środa, 19 czerwca 2013

032. " proszę... nie pozwól mi odejść, bo jestem zmęczony uczuciem samotności."

- Harry -

Razem z Caroline odpoczywaliśmy na dużym, białym łóżku w pokładowej sypialni. Obydwoje w ciszy wracaliśmy pamięcią do zdarzenia, które miało miejsce jeszcze parę chwil temu. Myślę, że uśmiech nie będzie schodził z mojej twarzy przez jeszcze długi czas. Moje serce przyśpieszało tempa, gdy tylko zdawałem sobie sprawę z tego, że dziewczyna delikatnie posapując spała na mym nagim torsie. Czule głaskałem ją po głowię, nadal nie mogąc uwierzyć w to, że jestem z tak niesamowitą osobą, jak Caroline. Była dla mnie zupełnie kimś ważniejszym od zwykłej 'dziewczyny'. Przypominała mi laleczkę z porcelany - kruchą i perfekcyjną. Każdy mój dotyk na jej ciele wywoływał we mnie obawy, bowiem miałem wrażenie, że mogę zrobić jej tylko krzywdę. Nie chcę jej zmuszać do seksu, o nie! Ale po prostu gdy przebywam w jej towarzystwie i widzę jej perfekcyjne ciało, po prostu nie mogę się oprzeć. Działa na mnie jak narkotyk, moja własna odmiana heroiny... Tęsknię za nią za każdym razem, gdy nie ma mnie przy niej. Może z jednej strony to przerażające, że tak bardzo uzależniłem się od tak cudownej osoby, którą była ona, ale świadomość, że dla kogoś jesteś jego całym światem jest po prostu niesamowita. Najtrudniejsze w naszym związku, myślę, że jest ta cholerna niemoc. Nie chce się przy niej ograniczać - chcę aby było normalnie. Będąc w tłumie chce ją swobodnie złapać za dłoń.. złączyć nasze usta w czułym pocałunku i po prostu... objąć, pokazać jej jak bardzo ją kocham. Kończy się już maj - zostały nam nie całe trzy miesiące tej męczącej dziecinady. Trochę mnie to dziwiło, że menadżer tak mało interweniuje w mój 'związek' w Taylor, ale znając go.. prędzej czy później znów coś wykombinuje. Cicho wzdychając pochyliłem się na nią i obdarowałem jej czoło subtelnym pocałunkiem. Nie chciałem jej budzić, bowiem wyglądała tak rozkosznie... jednakże gdy tylko moje ciepłe usta dotknęły jej czoła automatycznie otworzyła zaspane oczy. Przez krótką chwilę błądziła wzrokiem po mym nagim ciele. - Jak się spało? - spytałem z uśmiechem na ustach, który ona zaraz odwzajemniła. Przeciągnęła się jak kotka i opierając się na łokciach pocałowała mnie w usta. - Hmm... mam rozumieć, że bardzo dobrze? - zaśmiałem się cicho obserwując jarzące się w jej błękitnych oczach, iskierki.
- Która godzina? - spytała lekko zaspanym głosem.
- Koło 17. - odpowiedziałem spoglądając na srebrny zegarek wiszący nad drzwiami. Dziewczyna pokiwała głową i znów wtuliła się w mój tors. Zastanowiłem się chwilę, co można by było jeszcze zrobić aby ten dzień był jeszcze lepszy? Niespodziewanie wpadłem na dość dobry pomysł. - Co ty na to, abyśmy wrócili już do domu, przebrali się i razem pojechali do jakiejś knajpy? - spytałem.
- W sumie to czemu nie? - odpowiedziała wstają. Chwyciła za leżącą na łóżku tunikę i przeciągnęła ją przez głowę. - To zbierajmy się. - powiedziała sięgając po swoją torbę.

***

W ciągu dwudziestu minut zebraliśmy wszystkie swoje rzeczy z pokładu i jachtem wróciliśmy do przystani. Zacumowałem łudź w wykupionym przez siebie miejscu i pomogłem brunetce wyjść z niej. Razem, trzymając się za ręce, ruszyliśmy w kierunku mojego samochodu i po włożeniu do bagażnika naszych torb odjechaliśmy. Droga powrotna minęła nam bardzo szybko - wprawdzie przez jej znaczną cześć rozmawialiśmy, przedrzeźnialiśmy i śmialiśmy się. Przed godziną osiemnastą zaparkowałem mojego Forda Carpi przed jej domem. Dziewczyna ucałowała mnie szybko w usta i zwinnym ruchem wyskoczyła z samochodu, a sam skierowałem się do mojego domu. Samochód pozostawiłem na podjeździe, bowiem miał on się jeszcze dzisiaj mi przydać. Pośpiesznie wysiadłem z auta i trzymając w prawej dłoni swoje rzeczy skierowałem się do domu. Otworzyłem frontowe drzwi i wszedłem do środka, pozostawiając torbę na płytkach w przedpokoju. Idąc w głąb mieszkania zauważyłem chłopców, którzy siedzieli razem w salonie i oglądali jakiś film. Przywitałem się z nimi  i szybko pobiegłem na górę aby się wykąpać i przebrać.

Będąc już w pokoju, sięgnąłem ręką do szafki i wyciągnąłem z niej popielate rurki i białą koszulę z czarną muszką przy kołnierzyku. Trzymając w ręku ubranie, skierowałem się do toalety gdzie wykonałem wszelkie potrzebne mi czynności i zszedłem na dół, rozczesując dłonią moje, świeżo umyte loki. Niebywale się zdziwiłem, gdy zauważyłem, że telewizor w salonie został zgaszony, a chłopacy wraz z jakimś mężczyzną siedzieli w ciszy na kanapie. Po woli zszedłem na dół, starając się rozpoznać nieznajomą postać. Nagle, kompletnie zdałem sobie sprawę z tego kim on jest, czując mrożące krew w żyłach uczucie. Nasz menadżer.

- Oh, nasz kochaś zaszczycił nas swoją obecnością! - krzyknął Joe, wstają i mierząc mnie wzrokiem. - Wyglądasz jak po udanym seksie, zaliczyłeś już tę swoją panienkę? - zadał oblizując przy tym obrzydliwie wargi. - Dobra jest. - przyznał. - Sam bym ją zerżnął. - powiedział, co wywołało we mnie wewnętrzny wybuch. Patrzyłem na niego z nienawiścią w oczach, mało brakowało, a rzuciłbym się na tego pieprzonego dupka. Nie dość, że zabraniał mi publicznych kontaktów z Carls, to jeszcze perfidnie próbował mnie wkurwić.
- Jeszcze raz... - wydyszałem przez zęby. - Coś takiego o niej powiesz, to przysięgam, że Cię zabiję, skurwysynie.
- Hohoh, spokojnie młody.- powiedział unosząc dłonie do góry, w geście kapitulacji. - Musimy sobie bardzo poważnie pogadać, bo cóż, panowie... powiem szczerze, to spierdoliliście sprawę po całości.
- O co Ci jeszcze chodzi? - warknął Liam.
- Wasz dom jest pełen agresji, na prawdę. - przyznał. - Siadaj Styles.- warknął w moją stronę, na co wykonałem jego polecenie. - Ostatnio narozrabialiście troszkę. Chyba będę musiał ściągnąć wam za to z pensji. - zaśmiał się gardłowo, znów oblizując swe usta. Po chwili wskazał palcem na mnie, Lou i Zayn'a. - Nie ładnie panowie.... bardzo nie ładnie się zachowujecie... - zmarszczyłem brwi. O co mu kurwa znowu chodzi? - Malik... krążą słuchy, że sypiasz z Edwards, a później bezceremonialnie liżesz się w parku ze swoją obecnie już byłą dziewczyną, Claudią Montgomery. Tomlinson słyszałem że, puszczasz się w jakiś klubach z pedałami i wkładasz im kutasa w dupy, co ty odpierdalasz? A ty Styles... ty oczywiście łamiesz wszelkie ustalone zasady. - powiedział nie kryjąc grymasu, który zawitał na jego twarzy.
- To nasz życie, Joe. - powiedziałem wstając.
- Ale ja nim dyryguję, smarkaczu. - warknął. - Miałeś ograniczyć spotkania z tą dziwką... nie pamiętasz już jaki jesteś szczęśliwy w związku z Taylor?!
- Jeszcze. Raz. Nazwiesz. Caroline. Dziwką. A przysięgam. Że. Twoja. Zasrana. Praca. Się. Szybko. Skończy. - wydyszałem wściekły.
- Żeby Twoja praca w tym zespole się szybko nie skończyła, Styles. - splunął prosto w moją twarz. Wściekły otarłem ciepłą wydzielinę z policzka. Czułem się jakby ktoś zadał mi cios prosto w brzuch. - Posłuchaj mnie uważnie, bo kolejny raz powtarzać nie zamierzam. - warknął zbliżając się w moim kierunku. - Masz to jak najszybciej skończyć, dzieciaku. Nie po to załatwiam wam rozgłos, żebyś ty to wszystko pieprzył. Teraz masz chwilę na zerwanie z Caroline, a za tydzień załatwię Ci w Londynie Taylor. Nie masz innego wyboru. Nie obchodzi mnie to, że nic do niej nie czujesz! Masz poczuć! Będziesz z nią dopóki ja będę Ci kazał z nią być!
- Nie jestem Twoją marionetką!- wykrzyczałem mu prosto w twarz. - Wybacz, ale jestem umówiony z moją PRAWDZIWĄ dziewczyną!
- Nigdzie nie idziesz!
- Nie zabronisz mi!- powiedziałem odsuwając się od niego. Nagle poczułem jak łapie mnie za ramię.
- A jednak to zrobię. - odpowiedział i pociągnął mnie na górę, do pokoju. Starałem się mu wyrwać, ale nie potrafiłem. Trzymał mnie tak mocno i tak bezlitośnie, że nie miałem szans na ucieczkę. Czułem się jak najgorsze popychadło. Joe zburzył we mnie całą moją pewność siebie i udowodnił, że dla niego jestem nikim. Nie miałem z nim żadnych szans, facet całkowicie nade mną panował. Wiedziałem, że teraz będę musiał być mu posłuszny, a jeśli nie będę... mógłby zrobić krzywdę Caroline.

Czułem jak Joe stawia stopę na ostatnim stopniu schodów i wlecze mnie po ziemi, do mojego pokoju. Całe moje ciało było obolałe, a policzek który został opluty, palił mnie jakby wyryte zostało na nim piętno. Mężczyzna przystanął na chwilę i mocnym kopniakiem otworzył drzwi od mojego pomieszczenia. Wciągnął mnie do środka, z ogromną łatwością i ocierając twarz z potu przyjrzał mi się ze złością. - Zostaniesz tutaj dopóki nie zrozumiesz czym jest szacunek do starszych, gówniarzu jeden. - powiedział i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Nagle usłyszałem jak zamek w nich się przekręca. Cholera, zamknął mnie na klucz. Wściekły podniosłem się z podłogi, pocierając obolałe plecy. Co on sobie kurwa wyobraża?! Z wściekłości zamachnąłem się rękę przez co w efekcie, zahaczyłem nią o wazon stojący na stoliczku. Kryształowe naczynie spadło na podłogę z impetem i w mgnieniu oka rozbiło się na tysiące kawałeczków. Jeszcze mi tego, kurwa brakowało. Przecież, do cholery ja byłem pełnoletni!! Mam prawo decydować o swoim życiu! Nie zerwę z Caroline! Za bardzo ją kocham! Ale teraz... przecież, jak on się dowie to zniszczy mnie i ją. Szybko wyjąłem telefon i napisałem do niej smsa.

Do Caroline ♥ : Joe zamknął mnie w pokoju. Nie mam jak uciec. Przepraszam. Jak się spotkamy wszystko Ci opowiem. Pamiętaj, że zawsze będę Cie kochać. Harry. Xxx. 

Rzuciłem telefon na podłogę. Nie mogłem tego już dłużej wytrzymać... Kim ja do cholery dla niego jestem, że tak bardzo mną pomiata? Czułem jak pojedyncza łza spływa po mym policzku. Nie wiem jak to dłużej wytrzymam. Nagle usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. To z pewnością od Carls. 

Od Taylor : Mam nadzieję, że przemyślałeś to i owo, skarbie. Kocham Cię. Twoja Taylor. Xxxxxx 

Tego było ewidentnie za wiele... 


- Rachel - 

Dzisiejszy wieczór zapowiadał się naprawdę beznadziejnie, bowiem jakąś godzinę temu, z jeszcze do niedawna pięknego nieba runęła na Londyn straszliwa ulewa. Nikt się nie spodziewał się, że po tak niesamowicie pięknym dniu, coś takiego może się wydarzyć - tym bardziej ja. Będąc w samych bordowych szortach i szarej bokserce, w ciszy przemierzałam dom w celu zapalenia jak największej ilości świec zapachowych. W taką pogodę nigdy nie miałam na nic ochoty. Po zapaleniu większości świec z mojego mieszkania, wzdychając cicho usiadłam na kanapie i włączyłam telewizję. Oh, Bogowie... ależ nieudany wieczór! Co ja mam teraz ze sobą zrobić?! Z wielką chęcią spotkałabym się teraz z dziewczynami, albo z Liam'em, ale w taki deszcz nie chce mi się tyłka nawet ruszyć z kanapy... Zupełnie niespodziewanie usłyszałam znajomy dźwięk, wydobywający się z mojego telefonu. Poderwałam się szybko i podbiegłam do komody, na której wcześniej pozostawiłam moją BlackBerry. - Tak, słucham? - odebrałam nie patrząc na wyświetlacz. Osoba z którą rozmawiałam cicho się zaśmiała, co przypominało mi raczej słodkie mruczenie. Od razy skojarzyłam z kim rozmawiam. - Kochanie, wiem, że to Ty. - powiedziałam lekko się uśmiechając.
- Skąd wiedziałaś? - spytał zawiedziony. - Mniejsza o to... wiesz, stoję przed twoimi drzwiami... w ręku trzymam twój ulubiony sok marchewkowy...otworzysz mi? Trochę zimno jest na dworze. - Zadowolona z fakty, że zaraz będę miała towarzystwo, rzuciłam telefon na kanapę, nawet się nie rozłączając i pobiegłam do drzwi. Szybko przekręciłam zamek i otworzyłam je, chwytając bruneta w ramiona. - Lubię takie powitania. - wyszeptał mi do ucha, po czym wszedł do środka. Trzymając Liama za rękę, poprowadziłam go do kuchni, gdzie wyjęłam dwie przeźroczyste szklanki, do których nalałam soku. Wypiliśmy je razem, spoglądając sobie w oczy. 
- Beznadziejna ta pogoda. - przyznałam spoglądając w okno. Naprawdę chciałam aby było inaczej, aby słońce do nas wyjrzało i było słonecznie. - Co masz ochotę porobić? - spytałam nagle. 
- Hmmm... coś proponujesz? - spytał drapiąc się po brodzie. 
- Czekaj, czekaj... - odpowiedziałam zamyślona. - Na strychu powinnam mieć jakieś gry, co ty na to? 
- Z wielką chęcią się skuszę, jeśli powiesz mi, że masz Eurobiznes. - odpowiedział z ogromnym uśmiechem na twarzy. 
- Chyba mam. - powiedziałam szczerząc się do niego, po czym jak najszybciej pognałam na górę. Wdrapałam się na drewnianą drabinkę i po chwili byłam już na strychu i przeszukiwałam kartonowe pudła w celu odnalezienia jakiś gier. - Mam! - krzyknęłam chwytając w dłonie granatowe pudełko gry planszowej i zeszłam na dół. - To co, misiek? Zaczynamy? - spytałam z ogromnym uśmiechem na twarzy. Od razu rozpoczęliśmy rozgrywkę.

 Cała gra przebiegała pomyślnie. Oczywiście dla mnie, bardzo pomyślnie. Zaraz po starcie rozpoczęłam akcję obskubania Liam'a z całych jego oszczędności i po trzech kółkach, mój chłopak stał się prawie bankrutem. W tle grała nam muzyka, a obydwoje zajadaliśmy się serowymi nachos. - Kochanie, poddaj się!- krzyknęłam zadowolona, wyrywając mu z rąk kolejną sumkę. Burknął niezadowolony i podał mi kostki. Rzuciłam nimi i ukazała mi się liczba czterech oczek. Przesunęłam się, akurat stając moim pionkiem-bucikiem na miejscu z 'szansą'. - " Pobierz po dwa tysiące od każdego gracza i rzuć jeszcze raz kostką!" - zaśmiałam się. Oh, jak ja lubiłam tę grę. Liam spojrzał na mnie posępnie.
- To moja ostania kasa...- westchnął oddając mi ją. - Poddaję się, Rachel... Wygrałaś. - przyznał smutny. Zrobiło mi się go troszkę szkoda. Wstałam od stolika i zarzuciłam mu ręce na szyję. Usiadłam na nim okrakiem i z namiętnością wpatrywałam się w jego oczy. Delikatnie przygryzłam jego dolną wargę i pociągnęłam za nią. Liam jęknął cicho, co wywołało na moich ustach delikatny uśmiech. Zaczęłam go całować, z ogromnym pożądaniem i pasją. Chłopak nie był mi dłużny, szybko zaczął odwzajemniać pocałunki i dominować nade mną. Wsunął swój język pomiędzy moje wargi, rozpalając przy tym moje wszystkie zmysły. Błądziłam rękoma po jego plecach, podczas gdy on obejmował mnie w talii. Byłam przy nim niewiarygodnie szczęśliwa. Logan nie zaspokajał mnie w taki sposób, w jaki robił to Liam. Z nim liczył się tylko seks i pożądanie erotyczne, a Liam... on był taki delikatny... nieświadomy tego, jak mocno na mnie działa. Może to właśnie mnie tak w nim pociągało. Nie zdawał sobie sprawy z tego jakie pożądanie we mnie pobudza. Oddychając łapczywie, odsunęłam się od niego, analizując każdą, najmniejszą cząsteczkę tego twarzy. Był idealny. - Chodźmy do kina. - powiedział ciężko dysząc. Przygryzł delikatnie wagę, po czym przejechał po niej językiem. - W nocy jest maraton horrorów. Zapowiada się naprawdę ciekawie, co ty na to żebyśmy się tam wybrali?
- Nie mam nic przeciwko. - przyznałam schodząc mu z kolan. Poczekaj sekundę. Przebiorę się i możemy iść, kochanie. - powiedziałam muskając jego usta i pobiegłam na górę.

Chowając się pod parasolką, obydwoje pragnęliśmy aby ta koszmarna pogoda dobiegła końca. Było strasznie parno, a do tego padał deszcz. Mimo tego, że było grupo po dwudziestej, obydwoje mieliśmy na sobie wyłącznie ciemne, dżinsowe spodnie i podkoszulki na krótki rękaw. Będąc tuż koło kina, szybko przebiegliśmy przez ulicę i w ciągu chwili znaleźliśmy się już pod dachem budynku. Liam poszedł do kasy po dwa bilety na Maraton Nocy Horrorów, a ja udałam się do butki z popcornem. Zakupiłam jedno duże pudełko, dwie cole i wróciłam do mojego chłopaka, czekając razem z nim w kolejce. Niespodziewanie usłyszałam za sobą znajomy głos... Cholera, czym ja wam Bogowie zawiniłam?!

- Rachel! Liam!! Cóż za spotkanie! - krzyknęła brunetka o pięknych, brązowych włosach. Automatycznie przewróciłam oczyma. - Myślałam, że już się nigdy nie spotkamy!
- Ugh... Danielle... witaj... - wymamrotałam zdegustowana. Pamiętacie tę zdzirę, która tak natrętnie pożerała Liama wzrokiem w Glasgow?! Jeśli, nie to nie martwcie się. Niczego nie żałujecie! Gdy tylko usłyszałam jej głos, myślałam, że pęknę! No cholera!! Jak ona się na niego patrzy!
- Co tam u was słychać, kochani ? - spytała stając koło mojego chłopaka.
- Dobrze. - odpowiedział. - A u Ciebie? - Jak zawsze uprzejmy, pff... Ja bym jej cegłówką przypieprzyła.
- Również, wiecie powinniśmy się spotkać na kawę czy coś! Rachel, miałam  Twój numer, ale nie wiem... chyba go gdzieś podziałam. - ależ szkoda. - Widzę, że masz rączki zajęte, kochaniutka.. Liaś, podałbyś mi swój, a ja bym się z wami może w przyszłym tygodniu skontaktowała? - Nie!! Nie podawaj jej tego cholernego numeru!
- No jasne, Danielle. - powiedział. No ja pierdole... Liam podał jej swój numer, a ona z satysfakcją w oczach zapisywała go w swoim telefonie. 
- No dzięki. - powiedziała chowając aparat do torby. - Muszę już zmykać, trzymajcie się cieplutko! Zadzwonię na pewno do Ciebie, Liam! - krzyknęła odchodząc.

Tego wieczoru straciłam ochotę na cokolwiek....

- Diana -

Po burzy, jaka wczoraj przeszła nad Londynem nastąpił piękny i słoneczny dzień. Szczerze, to dość miałam już tych wahań pogodowych. Wystarczały mi moje własne huśtawki nastrojów. Muszę przyznać, że Danny nieźle się urabia, żeby tylko mi dogodzić. Jest naprawdę kochany i z całego serca mu współczuję, że często wstaje w nocy, aby zejść na dół i przygotować mi coś zwariowanego do jedzenia. Oczywiście, obydwoje jesteśmy w pełni szczęśliwi z tego, że we mnie, tuż pod mym sercem rozwijają się dwie małe pociechy, lecz ja nadal mam obawy co do naszej wspólnej przyszłości. Nie potrafię sobie wyobrazić w jaki sposób pogodzimy nasze życie na dwóch, zupełnie odmiennych kontynentach. Przeczesałam zmęczona swe jasne włosy i zrzuciłam bose stopy na zimną podłogę. Czułam ogromny głód w brzuchu, no tak, wprawdzie teraz jem za trzech. Owinęłam moje ciało szlafrokiem i ociężałym krokiem ruszyłam po schodach, na dół gdzie spotkałam moją niebieskooką przyjaciółkę - Caroline. Dziewczyna z zaciętą miną, ściskała w dłoni pomarańczę i wyciskała z niej świeży sok. 

- Nie znęcaj się tak nad owocem. - zażartowałam. 
- Błagam, nawet mnie nie denerwuj, ok? - bąknęła, nie zwracając na mnie uwagi. Przygryzłam delikatnie wargę. Coś było nie tak. Bez przyczyny przecież nie wpadła by w taki posępny nastrój. 
- Coś się stało, Carls? - spytałam. 
- Joe się stał. - warknęła. - Ten zasrany menadżer stara się wszystko spieprzyć! 
- Ale o co chodzi?! Wyrażaj się jaśniej. 
- Umówiłam się z Harry'm wczoraj, mieliśmy iść do knajpki coś zjeść. Byłam już gotowa, kiedy napisał do mnie smsa.. Wiesz co ten ich menadżer zrobił? Zamknął go w pokoju na klucz! 
- Żartujesz?!- spytałam oszołomiona.
- Nie!! On za wszelką cenę chce zniszczyć nasz związek, ale wiesz co jest najgorsze?!
- No co?!
- To, że przez niego mam wrażenie, że to rzeczywiście nie ma sensu!- powiedziała niemal płacząc. 
- Hey... - szepnęłam otaczając ją ramieniem. - Przestań tak myśleć...
- Ale ja nie potrafię! Cały czas mi się wydaje, że on mnie oszukuje... że potajemnie spotyka się z Taylor, że jest z nią...
- Przestań, Harry by Ci tego nie zrobił, Carls..
- Co jeśli tak?!  Co jeśli mnie zdradza?! - pisnęła.
- Na pewno tego nie robi, zaufaj mi. Ręczę za niego.
- Diana... ja się boję... Nie chcę znów mieć złamanego serca...
- Nie będziesz go mieć. On Cię nigdy nie zrani.
- Chciałabym Ci teraz uwierzyć. - powiedziała i odeszła, zostawiając mnie samą przed szklanką świeżego soku.

Tego dnia już nie wiedziałam Caroline. Prawdopodobne, że znów zaszyła się w swoim pokoju, bez najmniejszego zamiaru do jakiejkolwiek rozmowy. Rozumiałam, że jest jej ciężko. Z pewnością czuje się teraz, jak pod kloszem, ale... to nie znaczy, że ma chować się zamknięta w ciemnym pokoju, z dala od problemów. Dodatkowo martwiłam się, że nigdzie nie mogłam znaleźć Daniela. Po tym, jak rano zostawiłam go w sypialni aby przygotować śniadanie, gdzieś go wywiało. Przeszukałam cały dom, łącznie z garażem i ani śladu po Kalifornijczyku. Zmęczona usiadłam na kanapie w salonie i przykrywając bose stopy kaszmirowym kocykiem, włączyłam telewizję. Denne talk showy, plotkarskie kanały, tak bardzo mnie nudziły, że nie wiedziałam co mam już z sobą zrobić. Około tygodnia temu zrezygnowałam z pracy w sklepie muzycznym, ze względów ciąży i jak na razie utrzymywałam się z pieniędzy Daniela, Caroline i swoich własnych, które odłożone miałam na koncie. Dużo czytałam o ciążach bliźniaczych - są one często zagrożone i naprawdę nie należy się zbytnio przemęczać. Także  również starałam się jeszcze nastawić na wcześniejszy porób. Nie wyobrażałam sobie jak to wszystko się potoczy, przecież ja mam dopiero dwadzieścia jeden lat. Nagle z zamyślenia, obudził mnie dzwonek mojego telefonu, sygnalizujący przychodzącą wiadomość.

Od Danny! : Ubierz się w coś ładnego, kochanie. Wpadnę po Ciebie za chwilkę. Xxx

Patrzyłam na treść smsa, co on do cholery wykombinował? Zrzuciłam z siebie kocyk i jak najszybciej tylko mogłam, pobiegłam na górę ściągając przez głowę moją fioletową tunikę. Stanęłam w samej bieliźnie przed ogromną szafą i prędko wyciągnęłam z niej [ wzorzystą, czarno-białą  koszulkę, miętową marynarkę oraz czarną spódniczkę. Do tego wszystkiego dobrałam sandałki oraz torebkę. ]
Ubrałam się w wybrane przez siebie ciuchy, spoglądając na swoje odbicie lustrzane. Uśmiechnęłam się zadowolona i przeszłam do łazienki, gdzie przeczesałam swoje blond włosy i na powieki nałożyłam jasne cienie. Resztę uzupełniłam malinowym błyszczykiem i chwytając za stojącą na blacie torbę, zeszłam z powrotem na dół, gdzie czekał już na mnie ojciec moich przyszłych dzieci. Oh, boże! Jak to pięknie brzmi!


- Gdzie byłeś? - spytałam odrobinę zła. 
- Zobaczysz. - odparł poprawiając swoją czarną koszulę. 
- Martwiłam się. - powiedziałam marszcząc czoło. 
- Oh, nie potrzebnie.- uciął, chwytając mnie w talii.- Nie masz o co. - przyznał i złożył na mych ustach subtelny pocałunek.

Kurczę, no troszkę byłam poddenerwowana. Kompletnie nie miałam pojęcie gdzie Daniel mnie prowadzi, a szliśmy już spacerkiem dobre dwadzieścia minut. Park, którym mnie prowadził był niewiarygodnie przepiękny. Z każdej strony otaczały nas soczysto zielone drzewa i najznakomitsze krzaki nakrapianych róż. Trzymając się za ręce, wędrowaliśmy alejką wyłożoną z drobnych, piaskowych kamyczków, a tuż nad naszymi głowami przelatywały gołębie i skowronki. Melodia jaka wydobywała się z wnętrza tych małych stworzonek była wspaniała. Nagle Danny skręcił w boczną alejkę, którą jeszcze nigdy nie szłam. Troszkę mnie to zdziwiło, wprawdzie był on w Londynie już trzeci raz, ale nie możliwe było to aby tak dobrze znał okolicę. - Zamknij oczy. - poprosił uprzejmie. 
- Co jeśli się wywalę. - pisnęłam przejęta. Byłam do wszystkiego zdolna, a tym bardziej moja koordynacja ruchowa była naprawdę beznadziejna i obawiałam się, że wyłożę się na tej ścieżce. 
- Zaufaj mi. - powiedział chwytając mnie mocniej, dając mi tym do zrozumienia, że mogę mu wierzyć. 
- No dobrze. - zamknęłam oczy, pozwalając mu się prowadzić. Jedyne co czułam to zmieniające się podłoże, czyżbym teraz szła po trawie? Z pewnością tak. Do tego, czułam wzbijający się w powietrzu zapach kwiatów i ciepłego jedzenia.. 
- Jesteśmy na miejscu. - powiedział. - Możesz otworzyć oczy, kochanie. - Przez chwilę się zawahałam. Przygryzając wargę, otworzyłam powoli jedno oko, a po chwili i drugie. To co zobaczyłam było dla mnie ogromnie miłym zaskoczeniem! Ogromna altanka, przyozdobiona naturalnie wijącym się wokół niej bluszczem, znajdowała się pośród wystających konarów drzew. Zbudowana była z jasnego drewna, które na pewno kilka lat temu pomalowane zostało na biało. Teraz owa farba, odpadała kawałeczkami od nawierzchni , dodając uroku miejscu. Przyłożyłam dłoń do ust, nie wierząc w to co widzę. Na środku drewnianego domku stał duży stół, przystrojony czerwonym obrusem, wazonem żółtych tulipanów oraz świecznikiem, a w po obu stronach, tam gdzie stały krzesła znajdowały się dwie miski z przygotowanym jedzeniem. - Mam nadzieję, że wiewiórki nam niczego nie pożarły. - zażartował drapiąc się po głowie. - Podoba Ci się? - spytał, a ja nie potrafiłam wymówić ani jednego słowa. Byłam całkowicie porażona niesamowitością tego miejsca. Wspięłam się na pale i chwytając Daniela za kark, złożyłam na jego ustach pocałunek. 
- Dziękuję. - powiedziałam z ogromnym uśmiechem na ustach. - Dziękuję za to co dla mnie zrobiłeś. I za to, że jesteś tutaj ze mną... To dla mnie wiele znaczy, Danny. Kocham Cię. 
- Ja Ciebie mocniej, Diano. - powiedział figlarnie i trzymając moją dłoń w swojej poprowadził do altanki, gdzie zajęliśmy miejsca, na przeciw siebie. Spojrzałam na danie, które przygotował dla nas mój chłopak. Pociągnęłam z zadowolenia nosem, pozwalając delektować się niesamowitym zapachem spaghetti carbonara.  Nadal nie mogłam uwierzyć w to co się właśnie działo. Byłam taka szczęśliwa, mając go tuż przy sobie.

( Polecam wam teraz puścić sobie to : {KLIK} ^.^ )

Wieczór mijał nam wspaniale - aż ciężko było mi w to uwierzyć, że to wszystko dzieję się naprawdę. Gdy trzymałam Daniela za rękę i gdy tylko spoglądałam w głąb jego brązowych oczu, od razu wiedziałam, że jest on osobą z którą chciałabym spędzić całe moje życie. Bez wątpienia był on dla mnie ważniejszy niż cokolwiek innego. Nie wyobrażałam sobie życia bez tak niesamowitej osoby, jaką on właśnie był! Pragnęłam go całą sobą i liczyłam na to, że on czuje to samo co ja. 
Nagle, wstał od stołu ocierając usta bordową serwetką. Ciągle spoglądając w moje oczy, sięgnął ręką do kieszeni swoich spodni i wyciągnął z nich małe, białe pudełeczko w kształcie serduszka. Przez moment, naprawdę nie miałam pojęcia co się dzieje. Danny uklęknął przede mną na jedno kolano, nadal nie spuszczając ze mnie wzorku, jakby obawiał się, że zaraz mogę gdzieś uciec.

- Diano... - wyszeptał starannie moje imię, nakładając specjalny nacisk na każdą jego literę. - Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo jesteś dla mnie ważna. Odmieniłaś moje życie w ciągu tych pięknych lat, gdy pisaliśmy ze sobą listy. Wiele rzeczy nas łączy, lecz też wiele dzieli. Mimo tego wszystkiego, chcę abyś była już na zawsze przy mnie. Teraz nosisz w sobie moje dzieci, które będę zawsze kochać tak równie mocno, co Ciebie. Więc, proszę... nie pozwól mi odejść, bo jestem zmęczony uczuciem samotności. Ja nigdy Cię nie opuszczę, więc... czy zostaniesz moją żoną? - spytał. Czułam jak łzy napływają do mych oczu. Nikt jeszcze nigdy, nie wypowiedział w moją stronę tak pięknych słów. Nikt jeszcze nigdy, nie sprawił, że czułam się tak wyjątkowo, jak dzisiaj. Czułam to ogromne szczęście w moim sercu. Wiedziałam, że właśnie na to czekałam całe życie. Czekałam na Daniela i teraz nie mogę go trzymać w niepewności. 
- Wyjdę za Ciebie. - wszeptałam. Widać było w jego oczach radość i ulgę. Ja w pewnym stopniu, też ją czułam. Wiedziałam, że obydwoje jesteśmy dla siebie stworzeni i, że nie ma innej metody, które jeszcze bardziej nas scali ze sobą. Kochaliśmy się na zabój i tego dowodem są każde chwile, które ze sobą spędziliśmy. Każda upojna noc, każda wylana łza i nasze przyszłe dzieci. Obydwoje czekaliśmy w samotności na szczęście, a teraz jesteśmy na wyciągniecie ręki od niego. Pochyliłam się w jego stronę i pocałowałam go w usta, mając świadomość, że jeszcze przez wiele długich lat, będę to robić każdego dnia. 
 ________________________________________________
No Kochani, udało mi się ukończyć dla was rozdział 32 :) Muszę przyznać, że bardzo zmartwił mnie spadek statystyki ;/ Wiem, że to głównie przeze mnie, ale mam nadzieję, że szybko to się zmieni, ponieważ nadchodzą wakacje i troszkę więcej czasu. Muszę przyznać, że za 8 rozdziałów skończę tutaj pracę <bynajmniej planuję skończyć >  Cóż mogę tutaj jeszcze napisać? Dziękuję, że twardo trzymaliście się i czekaliście na kolejny rozdział! Liczę się wam on spodobał, to do napisania kochani! Proszę o komentarze! 
Pozdrawiam.
- Jerr. 


A teraz taka mała niespodzianka. Perrie poznaliście wcześniej, również Danielle, jednak jej postaci jakoś wam nie przedstawiłam. Macie tutaj dwie panie, a także trzecią, którą poznacie niebawem ; > Czy już wiecie w kogo życiu ona się pojawi? : )

1. Perrie Edwards :


2. Danielle Peazzer :


3. Grace Amelain

ZAPRASZAM I SERDECZNIE POLECAM ! http://im-here-for-you-oomn.blogspot.com/ <KOOOOOCHAM TAALE>





11 komentarzy:

  1. Kocham twoje opowiadania wiec cie nie opuszcze

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże jak czytałam to co Daniel powiedział do Diany to aż oczy mi się zaszkliły ! <3 Wspaniały rozdział , czekam na kolejny ! *_*
    /Klaudia

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo mi się spodobał twój blog. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny jest .. nie ma tak dużo ciekawych blogów jak ten.. szacuneczek. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. JEJUJEJUJEJUJEJU! *________________*
    To co powiedział Daniel do Diany! ♥♥♥♥
    Popłakałam się ;__;
    ****************************** PIEPRZONY ******** JOE -.-
    NIENAWIDZĘ GO!
    Mam nadzieję, że nie zniszczy związku z Carls..
    Czekam na następny! :3

    OdpowiedzUsuń
  6. JEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEENY KOCHAAAAAAAAAAAAAAM CIĘ I TU CUDO KTÓRE TU TWORZYSZ.
    JAK TO CZYTAŁAM TO ŁZA MI SIĘ W OKU ZAKRĘCIŁA ; ____;
    JESTEŚMY HAPPY ^^
    CARLS ZEBEREŹNIK LOL

    OdpowiedzUsuń
  7. Postanowiłam dłużej się nie mścić,soł...Skarbie mój najpiękniejszy ,który właśnie się głodzi i wpierdala stare truskawki żeby zmieścić się w strój kąpielowy....Kocham Cię <3 :* i masz mi się nie głodzić!
    Teraz co do rozdziału
    Daj mi kurwa namiary na Joe a zajebie gołymi rękami,nooo! :o
    Liam i Rachel...Kocham ich ! Są tacy słodcy i wgl...no i Danielle.Czemu robisz z niej suke?! o.o Lanielle 4ever!
    O MÓJ BOŻE!
    Słuchając tej piosenki i czytajac slowa Daniela...łzy same cisnęły się do oczu.To było takie wzruszajace...
    Szkoda ,że ja skończę pod latarnią... ;<
    Czekam na nn i zapraszam do siebie na rozdział IV (masz skomentować ściereczko! :*)
    http://im-here-for-you-oomn.blogspot.com/
    (na twoją cześć!)
    -Tala

    OdpowiedzUsuń
  8. jeeejku jak ja uwielbiam ten Twój blog ! :) . rozdział rewelacyjny ! i jeszcze te oświadczyny Daniela , te słowa.. Achh , coś cudownego :) . z wielką niecierpliwością czekam na następny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Udalo sie. Skonczylam. Joe to kretyn i polecam mu psychiatryk. Daniel jest slodki. Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam na http://sweetnothingbutlove.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zaraz jej cegłówką przypierdole
    no ja pierdole
    cholera trzymajcie mnie bo jebne hahahahahhahahahaa mizła sztuka
    mmmm brałabym ..


    Dasz mi swój nómer kotek ;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy