Witam szanownych czytelników! Jejku to taki piękny dzień! Właśnie dowiedziałam się,że mój ukochany zespół- Hollywood Undead przyjeżdża do polski by zagrać koncert! Siedzę i piszczę ze szczęścia!!!! Aż nie możliwe! Dobra przejdźmy do spraw bloga- zrobiłam zakładki. Mianowicie jestem tam odnośnik do bohaterów, zabawy do której zostałam nominowana i spamownika- miejsca w którym bez problemu możecie zamieszczać linki do swoich blogów :) Jak wielu z was wie, mój drugi blog został zawieszony do odwołania. No niestety... Po dodaniu tego rozdziału,który macie na dole planuję również i ten blog zawiesić na czas moich popraw w szkole. Więc... to chyba wszystko, czytajcie i KOMENTUJCIE.
-Jer.
Zeszliśmy powoli na dół. W sumie to już mniej kołowało mi się w głowie. Głęboko zaczerpnęłam powietrza stawiając stopę na ostatnim stopniu schodów. Harry prowadził do salonu, gdy tylko tylko przekroczyłam jego granicę w moje nozdrza wbił się palący zapach alkoholu. Moi znajomi siedzieli znużeni na kanapach, popijając magiczny płyn Hazzy. Spojrzałam na nich wymownie.
- Dosyć szybko się załatwiliście.- Zayn wybełkotał coś w stylu "Dajcie mi miskę,błagam!",a Nialler jak tylko mógł odsunął się. W końcu odnalazłam Rachel i Logana, wyglądali na zupełnie trzeźwych i cały czas chichotali do siebie, moja przyjaciółka miała dziko zmierzwione włosy,a jej sukienka miała delikatne plamki błota. Diana leżała pół przytomna na kanapie z głową położoną na trzech, amarantowych poduszkach. Liam i Louis rozmawiali o czymś, widać było,że lekarstwo mojego przyjaciela zadziałało i chłopaki szybko otrząsnęli się z alkoholowego szału. Nigdzie nie mogłam odnaleźć Eleanor, rozejrzałam się i nic. Może była w toalecie?- To co Harry, podamy naszym znajomym jedzenie?- na dźwięk ostatnich słów Niall i Diana od razu się wyprostowali. Uszczęśliwiła ich ta wiadomość, pomimo tego,że wyglądali na zmarnowanych i pół przytomnych. Z uśmiechem na ustach, trzymając Harrego pod ramię poszliśmy do kuchni One Direction.
Na marmurowym blacie stały już rozstawione talerze i dwie miski - jedna z pure ziemniaczanym i kuskusem,a druga z wszelkimi rodzajami mięsa. Postanowiłam zajrzeć do ich lodówki, wyciągnęłam z niej pomidora, sałatę lodową, majonez i kukurydzę. Z szafki nad moją głową wyjęłam szklanką miskę. Posiekałam pomidora i sałatę, następnie wsypałem produkty razem z kukurydzą do pojemnika dorzucając majonez. Wymieszaną całość doprawiłam solą i pieprzę. Harry spojrzał ze smakiem na moją sałatkę i dodał jeszcze trochę curry. Uśmiechnęłam się. Wyjęłam z szuflady łyżkę do nakładani i zaniosłam całość na stół, do salonu. Znajomi, ożywieni usiedli przy okrągłym stoliczku spoglądając z apetytem na moją mizerną sałatkę. Po chwili Loczek przyniósł również, pozostałe dwie miski i talerze, szybko przeszłam się po sztućce i gdy wróciłam każdy głodnym wzrokiem patrzył na jedzenie. Uśmiechnęłam się na ich widok,lecz sama jakoś nie miałam ochoty nic jeść. Usiadłam kolo Liama, który uśmiechnął się do mnie z pełnymi ustami. Wzięłam łyk coli i włączyłam się w konwersację,którą rozpoczął Niall na temat jedzenia, przyznam chłopak miał nie bywałe podejście do sprawy i doświadczenie, jakiego brakuje prawdziwym koneserom. Nadal nie mogłam nigdzie znaleźć El.
- Hej, Louis gdzie twoja dziewczyna?
- Hm... Śpi na górze, była zmęczona i poszła się położyć, spokojnie ja jej przypomnę,że ma Ci przesłać wszystkie informacje na temat tej kampanii, w końcu jestem jej Supermenem!-wstał i zaczął udawać,że lata. Wszyscy parsknęliśmy głębokim śmiechem. Gdy przyjaciele skończyli jeść zgłosiłam się na ochotnika,że pozmywam. Miłym zaskoczeniem okazała się pomoc ze strony Liama, którego wcześniej prawie upiłam. Chłopak o jasnobrązowych włosach znosił ze salonu naczynia,a ja zmywałam. Gdy już poznosił wszystko, przystanął koło mnie i oparł się o blat.
- Wiesz... Ja na ogół tak nie piję, Caroline...-zaśmiałam się,ale on wydawał się śmiertelnie poważny. Powstrzymałam się i również poważnie odpowiedziałam mu,że w stu procentach wierzę w to co mi powiedział.- Lubisz to?
- Ekem, co ?
- No sprzątanie...
- Wiesz odprężam się przy tym i nie wiem.. to dziwne,ale przy sprzątaniu potrafię spokojnie myśleć, to bardzo miłe uczucie. A ty?
- Nie bardzo...
- Nie wyglądasz na bałaganiarza, jesteś taki spokojny i uroczy...
- Jestem uroczy-zaczerwienił się.
- Jesteś i to bardzo.-odparłam uroczona reakcją chłopaka.
- Daleko mi do Ciebie....
- Oh przestań, ja nie jestem urocza.
- Jesteś!
- No ciekawe od której strony!
- Od tej!-chłopak zamoczył palec w pianie, a następnie pacnął mnie nim prosto w nos, pozostawiając na nim strużkę mydlanej wody. Zaśmiałam się.
- O nieeee! TERAZ WYPOWIADAM CIĘ WOJNĘ W PAINIE.- po tych słowach ochlapałam go wodą. Był cały mokry i ciekło z niego. Zaśmiał się lekko poirytowany, złapał za główkę od kranu i włączył go.- Nie,nie,niee.. Liam proszę!-ale było już za późno, moje włosy dostały dodatkową porcję wody dzisiaj. Czułam jak już się skręcają, chwila moment i będę. wyglądać jak Harry. Byłam cała przemoczona,ale wpadł mi jeszcze jeden pomysł.- Wiesz co? Jesteś super słodki! MAM OCHOTĘ CIĘ PRZYTULIĆ.
-Nie zbliżaj się do mnie! Caroline, mówię poważnie!- zaczął bronić się rękoma,ale było już za późno, poleciałam na niego z impotentem, mocząc go jeszcze bardziej.
- Masz za woje ty gwiazdeczko, brytyjskiego boysbandu!
- Jesteś zabawna! Pokój?-spojrzałam na niego z udawaną nie ufnością.
- Pokój, łamago! Wygrałam!
- Pierwszy i ostatni raz! Jeszcze się odegram!
- Zobaczymy.- zaśmiałam się i cała przemoczona poszłam do salonu. Na mój widok Rachel wybuchła niekontrolowanym śmiechem.
- Ej, ślicznoto co Ci się stało? Czy może coś Cię zaatakowało?
- Tak, to coś nazywa się Liam Payne i jest taki jakiś.... włochaty!-wykrzyknęłam z szczerym uśmiechem na ustach, za moimi plecami pojawił się winowajca który objął mnie w pasie.
- Przyznaję do się do wszystkiego! Było warto.-wyszczerzył się do mojej przyjaciółki.
- Wiesz, Carls... Może zaczniemy się zbierać,co?-zadała Diana z nieco roztrzepanymi włosami i rozmazanym makijażem.
- No w sumie to jest już późno, powinnyśmy się już zbierać. Dzięki chłopaki za wszystko! Mam nadzieję,że jeszcze się spotkamy. - wszyscy pokiwali chętnie głowami,oprócz Harrego. Spoglądał to na mnie, to na Liama. Nie rozumiałam dlaczego się tak zachowuje. Podałam wszystkim dłoń i razem z blondynką wyszłyśmy z ich domu. Mocny, zimy podmuch wiatru uderzył we mnie. Oho, zapowiada się przeziębienie. Szłyśmy przez ulicę w ciszy gdy nagle się odezwała.
- Harry dziwnie na Ciebie patrzył, a jak Liam Cię objął to już w ogóle. Wydawał się wkurzony... Jakby to on chciał być na jego miejscy.-przeanalizowałam to powoli. Nie wiedziałam czy to prawda, może to wszystko mijała się z nią, a mojej przyjaciółce mogło się to wydawać. Przecież ogłosiliśmy,że zostaniemy tylko i wyłącznie przyjaciółmi. On nic więcej do mnie czuł. Kim ja dla niego byłam? Dziewczyną z sąsiedztwa, nic szczególnego. Na świecie są tryliony brunetek o niebieskich oczach,a Harry może mieć każdą, więc to było irracjonalne. Postanowione. Ja Caroline Wish, nigdy,ale to przenigdy nie będę myśleć o Harrym Stylesie w taki oto sposób. Koniec tematu. Finito.
- Daj spokój.-przemówiłam jeno głośnie.- Lepiej chodźmy już do domu, coś czuję,że przeziębienie mnie weźmie.
***
Po przyjściu do domu wzięłam głęboki, gorący prysznic. Gdy wyszłam z kabiny zauważyłam,że na moim telefonie miałam pięć nieodebranych połączeń od... Loczka. Westchnęłam ciężko. Przestań. Skończ. To idiotyczne. Bez przyszłości. Zmęczona tym wszystkim przeszłam do mojej sypialni i wyjrzałam przez okno z którego miałam widok na ulicę. Przystanęłam przy nim na chwilę i nagle coś zwróciło moją uwagę. Ku mojemu domkowi zmierzał chłopak z gitarą. Miał na sobie znajomą, czerwoną koszulę. Przez ramię miał przewieszony pasek od gitary. Potakiwał głową, grając. Otworzyłam je delikatnie by melodia doleciała i do mnie. Nie rozpoznawałam nieznajomego grajka. Księżyc oblewał jego ciemną postać, nadając charakterystycznego wizerunku, powoli zbliżał się by stanąć pod moim oknie. Zaniemówiłam. Pod oknem stał...Liam? Boże co on wyprawia!? Jest środek nocy, okropnie zimno,a on w cieniutkiej koszuli paraduję po ulicach. Zauważył,że stoję w oknie i zaczął śpiewać. Słodką melodia Plain White T's-"Hej There Delilah"
wypełniła mnie od środka. Nie potrafiłam się przestać uśmiechać, to było tak niesamowicie cudowne... Nikt jeszcze nie grał dla mnie w środku nocy pod oknem. Gdy chłopak przestał już śpiewać,nadal zahipnotyzowana wpatrywałam się w jego postać.
- Zależy mi na tobie!-krzyknął.
- Liam, idź spać!
- "Pewnego dnia spłacę długi swoją gitarą.
Będzie nam dobrze.
Będziemy żyć tak, jak sobie zaplanowaliśmy"
- Liam, jesteś piany! Idź do domu! Pobudzisz mi sąsiadów!
- "Ohh... t's what you do to me..."
- Błagam!
- Dobranoc,piękna!-krzyknął turlając się na bok. Zaśmiałam się i z niedowierzaniem zamknęłam okno. Patrzyłam jak chłopak odchodzi w głębiny ciemnej nocy.
***
Obudziłam się z niesamowicie męczącym katarem, jakby tego było mało okropny ból rozrywał moje gardło. Efekty wczorajszego spacerowania mokra w tak wichrową noc. Westchnęłam cicho i spojrzałam na zegarek. Była za piętnaście dziesiąta. Za dwadzieścia minut zaczynam wykłady! Szybko wybiegłam z łóżka i pognałam do szafy, szybko ubrałam się i zeszłam na dół. Umyłam żeby i napiłam się herbaty,którą musiała zostawić na stole Diana. Upiłam łyk i odstawiłam kubek na jego miejsce, złapałam za torebkę oraz kluczek i najszybciej jak tylko mogłam wybiegłam prosto do auta. Minęło pięć minut odkąd wyjechałam. Szybko przedzierałam się przez Landyjskie, jeszcze nie tak bardzo zatłoczone ulice. Zaparkowałam mojego czerwonego garbuska przed uczelnią i pobiegłam w jej kierunku. Wpadłam przez główne drzwi równo z dzwonkiem. Za pięć minut pan Gothers wyjdzie z gabinetu i zmierzy do sali numer 134. by rozpocząć swój wykład na temat anatomii dziennikarstwa. Typowa humanistyczna rozgrywka,którą kochałam. Szybkim krokiem przeszłam przez sekretariat i skierowałam się ku sali w której miałam się już za chwilę pojawić. Spojrzałam za siebie, pan profesor już wchodził po schodach, puściłam się biegiem i wpadłam do środka. Usiadłam pomiędzy moim kolegą Jake i rudowłosą Emilie Rose Blake- nawiasem mówiąc największej dziwce z naszego kampusu, głośno przeżuwała swoją gumę, bezczelnie patrząc na mnie. Prychnęła pogardliwie i otworzyła swojego małego laptopa. Odetchnęłam z ulgą siadając koło mojego kolegi.
- Co, zaspałaś?
- Troszeczkę.
- Szczęściara, prawie byś nie zdążyła.
- Wiem, co u Ciebie?
- A dobrze... a u Ciebie? Słyszę,że cieniutko z gardłem..
- Tak... jakaś masakra, nie mogę prawie mówić, źle się czuję. Ale musiałam się dzisiaj pojawiać, tyle opuściłam,a przecież wiesz,że z anatomii i socjologii muszę zaliczyć obecności,żeby nie było wpadki przy zaliczaniu przedmiotów.
- EEee tam, dasz dupy i już przechodzisz...-westchnęła mimowolnie Emilie, jakby to nie robiła no na niej wielkiego znaczenia. Przecież była już tutaj obcykana, poznała już chyba każdego cichego, kolegę belfrów, chowającego się w ich spodniach. Zignorowałam jej uwagę i spojrzałam znowu na Jake. Miał aż nie naturalne brązowe oczy i ciemne włosy. Poza tym rysy twarzy miał bardzo przyjemne i idealnie odzwierciedlały jego charakter.
- Om, wiesz... może wybierzemy się na jakąś kawę po zajęciach?-zaczerwienił się.- Lubię Cię, Caroline... myślałem,że może między nami mogło by coś wyjść.-lubiłam go,ale tylko i wyłącznie "lubiłam". Nie był w moim typie. Nie szukałam gwiazdy uniwerku.
- Ech... wiesz, Jake.. Myślę,że między nami tak na prawdę nic nie ma, nie było i nie będzie. Zrozum. Nie jesteśmy dla siebie. Przykro mi,ale nic z nas nie wyjdzie. Ale na kawę możemy skoczyć.
- Wiesz, heh... może jednak nie, skoro ty nic nie czujesz...-no pięknie! Oto w XXI wiek! Zaproszenie na kawę oznacza stały związek,a odrzucenie propozycji jest jak zerwanie znajomości z powodu braku jakich kolwiek uczuć do drugiej osoby. No super. Popatrzyłam na tego przygłupa, pokiwałam nie zrozumiale głową i udałam,że studiuję moje notatki. Prawda była taka,że nie mogłam się skupić. Gardło bolało i ten katar... Po chwili do sali wszedł pan Gothers, poprawiając swoją beżową marynareczkę. Po upiciu łyka kawy przeszedł do prowadzenia wykładu. Mimo tego,że fatalnie się czułam jakoś starałam się skupić. Reszta dnia minęła nawet dobrze, miałam dzisiaj tylko cztery godziny, lubiłam poniedziałki. Nie za dużo i nie za mało. Idealnie. W dobrym nastroju przeszłam na parking i spotkała mnie nie miła niespodzianka. Na przedniej szybie mojego auta widniał napis namalowany czerwonym sprejem - "GWIAZDORSKA SUKA, SZUKA APROBATY U ONE DIRECTION!" Myślałam,że się wścieknę. Tupnęłam nogą i przeszłam do bagażnika, wyjęłam z niego płyn do szyb(nawiasem mówiąc byłam już przygotowana na takie sytuacje odkąd stałam się sławna), zmazałam okropny napis. Ciekawiło mnie kto to napisał. Pewnie Jake. Coś czuję,że przejdę się jutro do Dziekana i opowiem mu o tej sprawie... Ten napis całkowicie zepsuła mi humor. Poirytowana wyjechałam na ulicę mając nadzieję,że jak najszybciej uda mi się dojechać do domu. No i masz. Korek. Stałam w samym środku wlekących się aut. Włączyłam radio. Leciała właśnie One Direction- What makes you beautiful. Uśmiechnęłam się na wspomnienia z wczorajszego wieczoru. To tamtej nocy zyskałam przyjaciela. Ale nadal nie wiedziałam czy rzeczywiście chciałam żebyśmy nimi byli. Ja nie czułam tego samego co on. To było mocniejsze, tego byłam pewna. No i jeszcze wczorajszy wybryk Liama. Co to mogło znaczyć? Chłopak był lekko wcięty. To na pewno nic poważnego. Tylko sobie za żartował. A co jeśli nie? Ogarnął mnie nie pokój. Potrzebowałam rady. Bardzo szybko. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Rachel.
- Przyjedź do mojego domu za godzinę. Musimy pogadać. Jak możesz poinformuj też Dianę. Do zobaczenia.- nie dałam jej dojść do słowa. Rozłączyłam się i jak tylko mogłam, szybko pojechałam do domu.
***
Siedziałam z dziewczynami w salonie. Każda z nas trzymała w ręku ciepłe kakao. Ja siedziałam po aksamitnym, zielonym kocem. Włos związałam w koka, czułam jak choroba się do mnie dobiera,ale to nie to mnie martwiło. Punktem kulminacyjnym była nasza rozmowa.
- No powiesz nam w końcu o co chodzi, Carls?-zapytała lekko już poirytowana Rachel. Usta wygięła w grymas. Spojrzałam na nią bezradnie i westchnęłam cicho. Myślałam,że się popłaczę.
- Hej, kochanie...-zaczęła Diana.- Zawsze możesz nam wszystko powiedzieć.-powiedziała spokojnym tonem głosu. Były przy mnie,a ja nie wiedziałam jak mam to wszystko ubrać w słowa.
- Chodzi o to,że...-dobra chwila prawdy, weź się w garść. Wyduś to z siebie.- Wczoraj,jak wy wszyscy się opiliście, ja byłam trzeźwa chociaż trochę mnie muliło. Harry zabrał mnie do swojego pokoju, podał ten swój magiczny napój i rozmawiał ze mną, a ja nie wiem dlaczego się popłakałam. Wcześniej,jak przyszłyśmy poszłam tam do kuchni, zasłoniłam mu oczy bo chciałam zrobić nie niespodziankę, on pomyślał,że to Taylor. Byłam złą i prawie się popłakałam, wróciłam do was. No i wracając do tego na górze, popłakałam się przy nim. Powiedziałam,że go nienawidzę. Powiedział,że on siebie też. Powiedziałam,że chce żeby był moim przyjaźnić, że chce by przy mnie był jako przyjaciel, zgodził się. Powiedział mi prawdę o Taylor, że się tylko kolegują, bo za wielka różnica ich dzieli. No i...
- Iii?
- I to,że grał na gitarze i później siadł koło mnie i się na mnie patrzył,tak pięknie... powiedział,że chciałby mnie pocałować,ale nie może bo teraz jestem jego przyjaciółką. Nie wiem...chyba chciałam tego pocałunku. Nawet bardzo. Nie znam go,ale mam wrażenie,że coś obydwoje czujemy do siebie. Później, po tej bitwie z Liamem, jak on mnie przytulił to Hazza się tak dziwnie patrzył... Jak przyszłyśmy do domy, wykąpałam się i jak spojrzałam na telefon miałam od niego pięć nie odebranych. Nie oddzwoniłam.
- Czujesz coś do Harrego?-zapytała Rachel.
- Nie wiem... gdy go widzę jest zupełnie inaczej niż z Liamem....
- A co jest z Liamem?
- Bo on... On wczoraj przyszedł pod okno i śpiewał mi piosenkę o miłości, na gitarze. Był piany. Powiedział,że mu na mnie zależy, kazałam mu iść spać, nie odezwał się jeszcze.
- A do niego coś czujesz?
- Raczej nie, jego też nie znam,ale to raczej siostrzana miłość, rozumiecie?
- Tak..-pokiwała głową Diana, myśląc poważnie na ten temat.
- Chciałabym sprawdzić który coś do mnie czuje... nie wiem jak. Harry to przyjaciel, a Liam to kolega. Ale czy mają sprzeczne z tymi stopniami uczucia? Nie wiem tego,a chcę się dowiedzieć....
- Mam pomysł.-powiedziała Rachel. Przez cały czas milczała. Spojrzałyśmy na nią razem z blondynką. Coś miałam przeczucia,że to świetny pomysł.
Swietne! kiedy dodasz następny rozdział? :>
OdpowiedzUsuńBOSKIE ♥ Pf.. zresztą jak każdy :D
OdpowiedzUsuńco by długo pisać!
OdpowiedzUsuńRozdział super, jak każdy.
Hollywood Undead w Polsce!!! Wchodze do szkoły i kolega mi krzyczy to prosto do ucha.
Tak się tym podnmieciłam, że spadłam ze schodów. Cóż skręcona ręka, ale daje rade. Aaaaa!!!
Hollywood?! Polska?! Aaaaaa, jedziemy! Ekstaza prawie dorównująca przyjazdowi Rasmusów ;D A co do rozdziału. Hmm.. wcięty Liam? I want to see this ;D Czekam na nexta:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i służę kwasem xD
Rasmuska.
Wiesz co, chyba się na ciebie obrażę: na obu blogach skończyłaś w TAKICH momentach, a teraz w ogóle nie dodasz notki?! Jak śmiesz tak nas zostawiać?! Dobra, a teraz na serio: nie będę ci mówić, że genialne, bo dobrze i tym wiesz, więc postaram się być bardziej oryginalna... BISTY rozdział!Mamy trójkącik xdd. Powodzenia w poprawkach i wracaj szybko!!!
OdpowiedzUsuń<3
Mery
PS u mnie NN :D
Zostałaś nominowana do Liebster Award. c;
OdpowiedzUsuńPytania znajdziesz na : http://mysummerloveon1d.blogspot.com
Gdzie 3? Fajny dział.
OdpowiedzUsuń