zmuszona (haha) poinformować cię o nowym rozdziale tutaj ... Tak więc: jest u mnie NN :D Serdecznie zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńMerr
PS Nadal czekam na kolejny rozdział u Cb! Obojętnie, na którym blogu ;*