Dedykacja dla Satany, wiedz, że Cię kocham.
Przepraszam, za co dowiesz się czytając ten rozdział. xx
* HARRY *
Przepraszam, za co dowiesz się czytając ten rozdział. xx
* HARRY *
Podczas gdy już zabrałem się za przygotowanie posiłku dla siebie i Caroline, usłyszałem trzask. Moje serce chwilowo zamarło, obróciłem się na pięcie i ujrzałem moją dziewczynę, klęczącą na podłodze. Zaniepokojona przeszukiwała swoją torbę, szybko wytarłem ręce w ścierkę leżąco obok i podszedłem do niej.- Carls, co się dzieje?-spytałem. Brunetka podniosła na mnie wzrok, wpatrując się we mnie szklistymi, niebieskimi tęczówkami, od razu wiedziałem, że coś musiało się stać.
- Mój pamiętnik... opublikowano go w internecie...-szepnęła przerażona.
- Ten zeszyt, co miałem w rękach rano?-pokiwała szybko głową i drżącą ręką, zawzięcie starała się odszukać w torbie czegoś, czego już dawno tam nie było.
- Wiesz kto to był?
- Nie wiem... to znaczy przypuszczam, kto to mógł być...
- Kto?
- Jake.
- Dlaczego ten chłopak miałby to zrobić? Jak właściwie doszło do tego, że pamiętnik wpadł w jego ręce?
- Mógł się na mnie zemścić... całkiem niedawno, w dość jawny sposób powiedział mi, że coś do mnie czuje, ale ja go spławiłam. Dzisiaj, po pierwszych zajęciach dzwonił mi telefon, nie mogłam go znaleźć więc wywaliłam wszystko z torby, ale i tak go nie znalazłam. Byłam już prawie spóźniona, więc nie spakowałam wszystkiego z powrotem, tylko wzięłam na ręce. Szłam po schodach na górę i nagle na niego wpadłam, wszystko mi wypadło i on pozbierał moje rzeczy. Wymieniliśmy ze sobą parę zdań i odeszłam nie zwracając uwagi na to co mam w rękach... boże jaka ja jestem głupia...-jęknęłam i zalała się łzami.
Czułem jak narasta we mnie gniew. Mocno, przygarnąłem Caroline do siebie i szepcąc jej słowa pocieszenia do ucha, lekko kołysałem się w bok. Ktoś ją skrzywdził, cierpiała i to bardzo. Nie wiedziałem co było w tym pamiętniku, nawet nie chciałem wiedzieć. Serce mi pękało, gdy czułem jej łzy na mym ramieniu. Chciałem ją obronić przed wszelkim złem, ale nie potrafiłem. Czułem się wściekły- sam na siebie, za to, że w tej sprawie nie wiedziałem kompletnie co mam zrobić.
- Muszę zadzwonić do Rachel....-szepnęła odsuwając się ode mnie.- Jej ojciec może mi pomóc...
- Dobrze.-odpowiedziałem głaszcząc ją po plecach.
- Poczekaj tutaj.-powiedziała ocierając łzy i wyszła z pomieszczenia.
Stałem bezczynnie wpatrując się w okno. Wszystko się we mnie gotowało. Ta cholerna niemoc, mnie dołowała. Ona płakała, a ja nie mogłem jej pomóc. Zacisnąłem pięści i z całej siły uderzyłem w blat. Jak można być tak bezczelnym i wtrącać się w czyjąś przeszłość? Bardzo dobrze rozumiałem, że istnieją na świecie takie osoby, które z zazdrości potrafią zrobić wszystko, ale... Jak można mieć taki tupet, żeby żywcem obnażać kogoś przed całym światem z jego prywatnego życia?! Zaśmiałem się poirytowany, przecież to chore... rozprawię się z tym gnojkiem, który ją zranił. Popamięta mnie, och i to bardzo. Caroline z powrotem weszła do kuchni, chowając telefon do kieszeni jej spodenek. Wyglądała na bardziej spokojna i mniej przestraszoną. Pocierała zdenerwowaną ramię, przygryzając delikatnie dolną wargę.
- I jak?-spytałem.
- Postarają się coś zrobić... ale to będzie trwać. Nie wiem ile stron wyciekło do internetu...
- To tak nie może być!-krzyknąłem znów uderzając ręką w blat, co sprawiło, że dziewczyna mocno się wzdrygnęła.- Jak on się nazywa?
- Jake... Shiley.
- Gdzie mieszka, ten gnój?
- Przy Baker Street...
- No to idealnie.
Szybkim ruchem ręki złapałem za leżące tuż koło mnie kluczyki od samochodu. Zarzuciłem na plecy moją czarną kurtkę i wybiegłem z domu. Byłem gotowy zrobić dla niej wszystko, nawet zabić tego gówniarza. Nikt nie ma prawa jej ranić, nikt. Wsiadłem do samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi. Wsadziłem kluczyki do stacyjki i odjechałem z piskiem opon. Przyrzekam, że mnie popamięta.
* RACHEL *
Byłam szczęśliwa, bardzo szczęśliwa. Całą drogę powrotną do domu, z uśmiechem mijałam ludzi. Czułam jak moje serce powoli zaczyna się odbudowywać. Dopiero teraz zaczynałam rozumieć słowa 'coś kończy się żeby inne mogło trwać'. Miałam wrażenie, jakbym pozbyła się ciążącego na mym sercu balastu. Wyrzuciłam to co złe, aby zastąpić je czymś dobrym i szczerym. Nie bałam się konsekwencji, jakie mógł przynieść mi związek z Liam'em. Absolutnie czułam się na niego gotowa i nic nie było w stanie zepsuć mi dzisiejszego dnia.
Jedyne co dzisiaj mnie martwiło, to telefon od Caroline. Zadzwoniła do mnie cała zapłakana i roztrzęsiona, mówiła coś o opublikowanym pamiętniku w necie i prosiła mnie abym zadzwoniła do ojca, który jest w stanie jej pomóc. Obiecałam sobie, gdy już będę w domu to zatelefonuję do niego. Cała w skowronkach, właśnie otwierałam furtkę mojego domu. Zamknęłam ją za sobą i idąc chodniczkiem wyłożonym czerwoną kostką, zmierzałam w kierunku drzwi. Nie mogłam się już doczekać kolejnego spotkania z Daddy'm. Rozejrzałam się po moim ogrodzie, pasowało by zatrudnić jakiegoś ogrodnika- ja nie mam głody do takich rzeczy. Nagle zauważyłam coś niepokojącego. Ciemna postać opierała się o orzechowe drzwi mojego domu, moje serce automatycznie przyśpieszyło tempa. Przyłożyłam drżącą rękę do lewej piersi, starając się je uspokoić. Pewnie coś mi się wydaje- myślałam. Chyba nie mogłam się bardziej pomylić... z kroku na krok, postać stawała się bardziej wyraźna, aż w końcu stałam oko w oko z byłą miłością mojego życia.
- Logan... co ty tu robisz?
- Widzę, że jesteś z nim szczęśliwa.-wycedził przez zęby.- Już mnie nie kochasz? Zapomniałaś o mnie? Tak szybko?
- Co tu robisz, do jasnej cholery?-krzyknęłam wściekła.
- Rachel... wróć do mnie... proszę!
- Myślisz, że mogłabym to zrobić po tym jak mnie zdradziłeś?
- Wiesz, że kocham tylko Ciebie...
- Gdybyś mnie kochał, nigdy nie dopuściłbyś do zdrady...
- Daj mi szansę.
- Życie daje nam tylko jedną szansę i nie możemy jej zmarnować, Logan. Ty swoją zmarnowałeś, nie masz na co liczyć. Nie będziemy razem już nigdy.
- W takim razie...-szepnął ocierając załzawione oczy i wyciągnął z kieszeni popielatego płaszcza czarny pistolet.- Nie mogę bez Ciebie żyć, Rachel... i skoro Cię nie mam to po co mam żyć?
- Odłóż pistolet!-krzyknęłam przerażona.
- Żegnaj Rachel.- wypowiedział ostanie słowa i przyłożył czarny jak smoła pistolet do skroni. Słyszałam każdy dźwięk. Słyszałam jak pocisk zostaje przeładowany do komory, jak Logan naciska na spust... jak ołowiowa kulka z ogromną szybkością przedziera jego czaszkę... jak jego ciało, pozbawione jakiejkolwiek szansy, opada bezwładne na ziemię...
* HARRY *
Gwałtownie zatrzymałem rozpędzony samochód, przed kamienicą w której mieszkał Jake. Czułem się przepełniony adrenaliną, którą za wszelką cenę potrzebowałem rozładować. Wysiadłem z mojego auta, zatrzaskując za sobą drzwi, z tak wielką siłą, że starsze kobiety zdezorientowane wyglądały zza okien. Wstrzymując oddech złapałem za klamkę od starych i poniszczonych już drzwi kamiennicy i wszedłem do środka. Kierowałem się adresem, który podała mi moja dziewczyna. Szybko wbiegłam po schodach i po chwili stałem już przed drzwiami nr. 5. Kilkakrotnie uderzyłem w nie zaciśnięta pięścią, gdy nagle otworzyły się a za nich wyłonił się blondyn o niebieskich oczach. Gwałtownie złapałem go za gardło, zaciskając na nim moje palce. Chłopak automatycznie zrobił się cały siny, popchnąłem do z całą siłą w tył. Upadł na kafelki swojego mieszkania, co dało mi czas na wejście do środka i zamknięcia za sobą drzwi.
- Kim ty, kurwa jesteś?-warknął rozmasowując szyję.
- Twoim największym koszmarem, gnojku.-odpowiedziałem mrużąc oczy.
- O co Ci chodzi, koleś?
- Nie udawaj debila, to ty udostępniłeś pamiętnik mojej dziewczyny w necie...
- Aaa... to z Tobą mam do czynienia.-odpowiedział z uśmiechem, co mnie kompletnie zirytowało.- Caroline Cię nasłał?
- Gadaj lepiej dlaczego to zrobiłeś inaczej pożałujesz, że się w ogóle urodziłeś.
- Grozisz mi?-spytał wstając.
- Tak, kurwa. Szybciej.
- Po pierwsze nie ja go udostępniłem, po drugie nie wiem nawet kim jest ta osoba dla której... hmm.. 'pracuję'?
- Co to kurwa ma być, jakiś matriks?
- Mówię serio!
- Ja Ci zaraz serio wypierdolę, chłopczyku.
- Kazała mi!-powiedział zdenerwowany.
- Kto?
- Nie wiem! nie widziałem jej w całej okazałości! Miała chustę... była szczupła i wysoka... widziałem tylko długie, blond włosy i czerwone usta... podjechała czarnym samochodem, gdy szedłem ulicą... Powiedziała, że jak pomogę jej zniszczyć Caroline Wish, to wynagrodzi mi w naturze... nie wiem kim ona może być, naprawdę. Ja jej tylko wysłałem skan poszczególnych stron, które były ciekawe i tyle...- poczułem chłód na mojej skórze... nie możliwe, żeby to była ona...
- Masz go jeszcze?
- Może...
- Pytam się czy go masz!
- Mam...
- Dawaj!
- Już, spokojnie koleś...-powiedział i wyciągnął brązowy zeszyt, z leżącej obok, płóciennej torby.
- Masz zadbać o to żeby karki zniknęły z neta, rozumiesz?-powiedziałem chwytając go za kołnierz koszuli.- Jeszcze jeden taki numer, a przysięgam, że zatruję Ci tak życie, że nie będzie wiedział jak masz się pozbierać.-syknąłem puszczając go. Przyciskając pamiętnik Caroline do piersi, obróciłem się na pięcie i ruszyłem przed siebie.- A i jeszcze jedno... nie licz na to, że Taylor Swift da Ci dupy.-dopowiedziałem zamykając za sobą drzwi.
* RACHEL *
Czekałam na szpitalnym korytarzu, chowając zapłakaną twarz w zimnych dłoniach. Nie mogłam pozbyć się z pamięci tego okropnego obrazu... co chwilę to powracało do mnie... czułam się winna. Tak strasznie, że czułam jakby serce pękało mi na pół. Dzwoniłam do Liam'a ale nie odbierał. Byłam tutaj sama, nawet nie byłam w stanie podejść do automatu i nalać sobie odrobinę zimnej wody, do plastikowego kubeczka... Nigdy nie sądziłam, że będę świadkiem czyjegoś samobójstwa... Nagle usłyszałam czyjeś, głuche kroki odbijające się na tle opustoszałego korytarza. Mężczyzna średniego wieku, zmierzał w moim kierunku ściągając białe rękawiczki z rąk.
- Rachel Dare? Przykro mi ale... pański chłopak nie żyje.-powiedział spoglądając na mnie smutny.- Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale nie udało nam się go uratować. Rana postrzałowa była tak rozległa i głęboka, że nie byliśmy w stanie nic już zrobić. Odszedł, miejmy nadzieję, że tam na górze będzie mu lepiej...
- To ...nie mój chłopak.-zdołałam wydukać.
- W takim razie przepraszam, jest Pani kimś z rodziny?
- Tak... to znaczy byłam...
- Dobrze... nie będę Pani już przeszkadzać, widzę, że jest Pani w szoku. Miłego dnia życzę.
Nie wierzyłam w to co właśnie mi powiedział. Nie mogłam uwierzyć, że jego już nie ma... odszedł, a on co? Życzył mi miłego dnia? Czułam jak moje ciało całe drętwieje, a chłodny dreszcz przedziera się przez nie. Powoli zaczęłam osuwać się na podłogę, oparta o białą ścianę... Łzy spływały mi po policzkach. Już go tak po prostu ma nie być? Gdzie tutaj sprawiedliwość? Był zwykłym człowiekiem. Nie gwałcicielem, nie zabójcą i alkoholikiem... był człowiekiem... Zranił mnie, owszem ale nie takiej kary dla niego oczekiwałam... Przecież go kochałam, a on stchórzył... Był pieprzonym tchórzem, który poddał się i przegrał z życiem. Wolał iść łatwiejszą drogą... poddać się. Odebrał sobie życie na moich oczach, jakby chciał żebym to ja cierpiała za nas oboje... on teraz odnajdzie ukojenie, a ja będę tułać się po świecie z poczuciem winy...
W kieszeni moich spodni nagle za wibrował telefon. Niechętnie wyciągnęłam aparat i przystawiłam go sobie do ucha.
- Czego?-jęknęłam zapłakana.
- Rachel Dare? Tutaj komisarz Michael, znaleźliśmy ciało mężczyzny który prawdopodobnie Panią zgwałcił...
Poczułam jak uderzam głową o zimne kafelki szpitala... tego było za dużo.
* HARRY *
Z powodu śmierci Logana, odnalezienia gwałciciela Rachel i sprawy opublikowania pamiętnika Caroline, nasz wyjazd do Nowego Jorku opóźnił się o jeden dzień. Może to nie dużo, ale dla nas oznaczało to rozpoczęcie ogromnej harówki zaraz po wylądowaniu. Czułem się całkowicie wykończony i nie gotowy na ten wyjazd. Chciałem być przy mojej dziewczynina, która nadal mimo tego, że strony jej pamiętnika zniknęły z internetu chodziła smutna i załamana. Dobrze wiedziałem, że Liam czuje to samo, zostawiając Rachel tutaj samą. Dziewczyna kompletnie się załamała, no przecież nie codziennie widzi się swojego byłego, popełniającego samobójstwo na twoich oczach. Tak czy siak... nawet jeśli nie chcieliśmy tam lecieć- musieliśmy.
Trzymając w ręku plastikową rączkę walizki, stałem na środku ogromnego, Londyńskiego lotniska. Odprowadzić przyszli nas wszyscy nasi przyjaciele. Niestety, będąc w miejscu publicznym jakim było lotnisko, nie mogłem okazywać żadnych uczuć do Caroline. Trochę mnie to smuciło, zważywszy gdy spoglądałem na Liachel (bo tak ich teraz nazywaliśmy) którzy trzymali się za ręce i przytulali. Dobrze wiedziałem, że Caroline to również nie odpowiada, ale wspólnie będziemy musieli męczyć się z tym pół roku.
Po chwili kobiecy głos, wydobywający się z głośników, poinformował nas iż pasażerowie lotu Londyn ---> Nowy Jork proszeni są do przejścia już odprawy bagażowej. Nadszedł najtrudniejszy moment naszej podróży- pożegnanie. Spojrzałem bezradnie na Caroline, chyba obydwoje nie wiedzieliśmy jak to zrobić. Kamień ciążył mi na sercu, gdy tylko spoglądałem w jej smutne oczy. Cholera, nawet nie wyobrażam sobie jak bardzo będę za nią tęsknić. Puściłem, trzymaną przez siebie rączkę walizki i ciężkim krokiem zmierzałem w kierunku brunetki, która intensywnie mi się przyglądała. Porwałem ją w ramiona, czując napływające do oczu łzy. Zapach jej włosów wbijał się w moje nozdrza, doprowadzając do przebłysków początkowej histerii. Harry, co się z tobą dzieje? Po prostu czułem, że będzie mi jej brakować, to normalne...- Kocham Cię!-szepnąłem jej do ucha, odgarniając z czoła, niesforne kosmyki jej włosów. - Będziesz o tym pamiętać? Nie odpowiedziała. Złożyła na mej szyi, ciepły, subtelny pocałunek i ocierając wilgotny policzek usunęła się ode mnie. Uśmiechnąłem się do niej, rozumiejąc ten gest. Dała mi do zrozumienia, że zawsze będzie pamiętać.
Pierwszy tydzień spędzony w Nowym Jorku minął nam zadziwiająco spokojnie. Całkowicie zaangażowaliśmy się w naszą pracę, dzięki czemu nie mieliśmy nawet czasu pomyśleć o tęsknocie i smutku. Prawda, brakowało mi Caroline, bardzo ale starałem się odsuwać te myśli na dalszy plan. Koncertować skończyliśmy wczoraj, a dzisiaj czekała nas sesja.
Wstałem dość wcześnie, bo prawie przed siódmą rano. Nie wiem czemu, ale nadal nie potrafiłem oswoić się z inną strefą zegarową. Ubrałem wygodne, szare rurki, biały podkoszulek oraz czarną kurtkę i wsiadłem do windy. Postanowiłem przespacerować się trochę po mieście. Nałożyłem okulary i wychodząc z hotelu skierowałem się w kierunku Central Parku. Włożyłem do uszu słuchawki i podłączyłem pod nie mojego iphona. Po chwili spacerowałem wsłuchując się w piosenkę "Nothing to lose"
Nowy Jork powoli zaczynał budzić się do życia. Mijałem zaspanych sklepikarzy otwierających swoje budki, ciągle śpieszących się do pracy biznesmenów i zapracowane kobiety które gnały z dziećmi do szkół. Życie tutaj wydawało się zupełnie inne, w Londynie wszystko było takie ułożone. Tutaj każdy miał już swoje, dawno określone miejsce. Przysiadłem na starej, obdartej ławce w parku i ciszy wdychałem świeże powietrze. Promienie słoneczne, przebijały się przez ciemne chmury, które zawisły nad miastem. Wyjąłem telefon z kieszeni spodni i zalogowałem się na Twittera- dawno tego nie robiłem. Wprawdzie odkąd jesteśmy w Ameryce, nie sprawdzałem aktualności. Szybko przejrzałem wiadomości od fanek, a na niektóre nawet odpowiedziałem następnie zacząłem przeglądać stronę główną, gdy zauważyłem post dodany przez moją dziewczynę. Zaśmiałem się widząc zdjęcie naszej szalonej przyjaciółki.
Widząc to automatycznie poczułem tęsknotę w głębi mojego serca. Tak bardzo chciałem być teraz z nimi i móc świetnie się tam bawić. Przede wszystkim móc być koło Caroline. Westchnąłem cicho i włączyłem swój profil, następnie wystukałem parę literek w odpowiednim miejscu i dodałem wpis. Może trochę desperacji, ale liczyłem, że dziewczyny go zobaczą.
Dobra, może rzeczywiście trochę przesadzałem, ale miałem być prawo
wkurzony. Zależało mi na Louise- był dla mnie jak brat i sam myślałem,
że ja dla niego też jestem. Wolnym krokiem, skierowałem się do siedziby w
której zorganizowano nam sesję. Wszedłem przez duże, szklane drzwi do
środka, gdzie od razu przywitała mnie rudowłosa kobieta w wieku 45+.- Dzień dobry!-krzyknęła energicznie.- Zapraszam
Panów na drugie piętro gdzie przygotowaliśmy dla was stroje i
rekwizyty, którymi będziecie posługiwać się podczas zdjęć.
-A co będziemy reklamować?-spytał podekscytowany Niall.
-Jedzenie... głównie ciasteczka Oreo, Ritz, Chips ahoy oraz cheese nips.
Trzymając w ręku plastikową rączkę walizki, stałem na środku ogromnego, Londyńskiego lotniska. Odprowadzić przyszli nas wszyscy nasi przyjaciele. Niestety, będąc w miejscu publicznym jakim było lotnisko, nie mogłem okazywać żadnych uczuć do Caroline. Trochę mnie to smuciło, zważywszy gdy spoglądałem na Liachel (bo tak ich teraz nazywaliśmy) którzy trzymali się za ręce i przytulali. Dobrze wiedziałem, że Caroline to również nie odpowiada, ale wspólnie będziemy musieli męczyć się z tym pół roku.
Po chwili kobiecy głos, wydobywający się z głośników, poinformował nas iż pasażerowie lotu Londyn ---> Nowy Jork proszeni są do przejścia już odprawy bagażowej. Nadszedł najtrudniejszy moment naszej podróży- pożegnanie. Spojrzałem bezradnie na Caroline, chyba obydwoje nie wiedzieliśmy jak to zrobić. Kamień ciążył mi na sercu, gdy tylko spoglądałem w jej smutne oczy. Cholera, nawet nie wyobrażam sobie jak bardzo będę za nią tęsknić. Puściłem, trzymaną przez siebie rączkę walizki i ciężkim krokiem zmierzałem w kierunku brunetki, która intensywnie mi się przyglądała. Porwałem ją w ramiona, czując napływające do oczu łzy. Zapach jej włosów wbijał się w moje nozdrza, doprowadzając do przebłysków początkowej histerii. Harry, co się z tobą dzieje? Po prostu czułem, że będzie mi jej brakować, to normalne...- Kocham Cię!-szepnąłem jej do ucha, odgarniając z czoła, niesforne kosmyki jej włosów. - Będziesz o tym pamiętać? Nie odpowiedziała. Złożyła na mej szyi, ciepły, subtelny pocałunek i ocierając wilgotny policzek usunęła się ode mnie. Uśmiechnąłem się do niej, rozumiejąc ten gest. Dała mi do zrozumienia, że zawsze będzie pamiętać.
- Nowy Jork -
Sama podróż dłużyła się w nieskończoność, prawda mogliśmy wynająć prywatny odrzutowiec, ale nas to nie kręciło. Chociaż w najmniejszym stopniu staraliśmy się pozostać 'normalni' i wieść 'normalne', 'spokojne' życie. Od razu po wylądowaniu, przed lotniskiem czekała na nas czarna limuzyna (którą raczej już do normalności zaliczyć nie mogliśmy) do której wsiedliśmy bez zbędnych ceregieli i odjechaliśmy. Hotel w którym się zatrzymaliśmy z pozoru wydawał się zwyczajny, jednak gdy przekroczyliśmy jego próg zaparło nam wdech w piersiach. Bogate wnętrze jakie prezentował, niebywale zachwycało. Każdy z nas otrzymał złotą kartę do specjalnie przyszykowanych dla nas pięter i po chwili wszyscy rozeszliśmy się w ich poszukiwaniu. Oczywiście, czego mogłem się spodziewać wchodząc na piętro przeznaczone dla mnie? Na pewno nie pliku kartek, leżących na moim łóżku z zasadami 'Czego Harry Styles nie powinien robić' i 'Co Harry Styles powinien robić'. Zapowiadało się naprawdę ciekawie...
Pierwszy tydzień spędzony w Nowym Jorku minął nam zadziwiająco spokojnie. Całkowicie zaangażowaliśmy się w naszą pracę, dzięki czemu nie mieliśmy nawet czasu pomyśleć o tęsknocie i smutku. Prawda, brakowało mi Caroline, bardzo ale starałem się odsuwać te myśli na dalszy plan. Koncertować skończyliśmy wczoraj, a dzisiaj czekała nas sesja.
Wstałem dość wcześnie, bo prawie przed siódmą rano. Nie wiem czemu, ale nadal nie potrafiłem oswoić się z inną strefą zegarową. Ubrałem wygodne, szare rurki, biały podkoszulek oraz czarną kurtkę i wsiadłem do windy. Postanowiłem przespacerować się trochę po mieście. Nałożyłem okulary i wychodząc z hotelu skierowałem się w kierunku Central Parku. Włożyłem do uszu słuchawki i podłączyłem pod nie mojego iphona. Po chwili spacerowałem wsłuchując się w piosenkę "Nothing to lose"
Nowy Jork powoli zaczynał budzić się do życia. Mijałem zaspanych sklepikarzy otwierających swoje budki, ciągle śpieszących się do pracy biznesmenów i zapracowane kobiety które gnały z dziećmi do szkół. Życie tutaj wydawało się zupełnie inne, w Londynie wszystko było takie ułożone. Tutaj każdy miał już swoje, dawno określone miejsce. Przysiadłem na starej, obdartej ławce w parku i ciszy wdychałem świeże powietrze. Promienie słoneczne, przebijały się przez ciemne chmury, które zawisły nad miastem. Wyjąłem telefon z kieszeni spodni i zalogowałem się na Twittera- dawno tego nie robiłem. Wprawdzie odkąd jesteśmy w Ameryce, nie sprawdzałem aktualności. Szybko przejrzałem wiadomości od fanek, a na niektóre nawet odpowiedziałem następnie zacząłem przeglądać stronę główną, gdy zauważyłem post dodany przez moją dziewczynę. Zaśmiałem się widząc zdjęcie naszej szalonej przyjaciółki.
Widząc to automatycznie poczułem tęsknotę w głębi mojego serca. Tak bardzo chciałem być teraz z nimi i móc świetnie się tam bawić. Przede wszystkim móc być koło Caroline. Westchnąłem cicho i włączyłem swój profil, następnie wystukałem parę literek w odpowiednim miejscu i dodałem wpis. Może trochę desperacji, ale liczyłem, że dziewczyny go zobaczą.
Westchnąłem cicho i postanowiłem wrócić już do hotelu, z pewnością wszyscy byli już gotowi i czekali na samochód, który miał zabrać nas na sesję. Nie zwlekając już dłużej, wstałem i głęboko pogrążony w myślach wstałem i drogą powrotną skierowałem się do hotelu.
- Nowy Jork -
dwie godziny później.
Jednak nie pomyliłem się. Gdy tylko znalazłem się pod miejscem naszego tymczasowego pobyty, czekał na mnie czarny samochód wyładowany po brzegi, który zwiózł całą naszą piątkę do studia fotograficznego.
- Ej, Harry...-Louis szturchnął mnie łokciem w ramię. Spojrzałem na niego spod byka, mrużąc oczy. Od imprezy u Caroline nie rozmawialiśmy ze sobą. To nie tak, że przeszkadzał mi jego związek z Jasper'em.. po prostu nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego nie powiedział nam o swoim homoseksualizmie od razu.- Masz ochotę wyjść ze mną i Liam'em wieczorem na siłownię?
- Ta.. no może.-odpowiedziałem beznamiętnie.
- No przestań...-jęknął jakby nic się nie stało.- Chodź z nami.
- Lou, czy ty nie widzisz tego, że nie mam ochoty z Tobą rozmawiać?
- Jeszcze Ci nie przeszło?-spytał smutny.- Myślałem, że przyjaciele akceptują decyzje swoich przyjaciół.
- Myślałem, że przyjaciele ufają swoim przyjaciołom i zwierzają im się z nawet najbardziej krępujących sekretów, Louis.-odpowiedziałem i otworzyłem drzwi samochodu, który właśnie się zatrzymał.- Na przyszłość zastanów się o czym do mnie mówisz.- dodałem zatrzaskując je za sobą.
-A co będziemy reklamować?-spytał podekscytowany Niall.
-Jedzenie... głównie ciasteczka Oreo, Ritz, Chips ahoy oraz cheese nips.
- Chłopaki!!!-krzyknął Niall.- Jesteśmy w raju!-powiedział i pobiegł za kobietą. Zaśmiałem się, co za kretyn.
Po
wejściu na drugie piętro, charakteryzatorki dosłownie się na nas
rzuciły. Mnie porwała niejaka blondynka przed trzydziestą o imieniu
Savannah. Wprawdzie co do ciuchów dała mi wolną rękę, co całkowicie mi
się podobało. Wybrałem czarne rurki, granatowy podkoszulek pod który
założony miałem
jeszcze biały, szarą marynarkę z łatkami na łokciach i brązowe, zamszowe
sztyblety. Niestety moimi włosami musiała zająć się ona. Uklepała mi je
trochę i spryskała lakierem, ale to praktycznie nie dawało żadnych
rezultatów. Gdy byliśmy już gotowi, zaprowadzono nas na kolejne piętro,
gdzie czekał już na nas fotograf i ogromny... stół zastawiony różnymi
łakociami!
- Ok, panowie.... Jestem
Fernando Feliciosa, ale mówcie do mnie Fred...-powiedział.-Słuchajcie,
macie się bawić, jeść i udawać, że jesteście w raju, rozumiecie? Na
każdego z was przypada mi 150 klatek, tak więc zbieramy się do roboty,
bo jutro muszę przesłać materiał waszemu menadżerowi, kto idzie na
pierwszy ogień?
- To może ja.-powiedział Lou, podnosząc rękę do góry.
- Świetnie, wybierz sobie co tam chcesz.
- Oreo, chodźcie do tatusia....
Dobra, może i byłem na niego zły ale muszę przyznać, że świetnie
potrafił zagrać w reklamie i sprzedać produkt. Przypatrując mu się coraz
bardziej, zaczynałem odczuwać wyrzuty sumienia. Cholera, przecież on
był moim najlepszym przyjacielem! Nie mogłem pozwolić, żeby przez taką
błahą sprawę nasza przyjaźń która trwała już parę lat, tak po prostu się
rozpadła. Może kuło mnie trochę w oczy to, że Lou gra teraz w innej
lidze, ale przecież on nadal był moim kochanym, uwielbiającym koszulki w
paski, poszukującym Kevina przyjacielem. Nie zważając na to, że
fotograf był w trakcie robienia zdjęć, zebrałem mój gwiazdorski tyłek,
schowałem dumę do kieszeni i podszedłem do bruneta.- Stary... jest mi
cholernie głupio.-powiedziałem drapiąc się po głowie.- Mam nadzieję, że
mi wybaczysz.-dodałem i mocno go przytuliłem. Obawiałem się, że za mocno
go zraniłem i nie będzie w stanie mi wybaczyć tego, że nie było mnie
przy nim w tej trudnej sytuacji... jednak on, otoczył mnie silnym
ramieniem, mierzwiąc moje kręcone włosy, tak jak robił to zawsze.
- Harry, zawsze będziesz moim młodszym bratem, kocham Cię.
- Ja Ciebie też, Lou.-powiedziałem.- Pamiętaj, że zawsze będziesz mógł na mnie liczyć.
- Dziękuję, Hazza.-poklepał mnie w serdecznym geście po plecach.
- Hellow, możemy wracać do roboty?-krzyknął Fred.- Czas to pieniądz! Który następny?
- Ja mogę.-zgłosiłem się.
- No to raz!
- Ja Ciebie też, Lou.-powiedziałem.- Pamiętaj, że zawsze będziesz mógł na mnie liczyć.
- Dziękuję, Hazza.-poklepał mnie w serdecznym geście po plecach.
- Hellow, możemy wracać do roboty?-krzyknął Fred.- Czas to pieniądz! Który następny?
- Ja mogę.-zgłosiłem się.
- No to raz!
- Dobra, no to co mam robić?-spytałem stając na środku.- Mogę polizać to
pudełko?- dobra, może to bardzo głupie, ale... zrobiłem to. Jak jakiś
pies zacząłem lizać czerwone pudełko krakersów Ritz.- Fred, co o tym
sądzisz?-spytałem z wysuniętym językiem. Mężczyzna patrzył na mnie z
niedowierzaniem. Były dwie opcje - albo byłem utalentowanym
marketingowcem, albo po prostu poziom mojej głupoty przerósł go.
- Trzymajcie mnie bo zaraz dostanę epilepsji, Styles wynocha! Bierzemy innego, a ty zastanów się nad inną.... bardziej skuteczną pozą, okej?
- Jasne szefie!-powiedziałem i wyszczerzyłem się do niego.
- Nienawidzę pracować z dzieciakami....-jęknął,a wszyscy parsknęli śmiechem.
Z całej naszej podróży, dzisiejszego dnia najbardziej się obawiałem. Powinienem być teraz szczęśliwy- przecież już za tylko trzy dni wracamy do domu! Niestety ale gdy tylko uświadomiłem sobie do jakich rzeczy dzisiaj będę się musiał zniżyć całkowicie straciłem wszelki humor. Wszystko traciło dla mnie wszelki sens, czułem się jakbym sam siebie pozbawił wolności. Kim jestem?- to pytanie nasuwało mi się na samą myśl o mojej 'medialnej dziewczynie'. Dlaczego tak łatwo daje sobą pomiatać? Przecież teraz przez mój brak determinacji, cierpi jedna, niewinna dziewczyna, którą kocham całym moim życiem. Nie potrafię sobie wyobrazić co bym bez niej zrobił, chociaż tak mało czasu minęło. Nie czuję, że jesteśmy ze sobą jedynie miesiąc, mam wrażenie jakbym znał ją całe życie. Rozświetla swym uśmiechem, mój każdy burzliwy dzień. W jej oczach widzę przyszłość jaką moglibyśmy razem wieść. Tylko szkoda, że tak wiele osób stara się nas poróżnić.
Wstałem z łóżka, robiąc to z tak ogromnym mimochodem, że całkowicie czułem się nieobecny. Przetarłem zmęczone oczy po nocy i odsłoniłem żaluzje, za których ukazało mi się serce przepięknego, jeszcze spokojnego miasta. Wpuściłem do środka trochę świeżego powietrza poprzez uchylone okno i podszedłem do szafy, stojącej na środku mojej gustownie urządzonej sypialni. Wyciągnąłem z niej jasne dżinsy i biały podkoszulek. Szybko się ubrałem i poszedłem do łazienki trochę się ogarnąć. Nim się obejrzałem ktoś pukał do drzwi mojego pokoju. Niechętnie udałem się je otworzyć... oczywiście w progu stała długonoga, seksowna blondynka. Taylor uśmiechała się w moim kierunku przyjaźnie, mrużąc przy tym oczy. Pewnie seta innych chłopaków, na moim miejscu była by wniebowzięta możliwością spędzenia jednego dnia u boku tak pięknej dziewczyny, jaką ona była. Jednak dla mnie nie liczył się ten wygląd, Taylor niejednokrotnie pokazała jaka naprawdę jest- zdeterminowana do zniszczenia wszystkich, dążąc nawet po trupach.- Mogę wejść?-spytała, a ja w odpowiedzi pokiwałem głową i wpuściłem ją do środka. Miała na sobie śnieżnobiałą koszulę z rękawem 3/4, ciemne rurki z wysokim stanem, beżowe balerinki oraz brązową torbę przewieszoną przez ramię. Jej blond włosy, opadały miękkimi falami na wychudzone ramiona. Bez dłuższego namysłu, podeszła do mnie, całując mnie w policzek. Odskoczyłem od niej jak poparzony, nie spodziewałem się. Blondynka zaśmiała się zadowolona, jakby spodziewała się mojej reakcji.- Ależ kochanie... musimy być blisko siebie.-powiedziała z uśmiechem, który odsłaniał rządek białych zębów. - Nie masz się czego bać, na ogół nie gryzę.- Nie wierzyłem w to co właśnie się działo. Miałem ochotę wybiec z pomieszczenia i rozwalić wszystko co stanęło by na mojej drodze. Gotowało się we mnie, czułem narastającą we mnie gniew. Stałem tuż koło niej, dzieliły nas centymetry i ledwo powstrzymywałem się od zrobienia czegoś, czego naprawdę bym żałował.- No chodź, pójdziemy się przejść, skarbie. Musimy pokazać się z jak najlepszej strony.-dodała całkowicie nieprzejętym tonem głosu. Nie wiem czy to tak bardzo ją bawiło. Fakt, że niszczy moje życie dostrzeganie. Przez nią miałem wrażenie, że jestem nikim. Zaczynałem wątpić we własne istnienie, nie chciałem być popychadłem...
Może jednak trochę pomyliłem się co do dzisiejszego dnia, nie było aż tak źle. Pogoda dopisywała co bardzo podtrzymywało mnie na duchu, jednak najbardziej źle się czułem z tym, że musiałem przechadzać się Nowojorskimi ulicami trzymając za rękę kobietę, którą stopniowo zaczynałem nienawidzić. Razem z Taylor wstąpiliśmy do Strasburg'a i zamówiliśmy sobie dwie kawy na wynos. Blondynka nawijała o czymś ciągle, a ja grzecznie jej przytakiwałem nie chcąc rozpętać jakiejś kłótni na środku ulicy. Wprawdzie, w konwersację wciągnąłem się dopiero wtedy kiedy zaczęła temat muzyki- jak się okazało, mieliśmy podobny gust jeżeli chodziło o tę część sztuki. Może i była zimną, wredną suką, ale gdy tylko chciała i starała się, w ciągu paru minut potrafiła diametralnie się zmienić. Taką poznałem na początku- miłą i sympatyczną Taylor, która w sukience w kwiaty, spacerowała brzegiem plaży Miami latem 2011. Wtedy sądziłem, że bylibyśmy w stanie się zaprzyjaźnić, prawda przez pół roku staraliśmy się, ale ona zaczynała mieć w tym jakieś ukryte cele. To kamerowane spotkanie w knajpie, zupełnie 'przypadkowi' reporterzy, pracujący dla lokalnych gazet pojawiający się na naszej drodze, gdy tylko wychodziliśmy z hotelu, aby się przespacerować. To mnie męczyło, nie chciałem żyć na oczach miliardów osób. Pragnąłem być normalny, ale jej normalność nie wystarczała. Może jeszcze rok temu chciałbym z nią być, ale teraz wiedziałem, że to fizycznie nie możliwe. Pamiętam ile sekretów nas połączyła, to śmieszne, ale pomagałem jej nawet z jej obecnie, byłym już chłopakiem John'em Mayer'em. Po męczących, dwóch godzinach na ostrym słońcu postanowiliśmy wrócić do hotelu, w którym przebywałem i zamówić jakąś kolację. Nie chciałem być dla niej nie miły, liczyłem, że dzięki temu szybciej się ode mnie odczepi, ale ona już planowała nasze kolejne 'partnerskie spotkanie'. Pod hotelem ustawiła się grupa reporterów, który specjalnie czatowała na nasz powrót. Przecisnęliśmy się koło nich, wysłuchując kierowanych w naszą stronę pytań. W końcu poczułem jak dłoń Taylor zaciska się na moim nadgarstku, odwróciłem się do niej twarzą zdziwiony, ona natomiast gwałtownie wpiła się w moje usta...
- Co ty do cholery zrobiłaś?-krzyknąłem zamykając za sobą drzwi od mojego apartamentu.
- Harry...-jęknęła wyraźnie speszona tym co zrobiła, dziwło mnie to.- Przepraszam.. ale myślałam, że robię dobrze dla nas.
- Nic nie robisz dobrze dla nas!-krzyknąłem jeszcze głośniej.- Gdybyś chciała dobrze to być dała mi spokój!
- A może zastanowiłbyś się dlaczego to wszystko robię?
- No dla czego, Taylor? Słucham! Dlaczego niszczysz w prasie moją prawdziwą dziewczynę? Dlaczego udajesz jej przyjaciółkę przed brukowcami? Dlaczego kazałaś Jake'owi wykraść coś co do niej należało, a później udostępnić jej pamiętnik w necie? Dlaczego?!
- Bo kocham Cię, głupku!-powiedziała przez łzy.- Kocham Cię odkąd poznaliśmy się na tamtej plaży!
- Taylor, zrozum tylko jedną rzecz... Ja nigdy Cię nie kochałem i nie pokocham. Nawet teraz nie wieżę w to co do mnie mówisz. Mogłabyś mi wmawiać jak bardzo mnie kochasz, ale równe dobrze robić to tylko po to,aby utrzymać rozgłos.
- Harry to nie tak... mi naprawdę zależy!
- A mi nie! W Londynie czeka na mnie moja dziewczyna, którą rzeczywiście kocham i chce być! Z tobą jestem tylko po to aby ratować chłopaków, nie liczysz się dla mnie i nic nie jest w stanie tego zmienić.
- Może to otworzy Ci oczy na moje uczucia.-szepnęła i kolejny raz tego dnia, wpiła się w moje usta. Tym razem z ogromną pasją i namiętnością. Nie odwzajemniłem jej pocałunku, nie chciałem tego. Jeszcze mało by mi brakowało problemów. Nagle ktoś charakterystycznie chrząknął... oderwałem się od niej i zauważyłem stojącą przy drzwiach Caroline... nawet nie usłyszałem kiedy weszła.
- Widzę, że świetnie się bawisz... specjalnie przyleciałam tu dla Ciebie, ale chyba masz już towarzystwo.-powiedziała wściekła, ocierając mokry policzek i wybiegła z pokoju. Stałem jak wryty... kompletnie nie widziałem co robić....
______________________________________________
Jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału, bardzo łatwo mi się go pisało, chociaż miejscami uważam, że pojawiły się nienadciągnięcia. Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że wszystko co tutaj zostało opisane jest tylko i wyłącznie fikcja literacka- nie wiem kiedy Taylor i Harry się poznali i czy Hazza pomagał Swift z jej byłym chłopakiem. Tak więc trochę pośpieszyłam się z rozdziałem co oznacza, że kolejny dopiero pojawi się w następną niedzielę. Zapraszam wszystkich za tydzień, do napisani! ♥
- Jerr.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
aaaaaaa! świetne! a nie da rady szybciej?! musi być aż cay tydzień? :(
OdpowiedzUsuńcudowny <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam cię za to jak piszesz i KOCHAM te opowiadanie( i Harrego:-P) :-*:-*:-*
OdpowiedzUsuńWOW- tylko tyle *o*
OdpowiedzUsuńPowinnaś książkę z tego napisać :*
OdpowiedzUsuńMasz talent! Pisz dalej.
OMGOMGOMGOMG *.* WPadłam na tego bloga, bo widziałam twój komentarz u mnie i jestem tak ogormnie wdzięczna! Od wczoraj przeczytałam wszyściusioo i jestem zakochana w tym opowiadaniu! Po prostu czytając to wszystko, czuje się jakbym to ja była Caroline. Taaaak, jestem zdrowo jebnięta, nie ma co :D ale w każdym razie uwielbiam tą hisotirę z całych siiiiŁ! SZMATA TAYLOR, NIENAWIDZĘ TEJ SUKI:o nigdy jej nie lubiłam w rzeczywistości, a w tym opowiadaniu to mam ochotę jej walnąć w szczene! Kurna, Caroline specjalnie do niego przyleciała i musiała ich nakryć w takiej sytuacji :c załamę się chyba! Dodaję tego bloga do ulubionyyyych, bo już teraz wiem, że będę wierną fanką, szkoda, że wpadłam tak późno, ale mam nadzieję, że jeszcze długo długo będziesz pisać! buzi :* / loveispleasure.blogspot.com / wishmeyourself.blogspot.com
OdpowiedzUsuńO jeny....jednak miałam racje....Eh..:( albowiem:
OdpowiedzUsuńFAKTYCZNIE NIKT NIE ZAUWAŻYŁ RÓŻNICY, ŻE UBRAŁAM SIĘ CAŁA NA CZARNO XDDDDDDD
A tak serio, bardzo faktycznie odczuwam tą śmierć Logana. No, ale cóż przynajmniej u mnie są razem :) A TAK W OGOLE TO ROBIE SOBIE REKLAME XDDD jak Ktoś chce czytać o losach Caroline, Rachel i Diany z trochę inną fabułą to zapraszam do mnie : DDD
A rozdział po za tym jest mega! Strasznie podoba mi się ta perspektywa Harry'ego ;p Tylko kurna tej Taylor za dużo i wątków o 1D i przez to wydaje mi się, że to razem odbiega za bardzo od przyjaźni C+R+D, bo kiedy ostatnio one spędziły razem czas?
A tak w ogóle to już wiem czemu masz tylu czytelników xD Oczywiście masz NAJWIĘKSZY talent ever i kocham twoje wymysły <3, ale tu jest dużo Directionerek XDDD SIEMA WAM! XD POZDRAWIA SERDECZNIE PUNKOWE GÓWNO SATAN
DZIEWCZYNO MASZ WIELKI TALENT!
OdpowiedzUsuńPerspektywa Harry'ego jest świetna!
Bogowie, jak Taylor mnie wku***a -.-'''
Zgadzam się z Sataną "wydaje mi się, że to razem odbiega za bardzo od przyjaźni C+R+D, bo kiedy ostatnio one spędziły razem czas?" Tęsknie :c
Czekam na następny, twój Grubas ;**
Superrr napewno zajrzę tu w niedzielę i przeczytam następny rozdział bo to jest ekstra!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Pisz dalej!!! super
OdpowiedzUsuńBoże jaki ty masz talent. Nie zmarnuj tego pisz dalej czytam wszystko tylko żeby było o 1D ale to co napisałaś to jest ekstra Pozdro XXX
OdpowiedzUsuńBożeee!!! Coraz bardziej nienawidzę Taylor!!! >.<
OdpowiedzUsuńEj.. Aż mi smutno, że Caroline to wszystko widziała. :(
Czekam na kolejny rozdział! ♥
/Klaudia
Zostałaś nominowana do Liebster Awards więcej informacji na moim blogu: http://oneperfection-onedirection.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak długo nie komentowałam, ale teraz postaram się nadrobić :)
OdpowiedzUsuńWOW. Ale to już chyba wiesz. Gratuluję bogatej wyobraźni i całego ułożenia historii, bo pomimo prawie 30 rozdziałów akcja ani trochę się nie nudzi, a wręcz przeciwnie: jeszcze bardziej pprzyciąga uwagę. Co tylko potwierdza moją wcześniejszą opinię, czyli nie mniej, nie więcej: jeden z najlepszych blogów, jakie w życiu czytałam!
A teraz, jak już sobie wstęp napisałam i się podlizałam autorce (haha XD) mogę przejść do rozdziału... I przychodzi mi do głowy tylko jedno słowo, w dodatku wcale niezbyt ładne. KURWA. Po prostu jesteś niemożliwa.
Pod poprzednim rozdziałem napisałam coś o Lachel (Logan+Rachel), ale nie oznaczało to jego uśmiercenia! Oczywiście byłam za Liamem, ale jako, że jeden z moich ulubionych aktorów ma tak na imię (zgaduj zgadula który, nie jest to zbyt trudne xd.) miałam do niego pewien sentyment, szczególnie, że był z Rachel którą ubóstwiam. A teraz bezkarnie popełnił samobójstwo. Mógł myśleć, jak zdradzał z "nauczycielką" - chyba profesor Zdrada - a nie jeszcze jej krzywdę na całe życie robić. Zajebiście, zerwałam z chłopakiem, nic się nie dzieje. A nie, sorry, może on popełni na moich oczach samobójstwo! :/ Durne i niepotrzebne chamstwo. I jeszcze ten gwałciciel... Biedna Rachel!
A tak apropo: jak widziałam tytuł, to myślałam, że chodzi o Liama O_O Postępna Jerr XD
I Carls... Ehh, co ja mam tu pisać...
Dobrze, że przedstawiłaś perspektywę Hazzy, bo inaczej bym go uznała za kompletnego idiotę, chama, skurwysyna *w myślach wiele innych cenzurowanych określeń* bo niby kocha Carls, a liże się ze znienawidzoną ex, która wg całego świata jest jego dziewczyną, pod nieobecność prawdziwej dziewczyny, dwulicowy zdrajca. Na szczęście - uff - wiemy, że to była naprawdę akcja Taylor. Tylko dlaczego, do cholery, jej nie odepchnął?! I stał jak sparaliżowany?! Pewnie następny rozdział będzie z Carls jako narratorem. Błagam, nie wpędzaj jej w depresję!
TAYLOR!!! TY... Dobra, tym razem sobie daruję. Przez Ciebie w wulgaryzm popadnę XD. Aż dziwne. Dzięki Hazzie poznaliśmy tę bardziej "ludzką" część panny Swift Idiotki, która jednak nie okazała się wcale taką wredną pindą jak wg Carls na początku uważałam. Pytanie tylko, czy jest zdolna rzeczywiście do miłości... Mimo wszystko, jakakolwiek by kiedyś nie była, jestem na nią wściekła. "Jeśli kogoś kochasz, pozwól mu odejść", prawda?
Mam do Ciebie prośbę: jeśli możesz i ci to nie przeszkadza, napisz coś z perspektywy Taylor. Jaka naprawdę jest.
Jak zawsze zbierająca zęby z podłogi
Merr
No wiec mialam sie rozpisac ale mi nie wyjdzie ;/
OdpowiedzUsuńOgolnie powiem tylko ze fajne i czekam na nn
Dzerrka
kiedy bedzie?! już mineło 8 dni...
OdpowiedzUsuńProszę uzbroić się w cierpliwość, brakowało mi czasu i mam nie napisaną jedną perspektywę, może to trochę potrwać. Możliwe, że w połowie tygodnia dodam, może jutro. Pozdrawiam.
Usuń