poniedziałek, 4 marca 2013

019. "- No to gratulacje.-powiedziała przez zaciśnięte zęby.-Tylko pozazdrościć takiej dziewczyny jak Taylor.- wybuchła płaczem i wybiegła z domu,a ja stałem kompletnie sparaliżowany tracąc wszystko co było dla mnie moim życiem."

*  Z PERSPEKTYWY CAROLINE *

 - Halo?-odebrałam wściekła.
- Caro..Caroline.. Tutaj Adrianna.-zachrypiała do telefonu. Słyszałam jak płacze,ale nie obchodziło mnie to. Nie miałam już w sobie skruchy dla tych ludzi. Zranili moja przyjaciółkę. - Logan powiedziała,że się zabije. On nie może się zabić.- zajęczała do telefonu teraz już byłego "chłopaka'' mojej przyjaciółki.
- To nas już nie obchodzi.-warknęłam do słuchawki telefonu i się rozłączyłam. Byłam wściekła,może nie powinnam decydować dla Rachel,ale to było dla jej dobra. Spojrzałam ze wstrętem w stronę telefonu przyjaciółki. Zabić to mało.. zdecydowanie za mało. Spojrzałam na zegarek,na moim nadgarstku. Była za trzynaście druga w nocy. Samolot mamy o trzeciej, czyli w Londynie będziemy późnym popołudniem. Długa podróż przed nami. Zwłaszcza dla Rachel... Gdyby Harry mnie zdradził... nie poradziłabym sobie psychicznie. Ona tyle przeżyła... dwa tygodnie temu gwałt... a teraz.. Logan ją pewnie wykorzystał w taki..a nie inny sposób.. To okropne. Na jej miejscu byłam bym zdecydowanie przeciwna temu wszystkiemu. Westchnęłam cicho i wyłączyłam telefon Dare.. Po czasie przyjemny głos,wydobywający się z głośników zachęcił nas do wejścia numer 1B. Złapałyśmy za walizki i ciągnąc je wyszłyśmy przez wyjście wcześniej ukazując bilety i wsiadłyśmy do małego busik,który zawiózł nas przez lotnisko w ślimaczym tempie pod sam samolot. Weszłyśmy na jego pokład i zajęłyśmy nasze miejsca. Rach przytuliła swoją zmęczoną twarz do poduszki i odpłynęła, ja włożyłam słuchawki do uszu i starałam się zapomnieć,że spędzę w samolocie bite... jedenaście godzin. Odpłynęłam na dłuższy czas i obudziłam się gdy samolot wyłonił się z gęstych tumanów chmur i przymierzał się do lądowania w Londynie. Poczułam nagły przypływ energii, byłam w pełnej gotowości na spotkanie Hazzy,który na marginesie nie wiedział kompletnie o tym,że dzisiaj będę już w Anglii. Obudziłam Rachel,która smacznie spała wtulona w okno...

- Już prawie jesteśmy.-powiedziałam łagodnie.
- Dobrze.-odpowiedziała automatycznie. Zadzwonił krótki dzwoneczek,który zbudził resztę pasażerów. Głos pilota samolotu kazała nam zapiąć pasy i przygotować się do lądowania. Bez żadnych przeciwwskazań uczyniliśmy to i w milczeniu czekaliśmy, aż podwozie dotknie ziemi i będziemy mogli jak najszybciej opuścić samolot. Stęskniłam się za moim domem. Gdy tylko moje stopy stanęły na kładce uderzyło we mnie zimne powietrze, charakterystyczne dla mojego miasta. Wdychałam je ze szczęściem i pewnością. Miałam dobry humor, to fakt ale gdy tylko spojrzałam na Rachel.. ciepłe myśli,które podsycał wiatr nagle odpłynęły pozostawiając mnie sam na sam z ciemną chmurom niepewności, strachu i przemęczenia. Powinnyśmy we trójkę wracać. Szczęśliwe i uśmiechnięte. Widocznie tak musiało się stać...Wszyscy pomożemy wrócić jej do rzeczywistości. Ma mnie, Dianę.. no i oczywiście Liama,który jest jej przyjacielem. Otaczamy ją i nie pozwolimy jej odejść. Odebrałyśmy nasze bagaże i pośpiesznie przeszłyśmy po kolei do okienka ukazując nasze paszporty. Po półgodzinnej odprawie wyszłyśmy na zewnątrz. Miałam na sobie tylko bordową sukienkę do kolan i czarny sweterek,który narzuciłam na siebie szybko. Zimny wiatr targał moim ubraniem,a jego chłodne języki muskały moje ciepłe przyprawiając mnie o dreszcze. Niespodziewanie zaczęłam tęsknić za słońcem. Westchnęłam pobłażliwie i obróciłam się w kierunku Rachel. Znowu paliła. Nienawidziłam tego. Zawsze gdy Rach się złościła odpalała szluga i z własnej woli, krok po kroku gubiła się wśród szarych, bez namiętnych tumanów dymu.
- Palenie zabija.-rzuciłam uśmiechając się w jej kierunku aby rozładować atmosferę.
- Na coś trzeba umrzeć.-odpowiedziała przyglądając się jak ulotny dym ginie na świeżym powietrzu.
- Jedziesz ze mną metrem?
- Nie.. wsiądę do autobusu i pojadę do domu.-brząknęła.- Muszę pozbyć się paru niepotrzebnych... gratów.- na moment jej oczy się zeszkliły,a mnie wydawało się,że się rozpłacze lecz ona tylko odchrząknęła spokojnie i rzuciła niedopałek za siebie przydeptując go stopą. Pokiwałam głową.- O już jedzie 36... więc do zobaczenia.-powiedziała i podeszłą na przystanek. Patrzyłam tęsknym wzrokiem jak odchodzi... po chwili i ja odeszłam. Nie wiedziałam... nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić tego jak będzie wyglądało nasze życie. Tym bardziej życie Rachel.. Diana i Daniel też byli dla mnie ogromną zagadką. Związki na odległość nie są dla nikogo korzystne. Diana to bardzo uczuciowa osoba,którą bardzo łatwo jest zranić... Nie mam pojęcia jak to wszystko się potoczy. Kompletnie jestem bezsilna w tym przypadku.

***
Okej, po wejściu do domu czekał mnie mały prysznic i ogarnięcie zakurzonych półek. Gdy już posprzątałam cały dom poszłam na górę się wykąpać. Siedziałam w gorącej wodzie dobre pół godziny i gdy już się wysuszyłam założyłam na siebie granatowe rurki, beżową koszulę i czarne, ćwiekowane vansy. 
Wysuszyłam włosy, związałam je w wysokiego kucyka i zeszłam na dół. Była godzina szesnasta, więc pomyślałam,że pójdę odwiedzić chłopaków i przy okazji spotkam Hazze. Wyszłam z domu, zamykając drzwi na klucz i szybkim krokiem przeszłam na drugą stronę ulicy, uważając żeby nie wpaść w kałużę. Tęskniłam za osiedlem na którym mieszkałam. I to bardzo,ale dopiero teraz gdy spacerowałam chodnikiem to odczuwałam. Słońce wychylało się za gęstych chmur, jakby pragnęło towarzyszyć wiatru który kołysał gałązkami drzew akacji. Po chwili stałam już przed drzwi chłopaków i pukałam do nich. Niestety, odpowiedziało mi tylko głuche milczenie.. Spróbowałam jeszcze raz i jeszcze raz... Zero reakcji. Nacisnęłam delikatnie na klamkę i drzwi otworzyły się z cichym jękiem. Przekroczyłam próg mieszkania i skierowałam się do salonu,w którym raczej ktoś powinien siedzieć... Byłam w zupełności pełna nadziei,ale gdy usłyszałam o czym i z kim rozmawia mój chłopak... kompletnie nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. 

* Z PERSPEKTYWY HARRY'EGO * 

Obudziłem się koło dziesiątej rano i zszedłem na dół gdzie nikogo (znowu) nie było. Zastanawiało mnie troszkę gdzie podziali się chłopacy,ale szybko odepchnąłem od siebie te myśli. Zrobiłem sobie śniadanie i włączyłem telewizję. O, akurat leciała stacja śniadaniowa, jak co niedziela. Właśnie. Dzisiaj już jest niedziela,co oznacza,że Caroline jutro będzie w domu. W końcu. W końcu. W końcu, w końcu.. Strasznie,ale to bardzo bardzo strasznie nie mogę się doczekać tej chwili w której się z nią zobaczę. Mogłem polecieć do niej do LA,ale ta praca... jestem kompletnie zawalony. Pracujemy nad nową płytą i godziny spędzamy w studiu.. co również wiąże się z płytą.- Trasa koncertowa zaplanowana na nowy rok... Na samą myśl odechciewa mi się czegokolwiek. Wgryzłem się w moją kanapkę i starałam nadążyć za kobietą z magicznego pudełka,która właśnie opowiadała o nastolatkach którzy 'nadużywają' seksu. 

- Bzdura.-wybełkotałem w jej kierunku z pełnymi ustami. Przełknąłem kanapkę i poszedłem po sok, gdy już miałem go sobie nalać zadzwonił mój telefon.- Halo? 
- Harry? To ja, Joe.. Muszę z tobą porozmawiać. Jesteś w domu? 
- No jasne Joe.. a co się stało?-nawiasem mówiąc J, był naszym menadżerem od początku naszej kariery. Zawsze nas wspierał i wygrzebywał z beznadziejnych sytuacji. Tak jak zawsze, miałem nadzieję,że jest w stanie zrobić coś w sprawie Taylor.
- Chodzi o tą blondynkę. Musimy pogadać. Będę o piętnastej. 
- Yyyy... no okej..- rozłączyłem się i wróciłem do nalewania soku żurawinowego. Z pełnym kubkiem wróciłem na kanapę i zacząłem oglądać jakiś film. Nie wiem co ja robiłem,ale ten czas tak szybko minął,że nie zdążyłem się zorientować,a była już za dziesięć trzecia. Ruszyłem mój seksowny tyłeczek i poszedłem na górę się ubrać. Ubrałem ciemne jensy, biały podkoszulek i błękitną koszulę,której rękawy zawinąłem do ramion i zapiąłem ją do połowy. Na moim nadgarstku, od walentynek nadal trzymała się bransoletka,którą dostałem od mojej dziewczyny. Powlokłem się na dół i wyjrzałem przez okno. Dziwne, wydawało mi się,że ktoś w domu Caroline sprząta.. Eee, Hazza tylko Ci się wydawało. Po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi, więc poszedłem otworzyć. Przede mną stał mężczyzna w wieku czterdziestu trzech lat o siwiejących, czarnych włosach i bujnej brodzie. Miał na sobie biały, prążkowany garnitur i eleganckie, polerowane buty.- No cześć, stary. Wchodź do środka.-spojrzał na mnie swoimi przenikliwymi, szarymi oczami i przekroczył próg od razu kierując się do salonu w którym siedziałem jeszcze niedawno sam.  
- Harry.. sprawa jest prosta i myślę,że ją zrozumiesz od razu.-powiedział podejrzanie,jakbym miał jakieś problemy z rozumowaniem jego poleceń. Dobra, może rzeczywiście jakieś małe problemy z nimi miałem no ale bez przesady...- Gadałem z menadżerką Swift i oboje doszliśmy do jednego wniosku. Ty i Taylor macie tworzyć parę, Harry. Możecie udawać,możecie nie udawać ale parą macie być i kropka.. Rozumiesz?-no nie. No chyba, kurde mać nie.. 
- Co?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!- wrzasnąłem.- ŻE CO, DO CHOLERY JASNEJ? Ja przecież jestem z Caroline,nie mogę być z Taylor.. nic do niej nie czuję! Stary, no błagam Cię! 
- To sobie bądź z tą twoją 'dziewczyna',ale macie się ukrywać. Z Taylor masz pokazywać się różnych galach, bankietach, imprezach promocyjnych. Wszędzie,ale z tą Wish to sobie bądź jak chcesz. 
- Mam być jednocześnie z Taylor i Caroline? To jakaś paranoja. Nie zrobię tego. Pokochałem Carls i nie mam zamiaru ją oszukiwać i chować się z nią po kontach,tylko dla tego,że ty i ta zgraja popaprańców od Swift tego chcecie. 
- Słuchaj, gówniarzu...-zaczął.- Nie masz prawa się tak do mnie odzywać. Podpisałeś kontrakt,czy nie? Ja tutaj dowodzę. Jak chcesz One Diecrtion pozbędzie się jednego członka. Wylecisz na zbity pysk, dzieciaczku,a ja sprawię,że nikt Cię już nigdy nie zatrudni,a ty będzie klepał biedę. To jak? Umowa stoi, mam rozumieć? Prowizorycznie i marketingowo jesteś z piękną i oszałamiającą Taylor. Spróbujesz coś zepsuć to całe 1D zostanie całkowicie odcięte od waszych dochodów. Balastujesz nad przepaścią, młody. Nie schrzań tego. Masz udawać szczęśliwego, rozumiesz? Ja muszę już uciekać. Mam wizytę w banku.. Skoro wy nie panujecie nad swoich budżetem to ja muszę to robić.- zaśmiał się krótko i obrzydliwie oblizał swoje warki wychodząc z pokoju. Jak mam opisać mój dzisiejszy nastrój? Tykająca bomba gotowa na destrukcję wszystkiego i wszystkich? Siła autodestrukcyjna? Wkurwiony na maksa Harry Styles gotowy rozpieprzyć blond główkę Taylor Swift o beton? Tak, można to tak nazwać. Nagle ktoś za moimi plecami chrząknął,a ja się obróciłem. Za nimi stała.. stała rozpłakana i roztrzęsiona Caroline.. Paznokcie wbijała w ramię raki,a wzrok miała wbity w podłogę. Poczułem,że robi mi się żal... Czułem jak ją tracę. Nie mogłem nic zrobić. Jeden parszywy ruch,a zniszczę swoją,ale też i chłopaków karierę. Po co ja się w ogóle zadawałem z tą blondynką? Po co w ogóle utrzymywałem z nią kontakt? Co ja narobiłem? Teraz będę musiał latać z nią po wszystkich imprezach, raniąc przy tym moją prawdziwą dziewczynę. Carls, stała w miejscu i zalewała się łzami. No pięknie, Styles. Podszedłem do niej i mocno objąłem.
- Nie płacz.-szepnąłem całując ją w czubek głowy.- Proszę,wszystko byle nie płacz.
- Co teraz zrobisz?-zachlipała. 
- Nie wiem.-odpowiedziałem.- Nie mam pojęcia co teraz zrobię.
- Musisz z nią być żeby nie wylecieć z zespołu.-zadrżała. Nie tak wyobrażałem sobie ten dzień,w którym ona wróci.
- Więc muszę porozmawiać o tym z resztą.-odparłem.- Proszę, usiądź na kanapie. Ja po nich zadzwonię. Zwołuję naradę wojenną One Direction..- pokiwała smutno głową i zrobiła to o co ją prosiłem. W ciągu trzydziestu minut do domu zjechali się wszyscy. Lou i Zayn lekko zaspani, Liam zdenerwowany no i głodny Niall. Poprosiłem ich również żeby usiedli koło Carls i mnie wysłuchali. Opowiedziałem im wszystko tak jak było, po kolei i ze szczegółami. Patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Chyba żaden z nas nie spodziewał się,że Joe mógłby się obrócić przeciwko nam. Caroline wybuchła wielkim płaczem,a mnie krajało się serce. Niall przytulił ją i nie wypuszczał ze swoich objęć. Patrzyłem na nią ze smutkiem. Wiedziałem,że każdemu z nas zależy na karierze i będę musiał poświęcić dużo rzeczy żeby wszystko nadal mogło trwać. Chociaż dla nich,nie dla mnie.
- Przecież to jest bestialskie!-warknął wkurzony Zayn, poprawiając kołnierzyk swojej białej koszuli.
- Nikt nie ma prawa nas ograniczać.- powiedział Liam,a reszta przytaknęła- Tylko co teraz możemy zrobić? Joe ma władzę,a jak pójdziemy do wytwórni nie pozwolą go nam tak łatwo zwolnić. Mamy z nim kontrakt, który nie wiem jeszcze ile trwa.. Papiery są w biurze, pójdę ich poszukać.-powiedział spokojnie i opanowany poszedł na górę.
- Rozprawię się z tym kretynem.-wrzasnął Lou ściskając pięści ze złości.
- Przestańcie.-powiedziała, prawie krzycząc Caroline.- Nie znajdziecie na niego kruczka, on będzie waszym menadżerem jeszcze przez długi czas,a Harry będzie musiał udawać chłopaka Taylor bo innego wyjścia nie ma.-wstrzymała oddech patrząc prosto w moje oczy.- Ja nie dam rady udawać,że wszystko jest w porządku. Będziesz ze mną,a jednocześnie z nią. Ja nie.. nie potrafię tak.- poczułem jak ktoś zbija w moje serce rozżarzony kawałek metalu.- Nie umiem kłamać, Harry. Nie chce okłamywać samej siebie,że wszystko jest w porządku w czasie kiedy ty będziesz biegać po galach. Z nią chociaż będziesz mógł się pokazać,a ja? Będziemy się spotykać w.. domu? Czy nie uważasz,że takie coś nie ma przyszłości?- chciałem jej już odpowiedzieć,że wszystko da się pogodzić i, że wszystko się ułoży,ale do pokoju wszedł Liam z nie ciekawą miną.
- Joe będzie naszym menadżerem jeszcze przez pół roku, w tedy miesiąc przed końcem kontraktu musimy iść do wytwórni i złożyć rezygnację z jego usług i poprosić o nowego menadżera... Więc, Harry... obawiam się,że innego wyjścia nie ma. Pół roku to dużo. Bardzo dużo.-myślałem,że zaraz padnę. To jakich cholernie dziwny sen z którego nie mogę się obudzić,a nawet jeśli bym chciał to nie mogę. Po prostu nie mogę. Spojrzałem na Carls,która patrzyła nieobecnym wzrokiem w podłogę. Wiem co myślała. Ja też nie potrafiłem w to uwierzyć. Miało być tak dobrze. Taylor miała zniknąć z mojego życia.
- No to gratulacje.-powiedziała przez zaciśnięte zęby.-Tylko pozazdrościć takiej dziewczyny jak Taylor.- wybuchła płaczem i wybiegła z domu,a ja stałem kompletnie sparaliżowany tracąc wszystko co było dla mnie moim życiem.Chłopaki patrzyli na mnie bezradnie i ze współczuciem. Musiałem to zrobić,żeby ich uratować. Teraz nie liczyło się to co ja czułem. Musiałem to zrobić dla moich braci.

* Z PERSPEKTYWY LIAM'A * 

- Hazza...-zacząłem opierając się o ramie przyjaciela,który siedział z twarzą w dłoniach na kanapie.- Mam iść i pogadać z Caroline? Harry... spójrz na mnie.-podniósł zmęczoną głowę. Loki przyklejały się do jego mokrej twarzy.. od łez. Nie wiedziałem,nie miałem pojęcia jak on się teraz czuje. Mogłem sobie tylko wyobrażać jak.- Pójdę do niej,a ty z chłopakami poszukaj jakiejś luki. Może jeszcze da się coś zrobić.
- Nic się nie da zrobić. Będę musiał udawać przez pół roku,że z nią jestem,a jak go nie zwolnimy to może nawet dłużej. Liam,ja muszę to zrobić dla was. Za to wszystko co do tej pory robiłem złego. To będzie moja pokuta. Muszę ją wypełnić, skoro Bóg tak chce. 
- Harry, przestań. Idę pogadać z Carls.
- To nic nie da.-zajęczał zanosząc się.- Ja muszę to robić.. muszę...-nie mogłem dłużej na niego patrzeć. Była tak cholernie załamany,że tego nie dało się ukryć. Już widziałem ten ból,który będzie rozpierał jego klatkę piersiową gdy będzie pokazywać się z Taylor. Co w tedy stanie się z Caroline? To na pewno odbije się na nich. Założyłem cienką kurtkę i wyszedłem z domu pozostawiając chłopaków, którzy przekrzykiwali się wzajemnie. Wolno przeszedłem na stronę ulicy, na której mieszkała dziewczyna Loczka i postanowiłem nie pukać tylko od razu wejść do środka. Wiedziałem,że Caroline nigdy nie zamyka drzwi, gdy jest w domu . Problem by był gdyby teraz gdzieś wyjechała,ale wątpię,że w takim stanie udało by się jej gdziekolwiek pojechać. Tak więc, otworzyłem te drzwi i wszedłszy do mieszkania zacząłem się rozglądać za brunetką. Nagle dobiegł do mnie odgłos stłumionego szlochu za drzwi łazienki. Delikatnie uchyliłem je na oścież i zobaczyłem całą rozmazaną i zapłakaną dziewczynę. Siedziała pod ścianą i kołysała się w przód i w tył. Była rozbita i zrozpaczona. Usiadłem koło niej i objąłem ją ramieniem. Spojrzała na mnie spod przymrożonych powiek. 

- Liam, po co przyszedłeś? 
- By powiedzieć,że on Cię kocha,ale nie może nic zrobić. 
- Przecież to wiem. Ja też go kocham.
- Ale nigdy mu o tym nie powiedziałaś.
- Bo to nie jest dla mnie wcale łatwe. Mam za sobą przeżycie o którym nikt nie wie oprócz dziewczyn. Kocham go,ale nie powiem mu tego tak od razu...
- To daj wam szansę. 
- Ale ja nie chce się okłamywać,zrozum. Nie potrafię żyć w kłamstwie. Udawać,że wszystko jest dobrze.
- Rozumiem.-przytaknąłem.- Ale jemu też nie jest łatwo. Nie chce stracić nas,ani Ciebie. Musi to zrobić. 
- On niczego nie musi. 
- Postaw się w jego sytuacji.-odpowiedziałem.- Też byś to zrobiła dla przyjaciół, prawda?-zastanawiała się przez chwilę spoglądając prosto w moje oczy. Mimo płaczu, zapuchniętych oczu i sinych ust wyglądała pięknie. Idealnie. Perfekcyjna. Otrząsnąłem się szybko i skupiłem uwagę na jednym punkcie,nad jej głową. 
- Zrobiłabym to.-odpowiedziała po chwili. 
- Więc daj wam szansę. 
- Co jeśli nie będę tego potrafiła długo ciągnąć?
- To skończysz to.-odpowiedziałem szybko,a ona pokiwała smutno głową.- Pół roku i nie dłużej. Przysięgam. 
- Na paluszka? 
- Na paluszka.-powtórzyłem z uśmiechem,który i ona odwzajemniła spoglądając na mnie roześmianymi oczami,w których czaił się płomień nadziei nadający im blasku. Westchnąłem cicho i przytuliłem ją do siebie.- Wstawaj, wyglądasz jak zombie. 
- Jesteś miły.-odparowała szturchając mnie w ramie.
- Zadzwonię po Harry'ego. Chcesz żeby przyszedł? 
- Tak...-odpowiedziała cicho.- Wiesz, Rachel też wróciła... 
- A Diana?
- Diana została. Wróciłyśmy wcześniej bo...-przerwała. - Bo Logan zdradził Rachel.
- Co zrobił?-krzyknąłem trochę za głośno. Czułem jak moje serce dostaje palpitacji,a ogromna klucha powstaje na środku gardła. Ucisk w żołądku i skurcz w nogach umożliwiały mi wszelki ruch. Czy Caroline właśnie powiedziała mi o czymś czego się najbardziej w świecie obawiałem? Znowu ktoś zranił Rachel.. Znowu ją zraniono. Na nowo panowałem moim ciałem. Uderzyłem pięścią w gipsową ścianę,robiąc przy tym lekkie wgniecenie i wybiegłem z domu pędząc po swój samochód. Wiedziałem gdzie muszę pojechać,ale nie wiedziałem co chcę zrobić. Jakie mam intencje? Od dłuższego czasu niepewność muskała mnie swoimi mackami nie dając mi chwili zastanowienia na trzeźwe myślenie. Jechałem w ciszy, zaciskając dłoń na kierownicy i z zawrotną prędkością starałem się uniknąć zatłaczających mnie myśli. Z piskiem opon zaparkowałem przed domem Rachel i wybiegłem z samochodu zostawiając za sobą otwarte drzwi. Po chwili zadzwoniłem dzwonkiem,a ona otworzyła je z wrzaskiem... 

***
Siedzieliśmy w jej salonie. Na kanapie. W ciszy i w spokoju. Rachel wbijała paznokcie w nadgarstek przyglądając się im z roztrzęsieniem i frustracją,jakby się ich brzydziła. W okół leżały roztargane ubrania i pocięte zdjęcia. Stłuczona ramka leżała koło mojej stopy. Patrzyłem na nią z obrzydzeniem. Ten dom tak bardzo przypominał o obecności Logana. Głucha cisza sprawiała,że moje uszy wypełniał stłumiony wrzask wydobywający się ze ścian,który błagały o zniszczenie. Nie chciały być świadkami tego co tutaj miało miejsce. Nie chciały pamiętać bólu i cierpienia jakie doświadczyła ich właścicielka. Sam chciałem zapomnieć widoku mojej przyjaciółki.
- Wiedziałem,że to parszywy gnój.
- Przestań.-warknęła.- Po prostu nic nie mów.-powiedziała wstając. Wyciągnęła z szafy duże,kartonowe pudełko i zaczęła do niego zbierać wszystko rozrzucone rzeczy, gdy salon w miarę był już ogarnięty zaczęła chodzić po całym domu wrzucając do pudła wszelkie rzeczy które kojarzyły jej się z Loganem. Przez chwilę nie słyszałem gdzie jest i co robi. Wstałem z kanapy i poszedłem na górę. Siedziała na skraju łóżka, w ręku trzymała zdjęcie z... balu maturalnego. Była młoda i szczęśliwa,a koło niej stał uśmiechnięty i uradowany Logan,który przytulał swoją dziewczynę. Słone łzy rozbijały się o śliską powłokę zdjęcia. Rachel otarła je dłonią i spojrzała na mnie z bólem.- Nie wiem jak mam to wytrzymać. Wszystko na co spojrzę przypomina mi jego. Przed oczami mam tą scenę jak ich nakrywam. Dlaczego mnie zdradził?
- Rachel...- przykucnąłem koło niej i złapałem ją za nadgarstki.- Nie był Ciebie wart. Nawet odrobinę. Ani trochę. Wcale. Kompletnie. Nie kochał Cię. Bo gdyby Cię kochał to nigdy,ale to przenigdy by Cię nie zdradził.Rozumiesz?-pokiwała głową.- Jeżeli by Cię kochał to by wrócił. Gdyby Cię kochał nigdy by się nie przespał z inną kobietą. A ty? Ty jesteś piękna i mądra. Potrafisz sprawić,że się uśmiechem. Wiesz ile znaczysz dla twoich przyjaciół? Ile dla mnie? Rachel,ty nie jesteś warta tego gnoja. Zasługujesz na kogoś prawdziwego. Na kogoś kto nie został zatruty tym światem pełnym kłamstw. Zasługujesz na kogoś kto Cię prawdziwie pokochał. Uwierz mi. Jest taka osoba,która na Ciebie czeka.
- Znasz ją?-zastanowiłem się przez chwilę nad słowami,które do niej wypowiedziałem. Czy mówiłem o sobie? Czy właśnie pokazałem jej,że ją kocham? Czy może zrozumiała moją aluzję? Nie. Tak nie może się stać. Ja jestem dla niej tylko przyjacielem. Ona mnie nigdy nie pokocha. Nie będę w stanie zastąpić Logana. Co z tego,że się w niej zakochałem,skoro nigdy nie odwzajemni moich uczuć?
- Chyba tak.-odpowiedziałem starając się mówić pewnym głosem.- Kiedyś się pojawi z twoim życiu. W najmniej spodziewanym przez Ciebie momencie. I chyba.. ty też go pokochasz. Pewnie by tego chciał.
- Chciałabym go poznać.-powiedziała ocierając łzy.- Liam, pójdziesz ze mną wyrzucić te śmieci?-wskazała głową na tekturowy karton stojący tuż koło mnie.
- Jasne,Rach.
- Kocham Cię,wiesz? Jesteś dla mnie jak brat.
- Też Cię kocham.-Nie do końca jak siostrę,ale kocham Cię Rachel i kiedyś Ci o tym powiem.

* Z PERSPEKTYWY CAROLINE *

Dobra... Chyba można powiedzieć,że pogodziłam się z tym faktem iż Harry będzie musiał udawać chłopaka Taylor. Nie cierpiałam jej,ale kochałam Hazze (mimo,że jeszcze nigdy w życiu nie powiedziałam mu o tym)
Trochę mnie to denerwowało,ale musiałam wytrzymać te pół roku.. tylko co jeśli podczas tych sześciu miesięcy to w niej się zakocha? Nie, przestań. Wszystko będzie dobrze... Liam Ci obiecał. Właśnie, Liam. Nie mam pojęcia gdzie pojechał,ale miałam wrażenie,że do Rachel bo tak nerwowo zareagował,że co innego nie przychodziło mi na myśl. Ciekawe jak się teraz trzyma. Ech, ona jest twarda. Najtwardsza z nas wszystkich. Jak zawsze. Usiadłam na wygodnym fotelu,w salonie i zaczęłam sączyć gorącą herbatę. Ciepły płyn przyprawił mnie o przyjemny dreszcz. Zamknęłam czy i zaczęłam się kołysać na fotelu,gdy zupełnie niespodziewanie zadzwonił dzwonek do drzwi. Wzdrygnęłam się i poszłam jej otworzyć. Przede mną stał nie kto inny jak...

____________________________________________________________________
Cześć wam! ;> Jak tam po weekendzie? U mnie nawet spoko, rodzinne spotkanko <mrr> -,-'
Muszę wam powiedzieć,że ostatnio statystyka odwiedzin bloga mnie dobija, serio tylko 70 na dzień, co z wami? żyjecie tam ludzie? 
Właśnie jestem w trakcie pisania rozdziału 20 z którego kompletnie jestem zadowolona! Myślę,że spokojnie dodam go w czwartek/piątek bo na weekend jadę na Śląsk :P Oke, nie przedłużając, podobał wam się to skomentujcie! Pozdrawiam! ;>
- Jerr.

7 komentarzy:

  1. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA.... Ten rozdział mnie powalił. Czekam tylko, aż Liam powie Rachel "Kocham Cię"
    Ten menadżer jest naprawdę psychiczny. Czy związek Caroline i Harrego przetrwa?
    Cóż...mam nadzieję, że już wkrótce się tego dowiem.
    Taylor mnie przeraża. Tutaj przepraszam wszystkich jej fanów, ale ogólnie nie przepadam za nią, bo to, że piszę piosenki o chłopakach, którzy ją w jakiś sposób skrzywdzili wydaję mi się nie do końca normalne.
    Kto stał za tymi drzwiami?
    Już mam różne, idiotyczne pomysły.
    Tak naprawdę, to może być każdy...Harry, Logan...Taylor dosłownie każdy.
    Z wielką niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Aaaaaaaa.... jeszcze raz - ROZDZIAŁ GENIALNY :d

    OdpowiedzUsuń
  2. ROZDZIAŁ GENIALNY! Mam nadzieję, że związek Harry'ego i Carls przetrwa... szkoda mi Rachel.. dobrze, że ma takiego przyjaciela jak Liam.
    Czekam na następny rozdział, bejbee ;*********

    OdpowiedzUsuń
  3. Diana/Piłat ma rację! Związek Harry'ego i Carls jest najtrwalszy w opowiadaniu więc miejmy nadzieję, że CHOCIAŻ ON się utrzyma. Zgadzam się z Piłat jeszcze w kwestii przyjaźni Rachel i Liama, ale oby na tym się skończyło.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem strasznie ciekawa co będzie dalej z Harrym i Caroline! *,*
    Mam nadzieję, że się nie rozstaną! ;(
    No i trzymam kciuki za Liama i Rachel! <3
    /Klaudia

    OdpowiedzUsuń
  5. no to wiec zgadzam sie z wszystkimi powyzej i nie wiem co mam jeszcze dodac jak tylko to ;DD SUPER,GENIALNY ROZDZIAŁ
    czekam na nastepny i mam nadzieje ze bedzie taki długi jak ten albo nawet i dłuzszy ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. No jak ją Cię kiedyś dorwę, to będą kłopoty. Kto Ci pozwolił kończyć w takim momencie?!?!?!??!?!?!?!? Teraz krzyczę do komórki "co? Koniec?!". Dawaj ten nr 20 ;)
    Co do rozdziału... Logan to dupek. A Liam jest słodki i mam nadzieję, że wreszcie powie Rachel, co czuje. To zdanie "nie do końca jak siostrę..." Mnie rozbroiło. Biedna Rach, nie ma szczęścia do chłopaków :C
    Ją tego menagera rozerwe na drobne kawałki, podpale go, obedre że skóry a na koniec posiekam toporem. Co to do cholery ma być?! Hazza i Swift razem dla mediów?! To się nie może dobrze skończyć -,- trzymaj się Carls! :*
    Tak mnie zbulwersowałas, że nie jestem w stanie więcej napisać.
    Zajebiste!
    Merr

    OdpowiedzUsuń
  7. Najsmutniejszy z wszystkich rozdziałów...;( tyle mogę jedynie powiedzieć ;(

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy