sobota, 27 kwietnia 2013

potrzebuję odpoczynku.

Chciałam bardzo przeprosić.
Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział. Sama już nie wiem co się u mnie dzieje. Potrzebuje czasu, aby ogarnąć moje prywatne sprawy... muszę sama ogarnąć siebie, bo chyba pomyliłam życie z życiem Caroline i reszty... przykro mi, ale nie wiem kiedy dodam coś na bloga. Może minie jeszcze tydzień, dwa... nie mam pojęcie. Przepraszam was, do zobaczenia. Kocham. Jerr.
Bardzo serdecznie dziękuję szabloniarni, Krucze Szablony za wykonanie dla mnie szablonu! 

wtorek, 16 kwietnia 2013

026. "Moja historia"

* CAROLINE * 

- Niall, gadaj w końcu co się stało.-powiedział lekko już zdenerwowany Harry. 
- Chodzi o to,że...-zapowietrzył się.- Całowaliśmy się i zadzwonił jej telefon.. znowu! Rozmawiała z kimś i nagle, znowu 'musiała już iść'-powiedział robiąc cudzysłów w powietrzu. 
- Co dalej? 
- Pobiegłem za nią, starając się aby mnie nie zauważyła... 
- Ty byłeś cicho? nie wierzę.-powiedział Harry,uśmiechając się do blondyna przyjaźnie. 
- Dobra, nie ważne.-powiedział.- Poszedłem za nią, okazało się,że mieszka w jakiejś starej, zapuszczonej kamiennicy. Weszła do mieszkania na drugim piętrze. Drzwi były strasznie poniszczone.. takie jakieś nie wiem.. bordowe? tak,chyba tak. Podszedłem bliżej i tam była złota plakietka z napisem ' Sophie&Stephan Turner' i imię mężczyzny było przekreślone markerem. Trochę się zdziwiłem i przybliżyłem się, sprawdzając czy może coś jeszcze pisze i nie zauważyłem, że koło mojej nogi leży butelka z mlekiem. Zrzuciłem ją niechcąca ze schodów i to bardzo głośno. Usłyszałem,że ktoś zbliża się do drzwi. Zbiegłem na dół i obserwowałem koło drzwi piwnicy. Wyszła z mieszkania, rozglądała przez chwilę i znowu weszła do środka. Ok, trochę byłem zdziwiony, bo nie wygląda na biedną. Czekałem trochę przy tej kamiennicy i po jakiejś godzinie wyszła z niej. Wyglądała zupełnie inaczej... miała wyzywające cichy i makijaż. Czekała na kogoś przy drodze, aż nagle podjechał jakiś czarny samochód i ją zabrał.. nie wiem dokąd,ale martwię się jak cholera! Nie odbiera moich telefonów.. 
- Czekaj... całowaliście się?-bąknął Harry,a Niall spiorunował go wzrokiem. 
- Bądź poważny,ok?-skarciłam loczka.- Może... nie wiem, spróbuj jeszcze raz zadzwonić? 
- Próbuję cały czas!-jęknął zrozpaczony.
- Spróbuj zadzwonić do niej wieczorem, albo rano.-poradziłam.
- Dobra, przepraszam, że wam znowu przeszkodziłem...-westchnął.
- Nic się nie stało...-odpowiedziałam z uśmiechem spoglądając na Harry'ego.- Ja i tak już muszę spadać, jutro rozpoczyna się reklama kampanii.
- Już idziesz?-spytał smutny Harry.
- No tak, muszę się wyspać i jeszcze ogarnąć notatki ze studiów.. dawno nie byłam na uniwerku.
- Zadzwonisz po wywiadach?
- No jasne.-uśmiechnęłam się.- A i jeszcze jedno... co mam powiedzieć, jakby spytali o Ciebie? Przecież nie mogę powiedzieć, że jesteśmy razem.
- Powiedz,że się tylko przyjaźnimy.-powiedział obojętnie.
- Tylko.-powtórzyłam oschle.- To cześć.

    Te słowa trochę mnie zabolały,ale dobrze wiedziałam, że on nie ma innego wyboru i musi się z tym kryć. Wyszłam z domu chłopaków i tuż po chwili byłam już u siebie. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, gdzie nadal nikogo nie było. Zrzuciłam z siebie sweterek w którym było mi strasznie gorąco. Weszłam po schodach na górę i skierowałam się do mojego pokoju. Usiadłam przy drewnianym biurku, zapalając beżową lampę z abażurem i zaczęłam wyciągać pogniecione notatki, wciśnięte w głąb szuflady biurka, gdy nagle usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.

" Carls, mogę do Ciebie wpaść? nie mogę wytrzymać sama w domu... Eleanor xx " 

    Przeczytałam wiadomość w skupieniu. Było mi strasznie szkoda El, sama nie przypuszczałam,że Lou może być.. gejem.. Szybko odpisałam przyjaciółce, na sms'a. " Jasne,że tak. Przyjeżdżaj. :) " Zeszłam na dół, przygotować na przyjazd przyjaciółki dwa kieliszki i wino, po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi i natychmiastowo poszłam je otworzyć. - Cześć.-powiedziałam ściskając przyjaciółkę.

- Hej..-szepnęła słabym głosem i weszła do środka, ściągając chabrowy płaszcz. Starłam się jej przyjrzeć, ale brązowe loki, opadały ciemną zasłoną na jej twarz. Słyszałam jak cicho pociąga noskiem i wypuszcza zmęczona, przez usta powietrze.
- Jak się... trzymasz?-spytałam niepewnie.
- Daj spokój.-odchrząknęła.
- To co... wino?
- Jasne.-odpowiedziała ze słabym uśmiechem i razem przeszłyśmy do salonu, gdzie czekała na nas butelka alkoholu i dwa szklane kieliszki. Usiadłyśmy na miękkie kanapie, a ja złapałam za szkiełka i nalałam do nich purpurowego płynu, podając jeden z krystalicznych kieliszków mojej przyjaciółce. Sączyłyśmy płyn w grobowej ciszy. W duchu powtarzałam sobie, że Eleanor odezwie się wtedy kiedy będzie miała potrzebę i wszelkie zbędne wypytywanie jej o Louisa jest kompletnie niepotrzebne. A jednak, nie pomyliłam się.- Nie wiem co teraz powinnam robić...-jęknęła ocierając pojedynczą łzę, która spłynęła po jej policzku.
- Powinnaś starać się odpocząć od tego wszystkiego.-powiedziałam dobierając łagodny ton głosu.
- Co jeśli ja nie chcę wcale 'odpoczywać'?-spytała zaciskając usta.- Przyzwyczaiłam się do takiego życia. Byłam dziewczyną Louisa Tomlinsona, piosenkarza, członka zespołu One Direction... Kim jest Eleanor Calder bez swoje połówki?
- Niesamowitą dziewczyną.-odpowiedziałam uśmiechając się w jej kierunku.- Miłą i szczerą. Pomocną i przyjacielską... starasz się tak wiele rzeczy naprawić naraz, a na tym nie polega ten świat, El. Nigdy nie był idealny, żadne z nas nie było idealne.
- Lou był idealny...
- Zastanów się... Louis nie miał żadnych wad? To nie możliwe! Każdy je ma, może nie widzimy ich na co dzień, ale one są w nas! Skrywane w głębi skorupy naszego serca... na pierwszy rzut oka, każdy może być idealny.. jednak z biegiem czasu wszystko się zmienia. Kochałaś Lou i jestem święcie przekonana, że on Ciebie też.-szepnęła.- Ale obydwoje zmieniliście się podczas tych dwóch lat spędzonych razem.Może dopiero teraz Lou dostrzegł jak bardzo się zmienił. Może zawsze taki był, ale skrywał to na tyle głęboko w swojej podświadomości, że dopiero to wyszło na wierzch, niczym oliwa, która zawsze jest sprawiedliwa.
- Tylko dlaczego to tak bardzo musi boleć?
- Taka jest kolej rzeczy.-szepnęłam obejmując ją ramieniem.- Jesteś młoda i piękna.. znajdziesz lepszego faceta niż on! Wystarczy tylko trochę poczekać, a wszystko się ustabilizuje.
- Naprawdę tak myślisz?-spytała.
- Sama tego doświadczyłam.-powiedziała uśmiechając się ze smutkiem.- Chłopak, którego pokochałam zdradził mnie z najlepszą przyjaciółką... strasznie się bałam powierzyć komuś moje serce kolejny raz, ale pojawił się Harry... boże, jak teraz o tym pomyśle to chce mi się śmiać.-jęknęła.- Mieliśmy być 'przyjaciółmi', ale coś długo to nie trwało.-zaśmiałam się.- Strasznie nas do siebie ciągnęło i w pewnym momencie... bach! stało się. Jego zielone oczy, dołeczki.. to wszystko tak mocno mnie do niego przyciągało, że nie potrafiłam się powstrzymać od przebywania w jego towarzystwie. Myślę,że on też czuł to samo. Więc nie obawiaj się przyszłości, bo nie zawsze historia kończy się czarnym scenariuszem.
- Chciałabym w to uwierzyć, Caroline.-powiedziała ze słabym uśmiechem.
- Kiedyś uwierzysz.-odpowiedziałam.- I przypomnisz sobie moje słowa. Zawsze warto trwać, bo nie znasz dnia ni godziny kiedy całe twoje życie obróci się o 180 stopni.- powiedziałam mocno ją przytulając.- A teraz chodź ze mną na górę, pomożesz mi trochę ogarnąć moje papiery na górze.
- Myślisz,że jestem w stanie Ci w tym pomóc?-spytała.
- No jasne.

***
   Idąc na górę, do mojego pokoju zabrałam ze sobą butelkę wina, to tak na rozluźnienie. Chciałam jakoś oderwać ją od myślenia o Louisie. Wiedziałam, że to może być cholernie trudne...ale zawsze warto próbować. Weszłyśmy do środka, Eleanor usiadła na łóżku i ze skwaszoną miną spojrzała w kierunku ogromnej półki z której wręczy wylewał się ocean nieposortowanych papierów.

- To do roboty.-powiedziałam sama do siebie i uśmiechając się pod nosem zdjęłam z samej góry kartonowy pojemnik we wzorki, uważając przy tym aby nie spadł mi na głowę. Nie paliłam się do roboty, wręcz odwrotnie ale robiłam to dla przyjaciółki. Wysypałam zawartość kartonowego pudła i zaczęłam przeglądać kolorowe papiery. Tysiące papierów, umowy, kontrakty.. wszystko. Nagle poczułam, że staję na czymś twardym... czymś zupełnie innym. Rzuciłam przelotne spojrzenie, na przedmiot i nagle... poczułam jak moje serce zabiło co najmniej trzy razy szybciej. Brązowy notatnik leżał na podłodze kompletnie zapomniany przez wszystkie laty... Drżącą ręką sięgnęłam po zeszyt w którym zawarta była moja historia. Ogromny ból rozpalił moją czaszkę... przeszłość zaczęła powracać z zawrotną prędkością... ciemne plamki zatańczyły mi przed oczyma i po chwili słyszałam tylko głuchy trzask ciała opadającego o drewnianą podłogę. To było moje ciało,a ja udawałam się ku nicości...

* Caroline * 
- Boston, październik 2008 -

   Wpadłam do domu cała roztrzęsiona i przemoknięta. Czułam się jak wrak człowieka, pozbawiona duszy i człowieczeństwa. Pozbawiona uczuć. Kamienne serce które ciążyło mi na piersi, kołatało zadając mi ból. Powietrze niczym gęsty dym, czadził moje płuca. Wszystko było takie mgliste... nietrwałe. Weszłam do pustego pokoju, zamykając za sobą drzwi na klucz. Pragnęłam samotności jak jeszcze nigdy dotąd. Samotność koiła moje oderwane od duszy ciało. Nie wiedziałam co robię, dlaczego cokolwiek robię. Przecież mogłabym problemy odsunąć daleko od siebie, tak jak robiłam to zawsze, ale teraz po prostu nie potrafiłam. Czułam,że tylko jedna rzecz może mi pomóc. Tylko jedyna rzecz jest w stanie coś zmienić. Klęknęłam przed dużą szafą w odcieniu miedzianego brązu i wyciągnęłam, głęboko skrywane pudełeczko. Srebrne narzędzie ratunku spoczywało na dnie bladoniebieskiego opakowania. Drżącą ręką wyciągnęłam smukłą żyletkę, ściskając ją w dłoni. Nie czułam bólu, czułam satysfakcję. Szkarłatny płyn wypływał z małej, cienkiej ranki zdobiąc śnieżnobiały nadgarstek.
- Caroline, otwieraj!-krzyczała uderzając pięściami o drzwi. Nie słuchałam jej, nie chciałam jej słuchać. Nagle zamek w drzwiach zaskrzypiał, co z tego? To nie miało najmniejszego sensu. Ja nie miałam sensu. Moje istnienie nie miało sensu. Nic nie miało tego cholernego sensu! Kobieta, uderzająco podobna do mnie wpadła do pokoju patrząc na mnie z groźną miną. Ciemne włosy opadały na wiecznie wyprostowane plecy,a jej usta pomalowane szminką w odcieniu brzoskwini wykrzywione miały w grymas, z resztą tak jak zawsze...- Co ty robisz, dziecko? 
- Nie twoja sprawa!-wykrzyczałam przez łzy, ściskając rękę z której sączyły się pojedyncze kropelki krwi. 
- Jesteś moim dzieckiem, ja Cię urodziłam i mam prawo wiedzieć! 
- O niczym nigdy się nie dowiesz!-powiedziałam zaciskając łzy. Odsunęłam grzywkę z mokrego czoła i wybiegłam na dwór, nie zważając na deszcz. Płakałam, niebo też płakało. Nasz słone łzy łączyły się w jedność. Byłam jego jedynym towarzyszem wśród monotonie, przygnębiających, szarych chmur. Biegłam przed siebie, chwilami upadając na kolana... Dłonie krwawiły,a ja miałam ochotę pluć krwią. Opierając się rękoma o betonowy chodnik jakoś udało mi się podnieść. Boston skąpany był w strugach deszczu,a ja nie widziałam poza nim innego świata... Jesień zrzuciła swój płaszcz tego roku zbyt wcześniej. Nadchodziła zima, znów emocjonalnie będzie gorzej... Zamykając senne oczy powracało do mnie wspomnienie. Jego uśmiech, jego oczy... jego dłonie. Brzydziłam się swojego ciała, moich ust moich rąk... Brzydziłam się samej siebie. Pozwoliłam na to aby mną manipulował, aby mnie zmieniał i wykorzystywał. To nie było najsmutniejsze. Najsmutniejsze było to,że mu zaufałam... Krocząc samotnie szarą ulicą, przyglądałam się ciemnym sylwetką nieznajomych. Nikt nie przejmował się przemoknięta dziewczyną. Na głowie miała kaptur jej ulubionej bluzy,a ręce starała ukryć się w jej kieszeniach. Rozglądała się nerwowo we wszelkie strony, mając wrażenie, że zaczyna majaczyć. Świt wokół niej zdawał się rozpływać, ale najgorsze w tym wszystkim było tylko to, że nie potrafiła przegonić złego obrazu. Zmęczona marszem, oparła się plecami o pień drzewa... delikatne słońce wychylało się za mglistych chmur, dając wszystkim nadzieję... wszystkim, ale nie jej. Zmęczona, ciężko oddychała spoglądając na tętniącą życiem ulicę. Samochody z zawrotną prędkością przejeżdżały tuż koło niej. Nie wiedziała co robi, ale pragnęła uśmierzyć ból, który jej zadano. Wyciągając srebrne narzędzie ukojenia, wbiła je z mocą w prawy nadgarstek, tak że tylko najmniejszy kawałek wystawał z jej ręki. Syknęła z bólu, uśmiechając się pod nosem. Ostatni ruch i będzie po wszystkim.- pomyślała modląc się w duchu o wybaczenie. Zrobiła krok w przód... Żółte światło nadjeżdżającego samochodu oświetliło jej twarz. Teraz już nic nie czuła. Bezwładnie poruszała się w powietrzu niesiona razem ze wspomnieniami i tajemnicą, która miała pozostać tylko z nią do końca jej dni.

* Caroline * 
- Boston, maj 2009 - 

   Dobrze pamiętałam tamten dzień. Siedziałam wtedy samotnie na werandzie mojego domku, przyglądając się tętniącej życiem ulicy, czując na skórze delikatnie muskający mnie, majowy wietrzyk. Delikatnie, bosą stopą odpychałam się od nierównej, drewnianej podłogi werandy, huśtając się na białym hamaku. Ślepym wzrokiem wodziłam po białych bliznach, które były pamiątką tamtego zdarzenia. Minęło pół roku. Pół roku pełne wizyt u psychiatry, które nic mi nie dawały. Ale to nie miało znaczenia. Matka się uparła. Z resztą tak jak zawsze, stawiała na swoim. Była nauczycielką w pobliskiej szkole i nie mogła sobie pozwolić aby po okolicy pałętały się plotki, że córka nauczycielki o wysokim wykształceniu jest samobójczynią. Tak właśnie mnie nazywano. Jestem Caroline Wish i w wieku piętnastu lat miałam swoją pierwszą próbę samobójczą, która w zupełności oddaliła mnie od mojej 'rodziny'. Zamknęłam się w sobie od tamtego zdarzenia, stałam się jeszcze bardziej nie obecna niż byłam. A to za sprawą dwójki, najważniejszych osób w moim życiu. Cassie i Diego. Diego i Cassie, dwie najważniejsze dla mnie osoby, które perfidnie mnie wykorzystały i zraniły. Codziennie wracałam pamięcią do tamtego zdarzenia, mimo tego, że tak bardzo nie chciałam już o tym pamiętać. Chciałam zapomnieć o krzywdzie jaką mi wyrządzili, ale gdy tylko o tym myślałam miałam ochotę sięgnąć po żyletkę i załatwić te sprawę raz,a dobrze. Nagle usłyszałam trzask. Ktoś lekko stawał kroki na skrzypiącej powierzchni werandy. Ułamek sekundy i za rogu wyłoniła się postać drobnej, ale za to władczej i wpływowej kobity. Włosy spięte miała w kok, a usta pomalowane ciemnoróżową szminką. Na sukienkę do kolan zarzucony miała czarny sweterek. Patrzyła na mnie z góry, unosząc lekko jedną brew. Usta wykrzywiła w grymas, jak zawsze. 
- Może byś mi pomogła.-powiedziała wskazując na torbę zakupów, którą trzymała w lewej dłoni. Niechętnie wstałam z miejsca mojego wypoczynku i bez słowa podeszłam zabierając reklamówkę z jej rąk. Otworzyłam drzwi do domu i zamykając je jej przed nosem, weszłam do środka. Nie odzywałam się do niej od czterech miesięcy. W domu panowała grobowa cisza i tylko dźwięk odpalanego silnika motoru mojego ojca, który wydobywał się każdego wieczoru za ścian garażu nam towarzyszył. Potrafiłam tygodniami siedzieć na drewnianym krześle w jadalni i przyglądać się zżółkniałym firanką. Czułam jakbym już nie należała do tego świata, nie pasowała tutaj. Uciekałam do magicznego miejsca w którym liczyłam się tylko ja. Postawiłam na jadalnym stole woreczek zakupów i zgrabnie przeszłam do wyciągania ich z środka. Po chwili moja rękę napotkała na coś twardego, o podłużnym kształcie. Wyciągnęłam przedmiot, który po chwili okazał się... pamiętnikiem.- Skoro mnie nie chcesz nic mówić, to powiedz jemu.-powiedziała z nieugiętą miną, jednak jej oczy pokazywały jak wiele uczuć i emocji targa nią od środka. Rzuciłam jej przeciągłe spojrzenie, podnosząc brwi do góry.- Niech pamiętnik będzie twym przyjacielem, skoro ja nim nie potrafię być...-powiedziała skrywając głęboko w sobie płacz i histerię. Tak bardzo chciałam podejść i przytulić ją do siebie, ale nie potrafiłam. Byłam zbyt słaba, jeszcze zbyt słaba. Zdobyłam się jedynie na słaby uśmiech i przyciągając do piersi pamiętnik pomaszerowałam do swojego pokoju...

   Minęło popołudnie,a ja twardo wpatrywałam się w okładkę zeszytu, który w każdym momencie mógł stać się moim przyjacielem. Za oknem, zapadał już wieczór,a gałęzie wierzb niesione chłodnym wiatrem uderzały w szybę okna. Rozkojarzonym wzrokiem, nieustannie wpatrywałam się w zeszyt. Mocno ściskałam w prawej dłoni czarny długopis, zastanawiając się czy powinnam... Nagle coś kazała mi to zrobić. Usiadłam przy biurku i po prostu... zaczęłam pisać. Nie czułam jak łzy spływały po moich policzkach, słyszałam tylko
jak z głuchym dźwiękiem odbijają się od kartek pamiętnika. Wpisałam tam mój każdy sekret, każdą tajemnicę. To tam na nowo odradzała się moja dusza, czułam, że to jedyne miejsce do którego powierzałam moją historię. To tam nauczyłam się inaczej patrzeć na świat,a moje każde przemyślenia chowałam na samotnych kartkach dziennika mojego życia. W ciągu kolejnych trzech miesięcy, zaczęłam stawać się inną osobą. Odkryłam unikalny świat, do którego tylko ja miałam wstęp. Odsunęłam od siebie maskę samotnej i przestraszonej dziewczyny. Tamta Carls czekała tylko na moment w którym się ujawni. Widziała co już chciała robić, jak żyć... tylko bała się jak zareagują na to inni.

* Caroline * 
- Boston, sierpień 2010 - 

   Siedziałam przy mahoniowym stole, ponuro grzebiąc widelcem w talerzu. Nie wiedziałam jak mam im o tym powiedzieć... strasznie się bałam, ale musiałam. Matka obdarzyła mnie surowym wzrokiem, wymownie spoglądając na mój talerz. No, niech jeszcze pomyśli,że mam anoreksje, bo samobójczynią już jestem! Podniosła jedną brew do góry i otworzyła usta, aby coś powiedzieć gdy ja w końcu odważyłam się poruszyć ten temat.

- Wyjeżdżam.-szepnęłam cicho, wbijając wzrok w talerz. 
- Słucham?
- Wyjeżdżam.-powtórzyłam twardo spoglądając w jej błękitne tęczówki z których bił blask. 
- Gdzie?-spytała krótko. 
- Do Londynu. 
- Dlaczego? 
- Potrzebuję. 
- Dlaczego?-powiedziała niemal krzycząc, poprzez zaciśnięte zęby. 
- Dzięki pamiętnikowi odkryłam to Co chcę robić.-odpowiedziałam.- Dostałam stypendium. Chciałam to zachować w tajemnicy do tej rozmowy. Mam już siedemnaście lat. Mam prawo decydować o tym jak moje życie będzie wyglądać i widzę je właśnie tam. Nie tutaj, przepraszam... za dwa dni mam pociąg. 
- Nigdzie nie jedziesz.-krzyknęła podrywając się od stołu.- Rozumiesz? 
- Ale czemu? 
- Tutaj jest twoje miejsce, Caroline. 
- Nie.-powiedział mój ojciec, który przysłuchiwał się tej rozmowie z olimpijskim spokojem.- Jej miejsce jest tam, gdzie niesie ją serce.
- Jacob...-warknęła w jego kierunku. 
- Nie, Elizabeth. Niech wyjeżdża, niech spełni marzenia... jeżeli czegoś nie osiągnie... po prostu wróci. Dajmy jej szansę na spełnienie się. 
- Kim chcesz być?-spytała. 
- Będę dziennikarką, mamo.-odpowiedziałam , dumnie podnosząc głowę do góry.- Świat o mnie usłyszy, zobaczysz.

* Caroline * 
- Londyn, kwiecień 2011 -

   Z zawrotną prędkością kartki kalendarza opadały na podłogę, ukazując mi już prawie rok spędzony poza moim rodzinnym miasteczkiem. Nie przypuszczałam, że tak łatwo będzie mi się tutaj żyć. Tydzień temu skończyłam osiemnaście lat- czyli prawnie mogłam decydować nad moim własnym życiem. Na uczelni, do której się dostałam było ciężko, ale to był zaledwie początek. Masa innych ludzi chciała osiągnąć to samo co ja, a konkurencja naprawdę była ostra. Powoli odpychałam od siebie tamto zdarzenie, zaczynałam żyć na nowo. Chociaż wcale nie było mi łatwo, jak to w życiu- zdarzały się i te dobre momenty, i te złe. Pewnego słonecznego dnia zadowolona wyszłam z ogromnego gmachu mojej uczelni i główną ulicą skierowałam się do centralnej części miasta. Słońce wybijało się znad wysokich kamienic, niemiłosiernie prażąc i rażąc w oczy. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i przyspieszyłam tępa mijając przypadkowych przechodniów.Delikatny wietrzy swobodnie kołysał moją żółtą sukienką, a ja nie przypuszczałam, że w tak słoneczny dzień wszystko może się zmienić. Krocząc samotnie przez Londyńską ulicę, uśmiechałam się do mijanych przeze mnie ludzi. Świat był piękny, a ja dopiero po tak długim czasie zaczęłam to zauważać. Wstąpiłam do pobliskiej biblioteki, która była połączona z kawiarnią. Zabrałam z pułki mały tomik poezji Szekspira i zwarcie podeszłam do lady kawiarenki. 

- Poproszę małą Latte z karmelem, na miejscu.-powiedziałam z perlistym uśmiechem i w oczekiwaniu zaczęłam wertować stronice, tomiku poezji. Po pięciu minutach, rudowłosa kobieta pracująca w ów kawiarni podała mi napój. Zapłaciłam i usiadłam przy wolnym stoliku. Mogłam czytać godzinami, kochałam to zajęcie. Od dziecka udawałam się do magicznego świata książek, tak łatwo było mi się w nim odnaleźć. Czułam się tam sobą. Nie udawałam nikogo i nie przebierałam sztucznej maski.


- Do czego cię przyrównać? Do dnia w pełni lata?
Jesteś od niego bardziej i świeża, i stała.
Jeszcze w maju wiatr nieraz mrozem pąk omiata
A letnia pora nie trwa, jak obiecywała.
Niebios złociste oko to nazbyt świat pali
Swoim żarem, to kryje blask za sine chmury...

   Przeczytałam na głos, nie zważając na innych. Kochałam słowa Szekspira, były takie szczere... Teraz nikt takich nie używa. Gdzie piękno i prostota? Zastąpiły je przemoc i gniew, na pewno. Na ulicach pełno od wybujałych w dresach mężczyzn z pałką w ręku i nożem u boku. Skończyły się te cudowne czasy. Pięknie było by żyć wśród prawdziwie kochających ludzi, zupełnie za nic. To wtedy było wpisane w człowieczeństwo, a teraz tak łatwo je tracimy. Upiłam łyk, przyjemnie łaskotającego moje podniebienie napoju i starałam dalej wczytać się w tekst, gdy nagle z końca sali dobiegł mnie dźwięk wypowiadanych, magicznych słów z ust dziewczyny średniego wzrostu. Wysoka nie była, ale za to bardzo ładna. Proste, czarne włosy zwiewnie opadały na ramiona oplatając szyję i twarz dziewczyny. Oczy miała czekoladowe, a otaczały je grube rzęsy. Miała na sobie czarną sukienkę do kolan, biały sweterek i trampki ponad kostkę. Na ręku widziałam żółtą bransoletkę z festiwalu Ledds. Rysy twarzy miała przyjazne, anielskie. Ciepły uśmiech i roześmiane oczy odzwierciedlały jej charakter. 


- Nic, co piękne, pełnego piękna nie ocali,

Odzierane zeń trafem lub prawem natury:

Lecz twoje wieczne lato nie wie, co jesienie,

Nie straci barwy, którą jest twoja uroda,

Ani cię Śmierć nie wciągnie w zapomnienia cienie,

Gdy w rymie, nad Śmierć trwalszym, przetrwasz wiecznie młoda.

Póki tchu w piersiach ludzi, póki w oczach wzroku

Wiersz żyw będzie i tobie nie da zginąć w mroku... 

   Dokończyła cudowny wiersz i stanęła na przeciwko mnie z ogromnym uśmiechem na twarzy. 

- Jestem Rachel, miło mi.-powiedziała podając mi dłoń. 
- Caroline, siadaj jak chcesz.-powiedziałam zbierając ze stolika moje, porozrzucane rzeczy. Rachel skinęła głową i usiadła na przeciw mnie. Z torby, którą miała przewieszoną przez ramię wyciągnęła zbiór sonetów.. Szekspira. 
- Kocham go.-powiedziała.- Był wspaniałym pisarzem. 
- Prawda.-odparłam.- Gdy pierwszy raz czytałam jego utwory czułam się tak... 
- Magicznie?-dokończyła. 
- Dokładnie. 
- Skąd jesteś?-zapytała. 
- Boston, przeprowadziłam się prawie rok temu. 
- Nigdy Cię tutaj nie widziałam, przychodzisz tu często? 
- Nie.. od nie dawna, dopiero dwa tygodnie temu odkryłam to miejsce. 
- Tak... połączenie biblioteki z kawiarnią to świetny pomysł. Nadaje charakteru temu miejscu... Czytasz w ciszy książkę, czując wzbijający się w powietrze aromat świeżo parzonej kawy... 
- Dlatego tak bardzo mnie urzekło.-powiedziałam uśmiechając się do nowo poznanej znajomej.- Ile masz lat? 
- Osiemnaście skończone będzie w maju. 
- Nie wystarczy powiedzieć prościej?-spytałam śmiejąc się. 
- Jak poznasz mnie bardziej, zrozumiesz, że się nie da.-odparła również z uśmiechem.- Po co smętnie wydukać wyryte na pamięć " W. MAJU. SKOŃCZĘ. OSIEMNAŚCIE. LAT." 
- No prawda. 
- Więc widzisz, Caroline... trochę odmienności temu światu się należy. A ty ile masz? 
- Skończone tydzień temu osiemnaście. 
- Czyli ten sam rocznik.-odparła.- Zaczynasz studia? 
- Tak, dziennikarstwo. A ty? 
- Moda na uniwersytecie Thames Valley University. 
- No proszę. 
- Co Cię tutaj przyciągnęło? Mówiłaś, że jesteś z Londynu... 
- Hm.. to moja prywatna sprawa, przepraszam. 
- Nic się nie stało, Caroline.-powiedziała.- Rozumiem. 
- Dzięki. 
- Masz może ochotę na jakiś spacer? Chcesz wpaść do mnie? Obejrzeć film?- byłam trochę zdziwiona jej propozycją, w końcu znałyśmy się zaledwie dwadzieścia minut i byłam jej kompletnie obca. Nagle szatynka zaśmiała się perliście.- Spokojnie, ja mam chłopaka.- w pewnym stopniu odetchnęłam z ulgą, mimo wszystkiego co się wydarzyło orientacji seksualnej to ja nie zamierzałam zmieniać. Uśmiechnęłam się w jej kierunku i wstałam do stolika. 
- No jasne, czemu nie? 
- To chodźmy.-powiedziała i razem, roześmiane wyszłyśmy na zewnątrz. 

   Rachel okazała się bardzo sympatyczna. Naprawdę dobrze mi się z nią rozmawiało i potrafiłyśmy złapać ze sobą wspólny język. Była szalona, ale to widziałam na pierwszy rzut oka. Okazało się, że lubi pisać. Tak jak ja, ale nie ciągnęło ją w tym kierunku. Raczej omijała możliwości pokazywania swoich dzieł innym. Przez godzinę spacerowałyśmy alejką pobliskiego parku, zajadając się karmelowym popcornem. Rozmawiałyśmy o wszystkim, no może prawie. Obie unikałyśmy tematów rodziny. Tak po prostu było łatwiej. W końcu poszłyśmy do niej, mieszkała niedaleko centrum i blisko mojego mieszkania, co bardzo mnie ucieszyło. Weszłyśmy do jej, na pozór małego domku ściągając za sobą buty. Rachel poprowadziła mnie do kuchni, gdzie nalała mi skoku pomarańczowego. 

- Mieszkasz sama?-spytałam. 
- Yhym.. 
- No to fajnie. 

   Usiadłyśmy na kanapie nadal rozmawiając. Zaczynałyśmy coraz więcej rzeczy o sobie wiedzieć. Ulubiona książka, film, potrawa... wszystko. Miałyśmy oglądać jakiś film, ale wyszło na tym, że bardziej zajęłyśmy się naszą nie kończącą się konwersacją. Nagle obie usłyszałyśmy jak zamek w drzwiach się przekręca. Rachel spojrzała na mnie zdziwiona i złapała za leżącą obok, pustą, szklaną butelkę po soku i skierowała się do drzwi. W ciszy obserwowałam wszystko, modląc się żeby nie był to napad. Po chwili ktoś wszedł do środka, zaświecając światło na przedpokoju. 

- Tata?-krzyknęła przestraszona dziewczyna z butelką uniesioną w górze. 
- Rachel, dziecko boże... co ty robisz? 
- Nie mów tak do mnie, przecież wiesz, że nie wierzę. 
- Tak.. te twoje bajeczki po 12 bogach... 
- To nie bajeczki!-zaczęła przekomarzać się z mężczyzną w średnim wieku. Na oko wyglądał na góra 45 lat. Miał czarne włosy, z lekko siwiejącymi końcówkami. Kilkudniowy zarost utrzymywał się na jego twarzy. Na sobie miał czarny, prążkowany garnitur. Wyglądał bardzo elegancko i dostojnie, z pewnością był jakimś potentatem majątkowym. 
- Dzień dobry.-przywitałam się, gdy mężczyzna wszedł do salonu. Uśmiechnął się do mnie sympatycznie i powiedział coś do swojej córki na ucho. 
- NIE WIEM CZY SIĘ ZGODZI, TATO!-krzyknęła. No tak, zachować dyskrecję to bardzo potrafiła. 
- To się zapytaj.-warknął. 
- Dobra...-jęknęła przewracając teatralnie oczyma.- Ej, Caroline... mój tata współpracuje z agencją modelek. Dzisiaj wieczorem ma odbyć się jakaś sesja czy coś... i nie mają za bardzo kogo wziąć. Wszystkie na pokazach i wyjazdach, miałabyś ochotę pojechać ze mną na tę sesję? Dobrze płacą, naprawdę. A jak im się spodobasz to może coś się jeszcze bardziej rozkręci... 
- No nie wiem... 
- No chodź! 
- Nie nadaję się na modelkę....-szepnęłam zmieszana. 
- Bardzo się nadajesz, głuptasie! Rusz zadek, jedziemy z tatą. 
- No dobra...-powiedziałam nie chętnie zabierając moją torbę z kanapy i ruszyłam za Rachel i jej ojcem. Nie spodziewałam się,że to dzień miał być kluczem do mojej kariery. 

   Minęły dwa tygodnie, po tym jak prenumerata magazynu na którego okładce się znalazłam, ukazała się mediom. Dwa tygodnie pełne szaleństwa. Mój telefon nieustannie dzwonił, a ja zmuszona byłam do wyłączania go. Nie sądziłam, że to wszystko się tak potoczy. Zgarnęłam nie złą sumkę, która wystarczyłaby mi na jakieś trzy miesiące życia w Londynie, co strasznie mnie zadowalała. Dzięki Rachel stawiałam kroki w modelingu. Zaczęłam poznawać takie osobistości jak Cara Delevingne, Barbara Palvin oraz Jade Jagger. Dobrze wiedziałam, że nie po to tutaj przyjechałam. Obiecałam mamie i sobie, że będę dziennikarką. Musiałabym nią być, ale potrzebowałam pieniędzy. Bardzo, więc gdy tylko proszono mnie o wywiad, pojawienie się na galach i o sesje zawsze się zgadzałam. Nie miałam menadżera, ojciec Rachel bardzo pomagał mi w rozeznaniu. Załatwiał spotkanie i inne,za co byłam mu wdzięczna. Nie minęły dwa miesiące,a Caroline Wish stała się sławna na cały Londyn. Dosłownie. Pewnego deszczowego dnia, siedziałam sama w moim mieszkaniu oglądając telewizję. Odpoczywałam po kolejnym, udzielonym wywiadzie gdy nagle zadzwonił telefon. Szybko dobiegłam do niego i odebrałam. 

- Miałaś być dziennikarką.-warknęła do słuchawki telefonu. Dobrze wiedziałam z kim rozmawiam.
- To nie tak jak myślisz, mamo.. 
- Tak? Naprawdę?-krzyknęła zdenerwowana, wyczułam w jej głosie, że coraz bardziej się irytuje. 
- Potrzebuję pieniędzy, a modeling mi pomaga. 
- Powiedz od razu, że po to tutaj przyjechałaś. 
- Nie prawda! Dobrze o tym wiesz!
- Mogłabyś mnie chociaż raz w życiu nie okłamywać? Nie obchodzi mnie, że tutaj studiujesz. Wracasz do domu! 
- Nigdzie nie wracam! 
- Słucham? 
- Dobrze słyszałaś. Zostaję w Londynie. 
- Nie masz prawda. 
- Mam. Skończyłam osiemnaście lat i nie jesteś w stanie mi niczego już zabronić. 
- Wiesz na co się decydujesz? 
- Możliwe. 
- Masz wybór, Caroline.-rzekła ze wściekłością.- Rodzina czy kariera. Jeżeli wybierzesz to drugie, pożegnasz się z nami na zawsze, a jeżeli to pierwsze... i wrócisz do nas, może kara nie będzie aż tak surowa... 
- Przepraszam, ale nie mogę. 
- Jesteś nic nie wartą córką! Nic nie jesteś warta, nic! 
- I mówi mi to kobieta która wychowywała mnie przez osiemnaście lat. 
- Wiesz kim jesteś? Jesteś wyrodnym dzieckiem! Wyrodną córką! Nienawidzę siebie za to,że urodziła takiego zwyrodnialca jak ty! Powinnam poddać się aborcji! Rozumiesz? Nie jesteś nic warta, dziewucho. Od dzisiaj nie masz na kogo liczyć! Zostajesz sama! Nie błagaj o przebaczenie, bo jedyne gdzie wylądujesz to trasa dla takich dziwek jak ty!

   Rozłączyłam się. Nie mogłam dłużej tego wytrzymać. Po prostu nie mogłam... Byłą moją matką! Odłożyłam słuchawkę telefonu i z płaczem osunęłam się na podłogę. Płakałam i płakałam. Tak bardzo, że po chwili nie miałam już czym. Tak bardzo chciałam cofnąć czas... żeby wszystko było dobrze. Nie mogłam już nic zrobić, zostałam skreślona. Po całości mnie skreślono. Tyle się wydarzyło, tyle już straciłam... a myślałam, że gorzej już nie może się stać. Tamtego dnia, rozpłakaną znalazła mnie Rachel, która przyszła przynieść mi tomik poezji ukochanego Szekspira. Została ze mną do końca. Opowiedziałam jej o wszystkim ze szczegółami, w końcu i też ona wyjawiła mi swoją historię. Przekonała mnie, że wszystko się ułoży. Zaprzyjaźniłyśmy się. Tracąc innych zyskałam ją,a później i Dianę.  Wiedziałam, że dobrze postępuję. Wmawiałam to sobie każdego dnia, gdy budziłam się z płaczem. W końcu zaczęłam zapominać. Podpisałam umowę z piekłem, a teraz musiałam się w nim smażyć. 

************************

   Czułam się jakbym tonęła. Tak, definitywnie w taki sposób. Wśród oceanu wspomnień, bezradnie wymachiwałam rękoma starając się nie utonąć. Chciałam swobodnie oddychać, ale przeszłość goniła mnie tak uporczywie, że nie potrafiłam zaczerpnąć powietrza. Krzyczałam o pomoc, błagałam, chciałam się obudzić. Nie mogłam. Byłam jak w klatce. Żelazne więzienie trzymało mnie w swym uścisku, torturowała mnie przeszłość. Wspomnienia, wydarzenia do których już nigdy miałam nie wracać. Ale były niczym kalejdoskop. Powracało wszystko lecz z wyjątkiem jego samego. Przyzwyczaiłam się do tego po latach, żyłam maskując dawne życie. Zbudowałam zupełnie inną osobę. Odwrotność starej Caroline. Bałam się tylko tego, że kiedyś się pogubię. Że pomylę te dwie osoby. Chciałam żyć teraźniejszością. Starałam się, ale teraz nadszedł moment aby się obudzić... Gdy otworzyłam zmęczone oczy, nie widziałam mętnej toni wodnej w której powinnam się znajdować. Wręcz przeciwnie- byłam na powierzchni. W głębi czaszki czułam nieustępujący ból, który rozrywał ją od wewnątrz. Skronie mi pulsowały, a serce pracowało w nienaturalnie szybkim tempie. Zdezorientowana rozejrzałam się w około, natrafiając wzrokiem na pochyloną nade mną brunetkę o karmelowych oczach. Była przestraszona i spanikowana, w ręku trzymała przeźroczystą szklankę.

- Caroline...-szepnęła odgarniając niesforny kosmyk włosów za ucho.- Słyszysz mnie?
- Tak..-odpowiedziałam zachrypnięta. Starałam się podnieść, ale wszelki ruch sprawiał, że miliony małych szpileczek wbijały się w moją głowę powodując ból. Syknęłam wściekła, odgarniając od siebie leżące papiery. Pamiętnik. Gdzie on jest... Nerwowo zaczęłam rozrzucać kartki w poszukiwaniu brązowego notesika.
- Tego szukasz?-spytała unosząc jedną brew do góry i wskazała na trzymany przez siebie w prawej ręce zeszyt. Pokiwałam głową i wyciągnęłam słabą rękę w jej kierunku. Eleanor przyglądała mi się nieufnie, nie była pewna czy ma podać mi przedmiot do rąk.
- Proszę, daj.-powiedziałam chwytając za pamiętnik.
- Dobrze.-odpowiedziała.- Co się stało? Martwiłam się! Miałam już dzwonić po Dianę i Harry'ego!
- Wszystko w porządku. Po prostu zasłabła, zdarza się.
- Może chcesz coś zjeść?
- Nie,nie trzeba..
- A może ty jesteś w ciąży!-krzyknęła zakrywając dłonią usta.
- Naprawdę Eleanor? Naprawdę?-jęknęłam przekrzywiając głowę w bok.
- Martwię się,no!
- Pomożesz mi wstać?

Calder pomogła mi wstać i posadziła mnie na łóżku, skąd ściskając mocno brązowy zeszyt przypatrywałam się jak ona zbiera porozrzucane papiery z podłogi. To ja powinnam to sprzątać! Smutno westchnęłam, co wywołało u mnie kolejny, trochę mniej intensywny ból. Potarłam zrezygnowana skronie i otworzyłam pierwszą stronę pamiętnika... " 25 maja 2009 " Wtedy moje życie się zmieniło... chudym palcem przejechałam po ciągnącej się linii, starannie wykaligrafowanych liter. To śmieszne, że musiało stać się tyle rzeczy abym zrozumiała co tak na prawdę chcę robić w życiu. Teraz podążam własną ścieżką, może nie taką jaką planowałam od początku, ale własną i najwłaściwszą. Kiedyś jeszcze spełnię moje marzenia, tylko obawiam się, że może nie starczyć mi czasu. Powoli zaczynałam się czuć senna, zmęczona westchnęłam i położyłam głowę na miękkiej poduszce mojego łóżka i zamknęłam oczy, mocno przyciskając do piersi pamiętnik. Stłumione dźwięki docierały do mnie w powolnym tempie, byłam obecna ale tylko w najmniejszym procencie. Słyszałam jak Eleanor rozmawia z dwiema osobami- kobietą i mężczyzną. Może byli to Diana z Danielem, ale nie potrafiłam tego zidentyfikować. Byłam zbyt zmęczona... po upływie chwili zasnęłam.

***
   Obudziłam się o brzasku, gdy słońce delikatnie zawisło nad panoramą Londynu. Czułam się pełna sił. Może moje wczorajsze omdlenie dodało mi większej chęci do działania. Nie było już jak kiedyś. Przeszłość nie zadręczała, ona uśmierzała ból i motywowała. Zapomniałam o krzywdzie wyrządzonej przez nich. Przez chłopaka, przyjaciółkę i rodzinę. Twardo stąpałam po ziemi. Silniejsza, z głową podniesioną do góry. Drugi raz już nie dam się słabości. Z uśmiechem wstałam i podeszłam do garderoby, przeglądając leżące na pułkach ciuchy. Wybrałam kremową, koronkową sukienkę, czarną, skórzaną ramoneskę oraz czarne botki na obcasie. Do stroju dobrałam złoty naszyjnik oraz musztardową kopertówkę. Chciałam wyglądać elegancko i z klasą, na takich promocjach kampanii warto dobrze się prezentować. Włosy związałam w niesfornego koczka, a makijaż bardzo delikatny i wiosenny dobrałam do stroju. Przygotowana do dzisiejszego dnia zeszłam po schodach i skierowałam się do kuchni. Z lodówki wyjęłam mleko i opakowanie truskawek. Odwróciłam się i ujrzałam siedzącą przy stole Dianę w samych, różowych majtkach i za dużej koszulce Daniela. Przeglądała w spokoju kolorowe pisemko zerkając na mnie nie pewnym wzrokiem. 

- Może zjesz coś bardziej pożywnego?-spytała przejętym głosem, a ja przewróciłam pobłażliwie oczyma. 
- Przestań.-odpowiedziałam siadając na przeciw przyjaciółki.- Raz mi się zdarzyło. 
- Ale może się powtórzyć.-powiedziała twardo.- Co się wczoraj stało? 
- Nic. 
- Carls! Co się stało? Dlaczego zemdlałaś? 
- Źle się poczułam...-szepnęłam przygryzając wargę, co oczywiście było kłamstwem. Chodziło o coś innego, o coś o czym nie chciałam mówić mimo, że dziewczyny i tak znały prawdę o mnie. 
- Mów. 
- Wspomnienia.-odpowiedziałam smutno, przyglądając się porcji truskawek.
- Czyli Diego, Cassie i mama?
- Tak...-odpowiedziałam szeptem.- Znalazłam pamiętnik.  Nagle poczułam okropny ból i.. zemdlałam. Wiesz, gdy straciłam przytomność czułam się jakbym wracała do tamtych wydarzeń. Powracały, a ja chciałam się obudzić. Nie mogłam, a teraz... cały czas o tym myślę.
- Nie myśl, nie warto.
- Mówisz?
- Tak.-odpowiedziała z uśmiechem.
- Postaram się... zmieniając temat, gdzie Eleanor?
- W łazience, pożyczyłam jej parę moich ciuchów, zaraz powinna zejść.- pokiwałam głową, na znak że rozumiem. Zjadłam moje śniadanie i czekając aż przyjaciółka przyjdzie postanowiłam troszkę posprzątać. Po chwili usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach. El, zadowolona zeszła po schodach obdarzając nas promiennym uśmiechem. Twardo się trzymała. Miała na sobie miętową koszulę z beżowymi mankietami i kołnierzykiem, spódnicę tego samego koloru i amarantowe czółenka ze wstawkami. Wyprostowane włosy, opadały na ramiona, a kości policzkowe zaznaczyła różem.
- Gotowa?-spytała.
- Jasne.

***
   Jadąc moim czerwonym garbuskiem słuchałyśmy radia, przyglądając się prawie spokojnym jeszcze ulicą Londynu. Promiennie słoneczne przebijały się przez szybę, delikatnie podrażniając moje oczy. Otwarta szyba po stronie Eleanor, wpuszczała do środka świeże powietrze. Wystarczyło nam piętnaście minut drogi, a byłyśmy już pod ogromnym gmachem biura. Wysiadłyśmy z samochodu i skierowałyśmy się do środka, wchodząc przez automatycznie otwierające się, szklane drzwi. Na portierni siedziała ta sama kobieta, która ostatnio przywitała mnie i Harry'ego. Eleanor zamieniła z nią parę słów, po czym kobieta podała jej srebrną, magnetyczną kartę i ruszyłyśmy dalej, wsiadając do windy. Winda otworzyła się z cichym dzwonkiem, tuż na przeciwko drzwi w których miała odbyć się konferencja z dziennikarzami. Brunetka przejechała kartą po czytniku, co sprawiło, że drzwi się otworzyły. Długi, biały stół stał pod ścianą, przyozdobiony wazonem tulipanów. Każde miejsce przy stole było oznakowane karteczkami z nazwiskami modelek i założycielek kampanii. Odszukałam swojego nazwiska i usiadłam na swoim miejscu, pośrodku szczupłej blondynki i drugiej, nieco bardziej grubszej od niej. Na przeciwko nas miejsca widowni, zajęli reperatorzy którzy w dłoniach trzymali kolorowe mikrofony. Po chwili Suzan razem z Eleanor wstały i przywitały wszystkich, po kolei przedstawiając każdą z nas. Spotkanie rozpoczęło się standardowych pytań skierowanych głównie do mojej przyjaciółki, ale reporterzy coraz szybciej przechodzili do ostrzejszych tematów.
- Eleanor, opowiedz nam jak zareagowałaś na artykuł o twoim chłopaku?
- Myślę, że nie jest to miejsce na rozmowy na ten temat.-odpowiedziała ze spokojem, uśmiechając się przyjaźnie do ów reportera który zadał jej to pytanie. Ten tylko skrzywił się niezadowolony i skierował na mnie swój wzrok.

- Caroline co łączy Cię z Harrym'm i Taylor? 
- To przyjaźń.-odpowiedziałam, starając się wypaść przekonująco.
- Tylko? Często widzimy Cię w towarzystwie członka zespołu One Direction. Ostatnim czasem, po gali BRIT Awords 2013 udałaś się z nim do klubu, trzymając go pod rękę, a z tego co nam wiadomo wcześniej pokazywał się on na czerwonym dywanie z Taylor Swift? Nie okłamujesz nas przypadkiem? 
- To co mówię jest krystaliczną prawdą.-odpowiedziałam zaciskając usta.- Owszem udaliśmy się razem na imprezę, ale tylko jako przyjaciele. Nie widziałam żeby z nią pozował, zjawiłam się tam trochę wcześniej.
- Czyli ta dwójka jest razem?
- Tego nie wiem.
- Skoro jesteście przyjaciółmi, powinnaś to wiedzieć.
- Myślę, że to pytanie powinien Pan zadać Taylor i Harry'emu.-uśmiechnęłam się promiennie, co zirytowało dziennikarza. Oblizał obrzydliwie usta i zwrócił się z powrotem w kierunku założycielek. Byłam wściekła, musiałam udawać kogoś kim nie byłam. Musiałam udawać przyjaciółkę Swift i na dodatek kryć się z moim związkiem. Czułam się jak wstrętna kłamczucha, a tego chciałam za wszelką uniknąć. Spodziewałam się takich pytań, ale nie wiedziałam, że ta bardzo będą działać mi na nerwy. W końcu to moje życie i nikt nie ma prawa się w nie wpieprzać. Za kogo oni się uważali? Kim dla nich byłam? Podłe hieny, skupiały się nad padliną jeszcze bardziej ją rozszarpując. Taki był świat wśród błysku fleszy. Podpisałam pakt z piekłem, a teraz się w nim smażę.

    Po skończeniu kampanii, obiecałam Eleanor, że ją odwiozę. W końcu była dopiero czternasta, a ja i tak nie miałam nic innego do roboty. Diana wzięła w pracy dwa tygodnie wolnego, aby móc być z Danielem i pokazać mu uroki naszego miasta. Tak więc, pewnie nie będzie ich w domu. Na Harry'ego byłam zła. Obojętność z jaką wypowiadał wczorajsze słowa, strasznie mocno mnie zdenerwowała. Rozumiałam, że tak musi być, ale... no właśnie, to pieprzone 'ale'. Co jeśli to nigdy się nie skończy? Jeśli będziemy musieli udawać już zawsze? Wytrzymamy? Nie sądzę. Twardo trzymając kierownicę, kierowałam się już do domu. Miałam dość, mimo tego, że dzień trwał dopiero w najlepsze. Skręcając w ulicę, na której mieszkałam zauważyłam coś zupełnie nie pasującego do wcześniejszego jej wyglądu. Nie... tylko nie to. Pod moim domem, w blasku słońca stało srebrne porsche. Zaklęłam pod nosem, parkując. Czego ona jeszcze chce?! Wysiadłam z samochodu, mocno trzaskając za sobą drzwiami. Blondynka zrobiła do samo i z ogromnym uśmiechem na ustach podbiegła do mnie, mocno mnie ściskając. Co jest kurwa?

- Masz udawać.-szepnęła do mojego ucha.- Robią nam zdjęcie. Przytul mnie.-nakazała,a ja z głośnym westchnieniem zrobiłam to co kazała. Czułam jak wewnątrz mnie się gotuje. Jak poziom wściekłości coraz bardziej wzrasta. Miałam ochotę złapać ją za te blond kudły i wytargać przed obiektywem aparatu. Tak aby pokazać co naprawdę się dzieje. Chciałam być wolna,a nie uzależniona od niej!
- Żebyś zginęła w piekle, kurwo.-odpowiedziałam ściskając ją.
- Razem z Tobą, kochana.- powiedziała odsuwając się ode mnie.- Muszę wracać do Stanów, praca mnie wzywa, ale oczywiście musiałam pożegnać się z moją kochaną przyjaciółką.
- No jakże by inaczej...
- Bądź miła.
- Nie zamierzam. Mam nadzieję, że skończyłaś nas dręczyć i wyjeżdżasz na dobre.
- W snach, Caroline.-odpowiedziała z diabelskim uśmiechem.- Jeszcze się spotkamy, a teraz do zobaczenia. Opiekuj się Harry'm, niech będzie w dobrej formie.-powiedziała niemal sycząc, podeszła do mnie ponownie i mocno ścisnęła. Zapach jej perfum sprawiał u mnie odruch wymiotny. Chciałam rzygać. Rzygać tą całą sielanką jaką musiała odstawić. Blondynka odsunęła się ode mnie, mierząc mnie wzrokiem.- Do zobaczenia.-powiedziała, wsiadając do swojego samochodu i odjechała... Stałam jak głupia, patrząc się w miejsce w którym stało wcześniej jej auto. Cholera, mam dość tej sytuacji. Po minutach spędzonych w samotności na podwórku, postanowiłam wejść do środka. Nie zdążyłam nawet ściągnąć butów kiedy zadzwonił telefon. Zdezorientowana zaczęłam się rozglądać, starając się zidentyfikować której strony wydobywają się dźwięki. Szybko pobiegłam do salonu, łapiąc za telefon stacjonarny i odebrałam połączenie.

- Tutaj Caroline Wish, w czym mogę pomóc?
- Brzmisz jak laska z gorącej linii.-odpowiedziała śmiejąc się.
- Wal się, Rachel.
- Dzięki, że okazujesz mi swoją miłość w tak uroczy sposób.
- Proszę, chociaż ty mnie nie wkurzaj, ok?
- Ta jasne.-odpowiedziała.- Co dzisiaj robisz?
- Chyba nic. Leżę w domu, nigdzie się nie ruszam.
- To wpadnę.
- Nikt tutaj nie powiedział, że Cię zapraszam.
- Właśnie to powiedziałaś, do zobaczyska lachociągu.-zaśmiałam się do telefonu i rozłączyłam się. Cała Rachel.

    Zanim przyjaciółka miała przyjść, postanowiłam trochę ogarnąć moje mieszkanie. Wyciągnęłam szczotki ze składzika i ostro zabrałam się do roboty. W trybie ekspresowym zmiatałam i odkurzałam, nucąc po cichu Follow me. Myślami błądziłam po zupełnie innych orbitach. Zastanawiałam się jak długo jeszcze będę to ciągnąć. Miałam dość, ale wiedziałam ,że gra dopiero się rozkręca. Nagle zauważyłam małą, różową karteczkę zgięta w pół. Wzięłam ją do rąk. 

" Widzimy się wieczorem, wpadnę z chłopakami. KOCHAM I PRZEPRASZAM. - bardzo smutny Harry xxx" 

Zaśmiałam się. Co za idiota.  
___________________________________________________________________________
Matko udało mi się! Wyrobiłam się z napisaniem rozdziału, ale nie jestem do końca pewna czy został on dobrze sprawdzony. Przepraszam za wszelkie błędy, jakie mogły się pojawić. Rozdział dedykuję mojej kochanej Olci, pamiętaj <tak jak Eleanor> nie każda historia musi kończyć się czarnym scenariuszem! Dziękuję wszystkim <może nie stąd, ale z facebooka i aska> za życzenia urodzinowe! Pewnie parę osób zastanawia się, dlaczego chciałam rozdział dodać właśnie w swoje urodziny... Myślę,że historia Caroline jest na tyle szczególna, że właśnie warto było opublikować ją dzisiaj. Dziękuję za wszystkie wyświetlenia, zostawione komentarze i dodanie się do funkcji obserwatorów. Do napisania, jeszcze raz dziękuję kochani! ;* 
 Kolejny rozdział jeżeli pojawi się minimum 15 komentarzy
- Wasza starzejąca się już Jerr.  

niedziela, 14 kwietnia 2013

Cześć, cześć! 
Chciałam bym was przeprosić, ale  w najbliższym czasie nie dodam rozdziału. Brak mi weny. Myślałam, że pojawi się 16 kwietnia (moje urodziny) jednakże nie dam rady ;< Prosiłabym uzbroić się w cierpliwość i poczekać na kolejny. Postaram się jak najszybciej wrócić i coś napisać. poza tym pod rozdziałem 25 nie ma jeszcze 15 komentarzy! Pozdrawiam! 
- Jerr.

sobota, 6 kwietnia 2013

025. " - Patrz na moje piękne loczki, kotek! - No patrzę, patrzę... - Są tysiąc razy ładniejsze niż te jego tandetne podróby loków! - Ale widziałeś jaką on ma klatę? Jakie ciało? - Też takie mam! - Ooo matko... brałabym go. - Caroline!-jęknął przybity- Ty możesz tylko mnie brać! "

 * CAROLINE *

Myślałam,że zaraz eksploduję. Byłam jak tykająca bomba, która w każdej chwili gotowa była do autodestrukcji. Chodziłam z miejsca do miejsca, zastanawiając się jak ten dzisiejszy dzień będzie wyglądać! Cholera, zachciało jej się "przyjacielskich zakupów"?! Ja jej dam, zakupy! Pożałuje,że wpadła na ten pomysł. Weszłam do mojego pokoju, trzaskając za sobą drzwiami i szybko zrzuciłam z siebie koszulkę Harry'ego i w samej bieliźnie stanęłam przed ogromną szafą w mojej garderobie. Wybrałam TEN zestaw i szybko przeszłam do toalety. Rozczesałam moje długie włosy, po czym związałam je w wysoką kitkę i nałożyłam delikatny makijaż. Po chwili do pokoju wszedł Harry, nie zważając na to, że byłam w trakcie malowanie kresek na powiekach szybkim ruchem obrócił mnie do siebie i ujmując moją twarz w dłonie, złożył na mych ustach namiętny pocałunek. Poczułam jak kręci mi się w głowie, oparłam się lewą ręką o blat łazienki i zaczerpując powietrza, odwzajemniłam jego pocałunek. Loczek oparł swe silne dłonie, na moich pośladkach i z łatwością, poderwał mnie do góry. Mocno chwyciłam się jego szyi i nogami zaparłam o jego tułów. Całował mnie z namiętną pasą, sprawiając, że zawroty głowy się nasilały. Każdy pocałunek, przynosił coś zupełnie innego. Wyznaczaliśmy kolejne granice. 

- Wystarczy jak na przeprosiny? 
- Jakie przeprosiny?- zapytałam całując go w usta,a on się zaśmiał. 
- Taylor, już jest.-odpowiedział, a ja zesztywniałam. 
- Zniszczyłeś piękną chwilę.-powiedziałam poważnie i odsunęłam się od niego. 
- Nie musisz wcale tam iść...
- Daj spokój Harry, idę na te cholerne zakupy z nią tylko po to, żeby się od nas odczepiła.
- Dobrze wiesz,że tak łatwo się nie odczepi. 
- Może i tak,ale wartko próbować.- powiedziałam kładąc nacisk na słowa.- Możesz już postawić mnie na ziemi? 
- Mogę liczyć na jeszcze jednego całusa? 
- Nie. 
- Ty chyba tak pozostaniemy. 
- Hazza, jesteś nie możliwie głupi! 
- Tak, tak... też Cię kocham! 
- Stuknij się w ten durny łeb.
- Oczywiście. Wieczorem masz do mnie przyjść i obejrzymy film. 
- A Niall będzie w domu?-zaśmiałam się. 
- Powiem mu,że przychodzisz... 
- Dobra, a teraz postaw mnie bo nasza seksowna blondyneczka czeka. 
- Będę tęsknić. 
- Nie kłam.-powiedziałam i pocałowałam go w policzek. Złapałam za torebkę, która leżała na łóżku i wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi. Dzisiaj było naprawdę ciepło. Gdy wyszłam na dwór, dopiero wtedy poczułam jak słońce daje się we znaki. Aż ciężko było uwierzyć, że to początek marca,a nie lipiec. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i z ogromnym grymasem na ustach spojrzałam w kierunku samochodu zaparkowanego przed moim domem. Srebrne porsche carrera, oblewały promienie słońca, nadając mu jeszcze większego blasku. Nie chętnie podeszłam do samochodu i wsiadając, usiadłam po stronie pasażera. Taylor nie zwracała na mnie swojej uwagi, zajęta była malowaniem ust krwistoczerwoną szminką, przeglądając się w przednim lusterku. Gdy skończyła, posłała mi wymuszony uśmiechem i ruszyła. 

- Będziemy się bardzo dobrze bawić, Caroline-powiedziała. 
- Oczywiście, z tobą zawsze.-prychnęłam poirytowana i całkowicie ją ignorując spojrzałam w bok, obserwując mijany przez nas krajobraz. Po chwili, jechałyśmy już jedną z głównych ulic Londynu, mijając sklepy drogich projektantów. Taylor zaparkowała na jednym placów głównych, na parkingu strzeżonym i razem wyszłyśmy z samochodu. Rozejrzałam się w około. Nigdy tutaj nie byłam, choć troszkę już tu mieszkam. Przed nami rozciągała się ogromna promenada, usiana budkami sklepów i narożnych kawiarenek. Blondynka, oddała kluczki parkingowemu i rzucając mi przelotne spojrzenie, ruchem dłoni wskazała mi jedną z restauracji. Przygryzłam delikatnie wargę. Cholernie bałam się tego,co zaraz mogło się stać. 

***
- Usiądź, proszę.-powiedziała wskazując na drogocenne krzesło, w odcieniu orzecha. Nie miałam nic innego do zrobienia, jak usiąść na przeciwko niej. Dopiero teraz mogłam jej się lepiej przyjrzeć. Makijaż miała bardzo delikatny, myślę,że właśnie o to chodziło. Zadaniem ust, które pomalowane było w odcieniu czerwieni było przykuwanie uwagi. Blond włosy, związane miała w wysokiego kucyka, a ubrana była w przewiewną, pudrową sukienkę i brązowy sweterek. Małą kopertówkę, oparła na udach i splatając swoje dłonie ze sobą, oparła na nich brodę, oczekując na kelnera.- Nie martw się, jak nie trzeba to nie gryzę.- zrobiłam zdziwioną minę.
- Sugerujesz,że ja mogę?-spytałam zdenerwowana
- Ależ skądże.-odparła z tajemniczym błyskiem w oku.- Myślę,że zjemy deser i przejdziemy się do galerii handlowej, która jest za rogiem. Na co masz ochotę? 
- Nie zamierzam przy tobie jeść.-odpowiedziałam.- Pójdę to toalety,a ty co zrobisz? Dosypiesz mi coś do ciasta, albo kawy? 
- Widzę,że myślisz.-powiedziała wyjmując z torebki małą fiolkę z przeźroczystym płynem i zamachała mi nią przed oczyma- Dla sytuacji awaryjnej.-powiedziała i schowała ją z powrotem. 
- Czego chcesz?-zapytałam twardo, nadal nie dowierzając, że byłaby gotowa zrobić coś takiego. 
- Chcę się z Tobą zaprzyjaźnić, Caroline.-powiedziała z udawanym uśmiechem.- W głębi dusze, obie jesteśmy takie same. Należymy do tego samego świata. 
- Mylisz się.-powiedziałam.- Nie jestem taka jak ty. 
- Może jeszcze tego nie widzisz,ale to kwestia czasu.-szepnęła.- Chociaż nie.. może Ci przypomnę jaką byłaś egoistką przyjeżdżając tutaj do Londynu. Zostawiłaś rodzinę w Bostonie, uciekając przed złamanym sercem.
- Co? 
- Mam dobre źródła, więc teraz nie oszukuj samej siebie.-odpowiedziała- Jak kontakty z twoją matką? Odzywała się do Ciebie, od czasu kiedy jej córeczka zamiast robić karierę sławnej dziennikarki, zabawiała się w modelkę? 
- Czego chcesz, Taylor? 
- Jak myślisz? 
- Chcesz nas wszystkich zniszczyć? Dążysz po trupach do zwycięstwa? Jaki to ma sens? Dlaczego tak bardzo uparłaś się na Harry'ego? 
- Mówiłam już wam. 
- Ale ja Ci nie wierzę. Nie wierzę, że go kochasz. 
- Uwierz, bo to krystalicznie czysta prawda. 
- Gdybyś go kochała, pozwoliłabyś mu odejść. 
- Widzisz, jestem na tyle zdeterminowana, aby przytrzymać osobę którą kocham przy sobie. 
- Widzę,że właśnie za wszelką cenę starasz się to zrobić.-powiedziałam.- Ale nie kochasz Harry'ego. Czy ty cokolwiek o nim wiesz? 
- Nawet nie wiesz jak dużo... 
- No to mi powiedz! Jaki jest Harold  Edward Styles? Bo chyba najwidoczniej ja wiem jeszcze mniej od Ciebie. 
- Nie będę bawić się w twoje prymitywne gierki, Caroline.
- Bo boisz się,że wygram.-powiedziałam zadowolona.- Obawiasz się mnie. 
- Nigdy.-warknęła. 
- Ależ właśnie,że tak! Widzę, strach w twoich oczach. Staczasz się coraz bardziej, nie wiesz co masz robić... jesteś na tyle zdesperowana, że chwytasz się najbliższej deski ratunku. Szkoda tylko,że kto inny był przy niej pierwszy. 
- Skończ już!-krzyknęła.- Nie będziesz mi dyktować! 
- No patrz.-powiedziałam z uśmiechem i oparłam się o oparcie krzesła. Widziałam jak się w niej gotuje! Coraz mocniej trafiałam w jej czułe punkty.- Masz tylko parę miesięcy, a później wszystko się zmieni. 
- Nie byłabym tego taka pewna.- odpowiedziała.- Zawsze dostaję to czego chcę. A w tym przypadku chcę Harry'ego.

* NIALL *
 - w tym samym czasie - 

Trochę się dzisiaj u nas wydarzyło. Chyba żaden z nas nie spodziewał się takie obrotu sprawy. Ba, nikt nie spodziewał się tego, że Lou i Eleanor mogliby się kiedyś rozstać. Za bardzo przypominali siebie. Ona dopełniała jego,a on dopełniał ją. Dziwnie się czułem, przebywając w jego towarzystwie. Niby był moim przyjacielem,ale teraz grał w przeciwnej drużynie. Wolał facetów. Ja to rozumiałem, nawet bardzo. Ale skrępowanie jakiego przy nim doznawałem było ogromne. Koło godziny dwunastej Harry wrócił do domu, cały w skowronkach i uśmiechnięty. Gdy wszedł do kuchni, ja siedziałem przy naszym stole i jadłem moje śniadanie (chyba już trzecie, tego dnia) 
- Niall!-krzyknął.- Dzisiaj przychodzi Caroline, a jak znowu zaczniesz szukać mi żelków, to przysięgam,że powieszę Cię za jajca! 
- No Hazza, ja nie chciałem! Głodny byłem!
- Właściwie, czy cokolwiek jeszcze pozostało w tej lodówce? 
- Yyyy... 
- Niall!! wczoraj byłem na zakupach! zeżarłeś wszystko?!-krzyknął przeglądając szafki.- Musze udać się na antystresową terapię,bo nie wyrabiam już w tym domu. 
- Spokojnie Cupcake! Mogę pojechać z Tobą na zakupy. 
- I zeżresz wszystko po drodze?-spytał z rozbawioną miną. 
- Nie prawda!-jęknąłem patrząc, prosto w jego roześmiane, zielone oczy. 
- Dobra, zbieraj dupsko i jedziemy.-powiedział i poszedł do przedpokoju zakładać buty. Szybko, odłożyłem brudną miseczkę do zmywarki i zakładając niebieską bluzę, pobiegłem za przyjacielem. Po chwili obydwoje siedzieliśmy już w mim Range rover'ze i wyjechaliśmy nim na ulicę. Harry siedząc na miejscy pasażera i włączył radio.- Miałeś mi powiedzieć, jak było na spotkaniu z Natalie.
- No a jak miało być?
- No nie wiem... 'dobrze', 'bardzo dobrze', 'świetnie', 'źle', 'tragicznie' czy może 'do dupy'?
- Wszystko naraz...-jęknąłem skręcając w boczną uliczkę.
- Jak to?
- Normalnie.... wszystko było okej. Podjechałem po nią, a była jeszcze w pracy. Trochę pomogłem jej się uwinąć i jak skończyliśmy, pojechaliśmy do restauracji... mówię Ci Hazza taki dobry tort zamówiłem..
- Do rzeczy Niall....-westchnął.
- No i zamówiliśmy sobie jedzenie i w ogóle... i nagle gdy zacząłem robić jakiś krok w jej kierunku zadzwonił jej telefon... rozmawiała z kimś, była bardzo przestraszona... rozłączyła się i powiedziała,że musi już iść.. pocałowała mnie w policzek i poszła,a ja zostałem sam.
- Nie ciekawie...
- Milimetr nas dzielił od pocałunku! Na początku myślałem,że spanikowała,albo coś..ale nie wiem.
- Spokojnie, stary... a gadałeś z nią od tamtej pory?
- Nie..
- To zadzwoń..
- Po zakupach, okej?
- No dobrze...-westchnął. Zaparkowałem przed budynkiem supermarketu. Wyszliśmy z samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi. Harry zabrał ze sobą metalowy wózek, który stał koło automatycznie, otwierających się drzwi i prowadząc go, razem weszliśmy do środka.
- Ja idę na nabiał i warzywa,a ty możesz wziąć coś słodkiego, ok? Spotkamy się przy serach i wędlinach.
- Tak jest kapitanie, Styles!-powiedziałem salutując mu i sięgając po mały, plastikowy koszyczek, poszedłem w kierunku półek ze słodyczami. Czułem się jak w raju... wszędzie jedzenie! Po protu wszędzie! Pakowałem do czerwonego koszyka wszelkie słodycze, zaczynając od czekolady,a kończąc na żelkach... no właśnie, gdy miałem już sięgnąć po moje ulubione, misie HARIBO, ktoś bezkarnie porwał mi sprzed nosa ostaniom paczkę.- Ej, to moje!-krzyknąłem oburzony.
- Jesteś tego pewien?-odpowiedziała zacięcie, a ja odwróciłem się do niej i stanąłem twarzą w twarz. Byłem tak samo zaskoczony tym spotkaniem, jak ona sama!
- Natalie!-krzyknąłem na cały sklep i rzuciłem się na nią, mocno ściskając.
- Oh, Niall.. nie wiedziałam,że to ty!-powiedziała lekko zakłopotana.
- Nic nie szkodzi!-powiedziałem.- Co u Ciebie słychać?
- No dobrze... wiesz, tak korzystając ze spotkania.. Chciałam Cię przerosić za tamto co było ostatnio.
- Przestań, nic się nie stało.
- Ale jest mi przykro z tego powodu!
- Ohh, chodź tu do mnie.-powiedziałem rozkładając ramiona i mocno ją ścisnąłem.
- Nialler, mieliśmy się spotkać przy serach i...-krzyknął Harry, nagle przerywając w połowie zdania.
- Matko, to znowu ten lokowaty!-jęknęła.
- Bardzo śmieszne.-odpowiedział ironicznie Hazza.- Czekałem na Ciebie.-powiedział zły.
- Przepraszam.. zagadaliśmy się.
- Nic nie szkodzi...  Dobra, dawaj ten koszyk... idę zapłacić za wszytko. Spotkamy się przy aucie?
- Em.. poczekaj chwilę Harry..-powiedziałem i odszedłem na bok z Natalie.- Wiesz, mógłbym Cię odprowadzić do domu?
- No jak chcesz, to luzik.
- Okej, poczekaj sekundę tutaj.- powiedziałem i rzuciłem Harry'emu kluczki od samochodu.- Uważaj na niego! Widzimy się w domu, pozdrów Caroline!- Hazza patrzył na mnie zdezorientowany, ale po chwili uśmiechnął się do mnie i ruszył do kasy. Ja, razem z Natalie poszedłem robić dalsze zakupy. Po piętnastu minutach również przeszliśmy do kasy aby zapłacić.
- 40 funtów i piętnaście pensów.
- Ja zapłacę.-powiedziałem podając kobiecie za ladą moją kartę kredytową.
- Niall!
- Ciii.-powiedziałem i położyłem dłoń na jej plecach. Po chwili kobieta podała mi małe urządzenie na którym wystukałem mój pink karty i wcisnąłem zielony przycisk. Po chwili, trzymając w rękach papierowe torby wyszliśmy ze sklepu.
- Chodź usiądziemy na schodach tamtej katedry i zjemy żelki.-powiedziała.
- Dobra.-uśmiechnąłem się promiennie i razem przeszliśmy przez ulicę.
- Oto moje cudem zdobyte, żelki.-powiedziała śmiejąc się.
- Nie miałem sił, żeby walczyć o nie z tak piękną dziewczyną.-szepnąłem pochylając się nad nią, a ona zarumieniła się uroczo i uciekła wzrokiem.
- Masz.-powiedziała podając mi paczkę.
- Dzięki.-odpowiedziałem biorąc jednego i usiadłem na schodach. Słońce niemiłosiernie grzało, nie dając chwili wytchnienia.
- Nie jest Ci gorąco w tej bluzie?-spytała.
- Troszeczkę.
- To ją zdejmij.
- Nie mam nic pod spodem.-zaśmiałem się, przypominając sobie,że nie założyłem nic pod nią.- Ale skoro tam bardzo chcesz,żebym ją zdjął...
- Nie,nie!! żartowałem, Nialler!
- Uh, ty też z tym "Niallerem"?
- Oh, ten lokowaty na Ciebie tak powiedział...
- Tak.. Hazza...
-czyli Harry, tak?
- Tak.
- Ma dziewczynę, nie?
- Caroline.
- To wiem o nim jednie trzy rzeczy,
- Jakie?
- 1. wredny
  2. lokowaty
  3. ma dziewczynę.- zaśmiałem się.
- Idealnie go podsumowałaś.
- Dzięki.
- Nie ma za co.-powiedziałem rzucając miśka do buzi. Po chwili paczka owocowych żelków, była już pusta,a my nadal siedzieliśmy na starych, murowanych schodach i rozmawialiśmy.- Dlaczego tak szybko uciekłaś ostatnio?
- Dostałam bardzo ważny telefon i po prostu... musiałam.
- Ten telefon nam w czymś przeszkodził.-powiedziałem zbliżając moje usta do jej ust. Patrzyła na mnie swoimi brązowymi, przenikliwymi tęczówkami. Jej oddech pachniał cynamonem,a policzki były delikatnie zaróżowione... nachyliłem się nad nią i delikatnie musnąłem jej usta swoimi, gdy nagle znów przerwał nam telefon.

***
- Niall...-westchnęłam odkładając telefon do torebki.- Muszę iść...
- Ale... Natalie... co się dzieje?
- Musze iść, naprawdę!-powiedziała i pocałowała mnie w usta. Przyciągnąłem ją mocniej do siebie, kładąc dłoń na jej plecach. Objęła moją twarz dłońmi, ale po chwili odsunęła się ode mnie...- Zadzwonię.-powiedziała zbierając swoje zakupy i odeszła. Patrzyłem w jej ciemny kontur znikający za rogiem ulicy. Nie wiem co mnie podkusiło, ale pobiegłem ją śledzić.

* CAROLINE *
- Skoro miałyśmy iść na zakupy, to może w końcu pójdziemy?-zapytałam zadowolona, co jeszcze bardziej rozzłościło blondynkę, siedzącą na przeciwko mnie.
- Chodź.-warknęła posępnie, i zostawiając pieniądze na stoliku wyszła z lokalu,a ja za nią.
- Oh, chyba kupię sobie jaką torebką.-powiedziałam dalej to ciągnąć.- Może buty...
- Zamkniesz się? Staram się myśleć.-powiedziała,a ja roześmiałam się przyjemnie. Kolejny dowód na to,że to ja byłam górą. Po chwili obie ruszyłyśmy promenadą do góry i skręciłyśmy do lewo, gdzie znajdował się park i  galeria handlowa. Weszłyśmy do ogromnego budynku i wchodząc na ruchome schody wjechałyśmy na samą górę. Zaczęłyśmy chodzić po sklepach. Teraz czułam się o wiele bardziej swobodnie, nie patrzyłam na to co ona powie i w jaki sposób potraktuje moją osobę. Teraz to za niej szydziłam. Chodząc po sklepach, nie zważałam na jej osobę, po prostu zajmowałam się sobą, dla przyjemności. Będąc w jednym z butików upatrzyłam sobie śliczną spódniczkę. Była granatowa i miała na sobie białe kropeczki. Od razu wiedziałam,że ją chcę. Wybrałam swój rozmiar i podeszłam do kasy, po chwili Taylor pojawiła się u mojego boku z dwiema kawami na wynos.- Nic nie dolałam.-powiedziała, chociaż ja i tak jej nie wierzyłam. Pokiwałam głową i wzięłam z jej rąk napój. Po zapłaceniu wyszłyśmy ze sklepu, a przed nim stała gromada fotoreporterów.
- Taylor, Taylor! przyjaźnicie się?-zapytał jeden robiąc nam zdjęcie.
- Tak.-odparła blondynka, obejmując mnie w pasie. Uśmiechnęłam się sztucznie w ich kierunku i przeszłyśmy dalej. Przy najbliższym koszu na śmieci, wrzuciłam kawę od Swift, po czym poszłyśmy dalej na zakupy.

***
Koło godziny szesnastej wróciłam do domu. Taylor podwiozła mnie i bez słowa, wyszłam z jej samochodu. 
- Do zobaczenia!-krzyknęła, gdy otwierałam drzwi.  Weszłam do środka, ale nikogo nie było w domu. Położyłam torby z zakupów w przed pokoju i poszłam do salonu zaparzyć sobie herbaty. Wyjęłam z kieszonki torebki telefon i wybrałam numer do Harr'ego. 
- No cześć.-odebrał po dwóch sygnałach. 
- Jestem już w domu, o której mam do Ciebie wpaść? 
- Możesz nawet teraz. 
- Najpierw coś zjem i przyjdę. 
- Czekam na Ciebie... Niall'a jeszcze nie ma.-zaśmiałam się. 
- To dobrze.-powiedziałam i rozłączyłam się. Na szybko zrobiłam sobie zupkę chińską i po zjedzeniu poszłam na górę ubrać się w coś wygodniejszego. Postawiłam na moje wygodna, czarne rurki, kremowy sweterek i trampki o tym samym kolorze. Telefon włożyłam do kieszeni spodni i zamykając za sobą drzwi na klucz wyszłam. Po chwili byłam już pod domem chłopaków i dzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Otworzył mi je Liam i z uśmiechem wpuścił do środka. Jutro planowałam odwiedzić Rachel i podpytać się jej jak było w Glasgow. Weszłam po schodach, udając się do pokoju loczka. 
- Cześć...-powiedziałam wchodząc.- Harry... gdzie jesteś?-zaczęłam się rozglądać, ale nigdzie go nie było. Nagle poczułam czyiś ciepły oddech na szyi....
Odwróciłam się i ujrzałam roześmianego Hazzę. 
- Przestraszyłaś się?-zapytał zwijając się ze śmiechu. 
- Nienawidzę Cię!-powiedziałam ciężko oddychając. 
- No kotek! 
- Harry, masz się ode mnie odsunąć!-powiedziałam i obrażona usiadłam na łóżku.
- Carls... kotku...-szepnął mi do ucha
- Spadaj na drzewo prostować banany, kotek. 
- A jednak 'kotek'!-krzyknął ucieszony.- Nie obraziłaś się!-powiedział podniecony i pocałował mnie w policzek. 
- Zawsze mogę.-odpowiedziałam kładąc się na poduszce.- Co oglądamy?-spytałam obojętnie. 
- Mogę coś wypożyczyć.- powiedział.- Na co masz ochotę? 
- Romans... 
- Jaki? 
- Hmm.. chyba wiem!-powiedziałam.- Co powiesz na 'Tristan+Izolda' 
- O matko... No niech Ci będzie... ale spróbujesz mi się rozryczeć! 
- Nie krzycz, bo nic nie będziesz miał!-powiedziałam twardo. 
- To jest jawny przykład SZANTAŻU!
- Oh, zamknij się już i chodź tu do mnie.-powiedziałam,a on się roześmiał. 

***
Harry włączył film (chodź miał wielkie opory do tego) i razem położyliśmy się na łóżku, zajadając się popcorn'em który skołował z pokoju Nialler'a. Muszę przyznać,oglądałam ten film już trzeci raz, ale jeszcze mi się nie znudził. Uwielbiałam tę grę aktorską, a aktor który grał głównego bohatera strasznie mi się podobał. 
- Jakie ciacho.-powiedziałam specjalnie. Harry spoglądał to na mnie, to na telewizor ze zdziwieniem. W końcu przycisnął przycisk "stop" na pilocie i westchnął smutny. 
- A ja już 'ciacho' nie jestem? 
- No nie wiem...
- Patrz na moje piękne loczki, kotek! 
- No patrzę, patrzę... 
- Są tysiąc razy ładniejsze niż te jego tandetne podróby loków! 
- Ale widziałeś jaką on ma klatę? Jakie ciało? 
- Też takie mam! 
- Ooo matko... brałabym go.
- Caroline!-jęknął przybity- Ty możesz tylko mnie brać!
- Hmm...Tristanoconda... 
- Teraz to się do Ciebie nie odzywam! 
- Oh, Hazza...-zaśmiałam się.- Przecież żartuję. 
- Nie wierzę Ci.-powiedział smutny. Uśmiechnęłam się pod nosem i objęłam jego twarz dłońmi.
- Nie wymieniłabym Cię, na żadnego Tristana.-powiedziałam całując go w usta.- Kotek.-dodałam,a on uśmiechnął się do mnie i mocno objął, przyciągając mnie do siebie. Odgarnął niesforny kosmyk moich włosów, za ucho i spojrzał na mnie czule. 
- Ja Ciebie też, kotek.-szepnął i pocałował mnie w szyję. Nagle usłyszałam jak drzwi się otwierają. 
- HAZZA, JA PRZEPRASZAM,ŻE ZNOWU, ALE DOWIEDZIAŁEM SIĘ CZEGOŚ O NATALIE...-krzyknął Niall ciężko dysząc. Spojrzałam na Harry'ego, który mruknął cicho przekleństwo. 
- Powieszę Cię za jajca,ale mów... 
- Chodzi o to,że....
______________________________________________________________________
Rozdział dodany! Czy wy też uważacie,że skoro jest wiosna, to nie powinno być już tego śniegu? ;< masakra... Kolejny rozdział postaram się dodać wam w szczególny dla mnie dzień ♥ Postanowiłam także stworzyć zakładkę 'pytania do bohaterów', widziałam ją na innych blogach i postanowiłam u siebie też ją stworzyć, więc bez wahania możecie tam zadawać pytania naszym bohaterom :) Dziękuję Merr, za naprawdę ogromny komentarz,  który ostro zmotywował mnie do pracy ♥ Pozdrawiam wszystkich i do napisania! :) 
PS: chciałabym zaprosić was na blog mojej znajomej, która również prowadzi opowiadanie Directionerskie. Blog poświęcony jest perypetią Natalie Grogan i.... Niall'a Horana! Zapraszam:  
- Jerr.

CHCIAŁABYM PODZIĘKOWAĆ WSZYSTKIM ZA PIĘKNY PREZENT JAKI MI SPRAWILIŚCIE! TO NIESAMOWITE, DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA ZA PONAD 400 WYŚWIETLEŃ JEDNEGO DNIA! :*


Kolejny rozdział jeżeli będzie MINIMUM 15 KOMENTARZY!

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

024. " Patrzyli prosto w swoje oczy, dziękując Bogu,że pozwolił im się poznać."

 * CAROLINE * 

 - Czy to.. Lou?-szepnęłam mu do ucha, obserwując jak jego twarz napina się ze wściekłości. Obydwoje staliśmy w bezruchu, obserwując przez uchylone drzwi klubowej łazienki jak dwie, ciemne postacie mężczyzn.. wzajemnie się zabawiają. Harry mocno zacisnął swą dłoń na mojej. Ciężko oddychał, a ja czułam jak serce podchodzi mi do gardła. To było nie możliwe.. po prostu nie możliwe.
- Ona chyba postradał wszelkie zmysły.-rzekł robiąc krok do przodu, pociągając mnie za sobą.- Co na to Eleanor? Jak ona zareaguje na to,że jej chłopak jest... gejem?
- To pewnie jakaś pomyłka.-jęknęłam idąc w kierunku toalety.- To nie on!-powiedziałam zawzięcie łapiąc za klamkę.- Mówię Ci..- szepnęłam otwierając drzwi na oścież, a to co zobaczyłam... sprawiło,że nogi się pode mną ugięły. Lou klęczał na podłodze przed młodym mężczyzną, który właśnie rozsuwał rozporek swoich spodni, oblizując przy tym obrzydliwie wargi. Wzdrygnęłam się i cofnęłam o krok.- To nie prawda..-jęknęłam cicho,a przyjaciel spojrzał na mnie swoimi przenikliwymi, niebieskimi tęczówkami. Jego źrenice były nienaturalnej wielkości. Wzrok miał rozbiegany, jakby nie wiedział do końca kim ja jestem.
- Co ty do cholery robisz?-warknął Harry, rzucając się w jego kierunku i podnosząc go za klapy garnituru.
- Harry, spokojnie.-powiedziałam kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Kim.. je.. jesteście.-jąkał się Lou.
- Idziesz z nami, kurwa.-powiedział ciągnąc go za sobą. Rzuciłam przelotne spojrzenie facetowi, który trzymał w ręku przeźroczysty woreczek z jakimś proszkiem. Chyba wiedziałam co się stało... czułam to. Wyjęłam telefon z torebki i wykręciłam numer policji, mężczyzna zorientował się co planuję i szybko wybiegł z łazienki. Jednak na szczęście, w odpowiednim momencie u drzwi pojawił się Zayn, który utorował mu drogę.

- Gdzie się wybierasz, laleczko?-spytał chłodnym tonem głosu. Mężczyzna spojrzał na niego zdezorientowany, a Malik uśmiechnął się do niego triumfalnie. Teraz mogłam mu się bardziej, dokładnie przyjrzeć. Wyglądał na faceta powyżej trzydziestki. Kilkudniowy zarost i zmarszczki wokół oczy definitywnie dodawały mu lat. Włosy miał rude,a oczy nienaturalnie niebieskie. Twarz miał bladą, niczym proszek w małej, przeźroczystej torebce, którą schował do kieszeni kurtki. Rzucił mi i Zayn'owi przelotne spojrzenie i rozpędzając się, naparł na Malika barkiem, przepychając się tuż koło niego. Nim zdążyliśmy się zorientować co właśnie się stało, jego już nie było,a posterunek policji nawet nie raczył odebrać telefonu.- Ja pierdole...-jęknął Zayn, uderzając dłonią w futrynę drzwi.
- Przestań, lepiej chodźmy do reszty.-powiedziałam zdenerwowana i wyminęłam przyjaciela, chowając telefon do torebki. Chłopcy stali przy naszym stole, starając się zasłonić pianego Lou swymi ciałami. Podeszłam do nich, zauważając Harry'ego który klęczał przy siedzącym na podłodze przyjacielu.
- Musimy zabrać go do domu!-powiedział Niall.
- Jest na haju.-stwierdził loczek.- Jak go wyprowadzimy?
- A tylne wyjście?
- Ktoś musi powiedzieć to kierowcy.
- Ja się tym zajmę.-powiedział Liam i szybko się oddalił. Harry razem z Zayn'em podnieśli Louisa do góry, i trzymając go pod ręce, wolnym krokiem przeszli do tylnego wyjścia, na zapleczu kompletnie nie zwracając uwagi na personel. Otworzyłam przed nimi ciężkie, metalowe drzwi kamiennicy w której mieścił się klub i razem wyszliśmy na dwór. Ulica była pogrążona w całkowitej ciemności, bark jakiegokolwiek światła ze strony niedziałających już, starych latarni wywoływał we mnie strach i brak poczucia bezpieczeństwa. Poczułam jak ktoś mnie obejmuje, odwróciłam się i ujrzałam skupioną twarz Niall'a.
- Nie martw się, wszystko będzie okej.-pokiwałam głową i rozejrzałam się. Nagle za rogu, wyłoniły się dwa, pojedyncze światełka, które swym blaskiem raziły nas po oczach. Limuzyna zaparkowała tuż koło nas. Pierwszego do niej wepchnięto nieprzytomnego Lou, zanim wsiadł Zayn, Harry, ja i na końcu Niall. Liam siedział z przodu, na miejscu pasażera i podawał kierowcy adres ich domu.
- Nie wierzę,że dał się tak załatwić.-jęknął Harry, chowając twarz w dłoniach. Czułam jak się obwinia...
- To nie nasza wina...-powiedziałam głaszcząc go po plecach.- Straciliśmy go ze wzroku...
- A jak są jakieś zdjęcie? Co powie Eleanor jak się dowie,że jej chłopak obmacywał się z innym facetem w kiblu i prawie zrobił by mu laskę?
- Wytłumaczymy jej.-powiedziałam twardo.- Zrozumie.
- Nie jestem tego taki pewien.-powiedział patrząc mi w oczy i przytulił się do mnie płacząc. Było mu ciężko,a ja pierwszy raz widziałam jak chłopak roni łzy. Głaskałam go po niesfornych loczkach, mając nadzieję,że El wszystko zrozumie i się ułoży.

Po trzydziestu minutach byliśmy już na miejscu. Ulica na której mieszkaliśmy powiewała pustką. Wiatr kołysał gałęziami drzew, które delikatnie stukały w szyby okien. Kierowca zaparkował długi, czarny samochód przed willą chłopaków. Harry podczas podróży znacznie się uspokoił. Przybrał twarz twardziela i ze spokojem trzymał mnie za rękę. Niall i Liam wyprowadzili pół przytomnego Tomlinson'a i zaprowadzili do środka.
- Zostań u nas na noc.-powiedział lokowaty. Głupio czułam się zostawać u niego na noc, zwłaszcza,że w domu było jeszcze pięciu innych chłopców, aczkolwiek... mimowolnie zgodziłam się. Wiedziałam, że Harry dzisiaj już nie będzie miał na nic ochoty, więc w ciszy, trzymając go za rękę weszliśmy do domu. Przemęczona rzuciłam torebkę w kąt i ściągnęłam buty, obserwując jak Harry ściąga marynarkę i rozpina koszulę. Nadal pogrążony we własnych myślach, skierował się do kuchni gdzie nalał sobie do szklani wody z kranu. Przypatrywałam mu się ze skupieniem, zastanawiając się o czym tak intensywnie myśli, gdy nagle do pomieszczenia w którym staliśmy wparowali chłopcy.
- Tomo, leży u siebie.-zadeklarował się Liam.- Było ciężko,ale zostawiliśmy mu na wypadek miskę na wymioty.
- Załatwił się na cacy.-dopowiedział Niall.
- Ktoś na pewno mu coś dosypał do drinka.-powiedziałam, zwracając się do Hazzy, który nadal się nie odzywał.
- Nie wiem jak wy...-jęknął Malik.- Ale ja idę spać. Dobranoc wam wszystkim.-powiedział i poszedł na górę. Po chwili cała reszta też udała się do swoich pokoi, pozostawiając mnie sam na sam z Hazzą. Podeszłam do niego, chwiejnym krokiem i objęłam go ramionami.

- To nie twoja wina.-powiedziałam twardo.
- Caroline...
- Nie możesz się zmartwić, to był przypadek. Może nawet i mnie by się coś takiego przytrafiło.
- Nawet tak nie mów.-powiedział poważnie.- Ukręcił bym mu łeb, gdyby chociaż spróbował Cię zmusić do.. To po prostu jest okropne!
- Co się stało, nigdy już się nie odstanie.-powiedziałam zbliżając się do niego.- Następnym razem będziemy bardziej uważać i mieć się na baczność. A teraz chodźmy na górę...-powiedziałam składając na jego ustach delikatny pocałunek.- Odpoczniemy... i zrelaksujemy się. A jutro zobaczymy co dalej... Dobrze?
- Dobrze.-powiedział odwzajemniając mój pocałunek. Złapał mnie za rękę i posyłając mi nieśmiały uśmiech, pociągnął za sobą, na górę. Weszliśmy do jego pokoju, w którym jak zawsze panował bałagan. Jutro, jakoś zmotywuję go do sprzątania. Zaśmiałam się w duchu i usiadłam na łóżku.
- Dasz mi jakąś koszulkę?-spytałam, patrząc jak on zrzuca z siebie koszulę i rozpina pasek spodni.
- No jasne.-odpowiedział z pewniejszym już uśmiechem. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej, zadurzy na mnie t-shirt. Podał mi go, a ja uśmiechnęłam się w odpowiedzi i poszłam do toalety.
- Idę się wykąpać.-powiedziałam.
- Mogę z tobą?
- Nie.-odpowiedziałam zwijając się ze śmiechu, widząc jego naburmuszoną minkę.
- Dupa.-powiedział i położył się na łóżku z założonymi rękoma.
- Zaraz wracam.-powiedziałam roześmiana i weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi na klucz. Wchodząc pod prysznic, czując na skórze ciepłe krople wody, które orzeźwiały moje ciało i umysł, odrzucałam od siebie przykre i męczące mnie myśli. W pełni spełniona wyszłam z kabiny, wycierając ciało o... no właśnie o co? Cholera, Harry nie dał mi ręcznika! Wkurzona zaczęłam rozglądać się po łazience,ale nic nie mogłam znaleźć. Przekręciłam srebrnym kluczykiem i delikatnie otworzyłam drzwi, wystawiając zza nich głowę.- Harry...-szepnęłam, a chłopak obrócił się w moim kierunku z rozbawioną miną.- Nie śmiej się głupku, tylko podaj mi jakiś ręcznik.
- A magiczne słowo, kotek?
- Jak Ci nakopię do tego sławnego dupska, to będziesz miał kotka.-powiedziałam,a on zaczął się śmiać.
- Chyba obejdziesz się bez ręcznika.
- To możesz sobie pomarzyć o.. wiesz o czym.
- To cios poniżej pasa, kotek.-powiedział obrażony.
- Daj ten cholerny ręcznik!
- Jak powiesz magiczne słowo!
- Harold... do jasne cholery daj mi ten ręcznik, proszę!
- No i już lepiej.-powiedział wstając i podszedł do komody,która stała na środku pokoju. Wyciągnął z niej biały ręcznik i chowając go za plecami, stanął na przeciwko mnie.- A dasz całuska?
- Jak Ci zaraz dam "całuska", gwiazdeczko.-powiedziałam wkurzona.
- Nie ładnie, Caroline... bardzo nie ładnie.
- Daj mi tę ręcznik, Harry... bo to się źle skończy dla Ciebie!
- No dobra...-westchnął.- Na nic mi nie pozwalasz... nie mogę się z tobą kąpać ani droczyć... To przykre. Jest mi przykro.-powiedział ze smutną minką i podał w końcu mi ten ręcznik. Zabrałam go i zamykając za sobą drzwi, wytarłam się i założyłam moje niebieskie majteczki i koszulkę Hazzy. Włosy związałam w wysokiego kucyka i twarz, przemyłam jeszcze raz wodą z mydłem. Po chwili wyszłam do toalety, gasząc za sobą światło. Hazza leżał i oglądał telewizję. Położyłam się koło niego, zarzucając na siebie ciepłą kołderkę. 
- Dobranoc.-powiedziałam udając obrażoną. Chłopak zaśmiał się cicho i objął mnie ramieniem, wyłączając telewizję.
- Jesteś zła.-zamruczał mi do ucha. 
- Może... 
- Na mnie? 
- Nie wiem... 
- Na swojego koteczka?- parsknęłam śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Harold zaczął całować moją szyję, schodząc niżej,aż zatrzymał się na obojczyku. Zwinnym ruchem, obrócił mnie do siebie i złączył nasze usta w pocałunku. Na początku opierałam mu się, w końcu musiałam jeszcze troszkę poudawać, że jestem zła, ale po chwili... nie potrafiłam się już opierać namiętnym pocałunkom mojego chłopaka. Przyciągnęłam go do siebie jeszcze mocniej, wplatając palce w jego włosy. Jęknął,a co wywołało na moich ustach, delikatny uśmiech. Jeździł ręką po moim ciele, wywołując przy tym przyjemne dreszcze, które targały nim coraz mocniej i mocniej... nagle poczułam jak jego ręka wędruje pod koszulkę,a światła w pokoju rozbłysły. 
- No cześćć...-zaczął Niall, wchodząc do środka.- Harry, nie masz może jakiejś zapasowej paczki żelków? Nie mogę spać i jestem gło...- zaciął się, gdy w końcu spojrzał w naszym kierunku. 
- Niall... przeszkadzasz.- warknął Hazza. 
- Boże, ja nie chciałem.-blondyn automatycznie spalił buraczka.- Ale wiecie co?-powiedział unosząc jedną brew do góry.- Malik, to ma rację. Cały czas byście to tylko robili! 
- Pogadamy kiedy indziej.-powiedziałam całując Hazze w usta. 
- Zboczuchy!- jęknął i wyszedł z pokoju, gasząc za sobą światło. 
- Nienawidzę go.- powiedział poważnie loczek i opadł z westchnieniem na poduszkę, tuż koło mnie. Uśmiechnęłam się w jego kierunku i przybliżając się do niego, położyłam głowę na jego klatce piersiowej. 
- Dobranoc, kotek.-szepnęłam i pocałowałam go delikatnie w mostek. Poczułam jak jego serce zbiło mocniej i szybciej... czułam się szczęśliwa? Tak. 

* DIANA*
- w tym samym czasie -
- Miałaś rację, Londyn jest piękny.-powiedział spoglądając prosto w jej szare tęczówki. Uśmiechnęła się w odpowiedzi, spoglądając na przejrzyste, ciemne niebo. Księżyc pośród gwiazd dotrzymywał im towarzystwa, rzucając srebrzyste światło na Big Ben'a. Czując na swej skórze, ciepły dotyk Daniela udawała się do zupełnie innego świata. Pełnego szczęścia i nadziei, w którym na smutek i zmartwienia nie było tam miejsca. Liczyła się chwila, która pozwalała im na marzenia dotyczące wieczności. Kroczyli pustą, Londyńską ulicą, mijając uliczne latarnie i zamknięte już sklepy. Zbliżała się północ, która wraz z jego dotykiem działała na nią kojąco.
- Tęskniłam.-szepnęła w jego kierunku. On zaś, posyłając jej łobuzerski uśmiech, szybkim i płynnym ruchem objął ją w talii. Stali mierząc się wzrokiem, opierając czoło o czoło. Chłodny wiatr targał jej szalikiem,a rumieniec na twarzy dodawał blasku.
 - Ja też.-odpowiedział całując jej szyję. Odchyliła delikatnie głowę w tył, przygryzając wargę.- Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo...
- Chodźmy do mnie.-jęknęła podniecona, wbijając paznokcie w jego ramię. On, pokiwał znacząco głową i razem, trzymając swe dłonie w objęciach, ciesząc się chwilą ruszyli w dalszą drogę, gotowi na wspólną noc. Stojąc przy drzwiach, pustego domu, drżącą ręką włożyła złoty kluczyk do zamka, przekręciła nim dwa razy i weszła do środka. W domu panowały egipskie ciemności, ale im to nie przeszkadzało. Nim zdążyła ściągnąć czarny płaszcz, on rzucił się na nią namiętnie całując. Jęknęła zachwycona, wplatając szczupłe palce w jego kruczoczarne włosy. Szybko zrzucił z siebie koszulkę, odsłaniając umięśnione ciało. Delikatnie przejechała dłonią po linii brzucha, składając czuły pocałunek na  jego prawej piersi. Zamruczał cicho do jej ucha, wywołując w niej namiętne pożądanie. Szybko, poderwał ją do góry i trzymając w swych objęciach zaniósł na góry. Jedną ręką otworzył mosiężne, białe drzwi i podchodząc do łóżka, delikatnie położył nią na nim. Pochylając się, zaczął obdarowywać ją pocałunkami. Spokojnie, zabrał się za rozpinanie jej koszuli, wprawiając ją w obłęd. Łapczywie nabierała powietrza do płuc, czując powoli spełnienie... Zrzuciła z siebie beżową koszulę, która z głuchym trzepotem opadła na podłogę. Uśmiechając się do niego szelmowsko wstała, chwytając go na ramiona. Popchnęła go na łóżko,a na które swobodnie opadł. Nie znała samej siebie od tak uwodzicielskiej strony. Usiadła na nim okrakiem, co jemu strasznie się spodobało. Jeździła dłonią, po jego ciele,aż natrafiła na twardą wypukłość, rysującą pod jego spodniami. On, z kompletną pewnością sięgnął do guzika jej dżinsów i szybko go rozpiął, pozostawiając resztę w jej rękach. Po chwili będąc już w samej bieliźnie, czekała aż on przejmie inicjatywę. Obdarowując ją pocałunkami, pozbył się swych spodni i będąc w samych bokserkach pochylił się nad nią i zaczął rozrzucać swe pocałunki po całym jej ciele, schodząc niżej i jeszcze niżej.. Nagle poczuła jak rozpina jej różowy stanik, opierając dłoń na jej piersi. Pieścił ją tam przez chwilę, gdy poczuł, że już czas. Zsunął jej majteczki i uwalniając swojego kolegę na zewnątrz, pokierował go odpowiednio delikatnie w nią wchodząc. Jego ruchy były płynne i spokojne, każde z nich czuło się zaspokojone. Zarzuciła mu dłonie na barki, delikatnie wbijając w nie paznokcie. Coraz szybciej, zaczął w nią wchodzić poruszając płynnie biodrami. Ona zaczęła wyginać się w łuk. Ból ustąpił miejsca rozkoszy. Zaczęła jęczeć. Coraz głośniej i intensywniej. On też nie mógł narzekać na przyjemność, która coraz szybciej do niego napływała. Postawił na kolejne pachnięcie, mocniejsze i głębsze. Krzyknęła podniecona, a on jeszcze raz wykonał ten sam ruch. Moment największej przyjemności przyszedł niespodziewanie. Obydwoje zaczęli dochodzić, ekstaza wypełniała ich od środka.
- Kocham Cię.-szepnął jej do ucha, gdy ciepła wydzielina wypełniła ją od środka, po chwili obydwoje opadli na łóżko, trzymając się za ręce. Patrzyli prosto w swoje oczy, dziękując Bogu,że pozwolił im się poznać.

* CAROLINE *
- ranek -
Obudził mnie wrzask. Ktoś na dole krzyczał. Na początku nie potrafiłam zidentyfikować kto wydawał z siebie tak okropne dźwięki, ale po chwili... w pełni świadomości poczułam,że tą osobą była kobieta. Automatycznie otworzyłam oczy i pośpiesznie, zrzucając nogi z łóżka obudziłam Harry'ego i zbiegłam na dół. W salonie siedzieli Liam i Niall, którzy obserwowali jak Zayn, trzymał za ramiona wrzeszczącą Eleanor. Dziewczyna w ręku trzymała poranną gazetę, która w pewnym momencie wypadła jej z rąk. Rzuciłam jej przelotne spojrzenie i wzięłam brukowiec do rąk. 

" LOUIS TOMLINSON GEJEM? NIE MOŻLIWE! TYLKO U NAS ZDJĘCIA! "
- Gdzie on jest?-wrzeszczała wściekła. Dopiero teraz zauważyłam,że miała na sobie różową piżamkę w serduszka. Włosy miała w nieładzie, a oczy jeszcze lekko zaspane, mimo tego krzyczała bardzo doniośle.
- Eleanor, spokojnie...-zaczęłam. 
- Jak mam być spokojna,skoro mój chłopak jest gejem! 
- Nie wiemy czy nim jest.-powiedział Niall.- Ktoś dosypał mu coś do drinka! 
- Jesteś tego pewien?-zwróciła się z morderczą miną w jego kierunku.- Od dłuższego czasu czułam,że coś jest nie tak! Nie miał czasu do mnie przyjść, a nie sypialiśmy ze sobą od dwóch miesięcy, Niall! On jest gejem! 
- A może się go spytasz, najpierw?
- To niech Malik mnie puści, do kurwy nędzy! 
- El, spokojnie...-powiedziałam podchodząc do niej. Zayn puścił dziewczynę, która od razu wpadła w moje ramiona, mocno mnie do siebie ściskając i płacząc. 
- On nim nie może być! Jesteśmy ze sobą prawie dwa lata! To nie możliwe! 
- Musisz z nim porozmawiać...-szepnęłam jej do ucha, głaszcząc ją po plecach.- Musicie sobie wszystko wytłumaczyć i będzie dobrze! 
- Nic już nie będzie dobrze...-jęknęła i zalała się łzami. 
- Eleanor?- zapytał ktoś, z końca pokoju. Głos miał ochrypnięty i lekko zmieszany. Obróciłam się i ujrzałam stojącego przed nami Louis'a w samych bokserkach. Włosy miał w nieładzie, a delikatny zarost na jego twarzy przypominał mi mężczyznę z klubu. 
- Lou?-szepnęła w jego kierunku.- Pamiętasz co się wczoraj stało?-zapytała. 
- Tak.-odpowiedział poważnie.- Chyba powinniśmy porozmawiać.-powiedział zimnym tonem, drapiąc się po głowie.- Chodź na górę.-powiedział i szybkim krokiem skierował się do swojego pokoju. Siedzieliśmy w milczeniu, na salonowej kanapie oczekując aż obydwoje zejdą na dół. Nie minęło pięć minut, a drzwi na górze głośno trzasnęły. Ktoś w pośpiechu zbiegła po schodach. Zapłakana Eleanor przebiegła tuż koło nas i wybiegła z domu. Ruszyłam za nią. 
- El, czekaj!-krzyknęłam, gdy ona miała już wsiadać do samochodu. 
- Proszę, zostaw mnie.-powiedziała ocierając łzy. 
- Co się stało? 
- On jest gejem, rozumiesz? Przyznał się! Lou, mój Lou! 
- Nie możliwe...
- A jednak... Zerwał ze mną! 
- El, nie możesz w takim stanie prowadzić! 
- I co z tego!? Zostaw mnie, Carls! 
- Jesteś moją przyjaciółką, muszę Ci pomóc!
- Po prostu daj mi teraz odejść.-powiedziała przygryzając wargę.- Przyjedź jutro do biura.-dodała.- Jutro zaczynasz kampanię reklamową i oby jedna z nas była w stanie cokolwiek powiedzieć na jej temat.-powiedziała niemal szepcąc i wsiadła do samochodu odjeżdżając z piskiem opon. Czułam wewnątrz siebie smutek. Nie potrafiłam jej zatrzymać. Mogłam ją powstrzymać, teraz sama dla siebie jest największym zagrożeniem. Zrezygnowana wróciłam do domu. Harry od razu do mnie podszedł i przytulił, ale ja nie byłam w stanie odwzajemnić jego gest. 
- Co z nią?-spytał Liam.
- Lou... on.. przyznał się. 
- Do czego?-zapytali równocześnie. 
- Lou jest gejem... zerwali.-powiedziałam głośno przełykając ślinę. 

* DIANA * 
- ranek -
Obudziłam się rano, okryta aksamitnie miękką pościelą. Czułam jak ktoś opiera swą dłoń na mym udzie. Uśmiechnęłam się do siebie, przypominając sobie co wczorajszej nocy się wydarzyło. Przyjemny dreszcz wypełnił moje ciało. Delikatnie, zrzuciłam z siebie rękę Daniela i wstałam z łóżka, zarzucając na siebie koszulę nocną i krótkie spodenki. Zeszłam po schodach i skierowałam się do kuchni, aby zrobić sobie herbaty. Gdy już siedziałam na kanapie, popijając ciepły płyn usłyszałam jak drzwi wejściowe się otwierają. Po chwili w salonie ukazali się Caroline i Harry, którzy nie szczędzili sobie czułości. Carls miała na sobie tylko za dużą koszulkę Hazzy i swoje błękitne majtki, które starała się zasłonić ręką,ale Harry cały czas ją powstrzymywał.
- Ej, dzieciaczki... spokojnie...-szepnęłam w ich kierunku,a oni automatycznie spojrzeli na mnie. 
- Jesteśmy grzeczni.-powiedział Harry.- Prawda, kotek? 
- Prawda, prawda.-powiedziała Calrls,uśmiechając się do mnie.- Gdzie Daniel? 
- Śpi.-odpowiedziałam. 
- Aż tak go wymęczyłaś?
- No przestań....-jęknęłam. 
- Diana?-Harry spojrzał na mnie zdziwiony.- Ujeżdżałaś Daniela?
- I to bardzo.-powiedział mój ukochany, wchodząc do salonu.- Cześć, jestem Danny.-dodał podając loczkowi rękę.
- Harry.-odpowiedział z uśmiechem, ściskając jego dłoń.
- Ty śpiewasz w tym zespole....One Direction, tak?
- Tak.-odpowiedział dumnie.
- Perkusista mojego zespołu, Da Kurlzz caaaały czas was słucha-jęknął.
- Haha, no dzięki.
- To nie tak jak myślisz.-powiedział siadając koło mnie.
-  Jasne, nic nie szkodzi.- odpowiedział Hazza ze szczerym uśmiechem na twarzy.
- Diana, nie uwierzysz co się wczoraj stało!-zaczęła Carls.
- No co?
- Wczoraj, po tej gali poszliśmy wszyscy na imprezę. Było świetnie, naprawdę. Piliśmy i bawiliśmy się doskonale, nie w ogóle nie zauważyliśmy, że Lou gdzieś zniknął.
- Gdy tańczyliśmy razem.-dokończył Hazza.- Obydwoje zauważaliśmy, coś dziwnego. Jakieś podejrzane cienie w toalecie... Poszliśmy tam i Caroline otworzyła drzwi.
- Zobaczyliśmy tam Lou.-powiedziała moja przyjaciółka.- Stał z jakimś nieznajomym facetem.. obściskiwali się, a gdy ja weszłam prawie doszłoby do... no.. obciągnął by mu.
- Żartujecie?-powiedziałam w otwartą buzią.
- Nie.-odpowiedzieli poważnie.
- A co z Eleanor?
- Przeczytała dzisiaj o tym w gazecie.-odpowiedziała.- Przyjechała do nas... krzyczała dopóki Lou nie zszedł na dół i z nią nie porozmawiał.
- Co dalej?
- Powiedział jej,że to koniec i chyba najgorsze... że jest gejem...
- O matko..
- Odjechała od razu.. chciałam ją zatrzymać,ale nie mogłam!-jęknęła chowając twarz w dłoniach
- To nie twoja wina.-powiedział Harry, obejmując ją ramieniem.
- Zadzwonię do niej.-powiedziałam łapiąc za telefon, który leżał tuż koło mnie.
- Nie odbiera.-powiedział loczek.- Próbowaliśmy.
- Ja też spróbuję.-powiedziałam twardo, wymieniając spojrzenie z Danielem, który przysłuchiwał się naszej rozmowie.
- Ech, ja idę się ubrać.-powiedziała moja przyjaciółka.
- NIE!-krzyknął Harry.- Proszę, zostań tak ubrana przez cały dzień!
- Harry, tu się jebnij.-powiedziała stukając się palcem w czoło.
- No kotek!
- Nie! Pod żadnym pozorem nie!
- No weź...
- Harold, zamknij się!-powiedziała uciekając przed nim. Po chwili żadnego z nich, nie było już na dole. Nadal przejmując się co El, wykręcałam jej numer i dzwoniłam bez opamiętania, gdy nagle Danny wyrwał telefon z rąk.
- Przestań.-powiedział spokojnie.- Nie znam jej,ale uważam,że teraz pewnie chciałaby to wszystko przemyśleć w samotności.
- Masz rację, ale po prostu się martwię.
- Rozumiem to.-odpowiedział składając na mym ramieniu czuły pocałunek.
 - Chcesz śniadanie?
- Nie jestem głodny.
- Na pewno?
- No jasne.-powiedział z ogromnym uśmiechem na ustach.- Co dzisiaj robimy?
- A na co masz ochotę?
- Może odwiedzimy Rachel?
- Czemu nie?-odpowiedziałam.- Już do niej dzwonię.
- Jesteś uzależniona od dzwonienia do kogoś, powinni nazwać jakoś tę chorobę!
- Jesteś okropny.-odpowiedziałam śmiejąc się i przyłożyłam aparat do ucha. Po krótkich, dwóch sygnałach przyjaciółka odebrała.
- Jest rano!-jęknęła.- Zabiję Cię kimkolwiek jesteś.
- Też Cię kocham.-odpowiedziałam z uśmiechem.- Szykuj dupsko, bo za jakieś dwie godzinki zajrzymy do Ciebie z Danielem.
- A nie możecie się jeszcze poseksować?
- Rachel!
- Dobra, dobra... już wstaję!
- Miło.-odpowiedziałam i rozłączyłam się.- Za dwie godziny do niej zajrzymy.
- Dobrze.-powiedział i pocałował mnie w usta, gdy nagle Caroline zbiegła po schodach krzycząc.

- TA WREDNA SUKA, WYMYŚLIŁA SOBIE "PRZYJACIELSKIE ZAKUPY"!
- Co?
- Taylor! Suka! Zakupy! Ze mną! Za godzinę! Kurwa! Zabiję! Ją! I kurwa! Powieszę!
- Spokojnie...-powiedziałam w jej kierunku.- Uspokój się!
- Co ona sobie wyobraża!-krzyknęła w kierunku Harry'ego, który stał również zdezorientowany.
- Mów po kolei co się stało!
- Ubierałam się...-zaczęła ciężko dyszeć.- I zadzwoniła do niego.-wskazała ręką na loczka.- I kazała mu podać mi telefon! I gadam z nią,a ona wyskakuje "No, skoro jestem jeszcze w Londynie, to chyba powinniśmy jeszcze ciągnąc nasz plan... Po wczorajszym w prasie huczy tylko o Lou,a nie o mnie! Więc za godzinę jestem pod twoim domem i wybieramy się na "przyjacielskie zakupy""! Chyba mnie kurwica weźmie!
- Spokojnie.-odparłam.- Wdech/wydech.. wdech/wydech! uważam,że powinnaś iść na te zakupy! Pokazać jej,że wszystko jest ok i nie dasz się tak łatwo złamać.
- Ale ja nie wytrzymam z nią na tych zakupach!-jęknęła.- Mam pomysł...
- Boże, tylko nie to!
- Oj, tak! Pójdziesz ze mną!
- Nie mogę. Umówiliśmy się z Danielem na spotkanie u Rachel...
- No proszę...
- Nie mogę, Carls!
- Dobra!-powiedziała twardo.- Będziesz coś chciała! A ty-wskazała palcem na Harry'ego.- Spróbujesz jeszcze raz odebrać od niej telefon to możesz pomarzyć o naszej wspólnej nocy!-powiedziała wkurzona i pobiegła na górę. Harry patrzył na nas zdezorientowany, po chwili tylko westchnął smutny i poszedł za swoją dziewczyną, a Danny parsknął śmiechem.
- Pasują do siebie.
- Chyba aż za bardzo.-odpowiedziałam i oboje zaczęliśmy się śmiać.
______________________________________________________
Witam wszystkich tutaj zebranych! Nie ukrywam,że rozdział nie pojawił się gdyby nie jedna osoba. Mam nadzieję,że święta mijają wam spokojnie i przyjemnie. Zapraszam do komentowania, gdyż jest mi strasznie przykro widząc tak małą ich liczbę. Pozdrawiam i zapraszam na blog, koleżanki po fachu: 
- Jerr.
KOLEJNY ROZDZIAŁ JEŻELI POJAWI SIĘ MINIMUM 15 KOMENTARZY

Obserwatorzy