niedziela, 18 sierpnia 2013

041. "The End?"

- Londyn, Harry - 

- Harry... musimy jechać do szpitala, szybko. - stałem sparaliżowany, spoglądając w przepełnioną bólem, twarz Diany. Blondynka płytko oddychała, nadal stojąc przy blacie. - Pod schodami jest torba spakuj ją do samochodu, zawieź mnie do szpitala, a później zadzwoń do Daniela... Har...aaa! Proszę pośpiesz się! - syknęła. Nie czekając ani chwili dłużej, pobiegłem po torbę. Zarzuciłem ją sobie na ramię i wróciłem po Dianę, nie marnując już czasu na to latanie. 

- Chodźmy. - szepnąłem obejmując ją ramieniem. Czułem jak dłonie mi drżą. Musieliśmy się bardzo śpieszyć, a obawiałem się, że wbijamy się w jakiś korek. Prowadząc Dianę do samochodu, zatrzasnąłem za sobą drzwi domu i szybko pognaliśmy do zaparkowanego na podjeździe mojego Ranger Rover'a. - Wszystko będzie dobrze. - powiedziałem, delikatnie całując ją w czoło, w momencie gdy usiadła na fotelu pasażera. Starała się uśmiechnąć, ale skurcz którego niespodziewanie dostała, uniemożliwił jej to. Harry śpisz się! Wrzuciłem torbę na tylne siedzenie i okrążając samochód, wsiadłem do środka i przekręcając kluczykiem w stacyjce, odpaliłem go. Tak mało czasu... 

Podczas drogi, dwukrotnie starałem się dodzwonić do Daniela, ale nie odbierał. Cholera, był na tym spotkaniu w sprawie pracy, nieświadomy tego, że jego żona rodzi! Kierując się objazdem, do szpitala dotrzeć mogliśmy w dziesięć minut, lecz w godzinach szczytu było to nie możliwe. Ludzie właśnie wracali do domu, więc Londyn prawdopodobnie mógł być pogrążony w korku. Diana, musiałaś sobie wybrać akurat tę godzinę na rodzenie?! 

- Co ile masz skurcze? - spytałem, starając się przybrać opanowany ton głosu. Kątem oka, spojrzałem na blondynkę, krzywiącą się z bólu. Maluchy, musiały nieźle na nią napierać. 

- Pięć minut. - jęknęła. - Nie rozumiem dlaczego tak szybko, na początku powinien być większy odstęp czasowy pomiędzy każdym skurczem. 

- Błagam, tylko nie zacznij mi rodzić w samochodzie. - szepnąłem. - Ostatnio dałem auto do czyszczenia i fotele mi wyprali, kochana. - starałem się jakoś rozładować tę frustrującą atmosferę, ale Diana znów jęknęła. - Głęboko oddychaj, jesteśmy już prawie na miejscu. Musisz wytrzymać.

Czułem się całkowicie sparaliżowany strachem, nie mogłem pozwolić, żeby Diana zaczęła rodzić w samochodzie. Nie ważne, czy miał być teraz korek, czy też nie, do szpitala kierowałem się objazdem. Nie wiem, jakim cudem, ale ulica którą się przemieszczaliśmy, okazała się być całkowicie pusta. Muszę przyznać, że ulżyło mi. Skręciłem w boczną alejkę i chwilę później byliśmy już na prostej drodze od szpitala. Pięć minut później, zaparkowałem samochód, pod samym wejściem do budynku i wybiegłem na zewnątrz, aby pomóc Dianie wysiąść. Blondynka ledwo trzymała się na nogach, a ja miałem wrażenie, że zaraz zemdleje. Trzymając jej torbę na ramieniu, weszliśmy do środka.

- Poczekaj tu. - powiedziałem i znów pomogłem jej usiąść, tym razem na krześle w poczekalni. Pobiegłem do recepcji. - Proszę Pani! Mam tu ze sobą kobietę w ciąży, która właśnie rodzi! Ma skurcze co pięć minut! Musi się jak najszybciej znaleźć na sali!! - krzyczałem jak opętany, wpatrując się bez wytchnienia w czekoladowe oczy położnej.

- Jest Pan kimś z rodziny? - spytała, na co ja skinąłem tylko głową. - Proszę zabrać ciężarną i iść za mną, zaraz się nią zajmiemy. Który miesiąc?

- Ósmy... to znaczy... tak, ósmy.- jęknąłem spanikowany. Jeszcze nigdy niczym się tak nie stresowałem. - Powinna urodzić za miesiąc, nie ma pojęcia dlaczego poród wywołał się wcześniej. Niczym się nie zdenerwowała. A i jeszcze, to ciąża bliźniacza.

- To normalne, Proszę Pana. - odpowiedziała z półuśmiechem na ustach. - Zazwyczaj podczas ciąży bliźniaczej, poród zostaje wywołany wcześniej. Proszę się o nic nie martwić, gdzie Pańska Partnerka?

- Tam, siedzi na krześle w korytarzu. - pokazałem dłonią i czym prędzej, pobiegłem do Diany, a położna za mną. - Diana, oni zaraz się Tobą zajmą! - powiedziałem, siadają koło niej i chwytając ją za rękę. Blondynka spojrzała na mnie, zza załzawionych oczu. Nie mogłem sobie nawet wyobrazić, jaki teraz ból odczuwa.

- Proszę, niech Pan pomoże jej usiąść na wózku. - kobieta odezwała się. - Zaraz zabierzemy ją na porodówkę.

- Harry... - blondynka ledwo mogła się oderwać. Łzy spływały jej ciurkiem po twarzy, a dłonie zaciśnięte miała w pięści na mojej koszulce. - Chce żebyś był przy mnie, kiedy będę rozdziała. - o mój słodki Jezu. Ona żartuje, czy jak!? Ledwo nie dostałem zawału, a teraz mam patrzeć jak ona rodzi?! Cholera, jestem jej przyjacielem.

- Dobrze. - przyrzekłem, zdejmując jej ręce z mojej koszulki i pomogłem jej usiąść na wózku. Gdy Diana już usiadła, kobieta pociągnęła wózek za sobą i wjechała nim do windy. Weszłam tuż za nią, kurczowo zaciskając ręce na torbie. Muszę zadzwonić do Daniela.

W ciągu paru minut Diana została przetransportowana na salę porodową, gdzie pielęgniarki już się nią zajęły. Ja czekałam w holu, na moment kiedy zawołają mnie na akcję porodową. Od jakiś czterdziestu minut próbowałem dodzwonić się do Danny'ego, ale cholera, facet nie odbierał. Myślałem, że eksploduję. Powiadomiłem już wszystkich o porodzie przyjaciółki, łącznie z Caroline. No właśnie - Caroline. Kompletnie o niej teraz zapomniałem. Martwiłem się o nią w cholerę, ale teraz nie mogłem nic zrobić. Jutro pewnie będzie już w Londynie i wszystko mi opowie. Muszę przyznać, że przez głowę przelatywały mi teraz najgorsze scenariusze. Nie wiedziałem czego mogę spodziewać, ale wiem jedno. Jeśli ten kretyn ją skrzywdził, zapłaci mi za to. Niespodziewanie mój telefon zaczął dzwonić. Na wreszcie! Danny dzwonił!

- Stary, przyjeżdżaj do szpitala! Twoja żona rodzi, musisz tu być! - krzyknąłem do telefonu, nieco za głośno.

- Harry, to jakieś żarty?! - spytał zdezorientowany. No jasna cholera, czy on myśli, że mógłbym żartować o tak poważnej sprawie. - Dobra, zaraz będę. Jestem dwie przecznice od szpitala. Zaraz się zobaczymy. Narazie. - gdy tylko Danny się rozłączył, odetchnąłem z ulgą. Może, nie będę tu sam  kiedy ona zacznie już rodzić...

- Proszę Pana! - nagle na korytarzu pojawiła się brązowooka, położna którą okazję miałem poznać, trochę wcześniej. - Nasza ciężarna ma skurcze co pół minuty, zaczynamy poród. Chce Pan być przy porodzie?! - jasna cholera! jasna cholera! ona rodzi!! Czułem jak krew odpływa mi z całej twarzy, a przed oczyma pojawiają się mroczki!!

- Ta... tak.. - wyjąkałem przerażony i nakładając na siebie szpitalny kitel, pobiegłem za kobietą. Pomieszczenie do którego wbiegłem, porażone było żółtym światłem, wydobywającym się z fluorescencyjnych lamp. Sterylna biel, w której utrzymany był pokój, przyprawiała o mdłości. W rogu sali, ustawione było mosiężne łóżku, na którym leżała pół żywa Diana. Jej włosy związane były  niedbałego koka, lecz mimo tego, wolne kosmyki przyklejały się do zlanej potem, twarzy. Dyszała ciężko, zaciskając dłonie na prześcieradle. - Jasne cholera... - pisnąłem przerażony. Chyba nie byłem gotowy oglądać porodu.

- Jak powiem "przyj", to nabierzesz powietrza do płuc i będzie pchać, rozumiesz?! - kobieta, otuliła twarz blondynki dłońmi i spojrzała jej głęboko w oczu. - Postaramy się, żeby maluchy wyszły z tego cało, kochanie. - dodała odsuwając się. Założyła na ręce gumowe rękawice, a włosy schowała pod zielonym czepkiem. - Możesz złapać ją za rękę. - zwróciła się tym razem do mnie. Musiałem mieć straszną minę, skoro spojrzała na mnie zmartwiona. Przełykając głośno ślinę, podszedłem do Diany i mocno chwyciłem ją za rękę. - Zaczynami. Zastrzyk podany? Dobra, czas powitać dwa maluszki.

* * *  

Doniosłe jęki, wypełniały pustą salę. Diana zdawała się być już wykończona, a jeszcze nawet, pierwszy z maluchów nie wydostał się na światło dzienne. Twardo starała się przeć, mimo, że rezultatów wielkich nie było. Z ogromną ciekawością, trzymałem jej dłoń spoglądając... no... w jej kroczę. 
- Widzę główkę! - wykrzyczałem podekscytowany, lecz po chwili uspokoiłem się, widząc karcące spojrzenie jakie posłała mi przyjaciółka. Chyba starała się jeszcze bardziej skoncentrować. 

- Jeszcze troszkę, kochanie. - położna, odwalała naprawdę spory kawał, dobrej roboty. Co chwila informowała Dianę o stanie rzeczy i nieustannie podtrzymywała ją na duchu. Niespodziewanie jęki Diany ustały, a w pomieszczeniu nastała cisza. Cisza, która następnie zmieniła się w cichy dźwięk, płaczu dziecka. Na świat przyszło pierwsze dziecko Diany i Daniela. No właśnie. Daniel. Gdzie on się kurwa podziewa?! Z szeroko otwartymi oczyma, obserwowałem jak odcinają dziecku pępowinę, a następnie zawijają je w  różowy becik. Dziewczynka. - Jak ją nazwiesz? - spytała, kładąc córeczkę na piersi dziewczyny. Diana spojrzała na dziecko z radością, lecz po chwili skrzywiła się. Drugi maluch domagał się dołączyć do swojej siostry. 

- Jasmine. - wykrzyczała, po czym zaczęła przeć. Pielęgniarki szybko zabrały dziecko i przeszły z nim, gdzieś dalej. Ta chwila zdawała się minąć w ułamku sekundy. Kolejny płacz dziecka, wypełnił pomieszczenie, mieszając się z dźwiękiem otwieranych drzwi. A jednak, Danny zdążył na poród. Ubrany w ten sam kitel co ja, podbiegł do swojej żony i nie spuszczając z niej wzroku, chwycił ją za drugą rękę. Z dzieciakiem, zrobiono to samo, co z pierwszym, jednak zdziwiło mnie to, że został on owinięty w, nie różowy, lecz za to, niebieski becik... Zaraz, zaraz... przecież to miały być dziewczynki. 

- Nie możliwe... - szept Daniela, rozległ się po pomieszczeniu. To było tak mało realne, że ciężko było komukolwiek w to uwierzyć. Danny spłodził synka. - Mam syna! - wykrzyczał uradowany. W jego oczach, tliły się iskry szczęścia. 

- Chcę... chcę... - głos Diany łamał się od płaczu. Wyczerpana, leżała z zamkniętymi oczyma na poduszce. Oh, nadalnie potrafiłem sobie wyobrazić, jakiego bólu doświadczyła. - Chcę, aby mój synek nazywał się Harry. Na cześć wspaniałego wujka, który był przy jego porodzie. Harry Daniel Murillo. Mój mały Harry. - wyszeptała, a później odpłynęła. 

* * * 
Nigdy w życiu, nawet nie myślałem o tym, że będę miał okazję uczestniczyć w porodzie najlepszej przyjaciółki. Nigdy nawet nie sądziłem, że ktoś na moją cześć nazwie swojego syna, moim imieniem. Bez dwóch zdań, ten dzień zaliczałem do tych dni, których przeżyć drugi raz na pewno, nie przeżyję, ale będę dumny z tego, że miałem okazję je przeżyć. Szczęście, jakiego doznali Diana i Daniel było nie do opisania. Każda chwila, każde spojrzenie jakie kierowali na siebie, a także do swych dzieci, było przepełnione wielką radością i miłością. 

- Harry, jesteś zmęczony. Może lepiej będzie, jak pojedziesz do domu i się wyśpisz. - dłoń Daniela spoczęła na mym ramieniu, w tej chwili, gdy właśnie stanąłem przez inkubatorem i przyglądałem się małej dziewczynce. Jasmine, smacznie spała ściskając swą rączkę w piąstkę. Czy ja też będę miał okazję spoglądać na swoje dziecko ze łzami w oczach, tak jak Danny? 

- Jak to możliwe... - wyszeptałem, spoglądając na przyjaciela. - Jak to możliwe, że ten mały człowieczek, ukrywał się tuż pod sercem Diany? Czy to nie cudowne, a zarazem zadziwiające? 

- Cudowne. - przytaknął, uśmiechając się z dumą, w kierunku swojej córki. Twarda sztuka, starsza była od swojego brata o całe trzy minuty. - Nadal nie wierzę w to, że mam synka. Przecież, kurczę, chodziliśmy do ginekologa co miesiąc i każde badanie USG wskazywało na to, że będę miał same córki. A tu proszę, skubany musiał się tak ułożyć, że nic nie było widać. 

- Zazdroszczę Ci, stary. - powiedziałem, zagryzając wargę. - Chciałbym zostać ojcem. To pewnie niesamowite uczucie. 

- Jeszcze przyjdzie na Ciebie czas, Hazza. - powiedział. - Idź do domu i wyśpij się, przecież jutro przylatuję Caroline. Chyba nie chcesz przywitać jej w złej formie i z podkrążonymi oczami, nie? 

- Masz rację. - zaśmiałem się cicho i w końcu odwróciłem wzrok od zaspanej Jasmine. - Gratuluję, Danny. Będziecie wspaniałą rodziną. 

Czując jak łzy wzbierają się w moich oczach, czym prędzej skierowałem się do wyjścia ze szpitala. Kluczę od mojego Ranger Rover'a dałem Danielowi. Wolałem żeby to on zajął się moim samochodem, niż ja. Nie czułem się na siłach, żeby prowadzić, a poza tym chciałem się przespacerować. Musiałem uważnie przemyśleć sobie wszystko. Caroline wraca. Jest rozbita, bo jakiś skurwiel ją zranił. Co mam robić?! Przekonać ją, żeby do mnie wróciła!? Przecież to nie ma sensu. Skoro z nim była, to pewnie o mnie zapomniała. Jasna cholera! Kocham ją. Kurwa, ja ją kocham! Chciałbym aby była tą jedyną do końca życia. Tą z którą mógłbym mieć dzieci, tak jak Danny i Diana... wybaczyłbym jej wszystko. Dokładnie wszytko, choćby nie wiem co by się wydarzyło. 

 Music#2 
* * * 
Znasz to uczucie, kiedy wstajesz rano i czujesz się jak gówno? Otóż właśnie tak się dzisiaj czułem. Wszystko było do dupy i naprawdę nie miałem już na nic ochoty. Nie ważne, że miałem zobaczyć się dzisiaj z Caroline. Po prostu wszystko wydawało się być malowane w szarych kolorach. Tak, jak to robiłem co ranka, zrzuciłem nogi z łóżka i podszedłem do komody z czystą bielizną. Wygrzebałem z pułki parę bokserek i szybko przeszedłem z pokoju, do łazienki. Miałem nadzieję, że w jakimś stopniu prysznic, mnie pobudzi do życia, no ale niestety. Nadal czułem się do kitu. Nie wiem skąd to się wzięło. Powinienem być chyba szczęśliwy. Prawda? No, ale nie byłem. Moje śniadanie wyglądała równie tak samo, jak każde. Przypalone tosty z lejącą się jajecznicą (którą nawiasem mówiąc, uwielbiałem), wcale mi nie pomogły. Sączyłem pomarańczowy sok w ciszy, starając się opanować drżenie rąk. Czego ja się do cholery, tak bardzo obawiałem?! Przecież to paradoksalne.

- Harry co ty taki, dzisiaj nie w sosie? - Zayn przysiadł się do mnie z pełną miską, płatków owsianych. - Przecież powinieneś być szczęśliwy.

- No właśnie, Hazz. - rzekł Louis, wchodząc do jadalni z przewieszoną przez ramię, białą koszulą. - Coś się stało, więc... możesz nam powiedzieć, prawda?

- Nie wiem czy coś się stało. - odpowiedziałem zmęczony, tym chwilowym przesłuchaniem. Naprawdę sam nie wiedziałem dlaczego przyłapałem dołek. - Chodzi... no chodzi o Caroline. - powiedzmy sobie szczerze. To mnie frustrowało. - Nie odzywała się do mnie przez... kawał czasu, olewała każdą moją wiadomość, a teraz.. teraz coś jej się stało i nie zadzwoniła do Rachel czy Diany. Zadzwoniła do mnie.

- To chyba dobrze, nie? - zawołał ze spiżarni, starając się wyciągnąć ze składzika deskę do prasowania. - Skoro zadzwoniła do Ciebie, to znaczy, że Ci ufa i ma Cię za dobrego przyjaciela.

- Przyjaciela. - prychnąłem poirytowany. - Myślisz, że to fair z jej strony, że najpierw się do mnie nie odzywa, ale jak coś chce, albo coś jej stało, to przylatuje z płaczem?

- Harry, zauważ, że cholernie mocno ją zraniłeś i ona potrzebowała czasu, na to aby sobie wszystko przemyśleć. To nie jest wcale takie łatwe, jak Ci się wydaje. Wyjechała tam, żeby jakoś poukładać swoje życie. Może przemyślała to wszystko dużo wcześniej i była gotowa wrócić po krótkim czasie, ale widocznie poznała tam kogoś, kto ją ogłupił. Caroline się pogubiła i myślała, że dobrze robi. No ale niestety, ktoś ją wykorzystał. Dlatego się do Ciebie zwróciła. Albo Cię kocha, albo nie. Musisz zadać jej to pytanie, inaczej oboje będziecie w czarnej dupie.

- W swoje uczucia nie wątpię. - powiedziałem, odkładając szklankę na stół. - Dobrze wiecie, że ją kocham i niezależnie od tego, co by się wydarzyło, nadal bym z nią był. Po prostu boli mnie to, że tak szybko mnie odrzuciła. Była i zawsze będzie dla mnie ważna.

- Ty dla niej również, ale sam wiesz, ile ta dziewczyna przeszła w swoim życiu. Całkiem niedawno zmarła jej matka, a zaraz po tym, Ty ją zdradziłeś. Nie dziw się, że mogła coś pochrzanić w życiu.

- Do tego, przybił mnie jeszcze, wczorajszy poród Diany. - westchnął. - Nawet nie wyobrażacie sobie, jakie to dziwne uczucie, kiedy każdy wokół Ciebie jest szczęśliwy, a ty nie. Kiedy patrzyłem na te dwa maluchy w inkubatorze, sam zastanawiałem się, czy kiedykolwiek też będę miał dzieci. Wtedy przypominała mi się Caroline. Wiem, że to z nią chciałabym spędzić resztę mojego życia.

- Skoro tak, Romeo to się śpiesz. Jest dwunasta i pewnie już niedługo samolot wyląduje. Chyba nie chcesz żeby Twoja Julka czekała sama na lotnisku, zdana na łaskę jakiś murzyńskich pedofilii? - zupełnie niespodziewanie w jadalni pojawiła się Rachel, ze wzrokiem wbitym w ekran telefonu. - Jedziemy z Liam'em na siłownię, a później na basen. Odwiedzimy was wieczorem. Trzymajcie się, a ty Styles. - rzekła, kierując swój wskazujący palec w moją stronę. - Nie spierdol tego.

* * *  

Nie ukrywam - czułem się jak jeden, wielki kłębek nerwów. Zdenerwowany, przystępowałem z nogi na nogę, wystukując przy tym, nerwowy rytm stopą. Stałem oparty o mosiężny filar, rozglądając się po lotnisku, w poszukiwaniu znajomej mi twarzy. Ludzie mijali mnie z zaciekawieniem w oczach, lecz żaden z nich, nie odważył się do mnie podejść. Może wyczuwali, że nie miałem ochoty dzisiaj pozować do żadnych zdjęć i dawać autografów? Czując, że moje dłonie drżą, czym prędzej, schowałem je do kieszeni czarnych spodni. Niespodziewanie mój telefon zaczął wibrować. 

Caroline: Już jestem, czekam teraz na moją walizkę. Gdzie mam Cię szukać? -C.
Harry: Będę koło wejścia. -H. 

Czyli to miało wydarzyć się tuż za chwilę. Szybko skierowałem się do głównego wejścia i ponownie rozejrzałem się po obszernym budynku. Ludzie wychodzili od różnych stron, co wcale nie pomagało mi się skupić. Niespodziewanie ktoś za mną chrząknął. Przełknąłem głośno ślinę i naprawdę... bardzo powoli odwróciłem się. 

- Miło mi Cię widzieć, Harry. - niesłuchane, że człowiek w krótkim czasie, może się tak zmienić. Jej skóra, wydawała się teraz być bardziej opaloną, dzięki czemu jej błękitne tęczówki cudownie się na jej tle, odznaczały. Włosy skróciła i nie było już widać na końcówkach, blond farby, którą zawsze miała. Może miałem jakieś zwidy, ale wydawała się nieco wyższa, a miała na stopach zwykłe, czarne trampki. 

- Cześć, Carls. - odpowiedziałem z wymuszonym uśmiechem. Nie tak wyobrażałem sobie to spotkanie. - Daj tą torbę, nie będziesz jej przecież dźwigać. - wypaliłem i szybko wyrwałem jej bagaż z rąk. Nerwowo podrapałem się po głowie, zastanawiając się nad tym co powinienem teraz zrobić. Caroline przyglądała mi się z ogromną ciekawością i wymalowanym na ustach, półuśmiechem. Zrobiła niepewny krok w przód i objęła mnie ramieniem. Stałem jak sparaliżowany, kiedy tak porostu... przytuliła się do mnie, cichutko szlochając. Torba wypadła z mojej ręki i z głuchym dźwiękiem, odbiła się od podłoża. Nie czekając chwili dłużej, przygarnąłem ją do siebie mocniej. - Tęskniłem. - powiedziałem, głaszcząc ją po włosach. Dlaczego będąc w piekle, poczułem, że w dłoniach mam kawałek nieba?

* * * 

- No więc... - zacząłem dość nie pewnie, akurat wsiadając do samochodu. - Opowiesz mi, co się stało? - spytałem, starając się utrzymać z nią kontakt wzrokowy, lecz ona tępo wpatrywała się w przestrzeń, przed nią. Podciągnęła kolana pod brodę i oparła na nich głowę. Na jej policzkach, nadal pozostały ślady po gęsto spływających, jeszcze przed chwilą, łzach. 

- Ha-Harry... no bo ja chciałabym się zobaczyć z Dianą. - westchnęła cicho. - Opowiem Ci wszy-wszystko później, dobrze? Zabierzesz mn-mnie do niej? - spojrzałem na nią smutnym wzrokiem i delikatnie przytaknąłem głową. Całą drogę do szpitala, Caroline nie odezwała się słowem. Od czasu do czasu, zanosiła się płaczem, ale nawet moje starania uspokojenia jej, nie przynosiły żadnych rezultatów. Od chwili, gdy pierwszy raz wybuchnęła płaczem w samochodzie, jedną ręką trzymałem kierownicę, a drugą zmieniałem biegi i głaskałem ją po plecach. Nie mogłem znieść tego dźwięku. 

W ciągu dwudziestu minut dojechaliśmy na miejsce, a Caroline zdążyła się w miarę uspokoić. Czułem się nieco sfrustrowana, gdyż nadal nie wiedziałem z jakiej przyczyny Caroline uciekła z Los Angeles. Otulając ją ramieniem w talii, wsiedliśmy razem do windy. Świadomość, że znów mogłem trzymać ją w objęciach była niesamowita. Tak bardzo brakowało mi tej bliskości. Swoją głowę, lekko opartą miała o moje ramię i co chwila, dłonią ocierała spływające łzy. Chciałem wiedzieć dlaczego, tak bardzo cierpi. Gdy weszliśmy do sali w której leżała Diana, Caroline zdawała się być nagle rozpromieniona. Może przeżywała jakieś wahania nastrojów. Może była w ciąży?! Bez przesady... 

- Caroline! - na pierwszy rzut oka, widać było, że Diana jest niebywale zmęczona. Blondynka, leżała zmordowana na szpitalnym łóżku, cudem jeszcze, czytając książkę o niemowlakach. - Ależ ty się zmieniła! - zawołała. Czyli nie tylko ja zdążyłem to zauważyć. - Harry mi opowiadał, że coś się stało. - nagle spoważniała. 

- Powiedział Ci? To znaczy... ech... zaraz Ci opowiem, dobrze? Chciałabym zobaczyć maluszki. Jestem ciekawa, czy są do Ciebie podobne. - wyczułem, że coś w jej głosie nagle się zmieniło. Był o wiele bardziej nerwowy niż przed chwilą. Diana marszcząc czoło, ruchem ręki wskazała stojące pod ścianą, dwa, malutkie inkubatory. - Jak je nazwałaś? - spytała, podchodząc bardzo ostrożnie do maluchów.

- Dziewczyna jest starsza o trzy minuty i nazywa się Jasmine, a chłopczyk nazywa się Harry. Po wujku, który twardo towarzyszył mu przy porodzie. - powiedziała, wdzięcznie się uśmiechając. Sam nie mogłem przestać to robić. To było takie cudowne.

- A czy nie miały to być tylko dziewczynki? - zaśmiała się cicho i z uwagą przyglądała się śpiącemu chłopczykowi. - To takie... - westchnęła smutno, sprawiając, że cała przyjemna atmosfera w pomieszczeniu, wyparowała. - Cudowne.. - z ogromnym żalem, przejechała palcem po przeźroczystej szybce. - Chciałabym też mieć kiedyś dzieci. - dodała. - Ale to teraz po tym, to... ah, nie ważne.

- Harry... - niespodziewanie wzrok Diany, utkwiony był we mnie. Patrzyła na mnie surowo, jakbym właśnie coś przeskrobał. - Może przyniósłbyś nam trochę wody? Jestem spragniona, a nie mogę ruszyć się z łóżka, Carls ty też chcesz? Przynieś nam, proszę. - dobrze rozumiałem, że ten wypad po wodę, był aluzją do tego, aby te dwie, mogły ze sobą spokojnie porozmawiać. Czułem się dziwnie, lecz mimo to, wyszedłem.

- Londyn, Caroline -

Nie sądziłam, że jak zobaczę Harry'ego tak zareaguję. Nie chciałam przy nim płakać, naprawdę chciałam pokazać, że jestem twarda i jakoś się trzymam, ale gdy tylko zobaczyłam jego twarz... łzy same poleciały mi po policzkach. I nie z powodu Xaviera, to wszystko zupełnie miało inne dno. Płakałam, bo wiedziałam, jak bardzo skrzywdzę Harry'ego, gdy tylko powiem mu o wszystkim. Najdłużej, jak tylko potrafiłam, starałam się przedłużyć tę chwilę i nacieszyć się jego bliskością, bo po tym co mu powiem możliwe, że odejdzie... Wiem, że to on chciał być moim pierwszym razem. Ja też tego chciałam, ale jestem głupia. Tak cholernie, że odsunęłam się od niego, wtedy kiedy on starał się naprawić relacje między nami. Czułam się okropnie źle z tym wszystkim i dlatego nie potrafiłam pohamować łez w samochodzie. Gdy weszliśmy do szpitala, było już o wiele lepiej. Musiałam porozmawiać z Dianą. Wiedziałam, że jakimś stopniu blondynce, uda się mną pokierować i nie wszystko zostanie stracone. Obecność Harry'ego, nieco krzyżowała mi plany, na szczęście Diana wzięła wszystko w swoje ręce i wysłała go po wodę. 

- Dobra, a teraz mów co się stało. - powiedziała, chwytając mnie za dłoń, którą akurat oparłam o materac jej szpitalnego łóżka. - Widzę to w twoich oczach. Jesteś smutna. 

- Pamiętasz jak opowiadałam wam o Xavierze? - spytałam, odwracając wzrok. Nie chciałam patrzeć jej w oczy, nie potrafiłabym to robić i jednocześnie przyznać się do tego. - Przespałam się z nim. - szepnęła, zagryzając z całej sił wargę. - Ale to nie jest najgorsze. Spotkaliśmy się u mnie, jedliśmy przyrządzoną przez niego pastę i później poszliśmy popływać... z tego do tego i zaczęliśmy się całować. To wyszło tak szybko, nie panowałam nad emocjami. Myślałam, że robię dobrze, bo on na każdym kroku zapewniał mnie, że nigdy nie zrobiłby mi czegoś takiego jak Harry... uwierzyłam mu. Przespałam się z nim, ale to było najgorsze uczucie jakiego doświadczyłam. Czułam się... czułam się jakby mnie zgwałcisz, rozumiesz?! On czerpał korzyści z tego, że ja odczuwałam ból, zamiast rozkoszy. Miałam wrażenie, że coś mnie rozrywa od środka... ale myślałam, że tak ma właśnie być. Obudziłam się następnego ranka i jego nie było. Pojechałam do jego mieszkania i zapukałam do drzwi. A wiesz co on zrobił? Zgnoił mnie i powiedział, że już od naszego spotkania chciał mnie zaliczyć. Poczułam się wtedy, jak najgorsza kurwa. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić i po prostu poczułam, że... jak zadzwonię do Harry'ego będzie mi jakoś lepiej. Że jego głos jakoś podtrzyma mnie na duchu, lecz zamiast to zrobić... sprawił, że wsiadłam od razu w samolot i przyleciałam do Londynu. Diana ja za nim tak cholernie tęsknie, ale nie mogę mu o tym powiedzieć. On się załamie jak się dowie. Znienawidzi mnie i odejdzie. Te parę godzin w samolocie uświadomiło mi, że nie wracam tutaj tylko dlatego, że chcę znowu przed czymś uciec. Uświadomiło mi, że robię to tylko dlatego, żeby znów się przy nim znaleźć. Że to on był, jest i będzie najważniejszym mężczyzną w moim życiu. Nie ważne, że zdradził mnie z Taylor. Wybaczyłam mu to od razu, ale nie potrafiłam się sama przed sobą do tego przyznać... Co ja mam teraz zrobić, Diano...? 

- Myślę, że teraz już nic. - westchnęła i ręką, wskazała na drzwi za mną. Harry stał w nich, kompletnie osłupiony. W obu dłoniach trzymał plastikowe kubeczki, wypełnione wodą. Jego zielone oczy lśniły podekscytowane, lecz jednocześnie przepełnione były bólem. Jakby tam w środku, starał się podjąć właściwą decyzję. Niespodziewanie, wrzucił oby dwa kubki do kosza i ruszył w moim kierunku. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji i z chwilą zaczynałam się bać tego co zaraz zrobi. W niespełna ułamku sekundy, jego ramiona zacisnęły się w mojej talii i z siłą przyciągnęły moje ciało, do jego. Już nawet nie pamiętam kiedy wybuchnęłam płaczem. 

- Jestem na siebie wściekły, za to, że pozwoliłem Ci wtedy wyjechać. - szepnął wprost do mojego ucha. Łzy, które gęsty spływały z mojej twarzy, moczyły mu koszulę, jednak on wydawał się nawet nie zważać na ten szczegół. - Ale również jestem zły na Ciebie. Tyle się starałem o to, żeby nam wyszło, a Ty zrobiłaś to z jakimś dupkiem. - jęknął. - Chciałem być tym pierwszym, bo dziewictwo to coś wyjątkowego. - dodał i odsunął się ode mnie, zwiększając między nami dystans. - Czekam w samochodzie. - powiedział i odszedł pozostawiając mnie samą na środku sali, w której przebywała Diana.

* * * 

Był wściekły - czułam to, ale starałam się nie okazywać mojej wiedzy. Swój wzrok ograniczałam tylko, do pustego spojrzenia w rozpędzoną autostradę. Nie wiem czy robił to specjalnie, ale swą złość wyładowywał na ogromnie, szybkiej jeździe samochodem. Bałam się jak cholera, że zaraz wpieprzymy się do jakiegoś rowu, ale najmocniej jak tylko potrafiłam, zaciskałam zęby na dolnej wardze. Nie ważne, że metaliczny posmak wypełnił moje usta już dawno, nie mogłam teraz choćby się odezwać. 

Z piskiem opon, zaparkował swojego czarnego Ranger Rover'a, na podjeździe, przed domem w którym mieszkał razem z chłopakami. Spodziewałam się bardziej tego, że wyrzuci mnie na zbity pysk gdzieś na trasie, gdzie powinno być moje miejsce, albo w najlepszym wypadku pod moim domem, ale tego nie zrobił. Nawet na mnie nie spoglądając, wysiadł z samochodu, trzaskając za sobą drzwiami. Wyciągnął z bagażnika moją torbę i szybkim krokiem skierował się do domu. Chwilę mocował się z zamkiem w drzwiach, który uporczywie nie chciał się otworzyć. Wkurzony (albo może nawet, wkurwiony) wszedł do środka. Odczekałam chwilę wstrzymując oddech. Bałam się teraz tam wejść. Czułam się jak intruz, tutaj w jego samochodzie, a zaraz pewnie i w domu. Z zamkniętymi oczyma, chwyciłam ręką za klamkę i wolno ruszyłam, jego śladem. 

Dom chłopaków, wypełniała nieprzyjemna, zimna cisza, której teraz tak bardzo się obawiałam. Wolałam żeby Harry krzyczał i rzucał jakimiś przedmiotami, niż milczał. Dobrze wiedziałam, że cholernie zraniło go to, co usłyszał, ale teraz już nie mogłam nic zrobić. Ja-ja zrozumie, kiedy on już nie będzie chciał utrzymywać ze mną kontaktu. Kierując się zacienionym korytarzem, napotkałam porozrzucane po kontach, małe kawałeczki szkła. Czyli jednak coś rozbił. Parę kroków dalej, leżała roztrzaskana na pierdylion kawałeczków, kolorowa waza. Nie wiem do kogo należała, ale pewnie ktoś się niezmiernie wścieknie. Wbijając paznokcie we wnętrze dłoni, szłam dalej, aż nie napotkałam go siedzącego w salonie z głową spuszczoną w dół. Stanęłam u progu, szykując się na jego słowa... 

- Czy wiesz, że najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że ja Cię, kurwa nadal kocham? - jęknął, spoglądając na mnie zaczerwionymi od płaczu, oczyma. Nie mogłam na to patrzeć i szybko odwróciłam wzrok, nabierając głośno do płuc powietrza. - Nie ważne co byś kurwa zrobiła. Nie ważne, że mnie odrzuciłaś. Nie ważne, że odgrodziłaś się od moich uczuć. Nie ważne, że miałaś mnie w dupie, ja nadal Cię kocham! - wiedziałam, że wstaje, ale nie spojrzałam na niego. Nie potrafiłam patrzeć jak cierpi. Moja dolna warga zadrżała, a po policzkach znów tego dnia, popłynęły łzy. 

- Nie wiesz jak bardzo żałuję, że to zrobiłam. - wyszeptałam, wbijając wzrok w podłogę. - Wiem, że jestem szmatą... i nie jest mi wcale z tym dobrze. Zdaję sobie sprawę z tego, że Cię zraniłam. Kochałeś mnie... 

- Poprawka... ja nadal Cię kocham, Caroline... - powiedział, opierając dłoń o mój policzek. Jego dotyk palił. Tak bardzo palił, że nie mogłam go wytrzymać. - I zawszę będę, rozumiesz?! - pokiwałam delikatnie głową, zaciskając mocno powieki.  - Wybaczam Ci. - szepnął, muskając ustami linię mojej żuchwy. Niespodziewanie poczułam ulgę, której wprawdzie nigdy już nie powinnam poczuć. Cholera jasna, przecież ja go zraniłam! Opierałam się mu przez dobre, parę miesięcy, a jakiemuś dupkowi wskoczyłam prawie od razu do łóżka! Kim ja się stałam!? Jestem potworem! Niszczę wszystko co dobre, jak on może mi to wybaczyć?! - Przestań już się tym zadręczać... - westchnął i ujął moją twarz w dłonie. - Napijesz się wina? - spytała i uśmiechnął się wesoło, ocierając moje łzy. Nadal nie wierzyłam w to co się właśnie działo. - Chodź, naleję Ci trochę.

* * * 
~ scena zawiera treści erotyczne, czytasz na własną odpowiedzialność ~


Opierałam się plecami o ciepłą klatkę piersiową Harry'ego, która w wolnym tempie, nieustannie opadała i unosiła się. W ręku trzymałam wypełnione bordową cieczą, szklane naczynie. Aromatyczny zapach wina, w pewnym stopniu zdawał się uspokajać moje poszarpane nerwy. Czułam na sobie nerwowy wzrok Harry'ego, no tak przecież teraz już kompletnie wiedział co ma ze mną zrobić. Chudym palcem, wodził po skórze mojego ramienia. 

- Nadal się tym zamartwiasz, prawda? - zamruczał wprost do mojego ucha. Nie ukrywajmy, będę się tym zamęczać jeszcze przez długi czas, przecież nie wymarzę sobie tych okropnych wspomnień z pamięci od razu. 

- Tak. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i upiłam kolejny łyk z pucharu. W tej pozie siedzieliśmy już o dobrych dwóch godzin, nieustannie rozmawiając o wszystkim, co zdążyło się wydarzyć w naszym życiu ostatnim czasem. 

- Nie powinnaś. - wyszeptał, całując mnie w szyję, wywołując przez to przeszywający moje ciało dreszcz. Dotyk ze strony mężczyzny, wywoływał we mnie mieszane uczucia. - Gdybym mógł teraz, znaleźć tego pieprzonego skurwiela, przysięgam, że bym mu nogi z dupy powyrywał. A później... później zająłbym się jego zimnym sercem. Poćwiartowałbym jego ciało na drobne kawałeczki, bez żadnego znieczulacza i z uśmiechem obserwował jak się wykrwawia. - wizja szalonego Harry'ego, nieustannie witała przed moimi oczyma, a ja  nie wiedziałam w jaki sposób się z nią uporać. - Nienawidzę go za to, że zniszczył Ci Twój pierwszy raz.... bardzo Cię wtedy bolało? - spytał. Ja naprawdę nie chciałam do tego wracać... 

- To było okropne uczucie... jeszcze nigdy nie doświadczyłam takiego bólu. Wtedy.. kiedy on we mnie wszedł, czułam się jakby coś rozrywało moje ciało. To nie było wcale przyjemne... nie rozumiem, jak można uprawiać seks. - nie rozumiem czemu, moje słowa wywołały w nim cichy chichot. 

- Nie chcę Cię mówić, ale trochę Cię pokarało. - zaśmiał się uroczo i splótł nasze palce w jedność, tak jak kiedyś to robiliśmy. - Wiesz odrzuciłaś takiego Harry'ego Styles'a... ociekającego seksem Adonisa... 

- Widzę, że samouwielbienie Ci wzrosło odkąd się nie wiedzieliśmy, kochany. - rzekłam posyłając mu naprawdę szczery uśmiech. 

- No może troszeczkę. - powiedział z zadziornym uśmieszkiem i wrócił do tego co mówił. - Seks nie jest wcale taki zły, jak Ci się wydaje. - powiedział. - Myślę, że zrobiłaś to z niewłaściwą osobą i tyle. 

- Nic mnie nie przekona do tego, że to jest przyjemne. Nadal czuję ogromny dyskomfort, tam na dole. - jęknęłam. - Tak na marginesie, z iloma kobietami spałeś? 

- Cztery. - powiedział bez wahania. Wow, muszę przyznać, że obstawiałam jakieś... no nie wiem... piętnaście? - Ale te cztery się dla nie liczyły, jak ty dla mnie... - westchnął cicho i odrzucił głowę w tył. - Było im przyjemnie, ale pewnie też robiły to z niewłaściwą osobą. 

- A Tobie było przyjemnie? - spytałam unosząc jedną brew w górę. 

- Nie do końca. - odpowiedział. - U faceta to jest zupełnie inaczej. Kobiety inaczej przeżywają swój orgazm i mężczyźni również. Bynajmniej tak mi się wydaje. U nas to coś w stylu... ulżenia sobie... przepraszam, za słowa, ale tak głównie jest. Kobiety czują większą euforię i przyjemność. 

- Nie w każdych przypadkach. - zaważyłam, kołysząc delikatnie kieliszkiem. - To jest ohydne. 

- Nigdy nie próbowałaś seksu ze mną. - powiedział, delikatnie chwytając moją twarz w dwa palce. Jego silna rękę, delikatnie obróciła ją w jego kierunku, udostępniając mu swobodną odległość od moich oczu i ust. - Chciałbym abyś się do tego przekonała. - wyszeptał, pochylając się nade mną. - Chciałbym abyś to ze mną zrobiła i zapomniała o tamtym wydarzeniu. Jakbyś nadal była dziewicą i to ze mną zrobiła to pierwszy raz... - czułam jak jego usta zadziornie muskają moje. Łapczywie przyklejał się do nich i gdy ja pragnęłam odwzajemnić pocałunek, on z wymalowanym uśmiechem, odsuwał się. - Zróbmy to teraz... proszę... 

- Ha-Harry... - jęknęłam zmieszana tą sytuacją. On naprawdę jeszcze chciał po tym wszystkim, kochać się ze mną? Nie wiem czy jestem gotowa na kolejną serię bólu. Nie chcę tego znowu przeżywać, co jeśli on potraktuję mnie jak Xavier. Nie, Harry taki nie jest. Ale... ale teraz to przecież będzie wyglądać jak seks na zgodę. - Ja nie jestem pewna, czy to dobry pomysł... 

- Pomyśl sobie, że nigdy nie wydarzyło się to z Taylor i nigdy nie poznałaś Xavier'a... jesteś tutaj tylko ze mną i oboje pragniemy w końcu poznać się od... tamtej strony. Chcę być twoim PIERWSZYM RAZEM. - szepnął i wpił się w moje usta z ogromną pasję. Nie wiem kiedy, ale po prostu odwzajemniłam jego pocałunek. Muśnięcia naszych ust, z chwilą przeradzały się coś innego, bardziej namiętnego i intymnego. Jego język doszukał się małej szparki i z ogromną łatwością, wślizgnął się pomiędzy moje wargi. Penetrował moje podniebienie z ogromną pasją, doprowadzając mnie do czystej rozkoszy. Nie czułam czegoś takiego w ramionach Xavier'a. Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę, że to właśnie z Harry'm powinnam stracić dziewictwo. 

Nawet nie poczułam, kiedy moje ciało uniosło się na silnych ramionach loczka, w górę. Niósł mnie przez ciemny korytarz, prosto do jego pokoju. Nasze usta, nie oddzielały się od siebie, chodźmy na sekundę. Łapczywie, wciągając powietrze, zatracaliśmy się w cudownej euforii. Gdy znaleźliśmy się w jego sypialni, ostrożnie, jakby naprawdę się o mnie bał, ułożył mnie na satynowej pościeli. Błądząc dłońmi po jego korku, napotkałam w końcu na porozrzucane we wszystkie strony, loki. Wplątałam między nie palce i pociągnęłam mocno. Z ust Harry'ego wydobył się cichy jęk, który muszę przyznać, usatysfakcjonował mnie. Nie czekając chwili dłużej, Hazza pozbył się swojej koszuli i sekundę później zrobił to z moją. Jego wzrok na chwilę zatrzymał się na srebrnym łańcuszku z literką "H", z którym nigdy, odkąd go miałam, nie rozstawałam się. Chwycił go zębami i delikatnie pociągnął do siebie. Wygłodniałymi oczyma wpatrywał się w moje piersi, na których chwilę później złożył subtelny pocałunek, który przerodził się w próbę zrobienia malinki. Zaśmiałam się głośno, odpychając jego głowę od mojego dekoltu. Spojrzał na mnie, nieco urażony i kontynuował wprowadzanie mojego ciała w stan uniesienia. Jego ręka, powędrowała na moje plecy, chwytając za zapięcie stanika, z którym uporał się szybko. Fioletowy biustonosz wylądował za moją głową, pozostawiając moje piersi zupełnie nagie. I wtedy zdałam sobie sprawę z tego, co zaraz miało się wydarzyć. Moje ciało, automatycznie się spięło. Harry wyczuł tą nagłą zmianę i szybko przygarnął mnie do swojego torsu. Objął mnie ramieniem i składając delikatny pocałunek na mym ramieniu, mocno mnie przytulił. - Jest dobrze, kochanie. - starał się dodać mi tym trochę otuchy, ale ja naprawdę źle się czułam z tym wszystkim. Nie chciałam seksu na zgodę, naprawdę nie chciałam. - Ufasz mi? - spytał, spoglądając prosto w moje oczy. Nie mogłam go okłamywać. Przytaknęłam ruchem głowy. Harry oderwał się ode mnie, pozwalając mi swobodnie opaść na łóżko. Jedną ręką zakrywał swoje piersi i starając się uspokoić, spojrzałam w sufit. W ciszy, jaka wypełniała pomieszczenie, jedynym odgłosem był dźwięk, zsuwanych, z nóg chłopaka spodni. Klamra od paska, z głuchym dźwiękiem odbiła się od paneli, wywołując we mnie gęsią skórkę. Harry pochylił się nade mną w samych, białych bokserkach i złożył czuły pocałunek na mym nosie. - Mogę kontynuować? - spytał, na co znów kiwnęłam głową. Uśmiechnął się delikatnie i wrócił do poprzedniej czynności. Gdy poczułam, że zsuwa ze mnie spodnie, automatycznie zacisnęłam uda, ze strachu. Hazza, delikatnie przejechał dłonią po mej kobiecości, sprawiając, że poczułam się zmieszana i rozluźniłam ścisk. Teraz chłopak, spokojnie mógł ściągnąć ze mnie dżinsy. Będąc w samej, dolnej bieliźnie, czułam się coraz mniej pewnie. Harry już nie obdarowywał moich ust pocałunkami, teraz jego ciepły oddech, odbijał się od mojej dolnej partii ciała. Jego mokre pocałunki, ciągnęły się równą linią, aż napotkał na przeszkodę w postaci, moich majtek. Zadrżałam, gdy jego dłoń wślizgnęła się do środka. Jego zwinne palce, odszukały mojego wejścia i łaskocząc mnie przyjemnie, wpiły się w nie. Jęknęła cicho, czując jak Harry nimi porusza. Moje ciało mimowolnie wygięło się w łuk i po chwili, opadło z powrotem na pościel. Nie panowałam nad tym, ale było mi dobrze. Sięgnęłam ręką po głowę Harry'ego i chwytając go za loki, przyciągnęłam do siebie. Moje usta, znów znalazły się przy jego i znów w obłędnym tańcu, wirowały. Jego ręka nadal tkwiła w tym miejscu, nieustannie się poruszając. Czując rozpływającą się rozkosz po moim podbrzuszu, znów wygięłam się w łuk. - Dojdź dla mnie... - wyszeptał, zagryzając moją skórę na policzku. Fala ciepła, wypełniła moje ciało od środka, do chwili, gdy opadłam znów na poduszkę. To było.. niesamowite. Ręka Harry'ego wycofała się z mojego krocza i powędrowała do moich ust. Jego palec, wsunął się pomiędzy moje wari, naznaczając je moim śladem. Przyssałam go lekko, nie wierząc w to co robię. Podobało mu się. Z lekko przymrużonych powiek, przyglądał się zafascynowany, temu jak ssałam jego palec. Czułam na udzie jego twardniejącego przyjaciela, który pod materiałem bokserek, wręcz się dusił. Nadal nie czułam się gotowa, znowu poczuć w sobie czyjegoś członka. Harry nie ociągał się dłużej. Lewą dłonią zjechał niżej i zaczepił nią o materiał majtek. Strzelił dwa razy ich gumką i w ciągu chwili pozbył się ich. Poczułam nieprzyjemne uczucie zimna, tam na dole. Zupełnie, jak podczas stosunku z Xavier'em. Harry, okrężnymi ruchami starał się masować moje uda. Nie czułam się komfortowo, ale znacznie przyjemniej. - Caroline, czy ja... mogę? - cieszył mnie fakt, że pytał mnie o pozwolenie. Czułam się teraz o wiele bardziej zadowolona, niż wcześniej. Do końca nie wiedziałam, czy dać mu na to pozwolenie, ale dobrze wiedziałam jak bardzo on tego chciał. Skinęłam lekko głową, a on się szeroko uśmiechnął. Pozbywając się swych bokserek, nie spuszczał ze mnie wzroku. Gdy jego penis wydostał się na powietrze, odwróciłam wzrok, starając się odsunąć os siebie świadomość tego, co miało się zaraz stać. - Carls... zaraz w Ciebie wejdę, rozumiesz? - pokiwałam tylko głową i czekałam na ból, gdy nagle... jego członek, bardzo ostrożnie i delikatnie wsunął się we mnie. Nie czułam żadnego bólu, ani uczucia dyskomfortu. Czułam się dobrze, dopóki nie Harry wsunął się głębiej. W kącikach moich oczu, zaczęły wzbierać się łzy, a moje paznokcie zacisnęły się na jego barkach. Jęknęłam cicho przy jego, jednym z pewniejszych ruchów. Nie czułam tego samego bólu. Tamten był o wiele ostrzejszy, a te były delikatne i namiętne. Harry zdawał się być skupiony na tym co robi. Niespodziewanie poczułam, jak natrafia na TO miejsce. Uśmiechnął się z satysfakcją, widząc,że znów dochodzę. Kolejny orgazm przeżyłam razem z nim, w tym samym momencie. Członek Harry'ego, ostrożnie się ze mnie wysunął, wywołując we mnie delikatne ukucie, ale nie było źle. Harry miał rację - było cudownie. 


* * *

Jak się czujesz? - spytał, muskając dłonią moje ramie. Leżeliśmy kompletnie nadzy na łóżku w jego pokoju, jedynie przykryci satynową narzutą.

- Niesamowicie. - wyszeptałam, składając delikatny pocałunek na jego klatce piersiowej. Gdybym wiedziała, że to jest tak przyjemne, zrobiłabym to z nim już dawno... - Ale to był nasz... seks na zgodę?

- Nie. - odpowiedział i uśmiechnął się lekko. Obydwoje dobrze wiedzieliśmy, że teoretycznie tak było. - To był Twój pierwszy raz, o który zadbałem, kotek. - zaśmiał się cicho. - I ja chyba też dzisiaj go doświadczyłem. 


 ~ dwa miesiące później ~

- Diana, ja naprawdę źle się dzisiaj czuję. - szepnęłam, kolejny raz chwytając się za brzuch. Coś było nie tak, czułam to. Od jakiś trzech tygodni, nie wychodziłam z toalety nieustannie wymiotując, a Harry i moja przyjaciółka stawali na głowie, żeby mi dogodzić. Tak, ja i Harry znów byliśmy razem. Postanowiliśmy całkowicie zapomnieć o przeszłości i myśleć o przyszłości. Byłam z nim szczęśliwa i można powiedzieć, że z każdym dniem, poznawałam go na nowo. Wiedziałam, że on bardzo żałuję tego, co wydarzyło się z udziałem Taylor, ale ja również żałowałam wielu rzeczy. Między innymi tego iż spotykałam się z Xavier'em, ale jak już mówiłam - staraliśmy się o tym zapomnieć. 

- Ty, może jednak zrób ten test ciążowy, co? - Diana, stała przede mną, trzymając w ręku białe pudełeczko, wytrzaśnięte prosto z apteki. Patrzyłam na nią wściekła. To nie mogła być ciąża. - Kiedy ostatnio uprawialiście ze sobą seks? To znaczy, kiedy się nie zabezpieczaliście? 

- Wiesz... Harry wymyślił sobie "wyzwolone czwartki" no i... - westchnęłam cicho, unikając jej surowego wzroku. Jeżeli zastanawiacie się nad tym, to tak. Dzięki Harry'emu polubiłam seks. Sama ciężko się do tego przyznaje, ale dzięki nocą spędzanym z nim, czułam się naprawdę lepiej. - Wczoraj, no ale przecież nie zaszłabym od razu w ciążę, prawda? Stuknij się gamoniu. 

- Od jakiego czasu macie te swoje "wyzwolone czwartki" - spytała z coraz bardziej poważniejszą, miną. Oho, zaraz zacznie swoje filozoficzne gatki, a przecież sama wpadła! 

- Półtora miesiąca? Może krócej, Diana ja takich rzeczy nie pamiętam! - pisnęłam poddenerwowana. Na pewno nie byłam w ciąży, o nie. - No już na mnie tak nie patrz! Zrobię ten test, pasuje? - blondynka uśmiechnęła się triumfalnie i podała mi pudełeczko. Przeszłam do toalety, nadal trzymając się za brzuch. Postępując zgodnie z instrukcją, wykonałam test. Po dłużej chwili, chwyciłam za patyczek i nie patrząc nawet na wynik, skierowałam się do przyjaciółki. - No teraz Ci pokażę, że nie jestem w żadnej ciąży... - westchnęłam i wyciągnęłam przed siebie test. Dw-Dwie kreski...? To... to nie możliwe... 

- Ej, wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. - zaśmiała się, podnosząc z kojca małą Jasmine. - No pokaż mi ten test. - powiedziała i szybkim ruchem zabrała mi go z rąk. To do jasnej cholery, nie możliwe... - Carls... ty jesteś w ciąży!! To wspa....

- Nie, Diano... - wyszeptałam cicho. - To wcale nie jest wspaniałe... Nie masz pojęcia co to teraz oznacza.. Ja... ja będę musiała wyjechać. Diana, ja muszę stąd teraz wyjechać... 


THE END?
_______________________________________
Przepraszam za błędy! Rozdział sprawdzałam o 6 rano ;x
Jak myślicie, co stanie się w kolejnym rozdziale? Pozdrawiam! xoxo
- Jerr. 


22 komentarze:

  1. Kaluś,słońce ty moje....Najlepszy rozdział!
    a wiesz,że skoro przeczytałam go od razu,z własnej nieprzymuszonej woli ,to tak musi być!
    "ciężko było komukolwiek w to uwierzyć. Danny spłodził synka. " hahahahaha nie moge z tego. No bo kto by pomyślał ,że Danny ma też męskie plemniki,no nie?
    A teraz....skarbie jestem z ciebie taka dumna "murzyńskie pedofile"...aż sie łezka w oku kręci :')
    Cały Harry w tym rozdziale byl cudowny....no prócz tego jednego nieszczęsnego 'kotek'.Skończ z tym! Gdyby chłopak wyzywał mnie od zapchlonych zwierząt,liżących swoją pipe zamiast się normalnie umyć,rzuciłabym go!
    Ale to "Dlaczego będąc w piekle, poczułem, że w dłoniach mam kawałek nieba?" Było przepiękne ^^

    WYZWOLONE CZWARTKI... HAHAHAHHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAAH LEJE TO BYŁO GENIALNE AHHAHAHAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA
    Fajnie ,że miedzy nimi sie już wszystko ułożyło i wszystko dąży ku dobremu końcowi... Jeśli oczywiście nie wypierdzielisz Carls do Australii,bo jest w ciąży.
    A tego nie zrobisz,no nie?
    Oczywiście,że tego nie zrobisz Tali :3
    Dobra,masz komentarz,a ja...ide do kościoła wyzwolić szatana! -_-
    -Tala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram i mam nadziejeze sie tym razem wszystko ułoży Xxx

      Usuń
  2. Jeju...Karluś. Popłakałam się.
    Ten rozdział jest taki...piękny? Cudowny? Nie to niewłaściwe określenie.
    Rycze kurde (nie czytać tego gówniarze)Chociaż Ty w sumie znasz mnie na tyle, że wiesz, że ja często płacze XD (tego też)
    Ten tekst Rachel to cała ja XDDD
    Diana, Daniel, Jasmine, Harry ♥ AWUWUWUWWUWU ;___;
    OSTRZEGAM! Jeśli ktoś będzie miał BÓL DUPY o seks Hazzy i Carls to niech wypierdala od razu bo to nie jest kolejne denne opowiadanie gdzie wszystko jest perfekcyjne.
    Jak chce się Wam czytać coś dennego to nam kilka takich blogów XDDDDDDDDDD
    KCKCKCKKK <3

    OdpowiedzUsuń
  3. piekne to było. Super że Carls i Harry się pogodzili. Spodziewałam się tego :D nmg doczekac sie next. Msm nadzieje że Caroline nie zrobi nic głupiegi i znow nie uciekne od problemu. Pisz jak najszybciej ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! Czekam na ostatni rozdział i żałuję że to już będzie ostatni. Sprawdzanie czy nie ma nowego rozdziału buło na moim porządku dziennym xd
    PS mam nadzieję, że Carls nie wyjedzie na drugi koniec świata.

    OdpowiedzUsuń
  5. mam nadzieję że Carls nie wyjdzie ;c proszę niech zostanie ;c a co do rozdziału to cudowny + czekam na nn :#

    OdpowiedzUsuń
  6. No kocham po prostu to opowiadanie! Mimo, ze czesto nie komentuje, bo jestem leniem....to po prostu powodujesz, ze w kiepskie dni jak ten przestaje sie smucic! CHCE MI SIE ZYC I SMIAC po raz pierwszy od kilku tygodni. Dziekuje i pozdrawiam. Czekam na nn. Kocham, kocham, kocham, kocham

    OdpowiedzUsuń
  7. genialne
    zajebiste
    fenomenalne
    wspaniałe
    piękne
    cudowne! ♥
    ~A.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jenyś! Kolejne dzieciaczki?? <3 Rodzinka się powiększa! Kolejne marcheweczki :D. Świetny rozdział :33.. I mam nadzieje, że "THE END" to nie the end opowiadania, bo tego nie zniosę :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Dlaczego? Już tak dobrze szło, a ona uważa, że musi wyjechać? Nieeeeeee :< Niech zostanie z Harrym i będzie wszystko okey <3
    Świetny rozdział, Jerr :** Nie mogę się doczekać ostatniego rozdziału!!

    OdpowiedzUsuń
  10. AWUWUUWUWUUWUWUWUUW!
    kARLUŚ ;W; JAK JA KOCHAM TO CZYTAĆ *_*
    Jak tylko widzę imię Xavier ugh...
    Yayy! Carls znowu z Hazzą :33
    Dla mnie to z nim straciła dziewictwo a nie z tamtym skuriwelem.. :||
    A DO OSÓB KTÓRE NAZYWAJĄ CARLS DZIWKĄ... SPIERDALAĆ :****
    Niech Caroline nie wyjeżdża... nie, nie teraz ;((
    Kocham Cię mała!
    Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niech nie wyjeżdża . Wydaję mi się iż Haroldzik jej nie pozwoli <3
      Xawier to dupek chuj i skurwysyński dziad .
      w ogóle to ja taka podjara że sa razem :D
      Rozdział jak zawsze zajebisty :D Czekam na następny :)
      Pozdrowienia :*

      Usuń
  11. No, wiec większość chyba ci już prywatnie napisałam, więc przez żadnych wrzasków i pisków mogę wyrazić opinię :D
    Cudnie.
    Cudnie i jeszcze raz CUDNIE!
    Po tym jak zdradziłaś mi co nieco, wprost nie mogę doczekać się 42, no, ale nie po to pisze ten komentarz.
    Przerażenie Harry'ego było naprawdę słodkie ♥ Tak się cieszę, że Diana i Daniel mają wreszcie dzieci :)

    Harry, mój idol, w coraz większym znaczeniu (jeśli chodzi o opowiadanie) Wykazał się naprawdę dobrymi cechami, w tym rozdziale. Chodzi mi tu o sprawę Caroline.

    Twoje teksty są powalajace. :D Mogę płakać i śmiać się w tym samym momencie :D

    Bardzo mi przykro z tego powodu że blog "się kończy" że tak to ujmę.

    Przepraszam, ze komentarz taki ubogi, no ale większość już wiesz, bo pisałam na Fb.. Tak więc 42 skomentuję o wele dłuższą wypowiedzą.

    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Przyznam się szczerze że rzadko kiedy pisze komentarze ale w Twoim przypadku zrobiłam wyjątek ,czytam to opowiadanie od połowy i uważam że jest najlepsze jakie kiedykolwiek przeczytałam .A ten rozdział naprawdę mnie zachwycił - jest cudowny.
    Mam tylko jedno pytanie - czy będzie jeszcze jeden rozdział poświęcony Caroline i Harremu ?Jeśli tak to byłabym wdzięczna :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. błagam o następny , bo nie wytrzymam <33
    najlepszy rozdział!!!!!!!!! EVER

    OdpowiedzUsuń
  14. kiedy nastepny ? :) prosze odpisz :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Rany, na prawdę niesamowicie wychodzì Ci pisanie, masz talent : ) co do reszty, to zgadzam sie z poprzedniczkami, MUSISZ KONTYNUOWAĆ! : )) Za bardzo się wciągnęłam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Szczerze, to tak się wkręciłam, że sobie troszkę nie wyobrazam tego, że to już będzie ostatni rozdział. Serio. I też zgadzam się z tym, abyś nie używała już tego "kotek", bo to trochę nie pasuje tutaj. : )) pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  17. HEJ, HEJ. Nie wyobrażam sobie że to się już kończy.Ale będziesz pisała innego bloga prawda? Kocham cię i toją wyobraźnię KC

    OdpowiedzUsuń
  18. Proszę, nie kończ go. Rozumiem, że może nie bd mieć czasu, ale postaraj sie nawet raz na 2 tygodnie wstawić rozdział. Uwielbiam cię!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy