wtorek, 16 kwietnia 2013

026. "Moja historia"

* CAROLINE * 

- Niall, gadaj w końcu co się stało.-powiedział lekko już zdenerwowany Harry. 
- Chodzi o to,że...-zapowietrzył się.- Całowaliśmy się i zadzwonił jej telefon.. znowu! Rozmawiała z kimś i nagle, znowu 'musiała już iść'-powiedział robiąc cudzysłów w powietrzu. 
- Co dalej? 
- Pobiegłem za nią, starając się aby mnie nie zauważyła... 
- Ty byłeś cicho? nie wierzę.-powiedział Harry,uśmiechając się do blondyna przyjaźnie. 
- Dobra, nie ważne.-powiedział.- Poszedłem za nią, okazało się,że mieszka w jakiejś starej, zapuszczonej kamiennicy. Weszła do mieszkania na drugim piętrze. Drzwi były strasznie poniszczone.. takie jakieś nie wiem.. bordowe? tak,chyba tak. Podszedłem bliżej i tam była złota plakietka z napisem ' Sophie&Stephan Turner' i imię mężczyzny było przekreślone markerem. Trochę się zdziwiłem i przybliżyłem się, sprawdzając czy może coś jeszcze pisze i nie zauważyłem, że koło mojej nogi leży butelka z mlekiem. Zrzuciłem ją niechcąca ze schodów i to bardzo głośno. Usłyszałem,że ktoś zbliża się do drzwi. Zbiegłem na dół i obserwowałem koło drzwi piwnicy. Wyszła z mieszkania, rozglądała przez chwilę i znowu weszła do środka. Ok, trochę byłem zdziwiony, bo nie wygląda na biedną. Czekałem trochę przy tej kamiennicy i po jakiejś godzinie wyszła z niej. Wyglądała zupełnie inaczej... miała wyzywające cichy i makijaż. Czekała na kogoś przy drodze, aż nagle podjechał jakiś czarny samochód i ją zabrał.. nie wiem dokąd,ale martwię się jak cholera! Nie odbiera moich telefonów.. 
- Czekaj... całowaliście się?-bąknął Harry,a Niall spiorunował go wzrokiem. 
- Bądź poważny,ok?-skarciłam loczka.- Może... nie wiem, spróbuj jeszcze raz zadzwonić? 
- Próbuję cały czas!-jęknął zrozpaczony.
- Spróbuj zadzwonić do niej wieczorem, albo rano.-poradziłam.
- Dobra, przepraszam, że wam znowu przeszkodziłem...-westchnął.
- Nic się nie stało...-odpowiedziałam z uśmiechem spoglądając na Harry'ego.- Ja i tak już muszę spadać, jutro rozpoczyna się reklama kampanii.
- Już idziesz?-spytał smutny Harry.
- No tak, muszę się wyspać i jeszcze ogarnąć notatki ze studiów.. dawno nie byłam na uniwerku.
- Zadzwonisz po wywiadach?
- No jasne.-uśmiechnęłam się.- A i jeszcze jedno... co mam powiedzieć, jakby spytali o Ciebie? Przecież nie mogę powiedzieć, że jesteśmy razem.
- Powiedz,że się tylko przyjaźnimy.-powiedział obojętnie.
- Tylko.-powtórzyłam oschle.- To cześć.

    Te słowa trochę mnie zabolały,ale dobrze wiedziałam, że on nie ma innego wyboru i musi się z tym kryć. Wyszłam z domu chłopaków i tuż po chwili byłam już u siebie. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, gdzie nadal nikogo nie było. Zrzuciłam z siebie sweterek w którym było mi strasznie gorąco. Weszłam po schodach na górę i skierowałam się do mojego pokoju. Usiadłam przy drewnianym biurku, zapalając beżową lampę z abażurem i zaczęłam wyciągać pogniecione notatki, wciśnięte w głąb szuflady biurka, gdy nagle usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.

" Carls, mogę do Ciebie wpaść? nie mogę wytrzymać sama w domu... Eleanor xx " 

    Przeczytałam wiadomość w skupieniu. Było mi strasznie szkoda El, sama nie przypuszczałam,że Lou może być.. gejem.. Szybko odpisałam przyjaciółce, na sms'a. " Jasne,że tak. Przyjeżdżaj. :) " Zeszłam na dół, przygotować na przyjazd przyjaciółki dwa kieliszki i wino, po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi i natychmiastowo poszłam je otworzyć. - Cześć.-powiedziałam ściskając przyjaciółkę.

- Hej..-szepnęła słabym głosem i weszła do środka, ściągając chabrowy płaszcz. Starłam się jej przyjrzeć, ale brązowe loki, opadały ciemną zasłoną na jej twarz. Słyszałam jak cicho pociąga noskiem i wypuszcza zmęczona, przez usta powietrze.
- Jak się... trzymasz?-spytałam niepewnie.
- Daj spokój.-odchrząknęła.
- To co... wino?
- Jasne.-odpowiedziała ze słabym uśmiechem i razem przeszłyśmy do salonu, gdzie czekała na nas butelka alkoholu i dwa szklane kieliszki. Usiadłyśmy na miękkie kanapie, a ja złapałam za szkiełka i nalałam do nich purpurowego płynu, podając jeden z krystalicznych kieliszków mojej przyjaciółce. Sączyłyśmy płyn w grobowej ciszy. W duchu powtarzałam sobie, że Eleanor odezwie się wtedy kiedy będzie miała potrzebę i wszelkie zbędne wypytywanie jej o Louisa jest kompletnie niepotrzebne. A jednak, nie pomyliłam się.- Nie wiem co teraz powinnam robić...-jęknęła ocierając pojedynczą łzę, która spłynęła po jej policzku.
- Powinnaś starać się odpocząć od tego wszystkiego.-powiedziałam dobierając łagodny ton głosu.
- Co jeśli ja nie chcę wcale 'odpoczywać'?-spytała zaciskając usta.- Przyzwyczaiłam się do takiego życia. Byłam dziewczyną Louisa Tomlinsona, piosenkarza, członka zespołu One Direction... Kim jest Eleanor Calder bez swoje połówki?
- Niesamowitą dziewczyną.-odpowiedziałam uśmiechając się w jej kierunku.- Miłą i szczerą. Pomocną i przyjacielską... starasz się tak wiele rzeczy naprawić naraz, a na tym nie polega ten świat, El. Nigdy nie był idealny, żadne z nas nie było idealne.
- Lou był idealny...
- Zastanów się... Louis nie miał żadnych wad? To nie możliwe! Każdy je ma, może nie widzimy ich na co dzień, ale one są w nas! Skrywane w głębi skorupy naszego serca... na pierwszy rzut oka, każdy może być idealny.. jednak z biegiem czasu wszystko się zmienia. Kochałaś Lou i jestem święcie przekonana, że on Ciebie też.-szepnęła.- Ale obydwoje zmieniliście się podczas tych dwóch lat spędzonych razem.Może dopiero teraz Lou dostrzegł jak bardzo się zmienił. Może zawsze taki był, ale skrywał to na tyle głęboko w swojej podświadomości, że dopiero to wyszło na wierzch, niczym oliwa, która zawsze jest sprawiedliwa.
- Tylko dlaczego to tak bardzo musi boleć?
- Taka jest kolej rzeczy.-szepnęłam obejmując ją ramieniem.- Jesteś młoda i piękna.. znajdziesz lepszego faceta niż on! Wystarczy tylko trochę poczekać, a wszystko się ustabilizuje.
- Naprawdę tak myślisz?-spytała.
- Sama tego doświadczyłam.-powiedziała uśmiechając się ze smutkiem.- Chłopak, którego pokochałam zdradził mnie z najlepszą przyjaciółką... strasznie się bałam powierzyć komuś moje serce kolejny raz, ale pojawił się Harry... boże, jak teraz o tym pomyśle to chce mi się śmiać.-jęknęła.- Mieliśmy być 'przyjaciółmi', ale coś długo to nie trwało.-zaśmiałam się.- Strasznie nas do siebie ciągnęło i w pewnym momencie... bach! stało się. Jego zielone oczy, dołeczki.. to wszystko tak mocno mnie do niego przyciągało, że nie potrafiłam się powstrzymać od przebywania w jego towarzystwie. Myślę,że on też czuł to samo. Więc nie obawiaj się przyszłości, bo nie zawsze historia kończy się czarnym scenariuszem.
- Chciałabym w to uwierzyć, Caroline.-powiedziała ze słabym uśmiechem.
- Kiedyś uwierzysz.-odpowiedziałam.- I przypomnisz sobie moje słowa. Zawsze warto trwać, bo nie znasz dnia ni godziny kiedy całe twoje życie obróci się o 180 stopni.- powiedziałam mocno ją przytulając.- A teraz chodź ze mną na górę, pomożesz mi trochę ogarnąć moje papiery na górze.
- Myślisz,że jestem w stanie Ci w tym pomóc?-spytała.
- No jasne.

***
   Idąc na górę, do mojego pokoju zabrałam ze sobą butelkę wina, to tak na rozluźnienie. Chciałam jakoś oderwać ją od myślenia o Louisie. Wiedziałam, że to może być cholernie trudne...ale zawsze warto próbować. Weszłyśmy do środka, Eleanor usiadła na łóżku i ze skwaszoną miną spojrzała w kierunku ogromnej półki z której wręczy wylewał się ocean nieposortowanych papierów.

- To do roboty.-powiedziałam sama do siebie i uśmiechając się pod nosem zdjęłam z samej góry kartonowy pojemnik we wzorki, uważając przy tym aby nie spadł mi na głowę. Nie paliłam się do roboty, wręcz odwrotnie ale robiłam to dla przyjaciółki. Wysypałam zawartość kartonowego pudła i zaczęłam przeglądać kolorowe papiery. Tysiące papierów, umowy, kontrakty.. wszystko. Nagle poczułam, że staję na czymś twardym... czymś zupełnie innym. Rzuciłam przelotne spojrzenie, na przedmiot i nagle... poczułam jak moje serce zabiło co najmniej trzy razy szybciej. Brązowy notatnik leżał na podłodze kompletnie zapomniany przez wszystkie laty... Drżącą ręką sięgnęłam po zeszyt w którym zawarta była moja historia. Ogromny ból rozpalił moją czaszkę... przeszłość zaczęła powracać z zawrotną prędkością... ciemne plamki zatańczyły mi przed oczyma i po chwili słyszałam tylko głuchy trzask ciała opadającego o drewnianą podłogę. To było moje ciało,a ja udawałam się ku nicości...

* Caroline * 
- Boston, październik 2008 -

   Wpadłam do domu cała roztrzęsiona i przemoknięta. Czułam się jak wrak człowieka, pozbawiona duszy i człowieczeństwa. Pozbawiona uczuć. Kamienne serce które ciążyło mi na piersi, kołatało zadając mi ból. Powietrze niczym gęsty dym, czadził moje płuca. Wszystko było takie mgliste... nietrwałe. Weszłam do pustego pokoju, zamykając za sobą drzwi na klucz. Pragnęłam samotności jak jeszcze nigdy dotąd. Samotność koiła moje oderwane od duszy ciało. Nie wiedziałam co robię, dlaczego cokolwiek robię. Przecież mogłabym problemy odsunąć daleko od siebie, tak jak robiłam to zawsze, ale teraz po prostu nie potrafiłam. Czułam,że tylko jedna rzecz może mi pomóc. Tylko jedyna rzecz jest w stanie coś zmienić. Klęknęłam przed dużą szafą w odcieniu miedzianego brązu i wyciągnęłam, głęboko skrywane pudełeczko. Srebrne narzędzie ratunku spoczywało na dnie bladoniebieskiego opakowania. Drżącą ręką wyciągnęłam smukłą żyletkę, ściskając ją w dłoni. Nie czułam bólu, czułam satysfakcję. Szkarłatny płyn wypływał z małej, cienkiej ranki zdobiąc śnieżnobiały nadgarstek.
- Caroline, otwieraj!-krzyczała uderzając pięściami o drzwi. Nie słuchałam jej, nie chciałam jej słuchać. Nagle zamek w drzwiach zaskrzypiał, co z tego? To nie miało najmniejszego sensu. Ja nie miałam sensu. Moje istnienie nie miało sensu. Nic nie miało tego cholernego sensu! Kobieta, uderzająco podobna do mnie wpadła do pokoju patrząc na mnie z groźną miną. Ciemne włosy opadały na wiecznie wyprostowane plecy,a jej usta pomalowane szminką w odcieniu brzoskwini wykrzywione miały w grymas, z resztą tak jak zawsze...- Co ty robisz, dziecko? 
- Nie twoja sprawa!-wykrzyczałam przez łzy, ściskając rękę z której sączyły się pojedyncze kropelki krwi. 
- Jesteś moim dzieckiem, ja Cię urodziłam i mam prawo wiedzieć! 
- O niczym nigdy się nie dowiesz!-powiedziałam zaciskając łzy. Odsunęłam grzywkę z mokrego czoła i wybiegłam na dwór, nie zważając na deszcz. Płakałam, niebo też płakało. Nasz słone łzy łączyły się w jedność. Byłam jego jedynym towarzyszem wśród monotonie, przygnębiających, szarych chmur. Biegłam przed siebie, chwilami upadając na kolana... Dłonie krwawiły,a ja miałam ochotę pluć krwią. Opierając się rękoma o betonowy chodnik jakoś udało mi się podnieść. Boston skąpany był w strugach deszczu,a ja nie widziałam poza nim innego świata... Jesień zrzuciła swój płaszcz tego roku zbyt wcześniej. Nadchodziła zima, znów emocjonalnie będzie gorzej... Zamykając senne oczy powracało do mnie wspomnienie. Jego uśmiech, jego oczy... jego dłonie. Brzydziłam się swojego ciała, moich ust moich rąk... Brzydziłam się samej siebie. Pozwoliłam na to aby mną manipulował, aby mnie zmieniał i wykorzystywał. To nie było najsmutniejsze. Najsmutniejsze było to,że mu zaufałam... Krocząc samotnie szarą ulicą, przyglądałam się ciemnym sylwetką nieznajomych. Nikt nie przejmował się przemoknięta dziewczyną. Na głowie miała kaptur jej ulubionej bluzy,a ręce starała ukryć się w jej kieszeniach. Rozglądała się nerwowo we wszelkie strony, mając wrażenie, że zaczyna majaczyć. Świt wokół niej zdawał się rozpływać, ale najgorsze w tym wszystkim było tylko to, że nie potrafiła przegonić złego obrazu. Zmęczona marszem, oparła się plecami o pień drzewa... delikatne słońce wychylało się za mglistych chmur, dając wszystkim nadzieję... wszystkim, ale nie jej. Zmęczona, ciężko oddychała spoglądając na tętniącą życiem ulicę. Samochody z zawrotną prędkością przejeżdżały tuż koło niej. Nie wiedziała co robi, ale pragnęła uśmierzyć ból, który jej zadano. Wyciągając srebrne narzędzie ukojenia, wbiła je z mocą w prawy nadgarstek, tak że tylko najmniejszy kawałek wystawał z jej ręki. Syknęła z bólu, uśmiechając się pod nosem. Ostatni ruch i będzie po wszystkim.- pomyślała modląc się w duchu o wybaczenie. Zrobiła krok w przód... Żółte światło nadjeżdżającego samochodu oświetliło jej twarz. Teraz już nic nie czuła. Bezwładnie poruszała się w powietrzu niesiona razem ze wspomnieniami i tajemnicą, która miała pozostać tylko z nią do końca jej dni.

* Caroline * 
- Boston, maj 2009 - 

   Dobrze pamiętałam tamten dzień. Siedziałam wtedy samotnie na werandzie mojego domku, przyglądając się tętniącej życiem ulicy, czując na skórze delikatnie muskający mnie, majowy wietrzyk. Delikatnie, bosą stopą odpychałam się od nierównej, drewnianej podłogi werandy, huśtając się na białym hamaku. Ślepym wzrokiem wodziłam po białych bliznach, które były pamiątką tamtego zdarzenia. Minęło pół roku. Pół roku pełne wizyt u psychiatry, które nic mi nie dawały. Ale to nie miało znaczenia. Matka się uparła. Z resztą tak jak zawsze, stawiała na swoim. Była nauczycielką w pobliskiej szkole i nie mogła sobie pozwolić aby po okolicy pałętały się plotki, że córka nauczycielki o wysokim wykształceniu jest samobójczynią. Tak właśnie mnie nazywano. Jestem Caroline Wish i w wieku piętnastu lat miałam swoją pierwszą próbę samobójczą, która w zupełności oddaliła mnie od mojej 'rodziny'. Zamknęłam się w sobie od tamtego zdarzenia, stałam się jeszcze bardziej nie obecna niż byłam. A to za sprawą dwójki, najważniejszych osób w moim życiu. Cassie i Diego. Diego i Cassie, dwie najważniejsze dla mnie osoby, które perfidnie mnie wykorzystały i zraniły. Codziennie wracałam pamięcią do tamtego zdarzenia, mimo tego, że tak bardzo nie chciałam już o tym pamiętać. Chciałam zapomnieć o krzywdzie jaką mi wyrządzili, ale gdy tylko o tym myślałam miałam ochotę sięgnąć po żyletkę i załatwić te sprawę raz,a dobrze. Nagle usłyszałam trzask. Ktoś lekko stawał kroki na skrzypiącej powierzchni werandy. Ułamek sekundy i za rogu wyłoniła się postać drobnej, ale za to władczej i wpływowej kobity. Włosy spięte miała w kok, a usta pomalowane ciemnoróżową szminką. Na sukienkę do kolan zarzucony miała czarny sweterek. Patrzyła na mnie z góry, unosząc lekko jedną brew. Usta wykrzywiła w grymas, jak zawsze. 
- Może byś mi pomogła.-powiedziała wskazując na torbę zakupów, którą trzymała w lewej dłoni. Niechętnie wstałam z miejsca mojego wypoczynku i bez słowa podeszłam zabierając reklamówkę z jej rąk. Otworzyłam drzwi do domu i zamykając je jej przed nosem, weszłam do środka. Nie odzywałam się do niej od czterech miesięcy. W domu panowała grobowa cisza i tylko dźwięk odpalanego silnika motoru mojego ojca, który wydobywał się każdego wieczoru za ścian garażu nam towarzyszył. Potrafiłam tygodniami siedzieć na drewnianym krześle w jadalni i przyglądać się zżółkniałym firanką. Czułam jakbym już nie należała do tego świata, nie pasowała tutaj. Uciekałam do magicznego miejsca w którym liczyłam się tylko ja. Postawiłam na jadalnym stole woreczek zakupów i zgrabnie przeszłam do wyciągania ich z środka. Po chwili moja rękę napotkała na coś twardego, o podłużnym kształcie. Wyciągnęłam przedmiot, który po chwili okazał się... pamiętnikiem.- Skoro mnie nie chcesz nic mówić, to powiedz jemu.-powiedziała z nieugiętą miną, jednak jej oczy pokazywały jak wiele uczuć i emocji targa nią od środka. Rzuciłam jej przeciągłe spojrzenie, podnosząc brwi do góry.- Niech pamiętnik będzie twym przyjacielem, skoro ja nim nie potrafię być...-powiedziała skrywając głęboko w sobie płacz i histerię. Tak bardzo chciałam podejść i przytulić ją do siebie, ale nie potrafiłam. Byłam zbyt słaba, jeszcze zbyt słaba. Zdobyłam się jedynie na słaby uśmiech i przyciągając do piersi pamiętnik pomaszerowałam do swojego pokoju...

   Minęło popołudnie,a ja twardo wpatrywałam się w okładkę zeszytu, który w każdym momencie mógł stać się moim przyjacielem. Za oknem, zapadał już wieczór,a gałęzie wierzb niesione chłodnym wiatrem uderzały w szybę okna. Rozkojarzonym wzrokiem, nieustannie wpatrywałam się w zeszyt. Mocno ściskałam w prawej dłoni czarny długopis, zastanawiając się czy powinnam... Nagle coś kazała mi to zrobić. Usiadłam przy biurku i po prostu... zaczęłam pisać. Nie czułam jak łzy spływały po moich policzkach, słyszałam tylko
jak z głuchym dźwiękiem odbijają się od kartek pamiętnika. Wpisałam tam mój każdy sekret, każdą tajemnicę. To tam na nowo odradzała się moja dusza, czułam, że to jedyne miejsce do którego powierzałam moją historię. To tam nauczyłam się inaczej patrzeć na świat,a moje każde przemyślenia chowałam na samotnych kartkach dziennika mojego życia. W ciągu kolejnych trzech miesięcy, zaczęłam stawać się inną osobą. Odkryłam unikalny świat, do którego tylko ja miałam wstęp. Odsunęłam od siebie maskę samotnej i przestraszonej dziewczyny. Tamta Carls czekała tylko na moment w którym się ujawni. Widziała co już chciała robić, jak żyć... tylko bała się jak zareagują na to inni.

* Caroline * 
- Boston, sierpień 2010 - 

   Siedziałam przy mahoniowym stole, ponuro grzebiąc widelcem w talerzu. Nie wiedziałam jak mam im o tym powiedzieć... strasznie się bałam, ale musiałam. Matka obdarzyła mnie surowym wzrokiem, wymownie spoglądając na mój talerz. No, niech jeszcze pomyśli,że mam anoreksje, bo samobójczynią już jestem! Podniosła jedną brew do góry i otworzyła usta, aby coś powiedzieć gdy ja w końcu odważyłam się poruszyć ten temat.

- Wyjeżdżam.-szepnęłam cicho, wbijając wzrok w talerz. 
- Słucham?
- Wyjeżdżam.-powtórzyłam twardo spoglądając w jej błękitne tęczówki z których bił blask. 
- Gdzie?-spytała krótko. 
- Do Londynu. 
- Dlaczego? 
- Potrzebuję. 
- Dlaczego?-powiedziała niemal krzycząc, poprzez zaciśnięte zęby. 
- Dzięki pamiętnikowi odkryłam to Co chcę robić.-odpowiedziałam.- Dostałam stypendium. Chciałam to zachować w tajemnicy do tej rozmowy. Mam już siedemnaście lat. Mam prawo decydować o tym jak moje życie będzie wyglądać i widzę je właśnie tam. Nie tutaj, przepraszam... za dwa dni mam pociąg. 
- Nigdzie nie jedziesz.-krzyknęła podrywając się od stołu.- Rozumiesz? 
- Ale czemu? 
- Tutaj jest twoje miejsce, Caroline. 
- Nie.-powiedział mój ojciec, który przysłuchiwał się tej rozmowie z olimpijskim spokojem.- Jej miejsce jest tam, gdzie niesie ją serce.
- Jacob...-warknęła w jego kierunku. 
- Nie, Elizabeth. Niech wyjeżdża, niech spełni marzenia... jeżeli czegoś nie osiągnie... po prostu wróci. Dajmy jej szansę na spełnienie się. 
- Kim chcesz być?-spytała. 
- Będę dziennikarką, mamo.-odpowiedziałam , dumnie podnosząc głowę do góry.- Świat o mnie usłyszy, zobaczysz.

* Caroline * 
- Londyn, kwiecień 2011 -

   Z zawrotną prędkością kartki kalendarza opadały na podłogę, ukazując mi już prawie rok spędzony poza moim rodzinnym miasteczkiem. Nie przypuszczałam, że tak łatwo będzie mi się tutaj żyć. Tydzień temu skończyłam osiemnaście lat- czyli prawnie mogłam decydować nad moim własnym życiem. Na uczelni, do której się dostałam było ciężko, ale to był zaledwie początek. Masa innych ludzi chciała osiągnąć to samo co ja, a konkurencja naprawdę była ostra. Powoli odpychałam od siebie tamto zdarzenie, zaczynałam żyć na nowo. Chociaż wcale nie było mi łatwo, jak to w życiu- zdarzały się i te dobre momenty, i te złe. Pewnego słonecznego dnia zadowolona wyszłam z ogromnego gmachu mojej uczelni i główną ulicą skierowałam się do centralnej części miasta. Słońce wybijało się znad wysokich kamienic, niemiłosiernie prażąc i rażąc w oczy. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i przyspieszyłam tępa mijając przypadkowych przechodniów.Delikatny wietrzy swobodnie kołysał moją żółtą sukienką, a ja nie przypuszczałam, że w tak słoneczny dzień wszystko może się zmienić. Krocząc samotnie przez Londyńską ulicę, uśmiechałam się do mijanych przeze mnie ludzi. Świat był piękny, a ja dopiero po tak długim czasie zaczęłam to zauważać. Wstąpiłam do pobliskiej biblioteki, która była połączona z kawiarnią. Zabrałam z pułki mały tomik poezji Szekspira i zwarcie podeszłam do lady kawiarenki. 

- Poproszę małą Latte z karmelem, na miejscu.-powiedziałam z perlistym uśmiechem i w oczekiwaniu zaczęłam wertować stronice, tomiku poezji. Po pięciu minutach, rudowłosa kobieta pracująca w ów kawiarni podała mi napój. Zapłaciłam i usiadłam przy wolnym stoliku. Mogłam czytać godzinami, kochałam to zajęcie. Od dziecka udawałam się do magicznego świata książek, tak łatwo było mi się w nim odnaleźć. Czułam się tam sobą. Nie udawałam nikogo i nie przebierałam sztucznej maski.


- Do czego cię przyrównać? Do dnia w pełni lata?
Jesteś od niego bardziej i świeża, i stała.
Jeszcze w maju wiatr nieraz mrozem pąk omiata
A letnia pora nie trwa, jak obiecywała.
Niebios złociste oko to nazbyt świat pali
Swoim żarem, to kryje blask za sine chmury...

   Przeczytałam na głos, nie zważając na innych. Kochałam słowa Szekspira, były takie szczere... Teraz nikt takich nie używa. Gdzie piękno i prostota? Zastąpiły je przemoc i gniew, na pewno. Na ulicach pełno od wybujałych w dresach mężczyzn z pałką w ręku i nożem u boku. Skończyły się te cudowne czasy. Pięknie było by żyć wśród prawdziwie kochających ludzi, zupełnie za nic. To wtedy było wpisane w człowieczeństwo, a teraz tak łatwo je tracimy. Upiłam łyk, przyjemnie łaskotającego moje podniebienie napoju i starałam dalej wczytać się w tekst, gdy nagle z końca sali dobiegł mnie dźwięk wypowiadanych, magicznych słów z ust dziewczyny średniego wzrostu. Wysoka nie była, ale za to bardzo ładna. Proste, czarne włosy zwiewnie opadały na ramiona oplatając szyję i twarz dziewczyny. Oczy miała czekoladowe, a otaczały je grube rzęsy. Miała na sobie czarną sukienkę do kolan, biały sweterek i trampki ponad kostkę. Na ręku widziałam żółtą bransoletkę z festiwalu Ledds. Rysy twarzy miała przyjazne, anielskie. Ciepły uśmiech i roześmiane oczy odzwierciedlały jej charakter. 


- Nic, co piękne, pełnego piękna nie ocali,

Odzierane zeń trafem lub prawem natury:

Lecz twoje wieczne lato nie wie, co jesienie,

Nie straci barwy, którą jest twoja uroda,

Ani cię Śmierć nie wciągnie w zapomnienia cienie,

Gdy w rymie, nad Śmierć trwalszym, przetrwasz wiecznie młoda.

Póki tchu w piersiach ludzi, póki w oczach wzroku

Wiersz żyw będzie i tobie nie da zginąć w mroku... 

   Dokończyła cudowny wiersz i stanęła na przeciwko mnie z ogromnym uśmiechem na twarzy. 

- Jestem Rachel, miło mi.-powiedziała podając mi dłoń. 
- Caroline, siadaj jak chcesz.-powiedziałam zbierając ze stolika moje, porozrzucane rzeczy. Rachel skinęła głową i usiadła na przeciw mnie. Z torby, którą miała przewieszoną przez ramię wyciągnęła zbiór sonetów.. Szekspira. 
- Kocham go.-powiedziała.- Był wspaniałym pisarzem. 
- Prawda.-odparłam.- Gdy pierwszy raz czytałam jego utwory czułam się tak... 
- Magicznie?-dokończyła. 
- Dokładnie. 
- Skąd jesteś?-zapytała. 
- Boston, przeprowadziłam się prawie rok temu. 
- Nigdy Cię tutaj nie widziałam, przychodzisz tu często? 
- Nie.. od nie dawna, dopiero dwa tygodnie temu odkryłam to miejsce. 
- Tak... połączenie biblioteki z kawiarnią to świetny pomysł. Nadaje charakteru temu miejscu... Czytasz w ciszy książkę, czując wzbijający się w powietrze aromat świeżo parzonej kawy... 
- Dlatego tak bardzo mnie urzekło.-powiedziałam uśmiechając się do nowo poznanej znajomej.- Ile masz lat? 
- Osiemnaście skończone będzie w maju. 
- Nie wystarczy powiedzieć prościej?-spytałam śmiejąc się. 
- Jak poznasz mnie bardziej, zrozumiesz, że się nie da.-odparła również z uśmiechem.- Po co smętnie wydukać wyryte na pamięć " W. MAJU. SKOŃCZĘ. OSIEMNAŚCIE. LAT." 
- No prawda. 
- Więc widzisz, Caroline... trochę odmienności temu światu się należy. A ty ile masz? 
- Skończone tydzień temu osiemnaście. 
- Czyli ten sam rocznik.-odparła.- Zaczynasz studia? 
- Tak, dziennikarstwo. A ty? 
- Moda na uniwersytecie Thames Valley University. 
- No proszę. 
- Co Cię tutaj przyciągnęło? Mówiłaś, że jesteś z Londynu... 
- Hm.. to moja prywatna sprawa, przepraszam. 
- Nic się nie stało, Caroline.-powiedziała.- Rozumiem. 
- Dzięki. 
- Masz może ochotę na jakiś spacer? Chcesz wpaść do mnie? Obejrzeć film?- byłam trochę zdziwiona jej propozycją, w końcu znałyśmy się zaledwie dwadzieścia minut i byłam jej kompletnie obca. Nagle szatynka zaśmiała się perliście.- Spokojnie, ja mam chłopaka.- w pewnym stopniu odetchnęłam z ulgą, mimo wszystkiego co się wydarzyło orientacji seksualnej to ja nie zamierzałam zmieniać. Uśmiechnęłam się w jej kierunku i wstałam do stolika. 
- No jasne, czemu nie? 
- To chodźmy.-powiedziała i razem, roześmiane wyszłyśmy na zewnątrz. 

   Rachel okazała się bardzo sympatyczna. Naprawdę dobrze mi się z nią rozmawiało i potrafiłyśmy złapać ze sobą wspólny język. Była szalona, ale to widziałam na pierwszy rzut oka. Okazało się, że lubi pisać. Tak jak ja, ale nie ciągnęło ją w tym kierunku. Raczej omijała możliwości pokazywania swoich dzieł innym. Przez godzinę spacerowałyśmy alejką pobliskiego parku, zajadając się karmelowym popcornem. Rozmawiałyśmy o wszystkim, no może prawie. Obie unikałyśmy tematów rodziny. Tak po prostu było łatwiej. W końcu poszłyśmy do niej, mieszkała niedaleko centrum i blisko mojego mieszkania, co bardzo mnie ucieszyło. Weszłyśmy do jej, na pozór małego domku ściągając za sobą buty. Rachel poprowadziła mnie do kuchni, gdzie nalała mi skoku pomarańczowego. 

- Mieszkasz sama?-spytałam. 
- Yhym.. 
- No to fajnie. 

   Usiadłyśmy na kanapie nadal rozmawiając. Zaczynałyśmy coraz więcej rzeczy o sobie wiedzieć. Ulubiona książka, film, potrawa... wszystko. Miałyśmy oglądać jakiś film, ale wyszło na tym, że bardziej zajęłyśmy się naszą nie kończącą się konwersacją. Nagle obie usłyszałyśmy jak zamek w drzwiach się przekręca. Rachel spojrzała na mnie zdziwiona i złapała za leżącą obok, pustą, szklaną butelkę po soku i skierowała się do drzwi. W ciszy obserwowałam wszystko, modląc się żeby nie był to napad. Po chwili ktoś wszedł do środka, zaświecając światło na przedpokoju. 

- Tata?-krzyknęła przestraszona dziewczyna z butelką uniesioną w górze. 
- Rachel, dziecko boże... co ty robisz? 
- Nie mów tak do mnie, przecież wiesz, że nie wierzę. 
- Tak.. te twoje bajeczki po 12 bogach... 
- To nie bajeczki!-zaczęła przekomarzać się z mężczyzną w średnim wieku. Na oko wyglądał na góra 45 lat. Miał czarne włosy, z lekko siwiejącymi końcówkami. Kilkudniowy zarost utrzymywał się na jego twarzy. Na sobie miał czarny, prążkowany garnitur. Wyglądał bardzo elegancko i dostojnie, z pewnością był jakimś potentatem majątkowym. 
- Dzień dobry.-przywitałam się, gdy mężczyzna wszedł do salonu. Uśmiechnął się do mnie sympatycznie i powiedział coś do swojej córki na ucho. 
- NIE WIEM CZY SIĘ ZGODZI, TATO!-krzyknęła. No tak, zachować dyskrecję to bardzo potrafiła. 
- To się zapytaj.-warknął. 
- Dobra...-jęknęła przewracając teatralnie oczyma.- Ej, Caroline... mój tata współpracuje z agencją modelek. Dzisiaj wieczorem ma odbyć się jakaś sesja czy coś... i nie mają za bardzo kogo wziąć. Wszystkie na pokazach i wyjazdach, miałabyś ochotę pojechać ze mną na tę sesję? Dobrze płacą, naprawdę. A jak im się spodobasz to może coś się jeszcze bardziej rozkręci... 
- No nie wiem... 
- No chodź! 
- Nie nadaję się na modelkę....-szepnęłam zmieszana. 
- Bardzo się nadajesz, głuptasie! Rusz zadek, jedziemy z tatą. 
- No dobra...-powiedziałam nie chętnie zabierając moją torbę z kanapy i ruszyłam za Rachel i jej ojcem. Nie spodziewałam się,że to dzień miał być kluczem do mojej kariery. 

   Minęły dwa tygodnie, po tym jak prenumerata magazynu na którego okładce się znalazłam, ukazała się mediom. Dwa tygodnie pełne szaleństwa. Mój telefon nieustannie dzwonił, a ja zmuszona byłam do wyłączania go. Nie sądziłam, że to wszystko się tak potoczy. Zgarnęłam nie złą sumkę, która wystarczyłaby mi na jakieś trzy miesiące życia w Londynie, co strasznie mnie zadowalała. Dzięki Rachel stawiałam kroki w modelingu. Zaczęłam poznawać takie osobistości jak Cara Delevingne, Barbara Palvin oraz Jade Jagger. Dobrze wiedziałam, że nie po to tutaj przyjechałam. Obiecałam mamie i sobie, że będę dziennikarką. Musiałabym nią być, ale potrzebowałam pieniędzy. Bardzo, więc gdy tylko proszono mnie o wywiad, pojawienie się na galach i o sesje zawsze się zgadzałam. Nie miałam menadżera, ojciec Rachel bardzo pomagał mi w rozeznaniu. Załatwiał spotkanie i inne,za co byłam mu wdzięczna. Nie minęły dwa miesiące,a Caroline Wish stała się sławna na cały Londyn. Dosłownie. Pewnego deszczowego dnia, siedziałam sama w moim mieszkaniu oglądając telewizję. Odpoczywałam po kolejnym, udzielonym wywiadzie gdy nagle zadzwonił telefon. Szybko dobiegłam do niego i odebrałam. 

- Miałaś być dziennikarką.-warknęła do słuchawki telefonu. Dobrze wiedziałam z kim rozmawiam.
- To nie tak jak myślisz, mamo.. 
- Tak? Naprawdę?-krzyknęła zdenerwowana, wyczułam w jej głosie, że coraz bardziej się irytuje. 
- Potrzebuję pieniędzy, a modeling mi pomaga. 
- Powiedz od razu, że po to tutaj przyjechałaś. 
- Nie prawda! Dobrze o tym wiesz!
- Mogłabyś mnie chociaż raz w życiu nie okłamywać? Nie obchodzi mnie, że tutaj studiujesz. Wracasz do domu! 
- Nigdzie nie wracam! 
- Słucham? 
- Dobrze słyszałaś. Zostaję w Londynie. 
- Nie masz prawda. 
- Mam. Skończyłam osiemnaście lat i nie jesteś w stanie mi niczego już zabronić. 
- Wiesz na co się decydujesz? 
- Możliwe. 
- Masz wybór, Caroline.-rzekła ze wściekłością.- Rodzina czy kariera. Jeżeli wybierzesz to drugie, pożegnasz się z nami na zawsze, a jeżeli to pierwsze... i wrócisz do nas, może kara nie będzie aż tak surowa... 
- Przepraszam, ale nie mogę. 
- Jesteś nic nie wartą córką! Nic nie jesteś warta, nic! 
- I mówi mi to kobieta która wychowywała mnie przez osiemnaście lat. 
- Wiesz kim jesteś? Jesteś wyrodnym dzieckiem! Wyrodną córką! Nienawidzę siebie za to,że urodziła takiego zwyrodnialca jak ty! Powinnam poddać się aborcji! Rozumiesz? Nie jesteś nic warta, dziewucho. Od dzisiaj nie masz na kogo liczyć! Zostajesz sama! Nie błagaj o przebaczenie, bo jedyne gdzie wylądujesz to trasa dla takich dziwek jak ty!

   Rozłączyłam się. Nie mogłam dłużej tego wytrzymać. Po prostu nie mogłam... Byłą moją matką! Odłożyłam słuchawkę telefonu i z płaczem osunęłam się na podłogę. Płakałam i płakałam. Tak bardzo, że po chwili nie miałam już czym. Tak bardzo chciałam cofnąć czas... żeby wszystko było dobrze. Nie mogłam już nic zrobić, zostałam skreślona. Po całości mnie skreślono. Tyle się wydarzyło, tyle już straciłam... a myślałam, że gorzej już nie może się stać. Tamtego dnia, rozpłakaną znalazła mnie Rachel, która przyszła przynieść mi tomik poezji ukochanego Szekspira. Została ze mną do końca. Opowiedziałam jej o wszystkim ze szczegółami, w końcu i też ona wyjawiła mi swoją historię. Przekonała mnie, że wszystko się ułoży. Zaprzyjaźniłyśmy się. Tracąc innych zyskałam ją,a później i Dianę.  Wiedziałam, że dobrze postępuję. Wmawiałam to sobie każdego dnia, gdy budziłam się z płaczem. W końcu zaczęłam zapominać. Podpisałam umowę z piekłem, a teraz musiałam się w nim smażyć. 

************************

   Czułam się jakbym tonęła. Tak, definitywnie w taki sposób. Wśród oceanu wspomnień, bezradnie wymachiwałam rękoma starając się nie utonąć. Chciałam swobodnie oddychać, ale przeszłość goniła mnie tak uporczywie, że nie potrafiłam zaczerpnąć powietrza. Krzyczałam o pomoc, błagałam, chciałam się obudzić. Nie mogłam. Byłam jak w klatce. Żelazne więzienie trzymało mnie w swym uścisku, torturowała mnie przeszłość. Wspomnienia, wydarzenia do których już nigdy miałam nie wracać. Ale były niczym kalejdoskop. Powracało wszystko lecz z wyjątkiem jego samego. Przyzwyczaiłam się do tego po latach, żyłam maskując dawne życie. Zbudowałam zupełnie inną osobę. Odwrotność starej Caroline. Bałam się tylko tego, że kiedyś się pogubię. Że pomylę te dwie osoby. Chciałam żyć teraźniejszością. Starałam się, ale teraz nadszedł moment aby się obudzić... Gdy otworzyłam zmęczone oczy, nie widziałam mętnej toni wodnej w której powinnam się znajdować. Wręcz przeciwnie- byłam na powierzchni. W głębi czaszki czułam nieustępujący ból, który rozrywał ją od wewnątrz. Skronie mi pulsowały, a serce pracowało w nienaturalnie szybkim tempie. Zdezorientowana rozejrzałam się w około, natrafiając wzrokiem na pochyloną nade mną brunetkę o karmelowych oczach. Była przestraszona i spanikowana, w ręku trzymała przeźroczystą szklankę.

- Caroline...-szepnęła odgarniając niesforny kosmyk włosów za ucho.- Słyszysz mnie?
- Tak..-odpowiedziałam zachrypnięta. Starałam się podnieść, ale wszelki ruch sprawiał, że miliony małych szpileczek wbijały się w moją głowę powodując ból. Syknęłam wściekła, odgarniając od siebie leżące papiery. Pamiętnik. Gdzie on jest... Nerwowo zaczęłam rozrzucać kartki w poszukiwaniu brązowego notesika.
- Tego szukasz?-spytała unosząc jedną brew do góry i wskazała na trzymany przez siebie w prawej ręce zeszyt. Pokiwałam głową i wyciągnęłam słabą rękę w jej kierunku. Eleanor przyglądała mi się nieufnie, nie była pewna czy ma podać mi przedmiot do rąk.
- Proszę, daj.-powiedziałam chwytając za pamiętnik.
- Dobrze.-odpowiedziała.- Co się stało? Martwiłam się! Miałam już dzwonić po Dianę i Harry'ego!
- Wszystko w porządku. Po prostu zasłabła, zdarza się.
- Może chcesz coś zjeść?
- Nie,nie trzeba..
- A może ty jesteś w ciąży!-krzyknęła zakrywając dłonią usta.
- Naprawdę Eleanor? Naprawdę?-jęknęłam przekrzywiając głowę w bok.
- Martwię się,no!
- Pomożesz mi wstać?

Calder pomogła mi wstać i posadziła mnie na łóżku, skąd ściskając mocno brązowy zeszyt przypatrywałam się jak ona zbiera porozrzucane papiery z podłogi. To ja powinnam to sprzątać! Smutno westchnęłam, co wywołało u mnie kolejny, trochę mniej intensywny ból. Potarłam zrezygnowana skronie i otworzyłam pierwszą stronę pamiętnika... " 25 maja 2009 " Wtedy moje życie się zmieniło... chudym palcem przejechałam po ciągnącej się linii, starannie wykaligrafowanych liter. To śmieszne, że musiało stać się tyle rzeczy abym zrozumiała co tak na prawdę chcę robić w życiu. Teraz podążam własną ścieżką, może nie taką jaką planowałam od początku, ale własną i najwłaściwszą. Kiedyś jeszcze spełnię moje marzenia, tylko obawiam się, że może nie starczyć mi czasu. Powoli zaczynałam się czuć senna, zmęczona westchnęłam i położyłam głowę na miękkiej poduszce mojego łóżka i zamknęłam oczy, mocno przyciskając do piersi pamiętnik. Stłumione dźwięki docierały do mnie w powolnym tempie, byłam obecna ale tylko w najmniejszym procencie. Słyszałam jak Eleanor rozmawia z dwiema osobami- kobietą i mężczyzną. Może byli to Diana z Danielem, ale nie potrafiłam tego zidentyfikować. Byłam zbyt zmęczona... po upływie chwili zasnęłam.

***
   Obudziłam się o brzasku, gdy słońce delikatnie zawisło nad panoramą Londynu. Czułam się pełna sił. Może moje wczorajsze omdlenie dodało mi większej chęci do działania. Nie było już jak kiedyś. Przeszłość nie zadręczała, ona uśmierzała ból i motywowała. Zapomniałam o krzywdzie wyrządzonej przez nich. Przez chłopaka, przyjaciółkę i rodzinę. Twardo stąpałam po ziemi. Silniejsza, z głową podniesioną do góry. Drugi raz już nie dam się słabości. Z uśmiechem wstałam i podeszłam do garderoby, przeglądając leżące na pułkach ciuchy. Wybrałam kremową, koronkową sukienkę, czarną, skórzaną ramoneskę oraz czarne botki na obcasie. Do stroju dobrałam złoty naszyjnik oraz musztardową kopertówkę. Chciałam wyglądać elegancko i z klasą, na takich promocjach kampanii warto dobrze się prezentować. Włosy związałam w niesfornego koczka, a makijaż bardzo delikatny i wiosenny dobrałam do stroju. Przygotowana do dzisiejszego dnia zeszłam po schodach i skierowałam się do kuchni. Z lodówki wyjęłam mleko i opakowanie truskawek. Odwróciłam się i ujrzałam siedzącą przy stole Dianę w samych, różowych majtkach i za dużej koszulce Daniela. Przeglądała w spokoju kolorowe pisemko zerkając na mnie nie pewnym wzrokiem. 

- Może zjesz coś bardziej pożywnego?-spytała przejętym głosem, a ja przewróciłam pobłażliwie oczyma. 
- Przestań.-odpowiedziałam siadając na przeciw przyjaciółki.- Raz mi się zdarzyło. 
- Ale może się powtórzyć.-powiedziała twardo.- Co się wczoraj stało? 
- Nic. 
- Carls! Co się stało? Dlaczego zemdlałaś? 
- Źle się poczułam...-szepnęłam przygryzając wargę, co oczywiście było kłamstwem. Chodziło o coś innego, o coś o czym nie chciałam mówić mimo, że dziewczyny i tak znały prawdę o mnie. 
- Mów. 
- Wspomnienia.-odpowiedziałam smutno, przyglądając się porcji truskawek.
- Czyli Diego, Cassie i mama?
- Tak...-odpowiedziałam szeptem.- Znalazłam pamiętnik.  Nagle poczułam okropny ból i.. zemdlałam. Wiesz, gdy straciłam przytomność czułam się jakbym wracała do tamtych wydarzeń. Powracały, a ja chciałam się obudzić. Nie mogłam, a teraz... cały czas o tym myślę.
- Nie myśl, nie warto.
- Mówisz?
- Tak.-odpowiedziała z uśmiechem.
- Postaram się... zmieniając temat, gdzie Eleanor?
- W łazience, pożyczyłam jej parę moich ciuchów, zaraz powinna zejść.- pokiwałam głową, na znak że rozumiem. Zjadłam moje śniadanie i czekając aż przyjaciółka przyjdzie postanowiłam troszkę posprzątać. Po chwili usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach. El, zadowolona zeszła po schodach obdarzając nas promiennym uśmiechem. Twardo się trzymała. Miała na sobie miętową koszulę z beżowymi mankietami i kołnierzykiem, spódnicę tego samego koloru i amarantowe czółenka ze wstawkami. Wyprostowane włosy, opadały na ramiona, a kości policzkowe zaznaczyła różem.
- Gotowa?-spytała.
- Jasne.

***
   Jadąc moim czerwonym garbuskiem słuchałyśmy radia, przyglądając się prawie spokojnym jeszcze ulicą Londynu. Promiennie słoneczne przebijały się przez szybę, delikatnie podrażniając moje oczy. Otwarta szyba po stronie Eleanor, wpuszczała do środka świeże powietrze. Wystarczyło nam piętnaście minut drogi, a byłyśmy już pod ogromnym gmachem biura. Wysiadłyśmy z samochodu i skierowałyśmy się do środka, wchodząc przez automatycznie otwierające się, szklane drzwi. Na portierni siedziała ta sama kobieta, która ostatnio przywitała mnie i Harry'ego. Eleanor zamieniła z nią parę słów, po czym kobieta podała jej srebrną, magnetyczną kartę i ruszyłyśmy dalej, wsiadając do windy. Winda otworzyła się z cichym dzwonkiem, tuż na przeciwko drzwi w których miała odbyć się konferencja z dziennikarzami. Brunetka przejechała kartą po czytniku, co sprawiło, że drzwi się otworzyły. Długi, biały stół stał pod ścianą, przyozdobiony wazonem tulipanów. Każde miejsce przy stole było oznakowane karteczkami z nazwiskami modelek i założycielek kampanii. Odszukałam swojego nazwiska i usiadłam na swoim miejscu, pośrodku szczupłej blondynki i drugiej, nieco bardziej grubszej od niej. Na przeciwko nas miejsca widowni, zajęli reperatorzy którzy w dłoniach trzymali kolorowe mikrofony. Po chwili Suzan razem z Eleanor wstały i przywitały wszystkich, po kolei przedstawiając każdą z nas. Spotkanie rozpoczęło się standardowych pytań skierowanych głównie do mojej przyjaciółki, ale reporterzy coraz szybciej przechodzili do ostrzejszych tematów.
- Eleanor, opowiedz nam jak zareagowałaś na artykuł o twoim chłopaku?
- Myślę, że nie jest to miejsce na rozmowy na ten temat.-odpowiedziała ze spokojem, uśmiechając się przyjaźnie do ów reportera który zadał jej to pytanie. Ten tylko skrzywił się niezadowolony i skierował na mnie swój wzrok.

- Caroline co łączy Cię z Harrym'm i Taylor? 
- To przyjaźń.-odpowiedziałam, starając się wypaść przekonująco.
- Tylko? Często widzimy Cię w towarzystwie członka zespołu One Direction. Ostatnim czasem, po gali BRIT Awords 2013 udałaś się z nim do klubu, trzymając go pod rękę, a z tego co nam wiadomo wcześniej pokazywał się on na czerwonym dywanie z Taylor Swift? Nie okłamujesz nas przypadkiem? 
- To co mówię jest krystaliczną prawdą.-odpowiedziałam zaciskając usta.- Owszem udaliśmy się razem na imprezę, ale tylko jako przyjaciele. Nie widziałam żeby z nią pozował, zjawiłam się tam trochę wcześniej.
- Czyli ta dwójka jest razem?
- Tego nie wiem.
- Skoro jesteście przyjaciółmi, powinnaś to wiedzieć.
- Myślę, że to pytanie powinien Pan zadać Taylor i Harry'emu.-uśmiechnęłam się promiennie, co zirytowało dziennikarza. Oblizał obrzydliwie usta i zwrócił się z powrotem w kierunku założycielek. Byłam wściekła, musiałam udawać kogoś kim nie byłam. Musiałam udawać przyjaciółkę Swift i na dodatek kryć się z moim związkiem. Czułam się jak wstrętna kłamczucha, a tego chciałam za wszelką uniknąć. Spodziewałam się takich pytań, ale nie wiedziałam, że ta bardzo będą działać mi na nerwy. W końcu to moje życie i nikt nie ma prawa się w nie wpieprzać. Za kogo oni się uważali? Kim dla nich byłam? Podłe hieny, skupiały się nad padliną jeszcze bardziej ją rozszarpując. Taki był świat wśród błysku fleszy. Podpisałam pakt z piekłem, a teraz się w nim smażę.

    Po skończeniu kampanii, obiecałam Eleanor, że ją odwiozę. W końcu była dopiero czternasta, a ja i tak nie miałam nic innego do roboty. Diana wzięła w pracy dwa tygodnie wolnego, aby móc być z Danielem i pokazać mu uroki naszego miasta. Tak więc, pewnie nie będzie ich w domu. Na Harry'ego byłam zła. Obojętność z jaką wypowiadał wczorajsze słowa, strasznie mocno mnie zdenerwowała. Rozumiałam, że tak musi być, ale... no właśnie, to pieprzone 'ale'. Co jeśli to nigdy się nie skończy? Jeśli będziemy musieli udawać już zawsze? Wytrzymamy? Nie sądzę. Twardo trzymając kierownicę, kierowałam się już do domu. Miałam dość, mimo tego, że dzień trwał dopiero w najlepsze. Skręcając w ulicę, na której mieszkałam zauważyłam coś zupełnie nie pasującego do wcześniejszego jej wyglądu. Nie... tylko nie to. Pod moim domem, w blasku słońca stało srebrne porsche. Zaklęłam pod nosem, parkując. Czego ona jeszcze chce?! Wysiadłam z samochodu, mocno trzaskając za sobą drzwiami. Blondynka zrobiła do samo i z ogromnym uśmiechem na ustach podbiegła do mnie, mocno mnie ściskając. Co jest kurwa?

- Masz udawać.-szepnęła do mojego ucha.- Robią nam zdjęcie. Przytul mnie.-nakazała,a ja z głośnym westchnieniem zrobiłam to co kazała. Czułam jak wewnątrz mnie się gotuje. Jak poziom wściekłości coraz bardziej wzrasta. Miałam ochotę złapać ją za te blond kudły i wytargać przed obiektywem aparatu. Tak aby pokazać co naprawdę się dzieje. Chciałam być wolna,a nie uzależniona od niej!
- Żebyś zginęła w piekle, kurwo.-odpowiedziałam ściskając ją.
- Razem z Tobą, kochana.- powiedziała odsuwając się ode mnie.- Muszę wracać do Stanów, praca mnie wzywa, ale oczywiście musiałam pożegnać się z moją kochaną przyjaciółką.
- No jakże by inaczej...
- Bądź miła.
- Nie zamierzam. Mam nadzieję, że skończyłaś nas dręczyć i wyjeżdżasz na dobre.
- W snach, Caroline.-odpowiedziała z diabelskim uśmiechem.- Jeszcze się spotkamy, a teraz do zobaczenia. Opiekuj się Harry'm, niech będzie w dobrej formie.-powiedziała niemal sycząc, podeszła do mnie ponownie i mocno ścisnęła. Zapach jej perfum sprawiał u mnie odruch wymiotny. Chciałam rzygać. Rzygać tą całą sielanką jaką musiała odstawić. Blondynka odsunęła się ode mnie, mierząc mnie wzrokiem.- Do zobaczenia.-powiedziała, wsiadając do swojego samochodu i odjechała... Stałam jak głupia, patrząc się w miejsce w którym stało wcześniej jej auto. Cholera, mam dość tej sytuacji. Po minutach spędzonych w samotności na podwórku, postanowiłam wejść do środka. Nie zdążyłam nawet ściągnąć butów kiedy zadzwonił telefon. Zdezorientowana zaczęłam się rozglądać, starając się zidentyfikować której strony wydobywają się dźwięki. Szybko pobiegłam do salonu, łapiąc za telefon stacjonarny i odebrałam połączenie.

- Tutaj Caroline Wish, w czym mogę pomóc?
- Brzmisz jak laska z gorącej linii.-odpowiedziała śmiejąc się.
- Wal się, Rachel.
- Dzięki, że okazujesz mi swoją miłość w tak uroczy sposób.
- Proszę, chociaż ty mnie nie wkurzaj, ok?
- Ta jasne.-odpowiedziała.- Co dzisiaj robisz?
- Chyba nic. Leżę w domu, nigdzie się nie ruszam.
- To wpadnę.
- Nikt tutaj nie powiedział, że Cię zapraszam.
- Właśnie to powiedziałaś, do zobaczyska lachociągu.-zaśmiałam się do telefonu i rozłączyłam się. Cała Rachel.

    Zanim przyjaciółka miała przyjść, postanowiłam trochę ogarnąć moje mieszkanie. Wyciągnęłam szczotki ze składzika i ostro zabrałam się do roboty. W trybie ekspresowym zmiatałam i odkurzałam, nucąc po cichu Follow me. Myślami błądziłam po zupełnie innych orbitach. Zastanawiałam się jak długo jeszcze będę to ciągnąć. Miałam dość, ale wiedziałam ,że gra dopiero się rozkręca. Nagle zauważyłam małą, różową karteczkę zgięta w pół. Wzięłam ją do rąk. 

" Widzimy się wieczorem, wpadnę z chłopakami. KOCHAM I PRZEPRASZAM. - bardzo smutny Harry xxx" 

Zaśmiałam się. Co za idiota.  
___________________________________________________________________________
Matko udało mi się! Wyrobiłam się z napisaniem rozdziału, ale nie jestem do końca pewna czy został on dobrze sprawdzony. Przepraszam za wszelkie błędy, jakie mogły się pojawić. Rozdział dedykuję mojej kochanej Olci, pamiętaj <tak jak Eleanor> nie każda historia musi kończyć się czarnym scenariuszem! Dziękuję wszystkim <może nie stąd, ale z facebooka i aska> za życzenia urodzinowe! Pewnie parę osób zastanawia się, dlaczego chciałam rozdział dodać właśnie w swoje urodziny... Myślę,że historia Caroline jest na tyle szczególna, że właśnie warto było opublikować ją dzisiaj. Dziękuję za wszystkie wyświetlenia, zostawione komentarze i dodanie się do funkcji obserwatorów. Do napisania, jeszcze raz dziękuję kochani! ;* 
 Kolejny rozdział jeżeli pojawi się minimum 15 komentarzy
- Wasza starzejąca się już Jerr.  

18 komentarzy:

  1. JEJCIU!
    TEN ROZDZIAŁ NA PEWNO ZALICZA SIĘ DO MOICH ULUBIONYCH ♥
    Ej, czy Natalie nie jest dziwką XDD?
    Ten rozdział jest 2 w kolejności, który najbardziej mnie poruszył( 1 jest 18).
    KOCHAM TE JEJ WSPOMNIENIE JAK POZNAŁA SIĘ Z RACHEL <333
    Trochę ciężko czytało mi się jej przeszłość pozostałą( wiesz czemu)
    CAŁY ROZDZIAŁ OGÓŁEM NA PLUS! <33 KOCHAM CIĘ I STO LAT SETNY RAZ!

    OdpowiedzUsuń
  2. oo prawie się popłakałam :c Piszesz zajebiście,kocham Cię! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. omomomom! Caroline mogła by byćw tej ciąży! Tak słodko :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdzial jest taki smutny... ale ZDECYDOWANIE NAJLEPSZY ZE WSZYSTKICH!!!
    Nie będę się rozpisywac bo brak mi słów...
    Jeszcze raz najlepszego dupoo w koturnach ! :** hahah

    -OomN

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojejejejej! Dziękuję! *,* Zapamiętam te słowa ;) Rozdział...ychh...smutny, jak to już się dziewczyny wypowiadały, ale mimo tego, super ;3
    NAJLEPSZEGO !! Jeszcze raz! MOJA SEXI, HOT 15 !!! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. smutny ... ale długi i cudowny ;**
    przepiekny ten rozdzial *.*


    WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO NIECH CI ONE DIRECTION NAGO TAŃCZY ;**
    SZCZESCIA CI ZYCZE MILOSCI I WSZYSTKIEGO CZEGO SOBIE ZYCZYSZ KOCHANA


    DZIEKUJE ZE JESTES <333

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniale! Boże, jak mi się strasznie podobały te kartki z pamiętnika! <3
    Czekam na kolejny rozdział.
    I jeszcze raz wszystkiego najlepszego! :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniały rozdział jak zawsze ;**
    WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO !!!! c;
    Prosze dodawaj szybko nastepny <3333
    Bo juz sie doczekac nie moge !! + mam nadzieje ze dokoncza to co im Niall caly czas przerywa ^^
    Ms.Styles

    OdpowiedzUsuń
  9. ekstra rozdział.. popłakalam się :) . wszystkiego najlepszego :* .

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten rozdział jest jest BOSKI. Jest niesamowity. Historia Caroline wzruszająca. Najlepszego :*

    OdpowiedzUsuń
  11. genialny rozdział *,,,,* i jaki długi :o

    http://wlasnietutaj.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. TEN ROZDZIAŁ JEST CUDOWNY.
    Wow.. współczuje Carls.. :(
    Czy Natalie jest dziwką? xddd
    Ten rozdział jest dłuuugi ;o nie wiem jak ty sie mozesz tak rozpiac x.x
    czekam na następny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. BOSKI rozdział!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Cudny rozdział.; *

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeeny dziewczyno! Ile karzesz czytelnikom czekać xdd? ;**

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetne , naprawdę ;D
    Szkoda , że Caroline i Harry muszą się ukrywać ale cóż ;C
    Kocham twojego zacnego bloga ;*
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału ;3

    OdpowiedzUsuń
  17. kiedy następny rozdział?!!? błagam!!! nie moge sie juz doczekać :((

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy