czwartek, 22 sierpnia 2013

042. "Oczekujący na szczęście. - zakończenie bloga"

CHCIAŁABYM ABYŚCIE PRZECZYTALI CAŁĄ NOTKĘ DO KOŃCA.
MALUTKA NIESPODZIANKA NA DOLE, DLA OSÓB LUBUJĄCYCH W MOJEJ TWÓRCZOŚCI.

Music#1
- Londyn, Caroline - 

Nie ukrywam, sprawa cholernie się skomplikowała. Jestem wściekła na siebie, za to, że pozwoliłam doprowadzić do ciąży. Nie zrozumcie mnie źle, kocham to dziecko, które się we mnie rozwija i Harry'ego również, ale teraz... teraz nie pozostaje mi nic innego, jak znów wyjechać z Londynu. Nie dlatego, że znów pojawił się jakiś problem, a ja się go boję. Mam zupełnie inne powody... Wiecie, zespół chłopaków jest w okresie, najpiękniejszego rozkwitu i dzieckiem nie zaprzepaszczę ich kariery. Nie mogę tego im zrobić. Jestem pewna, że gdyby Harry tylko się dowiedział o mojej ciąży, rzuciłby wszystko, tylko po to, aby mi dogodzić. Dlatego nigdy nie dowie się o naszym dziecku. 

- Caroline, to idziemy już na ten spacer, czy nie?! - Harry, stał opierając się o balustradę schodów, spoglądając wyczekującym wzrokiem w górę. Serce łamało mi się na pół, gdy pomyślałam sobie, że dzisiejszy dzień, miał być naszym ostatnim, wspólnym. 

- Już idę. - odpowiedziałam, narzucając na plecy kurtkę w odcieniu butelkowej zieleni. Podwinęłam jej rękawy i dłonią wygładziłam materiał beżowego swetra. Zbiegłam po schodach na dół, chwilę później chwytając Harry'ego za szyję i przyciągając go do siebie, ucałowałam w usta. Będzie mi tego brakować.

- Za co to? - spytał unosząc jedną brew i jednocześnie, oplatając dłońmi moją talię. Delikatnie, przysunęłam ciepłe czoło do jego czoła i delektując się nasyconą zielenią jego oczu, po prostu wzruszyłam ramionami. Tyle było piękna w małych gestach. - Jeżeli chcesz mi powiedzieć, że mnie kochasz to nie musisz. Ja to wiem. - powiedział opierając swą dłoń na mym policzku. - Cieszę się, że w końcu mam Cię przy sobie. - dodał i chwycił mnie za rękę. - Za niedługo się ściemni, chodźmy już. Nie chcę wracać po nocach do domu.

* * * 

Londyn zimą, zdecydowanie był najpiękniejszym widokiem, jaki w całym roku, zawsze miałam okazję ujrzeć. Nie potrafię sobie wyobrazić też ogromnej tęsknoty, jaką będę odczuwać za tym miastem, gdy tylko stąd wyjadę. Naprawdę nie chcę już tego robić, ale nie potrafię z czystym sumieniem, niszczyć czegoś, na co ktoś tak długo pracował. Czując oplatające moją dłoń, smukłe palce Harry'ego, miałam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę. Nie chciałam znów go opuszczać. Nie teraz, kiedy jesteśmy jeszcze bardziej zżyci ze sobą, niż byliśmy wcześniej. Ten naprawdę zwyczajny chłopak, wniósł do mojego życia, cudowne chwile i nie wyobrażam sobie, żebym tak po prostu mogła z nich zrezygnować. Dziecko z dnia na dzień, zacznie się coraz bardziej we mnie rozwijać, a on z pewnością stanąłby na rzęsach, żeby tylko sprawić, żebym czuła się jeszcze bardziej szczęśliwsza, niż byłabym, oświadczając mu, że spodziewam się jego dziecka. Nie mogę zniszczyć mu kariery. Tym razem, usunę się z jego życia raz, a na zawsze. Z czasem o mnie zapomni i będzie mu lepiej, żyć bez tej świadomości, że zostanie ojcem. Mam nadzieję, że kiedyś... może za czterdzieści lat, gdy zupełnie przypadkiem go spotkam, wybaczy mi to co zrobiłam. Jutro mam samolot do Paryża - może to wcale nie daleko, ale uważam, że to właśnie tam uda mi się zapomnieć o tym bólu, który już teraz zdaje się nie odstępować mnie, choćby na jeden krok. 

Stojąc na werandzie mojego domu, stałam wpatrując się iskrzące ciepłem i miłością, oczy mojego ukochanego. Zimny wietrzyk otulał nasze twarze, które zestawione ze sobą były od dłuższej chwili. Nasze oddechy, mieszały się ze sobą, w tworze białej mgiełki. Chciałam zapamiętać ten wieczór, do końca swojego życia.

- Harry... - wyszeptałam, muskając dłonią jego, pokrytą delikatnym zarostem twarz. Uśmiechnął się do mnie promiennie, w zachęcie abym dalej kontynuowała swą myśl. - Ile kobiet kochałeś przede mną? - spytałam po chwili, starając się dokładnie zarejestrować w pamięci, choćby najmniejszy jej szkopuł. 

- Żadnej. - odparł marszcząc delikatnie swe czoło. Pewna byłam tego, że to pytanie musiało go w dużej mierze zadziwić. 

- A po mnie? - kontynuowałam, czując jak za powiekami w gotowości pojawiają się łzy. To życie było tak cholernie trudne. Dlaczego on musiał być znaną na całym świecie gwiazdą? Byłoby o wiele łatwiej, gdyby był zwykłym chłopakiem. 

- Żadnej. - zamruczał muskając ustami mój policzek. Pragnęłam dać upust swym emocjom, ale dobrze wiedziałam, że nie mogę. Czas w końcu pokazać, że dorosłam i jestem już dużą dziewczynką. W ułamku sekundy, moje usta odnalazły jego ciepłe wargi i połączyły je w jednym, wspólnym, namiętnym tańcu. Chciałam aby ta chwila trwała w nieskończoność. Wiedziałam, że im dłużej będę przy Harry'm, tym trudniej będzie mi się z nim rozstać. 

- Jestem zmęczona. - powiedziałam, starając się zdobyć na szczery, półuśmiech. Harry pokiwał powoli głową i odwzajemnił mój gest. Delikatnie przyciągnął moje ciało, do swojego i całując mnie w szyję, wyszeptał ciche "dobranoc słoneczko, jutro się do Ciebie odezwęi odszedł, sprawiając, że wpatrując się w jego ciemną sylwetkę, po mej twarzy popłynęły, przepełnione smutkiem łzy. 

Boże, skoro nie mogę być z Nim, spraw chociaż aby każda minuta mojego cierpienia, w magiczny sposób przemieniła się w minutę szczęścia dla Niego... 

* cztery godziny później, na lotnisku *

- Jesteś pewna, że robisz to, czego tak naprawdę chcesz? - Diana, smutnym wzrokiem wpatrywała się w moje przekrwawione i opuchnięte od płaczu oczy. Pokiwałam powoli głową, zaciskając dłoń na plastikowej rączce od walizki. On będzie szczęśliwszy bez ciężarnej dziewczyny na głowie... 

- Diano, jesteś jedyną osobą, która o tym będzie wiedzieć. - szepnęłam łamiącym się głosem. - Proszę, nie dopuść do tego, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział. A tym bardziej Harry, to by go zniszczyło. 

- Caroline, zniszczyć go może najbardziej fakt, że wyjechałaś nie mówiąc mu nawet krótkiego "żegnaj". Nie jestem pewna, czy podołam każdego dnia, spoglądać prosto w jego twarz i go okłamywać. To mój przyjaciel, a także ojciec chrzestny moich dzieci. Dobrze wiesz, że prosisz mnie o zbyt wiele. 

- Błagam Cię. - wyszeptałam, spoglądając na nią błagalnym wzrokiem. - Nie dopuść do tego, żeby mnie odnalazł. Niech myśli, że zaginęłam, Albo, że nie żyję. Błagam niech on mnie nie szuka... 

- Obiecaj mi, że za parę lat odwiedzisz mnie w Londynie. - powiedziała, obejmując mnie ramieniem w talii. Łzy gęsto spływały po mojej twarzy. Tak bardzo nie chciałam opuszczać przyjaciół i jedynej osoby, którą tak naprawdę kochałam. 

- Obiecuję. - odpowiedziałam, ściskając ją mocniej w ramionach. Nie wiem na ile tam wyjeżdżam, ale wiem, że nie zobaczę przyjaciół przed długi czas. - Kocham i nigdy o was nie zapomnę. 

Wsiadając do samolotu, czułam jak cząstka mnie obumiera. Moje serce, już dawno rozpadło się na drobne kawałeczki, a w jego miejscu, pojawiła się czarna dziura, która z chwili na chwilę, po woli wysysała ze mnie, ostanie chęci do życia... 

- Sześć lat później - 

Zastanawiacie się może, jak właśnie w tej chwili wygląda życie, moje i mojego dziecka? Otóż, na pozór proste i ułożone w taki sposób, aby pozbyć się jego dawnej cząstki, toczy się powoli i w pewnym stopniu przyjemnie. Minęło sześć długich i ciężkich lat, odkąd będąc w pierwszym miesiącu ciąży, opuściłam Londyn, wszystkich przyjaciół, swojego chłopaka i przyleciałam do Francji. Pewnie większość z was, ciekawi fakt, czy dobrze mi się żyje ze świadomością, że odeszłam od jedynego człowieka, który kochał mnie tak naprawdę za nic. Interesuje was to?! Chcecie naprawdę wiedzieć?! Proszę bardzo, prawda jest taka, że nie potrafię się pogodzić, ze świadomością iż kolejny raz, z premedytacją, wbiłam rozżarzone ostrze w niewinne serce Harry'ego.

Nie ma choćby dnia, podczas którego nie myślałabym o krzywdzie, jaką mu wyrządziłam. Przez długi okres starałam się unikać, naprawdę wszystkiego co by mi o nim przypominało, lecz wychowując naszego synka, Ethan'a, który jest wręcz kopią swojego ojca, zdałam sobie sprawę, że już nigdy nie ucieknę od przeszłości.
Każda samotna noc, przepełniona jest ogromnym smutkiem, cierpieniem i żalem, głęboko utkwionym w wolno spływających po mej twarzy, gęstych łzach. Wielokrotnie zastanawiałam się nad tym, czy nie wrócić do Anglii, ale mam tę świadomość, że nie mogę. Nawet jeśli wyznałabym mu prawdę, on by już nigdy nie wybaczył mi tego co zrobiłam.

Nie mam pojęcia, jak mojemu ojcu się to udało, ale po wielu namowach, skutecznie przekonał mnie do tego, abym w końcu przyjechała do Bostonu go odwiedzić. Wiedziałam, że strasznie za mną tęskni, a poza tym z pewnością chciałby w końcu poznać swojego wnuka. Ethan był grzecznym dzieckiem, który po ojcu odziedziczył, nie tylko kręcone włosy i soczyście, zielone oczy, ale także ogromny talent do śpiewania. Każdego smutnego wieczoru, gdy ja byłam na skraju załamania, on pojawiał się u progu drzwi, nucąc spokojną kołysankę. Zasypiałam wtulona w pachnące piżmem, poskręcane włosy malca, zastanawiając się w jaki sposób on to robił. Pojawiał się za każdym razem, gdy ja przeżywałam trudne chwile i jednym, czułym spojrzeniem sprawiał, że wszystko wracało do normy. Była to kolejna cząstka Harry'ego, pozostawiona w naszym dziecku.
* * * 

- Wydoroślałaś. - tata stał opierając się plecami o blat kuchni, bacznie lustrując mnie od góry, do dołu. - Nie mogę uwierzyć w to, że masz już dwadzieścia pięć lat. - dodał z szczerym uśmiechem, który po znacznej chwili odwzajemniłam. - Spotykasz się z kimś? - spytał, na co zaprzeczyłam ruchem głowy. Wprawdzie, zdarzało mi się wyjść do kina z jakimś facetem, ale zawsze okazywało się, że to "nie ten właściwy". Może problem nie tkwił w nich, lecz we mnie. Przyznaję, że w każdym z nich, uporczywie starałam się doszukać cech, jakie posiadał Harry. - Przydałby mu się ojciec. - szepnął, wskazując ruchem głowy, na pokój obok, w którym smacznie spał mój synek. 

- Wiem o tym, tato. - powiedziałam, nasuwając na ręce, rękawy szarej, za dużej bluzy - mojej jedynej pozostałości po Harry'm. 

- Tęsknisz za nim, prawda? - zadał, spoglądając na mnie swymi niebieskimi oczyma, które ewidentnie odziedziczyłam po nim. 

- A ty nadal tęsknisz za mamą, prawda? - odpowiedziałam pytaniem, na pytanie. Dobrze wiedziałam, że mój ojciec nadal zmaga się z faktem, że mama odeszła i już nigdy nie powróci. Ja przeżywałam to samo. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo, podczas tych sześciu lat, pragnęłam znów mieć możliwość, wtulenia się w silne ramiona loczka. 

- A ty nadal za Harry'm. - powiedział podsumowując naszą rozmowę i lekko obrócił się, chwytając ręką za stojący na blacie, czerwony kubek w ciapki, z herbatą. - Wybierasz się do Londynu? 

- Jutro. - odpowiedziałam wstrzymując oddech. Diana zatrułaby mi życie, gdyby dowiedziała się, że byłam w Bostonie, a nie zdołałam odwiedzić jej w Londynie. Byłam jej ogromnie wdzięczna, za to co dla mnie zrobiła. Dobrze wiedziałam, że przez tyle lat, nie było jej wcale tak lekko, zatajać prawdę przed Harry'm. Często informowała mnie o jego prywatnym życiu. Odkąd... odkąd wyjechałam, Harry nie spotkał się z żadną kobietą i pięciokrotnie podejmował próby odszukania mnie. 

- Spotkasz się z nim? - no właśnie tego najbardziej się obawiałam. Nie mam pojęcia, co bym zrobiła, gdyby na mojej drodze, niespodziewanie pojawił się Harry. Właściwie, sama nie wiem, czy bym go zdołała rozpoznać. Z pewnością zdążył się zmienić. - Powinnaś mu powiedzieć, że to jego dziecko. Nie ważne czy go opuściłaś, czy nie. On ma prawo wiedzieć o Ethanie.

- Tato, to jest naprawdę trudne. - szepnęłam, spoglądając tępo w malującą się za oknem szarość. - Nie jestem pewna, jakby on przyjął to do świadomości. W końcu, nie codziennie ludzie dowiadują się, że już od paru ładnych lat, są rodzicami.

- Caroline... - westchnął cicho, odkładając kubek z powrotem, na jego miejsce. - Jedyną rzeczą o jaką powinnaś się martwić, to sukienka, jaką powinnaś jutro założyć. - zaśmiał się cicho i otoczył mnie ramieniem. - Wszystko się ułoży, wierzę w to.

* * * 

- Zaraz mnie udusisz, blondyneczko. - jęknęłam, starając się wyswobodzić z ramion przyjaciółki. Podróż z Bostonu do Londynu, minęła mi naprawdę bardzo szybko i nawet nie zdążyłam zauważyć, kiedy przekroczyłam granicę miasteczka. - Mnie też jest miło Cię widzisz, kochana. 

- Tak się za Tobą wszyscy stęskniliśmy... - westchnęła smutno, odsuwając się ode mnie. - Czego się napijesz? - spytała, kiedy odwieszałam płaszcz na wieszak. 

- Herbaty, jak możesz. - odpowiedziałam i zabrałam się za pomoc z ściągnięciem bucików Ethan'a. - Też chcesz, żeby ciocia zrobiła Ci herbatki? - chłopiec powoli pokiwał głową, wprowadzając w ruch, swoje niesforne loczki. Jak na razie, udało mi się uniknąć spotkania z Harry'm. Może wyjechał? - No dobrze, to leć na górę się bawić. - powiedziałam, odsuwając od siebie, męczące mnie myśli i szybkim krokiem skierowałam się do kuchni. 

- Ładna sukienka. - blondynka, stała za starym blatem, układając koło bezprzewodowego czajnika, trzy małe filiżanki. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, wygładzając ruchem dłoni, bordowy materiał. - Mały jest bardzo podobny do ojca. - powiedziała po chwili, zalewając torebki herbaty, wrzącą wodą. - Bez obrazy, ale nic po Tobie nie odziedziczył. - zaśmiała się cicho i wrzuciła do wody po kostce cukru. 

- Chodźmy do stołu. - powiedziałam i obróciłam się na pięcie, trzymając w dłoni porcelanowy talerzyk. - Charakterek, też odziedziczył po tacie. - siadając, nawiązałam do poprzedniej rozmowy. 

- Jest bardzo grzecznym i miłym dzieckiem. - powiedziała, siadając tuż na przeciwko mnie. - Nie to co mój Harry. To diabeł wcielony, ciągle wykłóca się z Jasmine i z dziećmi z przedszkola. Nie mam pojęcia po kim to ma. 

- Bynajmniej nie da sobie na głowę wleźć. - zauważyłam, posyłając jej promienny uśmiech. - Jak Ci się układa z Danielem? 

- Jest cudownie. - przyznała, odwzajemniając mój gest. - Jestem bardzo zadowolona z tego związku. A Tobie? Spotykasz się z kimś? 

- Nie. - odpowiedziałam szybko i przysunęłam filiżankę do ust. - Odkąd urodziłam, nie byłam w żadnym związku, który trwałby dłużej niż miesiąc. Chyba... straciłam jakiekolwiek nadzieje na to, że z kimś jeszcze kiedyś będę. 

- Nie gadaj głupot, Carls. - rzekła, upijając łyk herbaty. - Tęsknisz za nim, prawda? Widzę to po Twoich oczach. Jesteś zmęczona tą rozłąką. Nie martw się, on też za Tobą tęskni. Od sześciu lat, nie przyprowadził ani jednej kobiety do domu. Nadal nie może pogodzić się z tym, że wyjechałaś bez słowa... 

- Tak musiało się stać. - powiedziałam cicho, marszcząc delikatnie czoło. - Bynajmniej One Direction się rozwinęło i on nie musiał zaprzątać sobie głowy mną i dzieckiem. 

- Głowę to sobie on zaprzątał od momentu, gdy przyszedł do tego domu, następnego dnia po tym jak wyjechałaś i wszedł na górę. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo był zrozpaczony, gdy zobaczył, że nic nie pozostało w twoim pokoju. - westchnęła ciężko. - To był dla niego... - niespodziewanie jej wypowiedź została przerwana, przez cichy dźwięk dzwonka do drzwi. - Pewnie ktoś z reklamy, pójdę otworzyć. Zaczekaj sekundę. - powiedziała i szybkim krokiem skierowała się do holu. Siedziałam na krześle, nieco zdenerwowana jej chwilowym brakiem obecności, do momentu, gdy nagle pojawiła się w jadalni, prowadząc za sobą dwóch mężczyzn. - Więc... miłe spotkanie, prawda? - jęknęła cicho i odsunęła się w bok, umożliwiając mi rozpoznanie dwóch tajemniczych osób. 

Daniel stał przede mną, posyłając mi szczery, promienny uśmiech. Jego ramiona były odsłonięte, a czarny top podkreślał liczne, zarysowane pod nim, mięśnie. Brązowe włosy, zaczesane miał delikatnie w tył, a tuż w kącikach jego oczu, zaczęły tworzyć się mało widoczne zmarszczki. Nie czekając ani chwili dłużej, podszedł do mnie i mocno mnie uściskał, szepcąc, krótkie "czekaliśmy aż wrócisz". Drugą osobą w pomieszczeniu był wysoki i szczupły chłopak o oczach, w odcieniu uwodzicielskiej zieleni. Poznałam go od razu, po burzy niesfornych loczków, które odziedziczył po nim nasz synek. Harry zmienił się ewidentnie na lepsze. Jego postawa przypominała teraz bardziej dorosłego mężczyznę, a nie nastolatka. Biała koszulka o krótkim rękawku, pozwalała na mały wgląd na liczne tatuaże, znajdujące się na jego rękach. Patrzył na mnie kompletnie zdezorientowany, spod przymrużonych oczu. 

- Jednak żyjesz... - wyszeptał łamliwym głosem. Wyciągnął rękę w sposób, jakby chciał sprawdzić, czy naprawdę istnieję, ale szybko ją odsunął. Widziałam, jak jego oczy pokrywa zimna mgła, a złość zostaje wymalowana na anielskiej twarzy. Z chwilą  ustąpiła ona miejsca, bólu i cierpieniu. 

- Mamusiu, czy ciocia zrobiła mi już herbatkę? - chłopiec zbiegł po schodach i wymijając Harry'ego, rzucił mi się na szyję. Zaśmiałam się cicho, starając się tamować łzy. Ethan, spoglądał na mnie tymi samymi, pięknymi, oczyma, co Harry jeszcze przed chwilą.

- Oh... - cichy jęk wyrwał się z jego ust. - Masz dziecko... gratuluję założenia rodziny... przyjechałaś z mężem? Mały chyba podobny jest do swojego taty, bo po Tobie nic w nim nie widzę. - zaśmiał się sztucznie i zajął miejsce koło mnie, chwytając chłopca za rączkę. - Nazywam się Harry, a ty?

- Ethan, proszę Pana. - odpowiedział nieco speszony kontaktem wzrokowym, jaki Harry z nim utrzymywał. Nie mogłam uwierzyć w to, że ten głupek jeszcze nie domyślił się, że to jego dziecko. - Lubi Pan dinozaury? Mama kupiła mi cały zestaw! Jest ich mnóstwo! Mam je na górze, przynieść?

- Jasne. - odpowiedział cicho, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Harry bliski był od załamania. Jego oczy, zaczerwienione były od łez, które tak twardo w sobie wstrzymywał, a głos łamał się za każdym razem, gdy wypowiadał choćby jedno słowo. - Diano, mogę wodę?

- Jasne, Harry. - blondynka z ogromnym smutkiem spoglądała na bladą twarz Styles'a. Myślę, że i ona nie spodziewała się, że akurat dzisiaj zawita w jej progach. Szybko ruszyła do kuchni, gdzie do przeźroczystej szklanki nalała musującego napoju. Po chwili wróciła, stawiając szklane naczynko tuż pod nosem Harry'ego.

- Jest ich naprawdę dużo, proszę Pana! - zadowolony Ethan, wlókł za sobą zielony plecak, biegnąc podekscytowany po schodach. Dosłownie w ciągu chwili, w moim sercu zawitał obraz szczęśliwej rodziny jaką chciałam stworzyć. Najsmutniejszy w tym wszystkim, jednak był fakt iż pojawił się w nim Harry - mężczyzna, którego tak potwornie zraniłam. - Chodźmy na kanapę! Pokażę Panu, wszystkie jakie udało mi się zebrać! - Styles, spoglądając na mnie ostatni raz, zrezygnowany ruszył za swoim synkiem.

- Caroline. - głos Diany przepełniony był wściekłością, a wyraz jej twarzy, jasno podpowiadał mi, że właśnie nadszedł ten dzień, podczas którego powinnam powiadomić Harry'ego o tym, że został ojcem. - Zabierzemy małego na górę, a ty z nim porozmawiaj. Uważam, że wystarczająco dużo krzywdy mu wyrządziłaś i należy mu się chociaż odrobina prawdy. - pokiwałam smutno głową i rzuciłam przelotne spojrzenie w kierunku salonu, gdzie zafascynowany Ethan, starał się nauczyć Harry'ego, tych wszystkich skomplikowanych nazw dinozaurów. - Kochanie, chodź pójdziesz z nami. Mama musi porozmawiać z Panem Harry'm, damy im troszkę czasu, prawda? - nie minęła chwila, a chłopczyk, razem z blondynką i jej mężem, podążał po schodach na górę. W pokoju zapanowała niezręczna cisza, której nie wiedziałam w jaki sposób przerwać.

- Masz dziecko. - wyszeptał, spoglądając smutno w okno znad przeciwka. Nie rozumiałam, czemu miałam ogromne wrażenie, że liczył na to, że powiem mu iż to nie moje dziecko. - Jesteś szczęśliwa, prawda? - jego głos z chwili na chwilę, zdawał się być coraz bardziej przepełniony bólem. - Zazdroszczę Twojemu mężowi, ile jesteście razem? - to jakiś nonsens, czy on naprawdę był tak ślepy, żeby nie zauważyć, jak Ethan był do niego podobny? - Planujecie powiększyć jeszcze rodzinę? - kolejne idiotyczne pytanie. - Ethan pewnie chciałby mieć rodzeństwo, prawda? - nie wytrzymałam.

- To twoje dziecko, idioto! - wykrzyczałam wściekła. Łzy popłynęły po mojej twarzy, sprawiając, że obraz przede mną zaczął się rozpływać. Jedyne co zdążyłam zauważyć to zdezorientowany wyraz twarzy Harry'ego. - Wyjechałam gdy okazało się, że jestem w pierwszym miesiącu ciąży. Nie mogłam zostać i patrzeć jak twoja kariera się przeze mnie rozpada. Nie mogłam Ci tego zrobić i uznałam, że będzie lepiej gdy wyjadę i nigdy nie wrócę. Przyjechałam odwiedzić mojego ojca i Dianę, miałam nadzieję, że się z Tobą nie zobaczę, ale... ale wyszło coś innego.

- Głupku... - westchnął cicho, przeszywając mnie spojrzeniem pełnym... miłości? - Jak mogłaś myśleć, że dzieckiem zniszczysz moją karierę? - jęknął. - Nigdy nie dopuściłbym do tego, aby sprawy prywatne miałby jakikolwiek wpływ na moją pracę. I na odwrót. - dodał i ruszył w moim kierunku. - Tak bardzo za Tobą tęskniłem... miałem wrażenie, że umarłaś... to było straszne. Nie mogłem sobie poradzić bez Ciebie. Szukałem Cię, dzwoniłem, pisałem, a ty nie odpowiadałaś. Ale nigdy nie straciłem nadziei, na to czy jeszcze kiedykolwiek się zobaczymy. - powiedział, zamykając nas w uścisku. Czułam jak moje łzy moczą materiał jego białej koszulki, tak jak kiedyś. Znów mogłam swobodnie wtulić się w jego ramiona.

- Czuję się okropnie. Znów Cię zawiodłam. Znów przeze mnie cierpiałeś... - wyszeptałam, przywierając do niego jeszcze mocniej. - Wyrządziłam Ci ogromną krzywdę, tak samo jak Ethanowi. Pozbawiłam Cię syna, a jego ojca... jestem tak cholernie beznadziejna.

- Mimo wszystko kocham Cię. - powiedział, głaszcząc mnie silną dłonią po włosach. - I wiem, że ty też mnie nadal kochasz. Nie płacz już, jestem przy Tobie i to się nigdy nie zmieni.

* * * 

- Kochanie, gdzie idziemy na tę kolację? - spytałam nasuwając na stopy czarne, klasyczne szpilki. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze, uśmiechając się zadowolona do swojego odbicia. Moje życie zdawało się w końcu, od dłuższego czasu układać. Harry i ja planowaliśmy ślub, a ja od miesiąca byłam jego narzeczoną. Nasz syn był szczęśliwy tym faktem, ale chyba bardziej uradowany był, gdy obydwoje powiedzieliśmy mu, że Harry jest jego biologicznym ojcem. One Direction stawało się coraz mniej sławne, ale to nikomu nie przeszkadzało. Wszyscy nasi przyjaciele powoli zaczynali się ustatkowywać, a my, we trójkę postanowiliśmy zamieszkać w cudownym domku na obrzeżach Londynu. 

- Wyglądasz bajecznie. - wyszeptał, zaczepiając ustami o nagi skrawek mojej skóry, który odsłaniał gruby pasek sukienki. Z ulgą mogłam przyznać, że w końcu byłam szczęśliwa. Zależało mi na tym, aby i Harry był szczęśliwy. - Co powiesz na... romantyczną kolację parę metrów nad ziemią, w kapsule London Eye? 

- Robisz zdecydowanie za wiele dla mnie. - odpowiedziałam, oplatając ramionami jego szyję. Głęboko wpatrując się w jego oczy, wracałam pamięcią do wszystkich pięknych chwil z nim związanych. Wylany koktajl w galerii, to zdarzenie w jego garderobie, walentynki w czekoladzie, pożegnanie na lotniku gdy wylatywałam z dziewczynami do Los Angeles, paczka z Londynu z różą w środku, nasze nieudolne próby nieuprawiania seksu, moje urodziny, spotkanie z jego mamą, nasz pierwszy raz i rozmowa tamtego wieczoru na werandzie mojego domu... Wszystkie te zdarzenia, układały się w jedną, przepełnioną pięknem księgę wspomnień. Z perspektywy czasu, mogłam zauważyć, że głównie to ja w tym związku wielokrotnie nawaliłam, a Harry wielokrotnie mi wybaczał. Byłam mu wdzięczna za to, że tak dzielnie walczył o naszą miłość, bo z pewnością teraz nie stałabym z nim twarzą w twarz i nie wypowiadałabym tych pięknych słów. - Kocham Cię. - wyszeptałam muskając ustami jego usta. - I niech tak pozostanie już na zawsze, Harry. 

THE END 
____________________

Po protu nie mogę uwierzyć, że to już koniec... Dopiero teraz to do mnie dociera... 

Gdy zakładałam tego bloga, nigdy nie sądziłam, że czas tak szybko minie i będę musiała się z wami pożegnać. Sama nie wiem co teraz powinnam tutaj napisać... to naprawdę trudne. Może zaczniemy od początku. Chciałabym podziękować każdej (choć to nie możliwe) osobie z osobna, za czas jaki wkładaliście w czytanie rozdziałów i komentowanie ich. Dziękuję za statystykę bloga, która liczy sobie teraz ponad 80 tysięcy wyświetleń! Nawet nie wiecie, że moje serce, ogromnie się radowało, gdy przez całe, piękne cztery dni, statystka dobijała do tysiąca wyświetleń, w jeden dzień! Byliście i jesteście cudowni, kochani!♥ Ale w szczególności dziękuję; 

 ♥ Satanie i Dianie, na których podstawie, powstały postaci Diany i Rachel. Dziewczyny, nawet nie wyobrażacie sobie, jak wiele radości wniosłyście do mojego, szarego życia. Każda rozmowa z wami, podnosiła mnie na duchu i umacniała w przekonaniu, że jednak nie jestem aż tak beznadziejna i potrafię coś robić pożytecznego. Kocham was! 

♥ Taladzięki której powstały postaci Natalie oraz Grace. Mimo, że wielokrotnie nawaliłam w naszej przyjaźni, ty zawsze byłaś w stanie wybaczyć. Wszystkie nieprzespane noce, perwersyjne rozmowy (bo inaczej się nie dało!) i wspomnienia związane z Tobą, zawsze pozostaną w moim małym serduszku! Kocham! 

♥ Merr, kochana wiem, że teraz jesteś dość zajęta i pewnie nie masz czasu tutaj wpaść, ale wiedz, że każdy komentarz jaki zostawiałaś na moim blogu, przyczyniał się do tego, że historia stawała się coraz lepsza. Dziękuję za te barwne wypowiedzi, z których zaraz mogłam się pośmiać, a także wywnioskować coś naprawdę pożytecznego. Dziękuję! 

Yokita, wielokrotnie powtarzałam Ci, że jesteś niesamowitą dziewczyną! Muszę podziękować Ci za każdą ocenę moich (po)tworów i wykonanie szablonu, który już na zawsze pozostanie na stronie Harry Hazza Styles Story. Mimo, że tak mało o sobie wiemy, jesteś kolejną osobą, która dla mnie jest bardzo ważna. Dziękuję za każde kochane słowo na GG, czy na blogerze. Jesteś wspaniała, pamiętaj! 

Oczywiście, pragnę podziękować każdemu posiadaczowi konta google, który komentował, a także anonimom! Było was tak wiele, że już nawet nie pamiętam połowy nazw! Kochani, wy też przyczyniliście się do tego, że tak wytrwale starałam się ukończyć tę historię. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam i jesteście szczęśliwi, tak jak bohaterowie opowiadania. Sama nie wiem, jak teraz poradzę sobie bez wizyt Harry'ego, Caroline, Diany czy Rachel, w mojej głowie. Tyle czasu żyli na waszych (a także na moich) ochach, że to nie możliwe, abym teraz nie uroniła jednej łezki. Kocham ten blog całym moim sercem i z dumą przyznaję, że to właśnie dzięki niemu trochę wydoroślałam. Z ogromną niechęcią, zakończyłam jeden z najważniejszych rozdziałów w moim życiu i przechodzę teraz do kolejnego (może nawet dwóch naraz?). Chciałabym serdecznie zaprosić na "Do you remember summer `09?Na którym zaraz po dodaniu tej notki, pojawi się prolog. Rozdziału pierwszego będziecie mogli się już spodziewać 1 września. Myślę, że miłośniczki Harry'ego, szybko odnajdą się w kolejnej historii z nim związanej! ♥

 Żegnaj Harry Hazza Styles Story, mój przyjacielu! 
- Twoja Jerr. 

Proszę każdego kto czytał tę historię, niech skomentuje. To dla mnie ważne! XX  

niedziela, 18 sierpnia 2013

041. "The End?"

- Londyn, Harry - 

- Harry... musimy jechać do szpitala, szybko. - stałem sparaliżowany, spoglądając w przepełnioną bólem, twarz Diany. Blondynka płytko oddychała, nadal stojąc przy blacie. - Pod schodami jest torba spakuj ją do samochodu, zawieź mnie do szpitala, a później zadzwoń do Daniela... Har...aaa! Proszę pośpiesz się! - syknęła. Nie czekając ani chwili dłużej, pobiegłem po torbę. Zarzuciłem ją sobie na ramię i wróciłem po Dianę, nie marnując już czasu na to latanie. 

- Chodźmy. - szepnąłem obejmując ją ramieniem. Czułem jak dłonie mi drżą. Musieliśmy się bardzo śpieszyć, a obawiałem się, że wbijamy się w jakiś korek. Prowadząc Dianę do samochodu, zatrzasnąłem za sobą drzwi domu i szybko pognaliśmy do zaparkowanego na podjeździe mojego Ranger Rover'a. - Wszystko będzie dobrze. - powiedziałem, delikatnie całując ją w czoło, w momencie gdy usiadła na fotelu pasażera. Starała się uśmiechnąć, ale skurcz którego niespodziewanie dostała, uniemożliwił jej to. Harry śpisz się! Wrzuciłem torbę na tylne siedzenie i okrążając samochód, wsiadłem do środka i przekręcając kluczykiem w stacyjce, odpaliłem go. Tak mało czasu... 

Podczas drogi, dwukrotnie starałem się dodzwonić do Daniela, ale nie odbierał. Cholera, był na tym spotkaniu w sprawie pracy, nieświadomy tego, że jego żona rodzi! Kierując się objazdem, do szpitala dotrzeć mogliśmy w dziesięć minut, lecz w godzinach szczytu było to nie możliwe. Ludzie właśnie wracali do domu, więc Londyn prawdopodobnie mógł być pogrążony w korku. Diana, musiałaś sobie wybrać akurat tę godzinę na rodzenie?! 

- Co ile masz skurcze? - spytałem, starając się przybrać opanowany ton głosu. Kątem oka, spojrzałem na blondynkę, krzywiącą się z bólu. Maluchy, musiały nieźle na nią napierać. 

- Pięć minut. - jęknęła. - Nie rozumiem dlaczego tak szybko, na początku powinien być większy odstęp czasowy pomiędzy każdym skurczem. 

- Błagam, tylko nie zacznij mi rodzić w samochodzie. - szepnąłem. - Ostatnio dałem auto do czyszczenia i fotele mi wyprali, kochana. - starałem się jakoś rozładować tę frustrującą atmosferę, ale Diana znów jęknęła. - Głęboko oddychaj, jesteśmy już prawie na miejscu. Musisz wytrzymać.

Czułem się całkowicie sparaliżowany strachem, nie mogłem pozwolić, żeby Diana zaczęła rodzić w samochodzie. Nie ważne, czy miał być teraz korek, czy też nie, do szpitala kierowałem się objazdem. Nie wiem, jakim cudem, ale ulica którą się przemieszczaliśmy, okazała się być całkowicie pusta. Muszę przyznać, że ulżyło mi. Skręciłem w boczną alejkę i chwilę później byliśmy już na prostej drodze od szpitala. Pięć minut później, zaparkowałem samochód, pod samym wejściem do budynku i wybiegłem na zewnątrz, aby pomóc Dianie wysiąść. Blondynka ledwo trzymała się na nogach, a ja miałem wrażenie, że zaraz zemdleje. Trzymając jej torbę na ramieniu, weszliśmy do środka.

- Poczekaj tu. - powiedziałem i znów pomogłem jej usiąść, tym razem na krześle w poczekalni. Pobiegłem do recepcji. - Proszę Pani! Mam tu ze sobą kobietę w ciąży, która właśnie rodzi! Ma skurcze co pięć minut! Musi się jak najszybciej znaleźć na sali!! - krzyczałem jak opętany, wpatrując się bez wytchnienia w czekoladowe oczy położnej.

- Jest Pan kimś z rodziny? - spytała, na co ja skinąłem tylko głową. - Proszę zabrać ciężarną i iść za mną, zaraz się nią zajmiemy. Który miesiąc?

- Ósmy... to znaczy... tak, ósmy.- jęknąłem spanikowany. Jeszcze nigdy niczym się tak nie stresowałem. - Powinna urodzić za miesiąc, nie ma pojęcia dlaczego poród wywołał się wcześniej. Niczym się nie zdenerwowała. A i jeszcze, to ciąża bliźniacza.

- To normalne, Proszę Pana. - odpowiedziała z półuśmiechem na ustach. - Zazwyczaj podczas ciąży bliźniaczej, poród zostaje wywołany wcześniej. Proszę się o nic nie martwić, gdzie Pańska Partnerka?

- Tam, siedzi na krześle w korytarzu. - pokazałem dłonią i czym prędzej, pobiegłem do Diany, a położna za mną. - Diana, oni zaraz się Tobą zajmą! - powiedziałem, siadają koło niej i chwytając ją za rękę. Blondynka spojrzała na mnie, zza załzawionych oczu. Nie mogłem sobie nawet wyobrazić, jaki teraz ból odczuwa.

- Proszę, niech Pan pomoże jej usiąść na wózku. - kobieta odezwała się. - Zaraz zabierzemy ją na porodówkę.

- Harry... - blondynka ledwo mogła się oderwać. Łzy spływały jej ciurkiem po twarzy, a dłonie zaciśnięte miała w pięści na mojej koszulce. - Chce żebyś był przy mnie, kiedy będę rozdziała. - o mój słodki Jezu. Ona żartuje, czy jak!? Ledwo nie dostałem zawału, a teraz mam patrzeć jak ona rodzi?! Cholera, jestem jej przyjacielem.

- Dobrze. - przyrzekłem, zdejmując jej ręce z mojej koszulki i pomogłem jej usiąść na wózku. Gdy Diana już usiadła, kobieta pociągnęła wózek za sobą i wjechała nim do windy. Weszłam tuż za nią, kurczowo zaciskając ręce na torbie. Muszę zadzwonić do Daniela.

W ciągu paru minut Diana została przetransportowana na salę porodową, gdzie pielęgniarki już się nią zajęły. Ja czekałam w holu, na moment kiedy zawołają mnie na akcję porodową. Od jakiś czterdziestu minut próbowałem dodzwonić się do Danny'ego, ale cholera, facet nie odbierał. Myślałem, że eksploduję. Powiadomiłem już wszystkich o porodzie przyjaciółki, łącznie z Caroline. No właśnie - Caroline. Kompletnie o niej teraz zapomniałem. Martwiłem się o nią w cholerę, ale teraz nie mogłem nic zrobić. Jutro pewnie będzie już w Londynie i wszystko mi opowie. Muszę przyznać, że przez głowę przelatywały mi teraz najgorsze scenariusze. Nie wiedziałem czego mogę spodziewać, ale wiem jedno. Jeśli ten kretyn ją skrzywdził, zapłaci mi za to. Niespodziewanie mój telefon zaczął dzwonić. Na wreszcie! Danny dzwonił!

- Stary, przyjeżdżaj do szpitala! Twoja żona rodzi, musisz tu być! - krzyknąłem do telefonu, nieco za głośno.

- Harry, to jakieś żarty?! - spytał zdezorientowany. No jasna cholera, czy on myśli, że mógłbym żartować o tak poważnej sprawie. - Dobra, zaraz będę. Jestem dwie przecznice od szpitala. Zaraz się zobaczymy. Narazie. - gdy tylko Danny się rozłączył, odetchnąłem z ulgą. Może, nie będę tu sam  kiedy ona zacznie już rodzić...

- Proszę Pana! - nagle na korytarzu pojawiła się brązowooka, położna którą okazję miałem poznać, trochę wcześniej. - Nasza ciężarna ma skurcze co pół minuty, zaczynamy poród. Chce Pan być przy porodzie?! - jasna cholera! jasna cholera! ona rodzi!! Czułem jak krew odpływa mi z całej twarzy, a przed oczyma pojawiają się mroczki!!

- Ta... tak.. - wyjąkałem przerażony i nakładając na siebie szpitalny kitel, pobiegłem za kobietą. Pomieszczenie do którego wbiegłem, porażone było żółtym światłem, wydobywającym się z fluorescencyjnych lamp. Sterylna biel, w której utrzymany był pokój, przyprawiała o mdłości. W rogu sali, ustawione było mosiężne łóżku, na którym leżała pół żywa Diana. Jej włosy związane były  niedbałego koka, lecz mimo tego, wolne kosmyki przyklejały się do zlanej potem, twarzy. Dyszała ciężko, zaciskając dłonie na prześcieradle. - Jasne cholera... - pisnąłem przerażony. Chyba nie byłem gotowy oglądać porodu.

- Jak powiem "przyj", to nabierzesz powietrza do płuc i będzie pchać, rozumiesz?! - kobieta, otuliła twarz blondynki dłońmi i spojrzała jej głęboko w oczu. - Postaramy się, żeby maluchy wyszły z tego cało, kochanie. - dodała odsuwając się. Założyła na ręce gumowe rękawice, a włosy schowała pod zielonym czepkiem. - Możesz złapać ją za rękę. - zwróciła się tym razem do mnie. Musiałem mieć straszną minę, skoro spojrzała na mnie zmartwiona. Przełykając głośno ślinę, podszedłem do Diany i mocno chwyciłem ją za rękę. - Zaczynami. Zastrzyk podany? Dobra, czas powitać dwa maluszki.

* * *  

Doniosłe jęki, wypełniały pustą salę. Diana zdawała się być już wykończona, a jeszcze nawet, pierwszy z maluchów nie wydostał się na światło dzienne. Twardo starała się przeć, mimo, że rezultatów wielkich nie było. Z ogromną ciekawością, trzymałem jej dłoń spoglądając... no... w jej kroczę. 
- Widzę główkę! - wykrzyczałem podekscytowany, lecz po chwili uspokoiłem się, widząc karcące spojrzenie jakie posłała mi przyjaciółka. Chyba starała się jeszcze bardziej skoncentrować. 

- Jeszcze troszkę, kochanie. - położna, odwalała naprawdę spory kawał, dobrej roboty. Co chwila informowała Dianę o stanie rzeczy i nieustannie podtrzymywała ją na duchu. Niespodziewanie jęki Diany ustały, a w pomieszczeniu nastała cisza. Cisza, która następnie zmieniła się w cichy dźwięk, płaczu dziecka. Na świat przyszło pierwsze dziecko Diany i Daniela. No właśnie. Daniel. Gdzie on się kurwa podziewa?! Z szeroko otwartymi oczyma, obserwowałem jak odcinają dziecku pępowinę, a następnie zawijają je w  różowy becik. Dziewczynka. - Jak ją nazwiesz? - spytała, kładąc córeczkę na piersi dziewczyny. Diana spojrzała na dziecko z radością, lecz po chwili skrzywiła się. Drugi maluch domagał się dołączyć do swojej siostry. 

- Jasmine. - wykrzyczała, po czym zaczęła przeć. Pielęgniarki szybko zabrały dziecko i przeszły z nim, gdzieś dalej. Ta chwila zdawała się minąć w ułamku sekundy. Kolejny płacz dziecka, wypełnił pomieszczenie, mieszając się z dźwiękiem otwieranych drzwi. A jednak, Danny zdążył na poród. Ubrany w ten sam kitel co ja, podbiegł do swojej żony i nie spuszczając z niej wzroku, chwycił ją za drugą rękę. Z dzieciakiem, zrobiono to samo, co z pierwszym, jednak zdziwiło mnie to, że został on owinięty w, nie różowy, lecz za to, niebieski becik... Zaraz, zaraz... przecież to miały być dziewczynki. 

- Nie możliwe... - szept Daniela, rozległ się po pomieszczeniu. To było tak mało realne, że ciężko było komukolwiek w to uwierzyć. Danny spłodził synka. - Mam syna! - wykrzyczał uradowany. W jego oczach, tliły się iskry szczęścia. 

- Chcę... chcę... - głos Diany łamał się od płaczu. Wyczerpana, leżała z zamkniętymi oczyma na poduszce. Oh, nadalnie potrafiłem sobie wyobrazić, jakiego bólu doświadczyła. - Chcę, aby mój synek nazywał się Harry. Na cześć wspaniałego wujka, który był przy jego porodzie. Harry Daniel Murillo. Mój mały Harry. - wyszeptała, a później odpłynęła. 

* * * 
Nigdy w życiu, nawet nie myślałem o tym, że będę miał okazję uczestniczyć w porodzie najlepszej przyjaciółki. Nigdy nawet nie sądziłem, że ktoś na moją cześć nazwie swojego syna, moim imieniem. Bez dwóch zdań, ten dzień zaliczałem do tych dni, których przeżyć drugi raz na pewno, nie przeżyję, ale będę dumny z tego, że miałem okazję je przeżyć. Szczęście, jakiego doznali Diana i Daniel było nie do opisania. Każda chwila, każde spojrzenie jakie kierowali na siebie, a także do swych dzieci, było przepełnione wielką radością i miłością. 

- Harry, jesteś zmęczony. Może lepiej będzie, jak pojedziesz do domu i się wyśpisz. - dłoń Daniela spoczęła na mym ramieniu, w tej chwili, gdy właśnie stanąłem przez inkubatorem i przyglądałem się małej dziewczynce. Jasmine, smacznie spała ściskając swą rączkę w piąstkę. Czy ja też będę miał okazję spoglądać na swoje dziecko ze łzami w oczach, tak jak Danny? 

- Jak to możliwe... - wyszeptałem, spoglądając na przyjaciela. - Jak to możliwe, że ten mały człowieczek, ukrywał się tuż pod sercem Diany? Czy to nie cudowne, a zarazem zadziwiające? 

- Cudowne. - przytaknął, uśmiechając się z dumą, w kierunku swojej córki. Twarda sztuka, starsza była od swojego brata o całe trzy minuty. - Nadal nie wierzę w to, że mam synka. Przecież, kurczę, chodziliśmy do ginekologa co miesiąc i każde badanie USG wskazywało na to, że będę miał same córki. A tu proszę, skubany musiał się tak ułożyć, że nic nie było widać. 

- Zazdroszczę Ci, stary. - powiedziałem, zagryzając wargę. - Chciałbym zostać ojcem. To pewnie niesamowite uczucie. 

- Jeszcze przyjdzie na Ciebie czas, Hazza. - powiedział. - Idź do domu i wyśpij się, przecież jutro przylatuję Caroline. Chyba nie chcesz przywitać jej w złej formie i z podkrążonymi oczami, nie? 

- Masz rację. - zaśmiałem się cicho i w końcu odwróciłem wzrok od zaspanej Jasmine. - Gratuluję, Danny. Będziecie wspaniałą rodziną. 

Czując jak łzy wzbierają się w moich oczach, czym prędzej skierowałem się do wyjścia ze szpitala. Kluczę od mojego Ranger Rover'a dałem Danielowi. Wolałem żeby to on zajął się moim samochodem, niż ja. Nie czułem się na siłach, żeby prowadzić, a poza tym chciałem się przespacerować. Musiałem uważnie przemyśleć sobie wszystko. Caroline wraca. Jest rozbita, bo jakiś skurwiel ją zranił. Co mam robić?! Przekonać ją, żeby do mnie wróciła!? Przecież to nie ma sensu. Skoro z nim była, to pewnie o mnie zapomniała. Jasna cholera! Kocham ją. Kurwa, ja ją kocham! Chciałbym aby była tą jedyną do końca życia. Tą z którą mógłbym mieć dzieci, tak jak Danny i Diana... wybaczyłbym jej wszystko. Dokładnie wszytko, choćby nie wiem co by się wydarzyło. 

 Music#2 
* * * 
Znasz to uczucie, kiedy wstajesz rano i czujesz się jak gówno? Otóż właśnie tak się dzisiaj czułem. Wszystko było do dupy i naprawdę nie miałem już na nic ochoty. Nie ważne, że miałem zobaczyć się dzisiaj z Caroline. Po prostu wszystko wydawało się być malowane w szarych kolorach. Tak, jak to robiłem co ranka, zrzuciłem nogi z łóżka i podszedłem do komody z czystą bielizną. Wygrzebałem z pułki parę bokserek i szybko przeszedłem z pokoju, do łazienki. Miałem nadzieję, że w jakimś stopniu prysznic, mnie pobudzi do życia, no ale niestety. Nadal czułem się do kitu. Nie wiem skąd to się wzięło. Powinienem być chyba szczęśliwy. Prawda? No, ale nie byłem. Moje śniadanie wyglądała równie tak samo, jak każde. Przypalone tosty z lejącą się jajecznicą (którą nawiasem mówiąc, uwielbiałem), wcale mi nie pomogły. Sączyłem pomarańczowy sok w ciszy, starając się opanować drżenie rąk. Czego ja się do cholery, tak bardzo obawiałem?! Przecież to paradoksalne.

- Harry co ty taki, dzisiaj nie w sosie? - Zayn przysiadł się do mnie z pełną miską, płatków owsianych. - Przecież powinieneś być szczęśliwy.

- No właśnie, Hazz. - rzekł Louis, wchodząc do jadalni z przewieszoną przez ramię, białą koszulą. - Coś się stało, więc... możesz nam powiedzieć, prawda?

- Nie wiem czy coś się stało. - odpowiedziałem zmęczony, tym chwilowym przesłuchaniem. Naprawdę sam nie wiedziałem dlaczego przyłapałem dołek. - Chodzi... no chodzi o Caroline. - powiedzmy sobie szczerze. To mnie frustrowało. - Nie odzywała się do mnie przez... kawał czasu, olewała każdą moją wiadomość, a teraz.. teraz coś jej się stało i nie zadzwoniła do Rachel czy Diany. Zadzwoniła do mnie.

- To chyba dobrze, nie? - zawołał ze spiżarni, starając się wyciągnąć ze składzika deskę do prasowania. - Skoro zadzwoniła do Ciebie, to znaczy, że Ci ufa i ma Cię za dobrego przyjaciela.

- Przyjaciela. - prychnąłem poirytowany. - Myślisz, że to fair z jej strony, że najpierw się do mnie nie odzywa, ale jak coś chce, albo coś jej stało, to przylatuje z płaczem?

- Harry, zauważ, że cholernie mocno ją zraniłeś i ona potrzebowała czasu, na to aby sobie wszystko przemyśleć. To nie jest wcale takie łatwe, jak Ci się wydaje. Wyjechała tam, żeby jakoś poukładać swoje życie. Może przemyślała to wszystko dużo wcześniej i była gotowa wrócić po krótkim czasie, ale widocznie poznała tam kogoś, kto ją ogłupił. Caroline się pogubiła i myślała, że dobrze robi. No ale niestety, ktoś ją wykorzystał. Dlatego się do Ciebie zwróciła. Albo Cię kocha, albo nie. Musisz zadać jej to pytanie, inaczej oboje będziecie w czarnej dupie.

- W swoje uczucia nie wątpię. - powiedziałem, odkładając szklankę na stół. - Dobrze wiecie, że ją kocham i niezależnie od tego, co by się wydarzyło, nadal bym z nią był. Po prostu boli mnie to, że tak szybko mnie odrzuciła. Była i zawsze będzie dla mnie ważna.

- Ty dla niej również, ale sam wiesz, ile ta dziewczyna przeszła w swoim życiu. Całkiem niedawno zmarła jej matka, a zaraz po tym, Ty ją zdradziłeś. Nie dziw się, że mogła coś pochrzanić w życiu.

- Do tego, przybił mnie jeszcze, wczorajszy poród Diany. - westchnął. - Nawet nie wyobrażacie sobie, jakie to dziwne uczucie, kiedy każdy wokół Ciebie jest szczęśliwy, a ty nie. Kiedy patrzyłem na te dwa maluchy w inkubatorze, sam zastanawiałem się, czy kiedykolwiek też będę miał dzieci. Wtedy przypominała mi się Caroline. Wiem, że to z nią chciałabym spędzić resztę mojego życia.

- Skoro tak, Romeo to się śpiesz. Jest dwunasta i pewnie już niedługo samolot wyląduje. Chyba nie chcesz żeby Twoja Julka czekała sama na lotnisku, zdana na łaskę jakiś murzyńskich pedofilii? - zupełnie niespodziewanie w jadalni pojawiła się Rachel, ze wzrokiem wbitym w ekran telefonu. - Jedziemy z Liam'em na siłownię, a później na basen. Odwiedzimy was wieczorem. Trzymajcie się, a ty Styles. - rzekła, kierując swój wskazujący palec w moją stronę. - Nie spierdol tego.

* * *  

Nie ukrywam - czułem się jak jeden, wielki kłębek nerwów. Zdenerwowany, przystępowałem z nogi na nogę, wystukując przy tym, nerwowy rytm stopą. Stałem oparty o mosiężny filar, rozglądając się po lotnisku, w poszukiwaniu znajomej mi twarzy. Ludzie mijali mnie z zaciekawieniem w oczach, lecz żaden z nich, nie odważył się do mnie podejść. Może wyczuwali, że nie miałem ochoty dzisiaj pozować do żadnych zdjęć i dawać autografów? Czując, że moje dłonie drżą, czym prędzej, schowałem je do kieszeni czarnych spodni. Niespodziewanie mój telefon zaczął wibrować. 

Caroline: Już jestem, czekam teraz na moją walizkę. Gdzie mam Cię szukać? -C.
Harry: Będę koło wejścia. -H. 

Czyli to miało wydarzyć się tuż za chwilę. Szybko skierowałem się do głównego wejścia i ponownie rozejrzałem się po obszernym budynku. Ludzie wychodzili od różnych stron, co wcale nie pomagało mi się skupić. Niespodziewanie ktoś za mną chrząknął. Przełknąłem głośno ślinę i naprawdę... bardzo powoli odwróciłem się. 

- Miło mi Cię widzieć, Harry. - niesłuchane, że człowiek w krótkim czasie, może się tak zmienić. Jej skóra, wydawała się teraz być bardziej opaloną, dzięki czemu jej błękitne tęczówki cudownie się na jej tle, odznaczały. Włosy skróciła i nie było już widać na końcówkach, blond farby, którą zawsze miała. Może miałem jakieś zwidy, ale wydawała się nieco wyższa, a miała na stopach zwykłe, czarne trampki. 

- Cześć, Carls. - odpowiedziałem z wymuszonym uśmiechem. Nie tak wyobrażałem sobie to spotkanie. - Daj tą torbę, nie będziesz jej przecież dźwigać. - wypaliłem i szybko wyrwałem jej bagaż z rąk. Nerwowo podrapałem się po głowie, zastanawiając się nad tym co powinienem teraz zrobić. Caroline przyglądała mi się z ogromną ciekawością i wymalowanym na ustach, półuśmiechem. Zrobiła niepewny krok w przód i objęła mnie ramieniem. Stałem jak sparaliżowany, kiedy tak porostu... przytuliła się do mnie, cichutko szlochając. Torba wypadła z mojej ręki i z głuchym dźwiękiem, odbiła się od podłoża. Nie czekając chwili dłużej, przygarnąłem ją do siebie mocniej. - Tęskniłem. - powiedziałem, głaszcząc ją po włosach. Dlaczego będąc w piekle, poczułem, że w dłoniach mam kawałek nieba?

* * * 

- No więc... - zacząłem dość nie pewnie, akurat wsiadając do samochodu. - Opowiesz mi, co się stało? - spytałem, starając się utrzymać z nią kontakt wzrokowy, lecz ona tępo wpatrywała się w przestrzeń, przed nią. Podciągnęła kolana pod brodę i oparła na nich głowę. Na jej policzkach, nadal pozostały ślady po gęsto spływających, jeszcze przed chwilą, łzach. 

- Ha-Harry... no bo ja chciałabym się zobaczyć z Dianą. - westchnęła cicho. - Opowiem Ci wszy-wszystko później, dobrze? Zabierzesz mn-mnie do niej? - spojrzałem na nią smutnym wzrokiem i delikatnie przytaknąłem głową. Całą drogę do szpitala, Caroline nie odezwała się słowem. Od czasu do czasu, zanosiła się płaczem, ale nawet moje starania uspokojenia jej, nie przynosiły żadnych rezultatów. Od chwili, gdy pierwszy raz wybuchnęła płaczem w samochodzie, jedną ręką trzymałem kierownicę, a drugą zmieniałem biegi i głaskałem ją po plecach. Nie mogłem znieść tego dźwięku. 

W ciągu dwudziestu minut dojechaliśmy na miejsce, a Caroline zdążyła się w miarę uspokoić. Czułem się nieco sfrustrowana, gdyż nadal nie wiedziałem z jakiej przyczyny Caroline uciekła z Los Angeles. Otulając ją ramieniem w talii, wsiedliśmy razem do windy. Świadomość, że znów mogłem trzymać ją w objęciach była niesamowita. Tak bardzo brakowało mi tej bliskości. Swoją głowę, lekko opartą miała o moje ramię i co chwila, dłonią ocierała spływające łzy. Chciałem wiedzieć dlaczego, tak bardzo cierpi. Gdy weszliśmy do sali w której leżała Diana, Caroline zdawała się być nagle rozpromieniona. Może przeżywała jakieś wahania nastrojów. Może była w ciąży?! Bez przesady... 

- Caroline! - na pierwszy rzut oka, widać było, że Diana jest niebywale zmęczona. Blondynka, leżała zmordowana na szpitalnym łóżku, cudem jeszcze, czytając książkę o niemowlakach. - Ależ ty się zmieniła! - zawołała. Czyli nie tylko ja zdążyłem to zauważyć. - Harry mi opowiadał, że coś się stało. - nagle spoważniała. 

- Powiedział Ci? To znaczy... ech... zaraz Ci opowiem, dobrze? Chciałabym zobaczyć maluszki. Jestem ciekawa, czy są do Ciebie podobne. - wyczułem, że coś w jej głosie nagle się zmieniło. Był o wiele bardziej nerwowy niż przed chwilą. Diana marszcząc czoło, ruchem ręki wskazała stojące pod ścianą, dwa, malutkie inkubatory. - Jak je nazwałaś? - spytała, podchodząc bardzo ostrożnie do maluchów.

- Dziewczyna jest starsza o trzy minuty i nazywa się Jasmine, a chłopczyk nazywa się Harry. Po wujku, który twardo towarzyszył mu przy porodzie. - powiedziała, wdzięcznie się uśmiechając. Sam nie mogłem przestać to robić. To było takie cudowne.

- A czy nie miały to być tylko dziewczynki? - zaśmiała się cicho i z uwagą przyglądała się śpiącemu chłopczykowi. - To takie... - westchnęła smutno, sprawiając, że cała przyjemna atmosfera w pomieszczeniu, wyparowała. - Cudowne.. - z ogromnym żalem, przejechała palcem po przeźroczystej szybce. - Chciałabym też mieć kiedyś dzieci. - dodała. - Ale to teraz po tym, to... ah, nie ważne.

- Harry... - niespodziewanie wzrok Diany, utkwiony był we mnie. Patrzyła na mnie surowo, jakbym właśnie coś przeskrobał. - Może przyniósłbyś nam trochę wody? Jestem spragniona, a nie mogę ruszyć się z łóżka, Carls ty też chcesz? Przynieś nam, proszę. - dobrze rozumiałem, że ten wypad po wodę, był aluzją do tego, aby te dwie, mogły ze sobą spokojnie porozmawiać. Czułem się dziwnie, lecz mimo to, wyszedłem.

- Londyn, Caroline -

Nie sądziłam, że jak zobaczę Harry'ego tak zareaguję. Nie chciałam przy nim płakać, naprawdę chciałam pokazać, że jestem twarda i jakoś się trzymam, ale gdy tylko zobaczyłam jego twarz... łzy same poleciały mi po policzkach. I nie z powodu Xaviera, to wszystko zupełnie miało inne dno. Płakałam, bo wiedziałam, jak bardzo skrzywdzę Harry'ego, gdy tylko powiem mu o wszystkim. Najdłużej, jak tylko potrafiłam, starałam się przedłużyć tę chwilę i nacieszyć się jego bliskością, bo po tym co mu powiem możliwe, że odejdzie... Wiem, że to on chciał być moim pierwszym razem. Ja też tego chciałam, ale jestem głupia. Tak cholernie, że odsunęłam się od niego, wtedy kiedy on starał się naprawić relacje między nami. Czułam się okropnie źle z tym wszystkim i dlatego nie potrafiłam pohamować łez w samochodzie. Gdy weszliśmy do szpitala, było już o wiele lepiej. Musiałam porozmawiać z Dianą. Wiedziałam, że jakimś stopniu blondynce, uda się mną pokierować i nie wszystko zostanie stracone. Obecność Harry'ego, nieco krzyżowała mi plany, na szczęście Diana wzięła wszystko w swoje ręce i wysłała go po wodę. 

- Dobra, a teraz mów co się stało. - powiedziała, chwytając mnie za dłoń, którą akurat oparłam o materac jej szpitalnego łóżka. - Widzę to w twoich oczach. Jesteś smutna. 

- Pamiętasz jak opowiadałam wam o Xavierze? - spytałam, odwracając wzrok. Nie chciałam patrzeć jej w oczy, nie potrafiłabym to robić i jednocześnie przyznać się do tego. - Przespałam się z nim. - szepnęła, zagryzając z całej sił wargę. - Ale to nie jest najgorsze. Spotkaliśmy się u mnie, jedliśmy przyrządzoną przez niego pastę i później poszliśmy popływać... z tego do tego i zaczęliśmy się całować. To wyszło tak szybko, nie panowałam nad emocjami. Myślałam, że robię dobrze, bo on na każdym kroku zapewniał mnie, że nigdy nie zrobiłby mi czegoś takiego jak Harry... uwierzyłam mu. Przespałam się z nim, ale to było najgorsze uczucie jakiego doświadczyłam. Czułam się... czułam się jakby mnie zgwałcisz, rozumiesz?! On czerpał korzyści z tego, że ja odczuwałam ból, zamiast rozkoszy. Miałam wrażenie, że coś mnie rozrywa od środka... ale myślałam, że tak ma właśnie być. Obudziłam się następnego ranka i jego nie było. Pojechałam do jego mieszkania i zapukałam do drzwi. A wiesz co on zrobił? Zgnoił mnie i powiedział, że już od naszego spotkania chciał mnie zaliczyć. Poczułam się wtedy, jak najgorsza kurwa. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić i po prostu poczułam, że... jak zadzwonię do Harry'ego będzie mi jakoś lepiej. Że jego głos jakoś podtrzyma mnie na duchu, lecz zamiast to zrobić... sprawił, że wsiadłam od razu w samolot i przyleciałam do Londynu. Diana ja za nim tak cholernie tęsknie, ale nie mogę mu o tym powiedzieć. On się załamie jak się dowie. Znienawidzi mnie i odejdzie. Te parę godzin w samolocie uświadomiło mi, że nie wracam tutaj tylko dlatego, że chcę znowu przed czymś uciec. Uświadomiło mi, że robię to tylko dlatego, żeby znów się przy nim znaleźć. Że to on był, jest i będzie najważniejszym mężczyzną w moim życiu. Nie ważne, że zdradził mnie z Taylor. Wybaczyłam mu to od razu, ale nie potrafiłam się sama przed sobą do tego przyznać... Co ja mam teraz zrobić, Diano...? 

- Myślę, że teraz już nic. - westchnęła i ręką, wskazała na drzwi za mną. Harry stał w nich, kompletnie osłupiony. W obu dłoniach trzymał plastikowe kubeczki, wypełnione wodą. Jego zielone oczy lśniły podekscytowane, lecz jednocześnie przepełnione były bólem. Jakby tam w środku, starał się podjąć właściwą decyzję. Niespodziewanie, wrzucił oby dwa kubki do kosza i ruszył w moim kierunku. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji i z chwilą zaczynałam się bać tego co zaraz zrobi. W niespełna ułamku sekundy, jego ramiona zacisnęły się w mojej talii i z siłą przyciągnęły moje ciało, do jego. Już nawet nie pamiętam kiedy wybuchnęłam płaczem. 

- Jestem na siebie wściekły, za to, że pozwoliłem Ci wtedy wyjechać. - szepnął wprost do mojego ucha. Łzy, które gęsty spływały z mojej twarzy, moczyły mu koszulę, jednak on wydawał się nawet nie zważać na ten szczegół. - Ale również jestem zły na Ciebie. Tyle się starałem o to, żeby nam wyszło, a Ty zrobiłaś to z jakimś dupkiem. - jęknął. - Chciałem być tym pierwszym, bo dziewictwo to coś wyjątkowego. - dodał i odsunął się ode mnie, zwiększając między nami dystans. - Czekam w samochodzie. - powiedział i odszedł pozostawiając mnie samą na środku sali, w której przebywała Diana.

* * * 

Był wściekły - czułam to, ale starałam się nie okazywać mojej wiedzy. Swój wzrok ograniczałam tylko, do pustego spojrzenia w rozpędzoną autostradę. Nie wiem czy robił to specjalnie, ale swą złość wyładowywał na ogromnie, szybkiej jeździe samochodem. Bałam się jak cholera, że zaraz wpieprzymy się do jakiegoś rowu, ale najmocniej jak tylko potrafiłam, zaciskałam zęby na dolnej wardze. Nie ważne, że metaliczny posmak wypełnił moje usta już dawno, nie mogłam teraz choćby się odezwać. 

Z piskiem opon, zaparkował swojego czarnego Ranger Rover'a, na podjeździe, przed domem w którym mieszkał razem z chłopakami. Spodziewałam się bardziej tego, że wyrzuci mnie na zbity pysk gdzieś na trasie, gdzie powinno być moje miejsce, albo w najlepszym wypadku pod moim domem, ale tego nie zrobił. Nawet na mnie nie spoglądając, wysiadł z samochodu, trzaskając za sobą drzwiami. Wyciągnął z bagażnika moją torbę i szybkim krokiem skierował się do domu. Chwilę mocował się z zamkiem w drzwiach, który uporczywie nie chciał się otworzyć. Wkurzony (albo może nawet, wkurwiony) wszedł do środka. Odczekałam chwilę wstrzymując oddech. Bałam się teraz tam wejść. Czułam się jak intruz, tutaj w jego samochodzie, a zaraz pewnie i w domu. Z zamkniętymi oczyma, chwyciłam ręką za klamkę i wolno ruszyłam, jego śladem. 

Dom chłopaków, wypełniała nieprzyjemna, zimna cisza, której teraz tak bardzo się obawiałam. Wolałam żeby Harry krzyczał i rzucał jakimiś przedmiotami, niż milczał. Dobrze wiedziałam, że cholernie zraniło go to, co usłyszał, ale teraz już nie mogłam nic zrobić. Ja-ja zrozumie, kiedy on już nie będzie chciał utrzymywać ze mną kontaktu. Kierując się zacienionym korytarzem, napotkałam porozrzucane po kontach, małe kawałeczki szkła. Czyli jednak coś rozbił. Parę kroków dalej, leżała roztrzaskana na pierdylion kawałeczków, kolorowa waza. Nie wiem do kogo należała, ale pewnie ktoś się niezmiernie wścieknie. Wbijając paznokcie we wnętrze dłoni, szłam dalej, aż nie napotkałam go siedzącego w salonie z głową spuszczoną w dół. Stanęłam u progu, szykując się na jego słowa... 

- Czy wiesz, że najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że ja Cię, kurwa nadal kocham? - jęknął, spoglądając na mnie zaczerwionymi od płaczu, oczyma. Nie mogłam na to patrzeć i szybko odwróciłam wzrok, nabierając głośno do płuc powietrza. - Nie ważne co byś kurwa zrobiła. Nie ważne, że mnie odrzuciłaś. Nie ważne, że odgrodziłaś się od moich uczuć. Nie ważne, że miałaś mnie w dupie, ja nadal Cię kocham! - wiedziałam, że wstaje, ale nie spojrzałam na niego. Nie potrafiłam patrzeć jak cierpi. Moja dolna warga zadrżała, a po policzkach znów tego dnia, popłynęły łzy. 

- Nie wiesz jak bardzo żałuję, że to zrobiłam. - wyszeptałam, wbijając wzrok w podłogę. - Wiem, że jestem szmatą... i nie jest mi wcale z tym dobrze. Zdaję sobie sprawę z tego, że Cię zraniłam. Kochałeś mnie... 

- Poprawka... ja nadal Cię kocham, Caroline... - powiedział, opierając dłoń o mój policzek. Jego dotyk palił. Tak bardzo palił, że nie mogłam go wytrzymać. - I zawszę będę, rozumiesz?! - pokiwałam delikatnie głową, zaciskając mocno powieki.  - Wybaczam Ci. - szepnął, muskając ustami linię mojej żuchwy. Niespodziewanie poczułam ulgę, której wprawdzie nigdy już nie powinnam poczuć. Cholera jasna, przecież ja go zraniłam! Opierałam się mu przez dobre, parę miesięcy, a jakiemuś dupkowi wskoczyłam prawie od razu do łóżka! Kim ja się stałam!? Jestem potworem! Niszczę wszystko co dobre, jak on może mi to wybaczyć?! - Przestań już się tym zadręczać... - westchnął i ujął moją twarz w dłonie. - Napijesz się wina? - spytała i uśmiechnął się wesoło, ocierając moje łzy. Nadal nie wierzyłam w to co się właśnie działo. - Chodź, naleję Ci trochę.

* * * 
~ scena zawiera treści erotyczne, czytasz na własną odpowiedzialność ~


Opierałam się plecami o ciepłą klatkę piersiową Harry'ego, która w wolnym tempie, nieustannie opadała i unosiła się. W ręku trzymałam wypełnione bordową cieczą, szklane naczynie. Aromatyczny zapach wina, w pewnym stopniu zdawał się uspokajać moje poszarpane nerwy. Czułam na sobie nerwowy wzrok Harry'ego, no tak przecież teraz już kompletnie wiedział co ma ze mną zrobić. Chudym palcem, wodził po skórze mojego ramienia. 

- Nadal się tym zamartwiasz, prawda? - zamruczał wprost do mojego ucha. Nie ukrywajmy, będę się tym zamęczać jeszcze przez długi czas, przecież nie wymarzę sobie tych okropnych wspomnień z pamięci od razu. 

- Tak. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i upiłam kolejny łyk z pucharu. W tej pozie siedzieliśmy już o dobrych dwóch godzin, nieustannie rozmawiając o wszystkim, co zdążyło się wydarzyć w naszym życiu ostatnim czasem. 

- Nie powinnaś. - wyszeptał, całując mnie w szyję, wywołując przez to przeszywający moje ciało dreszcz. Dotyk ze strony mężczyzny, wywoływał we mnie mieszane uczucia. - Gdybym mógł teraz, znaleźć tego pieprzonego skurwiela, przysięgam, że bym mu nogi z dupy powyrywał. A później... później zająłbym się jego zimnym sercem. Poćwiartowałbym jego ciało na drobne kawałeczki, bez żadnego znieczulacza i z uśmiechem obserwował jak się wykrwawia. - wizja szalonego Harry'ego, nieustannie witała przed moimi oczyma, a ja  nie wiedziałam w jaki sposób się z nią uporać. - Nienawidzę go za to, że zniszczył Ci Twój pierwszy raz.... bardzo Cię wtedy bolało? - spytał. Ja naprawdę nie chciałam do tego wracać... 

- To było okropne uczucie... jeszcze nigdy nie doświadczyłam takiego bólu. Wtedy.. kiedy on we mnie wszedł, czułam się jakby coś rozrywało moje ciało. To nie było wcale przyjemne... nie rozumiem, jak można uprawiać seks. - nie rozumiem czemu, moje słowa wywołały w nim cichy chichot. 

- Nie chcę Cię mówić, ale trochę Cię pokarało. - zaśmiał się uroczo i splótł nasze palce w jedność, tak jak kiedyś to robiliśmy. - Wiesz odrzuciłaś takiego Harry'ego Styles'a... ociekającego seksem Adonisa... 

- Widzę, że samouwielbienie Ci wzrosło odkąd się nie wiedzieliśmy, kochany. - rzekłam posyłając mu naprawdę szczery uśmiech. 

- No może troszeczkę. - powiedział z zadziornym uśmieszkiem i wrócił do tego co mówił. - Seks nie jest wcale taki zły, jak Ci się wydaje. - powiedział. - Myślę, że zrobiłaś to z niewłaściwą osobą i tyle. 

- Nic mnie nie przekona do tego, że to jest przyjemne. Nadal czuję ogromny dyskomfort, tam na dole. - jęknęłam. - Tak na marginesie, z iloma kobietami spałeś? 

- Cztery. - powiedział bez wahania. Wow, muszę przyznać, że obstawiałam jakieś... no nie wiem... piętnaście? - Ale te cztery się dla nie liczyły, jak ty dla mnie... - westchnął cicho i odrzucił głowę w tył. - Było im przyjemnie, ale pewnie też robiły to z niewłaściwą osobą. 

- A Tobie było przyjemnie? - spytałam unosząc jedną brew w górę. 

- Nie do końca. - odpowiedział. - U faceta to jest zupełnie inaczej. Kobiety inaczej przeżywają swój orgazm i mężczyźni również. Bynajmniej tak mi się wydaje. U nas to coś w stylu... ulżenia sobie... przepraszam, za słowa, ale tak głównie jest. Kobiety czują większą euforię i przyjemność. 

- Nie w każdych przypadkach. - zaważyłam, kołysząc delikatnie kieliszkiem. - To jest ohydne. 

- Nigdy nie próbowałaś seksu ze mną. - powiedział, delikatnie chwytając moją twarz w dwa palce. Jego silna rękę, delikatnie obróciła ją w jego kierunku, udostępniając mu swobodną odległość od moich oczu i ust. - Chciałbym abyś się do tego przekonała. - wyszeptał, pochylając się nade mną. - Chciałbym abyś to ze mną zrobiła i zapomniała o tamtym wydarzeniu. Jakbyś nadal była dziewicą i to ze mną zrobiła to pierwszy raz... - czułam jak jego usta zadziornie muskają moje. Łapczywie przyklejał się do nich i gdy ja pragnęłam odwzajemnić pocałunek, on z wymalowanym uśmiechem, odsuwał się. - Zróbmy to teraz... proszę... 

- Ha-Harry... - jęknęłam zmieszana tą sytuacją. On naprawdę jeszcze chciał po tym wszystkim, kochać się ze mną? Nie wiem czy jestem gotowa na kolejną serię bólu. Nie chcę tego znowu przeżywać, co jeśli on potraktuję mnie jak Xavier. Nie, Harry taki nie jest. Ale... ale teraz to przecież będzie wyglądać jak seks na zgodę. - Ja nie jestem pewna, czy to dobry pomysł... 

- Pomyśl sobie, że nigdy nie wydarzyło się to z Taylor i nigdy nie poznałaś Xavier'a... jesteś tutaj tylko ze mną i oboje pragniemy w końcu poznać się od... tamtej strony. Chcę być twoim PIERWSZYM RAZEM. - szepnął i wpił się w moje usta z ogromną pasję. Nie wiem kiedy, ale po prostu odwzajemniłam jego pocałunek. Muśnięcia naszych ust, z chwilą przeradzały się coś innego, bardziej namiętnego i intymnego. Jego język doszukał się małej szparki i z ogromną łatwością, wślizgnął się pomiędzy moje wargi. Penetrował moje podniebienie z ogromną pasją, doprowadzając mnie do czystej rozkoszy. Nie czułam czegoś takiego w ramionach Xavier'a. Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę, że to właśnie z Harry'm powinnam stracić dziewictwo. 

Nawet nie poczułam, kiedy moje ciało uniosło się na silnych ramionach loczka, w górę. Niósł mnie przez ciemny korytarz, prosto do jego pokoju. Nasze usta, nie oddzielały się od siebie, chodźmy na sekundę. Łapczywie, wciągając powietrze, zatracaliśmy się w cudownej euforii. Gdy znaleźliśmy się w jego sypialni, ostrożnie, jakby naprawdę się o mnie bał, ułożył mnie na satynowej pościeli. Błądząc dłońmi po jego korku, napotkałam w końcu na porozrzucane we wszystkie strony, loki. Wplątałam między nie palce i pociągnęłam mocno. Z ust Harry'ego wydobył się cichy jęk, który muszę przyznać, usatysfakcjonował mnie. Nie czekając chwili dłużej, Hazza pozbył się swojej koszuli i sekundę później zrobił to z moją. Jego wzrok na chwilę zatrzymał się na srebrnym łańcuszku z literką "H", z którym nigdy, odkąd go miałam, nie rozstawałam się. Chwycił go zębami i delikatnie pociągnął do siebie. Wygłodniałymi oczyma wpatrywał się w moje piersi, na których chwilę później złożył subtelny pocałunek, który przerodził się w próbę zrobienia malinki. Zaśmiałam się głośno, odpychając jego głowę od mojego dekoltu. Spojrzał na mnie, nieco urażony i kontynuował wprowadzanie mojego ciała w stan uniesienia. Jego ręka, powędrowała na moje plecy, chwytając za zapięcie stanika, z którym uporał się szybko. Fioletowy biustonosz wylądował za moją głową, pozostawiając moje piersi zupełnie nagie. I wtedy zdałam sobie sprawę z tego, co zaraz miało się wydarzyć. Moje ciało, automatycznie się spięło. Harry wyczuł tą nagłą zmianę i szybko przygarnął mnie do swojego torsu. Objął mnie ramieniem i składając delikatny pocałunek na mym ramieniu, mocno mnie przytulił. - Jest dobrze, kochanie. - starał się dodać mi tym trochę otuchy, ale ja naprawdę źle się czułam z tym wszystkim. Nie chciałam seksu na zgodę, naprawdę nie chciałam. - Ufasz mi? - spytał, spoglądając prosto w moje oczy. Nie mogłam go okłamywać. Przytaknęłam ruchem głowy. Harry oderwał się ode mnie, pozwalając mi swobodnie opaść na łóżko. Jedną ręką zakrywał swoje piersi i starając się uspokoić, spojrzałam w sufit. W ciszy, jaka wypełniała pomieszczenie, jedynym odgłosem był dźwięk, zsuwanych, z nóg chłopaka spodni. Klamra od paska, z głuchym dźwiękiem odbiła się od paneli, wywołując we mnie gęsią skórkę. Harry pochylił się nade mną w samych, białych bokserkach i złożył czuły pocałunek na mym nosie. - Mogę kontynuować? - spytał, na co znów kiwnęłam głową. Uśmiechnął się delikatnie i wrócił do poprzedniej czynności. Gdy poczułam, że zsuwa ze mnie spodnie, automatycznie zacisnęłam uda, ze strachu. Hazza, delikatnie przejechał dłonią po mej kobiecości, sprawiając, że poczułam się zmieszana i rozluźniłam ścisk. Teraz chłopak, spokojnie mógł ściągnąć ze mnie dżinsy. Będąc w samej, dolnej bieliźnie, czułam się coraz mniej pewnie. Harry już nie obdarowywał moich ust pocałunkami, teraz jego ciepły oddech, odbijał się od mojej dolnej partii ciała. Jego mokre pocałunki, ciągnęły się równą linią, aż napotkał na przeszkodę w postaci, moich majtek. Zadrżałam, gdy jego dłoń wślizgnęła się do środka. Jego zwinne palce, odszukały mojego wejścia i łaskocząc mnie przyjemnie, wpiły się w nie. Jęknęła cicho, czując jak Harry nimi porusza. Moje ciało mimowolnie wygięło się w łuk i po chwili, opadło z powrotem na pościel. Nie panowałam nad tym, ale było mi dobrze. Sięgnęłam ręką po głowę Harry'ego i chwytając go za loki, przyciągnęłam do siebie. Moje usta, znów znalazły się przy jego i znów w obłędnym tańcu, wirowały. Jego ręka nadal tkwiła w tym miejscu, nieustannie się poruszając. Czując rozpływającą się rozkosz po moim podbrzuszu, znów wygięłam się w łuk. - Dojdź dla mnie... - wyszeptał, zagryzając moją skórę na policzku. Fala ciepła, wypełniła moje ciało od środka, do chwili, gdy opadłam znów na poduszkę. To było.. niesamowite. Ręka Harry'ego wycofała się z mojego krocza i powędrowała do moich ust. Jego palec, wsunął się pomiędzy moje wari, naznaczając je moim śladem. Przyssałam go lekko, nie wierząc w to co robię. Podobało mu się. Z lekko przymrużonych powiek, przyglądał się zafascynowany, temu jak ssałam jego palec. Czułam na udzie jego twardniejącego przyjaciela, który pod materiałem bokserek, wręcz się dusił. Nadal nie czułam się gotowa, znowu poczuć w sobie czyjegoś członka. Harry nie ociągał się dłużej. Lewą dłonią zjechał niżej i zaczepił nią o materiał majtek. Strzelił dwa razy ich gumką i w ciągu chwili pozbył się ich. Poczułam nieprzyjemne uczucie zimna, tam na dole. Zupełnie, jak podczas stosunku z Xavier'em. Harry, okrężnymi ruchami starał się masować moje uda. Nie czułam się komfortowo, ale znacznie przyjemniej. - Caroline, czy ja... mogę? - cieszył mnie fakt, że pytał mnie o pozwolenie. Czułam się teraz o wiele bardziej zadowolona, niż wcześniej. Do końca nie wiedziałam, czy dać mu na to pozwolenie, ale dobrze wiedziałam jak bardzo on tego chciał. Skinęłam lekko głową, a on się szeroko uśmiechnął. Pozbywając się swych bokserek, nie spuszczał ze mnie wzroku. Gdy jego penis wydostał się na powietrze, odwróciłam wzrok, starając się odsunąć os siebie świadomość tego, co miało się zaraz stać. - Carls... zaraz w Ciebie wejdę, rozumiesz? - pokiwałam tylko głową i czekałam na ból, gdy nagle... jego członek, bardzo ostrożnie i delikatnie wsunął się we mnie. Nie czułam żadnego bólu, ani uczucia dyskomfortu. Czułam się dobrze, dopóki nie Harry wsunął się głębiej. W kącikach moich oczu, zaczęły wzbierać się łzy, a moje paznokcie zacisnęły się na jego barkach. Jęknęłam cicho przy jego, jednym z pewniejszych ruchów. Nie czułam tego samego bólu. Tamten był o wiele ostrzejszy, a te były delikatne i namiętne. Harry zdawał się być skupiony na tym co robi. Niespodziewanie poczułam, jak natrafia na TO miejsce. Uśmiechnął się z satysfakcją, widząc,że znów dochodzę. Kolejny orgazm przeżyłam razem z nim, w tym samym momencie. Członek Harry'ego, ostrożnie się ze mnie wysunął, wywołując we mnie delikatne ukucie, ale nie było źle. Harry miał rację - było cudownie. 


* * *

Jak się czujesz? - spytał, muskając dłonią moje ramie. Leżeliśmy kompletnie nadzy na łóżku w jego pokoju, jedynie przykryci satynową narzutą.

- Niesamowicie. - wyszeptałam, składając delikatny pocałunek na jego klatce piersiowej. Gdybym wiedziała, że to jest tak przyjemne, zrobiłabym to z nim już dawno... - Ale to był nasz... seks na zgodę?

- Nie. - odpowiedział i uśmiechnął się lekko. Obydwoje dobrze wiedzieliśmy, że teoretycznie tak było. - To był Twój pierwszy raz, o który zadbałem, kotek. - zaśmiał się cicho. - I ja chyba też dzisiaj go doświadczyłem. 


 ~ dwa miesiące później ~

- Diana, ja naprawdę źle się dzisiaj czuję. - szepnęłam, kolejny raz chwytając się za brzuch. Coś było nie tak, czułam to. Od jakiś trzech tygodni, nie wychodziłam z toalety nieustannie wymiotując, a Harry i moja przyjaciółka stawali na głowie, żeby mi dogodzić. Tak, ja i Harry znów byliśmy razem. Postanowiliśmy całkowicie zapomnieć o przeszłości i myśleć o przyszłości. Byłam z nim szczęśliwa i można powiedzieć, że z każdym dniem, poznawałam go na nowo. Wiedziałam, że on bardzo żałuję tego, co wydarzyło się z udziałem Taylor, ale ja również żałowałam wielu rzeczy. Między innymi tego iż spotykałam się z Xavier'em, ale jak już mówiłam - staraliśmy się o tym zapomnieć. 

- Ty, może jednak zrób ten test ciążowy, co? - Diana, stała przede mną, trzymając w ręku białe pudełeczko, wytrzaśnięte prosto z apteki. Patrzyłam na nią wściekła. To nie mogła być ciąża. - Kiedy ostatnio uprawialiście ze sobą seks? To znaczy, kiedy się nie zabezpieczaliście? 

- Wiesz... Harry wymyślił sobie "wyzwolone czwartki" no i... - westchnęłam cicho, unikając jej surowego wzroku. Jeżeli zastanawiacie się nad tym, to tak. Dzięki Harry'emu polubiłam seks. Sama ciężko się do tego przyznaje, ale dzięki nocą spędzanym z nim, czułam się naprawdę lepiej. - Wczoraj, no ale przecież nie zaszłabym od razu w ciążę, prawda? Stuknij się gamoniu. 

- Od jakiego czasu macie te swoje "wyzwolone czwartki" - spytała z coraz bardziej poważniejszą, miną. Oho, zaraz zacznie swoje filozoficzne gatki, a przecież sama wpadła! 

- Półtora miesiąca? Może krócej, Diana ja takich rzeczy nie pamiętam! - pisnęłam poddenerwowana. Na pewno nie byłam w ciąży, o nie. - No już na mnie tak nie patrz! Zrobię ten test, pasuje? - blondynka uśmiechnęła się triumfalnie i podała mi pudełeczko. Przeszłam do toalety, nadal trzymając się za brzuch. Postępując zgodnie z instrukcją, wykonałam test. Po dłużej chwili, chwyciłam za patyczek i nie patrząc nawet na wynik, skierowałam się do przyjaciółki. - No teraz Ci pokażę, że nie jestem w żadnej ciąży... - westchnęłam i wyciągnęłam przed siebie test. Dw-Dwie kreski...? To... to nie możliwe... 

- Ej, wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. - zaśmiała się, podnosząc z kojca małą Jasmine. - No pokaż mi ten test. - powiedziała i szybkim ruchem zabrała mi go z rąk. To do jasnej cholery, nie możliwe... - Carls... ty jesteś w ciąży!! To wspa....

- Nie, Diano... - wyszeptałam cicho. - To wcale nie jest wspaniałe... Nie masz pojęcia co to teraz oznacza.. Ja... ja będę musiała wyjechać. Diana, ja muszę stąd teraz wyjechać... 


THE END?
_______________________________________
Przepraszam za błędy! Rozdział sprawdzałam o 6 rano ;x
Jak myślicie, co stanie się w kolejnym rozdziale? Pozdrawiam! xoxo
- Jerr. 


środa, 14 sierpnia 2013

040. " Don't You Worry Child"

- Los Angeles, Caroline - 
* godzinę później -


Będąc zaledwie pół godziny na imprezie u Josha, zdążyłam wypić cztery mocne drinki, które dość szybko wpłynęły na moją słabą głowę. Bez bicia przyznaję się, że nigdy nie należałam do tych trzeźwo myślących po alkoholu. Zdawałam sobie sprawę z tego, że dzisiaj będę bardzo łatwo podatna na innych, więc kurczowo ściskając dłoń Xaviera, przeciskałam się przez rozproszony po całym domu tłum ludzi.

Klubowa muzyka, rozpoczynająca swą wędrówkę od strony didżejki, automatycznie podrywała do tańca. Willa w której się znajdowaliśmy była naprawdę ogromna i urządzona z gustem. Z pewnością, od razu pogubiłabym się w zawiłych korytarzach, przypominających istne labirynty. Będąc nieustannie prowadzona przez bruneta, nagle zauważyłam stojącego przy barze blondyna, który bez żadnych skrupułów obściskiwał się z nikim innym jak... AnnaLynne. No pięknie, już sobie wyobrażam co by było gdyby dzisiaj ją przeleciał.

- Josh! - niespodziewanie poczułam jak ciepła dłoń Xaviera, ześlizguje się z mojej. Chłopak z ogromnym uśmiechem na ustach, podszedł do przyjaciela i obejmując go ramieniem, zawadiacko zmierzwił czuprynę Josha. - Zarąbista imprezka, stary! - Josh, spojrzał na niego spod przymrożonych oczu, ewidentnie zły na przyjaciele, za zakończenie jego zabawy.

- Nie dotykaj włosów! - syknął i automatycznie przeczesał ręką swoją bujną grzywę. Był bardzo uroczy, ale nieokrzesane iskierki, jarzące się w jego wręcz złocistych oczach, podpowiadały mi, że jego anielska twarz, to jedynie pozory. - Cieszę się, że wpadliście. - uśmiechnął się do nas i już całkiem wyluzowany objął McCord w talii i przyciągnął ją do siebie. Blondynka zachichotała zadowolona i delikatnie musnęła ustami, jego zaróżowiony policzek.

- Caroline, ta impreza to był, naprawdę bardzo dobry pomysł! - odezwała się po chwili, puszczając w moim kierunku oczko. Okej, ewidentnie była bardziej nawalona niż ja.

- AnnaLynne, może lepiej będzie jak już przystopujesz z alkoholem. - rzekłam. Oh, co ja gadam?! Sama teraz sączę kolejnego drinka! Blondynka spojrzała na mnie krzywo i krzyżując ręce na piersiach, rzuciła smutno spojrzenie na Josha.

- Kochanie, uważam, że Caroline ma w zupełności rację. - zaśmiałam się cicho. Ależ ja uwielbiałam kiedy ktoś przyznawał mi rację. - Może lepiej będzie jak przeniesiemy się na parkiet? Chciałbym abyś była przytomna, a nie odbijała się od ściany do ściany. To jak? Zatańczysz ze mną, ślicznotko?! - jakoż, że McCord, cholernie łasa była na komplementy i czułe słówka, w przeciągu paru minut, ona i Josh znaleźli się na środku parkietu i w zmysłowym tańcu, ocierali się o siebie nawzajem, ciałami.

- Myślę, że pasują do siebie. - powiedział obejmując mnie w talii. Ta chwila w zupełności przywołała do mnie stare wspomnienie, wiążące się z Loczkiem. Kiedyś to razem patrzyliśmy na roztańczonego Liam'a, który porwał Rachel w objęcia. A teraz... teraz już nawet się nie widywaliśmy. Nic dziwnego w końcu. Cholera jasna, brakuje mi Harry'ego.

- Ano. - bąknęłam delikatnie odsuwając się od niego i przystawiając szklankę do ust. Odwróciłam się i rzuciłam okiem na stół z przystawkami, tuż za mną. Moją szczególną uwagę przykuła góra czekoladowych babeczek, która wyglądała... najzwyczajniej w życiu. Żadne z przepysznego ciasta, nie było niczym znakomitym przystrojone, bowiem tuż koło złotej tacy, na której znajdował się stos babeczek, stało przeźroczyste pudło wypełnione kolorowymi pisakami z lukrem. Cóż za oryginalny pomysł. Podeszłam do stołu, czując na ciele bacznie obserwujący moje ruchy, wzrok bruneta. Wolną ręką chwyciłam za jedno ciastko i wygrzebałam z pojemnika różowy mazak. Nakreśliłam na powierzchni babeczki dwie duże kropki i jedną, wygiętą linię. Uśmiechnęłam się pod nosem i odwróciłam w stronę Xavier'a.

- Co tam masz? - spytał, ruszając w moją stronę. Nim się zdążyłam obejrzeć, wyrwał mi ciasteczko z rąk i uważnie mu się przyjrzał. Zaśmiał się uroczo, widząc lukrowy uśmiech na ciasteczku. - Ja też coś zrobię. - powiedział i wziął do ręki jedną babeczkę. Czerwonym mazakiem nakreślił jakieś słowo i za chwilę wręczył mi swoje dzieło. - To dla Ciebie, powinna smakować. - rzekł, a ja spojrzałam na ciastko. Muszę przyznać, że szczerze się zdziwiłam widząc na nim duży napis "MINE!". To było takie  kochane...

- Aż szkoda mi jej jeść. - powiedziałam, patrząc prosto w jego brązowe tęczówki... one tak bardzo różniły się od oczu Harry'ego.. - Ale żeby nie było Ci przykro, skosztuję. - dodałam szybko nadgryzając spory kawałek, tym też pozostawiając napis bez dwóch pierwszych literek. - Jest cudowna.

- Tak jak ty. - powiedział muskając ustami moje czoło. To był z jego strony naprawdę miły gest, lecz nadal nie potrafiłam poczuć się przy nim, tak jak mogłam poczuć się kiedyś przy Harry'm. To było naprawdę trudne, bo chciałam dać sobie szansę na zakochanie się w Xavierze, ale po prostu nie potrafiłam. - Masz ochotę zatańczyć, przecież nie możemy stać bezczynnie tak przez całą noc, Carls?! - zaśmiałam się cicho i odkładając babeczkę na talerzyk, skinęłam głową i chwyciłam go za rękę.

Chwilę później oboje znaleźliśmy się na parkiecie, gdzie nie mogłam już odnaleźć AnnaLynne. Zniknęła i wszelki słuch o niej zaginął. Trochę się o nią martwiłam, bo wiem, że w takim stanie może odwalić jakąś głupotę, ale szybko o niej zapomniałam. Xavier, okazał się jeszcze lepszym tancerzem, niż się mogłam spodziewać. Prawda, już w klubie zaprezentował mi swoje zdolności, ale teraz byłam pod ogromnym wrażeniem. Nasz taniec był szalony i wcale nie ociekał seksem, tak jak innych. My po prostu dobrze się bawiliśmy, podczas tych licznych wygłupów i piruetów. Muszę przyznać, że nie dawał mi chociaż na chwilę odzipnąć. Kręcił mną tak, że czułam się jak mała baletnica w pozytywce.

- Dobra z Ciebie partnerka. - szepnął mi do ucha, mocno przyciągając mnie do siebie. Objął moją talię dłońmi i od czasu do czasu, zmysłowo nimi poruszał w górę i w dół. Podobało mi się to.

- Z Ciebie również. - powiedziałam, chwytając go za szyję i przyciskając głowę do jego zagłębienia pod szyją. Teraz ile tylko chciałam, wdychałam zapach jego cudownych perfum. Nim się obejrzałam, znów złapał mnie za rękę i okręcił mną wokół własnej osi, aż zrobiło mi się nie dobrze. Zachwiałam się i przyciskając dłoń do ust, starałam się nie zwymiotować. Ten nagły obrót, zaduch na sali i jego mocne perfumy, wywołały u mnie odruch wymiotny. - Źle się czuję. - powiedziałam, patrząc na niego smutno. - Poczekaj tutaj, pójdę do toalety i zaraz wrócę. - widząc go przygnębionego, naprawdę nie miałam ochoty go opuszczać.  Szybko chwyciłam za torebkę i uciekłam na górę, w poszukiwaniu WC.

Cholera jasna! Ten dom był naprawdę ogromny, a ja już drugi raz robiłam duże kółko po piętrze, nieustannie próbując odnaleźć drzwi do toalety. Większość z tych pomieszczeń do których miałam okazję zajrzeć, okazały się być sypialniami. Czułam, że zaraz się porzygam, jak nie znajdę tego co szukam. Na maksa wkurzona, chwyciłam za klamkę od pierwszy, lepszych drzwi i szybko na nią nacisnęłam. Weszłam do zacienionego pokoju, odszukując ręką włącznika światła. Po chwili w pomieszczeniu zapanowała jasność, a ja ujrzałam migdalących się na łóżku.... AnnaLynne i Josh'a! Moja przyjaciółka siedziała okrakiem na blondynie w samej koronkowej bieliźnie i obdarowywała jego nagi tors licznymi pocałunkami. Pisnęłam cicho i zdezorientowana szybko wyszłam stamtąd. No pięknie, teraz na pewno wiedzieli, że byłam tam ja! Tak szybko, jak jeszcze nigdy nie udało mi się biec na szpilkach, zbiegłam po schodach na dół w celu odszukania Xavier'a. Chciałam aby jak najszybciej zawiózł mnie do domu.

- O jesteś już! - powiedział odkładając szklankę z sokiem pomarańczowym na blat - Znalazłaś toaletę? - spytał z ciepłym uśmiechem, chwytając mnie w talii.

- Xavier... mam do Ciebie małą prośbę. - powiedziałam nieco speszona, sytuacją sprzed chwili. - Mógłbyś mnie zawieść do domu, naprawdę źle się czuję... chyba mam nudności, możliwe, że się czymś zatrułam.

- No jasne, nie ma problemu. - powiedział nieco zawiedziony. - Jak chcesz mogę też zostać z Tobą na noc.

- Nie, nie... - odpowiedziałam chybko. - To znaczy, wróć tutaj i mną się nie przejmuj. Chciałabym jeszcze żebyś okiem rzucił na AnnaLynne. Nie chce żeby zarzygała się na śmierć, gdzieś pod ścianą.

- No dobra. - odparł wzdychając. - To chodźmy, zawiozę Cię.

* * *

- Naprawdę dziękuję, że mnie odwiozłeś. - powiedziałam nadal siedząc w jego samochodzie. Chłopak spojrzał na mnie smutno i delikatnie się uśmiechnął. Było mi go szkoda i nagle poczułam ogromną chęć zaproszenia go do domu. Na szczęście w porę, ugryzłam się w język. 

- Nie masz za co dziękować. - odpowiedział, układając swą dłoń na mym policzku. Mimowolnie zadrżałam pod wpływem jego dotyku. - Mam nadzieję, że wyzdrowiejesz. Miłej nocy, Caroline. Odezwę się do Ciebie w przyszłym tygodniu, dobra? 

- Jasne. - powiedziałam, nie spuszczając z niego wzroku. Po chwili nachylił się nade mną i delikatnie muskając moje usta, złożył na nich subtelny pocałunek, który wywołał we mnie mieszane uczucia. Westchnęłam cicho i uśmiechając się do niego ostatni raz, wyszłam z samochodu. 

Gdy tylko wyszłam do domu, zrzuciłam z siebie niewygodne obcasy i resztę mojej garderoby. Będąc w samej bieliźnie udałam się do toalety, gdzie już nie miałam siły na prysznic, więc tylko związałam włosy w wysokiego kucyka, a zęby dokładnie wyszczotkowałam. Byłam strasznie zmęczona i czułam jakby jakiś wirus się mną dokładnie zaopiekował. Chwytając za telefon, rzuciłam się na łóżko i przykryłam kołdrą. Spojrzałam na ekran telefonu i zauważyłam dwie nowe wiadomości w skrzynce. Jedna była od Xavier'a, a druga... od Harry'ego. 

Xavier; Mam nadzieję, że szybko wrócisz do zdrowia! Xxx Mam teraz ochotę Cię pocałować i mocno przytulić! Trzymaj się kochanie! Xxx 

Harry; Cholera nawet nie wiem po gówno to teraz piszę, ale nawet nie wyobrażasz sobie jak mi Ciebie brakuje! Teraz tam kogoś masz, a ja nadal tęsknię. Kocham Cię tak kurewsko mocno, że  nie wiem co teraz powinienem zrobić. Dać Ci odejść, czy nadal walczyć?! Chciałbym wiedzieć, że ty też mnie kochasz... 

Czułam jak łzy cisną mi się do oczu. Co ja mam do cholery teraz zrobić!?  Widzę jak Xavier'owi na mnie zależy i myślę, że samej zaczyna mi na nim zależeć, ale na przeszkodzie nadal stoją moje uczucia do Harry'ego. Było mi z nim za dobrze i dlatego teraz nie mogę pozbyć się go z mojego życia. Odegrał w nim ważną rolę i nie ważne, że spektakl skończył się tragicznie. Nadal go kocham i wiem, że byłabym w stanie do niego wrócić, ale nadal dręczy mnie wspomnienie jego zdrady. Co jeśli, gdy już wrócimy do siebie, ja nadal nie będę mogła o tym zapomnieć? To będzie mnie rujnować, na każdym kroku i rana na moim sercu już nigdy się nie zagoi. Było mi cholernie głupio, za to, że Harry usłyszał wtedy przez telefon Xavier'a. Naprawdę chciałabym to wszystko odkręcić i być teraz szczęśliwą. No ale z kim? Potrzebuję kogoś, kto sprawi, że wszystkie moje rany się zagoją, a nie będą co chwilę na nowo się otwierać... to tak cholernie trudne. 
* listopad, dwa tygodnie później *

Kolejny miesiąc minął bardzo szybko. Praca nad promocją serialu była męcząca, ale często znajdowałam wolną chwilę na spotkania z przyjaciółmi z Kalifornii i na rozmowy przez skype z Dianą i Rachel. Tamtej nocy nie odpisałam na żadnego sms'a. Ani Xavier'owi, ani Harry'emu. Można powiedzieć, że między mną a tym pierwszy rozwijał się dość mocno wyczuwalny romans. Dobrze wiedziałam, że Xavier dąży do relacji większych niż zwykła przyjaźń, lecz ja nadal się wahałam. Harry nie odzywał się od momentu, gdy wyświetliłam wiadomość od niego. Możliwe, że dał sobie ze mną spokój, ale co do tego pewności nie miałam. Bardzo za nim tęskniłam i brakowało mi go w moim codziennym życiu, ale łatwiej było mi skupić się na tym co robię, mając świadomość, że może on już o mnie zapomniał i stara się jakoś żyć, niż myśleć, że nie daje sobie rady beze mnie. 

Około szesnastej dzwonek do drzwi zadzwonił, a ja szybko zerwałam się z kanapy, aby je otworzyć. Teoretycznie rzecz biorąc, to dzisiaj cały dom był do mojej dyspozycji. AnnaLynne, z samego rana uciekła na randkę z Joshem i powiadomiła mnie, że wróci dopiero w nocy. Nie przeszkadzało mi to wprawdzie, w końcu mogłam bez żadnych przeszkód, spędzić miło czas z Xavier'em.

W biegu, przejrzałam się jeszcze w lustrze i wygładzając materiał bordowej spódnicy, przystanęłam przed drzwiami. Odrzuciłam włosy na plecy i głęboko nabierając do płuc powietrza, chwyciłam ręką za klamkę. Lekko uchyliłam drzwi na oścież, aby upewnić się, że to na pewno brunet mnie odwiedził. Oh, nie myliłam się. Nim się zdarzyłam zorientować, jego ciało naparło na moje, jednocześnie przyciskając mnie do ściany. Jego usta odnalazły moje i chwilę później, pochłonięte były w zachłannym tańcu.

- Przestań... - szepnęłam odsuwając się od niego, na bezpieczną pozycję. - Nie powinniśmy się tak zachowywać. - tak bardzo chciałam brzmieć poważnie, no ale cholerka. Po prostu nie mogłam. Xavier, parsknął śmiechem i przejechał palcami po swych ustach. Oh, tak bardzo chciałam się w nie ponownie wpić.

- Jesteś zabawna, Carls... ale to, że nie jesteśmy razem, wcale nie oznacza, że mielibyśmy nie robić paru różnych rzeczy. - powiedział, puszczając oczko. - Lubię Cię, Carls... - ja też go lubiłam, ale nie byłam pewna, czy może to coś więcej.

- Ja Ciebie tez lubię. - przyznałam nieco speszona. Gdy tylko podniosłam wzrok, zdałam sobie sprawę z tego, że popełniłam wielki błąd. Czułam się niemiłosiernie sparaliżowana tą niesamowitą głębia, bijącą z jego oczu. Po chwili, gdy stał skoncentrowany rozważając moje słowa, niespodziewanie na jego słodką twarz, wkradł się delikatny uśmieszek.

- Chodź, coś Ci ugotuję, kochanie. - powiedział i delikatnie nachylając się nade mną, musnął wargami moje czoło. To dziwne. Powinnam teraz poczuć się szczęśliwa... dlaczego nie poczułam tych przyjemnie łaskoczących podbrzusze, motylków?

* * * 
- Xavier, to jest cholernie pyszne! - krzyknęłam, będąc kompletnie powalona smakiem bruschetty, jakie przygotował dla mnie Xavier. Mimo tego, że była to wprawdzie zwykła pasta na grzankach, smakowała obłędnie i nie mogłam się powstrzymać od skosztowania więcej cudownego posiłku. 

- Cieszę się, że Ci smakuje. - powiedział upijając kolejny łyk wina z przezroczystego naczynia. Była to nasza trzecia butelka słodkiego napoju, którą sączyliśmy razem. Aż nie mogłam uwierzyć w to, że tak szybko udało nam się tyle wypić. Muszę przyznać, że z pewnością byłam już lekko wcięta, ale fakt iż siedziałam na krześle, skutecznie pomagał w braku odczuwania zawrotów głowy. 

- Nie myślałeś nigdy o tym, żeby zostać kucharzem? - zaśmiałam się, lekko zaciskając palce, na dłoni chłopaka. Brązowooki, w zamyśleniu delikatnie błądził opuszkami palców po moich drobnych kosteczkach. Pogrążony we własnych myślach, pokręcił głową. 

- Zawsze chciałem zostać aktorem. - powiedział z uroczym uśmiechem. Przyznaję, świetnie mu to szło. Był świetny w tych sprawach i spokojnie można byłoby go przyjąć do każdej roli. - Ale nie tak bardzo, jak chciałem odnaleźć kobietę, którą mógłbym pokochać bezwarunkowo. - dodał po chwili. Ok... więc... speszyłam się jego słowami. 

- I co... znalazłeś? - spytałam, nagle zainteresowana serwetką leżącą po prawej stronie talerzyka. 

- Myślę... myślę, że tak... - odparł cicho. - Ale ona kocha kogoś, kto bardzo ją zranił. - powiedział po chwili, nie spuszczając wzroku z moich oczu. Czułam się jak coś kompletnie nieznanego mojemu sercu, nagle zaczyna się w nim przebudzać. To nie była miłość... możliwe, że w pewnym stopniu były to wyrzutu sumienia. Nie kochałam go, ale owszem - jakimś uczuciem na pewno darzyłam. 

- To pewnie niezła z niej idiotka. - powiedziałam odwracając od niego wzrok. - Musi być głupia, skoro nadal użala się nad sobą, zamiast zobaczyć jaki wspaniały chłopak się za nią ugania. 

- Nie jest głupia. - powiedział, niespodziewanie wstając. Jego wzrok nadal skierowany był prosto w moje tęczówki. To tak cholernie paraliżowało. - Ona tylko się pogubiła. Jestem pewien, że do mnie też coś czuje. Ja bym jej nie zranił, nie miałbym serca jej coś takiego zrobić. 

- Może po prostu boi się, że ktoś znowu ją zrani, prawda? Przecież tak też może być, nigdy nie zaglądałeś do jej głowy i nie masz pewności, do tego czy tak rzeczywiście myśli. 

- To niech tak nie myśli. - syknął nagle i podszedł do mnie. Przez chwilę przyglądałam mu się ciekawa jego dalszych możliwości, do chwili gdy nie uklęknął na jedno kolana i chwytając za moje ręce, poprowadził je na swoje ramiona. - Nie powinnaś się już niczego obawiać. Nie jestem taki jak Harry, przecież. - pokręciłam głową. Cholera, co mam robić? 

- Noo... nie jesteś. - przyznałam, przygryzając delikatnie wargę. Brunet uśmiechnął się delikatnie pod nosem i przybliżył swą twarz do mojej. Chwycił moją dolną wargę w zęby i pociągnął za nią. To było takie urocze... 

- Wpuścisz mnie do Twojego serca? - spytał podczas składania czułego pocałunku na mojej szyi. Naprawdę nie wiedziałam co powinnam mu odpowiedzieć. Chciałam mieć kogoś, dla kogo byłabym naprawdę ważna, ale... ja nadal kocham Harry'ego i przecież nie zmienię tego tak szybko. Postanowiłam zagrać pytaniem na pytanie i poczekać na to, co może wydarzyć się później. 

- Wiesz... - szepnęłam, znów porywając wargę w zęby i chwytając go za rękę. Trzymając ją w objęciu dłoni, wstałam z krzesła i stanęłam naprzeciw niego i uroczo się uśmiechnęłam. - Może masz ochotę popływać w basenie? - spytałam łobuzersko, obserwując tańczące w jego oczach iskierki szczęścia. Teraz wystarczy poczekać chwilę. 

* * * 
Czując ciągły mętlik w głowie, nadal starałam się wyglądać na opanowaną. Pomysł z basenem, to całkiem dobra sprawa. Myślę, że obydwoje znacznie się wyluzowaliśmy i łatwiej było nam myśleć o tym wszystkim co zdążyło się między nami wydarzyć, od początku naszej znajomości. Nie byłam do końca pewna czy odwzajemniam uczucia Xavier'a (jakby nie patrząc wprost mi o nich powiedział), zwłaszcza, że nadal nie wyrzuciłam Harry'ego z mojej głowy. Po tamtej nocy, podczas której dużo o tym myślałam, miałam wrażenie, że jednak to już definitywny koniec dla tego związku, ale nagle zwątpiłam w to. 

Nie oszukujmy się - kocham Harry'ego, ale nie potrafię zranić Xavier'a. Nie teraz. Nie po tym, jak parę minut temu chłopak przyznał się do tego, że mu na mnie zależy. Nie zostanę szmatą, która złamie mu serce. No ale co teraz mam robić? Czuję się, jakby całe moje życie stanęło teraz pod znakiem zapytania. Jakbym nie miała możliwości zrobienia kroku w przód, ani w tył. Albo Xavier albo Harry. Musisz zdecydować, do cholery. Który jest w stanie Cię uszczęśliwić?! Chłopak dzięki któremu pokochałaś życie, czy może chłopak który sprawił, że to życie znów nabrało sensu?! Mam nadzieję, że wybieram dobrze... 

- No zamocz się, Carls! - czując jak kropelki chlorowanej wody, rozbijają się o moją prawie nagą klatkę piersiową, automatycznie otrząsnęłam się z przemyśleń i skupiłam na chłopaku brodzącym w wodzie po same biodra. Uśmiechnęłam się posępnie, zdając sobie sprawę z tego gdzie teraz byliśmy. Basen. W podziemiach naszej willi. Jest dobrze. Nie odpływaj już Carls. 

- No niech Ci będzie. - powiedziałam i zeskoczyłam z murku, prosto do przezroczystej wody. - Zadowolony? - spytałam opierając ręce na udach. Było mi naprawdę ciepło i przyjemnie... no tak, do woli mogłam wpatrywać się w idealną klatę Xavier'a. Przyłapałam się na tym, że gdy tylko zdążyłam rzucić na nią okiem, moja warga znalazła się między zębami. Cholera. 

- Nawet bardzo. - powiedział z ogromnym uśmiechem i wyciągnął rękę z wody aby zmierzwić mi nią jeszcze do chwili, suche włosy. Nerwowo zaśmiałam się i cofnęłam o dwa kroki w tył, nie chciałam być cała mokra. Niespodziewanie, moje nogi poplątały się a ja, starając się zatrzymać równowagę, jak kłoda runęłam w wodę. Przez chwilę, nie czułam niczego. Niczego oprócz zimna otaczającego moje ciało oraz palącego uczucia, wydobywającego z się okolic z oczu. Dopiero parę sekund później zdałam sobie sprawę z tego, że nie mogę oddychać i automatycznie zaczęłam wierzgać rękoma i nogami. I wtedy poczułam jego żelazny uścisk, na mym ramieniu. Moment, podczas którego nabrałam powietrza do płuc był okropny. Cały czas się dławiłam i przez dobre dwie minuty nie mogłam normalnie odetchnąć. 

- Dziękuję. - szepnęłam, ocierając mokrą twarz i odrzucając włosy na plecy. Czułam się strasznie i czym prędzej wyszłam z basenu, a za mną Xavier. Może to jednak nie był dobry pomysł? Cała się trzęsłam i co piętnaście sekund zanosiłam powietrzem. Szybko opatuliłam się ręcznikiem i usiadłam na leżaku.

- Wszystko w porządku? - spytał siadając tuż koło mnie. Pokiwałam zmęczona głową, czując jak moje ciało znów trzęsie się z zimna. Nim się obejrzałam, Xavier chwycił mnie w tali i przeciągnął na swoje kolana. Mokrą głowę oparłam o jego klatkę piersiową i skuliłam się do pozycji embrionalnej. Brunet lekko mną kołysał, od czasu do czasu, muskając wargami moje zziębnięte czoło.  - Trzeba Cię troszkę rozgrzać. - powiedział pocierając dłonią moje plecy. Czując przyjemne uczucie ciepła, westchnęłam zadowolona. - Może małe pocałunki by nam w tym też pomogły? - spytał chwytając mój podbródek w dwa palce. Oblizał swoje wargi językiem i nie odrywając wzroku od moich oczu, przybliżył się do mnie. Jego usta szybko odnalazły drogę do moich, a ciepły język wdarł się pomiędzy wargi. Rozkosz jakiej doznawałam w danej chwili, była nie do opisania. - I może nawet coś więcej? - jego dłoń, stopniowo zaczęła zsuwać się z moich pleców, tuż na lewie biodro. Jego zwinne palce, zahaczyły za cienki materiał moich majtek. Czułam, że pożądanie wzrasta za każdym jego dotykiem. Chwyciłam go ręką za włosy i wplątałam chude palce, w ich kosmyki. Nasze nosy, ocierały się o ciebie, a języki zacięcie walczyły między sobą. Jego dłoń, znów powędrowała na plecy, tym razem majstrując coś przy zapięciu stanika. Adrenalina, zdawała się wypełniać nas od środka. Nasze ciała domagały się zbliżenia. - Chcę to zrobić z Tobą, Caroline. - wyszeptał prosto do mojego ucha. Poczułam jak bicie mojego serca, staje się coraz szybsze. Czy chciałam się z nim przespać? Tak! Jestem dziewicą, która już długo zwlekała z pozbyciem się tego piętna. Opierałam się już długo mężczyznom i uważam, że skoro zdecydowałam się WYBRAĆ brązowookiego, jestem również zdecydowana na seks z nim.

- Chodźmy do mojego pokoju. - powiedziałam ledwo łapiąc oddech. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w stronę schodów. Przez całą drogę jaką przemierzaliśmy do mojej sypialni, nasze usta nie dzielił choćby najmniejszy centymetr. Moje dłonie błądziły po jego nagim torsie, a jego delikatnie zahaczały o moje pośladki i lekko je ściskały. Gdy tylko znaleźliśmy się w moim pokoju, Xavier popchnął mnie na łóżko. Miękko opadając na poduszkę, zauważyłam jak chłopak sięga rękę do kieszonki spodni, które wcześniej tu zostawił. Wyjął z nich małą, srebrzystą torebeczkę i rozerwał ją zębami. Nie spodziewałam się, że tak szybko do tego przejdziemy. Chyba wolałabym grę wstępną, ale skoro on wolał od razu we mnie wejść, to czemu nie.

- Rozepnij stanik. - powiedział stanowczo, usuwając z siebie bokserki. W ciągu chwili, moim oczom ukazał się pokaźnej wielkości penis chłopaka. Głośno przełknęłam ślinę, nie do końca przekonana tego co zaraz ma się stać. Skąd ta niepewność?! Aby nie spanikować i co najgorsza, nie uciec z pokoju, szybko chwyciłam za zapięcie stanika i rozpięłam je. - Po woli... - szepnął, chwytając się za penisa. Jak zechciał - tak miał. Powoli, ruchem ręki zasunęłam jedno ramiączko, a później drugie. Minutę później mój biustonosz opadł na podłogę, a ja odrzuciłam włosy na plecy, tak aby niczego nie zakrywały. Przyglądając się jak Xavier nakłada prezerwatywę na swojego żołnierzyka, delikatnie przygryzłam dolną wargę. - Więc teraz się zabawimy. - powiedział z zimnym uśmiechem, który nieco mnie przeraził. Chłopak ułożył się nade mną, opierając się na rekach. Jego usta szybko połączyły się z moimi w nierozrywalnym pocałunku. Jedną dłonią, chwycił mnie za prawą pierś, a drugą rozpoczął pracę nad zsunięciem ze mnie dolnej części bielizny.

- Nigdy tego nie robiłam. - przyznałam ciężko oddychając. Xavier westchnął cicho i tym razem zajął się obdarowywaniem pocałunkami mojej szyi. Czułam się jak w niebie, nie spodziewałam się, że będzie mi tak dobrze. Brunet delikatnie przyssał moją skórę tuż nad piersią i tym razem pewnym ruchem, ściągnął ze mnie majtki. Czułam nieprzyjemny chłód w dolnej partii mojego ciała. Byłam skrępowana tym co się dzieje i chyba... nie gotowa na tak szybki obrót sprawy.

- Pragnąłem tego, odkąd zobaczyłem Cię w klubie. - powiedział i wszedł we mnie bez żadnego ostrzeżenia. Poczułam okropny ból, tam wewnątrz. Moje ciało wygięło się w łuk i po chwili opadło swobodnie na łóżko. Łzy cisnęły mi się do oczu, za każdym, coraz pewniejszym ruchem chłopaka. Xavier poruszał się we mie bardzo szybko zadając mi przy tym ból. Moje miejsce paliło. Czy tak wygląda orgazm?! 

- To boli... - jęknęłam cicho, wbijając paznokcie w jego skórę. - Xavier, to mnie boli! - pisnęłam znów, jednak on zadawał się być kompletnie nie przejęty tym, że to nie przysparza mi przyjemności. Myślałam, że tak musi być, ale gdy ujrzałam ogromne zadowolenie na twarzy chłopaka, szybko odsunęłam od siebie te myśli. On przeżywał swój orgazm, podczas gdy ja miałam ochotę umrzeć z bólu... Gdy nastąpić miała kolejna fala bólu, chłopak wysunął się ze mnie i opadł ciężko dysząc na poduszkę obok mnie. Czułam się wstrętnie. Jakby ktoś wsadził mi tam wielki kołek. To było ohydne. Łzy spływały mi ciurkiem po policzkach, a on nawet się tym nie przejął. Okrył swoje ciało kołdrą i odwrócił się ode mnie. Zasnął, a ja naga leżałam na łóżku zanosząc się płaczem. Nie mogłam się ruszyć, ten ból paraliżował moje ciało.

* * * 

Padające za prawie zasuniętych żaluzji, ciepłe promienie słońca ogrzewały moje nagie ciało. Każdy ruch wywoływał we mnie ból, mniejszy niż wczoraj, no ale wywoływał. Wczorajsza noc, za razem była dla mnie piękna i koszmarna. W końcu straciłam dziewictwo i byłam dumna, że mój pierwszy raz odbył się z chłopakiem który darzył mnie uczuciem. Jednak muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że będzie to dla mnie aż tak bolesne. Naprawdę spodziewałam się czegoś innego. Otaczając swoje nagie ciało, poplamionym prześcieradłem, obróciłam się, gotowa powitać Xavier'a... jednak nie było go tam. Spodziewałam się, że będzie on jeszcze spał, a tym czasem nie było go nawet w łóżku. Rozejrzałam się po pokoju i nie zauważyłam jego ubrać. Może jest na dole? Założywszy bieliznę i zwiewną sukienkę, zeszłam na dół. Czułam się strasznie sponiewierana. Seks wcale nie był aż tak przyjemny, jak mogło mi się wydawać. Każdy krok na schodach, sprawił, że łzy same cisnęły mi się do oczu.

- Kochanie, jesteś tu? - krzyknęłam wchodząc do kuchni. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale nikogo nie było. Ani żywej duszy. Szybko przeszłam do salonu, mając nadzieję, że znajdę go siedzącego przed telewizorem i oglądającego mecz. Pudło. Tam też go nie było. Zdenerwowana przeszukałam cały dom, ale po chłopaku ani śladu. W końcu wyjrzałam za okno, w celu sprawdzenia podjazdu. Nigdzie nie wiedziałam jego samochodu. Uciekł?! Dlaczego nie poczekał aż się obudzę?! To naprawdę dziwne. Chwytając za telefon, wystukał na ekranie jego numer. Starałam się do niego dodzwonić, ale nie odbierał. Miałam złe przeczucia... i nadal nie rozumiałam, dlaczego sobie poszedł. Nie pozostało mi nic innego, jak sprawdzenie tego na własną rękę. Postanowiłam pojechać do niego.  

* * *
Wstrzymując powietrze w płucach, stanęłam na przeciwko dużych, białych drzwi, prowadzących do mieszkania Xavier'a. Nadal nie rozumiałam dlaczego, chłopaka nie było dzisiaj, rano przy mnie. Nie ukrywam martwiło mnie, a zwłaszcza, że za każdym razem, gdy do niego dzwoniłam, on - nie odbierał. Lekko zaciskając dłoń w piąstkę, przyłożyłam ją do drewnianej powierzchni i dwukrotnie zapukałam. 

Przez chwilę, jedynym dźwiękiem jaki dostawał się do moich uszu, był dźwięk mojego szybkiego, nierównego oddechu. Byłam naprawdę zdenerwowana. Nagle, ciche kroki za drzwiami stały się o dużo głośniejsze i dołączył do nich, również szmer otwierającego się zamka. Chwilę później, na przeciw mnie, stanął nieco zaspany brunet o czekoladowych tęczówkach. Moje serce, mimowolnie zatrzepotało, szczęśliwe. Miałam ochotę rzucić mu się na szyję i ucałować, w końcu to z nim przeżyłam swój pierwszy raz. 

Xavier, stał oparty o futrynę swych drzwi, w samych, czarnych bokserkach. Uporczywie, bawił się ich gumką, spoglądając na mnie z pełną ignorancją. Kompletnie nie rozumiałam skąd ta nagła zmiana nastroju, jeszcze dziesięć godzin temu był roześmianym, miłym chłopakiem. 

- Czego chcesz? - spytał, mierząc mnie głodnym wzrokiem. Automatycznie, cofnęłam się o krok w tył i przechylając głowę w bok, spojrzałam na niego zdziwiona. 

- Dlaczego jesteś taki zimny? - spytałam cicho. Czułam jak mój głos drży z przerażenia. Zaraz... czego ja się bałam? Niespodziewanie, Xavier parsknął śmiechem i przygryzając wargę, spojrzał wymownie w sufit. 

- Mała, ty jeszcze się nie połapałaś? - spytał, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Widziałam po jego twarzy, że jest całkowicie znudzony obecną sytuacją i z wielką chęcią, wróciłby teraz do łóżka. - Udajesz, czy jesteś tak kurewsko głupia? 

- Co proszę?! - spytałem, czując narastającą wściekłość. - Kochanie, o czym Ty do cholery mówisz?! - zimny śmiech, wydarł się z jego gardła. Naprawdę nie miałam zielonego pojęcia co jest grane. 

- Jesteś taka głupiutka... - westchnął, robiąc krok w moim kierunku. Nie minęła sekunda, a był już przy mnie, trzymając dwoma palcami za mój podbródek. Nasze usta dzieliły milimetry, a ja odczuwałam dziką ochotę, wbicia się w nie. - Naiwna suczka. - dodał, zaciskając palce. - Taka niewinna i niedoświadczona... Spodobałaś mi się kochanie i jedyną rzeczą jakiej pragnąłem, było przerżnięcie Cię. 

- Co...co ? - nie dowierzałam, w to co właśnie powiedział. Oh Boże, nawet nie dopuszczałem jego słów do świadomości. Czułam się, jakby nic nie wypowiedział, a obecnej sytuacji w ogóle nie było. 

- Caroline, chciałem Cię tylko przelecieć. - powiedział, dotykając koniuszkiem języka mojej dolnej wargi. Zadrżałam, po woli zdając sobie sprawę z tego, co właśnie się stało. Moje oczy porwała mgła i dosłownie w ciągu ułamku sekundy, spod powiem wypłynęły gęste łzy. - Wiesz kim dla mnie jesteś?! Jesteś dla mnie kurwą, skarbie! Nie udało mi się zamoczyć w kiblu, to zamoczyłem teraz. Wiesz co? Dobra byłaś, ale szkoda, że Twój PIERWSZY RAZ, był tak bolesny. 

- Ty skurwysynie... - szepnęłam, odsuwając się od niego. Czułam jak moją twarz pokrywa wściekły rumieniec, a po policzkach spływają stróżki łez. To nie mogło stać się na prawdę. Dlaczego znów, znalazł się ktoś, kto mnie zranił? Czy mam napisane na czole "Jestem tępą dzidą, jak chcesz możesz mnie wykorzystać. Przecież jestem człowiekiem i nie mam uczuć. No dalej!" - Jak mogłeś mi to zrobić?! - czułam jak coś się we mnie gotuje. Ból, jaki rozpierał moje serce był nie do opisania, a wstręt jaki czułam do własnego ciała, jeszcze bardziej go podsycał. Czułam się jak ostania kurwa. Naprawdę tylko nadaję się do pieprzenia?! - Wiesz co..? Miałeś racje co do tego, że nie jesteś taki jak Harry. On by nigdy czegoś takiego mi nie zrobił. - powiedziałam twardo.  

- Życie bywa brutalne, kochanie. - zaśmiał się szyderczo i dłonią przejechał po mym policzku, ocierając spływające po nim łzy. - Wiesz co? Teraz już możesz spierdalać, skończyłem z Tobą. Wybacz, czeka na mnie teraz w mieszkaniu Anastasis. Ponętna blondynka z cyckami większymi niż u kobiety w ciąży. O kurwa, jak ona zawodowo obciąga! Normalnie żyć, nie umierać. Bywaj maleńka, nie rozpaczaj zbytnio. Jestem chujem z natury. - powiedział i odszedł, zatrzaskując za sobą drzwi od swojego mieszkania. 

Stałam tam, czując się jak tanie ścierwo. Kompletnie, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Nigdy w życiu, nie mogłabym powiedzieć, że Xavier właśnie w taki sposób mnie potraktuje. Byłam zabawką na jedną noc! Głupia uwierzyłam w tego czułe słówka i zapewnienia w to, że mnie nigdy nie zrani. Kolejny raz dałam się nabrać facetowi. Czy ja muszę trafiać na samych kretynów?! Szybko pobiegłam na schodach i wypadłam na zewnątrz, rzucając ostanie spojrzenie w kierunku domu Xavier'a.

Przez dobrą godzinę, spacerowałam bez celu po pobliskim parku, nieustannie płacząc. Czułam się naprawdę źle i co najgorsza, nie wiedziałam co mam teraz z sobą zrobić. Miałam po dziurki w nosie to życie, ono jest tak beznadziejne! Chciałam wracać do domu... ale nie chciałam znowu uciekać od problemu. Wracając do Londynu, czułabym się przegrana i byłoby mi cholernie głupio. Naprawdę nie miałam pojęcia co teraz robić.

Bezczynnie usiadłam na starej, odrapanej już ławce i chowając twarz w dłoniach, znów zalałam się łzami. Nie kochałam Xaviera - nigdy, ale mimo wszystko bolało mnie to, że tak nie poważnie mnie potraktował. Boże, przecież mogłam mu odmówić... jestem tak głupia, że to aż przykre. Teraz zaczynałam żałować, że nie przeżyłam swojego pierwszego razu z  Harry'm. Jestem pewna, że on by mi tego nie zrobił. Oh, to raczej pewne.

Nie wiem czemu, ale nagle poczułam ogromną chęć usłyszenia jego głosu. Nie rozmawiałam z nim, naprawdę długo, ale teraz była to jedyna rzecz, jakiej najbardziej pragnęłam. Nie wiem skąd się to teraz we mnie wzięło, ale wiedziałam, że w pewien sposób on będzie w stanie mnie ukoić. Nie czekaj ani chwilę dłużej, ocierając wierzchem dłoni spływającą po policzku kolejna łzę, wyciągnęłam z torby telefon i wystukałam na jego klawiaturze, numer do loczka.

Harry błagam odbierz, potrzebuję Cię... 

- Londyn, Harry -

Oglądając denne programy telewizyjne, leżałem całkowicie znudzony w salonie Diany i Daniela. Moja przyjaciółka poprosiła mnie, abym dotrzymał jej troszkę towarzystwa, zwłaszcza, że jej mąż miał dzisiaj spotkanie w sprawie pracy, a ja... no cóż, nie miałem nic ważnego do roboty. 

Blondynka stała przed deską do prasowania, delikatnie jeżdżąc żelazkiem po różnokolorowych śpioszkach, dla maluszków. Do oficjalnej daty porodu, został nam dokładnie miesiąc. Każdy z nas nie mógł się już doczekać, kiedy te dwa małe szkraby przyjdą na świat. 

Nasza trasa koncertowa powoli dobiegała końca i zostały nam ostanie dwa koncerty w Londynie. Naprawdę niezmiernie się cieszyłem, że w końcu na jakieś półtora miesiąca będziemy mieć spokój. Oczywiście, wraz z nowym menadżerem, rozpoczęliśmy pracę nad naszym, następnym albumem, ale jak na razie zbieraliśmy tylko materiały. Myślę, że spokojnie, na początku stycznia, zawitamy w studiu i nagramy parę nowych kawałków.

- Styles! - nagle poczułem, że ktoś szarpię mnie za ramię. Odwróciłem się i ujrzałem blondynkę, trzymającą w ręku telefon. Patrzyła na mnie zdenerwowana, jakby coś się stało. - Myślałam, że śpisz. - powiedziała. - Telefon Ci dzwoni, to już trzeci raz. Numer zastrzeżony, odbierz. - dodała, podając mi aparat. Szybko odblokowałem go i przycisnąłem do ucha.

- H...Harry... - nieco zdziwiony, cichym szeptem mojego rozmówcy, zmarszczyłem lekko czoło. Nagle poczułem, że coś jest nie tak... moja podświadomość, podpowiadała mi, że coś złego się stało. - Tu Caroline... - wstrząs jakiego doświadczyłem, był nie do opisania. Tępo wpatrywałem się w ścianę znad przeciwka. Nie rozmawialiśmy ze sobą od naszej ostatniej rozmowy, nie licząc pojedynczych sms'ów. Coś było nie tak. Czułem to.

- Caroline? - spytałem, nadal będąc w lekkim szoku. Naprawdę nie mogłem uwierzyć w to, że zadzwoniła. - Co się stało?

- Harry... no...no bo...bo... - jęknęła cichutko szlochając. Czułem jak moje serce, rozsypuje się na drobne kawałeczki. Nie mogłem znieść dźwięku jej płaczu. - Xavier... - szepnęła cicho.

- Caroline, co się stało? - spytałem, podrywając się z miejsca, będąc nieco poirytowany, moim brakiem poinformowania. To jej chłopak? Co jeśli coś jej zrobił?! Oh, pożałuje skurwysyn.

- On... on... mnie wykorzystał, Harry. - powiedziała, nabierając głęboko powietrza. - Nie wiem co mam robić... musiałam do Ciebie zadzwonić, tylko ty jesteś w stanie mi doradzić. Chcę już wrócić do domu, Harry...

- Co on Ci zrobił?! - warknąłem, nieco za głośno. Caroline jęknęła cicho i na dłużą chwilę, zapadła cisza. - Carls, proszę powiedz co on ci do cholery zrobił?! - spytałem starając się nieco uspokoić.

- Wsiadam w samolot. - szepnęła cicho. - Odbierzesz mnie z lotniska? Wszystko opowiem Ci w Londynie, Hazz... - czułem jak jej głos, przepełniony był bólem. Bólem, którego sam po prostu nie mogłem znieść. Jeżeli dowiem się, że ten cały Xavier coś jej zrobił to... nie ręczę za siebie. Przysięgam.

- Odbiorę. - powiedziałem, zaciskając z wściekłości dłonie w pięści. - Będę na Ciebie czekać. Nie płacz już, dobrze? Kocham Cię, zobaczymy się za niedługo.

- Dobrze... - odpowiedziała i rozłączyłem się.

Poirytowany, swój wzrok przeniosłem na Dianę, która stała opierając się jedną ręką o blat kuchenny, a drugą masowała swój brzuch. Jej twarz była blada, a ciało spięte. W jej szarych oczach, zagnieździł się ogromny ból. Przez chwilę, miałem wrażenie, że dziewczyna wie co przydarzyło się Caroline i razem z nią to przeżywa, lecz gdy tylko ujrzałem rozpościerającą się u nóg dziewczyny, kałużę bezbarwnej cieczy, uzmysłowiłem sobie, że ewidentnie nie o to chodzi. Diana głęboko odetchnęła, zaciskając zęby na dolnej wardze, tak, że cała posiniała. W końcu podniosła na mnie swój wzrok na mnie i przerażona wyszeptała; - Harry, ja rodzę... 
__________________________________________________
No cześć miśki! :* Bardzo was przepraszam, że dopiero teraz dodaję rozdział, ale dopiero co wróciłam z moich małych wakacji. No cóż, chyba każdy wie, że zostały nam tylko 2 rozdziały do końca! Jestem taka podekscytowana, że możliwe iż kolejną notkę uda mi się napisać do weekendu i dodać dla was. Muszę przyznać, że za specjalnie nie podoba mi się to co zrobiłam z Xavier'em i Caroline, no ale cóż.. takie były plany. Nie możecie doczekać się kolejnego rozdziału?! Ja też!!! Pozdrawiam! :* :* Przepraszam za wszelkie błędy!
- Jerr.

Zapraszam na blog o niegrzecznym Niall'u i Harry'm!!! http://im-here-for-you-oomn.blogspot.com/

Obserwatorzy