wtorek, 25 czerwca 2013

033. "Chwila prawdy... Teraz wszystko się okaże."

Odkąd wszyscy dowiedzieli się, że Diana wychodzi za mąż, zaczęto żyć jej ślubem, bowiem każdy pragnął dołożyć swoją cegiełkę, do tego jakże pięknego dnia. Datę ślubu wyznaczono na czerwiec, pamiętając również o trasie koncertowej chłopaków. Każdy starał się jak tylko mógł i pomagał przyszłej, młodej parze. Zayn i Louis zobowiązali się do przygotowania sali weselnej, a także załatwienia ceremonii kościelnej. Niall obiecał, że załatwi katering, a z racji tego, że był on ogromnym żarłokiem, Liam postanowił mu towarzyszyć. Harry w całym zespole, uzyskał najodpowiedzialniejsze zadanie - musiał on bowiem trzymać pieczę nad obrączkami. Było to nie lada wyzwanie dla Styles'a, nie dość, że chłopak zmagał się z targającymi nim od wewnątrz emocjami, to musiał zachować spokój przed przyjaciółmi i pokazać, że jest godzien ich zaufania. Dokładnie minął tydzień odkąd Joe zamknął go w pokoju, a Taylor napisała wiadomość, której treść znał na pamięć. Nie było dnia gdyby chłopak nie zastanawiał się jak to by było, gdyby on i blondynka byli razem. Oczywiście, kochał on Caroline, ale ostatniego czasu oddalili się od siebie. Ona była zła, na to, że musiała się tak bardzo ograniczać. Rozumiał to bardzo, ale napięta atmosfera wcale im nie sprzyjała. Jakby tego mało, chłopak wplatał się w wiadomości, które wymieniał z nikim innym jak samą, zabójczo seksowną blondynką. Obydwoje już nie byli pewni na czym stoją, lecz tym czasem okazało się, że to Niall miał największe problemy. 

- Niall -

Z pewnością, tegoroczne wakacje będą należeć do najbardziej szalonych, jakie chłopak z zespołu miał przeżyć. Zapowiadała się cudowna trasa koncertowa po Europie, a także po Ameryce Południowej i Północnej, jednak blondyn nie zdawał sobie sprawy z tego co czyhało na niego za rogiem. 
Przemierzał on w spokoju ulicę, aby dostać się jak najszybciej do mieszkania swojej dziewczyny. Dzisiaj, bowiem miał on oficjalnie poznać Sophie Turner - matkę Natalię. Można powiedzieć, że w pewnym stopniu obawiał się tego spotkania. Dobrze wiedział, że mama Natalie jest chora na raka piersi i lekarze nie dają jej większych szans na przeżycie, bo nawet chemia jaką kobieta pobierała była za słaba na nowotwór. Mimo tego, wiedział, że tym spotkaniem zrobi ogromną przyjemność swojej dziewczynie. Byli ze sobą prawie dwa miesiące, jednakże traktowali owy związek jakby trwał on parę ładnych lat. Niall nie wyobrażał sobie poranka bez niej przy boku, ani wieczoru podczas którego miałby do niej nie zadzwonić. Wszystko zmierzało w najlepszym kierunku, bynajmniej mu się tak wydawało. Natalie skrywała w sobie tajemnicę sms'a, czekając na odpowiedni moment. Dziewczyna pragnęła lecieć do Stanów Zjednoczonych spełniać swoje marzenia - jednak największą przeszkodą w ich realizacji była chora matka i uczucie jakim darzyła blondyna. Nieświadomy Irlandczyk, z ogromną łatwością chwycił za klamkę dużych, mosiężnych drzwi kamiennicy i wszedł do klatki. Parę kroków po schodach i stał już przed frontowymi drzwiami mieszkania. Zaczerpnął głęboko powietrza do płuc, które zmieszane było z zapachem taniego alkoholu i papierosów. Zapukał dwa razy, aż nagle w drzwiach pojawiła się jego cudowna wybranka - Natalie. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego posępnie, jakby coś od wewnątrz ją gryzło. Chwyciła jego twarz w dłonie i złożyła na jego ustach subtelny pocałunek, który zaraz zamienił się w niesamowicie ponętny i namiętny. Niall jednak szybko się opamiętał i odsunął od dziewczyny, pamiętając o tym, że zaraz ma spotkać jej chorą mamę.
- Wejdź do środka. - powiedziała zarzucając swymi ciemnymi włosami na plecy. - Mama jest w kuchni. - Pokiwał głową i wszedł do środka. W przedpokoju powiesił swoją bluzę i ściągnął trampki. Będąc w samych skarpetkach, podążał za dziewczyną. Kątem oka rozglądał się wnętrzu mieszkania. Nie było ono bogato urządzone, z resztą nie dziwił się temu, po opowieściach Natalie. Ściany w każdym pomieszczeniu były pomalowane w odcieniu brzoskwini, a meble stojące w nich były duże, mosiężne, w kolorze miodu. Z kuchni do której zmierzaliśmy wydobywały się piękne zapachy - zapewne Pani Turner przygotowywała obiad. Na tę samą myśl chłopak automatycznie zrobił się głodny, bowiem był on ogromnym obżarciuchem i naprawdę ciężko było go odciągnąć od jedzenia. W końcu razem weszli do kuchni i zastali w niej drobniutką kobietę o podkrążonych oczach, niesamowicie jasne cerze z turkusową chustą na głowie. Lewą dłoń opierała na talii, a drugą mieszała gulasz, który niesamowicie pachniał. Uśmiechnęła się wymownie do córki, po czym obdarzyła tym samym uśmiechem blondyna. Odstawiła łyżkę do garnka i podeszła do niego, chwytając w ramiona. Chłopak był mile zaskoczony gestem ze strony kobiety i odwzajemnił uścisk, starając się nie zrobić jej krzywdy. Wydawała się taka krucha w jego ramionach, a także niesamowicie podobna do jego dziewczyny. Obie miały te przenikliwe, duże, brązowe oczy, który Niall pokochał od pierwszego wejrzenia w ich głąb. Gdy odsunęła się od niego, chłopak przemówił.
- Naprawdę miło mi jest Panią poznać. - powiedział uprzejmie. - Natalie dużo wspominała mi o jej wspaniałej matce. Mam nadzieję, że jest Pani równie niesamowita, jak ta kobieta z opowieści. - Sophie Turner była niesamowicie zaskoczona kulturą i elokwencją chłopaka, bowiem jeszcze nigdy nie spotkała się z młodą osobą, która miałaby tak ogromny szacunek do starszych osób. Bez wątpienia od razu polubiła Irlandczyka i wcale nie dziwiło jej to, że jej córka się z nim spotka. W trójkę zasiedli do starego, białego stołu, który znajdował się na samym środku kuchni. Pani Turner podstawiła przed parę szklanki z ciepłą herbatą. Niall nie przepadł za zwykłą herbatą, bowiem preferował on bawarkę, jednakże z grzeczności postanowił wypić napój.
- Mi również Naśka opowiadała o Tobie, Niall. - powiedziała kobieta, słabym głosem.
- Naśka? - spytał zdziwiony Niall. Rozbawiony spoglądał na swoją dziewczynę, kompletnie niespodziewająca się tak oryginalnego przezwiska.
- Nasza rodzina ma korzenie Litewsko-Ukraińsko-Rosyjsko-Kolumbijsko-Islandzko-Polskie. - wytłumaczyła dziewczyna, na co chłopak zaniemówił. To raczej było jasne, że uroda dziewczyny była niezwykła, jednak on nie spodziewał się aż tak rozległego drzewa genealogicznego. - Moja babcia jest Polką. - dodała po chwili. - Mieszkałam u niej przez trzy, może cztery lata, zanim przeprowadziliśmy do Islandii, a później tutaj. Nigdy nie podobało jej się moje imię, więc żeby trochę sobie to umilić nazywała mnie 'Naśka' i teraz tak zostało.
- Od dzisiaj ja też będę zwracał się do Ciebie tym przezwiskiem. - zażartował chwytając jej smukłą dłoń, na co ona posłała mu promienny uśmiech.
- Niall, słyszałam, że grasz w zespole. - powiedziała matka dziewczyny. - I to bardzo sławnym.
- Tak, proszę Pani. Nazywamy się One Direction.
- Bardzo interesująca nazwa. - przyznała. - Jesteś głodny? Nałożyć Ci gulaszu?
- Nie trzeba, proszę Pa...
- Mamo nałóż mu. - powiedziała Natalie. - On uwielbia jeść.
- Nie widać po nim. - kobieta zaśmiała się, a przez chwilę w jej oczach pojawiły się drobne iskierki, które jednak szybko zgasły. Kobieta oparła się ręką o blat, czując narastające zmęczenie. Obawiała się najgorszego już od paru dni. Wiedziała, że jej koniec jest bliski, ale nie chciała tym smucić córki. Pokręciła słabo głową, mówiąc sobie w myślach, że jeszcze dzisiaj da radę. Chwytając się za krzyż, udała, że to o niego chodzi i podeszła do kuchenki. Na biały talerz nałożyła pokaźną porcję dla żarłoka, a zaraz na drugi trochę mniejszą dla Natalie. Podała je na stół, unikając zmartwionego wzroku dziewczyny. - Skoczę do toalety, a wy jedzcie. Mam, że będzie wam smakować. - uśmiechnęła się słabo i wyszła.

Niall'owi bardzo odpowiadała spokojna atmosfera w domu Natalie, wiedział on bowiem, że gdy tylko wróci do siebie, będzie czekał na niego gwar i hałas, jakie zgotują mu chłopcy. Tutaj miał ciszę i nieograniczony spokój. Trzymając brunetkę za rękę, nadal siedział przy białym stole w kuchni i zacięcie konwersował z Panią Turner, która rzeczywiście okazała się niesamowita. Było mu szkoda kobiety, nie wyobrażał on sobie, że jest ona tak blisko granicy życia i śmierci. Gdyby nie jej nienaturalnie biała cera i sińce pod oczyma, nie powiedziałby, że jest chora. Nawet chusta na głowie mogłaby niczego nie wskazywać. Obiad jaki przygotowała dla nich Sophie był przepyszny, a chłopak z czystym sumieniem mógłby przyznać, że nigdy w życiu nie jadł niczego tak dobrego, jak to danie. Niespodziewanie zadzwonił telefon Pani Turner i kobieta ledwo trzymając się na nogach podeszła do aparatu, wiszącego na brzoskwiniowej ścianie. Wychudzoną rękę sięgnęła po niego, podczas gdy Niall zastawiał się jakim cudem ona jeszcze może chodzić. Broń boże, nie chciał on robić z niej niedołężnej, ale była ona tak szczupła i tak słaba, że nie mógł powstrzymać się zastanowienia.

- I co sądzisz o mojej mamie? - spytała Natalie, ściskając jego dłoń. Niall oderwał wzrok od rodzicielki brunetki i przeniósł go na dziewczynę. Uśmiechnął się pod nosem i bez zwątpienia odrzekł.
- Jest wspaniała. - powiedział. - Tak samo jak ty. Obie jesteście wspaniałe.
- Kocham ją całą sobą. - przyznała. - Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo mnie boli widok jej cierpiącej.
- Rozumiem. - powiedział Wprawdzie chłopak nigdy nie znalazł się w podobnej sytuacji, ale dobrze wiedział, że Natalie wcale nie jest łatwo ze świadomością, że jej mama może lada moment umrzeć.
- Chciałabym ją jakoś przed tym uchronić, ale wiem, że to nie możliwe... - jęknęła.
- Przed śmiercią nie da się nikogo uratować. To samo czeka mnie i Ciebie.
- Wiem, ale ona jest za dobra.
- Wiem to, ale widocznie Bóg ma do niej inne plany.
- Skoro tak, to dlaczego zesłał na nią tak okropną chorobę?
- Nie mam pojęcia, Naśka... - westchnął.

Nagle coś poszło nie tak. Telefon z głuchym dźwiękiem opadał na podłogę, roztrzaskując się, a Panie Turner osunęła się zarz za nim. Niall dobrze wiedział, że w tej chwili przyszedł na nią czas, ale za wszelką cenę pragnął ją jeszcze w jakiś sposób odratować. Podbiegł do kobiety, karząc Natalie zadzwonić po karetkę. Dziewczyna przestraszona, cały czas się trzęsła, a łzy spływały po jej policzkach. Widok nie przytomnej matki łamał jej serce, a świadomość, że zaraz miała zostać sama na tym świecie ją przerażała. Niall wykonywał kobiecie masaż serca, ale bez skutku. Jej oddech z chwilą stał się już niesłyszalny, a on dobrze wiedział, że ona odeszła. Nagle drzwi od mieszkania otworzyły się i wbiegli sanitariusze. Chwycili kobietę na nosze i wynieśli - chociaż już w sumie nie potrzebnie. Opuściła ich. Jej serce przestało pracować. Odeszła. Cholerna choroba zniszczyła ją. Wszyscy to wiedzieli, a w głębi duszy łudzili się, że wytrzyma. Niall nie znał tej kobiety za dobrze, ale po dniu jaki z nią spędził wydawała się osobą o złotym sercu. Wiedział, że musi być teraz przy swojej dziewczynie, jednak nie miał pojęcia, że ona tak naprawdę coraz poważniej myślała o wyjeździe z kraju.

***

Cisza. To ona wypełniała samochód, którym zmierzali do szpitala. Zważywszy na to, że Niall w odwiedziny przyszedł pieszo, chłopak zadzwonił do swojego przyjaciela - Liam'a i poprosił go, aby jak najszybciej przyjechał po nich. Teraz zmierzali za karetką, która jechała prosto do szpitala św. Tomasza. Chłopak wiedział, że jadą tam nie potrzebnie, ale również miał świadomość, że Natalie nie zostawiłaby matki, nawet gdyby ona zmarła dobrą godzinę wcześniej, a karetka dopiero teraz przyjechała. W duchu modlił się aby sanitariuszom udało się ją uratować. Może istniała szansa? Mała, ale może istniała. 
Natalie zdawała się zupełnie nie przejęta. Łzy już nie spływały po jej policzkach, a serce znów biło naturalnym tempem. Jednak to wszystko to pozory. W duszy zżerało ją poczucie winy - tak ogromne i tak bolesne, że dziewczyna nie mogła go niczym załagodzić. Nienawiść narastała w jej piersi. A do kogo? Do Boga. To on zesłał na jej matkę straszliwą chorobę. To on ją zniszczył teraz i wcześniej, zsyłając jej męża alkoholika. To on ją zabił, a nie nowotwór. Zabił tę cholernie dobrą kobietę! Natalie pogodziła się już z jej śmiercią. Wiedziała, że matka odchodzi i nic już jej tutaj nie trzyma. Może nawet jej dusza już odeszła. 
Dziewczyna w zamyśleniu oparła głowę o ciemną szybę. Co teraz będzie robić bez mamy? Została sama. Może nie do końca, bo nadal przy sobie miała Nialla. Ale czy chciała go przy sobie mieć?


Music#2
- Diana, Caroline, Rachel -

Maj skończył się równie szybko, jak się zaczął. Wydawało się zupełnie to nie możliwe, że ten czas minął z tak nie wiarygodną prędkością. Nie ubłagalnie zbliżała się data ślubu, którą wyznaczono na 14 czerwca. Na ślub mieli zjechać wszyscy przyjaciele Daniela z Kalifornii, a także jego matka Teresa i ojczym Nicolas. Wszystko wydawało się zapięte na ostatni guzik do chwili, gdy panna Algubrey zdała sobie sprawę z tego, że pomimo iż pierwszy tydzień czerwca się kończył - ona nadal nie posiadała sukni ślubnej. W upalną sobotę, ona i jej dwie najlepsze przyjaciółki - Caroline i Rachel, postanowiły spędzić dzień w swoim towarzystwie, a także udać się na zakupy. Blondynka wraz z Caroline siedziała na werandzie ich domu, czekając w ciszy aż Rachel podjedzie i razem udadzą się do centrum handlowego. Słońce prażyło niemiłosiernie i dziewczyny za wszelką cenę starały się chociaż w najmniejszym stopniu ochłodzić, co nie przynosiło większych rezultatów. Pragnęły znaleźć się w klimatyzowanym samochodzie brązowookiej szatynki i jak najszybciej udać się na zakupy. Minęło zaledwie dziesięć minut, a czerwony, sportowy kabriolet wyłonił zza rogu i z szybkością zmierzał w ich kierunku. Zadowolona Rachel zaparkowała koło chodnika i wciskając klakson na kierownicy, uśmiechnęła się zawadiacko. Dziewczyny wskoczyły do samochodu i odjechały, słuchając podkręconego na maksa radia. Ten dzień zapowiadał się dla nich naprawdę dobrze.

Zakupy mijały im naprawdę wspaniale, bowiem każda z nich od razu odnalazła się w najnowszych, wakacyjnych kolekcjach. Przeczesywały butiki z ogromną przyjemnością, zapominając o dotychczasowych problemach i zmartwieniach. Rachel w skupieniu przesuwała wieszaki zawieszone na metalowej konstrukcji, w poszukiwaniu odpowiedniej sukienki na wesele przyjaciółki, gdy nagle wpadła na miękką w dotyku, pudrową tkaninę. Wyciągnęłam ubranie przed siebie i zafascynowana podziwiała przepiękny krój sukienki. Dekolt w kształcie serca podkreślał kobiece atuty, a dolna cześć przypominała rozłożyste płatki kwiatu. Jednym słowem była ona idealna. Od razu przypadła Rachel do gustu i dziewczyna nie wyobrażała sobie tego, że miałaby ją zostawić w sklepie i wrócić do domu z niczym. Z ogromnym uśmiechem udała się do kasy.

Z nieznanych przyczyn, dzień dla Caroline Wish wydawał się również smutny, jak kolor sukienki, którą wybrała ona dla siebie. Stonowana kreacja w odcieniu załamanej czerni była dwu warstwowa. Jedwabista halka sięgała do kolan, a przeźroczysty tiul spływał do samych kostek. Do sukienki dziewczyna dobrała duży, srebrny naszyjnik z ogromnym kamieniem na środku. Wszystko wydawało się idealne, jednak gdzieś we wnętrzu dziewczyna odczuwała pustkę. Sytuacja z Harry'm stała dosłownie pod znakiem zapytania. Od incydentu z Joe, chłopak diametralnie się zmienił. Czas, który spędzać mieli razem - on wolał spędzać przy telefonie, pisząc z kimś smsy. Drażniło ją to, bo w końcu to ona była jego dziewczyną, a nie telefon. Sama nie wiedziała czy to ma jakikolwiek sens. Teoretycznie parą byli, ale fizycznie ciężko było o to wszystko. Bo w końcu jakie jest sens spotkać się z kimś, kto nie może wyjść z tobą na miasto zaszaleć i pośmiać się. Nie wyobrażała sobie tego, ale postanowiła dać sobie i jemu szansę. Bynajmniej to miała w planach.

Diana przez całe swoje życie marzyła o pięknej sukni ślubnej i pantofelkach rodem księżniczki. Tak właśnie - ten dzień miał być dla niej wyjątkowy, dlatego też wyjątkowo miała się czuć. Przeszukując sklepy, nie mogła znaleźć czegoś na czym mogła zawiesić oko, tak więc razem ze swoimi przyjaciółkami udała się do francuskiego butiku o nazwie Madame de Pompadour, w którym znajdowały się znakomite, importowane suknie. Diana na wstępie już wiedziała co chce. Sukienka dla niej bowiem miała być prosta, z klasą, ale za to szałowa i widowiskowa. I wtedy właśnie ją ujrzała - przechodząc koło antyramy sklepu dostrzegła manekina ubranego w cieniowaną suknię, aż do samej ziemi. Gorset miała prosty, gładki i wykonany z połyskującego materiały, natomiast spód zaczynał się na linii bioder od wyraźnie zaznaczonej granicy, poprzez delikatną wstążeczkę. W dół wiodła biała, tiulowa halka, a tuż przy samych stopach materiał był cieniowany i przeistaczał się z białego koloru na błękitny. Wszystko było takie proste, ale za to z gustem i smakiem. Diana już teraz wyobrażała sobie siebie idącą długim, czerwonym dywanem w Londyńskiej katedrze. Na przeciw niej stał Danny, które nie mógł oderwać od niej wzroku. Dziewczyna wiedziała, że musi ją mieć i czym prędzej weszła do sklepu. Szczęście dopisywało jej ostatnim czasem, bowiem został już ostatnia sztuka sukni i to dodatkowo w rozmiarze dziewczyny. Blondynka porwała ją do przymierzalni, szybko zrzucając z siebie ciuchy. W końcu stanęła przez przyjaciółkami w wybranej przez siebie kreacji i zadowolona spoglądała w wiszące przed nią lusterko. Prezentowała się zjawiskowo i nawet pierścionek zaręczynowy połyskiwał na jej chudym palcu. Jednak czegoś tutaj brakowało - mówiąc czegoś, miała na myśli pantofelków księżniczki. Spojrzała wymownie na Caroline, która od razu zrozumiała o co chodzi przyjaciółce. Rozejrzała się po sklepie i nagle ujrzała piękne, białe szpilki ozdobione brokatem. Obcas był niewiarygodnie wysoki, ale wiedziała, że Dianie mimo tego się spodobają. Podała  jej odpowiednie pudełko i obserwowała jak blondynka wyciąga z niego buty. Diana była zachwycona - właśnie czegoś takiego oczekiwała. Właście tak wyobrażała sobie suknię i buty, nawet nie sądziła, że marzenia mogą się tak szybko spełniać.

Po udanych i wymęczających zakupach, dziewczyny udały się do kawiarni, gdzie zamówiły trzy średnie kawy Latte na wynos. Popołudnie minęło im szybko, wprawdzie to nic dziwnego. Wszystkie kochały zakupy.

- Teraz tylko czekać na Twój ślub, Diano. - odezwała się Rachel, pociągając nosem, bowiem uwielbiała zapach świeżo parzonej kawy.
- Też nie mogę się doczekać. - przyznała blondynka.
- A co po ślubie? - spytała Caroline. - Gdzie zamieszkacie?
- Wynajmiemy mieszkanie w Londynie. - powiedziała, rozglądając się w poszukiwaniu kelnerki.
- A co z jego zespołem? Przecież nie może mieszkać tutaj i latać do LA na próby.
- Właściwie to nie rozmawialiśmy na temat zespołu. - przyznała zaskoczona. No tak, jak to mogło jej umknąć? Przecież to była bardzo ważna kwestia, która aż prosiła się za poruszenie. - Jak tylko wrócę do domu to z nim porozmawiam.
- A praca? Ty z pewnością nie będziesz pracować... no ale z czegoś żyć musicie. Zrezygnowałaś z pracy, wątpię, że dostaniesz macierzyńskie. - powiedziała. - Mogłaś jeszcze trochę poczekać.
- To było kompletnie nie przemyślane. - wyznała blondynka. - Jeżeli Danny zrezygnuje z zespołu to znajdzie jaką pracę tutaj. Może nauczyciel muzyki, albo gry na gitarze w domach bogatych dzieciaków. Zobaczymy. - uśmiechnęła się pewna wszystkiego.
- No nie wiem czy go przyjmą za nauczyciela, z tymi licznymi tatuażami. - zażartowała Rachel.
- Damy radę, wierzę w to. - powiedziała i zauważyła zmierzającą w ich kierunku drobną szatynkę ze srebrną tacę na dłoni. Uśmiechnęła się posępnie w ich kierunku, definitywnie miała dość swojej pracy. Postanowiła zamówienia na stoliku, po czym oddaliła się. - A co u Ciebie Rachel? Jak z Tobą i Liam'em? - spytała.
- Dobrze. - odpowiedziała mieszając swoją kawę. - Z nim dobrze. Nie z Danielle.
- Kim jest Danielle? - spytała zaskoczona Caroline.
- Poznaliśmy ją w Glasgow, podczas pobytu u mojej matki. - odpowiedziała. - Łasiła się do niego, jakby miała cieczkę. - parsknęła zdenerwowana. - Na dodatek mieszka w Londynie. Ostatnio gdy wyszliśmy razem do kina, spotkaliśmy ją. Suka, wyłudziła od niego numer telefonu.
- Telefony... ech, wiem coś na ten temat... - westchnęła Carls.
- Co masz na myśli? - spytały w tym samym czasie.
- Harry cały czas siedzi na telefonie i pisze z kimś smsy. Gdy pytam z kim, zawsze ucina temat i chowa komórkę do kieszeni... Cholera, coś jest na rzeczy, dziewczyny.
- Nie przyszło Ci do głowy żeby sprawdzić z kim pisze? Przecież nie cały czas trzyma ja przy sobie, prawda? Jak pójdzie do toalety, albo coś.. weź i sprawdź. - powiedziała Rachel, upijając piankę. - Ja bym tak zrobiła.
- Ale to naruszanie jego prywatności!- pisnęła niebieskooka.- Nie chciałabym bym być wścibską dziewczyną.
- Chcesz ciągle żyć w niepewności, Carls? Weź to w swoje ręce i sprawdź.
- Łatwo Ci jest mówić... Mam straszne przeczucia. - powiedziała kończąc temat.

Po zakupach i chwili przerwy w kawiarni, nadszedł moment powrotu do domu. Oczywiście każda z nich miała inne plany, ale to chyba przed Caroline stało największe wyzwanie, bowiem dziewczyn musiała w końcu sprawdzić na kogo Harry poświęca tyle swojego czasu. Gdy tylko Rachel zaparkowała przed domem dziewczyny,  Caroline wyskoczyła z samochodu i szybko przeszła na drugą stronę ulicy. Nie miała pojęcia czy Harry jest w domu, ale mimo wszystko musiała to sprawdzić.
Drzwi były uchylone na oścież, co bardzo ją zdziwiło. Na ogół mieszkańcy tego domu nie zostawiali otwartych drzwi. W ciszy weszła do środka rozglądając się po mieszkaniu. Wszędzie panował bałagan, jakby przeszło tutaj tornada. Na sofie leżały porozrzucane ubrania - spodnie, koszulki i bielizna, a na podłodze leżała rozbita lampa i ... telefon. Caroline poznała ten telefon od razu. Wiedziała, że należy do Harry'ego.. tylko co on zrobił na podłodze?

Dziewczyna podniosła przedmiot i z łatwością odblokowała go. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale nie mogła się powstrzymać. Weszła w skrzynkę odbiorczą i sprawdziła ostatnie połączenia. To co przeczytała ją przeraziło...

To jakiś żart? - myślała. To nie możliwe żeby działo się naprawdę. Nie mogła zrozumieć jakim cudem osobą  z którą Harry tak często pisał, była Taylor. Przecież chłopak zarzekał się, że nic go z nią nie łączy. Że nie spotykają się i nie mają żadnego kontaktu. A teraz?! Wspólna noc?! Co się do cholery dzieje?!

Odłożyła telefon na jego wcześniejsze miejsce i wściekłą udała się na górę. Miała ochotę solidnie porozmawiać sobie z Harry'm. Co te wiadomości miały oznaczać?! Jest z Taylor?! Jakim cudem do cholery?!

Twardo stąpała po drewnianych schodach, które pod jej naciskiem cicho skrzypiały. Miała wrażenie, że Harry jest na górze, ale nie sam. Jeżeli była z nim Taylor, to Wish nie miała pojęcia co zrobi. Była wściekła i żądała wytłumaczenia. To wszystko zepsuło się tak szybko - dosłownie jak domek z kart za sprawą wiatru. W sercu czuła, że ich związek się rozpada i nic nie będzie w stanie go uratować. Jeżeli on ją zdradzi. To z pewnością już mu nie wybaczy. Nie zrobi tego kolejny raz. Ufała Diegu, a on ją wykorzystał. Teraz ufa loczkowi i jeżeli on zrobi to samo, to skończy jak jej były chłopak. Stanęła na przeciwko drzwi do jego pokoju i wstrzymała oddech. Chwila prawdy... Teraz wszystko się okaże.

Caroline weszła do pokoju, nadal trzymając dłoń na klamce drzwi. Rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu, który z pozoru wydawał się zwyczajny, ale właśnie w tej chwili wzrokiem natrafiła na... nich. Pragnęła porozmawiać z Harrym, ale mając ten obraz przed sobą nie potrafiła wydusić z siebie żadnego słowa. Czuła narastającą w sercu wściekłość i złość. Miejsce, które trzymała dla Harry'ego właśnie w tym momencie pękło. Roztrzaskało się na miliony malutkich kawałeczków, które spadając raniły ją od środka. Leżeli na łóżku - ona siedziała na nim okrakiem w samym, białym staniku i majtkach, a on miał na sobie dżinsy. Nie zrobili tego jeszcze. Nagle Harry zauważył ją. Wstał z łóżka i zaczął zmierzać w jej kierunku. Caroline zauważyła rozmazaną, czerwoną szminkę w kąciku jego ust. To ją rozzłościło. Rzuciła wzrokiem na blondynkę, która opierając dłonie na biodrach, przyglądała się Wish triumfalnie. Harry wyciągnął w jej kierunku rękę, lecz dziewczyna jak najszybciej odsunęła się w tył. Widziała w jego oczach strach. Bał się jej? - Odejdź. - powiedziała niemal bezgłośnie. - Zapomnij, że kiedykolwiek byliśmy razem. - powiedziała.- Myślałam, że wszystko jest już dobrze, ale... ale Ty potajemnie umawiałeś się z tą siksą! Jesteś nic nie wart Harry! Czuję do Ciebie obrzydzenie, nienawidzę Cię! Między nami to już koniec, rozumiesz?! Nigdy już nie będziemy razem! - wykrzyczała przez zaciśnięte zęby i wybiegła na korytarz. To nie był przypadek. Z pewnością zbieg tych wszystkich wydarzeń w jej życiu nie był  przypadkowy. Ktoś się uparł na to aby ją zniszczyć. Ale kto? Bóg? Ale za co?! Caroline Wish biegła przed siebie, słysząc za sobą nawołujący ją głos Harry'ego. Nie odwróciła się. Pragnęła zapomnieć o tym co widziała. Chciała zapomnieć o tym chłopaku.

Miała wszystkiego dość.... 
_________________________________________________
No cześć kochani! ;* Czy wy też odliczacie dni do wakacji, jak ja?! Muszę przyznać, że już nie mogę się doczekać! Muszę cierpliwie wyczekać na upragniony 4 lipca! Dodaję dla was rozdział, który nawet szybko napisałam. Muszę przyznać, że nie podoba mi się. Mam wrażenie, jakbym coś poplątała, a ta historia nie miała kompletnie sensu ;/ Nie mogę się doczekać rozdziału 34/35!! Szykuję dla was coś, co diametralnie zmieni życie bohaterów! Czekajcie na kolejną notkę, może pojawi się w weekend! Pozdrawiam!! ;* 
- Jerr.

Liczę na komentarze! ;** 

środa, 19 czerwca 2013

032. " proszę... nie pozwól mi odejść, bo jestem zmęczony uczuciem samotności."

- Harry -

Razem z Caroline odpoczywaliśmy na dużym, białym łóżku w pokładowej sypialni. Obydwoje w ciszy wracaliśmy pamięcią do zdarzenia, które miało miejsce jeszcze parę chwil temu. Myślę, że uśmiech nie będzie schodził z mojej twarzy przez jeszcze długi czas. Moje serce przyśpieszało tempa, gdy tylko zdawałem sobie sprawę z tego, że dziewczyna delikatnie posapując spała na mym nagim torsie. Czule głaskałem ją po głowię, nadal nie mogąc uwierzyć w to, że jestem z tak niesamowitą osobą, jak Caroline. Była dla mnie zupełnie kimś ważniejszym od zwykłej 'dziewczyny'. Przypominała mi laleczkę z porcelany - kruchą i perfekcyjną. Każdy mój dotyk na jej ciele wywoływał we mnie obawy, bowiem miałem wrażenie, że mogę zrobić jej tylko krzywdę. Nie chcę jej zmuszać do seksu, o nie! Ale po prostu gdy przebywam w jej towarzystwie i widzę jej perfekcyjne ciało, po prostu nie mogę się oprzeć. Działa na mnie jak narkotyk, moja własna odmiana heroiny... Tęsknię za nią za każdym razem, gdy nie ma mnie przy niej. Może z jednej strony to przerażające, że tak bardzo uzależniłem się od tak cudownej osoby, którą była ona, ale świadomość, że dla kogoś jesteś jego całym światem jest po prostu niesamowita. Najtrudniejsze w naszym związku, myślę, że jest ta cholerna niemoc. Nie chce się przy niej ograniczać - chcę aby było normalnie. Będąc w tłumie chce ją swobodnie złapać za dłoń.. złączyć nasze usta w czułym pocałunku i po prostu... objąć, pokazać jej jak bardzo ją kocham. Kończy się już maj - zostały nam nie całe trzy miesiące tej męczącej dziecinady. Trochę mnie to dziwiło, że menadżer tak mało interweniuje w mój 'związek' w Taylor, ale znając go.. prędzej czy później znów coś wykombinuje. Cicho wzdychając pochyliłem się na nią i obdarowałem jej czoło subtelnym pocałunkiem. Nie chciałem jej budzić, bowiem wyglądała tak rozkosznie... jednakże gdy tylko moje ciepłe usta dotknęły jej czoła automatycznie otworzyła zaspane oczy. Przez krótką chwilę błądziła wzrokiem po mym nagim ciele. - Jak się spało? - spytałem z uśmiechem na ustach, który ona zaraz odwzajemniła. Przeciągnęła się jak kotka i opierając się na łokciach pocałowała mnie w usta. - Hmm... mam rozumieć, że bardzo dobrze? - zaśmiałem się cicho obserwując jarzące się w jej błękitnych oczach, iskierki.
- Która godzina? - spytała lekko zaspanym głosem.
- Koło 17. - odpowiedziałem spoglądając na srebrny zegarek wiszący nad drzwiami. Dziewczyna pokiwała głową i znów wtuliła się w mój tors. Zastanowiłem się chwilę, co można by było jeszcze zrobić aby ten dzień był jeszcze lepszy? Niespodziewanie wpadłem na dość dobry pomysł. - Co ty na to, abyśmy wrócili już do domu, przebrali się i razem pojechali do jakiejś knajpy? - spytałem.
- W sumie to czemu nie? - odpowiedziała wstają. Chwyciła za leżącą na łóżku tunikę i przeciągnęła ją przez głowę. - To zbierajmy się. - powiedziała sięgając po swoją torbę.

***

W ciągu dwudziestu minut zebraliśmy wszystkie swoje rzeczy z pokładu i jachtem wróciliśmy do przystani. Zacumowałem łudź w wykupionym przez siebie miejscu i pomogłem brunetce wyjść z niej. Razem, trzymając się za ręce, ruszyliśmy w kierunku mojego samochodu i po włożeniu do bagażnika naszych torb odjechaliśmy. Droga powrotna minęła nam bardzo szybko - wprawdzie przez jej znaczną cześć rozmawialiśmy, przedrzeźnialiśmy i śmialiśmy się. Przed godziną osiemnastą zaparkowałem mojego Forda Carpi przed jej domem. Dziewczyna ucałowała mnie szybko w usta i zwinnym ruchem wyskoczyła z samochodu, a sam skierowałem się do mojego domu. Samochód pozostawiłem na podjeździe, bowiem miał on się jeszcze dzisiaj mi przydać. Pośpiesznie wysiadłem z auta i trzymając w prawej dłoni swoje rzeczy skierowałem się do domu. Otworzyłem frontowe drzwi i wszedłem do środka, pozostawiając torbę na płytkach w przedpokoju. Idąc w głąb mieszkania zauważyłem chłopców, którzy siedzieli razem w salonie i oglądali jakiś film. Przywitałem się z nimi  i szybko pobiegłem na górę aby się wykąpać i przebrać.

Będąc już w pokoju, sięgnąłem ręką do szafki i wyciągnąłem z niej popielate rurki i białą koszulę z czarną muszką przy kołnierzyku. Trzymając w ręku ubranie, skierowałem się do toalety gdzie wykonałem wszelkie potrzebne mi czynności i zszedłem na dół, rozczesując dłonią moje, świeżo umyte loki. Niebywale się zdziwiłem, gdy zauważyłem, że telewizor w salonie został zgaszony, a chłopacy wraz z jakimś mężczyzną siedzieli w ciszy na kanapie. Po woli zszedłem na dół, starając się rozpoznać nieznajomą postać. Nagle, kompletnie zdałem sobie sprawę z tego kim on jest, czując mrożące krew w żyłach uczucie. Nasz menadżer.

- Oh, nasz kochaś zaszczycił nas swoją obecnością! - krzyknął Joe, wstają i mierząc mnie wzrokiem. - Wyglądasz jak po udanym seksie, zaliczyłeś już tę swoją panienkę? - zadał oblizując przy tym obrzydliwie wargi. - Dobra jest. - przyznał. - Sam bym ją zerżnął. - powiedział, co wywołało we mnie wewnętrzny wybuch. Patrzyłem na niego z nienawiścią w oczach, mało brakowało, a rzuciłbym się na tego pieprzonego dupka. Nie dość, że zabraniał mi publicznych kontaktów z Carls, to jeszcze perfidnie próbował mnie wkurwić.
- Jeszcze raz... - wydyszałem przez zęby. - Coś takiego o niej powiesz, to przysięgam, że Cię zabiję, skurwysynie.
- Hohoh, spokojnie młody.- powiedział unosząc dłonie do góry, w geście kapitulacji. - Musimy sobie bardzo poważnie pogadać, bo cóż, panowie... powiem szczerze, to spierdoliliście sprawę po całości.
- O co Ci jeszcze chodzi? - warknął Liam.
- Wasz dom jest pełen agresji, na prawdę. - przyznał. - Siadaj Styles.- warknął w moją stronę, na co wykonałem jego polecenie. - Ostatnio narozrabialiście troszkę. Chyba będę musiał ściągnąć wam za to z pensji. - zaśmiał się gardłowo, znów oblizując swe usta. Po chwili wskazał palcem na mnie, Lou i Zayn'a. - Nie ładnie panowie.... bardzo nie ładnie się zachowujecie... - zmarszczyłem brwi. O co mu kurwa znowu chodzi? - Malik... krążą słuchy, że sypiasz z Edwards, a później bezceremonialnie liżesz się w parku ze swoją obecnie już byłą dziewczyną, Claudią Montgomery. Tomlinson słyszałem że, puszczasz się w jakiś klubach z pedałami i wkładasz im kutasa w dupy, co ty odpierdalasz? A ty Styles... ty oczywiście łamiesz wszelkie ustalone zasady. - powiedział nie kryjąc grymasu, który zawitał na jego twarzy.
- To nasz życie, Joe. - powiedziałem wstając.
- Ale ja nim dyryguję, smarkaczu. - warknął. - Miałeś ograniczyć spotkania z tą dziwką... nie pamiętasz już jaki jesteś szczęśliwy w związku z Taylor?!
- Jeszcze. Raz. Nazwiesz. Caroline. Dziwką. A przysięgam. Że. Twoja. Zasrana. Praca. Się. Szybko. Skończy. - wydyszałem wściekły.
- Żeby Twoja praca w tym zespole się szybko nie skończyła, Styles. - splunął prosto w moją twarz. Wściekły otarłem ciepłą wydzielinę z policzka. Czułem się jakby ktoś zadał mi cios prosto w brzuch. - Posłuchaj mnie uważnie, bo kolejny raz powtarzać nie zamierzam. - warknął zbliżając się w moim kierunku. - Masz to jak najszybciej skończyć, dzieciaku. Nie po to załatwiam wam rozgłos, żebyś ty to wszystko pieprzył. Teraz masz chwilę na zerwanie z Caroline, a za tydzień załatwię Ci w Londynie Taylor. Nie masz innego wyboru. Nie obchodzi mnie to, że nic do niej nie czujesz! Masz poczuć! Będziesz z nią dopóki ja będę Ci kazał z nią być!
- Nie jestem Twoją marionetką!- wykrzyczałem mu prosto w twarz. - Wybacz, ale jestem umówiony z moją PRAWDZIWĄ dziewczyną!
- Nigdzie nie idziesz!
- Nie zabronisz mi!- powiedziałem odsuwając się od niego. Nagle poczułem jak łapie mnie za ramię.
- A jednak to zrobię. - odpowiedział i pociągnął mnie na górę, do pokoju. Starałem się mu wyrwać, ale nie potrafiłem. Trzymał mnie tak mocno i tak bezlitośnie, że nie miałem szans na ucieczkę. Czułem się jak najgorsze popychadło. Joe zburzył we mnie całą moją pewność siebie i udowodnił, że dla niego jestem nikim. Nie miałem z nim żadnych szans, facet całkowicie nade mną panował. Wiedziałem, że teraz będę musiał być mu posłuszny, a jeśli nie będę... mógłby zrobić krzywdę Caroline.

Czułem jak Joe stawia stopę na ostatnim stopniu schodów i wlecze mnie po ziemi, do mojego pokoju. Całe moje ciało było obolałe, a policzek który został opluty, palił mnie jakby wyryte zostało na nim piętno. Mężczyzna przystanął na chwilę i mocnym kopniakiem otworzył drzwi od mojego pomieszczenia. Wciągnął mnie do środka, z ogromną łatwością i ocierając twarz z potu przyjrzał mi się ze złością. - Zostaniesz tutaj dopóki nie zrozumiesz czym jest szacunek do starszych, gówniarzu jeden. - powiedział i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Nagle usłyszałem jak zamek w nich się przekręca. Cholera, zamknął mnie na klucz. Wściekły podniosłem się z podłogi, pocierając obolałe plecy. Co on sobie kurwa wyobraża?! Z wściekłości zamachnąłem się rękę przez co w efekcie, zahaczyłem nią o wazon stojący na stoliczku. Kryształowe naczynie spadło na podłogę z impetem i w mgnieniu oka rozbiło się na tysiące kawałeczków. Jeszcze mi tego, kurwa brakowało. Przecież, do cholery ja byłem pełnoletni!! Mam prawo decydować o swoim życiu! Nie zerwę z Caroline! Za bardzo ją kocham! Ale teraz... przecież, jak on się dowie to zniszczy mnie i ją. Szybko wyjąłem telefon i napisałem do niej smsa.

Do Caroline ♥ : Joe zamknął mnie w pokoju. Nie mam jak uciec. Przepraszam. Jak się spotkamy wszystko Ci opowiem. Pamiętaj, że zawsze będę Cie kochać. Harry. Xxx. 

Rzuciłem telefon na podłogę. Nie mogłem tego już dłużej wytrzymać... Kim ja do cholery dla niego jestem, że tak bardzo mną pomiata? Czułem jak pojedyncza łza spływa po mym policzku. Nie wiem jak to dłużej wytrzymam. Nagle usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. To z pewnością od Carls. 

Od Taylor : Mam nadzieję, że przemyślałeś to i owo, skarbie. Kocham Cię. Twoja Taylor. Xxxxxx 

Tego było ewidentnie za wiele... 


- Rachel - 

Dzisiejszy wieczór zapowiadał się naprawdę beznadziejnie, bowiem jakąś godzinę temu, z jeszcze do niedawna pięknego nieba runęła na Londyn straszliwa ulewa. Nikt się nie spodziewał się, że po tak niesamowicie pięknym dniu, coś takiego może się wydarzyć - tym bardziej ja. Będąc w samych bordowych szortach i szarej bokserce, w ciszy przemierzałam dom w celu zapalenia jak największej ilości świec zapachowych. W taką pogodę nigdy nie miałam na nic ochoty. Po zapaleniu większości świec z mojego mieszkania, wzdychając cicho usiadłam na kanapie i włączyłam telewizję. Oh, Bogowie... ależ nieudany wieczór! Co ja mam teraz ze sobą zrobić?! Z wielką chęcią spotkałabym się teraz z dziewczynami, albo z Liam'em, ale w taki deszcz nie chce mi się tyłka nawet ruszyć z kanapy... Zupełnie niespodziewanie usłyszałam znajomy dźwięk, wydobywający się z mojego telefonu. Poderwałam się szybko i podbiegłam do komody, na której wcześniej pozostawiłam moją BlackBerry. - Tak, słucham? - odebrałam nie patrząc na wyświetlacz. Osoba z którą rozmawiałam cicho się zaśmiała, co przypominało mi raczej słodkie mruczenie. Od razy skojarzyłam z kim rozmawiam. - Kochanie, wiem, że to Ty. - powiedziałam lekko się uśmiechając.
- Skąd wiedziałaś? - spytał zawiedziony. - Mniejsza o to... wiesz, stoję przed twoimi drzwiami... w ręku trzymam twój ulubiony sok marchewkowy...otworzysz mi? Trochę zimno jest na dworze. - Zadowolona z fakty, że zaraz będę miała towarzystwo, rzuciłam telefon na kanapę, nawet się nie rozłączając i pobiegłam do drzwi. Szybko przekręciłam zamek i otworzyłam je, chwytając bruneta w ramiona. - Lubię takie powitania. - wyszeptał mi do ucha, po czym wszedł do środka. Trzymając Liama za rękę, poprowadziłam go do kuchni, gdzie wyjęłam dwie przeźroczyste szklanki, do których nalałam soku. Wypiliśmy je razem, spoglądając sobie w oczy. 
- Beznadziejna ta pogoda. - przyznałam spoglądając w okno. Naprawdę chciałam aby było inaczej, aby słońce do nas wyjrzało i było słonecznie. - Co masz ochotę porobić? - spytałam nagle. 
- Hmmm... coś proponujesz? - spytał drapiąc się po brodzie. 
- Czekaj, czekaj... - odpowiedziałam zamyślona. - Na strychu powinnam mieć jakieś gry, co ty na to? 
- Z wielką chęcią się skuszę, jeśli powiesz mi, że masz Eurobiznes. - odpowiedział z ogromnym uśmiechem na twarzy. 
- Chyba mam. - powiedziałam szczerząc się do niego, po czym jak najszybciej pognałam na górę. Wdrapałam się na drewnianą drabinkę i po chwili byłam już na strychu i przeszukiwałam kartonowe pudła w celu odnalezienia jakiś gier. - Mam! - krzyknęłam chwytając w dłonie granatowe pudełko gry planszowej i zeszłam na dół. - To co, misiek? Zaczynamy? - spytałam z ogromnym uśmiechem na twarzy. Od razu rozpoczęliśmy rozgrywkę.

 Cała gra przebiegała pomyślnie. Oczywiście dla mnie, bardzo pomyślnie. Zaraz po starcie rozpoczęłam akcję obskubania Liam'a z całych jego oszczędności i po trzech kółkach, mój chłopak stał się prawie bankrutem. W tle grała nam muzyka, a obydwoje zajadaliśmy się serowymi nachos. - Kochanie, poddaj się!- krzyknęłam zadowolona, wyrywając mu z rąk kolejną sumkę. Burknął niezadowolony i podał mi kostki. Rzuciłam nimi i ukazała mi się liczba czterech oczek. Przesunęłam się, akurat stając moim pionkiem-bucikiem na miejscu z 'szansą'. - " Pobierz po dwa tysiące od każdego gracza i rzuć jeszcze raz kostką!" - zaśmiałam się. Oh, jak ja lubiłam tę grę. Liam spojrzał na mnie posępnie.
- To moja ostania kasa...- westchnął oddając mi ją. - Poddaję się, Rachel... Wygrałaś. - przyznał smutny. Zrobiło mi się go troszkę szkoda. Wstałam od stolika i zarzuciłam mu ręce na szyję. Usiadłam na nim okrakiem i z namiętnością wpatrywałam się w jego oczy. Delikatnie przygryzłam jego dolną wargę i pociągnęłam za nią. Liam jęknął cicho, co wywołało na moich ustach delikatny uśmiech. Zaczęłam go całować, z ogromnym pożądaniem i pasją. Chłopak nie był mi dłużny, szybko zaczął odwzajemniać pocałunki i dominować nade mną. Wsunął swój język pomiędzy moje wargi, rozpalając przy tym moje wszystkie zmysły. Błądziłam rękoma po jego plecach, podczas gdy on obejmował mnie w talii. Byłam przy nim niewiarygodnie szczęśliwa. Logan nie zaspokajał mnie w taki sposób, w jaki robił to Liam. Z nim liczył się tylko seks i pożądanie erotyczne, a Liam... on był taki delikatny... nieświadomy tego, jak mocno na mnie działa. Może to właśnie mnie tak w nim pociągało. Nie zdawał sobie sprawy z tego jakie pożądanie we mnie pobudza. Oddychając łapczywie, odsunęłam się od niego, analizując każdą, najmniejszą cząsteczkę tego twarzy. Był idealny. - Chodźmy do kina. - powiedział ciężko dysząc. Przygryzł delikatnie wagę, po czym przejechał po niej językiem. - W nocy jest maraton horrorów. Zapowiada się naprawdę ciekawie, co ty na to żebyśmy się tam wybrali?
- Nie mam nic przeciwko. - przyznałam schodząc mu z kolan. Poczekaj sekundę. Przebiorę się i możemy iść, kochanie. - powiedziałam muskając jego usta i pobiegłam na górę.

Chowając się pod parasolką, obydwoje pragnęliśmy aby ta koszmarna pogoda dobiegła końca. Było strasznie parno, a do tego padał deszcz. Mimo tego, że było grupo po dwudziestej, obydwoje mieliśmy na sobie wyłącznie ciemne, dżinsowe spodnie i podkoszulki na krótki rękaw. Będąc tuż koło kina, szybko przebiegliśmy przez ulicę i w ciągu chwili znaleźliśmy się już pod dachem budynku. Liam poszedł do kasy po dwa bilety na Maraton Nocy Horrorów, a ja udałam się do butki z popcornem. Zakupiłam jedno duże pudełko, dwie cole i wróciłam do mojego chłopaka, czekając razem z nim w kolejce. Niespodziewanie usłyszałam za sobą znajomy głos... Cholera, czym ja wam Bogowie zawiniłam?!

- Rachel! Liam!! Cóż za spotkanie! - krzyknęła brunetka o pięknych, brązowych włosach. Automatycznie przewróciłam oczyma. - Myślałam, że już się nigdy nie spotkamy!
- Ugh... Danielle... witaj... - wymamrotałam zdegustowana. Pamiętacie tę zdzirę, która tak natrętnie pożerała Liama wzrokiem w Glasgow?! Jeśli, nie to nie martwcie się. Niczego nie żałujecie! Gdy tylko usłyszałam jej głos, myślałam, że pęknę! No cholera!! Jak ona się na niego patrzy!
- Co tam u was słychać, kochani ? - spytała stając koło mojego chłopaka.
- Dobrze. - odpowiedział. - A u Ciebie? - Jak zawsze uprzejmy, pff... Ja bym jej cegłówką przypieprzyła.
- Również, wiecie powinniśmy się spotkać na kawę czy coś! Rachel, miałam  Twój numer, ale nie wiem... chyba go gdzieś podziałam. - ależ szkoda. - Widzę, że masz rączki zajęte, kochaniutka.. Liaś, podałbyś mi swój, a ja bym się z wami może w przyszłym tygodniu skontaktowała? - Nie!! Nie podawaj jej tego cholernego numeru!
- No jasne, Danielle. - powiedział. No ja pierdole... Liam podał jej swój numer, a ona z satysfakcją w oczach zapisywała go w swoim telefonie. 
- No dzięki. - powiedziała chowając aparat do torby. - Muszę już zmykać, trzymajcie się cieplutko! Zadzwonię na pewno do Ciebie, Liam! - krzyknęła odchodząc.

Tego wieczoru straciłam ochotę na cokolwiek....

- Diana -

Po burzy, jaka wczoraj przeszła nad Londynem nastąpił piękny i słoneczny dzień. Szczerze, to dość miałam już tych wahań pogodowych. Wystarczały mi moje własne huśtawki nastrojów. Muszę przyznać, że Danny nieźle się urabia, żeby tylko mi dogodzić. Jest naprawdę kochany i z całego serca mu współczuję, że często wstaje w nocy, aby zejść na dół i przygotować mi coś zwariowanego do jedzenia. Oczywiście, obydwoje jesteśmy w pełni szczęśliwi z tego, że we mnie, tuż pod mym sercem rozwijają się dwie małe pociechy, lecz ja nadal mam obawy co do naszej wspólnej przyszłości. Nie potrafię sobie wyobrazić w jaki sposób pogodzimy nasze życie na dwóch, zupełnie odmiennych kontynentach. Przeczesałam zmęczona swe jasne włosy i zrzuciłam bose stopy na zimną podłogę. Czułam ogromny głód w brzuchu, no tak, wprawdzie teraz jem za trzech. Owinęłam moje ciało szlafrokiem i ociężałym krokiem ruszyłam po schodach, na dół gdzie spotkałam moją niebieskooką przyjaciółkę - Caroline. Dziewczyna z zaciętą miną, ściskała w dłoni pomarańczę i wyciskała z niej świeży sok. 

- Nie znęcaj się tak nad owocem. - zażartowałam. 
- Błagam, nawet mnie nie denerwuj, ok? - bąknęła, nie zwracając na mnie uwagi. Przygryzłam delikatnie wargę. Coś było nie tak. Bez przyczyny przecież nie wpadła by w taki posępny nastrój. 
- Coś się stało, Carls? - spytałam. 
- Joe się stał. - warknęła. - Ten zasrany menadżer stara się wszystko spieprzyć! 
- Ale o co chodzi?! Wyrażaj się jaśniej. 
- Umówiłam się z Harry'm wczoraj, mieliśmy iść do knajpki coś zjeść. Byłam już gotowa, kiedy napisał do mnie smsa.. Wiesz co ten ich menadżer zrobił? Zamknął go w pokoju na klucz! 
- Żartujesz?!- spytałam oszołomiona.
- Nie!! On za wszelką cenę chce zniszczyć nasz związek, ale wiesz co jest najgorsze?!
- No co?!
- To, że przez niego mam wrażenie, że to rzeczywiście nie ma sensu!- powiedziała niemal płacząc. 
- Hey... - szepnęłam otaczając ją ramieniem. - Przestań tak myśleć...
- Ale ja nie potrafię! Cały czas mi się wydaje, że on mnie oszukuje... że potajemnie spotyka się z Taylor, że jest z nią...
- Przestań, Harry by Ci tego nie zrobił, Carls..
- Co jeśli tak?!  Co jeśli mnie zdradza?! - pisnęła.
- Na pewno tego nie robi, zaufaj mi. Ręczę za niego.
- Diana... ja się boję... Nie chcę znów mieć złamanego serca...
- Nie będziesz go mieć. On Cię nigdy nie zrani.
- Chciałabym Ci teraz uwierzyć. - powiedziała i odeszła, zostawiając mnie samą przed szklanką świeżego soku.

Tego dnia już nie wiedziałam Caroline. Prawdopodobne, że znów zaszyła się w swoim pokoju, bez najmniejszego zamiaru do jakiejkolwiek rozmowy. Rozumiałam, że jest jej ciężko. Z pewnością czuje się teraz, jak pod kloszem, ale... to nie znaczy, że ma chować się zamknięta w ciemnym pokoju, z dala od problemów. Dodatkowo martwiłam się, że nigdzie nie mogłam znaleźć Daniela. Po tym, jak rano zostawiłam go w sypialni aby przygotować śniadanie, gdzieś go wywiało. Przeszukałam cały dom, łącznie z garażem i ani śladu po Kalifornijczyku. Zmęczona usiadłam na kanapie w salonie i przykrywając bose stopy kaszmirowym kocykiem, włączyłam telewizję. Denne talk showy, plotkarskie kanały, tak bardzo mnie nudziły, że nie wiedziałam co mam już z sobą zrobić. Około tygodnia temu zrezygnowałam z pracy w sklepie muzycznym, ze względów ciąży i jak na razie utrzymywałam się z pieniędzy Daniela, Caroline i swoich własnych, które odłożone miałam na koncie. Dużo czytałam o ciążach bliźniaczych - są one często zagrożone i naprawdę nie należy się zbytnio przemęczać. Także  również starałam się jeszcze nastawić na wcześniejszy porób. Nie wyobrażałam sobie jak to wszystko się potoczy, przecież ja mam dopiero dwadzieścia jeden lat. Nagle z zamyślenia, obudził mnie dzwonek mojego telefonu, sygnalizujący przychodzącą wiadomość.

Od Danny! : Ubierz się w coś ładnego, kochanie. Wpadnę po Ciebie za chwilkę. Xxx

Patrzyłam na treść smsa, co on do cholery wykombinował? Zrzuciłam z siebie kocyk i jak najszybciej tylko mogłam, pobiegłam na górę ściągając przez głowę moją fioletową tunikę. Stanęłam w samej bieliźnie przed ogromną szafą i prędko wyciągnęłam z niej [ wzorzystą, czarno-białą  koszulkę, miętową marynarkę oraz czarną spódniczkę. Do tego wszystkiego dobrałam sandałki oraz torebkę. ]
Ubrałam się w wybrane przez siebie ciuchy, spoglądając na swoje odbicie lustrzane. Uśmiechnęłam się zadowolona i przeszłam do łazienki, gdzie przeczesałam swoje blond włosy i na powieki nałożyłam jasne cienie. Resztę uzupełniłam malinowym błyszczykiem i chwytając za stojącą na blacie torbę, zeszłam z powrotem na dół, gdzie czekał już na mnie ojciec moich przyszłych dzieci. Oh, boże! Jak to pięknie brzmi!


- Gdzie byłeś? - spytałam odrobinę zła. 
- Zobaczysz. - odparł poprawiając swoją czarną koszulę. 
- Martwiłam się. - powiedziałam marszcząc czoło. 
- Oh, nie potrzebnie.- uciął, chwytając mnie w talii.- Nie masz o co. - przyznał i złożył na mych ustach subtelny pocałunek.

Kurczę, no troszkę byłam poddenerwowana. Kompletnie nie miałam pojęcie gdzie Daniel mnie prowadzi, a szliśmy już spacerkiem dobre dwadzieścia minut. Park, którym mnie prowadził był niewiarygodnie przepiękny. Z każdej strony otaczały nas soczysto zielone drzewa i najznakomitsze krzaki nakrapianych róż. Trzymając się za ręce, wędrowaliśmy alejką wyłożoną z drobnych, piaskowych kamyczków, a tuż nad naszymi głowami przelatywały gołębie i skowronki. Melodia jaka wydobywała się z wnętrza tych małych stworzonek była wspaniała. Nagle Danny skręcił w boczną alejkę, którą jeszcze nigdy nie szłam. Troszkę mnie to zdziwiło, wprawdzie był on w Londynie już trzeci raz, ale nie możliwe było to aby tak dobrze znał okolicę. - Zamknij oczy. - poprosił uprzejmie. 
- Co jeśli się wywalę. - pisnęłam przejęta. Byłam do wszystkiego zdolna, a tym bardziej moja koordynacja ruchowa była naprawdę beznadziejna i obawiałam się, że wyłożę się na tej ścieżce. 
- Zaufaj mi. - powiedział chwytając mnie mocniej, dając mi tym do zrozumienia, że mogę mu wierzyć. 
- No dobrze. - zamknęłam oczy, pozwalając mu się prowadzić. Jedyne co czułam to zmieniające się podłoże, czyżbym teraz szła po trawie? Z pewnością tak. Do tego, czułam wzbijający się w powietrzu zapach kwiatów i ciepłego jedzenia.. 
- Jesteśmy na miejscu. - powiedział. - Możesz otworzyć oczy, kochanie. - Przez chwilę się zawahałam. Przygryzając wargę, otworzyłam powoli jedno oko, a po chwili i drugie. To co zobaczyłam było dla mnie ogromnie miłym zaskoczeniem! Ogromna altanka, przyozdobiona naturalnie wijącym się wokół niej bluszczem, znajdowała się pośród wystających konarów drzew. Zbudowana była z jasnego drewna, które na pewno kilka lat temu pomalowane zostało na biało. Teraz owa farba, odpadała kawałeczkami od nawierzchni , dodając uroku miejscu. Przyłożyłam dłoń do ust, nie wierząc w to co widzę. Na środku drewnianego domku stał duży stół, przystrojony czerwonym obrusem, wazonem żółtych tulipanów oraz świecznikiem, a w po obu stronach, tam gdzie stały krzesła znajdowały się dwie miski z przygotowanym jedzeniem. - Mam nadzieję, że wiewiórki nam niczego nie pożarły. - zażartował drapiąc się po głowie. - Podoba Ci się? - spytał, a ja nie potrafiłam wymówić ani jednego słowa. Byłam całkowicie porażona niesamowitością tego miejsca. Wspięłam się na pale i chwytając Daniela za kark, złożyłam na jego ustach pocałunek. 
- Dziękuję. - powiedziałam z ogromnym uśmiechem na ustach. - Dziękuję za to co dla mnie zrobiłeś. I za to, że jesteś tutaj ze mną... To dla mnie wiele znaczy, Danny. Kocham Cię. 
- Ja Ciebie mocniej, Diano. - powiedział figlarnie i trzymając moją dłoń w swojej poprowadził do altanki, gdzie zajęliśmy miejsca, na przeciw siebie. Spojrzałam na danie, które przygotował dla nas mój chłopak. Pociągnęłam z zadowolenia nosem, pozwalając delektować się niesamowitym zapachem spaghetti carbonara.  Nadal nie mogłam uwierzyć w to co się właśnie działo. Byłam taka szczęśliwa, mając go tuż przy sobie.

( Polecam wam teraz puścić sobie to : {KLIK} ^.^ )

Wieczór mijał nam wspaniale - aż ciężko było mi w to uwierzyć, że to wszystko dzieję się naprawdę. Gdy trzymałam Daniela za rękę i gdy tylko spoglądałam w głąb jego brązowych oczu, od razu wiedziałam, że jest on osobą z którą chciałabym spędzić całe moje życie. Bez wątpienia był on dla mnie ważniejszy niż cokolwiek innego. Nie wyobrażałam sobie życia bez tak niesamowitej osoby, jaką on właśnie był! Pragnęłam go całą sobą i liczyłam na to, że on czuje to samo co ja. 
Nagle, wstał od stołu ocierając usta bordową serwetką. Ciągle spoglądając w moje oczy, sięgnął ręką do kieszeni swoich spodni i wyciągnął z nich małe, białe pudełeczko w kształcie serduszka. Przez moment, naprawdę nie miałam pojęcia co się dzieje. Danny uklęknął przede mną na jedno kolano, nadal nie spuszczając ze mnie wzorku, jakby obawiał się, że zaraz mogę gdzieś uciec.

- Diano... - wyszeptał starannie moje imię, nakładając specjalny nacisk na każdą jego literę. - Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo jesteś dla mnie ważna. Odmieniłaś moje życie w ciągu tych pięknych lat, gdy pisaliśmy ze sobą listy. Wiele rzeczy nas łączy, lecz też wiele dzieli. Mimo tego wszystkiego, chcę abyś była już na zawsze przy mnie. Teraz nosisz w sobie moje dzieci, które będę zawsze kochać tak równie mocno, co Ciebie. Więc, proszę... nie pozwól mi odejść, bo jestem zmęczony uczuciem samotności. Ja nigdy Cię nie opuszczę, więc... czy zostaniesz moją żoną? - spytał. Czułam jak łzy napływają do mych oczu. Nikt jeszcze nigdy, nie wypowiedział w moją stronę tak pięknych słów. Nikt jeszcze nigdy, nie sprawił, że czułam się tak wyjątkowo, jak dzisiaj. Czułam to ogromne szczęście w moim sercu. Wiedziałam, że właśnie na to czekałam całe życie. Czekałam na Daniela i teraz nie mogę go trzymać w niepewności. 
- Wyjdę za Ciebie. - wszeptałam. Widać było w jego oczach radość i ulgę. Ja w pewnym stopniu, też ją czułam. Wiedziałam, że obydwoje jesteśmy dla siebie stworzeni i, że nie ma innej metody, które jeszcze bardziej nas scali ze sobą. Kochaliśmy się na zabój i tego dowodem są każde chwile, które ze sobą spędziliśmy. Każda upojna noc, każda wylana łza i nasze przyszłe dzieci. Obydwoje czekaliśmy w samotności na szczęście, a teraz jesteśmy na wyciągniecie ręki od niego. Pochyliłam się w jego stronę i pocałowałam go w usta, mając świadomość, że jeszcze przez wiele długich lat, będę to robić każdego dnia. 
 ________________________________________________
No Kochani, udało mi się ukończyć dla was rozdział 32 :) Muszę przyznać, że bardzo zmartwił mnie spadek statystyki ;/ Wiem, że to głównie przeze mnie, ale mam nadzieję, że szybko to się zmieni, ponieważ nadchodzą wakacje i troszkę więcej czasu. Muszę przyznać, że za 8 rozdziałów skończę tutaj pracę <bynajmniej planuję skończyć >  Cóż mogę tutaj jeszcze napisać? Dziękuję, że twardo trzymaliście się i czekaliście na kolejny rozdział! Liczę się wam on spodobał, to do napisania kochani! Proszę o komentarze! 
Pozdrawiam.
- Jerr. 


A teraz taka mała niespodzianka. Perrie poznaliście wcześniej, również Danielle, jednak jej postaci jakoś wam nie przedstawiłam. Macie tutaj dwie panie, a także trzecią, którą poznacie niebawem ; > Czy już wiecie w kogo życiu ona się pojawi? : )

1. Perrie Edwards :


2. Danielle Peazzer :


3. Grace Amelain

ZAPRASZAM I SERDECZNIE POLECAM ! http://im-here-for-you-oomn.blogspot.com/ <KOOOOOCHAM TAALE>





czwartek, 13 czerwca 2013

- Kolejna notka -

Kochani!! Przepraszam, że tak długo nic nie dodaję, ale kompletnie nie mam czasu! Cały ten tydzień poświęcam na poprawy i możliwe, że przyszły również mi tak zleci. Muszę zawalczyć o dobre oceny na koniec, więc proszę zrozumcie! ;* Napisałabym coś w weekend, ale niestety nie będzie mnie, gdyż wybieram się na komers w sobotę, a w niedzielę planuję jeszcze nauczyć się na historię i matematykę! Trzymajcie się cieplutko, postaram się coś dla was napisać najszybciej jak będę mogła! Dziękuję z całego serducha za ponad 40 tys. wyświetleń bloga! Jesteście wspaniali! ;* Buziaki!!! 
Wasza Jerr.. 

Przy okazji zapraszam na bloga mojej przyjaciółki! Naprawdę warto na niego zajrzeć, bowiem nie typowa historia jaka jest tam opisana z łatwością wciąga, a śmieszne zwroty i dopasowane charaktery postaci idealnie dopełniają cały blog!!

wtorek, 4 czerwca 2013

031. "Broadway!"

- CAROLINE&HARRY - 

Nie wątpliwie był to jeden z najlepszych poranków, podczas którym miałam możliwość w całym moim życiu się budzić. Mimo nawet tego, że przy moim boku nie było Harry'ego to i tak z łatwością wstałam słysząc krótką melodyjkę wydobywającą się z mojego telefonu, która informowała mnie o przychodzącej wiadomości. Szybko odblokowałam aparat i na głos przeczytałam wiadomość, która była od jakże nikogo innego jak Harry'ego. - Ty. Ja. Dzisiaj. Mój Jach. Jeziorko. Kocham Cię. - Harry Xxx - Zaśmiałam się. Był nie obliczalny, bowiem zawsze potrafił zadziwić mnie swymi pomysłami. Z ogromnym i szczerym uśmiechem na ustach odpisałam mu i przeszłam do garderoby aby się ubrać. Spoglądając wcześniej przez okno postanowiłam założyć beżową tunikę z połączeniem koloru granatowego i pomarańczowego oraz dżinsowe spodenki i rzemykowe sandałki. Londyn znów skąpany był w ciepłych promieniach słonecznych, które nie dawały nam wytchnienia. Cieszyło mnie to bardzo, ale niestety piękna pogoda z ogromną łatwością odciągała mnie od pracy nad artykułem do gazety. Obiecałam sobie, że w weekend przysiądę nad nim i w końcu go skończę. Ubrana zeszłam na dół kierując się do kuchni, gdzie zastałam roztrzęsioną Dianą... Cóż myślę, że nie wiele mogę powiedzieć w tej sprawie. Odkąd moja jasnowłosa przyjaciółka dowiedziała się o ciąży wszystko w naszym domu diametralnie się zmieniło. Coraz rzadziej rozmawiałyśmy, jakby dziewczyna zaczynała powoli odsuwać się ode mnie. Ciężko było mi patrzeć na to jak cierpi, myślę, że nie bała się aż tak bardzo przyszłości z dzieckiem, większym wyzwaniem było dla niej wyznanie prawdy Danielowi, który właśnie dzisiaj przylatywał do Londynu. Wiedziałam, że gdy tych dwoje połączy swoje siły dadzą wychować tą małą istotkę, która z tak zawrotną prędkością rozwijała się w jej brzuchu. Pomimo tego jak bardzo błagałam Dianę aby poszła na wizytę u ginekologa, ona uparła się, że pójdzie dopiero gdy Danny dowie się o ciąży. Wiedziała dobrze, że to odwlekanie sprawy dla niej, jak i dla dziecko może skończyć się katastrofalnie, ale ona pozostawała nie ugięta i twardo trzymała swego zdania. Przystępując z nogi na nogę podeszłam do przyjaciółki i mocno pochwyciłam ją w ramiona. - Wszystko będzie dobrze. - powiedziałam. - Daniel zrozumie i ułoży się wam.

***
Stałam na werandzie ze słuchawkami włożonymi do uszu, czekając aż Harry podjedzie pod mój dom i razem udamy się nad jezioro. Strasznie cieszyłam się, że spędzamy ze sobą coraz więcej czasu i myślę, że to co wydarzyło się w nocy, podczas pobytu w domu jego matki jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyło. Na samą myśl o tamtej chwili czułam jak moją twarz oblewa przyjemny rumieniec, a w brzuchu trzepocą motylki. Jeszcze nigdy nie czułam się tak szczęśliwa, jak przy nim. Każda chwila w jego towarzystwie nadawała dniu blasku i szczęścia... to było niesamowite. Po upływie paru minut zjawił się on... zabójczo seksowny, niewiarygodnie idealny i perfekcyjny... mój Harry. Uśmiechnęłam się pod nosem chowając MP3 do dużej torby, przewieszonej przez moje ramie. Szybko wsiadłam do jego białego Forda Capri i splatając nasze place w jedność odjechaliśmy.

Na miejscu byliśmy w ciągu paru minut, bowiem droga rzeczywiście był krótka, ale za to przyjemna i pełna niesamowitych widoków. Harry luzując uchwyt naszych dłoni, z zawadiackim uśmiechem podszedł do bagażnika i wyciągnął z niego nasze torby. Trzymając w prawej ręce torby podszedł do mnie i objął mnie w pasie swym ramieniem. Chwilę spacerowaliśmy polną dróżka rozmawiając o byle czym, gdy nagle zauważyłam wyłaniającą się za małego lasku białą łódź, którą zaraz mieliśmy wypłynąć na otwarte wody jeziorka. Harry z łatwością pomógł mi wejść na pokład luksusowego jachtu, a sam zajął się przygotowaniem go do odbicia od przystani. Zajęło mi to nie więcej jak pięć minut i po chwili wypłynęliśmy. - Chodź oprowadzę Cię po pokładzie. - powiedział, gdy byliśmy już na samym środku jeziora i kotwica osadziła się na mieliźnie, pozwalając nam swobodnie zająć się sobą i nie przejmować się czy odpłyniemy gdzieś dalej. Muszę przyznać, że kajuty znajdujące się pod głównym pokładem były urządzone z gustem i nowoczesnością. Przechodząc od jednej do drugiej byłam pod coraz większym wrażeniem, jednak największe wywoła we mnie łazienka i sypialnia znajdująca się tuż koło niej. - Zawsze możemy je skutecznie wykorzystać. - szepnął obejmując mnie od tyłu widząc mój zachwyt. Zaśmiałam się cicho i odwróciłam się twarzą do niego. Lekko pocałowałam go w usta i zwinnym ruchem ściągnęłam moją tunikę pod którą miałam już strój do opalania. Harry zaśmiał się unosząc jedną brew, zlustrował mnie od góry zatrzymując wzrok choć na chwilę na mym dekolcie i znów spojrzał prosto w moje oczy. - Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo mnie kusisz. - powiedział całując mnie w szyję. - Najchętniej zerwałbym to wszystkie ubrania z Ciebie... - jego słowa wywołały przelotny rumieniec na mojej twarzy. Powoli sięgnął ręką do zapięcia mojego stania i zaczął przy nim majstrować. Szybko odsunęłam się od niego mierząc go surowym wzrokiem. - Oh, nie bądź już taka.. - zaśmiał się. - Dobra chodźmy na górę, bo zaraz jeszcze mi się dostanie. - dodał i chwytając mnie za rękę, pociągnął na pokład górny. 
Wygodnie leżeliśmy na leżakach obitych w beżowe pokrowce, sącząc przez kolorowe rurki drinki, które w barku przygotował dla nas loczek oraz trzymając się za ręce.. Słońce będąc w zenicie muskało nas łaskoczącymi promykami po naszych twarzach. Cała ta nasza atmosfera była przyjemna, bowiem delektowaliśmy się naszym towarzystwem, wymieniając co chwilę między ze sobą śmieszne anegdoty. Z ogromną łatwością mogłam przyznać, że w jego towarzystwie czułam się kompletnie sobą i będąc tak bardzo pochłonięta nim całym, nawet nie miałam czasu aby pomyśleć, że mogłabym być kimś innym. Nagle Harry zerwał się ze swojego miejsca i zrzucając z siebie swój biały t-shirt oznajmił, że zamierza popływać. Patrzyłam na niego jak na debila, przecież o tej porze roku woda jest jeszcze za zimna na pływanie, a słońce nie jest w stanie ogrzać tak dużego zbiornika wodnego. Lecz on tylko zaśmiał się i od razu wskoczył do wody, wywołując przy tym duży plusk. Prychnęłam rozbawiona i wróciłam do opalania, dobrze wiedząc, że za jakieś pięć minut znudzi mu się to. 
Oh, mogłam się z nim założyć - z pewnością bez żadnych problemów bym wygrała. Dosłownie nie minęła chwila, a cały zziębnięty pojawił się na pokładzie, okrywając się niebieskim ręcznikiem. Jednak ku mojemu zdziwieniu zamiast się użalać nad sobą, stanął na przeciwko mnie rozkładając ręce. - Czyś nie jestem seksowny? - spytał. Na co zaśmiałam się przeciągle i uniosłam brwi ku górze. Nie mogłam przestać patrzeć na jego idealnie wyrzeźbione ciało, bowiem pożerałam go zachłannie wzrokiem.  - Oh, wiem, że jestem... - powiedział zaczynając się zbliżać do mnie. Opierając się swym ciałem o moje, wygodnie ułożył się na mnie. Z jego loczków opadały zimne kropelki wody prosto na dój dekolt, wywołując przy tym dreszcze. Harry swymi zaróżowionymi wargami złożył pocałunek na mej szyi. 
- Złaź ze mnie! Jesteś cały mokry i zimny do tego! - protestowałam, ale na niego to nie działało. Zawzięcie kontynuował swe pocałunki, rozsypując je po całej klatce piersiowej. - Bo się obrażę i nie będziesz mógł na nic dzisiaj liczyć! - te słowa zadziałały na niego jak magnez. Od razu odsunął się ode mnie i przepraszającym wzrokiem spojrzał w moje oczy. - Tak lepiej, kotek. - powiedziałam powstrzymując się od śmiechu. Harry usiadł na fotelu koło mnie i chwycił w swoją dłoń moją. - Wiesz, że Diana jest w ciąży ? - spytałam, a co on spojrzał na mnie zdziwiony. 
- Serio? - zapytał. - Przecież mówili, że się 'zabezpieczają' 
- Widocznie to musiało się stać gdy zupełnie o tym zapomnieli. 
- No to nie fajnie... Czy ona powiedziała mu już o tym ? 
- Nie, dzisiaj mu powie... Jak tylko się z nim zobaczy. 
- Przyjeżdża, tak?  
- Tak. 
- W razie czego, jakby Diana miała z nim kłopoty to niech da znać, pogadam sobie z nim. 
- Przekażę. - obiecałam z uśmiechem. 
- Muszę Ci o czymś powiedział. - dodał po chwili. - To dość głupie, że mówię Ci o tym dopiero teraz ale... Za tydzień wychodzi nasza nowa płyta i trasa koncertowa została zaplanowana na ostatni tydzień czerwca... trwać będzie do końca listopada... - powiedział. 
- Dlaczego mówisz mi to dopiero teraz? - spytałam nieco zła. 
- Nie odzywaliśmy się do siebie przez długi czas... wiem, że to będzie trudne, ale damy radę. Podczas niektórych koncertów będę miał wolne i będę się z Tobą spotykać, pogodzimy to... 
- Jasne... - powiedziałam wkurzona. Dobra, rozumiałam to, że on był najbardziej znaną gwiazdą na świecie i kariera była dla niego ważna, no ale... jak mam wytrzymać bez niego prawie pół roku? 
- Zawsze będziemy mogli to sobie wynagrodzić... - szepnął głaszcząc mnie po policzku. Po chwili znalazł się nade mną i swymi ustami odszukał moich. Pocałunek jakim mnie obdarzył z sekundy na sekundę przeradzał się w coś coraz bardziej głębszego. Dłonią chwyciłam jego loki i lekko za nie pociągnęłam, wywołując w nim cichy jęk. Harry poderwał mnie do góry, sprawiając, że oplotłam nogami jego tułów. Tak bardzo pragnęłam aby był normalny, aby nie był żadną wielką gwiazdą, po prostu.. chciałam aby był zwyczajnym nastolatkiem. - Zawsze możemy zacząć już sobie to wynagradzać. - niemalże szepnął mi do ucha. - Chodźmy się razem wykąpać...
- Harry... - zaprotestowałam, gdy znowu chwycił ręką do zapięcia mojego stanika. - Nie zamierzam na razie tego robić. - zaśmiał się cicho. 
- Nie chcę tego robić. - powiedział. - Przecież już kiedyś Ci mówiłem, że zaczekam... 
- Ale... 
- Już wiedziałem Cię prawie nago.. to tylko kwestia stanika, nic więcej... Chodźmy... 
- No dobrze. - przyznałam po chwili pocierając noskiem o jego policzek. Harry chwycił mnie za dłoń i poprowadził na dół. Na chwilę zniknął w sypialni po czyste ręczniki, a ja udałam się bezpośrednio do łazienki. Szybko oblałam kark zimną wodą i pewnie spoglądając w swe odbicie w lustrze rozpięłam zapięcie stanika czekając na Harry'ego.

- DIANA&DANIEL -

 Czułam jak kropelki potu spływają po mych plecach, jak nieprzyjemny dreszcz przedziera się przez moje ciało. Bałam się tego dnia, jak jeszcze nigdy niczego innego. Owszem, cieszyłam się z faktu, że jestem w ciąży, że rozwija się we mnie mała istotka, ale... nie wiedziałam jak zareaguję Danny... Obawiałam się, że zostawi mnie samą w tymi problemami, że będę musiała wychować nasze dziecko sama. Kompletnie nie wiedziałam jak mam mu o tym powiedzieć, bo przecież nie podejdę i nie walnę prosto z mostu " Cześć kochanie, jak podróż? Wiesz jestem w ciąży, już niedługo a zostaniesz tatusiem! " To było by okropne, myślę, że spłonęłabym prędzej ze wstydu niż bym mu o tym powiedziała. Nagle, gdy obróciłam głowę w prawo ujrzałam postać młodego mężczyzny, który w ogromnym uśmiechem zmierzał w moim kierunku. Moje serce, widząc jego postać zabiło o co najmniej trzy tempa szybciej, niż było to możliwe. Danny miał na sobie ciemne dżinsy, czerwoną bluzę i dżinsowy bezrękawnik. Jego umięśnione ramiona były odsunięte, ukazując przy tym liczne tatuaże. Przez ramię przewieszoną miał torbę, a w ręku trzymał plastikową butelkę wody. Wycierając spocone dłonie o spodnie podeszłam do niego i mocno porwałam go w ramiona, uważając na brzuch. Czułam jak łzy napływają mi do oczu, tak bardzo za nim tęskniłam, że nie mogłam sobie już wyobrazić kolejnego rozstania...- Tęskniłem ... - szepnął całując mnie w czubek głowy. Oh, Danny nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo ja tęsknię za Tobą! - Jedźmy do domu, jestem strasznie zmęczony... - dodał i objął mnie ramieniem. Przełknęłam głośno ślinę, wiedziałam, że nie mogę dłużej już z tym odwlekać, to szkodziła mojemu zdrowiu i... dziecku.

W ciszy wsiedliśmy do samochodu. Siadając na fotelu kierowcy mocno zacisnęłam dłonie na kierownicy i nieobecnym wzrokiem zapatrzyłam się w horyzont. Przez głowę przelatywało mi wiele wizji przyszłości, nawet i takich o których nigdy nie śniłam.. Byłam o krok od wyznania mu prawdy, ale dlaczego tak ciężko było mi się przed nim otworzyć? Nagle poczułam jego ciepłą dłoń na ramieniu, obróciłam głowę w jego kierunku i ujrzałam jak jego brązowe tęczówki z niepokojem przeszywają na wylot moją osobę. - Coś się stało. - powiedział. To nie było pytanie, on po prostu już teraz wiedział, że ze mną jest coś nie tak. Pokiwałam smutno głową i zacisnęłam powieki. Nie wiedziałam jak zacząć... - Diana, o co chodzi? - spytał śmiertelnie poważnie. Już nie mogłam,to wszytko kumulowało się we mnie...

- Danny, przyrzeknij, że mimo tego co usłyszysz nigdy mnie nie zostawisz... - szepnęłam przerażona.
- Diana?! O co do cholery chodzi!? - pytał spanikowany. 
- Przyrzeknij, proszę.
- Przyrzekam... - powiedział po chwili. 
- Chodzi o to, że... Ja... ja... jestem w ciąży, Danny... - Chwila ciszy, która ciągnęła się w nieskończoność. Obserwowałam ze strachem w oczach jak jego twarz z sekundy na sekundę diametralnie się zmienia. Pierw odczytałam z niej strach, a później złość... to nie wróżyło dobrze... 
- Jakiej kurwa ciąży?! - krzyknął wściekły. Byłam przerażona. - A tabletki!? Mówiłaś, że bierzesz!!! Który to już miesiąc?! Może to nie ja jestem ojcem! - warknął uderzając pięścią w fotel. 
- Nawet tak nie mów, do cholery! - podniosłam głos. - Nie rób ze mnie szmaty, Daniel bo wiem z kim uprawiałam seks w ostatnim czasie! - warknęłam. - Prawdopodobnie to drugi miesiąc, ale nie jestem pewna..
- Nie jesteś pewna?! Diana jak ty sobie to wyobrażasz ?! Jak mamy wychowywać dziecko !? Ja mieszkam w KALIFORNII! Nie TUTAJ! 
- A co mam kurwa zrobić?! Sama sobie tego dziecka nie zrobiłam, Daniel! Mogłeś pamiętać o prezerwatywach! 
- Mówiłaś, że bierzesz te zasrane tabletki! 
- Miałam infekcję gardła!- krzyknęłam. - Musiałam je odstawić na jakiś czas!!! 
- I oczywiście nic mi nie powiedziałaś! Teraz mamy wielki kłopot! 
- Nazywasz nasze dziecko 'kłopotem'? - spytałam czując jak łzy spływają mi po policzkach. 
- Tak! - krzyknął. - To dziecko jest naszym kłopotem, najlepiej będzie jak poddasz się aborcji! 
- Nie... ja nie wierzę... kim ty jesteś żeby mówić takie rzeczy!? Nie wierzę!!! - krzyknęłam już ostatni raz i wybiegłam z samochodu... 

Biegłam ile sił  nogach, głęboko zaczerpując powietrza.. Nie sądziłam, ba! Nawet nie mogłam się spodziewać, że miłość mojego życia może potraktować mnie w tak okrutny sposób i zmieszać mnie z błotem z ogromną łatwością. Czułam jak łzy przepełnione żalem i goryczą spływają po mych czerwonych od złości policzkach. Dlaczego miałam wrażenie jakbym go kompletnie nie znała? Jego słowa... kierował je z tak ogromną mocą i nienawiścią... nienawiścią do naszego dziecka.. a przecież ono niczym mu nie zawiniło... Dlaczego pragnął dla niego tak okrutnej śmierci!? Sam je spłodził! Sam miał je wychować! Czułam jak z impetem upadam na kolana... Łzy z głuchym dźwiękiem opadają w źdźbła trawy... Poczuła jakbym była w jego oczach nikim... nikim ważnym, a przecież tyle razem przeżyliśmy! Nagle poczułam ciepłą dłoń na mym ramieniu... Podniosłam wzrok i ujrzałam zapłakane, brązowe oczy... Czego on jeszcze chciał ?! Jeszcze bardziej spieprzyć moją teraźniejszość?! - Obiecałem, że nigdy Cię nie zostawię. - szepnął. - Chcę abyś była matką wszystkich, moich dzieci, Diano... - dodał. - Ja przepraszam... Zachowałem się jak dupek... Kocham Cię i nie pozwolę Ci odejść... Zawsze będę przy Tobie i... naszym pięknym dziecku, rozumiesz? - spytał, a ja pokiwałam głową. Widziałam skruchę w jego oczach, zależało mu na mnie... na nas...Chwiejąc się wstałam i rzuciłam się w jego ramiona... tak bardzo pragnęłam już nigdy go opuszczać.

***
- A więc to Pańska pierwsza wizyta w gabinecie ginekologa? - spytała starsza kobieta o jasnych, platynowych włosach opadających miękko na ramiona. Obydwoje w ciszy pokiwaliśmy głowami. - Więc dobrze, kochanie połóż się na kozetce, zaraz sprawdzimy co z płodem. - powiedziała z uśmiechem i ruchem dłoni wskazała mi na mebelek stojący koło dużej maszyny. Bez oporu usiadłam na nim i podciągnęłam koszulkę do góry. Kobieta rozsmarowała zimny płyn po moim brzuchu i włączyła maszynę. Przejechała parę razy po nim gałką, spoglądając z ogromnym uśmiechem na monitor. Przyglądałam się z zaciekawieniem obrazowi, który z chwilą stawał się coraz ostrzejszy. - No proszę... - powiedziała. - Drugi miesiąc, a już takie rozwinięte... - szepnęła do siebie, co jednak dało się usłyszeć. - Gratuluję drodzy państwo, zdaję się, że już nie długo zapikujecie się dwoma maluszkami. - powiedziała uśmiechając się do mnie. Poczułam jak moje serce przyśpiesza tempa. Wiedziałam, że pomimo przeszkód damy radę i wychowamy nasze dzieci.

- Natalie&Niall - 

Niall przepełniony szczęściem szykował się do dzisiejszego spotkania z piękną brunetką, Natalie, która od jakiegoś czasu była już jego dziewczyną. Oboje bardzo dobrze się rozumieli, ale jak to bywało w związku zdarzały im się kłótnie, które najczęściej dotyczyły ostatniego żelka, czy miejsca na kanapie. Były to błahe powody do kłótni, z których Niall często się śmiał, bowiem widok jego dziewczyny z tą uroczą, obrażoną minką działa na jego serce rozklejając. Dziś umówili się, że pójdą na mecz futbolu. Bardzo się cieszył, że będzie mógł wykorzystać wolny czas właśnie z nią, chłopak bardzo dobrze wiedział, że już nie długo natłok pracy będzie mu to uniemożliwiał. Był już prawie gotowy, bowiem miał on na sobie jasne dżinsowe spodnie oraz błękitny podkoszulek. Ostatni raz przejrzał się w lustrze, mierzwiąc swoje farbowane, blond włosy i sięgnął rękę po stojący na szklanej półce flakon z jego ulubionymi perfumami. Spryskał się nimi i odkładając je na swoje miejsce, wyszedł z pomieszczenia i od razu skierował się do swojego samochodu. Po chwili opuścił posesję jego i chłopaków i wyruszył w drogę po Natalie. Dziewczyna stała już oparta o ceglaną ścianę kamiennicy, przyglądając się z zaciekawieniem rozpędzonym samochodom. Chłodny wietrzyk, przeplatany z jasnymi promieniami słońca powiewał cienkim materiałem jej szarej koszulki. Natalie nie mogła już doczekać się spotkania ze swoją miłością, bowiem uczucie jakim darzyła Nialler'a było niesamowicie prawdziwe i szczere. Przestępując z nogi na nogę, coraz bardziej nie mogła się doczekać aż nadjedzie swym dużym, czarnym samochodem i zabierze ją na mecz. W upływie paru minut, zza rogu wyłonił się czarny Range Rover jej chłopaka, który zaparkował tuż pod kamienicą. Z ogromnym uśmiechem na ustach wsiadła do niego i złożyła na jego ustach subtelny pocałunek, który trwał chwilę po czym chłopak nacisnął na pedał gazu i wyruszyli w drogę trzymając się za ręce. W ciągu dziesięciu byli już na miejscu, Natalie założyła na głowę czerwoną czapkę z nazwą drużyny, której dzisiaj kibicowali i wysiadła z samochodu. W jej ślady również poszedł Niall, który zakładając ciemne okulary na nos rozejrzał się w poszukiwaniu budki z jedzeniem, bowiem chłopak uważał, że podczas takiej widowiska jak mecz nie może obejść się bez jedzenia. Splatając swe palce z palcami dziewczyny skierowali się do stanowiska gdzie sprzedawali hot-dogi. Stanęli cierpliwie w kolejce i czekali. Gdy łysy, napakowany mężczyzna ich obsłużył ruszyli w kierunku trybun, gdzie mieli swoje miejsca. Zasiedli na nich i cierpliwie czekali na mecz, który zaczął się po pięciu minutach odkąd zasiedli na wyznaczonych miejscach. Przez cały czas, z zafascynowaniem oglądali grę futbolistów. Niall i Natalie bardzo lubili sport, a w szczególności właśnie piłkę nożną. Dziewczyna bowiem nie zaliczała się do sztucznych, platynowych laleczek, które w obawie przed złamaniem tipsa unikały piłki i nie wiedziały czym jest spalony. Gra pełna była emocji od której kipiał aż cały stadion i aż nie możliwe było to, że mecz tak szybko się skończył. Szczęście dopisało Czerwonym i wygrali oni z przeciwnikami aż 6 do 2. Niall i Natalie czekali aż trybuny opustoszeją, bowiem nigdzie im się nie śpieszyło, a woleli wyjść w spokoju, a nie przepychać się przez tłumy. Zacięcie rozmawiali o dzisiejszej grze ich faworytów i zupełnie nie zauważyli jak biała piłka przeleciała tuż nad głową dziewczyny. Przestraszona pisnęła, na co blondyn lekko się zaśmiał. Podszedł do leżącej piłki niedaleko niego i chwytając ją w ręce, odrzucił ją chłopakowi z drużyny, która przegrała.
- Dobry jesteś, koleś. - powiedział z uśmiechem na ustach, kierując swe słowa w kierunku Irlandczyka. - Masz ochotę trochę jeszcze z nami pograć? - spytał. Niall obrócił się w kierunku swojej dziewczyny, która zachęcająco uśmiechnęła się do niego.
- No dalej, idź kochanie. - powiedziała wyciągając z torby telefon i spojrzała na godzinę. - Mamy czas. - Chłopak uśmiechnął się szelmowsko i ruszył w kierunku grupki piłkarzy z którymi rozpoczął swą grę. Brunetka siedziała nadal na swym miejscu, przyglądając się z zaciekawieniem grze jej chłopaka, gdy nagle poczułam wibrację wydobywającą się z jej telefonu. Zdziwiona odblokowała go i ujrzała wiadomość sms od swojej przyjaciółka ze studia tańca - Tamary.

Od Tamara: Nie zgadniesz co Ci załatwiłam! Rozmawiałam z przełożonym i okazało się, że są dwa wolne miejsca dla dwóch początkujących trenerek hip-hopu na Broadwayu! Dziewczyno jedziemy do Nowego Jorku!!
________________________________________________________________
No to mamy za sobą ponad 30 rozdziałów, uff nawet nie sądziłam, że tak twardo uda mi się przysiąść na bloggerze i prowadzić blog tak długo. Muszę przyznać, że powoli zmierzam do zakończenia historii tutaj. Oh, nie martwcie się mam w planach kolejne opowiadanie do którego napisałam już prolog i stworzyłam bohaterów. Rok szkolny wprawdzie już się kończy, a ja nadal boję się czy moja praca aby nie przedłuży się tutaj... cóż, bardzo bym tego nie chciała. Mam nadzieję, że moje kolejne opowiadanie będziecie czytać z ogromną chęcią, jak to ;) Oki, trochę przegięłam z poprzednim limitem komentarzy, ale są one dla mnie ogromnie ważne, więc zrozumcie. Hm, myślę, że to na tyle. Chciałabym was zaprosić na bloga mojej przyjaciółki, która piszę naprawdę dobrze i właśnie założyła kolejnego bloga, na którym pojawili się już bohaterowie, a w przyszłym czasie pojawi się prolog. Zapraszam tutaj; http://im-here-for-you-oomn.blogspot.com/

PS; Czy wykonuje ktoś tutaj zwiastuny blogów?! Dajcie znać, błagam!!! 

Pozdrawiam!
- Jerr.

Kolejny jeśli pojawi się 20 komentarzy! 

BLOG JEST NAPISANY PRZE MNIE,A NIE TŁUMACZONY!


Obserwatorzy