Odkąd wszyscy dowiedzieli się, że Diana wychodzi za mąż, zaczęto żyć jej ślubem, bowiem każdy pragnął dołożyć swoją cegiełkę, do tego jakże pięknego dnia. Datę ślubu wyznaczono na czerwiec, pamiętając również o trasie koncertowej chłopaków. Każdy starał się jak tylko mógł i pomagał przyszłej, młodej parze. Zayn i Louis zobowiązali się do przygotowania sali weselnej, a także załatwienia ceremonii kościelnej. Niall obiecał, że załatwi katering, a z racji tego, że był on ogromnym żarłokiem, Liam postanowił mu towarzyszyć. Harry w całym zespole, uzyskał najodpowiedzialniejsze zadanie - musiał on bowiem trzymać pieczę nad obrączkami. Było to nie lada wyzwanie dla Styles'a, nie dość, że chłopak zmagał się z targającymi nim od wewnątrz emocjami, to musiał zachować spokój przed przyjaciółmi i pokazać, że jest godzien ich zaufania. Dokładnie minął tydzień odkąd Joe zamknął go w pokoju, a Taylor napisała wiadomość, której treść znał na pamięć. Nie było dnia gdyby chłopak nie zastanawiał się jak to by było, gdyby on i blondynka byli razem. Oczywiście, kochał on Caroline, ale ostatniego czasu oddalili się od siebie. Ona była zła, na to, że musiała się tak bardzo ograniczać. Rozumiał to bardzo, ale napięta atmosfera wcale im nie sprzyjała. Jakby tego mało, chłopak wplatał się w wiadomości, które wymieniał z nikim innym jak samą, zabójczo seksowną blondynką. Obydwoje już nie byli pewni na czym stoją, lecz tym czasem okazało się, że to Niall miał największe problemy.
- Niall -
Z pewnością, tegoroczne wakacje będą należeć do najbardziej szalonych, jakie chłopak z zespołu miał przeżyć. Zapowiadała się cudowna trasa koncertowa po Europie, a także po Ameryce Południowej i Północnej, jednak blondyn nie zdawał sobie sprawy z tego co czyhało na niego za rogiem.
Przemierzał on w spokoju ulicę, aby dostać się jak najszybciej do mieszkania swojej dziewczyny. Dzisiaj, bowiem miał on oficjalnie poznać Sophie Turner - matkę Natalię. Można powiedzieć, że w pewnym stopniu obawiał się tego spotkania. Dobrze wiedział, że mama Natalie jest chora na raka piersi i lekarze nie dają jej większych szans na przeżycie, bo nawet chemia jaką kobieta pobierała była za słaba na nowotwór. Mimo tego, wiedział, że tym spotkaniem zrobi ogromną przyjemność swojej dziewczynie. Byli ze sobą prawie dwa miesiące, jednakże traktowali owy związek jakby trwał on parę ładnych lat. Niall nie wyobrażał sobie poranka bez niej przy boku, ani wieczoru podczas którego miałby do niej nie zadzwonić. Wszystko zmierzało w najlepszym kierunku, bynajmniej mu się tak wydawało. Natalie skrywała w sobie tajemnicę sms'a, czekając na odpowiedni moment. Dziewczyna pragnęła lecieć do Stanów Zjednoczonych spełniać swoje marzenia - jednak największą przeszkodą w ich realizacji była chora matka i uczucie jakim darzyła blondyna. Nieświadomy Irlandczyk, z ogromną łatwością chwycił za klamkę dużych, mosiężnych drzwi kamiennicy i wszedł do klatki. Parę kroków po schodach i stał już przed frontowymi drzwiami mieszkania. Zaczerpnął głęboko powietrza do płuc, które zmieszane było z zapachem taniego alkoholu i papierosów. Zapukał dwa razy, aż nagle w drzwiach pojawiła się jego cudowna wybranka - Natalie. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego posępnie, jakby coś od wewnątrz ją gryzło. Chwyciła jego twarz w dłonie i złożyła na jego ustach subtelny pocałunek, który zaraz zamienił się w niesamowicie ponętny i namiętny. Niall jednak szybko się opamiętał i odsunął od dziewczyny, pamiętając o tym, że zaraz ma spotkać jej chorą mamę.
- Wejdź do środka. - powiedziała zarzucając swymi ciemnymi włosami na plecy. - Mama jest w kuchni. - Pokiwał głową i wszedł do środka. W przedpokoju powiesił swoją bluzę i ściągnął trampki. Będąc w samych skarpetkach, podążał za dziewczyną. Kątem oka rozglądał się wnętrzu mieszkania. Nie było ono bogato urządzone, z resztą nie dziwił się temu, po opowieściach Natalie. Ściany w każdym pomieszczeniu były pomalowane w odcieniu brzoskwini, a meble stojące w nich były duże, mosiężne, w kolorze miodu. Z kuchni do której zmierzaliśmy wydobywały się piękne zapachy - zapewne Pani Turner przygotowywała obiad. Na tę samą myśl chłopak automatycznie zrobił się głodny, bowiem był on ogromnym obżarciuchem i naprawdę ciężko było go odciągnąć od jedzenia. W końcu razem weszli do kuchni i zastali w niej drobniutką kobietę o podkrążonych oczach, niesamowicie jasne cerze z turkusową chustą na głowie. Lewą dłoń opierała na talii, a drugą mieszała gulasz, który niesamowicie pachniał. Uśmiechnęła się wymownie do córki, po czym obdarzyła tym samym uśmiechem blondyna. Odstawiła łyżkę do garnka i podeszła do niego, chwytając w ramiona. Chłopak był mile zaskoczony gestem ze strony kobiety i odwzajemnił uścisk, starając się nie zrobić jej krzywdy. Wydawała się taka krucha w jego ramionach, a także niesamowicie podobna do jego dziewczyny. Obie miały te przenikliwe, duże, brązowe oczy, który Niall pokochał od pierwszego wejrzenia w ich głąb. Gdy odsunęła się od niego, chłopak przemówił.
- Naprawdę miło mi jest Panią poznać. - powiedział uprzejmie. - Natalie dużo wspominała mi o jej wspaniałej matce. Mam nadzieję, że jest Pani równie niesamowita, jak ta kobieta z opowieści. - Sophie Turner była niesamowicie zaskoczona kulturą i elokwencją chłopaka, bowiem jeszcze nigdy nie spotkała się z młodą osobą, która miałaby tak ogromny szacunek do starszych osób. Bez wątpienia od razu polubiła Irlandczyka i wcale nie dziwiło jej to, że jej córka się z nim spotka. W trójkę zasiedli do starego, białego stołu, który znajdował się na samym środku kuchni. Pani Turner podstawiła przed parę szklanki z ciepłą herbatą. Niall nie przepadł za zwykłą herbatą, bowiem preferował on bawarkę, jednakże z grzeczności postanowił wypić napój.
- Mi również Naśka opowiadała o Tobie, Niall. - powiedziała kobieta, słabym głosem.
- Naśka? - spytał zdziwiony Niall. Rozbawiony spoglądał na swoją dziewczynę, kompletnie niespodziewająca się tak oryginalnego przezwiska.
- Nasza rodzina ma korzenie Litewsko-Ukraińsko-Rosyjsko-Kolumbijsko-Islandzko-Polskie. - wytłumaczyła dziewczyna, na co chłopak zaniemówił. To raczej było jasne, że uroda dziewczyny była niezwykła, jednak on nie spodziewał się aż tak rozległego drzewa genealogicznego. - Moja babcia jest Polką. - dodała po chwili. - Mieszkałam u niej przez trzy, może cztery lata, zanim przeprowadziliśmy do Islandii, a później tutaj. Nigdy nie podobało jej się moje imię, więc żeby trochę sobie to umilić nazywała mnie 'Naśka' i teraz tak zostało.
- Od dzisiaj ja też będę zwracał się do Ciebie tym przezwiskiem. - zażartował chwytając jej smukłą dłoń, na co ona posłała mu promienny uśmiech.
- Niall, słyszałam, że grasz w zespole. - powiedziała matka dziewczyny. - I to bardzo sławnym.
- Tak, proszę Pani. Nazywamy się One Direction.
- Bardzo interesująca nazwa. - przyznała. - Jesteś głodny? Nałożyć Ci gulaszu?
- Nie trzeba, proszę Pa...
- Mamo nałóż mu. - powiedziała Natalie. - On uwielbia jeść.
- Nie widać po nim. - kobieta zaśmiała się, a przez chwilę w jej oczach pojawiły się drobne iskierki, które jednak szybko zgasły. Kobieta oparła się ręką o blat, czując narastające zmęczenie. Obawiała się najgorszego już od paru dni. Wiedziała, że jej koniec jest bliski, ale nie chciała tym smucić córki. Pokręciła słabo głową, mówiąc sobie w myślach, że jeszcze dzisiaj da radę. Chwytając się za krzyż, udała, że to o niego chodzi i podeszła do kuchenki. Na biały talerz nałożyła pokaźną porcję dla żarłoka, a zaraz na drugi trochę mniejszą dla Natalie. Podała je na stół, unikając zmartwionego wzroku dziewczyny. - Skoczę do toalety, a wy jedzcie. Mam, że będzie wam smakować. - uśmiechnęła się słabo i wyszła.
Niall'owi bardzo odpowiadała spokojna atmosfera w domu Natalie, wiedział on bowiem, że gdy tylko wróci do siebie, będzie czekał na niego gwar i hałas, jakie zgotują mu chłopcy. Tutaj miał ciszę i nieograniczony spokój. Trzymając brunetkę za rękę, nadal siedział przy białym stole w kuchni i zacięcie konwersował z Panią Turner, która rzeczywiście okazała się niesamowita. Było mu szkoda kobiety, nie wyobrażał on sobie, że jest ona tak blisko granicy życia i śmierci. Gdyby nie jej nienaturalnie biała cera i sińce pod oczyma, nie powiedziałby, że jest chora. Nawet chusta na głowie mogłaby niczego nie wskazywać. Obiad jaki przygotowała dla nich Sophie był przepyszny, a chłopak z czystym sumieniem mógłby przyznać, że nigdy w życiu nie jadł niczego tak dobrego, jak to danie. Niespodziewanie zadzwonił telefon Pani Turner i kobieta ledwo trzymając się na nogach podeszła do aparatu, wiszącego na brzoskwiniowej ścianie. Wychudzoną rękę sięgnęła po niego, podczas gdy Niall zastawiał się jakim cudem ona jeszcze może chodzić. Broń boże, nie chciał on robić z niej niedołężnej, ale była ona tak szczupła i tak słaba, że nie mógł powstrzymać się zastanowienia.
- I co sądzisz o mojej mamie? - spytała Natalie, ściskając jego dłoń. Niall oderwał wzrok od rodzicielki brunetki i przeniósł go na dziewczynę. Uśmiechnął się pod nosem i bez zwątpienia odrzekł.
- Jest wspaniała. - powiedział. - Tak samo jak ty. Obie jesteście wspaniałe.
- Kocham ją całą sobą. - przyznała. - Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo mnie boli widok jej cierpiącej.
- Rozumiem. - powiedział Wprawdzie chłopak nigdy nie znalazł się w podobnej sytuacji, ale dobrze wiedział, że Natalie wcale nie jest łatwo ze świadomością, że jej mama może lada moment umrzeć.
- Chciałabym ją jakoś przed tym uchronić, ale wiem, że to nie możliwe... - jęknęła.
- Przed śmiercią nie da się nikogo uratować. To samo czeka mnie i Ciebie.
- Wiem, ale ona jest za dobra.
- Wiem to, ale widocznie Bóg ma do niej inne plany.
- Skoro tak, to dlaczego zesłał na nią tak okropną chorobę?
- Nie mam pojęcia, Naśka... - westchnął.
Nagle coś poszło nie tak. Telefon z głuchym dźwiękiem opadał na podłogę, roztrzaskując się, a Panie Turner osunęła się zarz za nim. Niall dobrze wiedział, że w tej chwili przyszedł na nią czas, ale za wszelką cenę pragnął ją jeszcze w jakiś sposób odratować. Podbiegł do kobiety, karząc Natalie zadzwonić po karetkę. Dziewczyna przestraszona, cały czas się trzęsła, a łzy spływały po jej policzkach. Widok nie przytomnej matki łamał jej serce, a świadomość, że zaraz miała zostać sama na tym świecie ją przerażała. Niall wykonywał kobiecie masaż serca, ale bez skutku. Jej oddech z chwilą stał się już niesłyszalny, a on dobrze wiedział, że ona odeszła. Nagle drzwi od mieszkania otworzyły się i wbiegli sanitariusze. Chwycili kobietę na nosze i wynieśli - chociaż już w sumie nie potrzebnie. Opuściła ich. Jej serce przestało pracować. Odeszła. Cholerna choroba zniszczyła ją. Wszyscy to wiedzieli, a w głębi duszy łudzili się, że wytrzyma. Niall nie znał tej kobiety za dobrze, ale po dniu jaki z nią spędził wydawała się osobą o złotym sercu. Wiedział, że musi być teraz przy swojej dziewczynie, jednak nie miał pojęcia, że ona tak naprawdę coraz poważniej myślała o wyjeździe z kraju.
- Wejdź do środka. - powiedziała zarzucając swymi ciemnymi włosami na plecy. - Mama jest w kuchni. - Pokiwał głową i wszedł do środka. W przedpokoju powiesił swoją bluzę i ściągnął trampki. Będąc w samych skarpetkach, podążał za dziewczyną. Kątem oka rozglądał się wnętrzu mieszkania. Nie było ono bogato urządzone, z resztą nie dziwił się temu, po opowieściach Natalie. Ściany w każdym pomieszczeniu były pomalowane w odcieniu brzoskwini, a meble stojące w nich były duże, mosiężne, w kolorze miodu. Z kuchni do której zmierzaliśmy wydobywały się piękne zapachy - zapewne Pani Turner przygotowywała obiad. Na tę samą myśl chłopak automatycznie zrobił się głodny, bowiem był on ogromnym obżarciuchem i naprawdę ciężko było go odciągnąć od jedzenia. W końcu razem weszli do kuchni i zastali w niej drobniutką kobietę o podkrążonych oczach, niesamowicie jasne cerze z turkusową chustą na głowie. Lewą dłoń opierała na talii, a drugą mieszała gulasz, który niesamowicie pachniał. Uśmiechnęła się wymownie do córki, po czym obdarzyła tym samym uśmiechem blondyna. Odstawiła łyżkę do garnka i podeszła do niego, chwytając w ramiona. Chłopak był mile zaskoczony gestem ze strony kobiety i odwzajemnił uścisk, starając się nie zrobić jej krzywdy. Wydawała się taka krucha w jego ramionach, a także niesamowicie podobna do jego dziewczyny. Obie miały te przenikliwe, duże, brązowe oczy, który Niall pokochał od pierwszego wejrzenia w ich głąb. Gdy odsunęła się od niego, chłopak przemówił.
- Naprawdę miło mi jest Panią poznać. - powiedział uprzejmie. - Natalie dużo wspominała mi o jej wspaniałej matce. Mam nadzieję, że jest Pani równie niesamowita, jak ta kobieta z opowieści. - Sophie Turner była niesamowicie zaskoczona kulturą i elokwencją chłopaka, bowiem jeszcze nigdy nie spotkała się z młodą osobą, która miałaby tak ogromny szacunek do starszych osób. Bez wątpienia od razu polubiła Irlandczyka i wcale nie dziwiło jej to, że jej córka się z nim spotka. W trójkę zasiedli do starego, białego stołu, który znajdował się na samym środku kuchni. Pani Turner podstawiła przed parę szklanki z ciepłą herbatą. Niall nie przepadł za zwykłą herbatą, bowiem preferował on bawarkę, jednakże z grzeczności postanowił wypić napój.
- Mi również Naśka opowiadała o Tobie, Niall. - powiedziała kobieta, słabym głosem.
- Naśka? - spytał zdziwiony Niall. Rozbawiony spoglądał na swoją dziewczynę, kompletnie niespodziewająca się tak oryginalnego przezwiska.
- Nasza rodzina ma korzenie Litewsko-Ukraińsko-Rosyjsko-Kolumbijsko-Islandzko-Polskie. - wytłumaczyła dziewczyna, na co chłopak zaniemówił. To raczej było jasne, że uroda dziewczyny była niezwykła, jednak on nie spodziewał się aż tak rozległego drzewa genealogicznego. - Moja babcia jest Polką. - dodała po chwili. - Mieszkałam u niej przez trzy, może cztery lata, zanim przeprowadziliśmy do Islandii, a później tutaj. Nigdy nie podobało jej się moje imię, więc żeby trochę sobie to umilić nazywała mnie 'Naśka' i teraz tak zostało.
- Od dzisiaj ja też będę zwracał się do Ciebie tym przezwiskiem. - zażartował chwytając jej smukłą dłoń, na co ona posłała mu promienny uśmiech.
- Niall, słyszałam, że grasz w zespole. - powiedziała matka dziewczyny. - I to bardzo sławnym.
- Tak, proszę Pani. Nazywamy się One Direction.
- Bardzo interesująca nazwa. - przyznała. - Jesteś głodny? Nałożyć Ci gulaszu?
- Nie trzeba, proszę Pa...
- Mamo nałóż mu. - powiedziała Natalie. - On uwielbia jeść.
- Nie widać po nim. - kobieta zaśmiała się, a przez chwilę w jej oczach pojawiły się drobne iskierki, które jednak szybko zgasły. Kobieta oparła się ręką o blat, czując narastające zmęczenie. Obawiała się najgorszego już od paru dni. Wiedziała, że jej koniec jest bliski, ale nie chciała tym smucić córki. Pokręciła słabo głową, mówiąc sobie w myślach, że jeszcze dzisiaj da radę. Chwytając się za krzyż, udała, że to o niego chodzi i podeszła do kuchenki. Na biały talerz nałożyła pokaźną porcję dla żarłoka, a zaraz na drugi trochę mniejszą dla Natalie. Podała je na stół, unikając zmartwionego wzroku dziewczyny. - Skoczę do toalety, a wy jedzcie. Mam, że będzie wam smakować. - uśmiechnęła się słabo i wyszła.
Niall'owi bardzo odpowiadała spokojna atmosfera w domu Natalie, wiedział on bowiem, że gdy tylko wróci do siebie, będzie czekał na niego gwar i hałas, jakie zgotują mu chłopcy. Tutaj miał ciszę i nieograniczony spokój. Trzymając brunetkę za rękę, nadal siedział przy białym stole w kuchni i zacięcie konwersował z Panią Turner, która rzeczywiście okazała się niesamowita. Było mu szkoda kobiety, nie wyobrażał on sobie, że jest ona tak blisko granicy życia i śmierci. Gdyby nie jej nienaturalnie biała cera i sińce pod oczyma, nie powiedziałby, że jest chora. Nawet chusta na głowie mogłaby niczego nie wskazywać. Obiad jaki przygotowała dla nich Sophie był przepyszny, a chłopak z czystym sumieniem mógłby przyznać, że nigdy w życiu nie jadł niczego tak dobrego, jak to danie. Niespodziewanie zadzwonił telefon Pani Turner i kobieta ledwo trzymając się na nogach podeszła do aparatu, wiszącego na brzoskwiniowej ścianie. Wychudzoną rękę sięgnęła po niego, podczas gdy Niall zastawiał się jakim cudem ona jeszcze może chodzić. Broń boże, nie chciał on robić z niej niedołężnej, ale była ona tak szczupła i tak słaba, że nie mógł powstrzymać się zastanowienia.
- I co sądzisz o mojej mamie? - spytała Natalie, ściskając jego dłoń. Niall oderwał wzrok od rodzicielki brunetki i przeniósł go na dziewczynę. Uśmiechnął się pod nosem i bez zwątpienia odrzekł.
- Jest wspaniała. - powiedział. - Tak samo jak ty. Obie jesteście wspaniałe.
- Kocham ją całą sobą. - przyznała. - Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo mnie boli widok jej cierpiącej.
- Rozumiem. - powiedział Wprawdzie chłopak nigdy nie znalazł się w podobnej sytuacji, ale dobrze wiedział, że Natalie wcale nie jest łatwo ze świadomością, że jej mama może lada moment umrzeć.
- Chciałabym ją jakoś przed tym uchronić, ale wiem, że to nie możliwe... - jęknęła.
- Przed śmiercią nie da się nikogo uratować. To samo czeka mnie i Ciebie.
- Wiem, ale ona jest za dobra.
- Wiem to, ale widocznie Bóg ma do niej inne plany.
- Skoro tak, to dlaczego zesłał na nią tak okropną chorobę?
- Nie mam pojęcia, Naśka... - westchnął.
Nagle coś poszło nie tak. Telefon z głuchym dźwiękiem opadał na podłogę, roztrzaskując się, a Panie Turner osunęła się zarz za nim. Niall dobrze wiedział, że w tej chwili przyszedł na nią czas, ale za wszelką cenę pragnął ją jeszcze w jakiś sposób odratować. Podbiegł do kobiety, karząc Natalie zadzwonić po karetkę. Dziewczyna przestraszona, cały czas się trzęsła, a łzy spływały po jej policzkach. Widok nie przytomnej matki łamał jej serce, a świadomość, że zaraz miała zostać sama na tym świecie ją przerażała. Niall wykonywał kobiecie masaż serca, ale bez skutku. Jej oddech z chwilą stał się już niesłyszalny, a on dobrze wiedział, że ona odeszła. Nagle drzwi od mieszkania otworzyły się i wbiegli sanitariusze. Chwycili kobietę na nosze i wynieśli - chociaż już w sumie nie potrzebnie. Opuściła ich. Jej serce przestało pracować. Odeszła. Cholerna choroba zniszczyła ją. Wszyscy to wiedzieli, a w głębi duszy łudzili się, że wytrzyma. Niall nie znał tej kobiety za dobrze, ale po dniu jaki z nią spędził wydawała się osobą o złotym sercu. Wiedział, że musi być teraz przy swojej dziewczynie, jednak nie miał pojęcia, że ona tak naprawdę coraz poważniej myślała o wyjeździe z kraju.
***
Cisza. To ona wypełniała samochód, którym zmierzali do szpitala. Zważywszy na to, że Niall w odwiedziny przyszedł pieszo, chłopak zadzwonił do swojego przyjaciela - Liam'a i poprosił go, aby jak najszybciej przyjechał po nich. Teraz zmierzali za karetką, która jechała prosto do szpitala św. Tomasza. Chłopak wiedział, że jadą tam nie potrzebnie, ale również miał świadomość, że Natalie nie zostawiłaby matki, nawet gdyby ona zmarła dobrą godzinę wcześniej, a karetka dopiero teraz przyjechała. W duchu modlił się aby sanitariuszom udało się ją uratować. Może istniała szansa? Mała, ale może istniała.
Natalie zdawała się zupełnie nie przejęta. Łzy już nie spływały po jej policzkach, a serce znów biło naturalnym tempem. Jednak to wszystko to pozory. W duszy zżerało ją poczucie winy - tak ogromne i tak bolesne, że dziewczyna nie mogła go niczym załagodzić. Nienawiść narastała w jej piersi. A do kogo? Do Boga. To on zesłał na jej matkę straszliwą chorobę. To on ją zniszczył teraz i wcześniej, zsyłając jej męża alkoholika. To on ją zabił, a nie nowotwór. Zabił tę cholernie dobrą kobietę! Natalie pogodziła się już z jej śmiercią. Wiedziała, że matka odchodzi i nic już jej tutaj nie trzyma. Może nawet jej dusza już odeszła.
Dziewczyna w zamyśleniu oparła głowę o ciemną szybę. Co teraz będzie robić bez mamy? Została sama. Może nie do końca, bo nadal przy sobie miała Nialla. Ale czy chciała go przy sobie mieć?
Music#2
- Diana, Caroline, Rachel -
- Diana, Caroline, Rachel -
Maj skończył się równie szybko, jak się zaczął. Wydawało się zupełnie to nie możliwe, że ten czas minął z tak nie wiarygodną prędkością. Nie ubłagalnie zbliżała się data ślubu, którą wyznaczono na 14 czerwca. Na ślub mieli zjechać wszyscy przyjaciele Daniela z Kalifornii, a także jego matka Teresa i ojczym Nicolas. Wszystko wydawało się zapięte na ostatni guzik do chwili, gdy panna Algubrey zdała sobie sprawę z tego, że pomimo iż pierwszy tydzień czerwca się kończył - ona nadal nie posiadała sukni ślubnej. W upalną sobotę, ona i jej dwie najlepsze przyjaciółki - Caroline i Rachel, postanowiły spędzić dzień w swoim towarzystwie, a także udać się na zakupy. Blondynka wraz z Caroline siedziała na werandzie ich domu, czekając w ciszy aż Rachel podjedzie i razem udadzą się do centrum handlowego. Słońce prażyło niemiłosiernie i dziewczyny za wszelką cenę starały się chociaż w najmniejszym stopniu ochłodzić, co nie przynosiło większych rezultatów. Pragnęły znaleźć się w klimatyzowanym samochodzie brązowookiej szatynki i jak najszybciej udać się na zakupy. Minęło zaledwie dziesięć minut, a czerwony, sportowy kabriolet wyłonił zza rogu i z szybkością zmierzał w ich kierunku. Zadowolona Rachel zaparkowała koło chodnika i wciskając klakson na kierownicy, uśmiechnęła się zawadiacko. Dziewczyny wskoczyły do samochodu i odjechały, słuchając podkręconego na maksa radia. Ten dzień zapowiadał się dla nich naprawdę dobrze.
Zakupy mijały im naprawdę wspaniale, bowiem każda z nich od razu odnalazła się w najnowszych, wakacyjnych kolekcjach. Przeczesywały butiki z ogromną przyjemnością, zapominając o dotychczasowych problemach i zmartwieniach. Rachel w skupieniu przesuwała wieszaki zawieszone na metalowej konstrukcji, w poszukiwaniu odpowiedniej sukienki na wesele przyjaciółki, gdy nagle wpadła na miękką w dotyku, pudrową tkaninę. Wyciągnęłam ubranie przed siebie i zafascynowana podziwiała przepiękny krój sukienki. Dekolt w kształcie serca podkreślał kobiece atuty, a dolna cześć przypominała rozłożyste płatki kwiatu. Jednym słowem była ona idealna. Od razu przypadła Rachel do gustu i dziewczyna nie wyobrażała sobie tego, że miałaby ją zostawić w sklepie i wrócić do domu z niczym. Z ogromnym uśmiechem udała się do kasy.
Z nieznanych przyczyn, dzień dla Caroline Wish wydawał się również smutny, jak kolor sukienki, którą wybrała ona dla siebie. Stonowana kreacja w odcieniu załamanej czerni była dwu warstwowa. Jedwabista halka sięgała do kolan, a przeźroczysty tiul spływał do samych kostek. Do sukienki dziewczyna dobrała duży, srebrny naszyjnik z ogromnym kamieniem na środku. Wszystko wydawało się idealne, jednak gdzieś we wnętrzu dziewczyna odczuwała pustkę. Sytuacja z Harry'm stała dosłownie pod znakiem zapytania. Od incydentu z Joe, chłopak diametralnie się zmienił. Czas, który spędzać mieli razem - on wolał spędzać przy telefonie, pisząc z kimś smsy. Drażniło ją to, bo w końcu to ona była jego dziewczyną, a nie telefon. Sama nie wiedziała czy to ma jakikolwiek sens. Teoretycznie parą byli, ale fizycznie ciężko było o to wszystko. Bo w końcu jakie jest sens spotkać się z kimś, kto nie może wyjść z tobą na miasto zaszaleć i pośmiać się. Nie wyobrażała sobie tego, ale postanowiła dać sobie i jemu szansę. Bynajmniej to miała w planach.
Diana przez całe swoje życie marzyła o pięknej sukni ślubnej i pantofelkach rodem księżniczki. Tak właśnie - ten dzień miał być dla niej wyjątkowy, dlatego też wyjątkowo miała się czuć. Przeszukując sklepy, nie mogła znaleźć czegoś na czym mogła zawiesić oko, tak więc razem ze swoimi przyjaciółkami udała się do francuskiego butiku o nazwie Madame de Pompadour, w którym znajdowały się znakomite, importowane suknie. Diana na wstępie już wiedziała co chce. Sukienka dla niej bowiem miała być prosta, z klasą, ale za to szałowa i widowiskowa. I wtedy właśnie ją ujrzała - przechodząc koło antyramy sklepu dostrzegła manekina ubranego w cieniowaną suknię, aż do samej ziemi. Gorset miała prosty, gładki i wykonany z połyskującego materiały, natomiast spód zaczynał się na linii bioder od wyraźnie zaznaczonej granicy, poprzez delikatną wstążeczkę. W dół wiodła biała, tiulowa halka, a tuż przy samych stopach materiał był cieniowany i przeistaczał się z białego koloru na błękitny. Wszystko było takie proste, ale za to z gustem i smakiem. Diana już teraz wyobrażała sobie siebie idącą długim, czerwonym dywanem w Londyńskiej katedrze. Na przeciw niej stał Danny, które nie mógł oderwać od niej wzroku. Dziewczyna wiedziała, że musi ją mieć i czym prędzej weszła do sklepu. Szczęście dopisywało jej ostatnim czasem, bowiem został już ostatnia sztuka sukni i to dodatkowo w rozmiarze dziewczyny. Blondynka porwała ją do przymierzalni, szybko zrzucając z siebie ciuchy. W końcu stanęła przez przyjaciółkami w wybranej przez siebie kreacji i zadowolona spoglądała w wiszące przed nią lusterko. Prezentowała się zjawiskowo i nawet pierścionek zaręczynowy połyskiwał na jej chudym palcu. Jednak czegoś tutaj brakowało - mówiąc czegoś, miała na myśli pantofelków księżniczki. Spojrzała wymownie na Caroline, która od razu zrozumiała o co chodzi przyjaciółce. Rozejrzała się po sklepie i nagle ujrzała piękne, białe szpilki ozdobione brokatem. Obcas był niewiarygodnie wysoki, ale wiedziała, że Dianie mimo tego się spodobają. Podała jej odpowiednie pudełko i obserwowała jak blondynka wyciąga z niego buty. Diana była zachwycona - właśnie czegoś takiego oczekiwała. Właście tak wyobrażała sobie suknię i buty, nawet nie sądziła, że marzenia mogą się tak szybko spełniać.
Po udanych i wymęczających zakupach, dziewczyny udały się do kawiarni, gdzie zamówiły trzy średnie kawy Latte na wynos. Popołudnie minęło im szybko, wprawdzie to nic dziwnego. Wszystkie kochały zakupy.
- Teraz tylko czekać na Twój ślub, Diano. - odezwała się Rachel, pociągając nosem, bowiem uwielbiała zapach świeżo parzonej kawy.
- Też nie mogę się doczekać. - przyznała blondynka.
- A co po ślubie? - spytała Caroline. - Gdzie zamieszkacie?
- Wynajmiemy mieszkanie w Londynie. - powiedziała, rozglądając się w poszukiwaniu kelnerki.
- A co z jego zespołem? Przecież nie może mieszkać tutaj i latać do LA na próby.
- Właściwie to nie rozmawialiśmy na temat zespołu. - przyznała zaskoczona. No tak, jak to mogło jej umknąć? Przecież to była bardzo ważna kwestia, która aż prosiła się za poruszenie. - Jak tylko wrócę do domu to z nim porozmawiam.
- A praca? Ty z pewnością nie będziesz pracować... no ale z czegoś żyć musicie. Zrezygnowałaś z pracy, wątpię, że dostaniesz macierzyńskie. - powiedziała. - Mogłaś jeszcze trochę poczekać.
- To było kompletnie nie przemyślane. - wyznała blondynka. - Jeżeli Danny zrezygnuje z zespołu to znajdzie jaką pracę tutaj. Może nauczyciel muzyki, albo gry na gitarze w domach bogatych dzieciaków. Zobaczymy. - uśmiechnęła się pewna wszystkiego.
- No nie wiem czy go przyjmą za nauczyciela, z tymi licznymi tatuażami. - zażartowała Rachel.
- Damy radę, wierzę w to. - powiedziała i zauważyła zmierzającą w ich kierunku drobną szatynkę ze srebrną tacę na dłoni. Uśmiechnęła się posępnie w ich kierunku, definitywnie miała dość swojej pracy. Postanowiła zamówienia na stoliku, po czym oddaliła się. - A co u Ciebie Rachel? Jak z Tobą i Liam'em? - spytała.
- Dobrze. - odpowiedziała mieszając swoją kawę. - Z nim dobrze. Nie z Danielle.
- Kim jest Danielle? - spytała zaskoczona Caroline.
- Poznaliśmy ją w Glasgow, podczas pobytu u mojej matki. - odpowiedziała. - Łasiła się do niego, jakby miała cieczkę. - parsknęła zdenerwowana. - Na dodatek mieszka w Londynie. Ostatnio gdy wyszliśmy razem do kina, spotkaliśmy ją. Suka, wyłudziła od niego numer telefonu.
- Telefony... ech, wiem coś na ten temat... - westchnęła Carls.
- Co masz na myśli? - spytały w tym samym czasie.
- Harry cały czas siedzi na telefonie i pisze z kimś smsy. Gdy pytam z kim, zawsze ucina temat i chowa komórkę do kieszeni... Cholera, coś jest na rzeczy, dziewczyny.
- Nie przyszło Ci do głowy żeby sprawdzić z kim pisze? Przecież nie cały czas trzyma ja przy sobie, prawda? Jak pójdzie do toalety, albo coś.. weź i sprawdź. - powiedziała Rachel, upijając piankę. - Ja bym tak zrobiła.
- Ale to naruszanie jego prywatności!- pisnęła niebieskooka.- Nie chciałabym bym być wścibską dziewczyną.
- Chcesz ciągle żyć w niepewności, Carls? Weź to w swoje ręce i sprawdź.
- Łatwo Ci jest mówić... Mam straszne przeczucia. - powiedziała kończąc temat.
Po zakupach i chwili przerwy w kawiarni, nadszedł moment powrotu do domu. Oczywiście każda z nich miała inne plany, ale to chyba przed Caroline stało największe wyzwanie, bowiem dziewczyn musiała w końcu sprawdzić na kogo Harry poświęca tyle swojego czasu. Gdy tylko Rachel zaparkowała przed domem dziewczyny, Caroline wyskoczyła z samochodu i szybko przeszła na drugą stronę ulicy. Nie miała pojęcia czy Harry jest w domu, ale mimo wszystko musiała to sprawdzić.
Drzwi były uchylone na oścież, co bardzo ją zdziwiło. Na ogół mieszkańcy tego domu nie zostawiali otwartych drzwi. W ciszy weszła do środka rozglądając się po mieszkaniu. Wszędzie panował bałagan, jakby przeszło tutaj tornada. Na sofie leżały porozrzucane ubrania - spodnie, koszulki i bielizna, a na podłodze leżała rozbita lampa i ... telefon. Caroline poznała ten telefon od razu. Wiedziała, że należy do Harry'ego.. tylko co on zrobił na podłodze?
Dziewczyna podniosła przedmiot i z łatwością odblokowała go. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale nie mogła się powstrzymać. Weszła w skrzynkę odbiorczą i sprawdziła ostatnie połączenia. To co przeczytała ją przeraziło...
To jakiś żart? - myślała. To nie możliwe żeby działo się naprawdę. Nie mogła zrozumieć jakim cudem osobą z którą Harry tak często pisał, była Taylor. Przecież chłopak zarzekał się, że nic go z nią nie łączy. Że nie spotykają się i nie mają żadnego kontaktu. A teraz?! Wspólna noc?! Co się do cholery dzieje?!
Odłożyła telefon na jego wcześniejsze miejsce i wściekłą udała się na górę. Miała ochotę solidnie porozmawiać sobie z Harry'm. Co te wiadomości miały oznaczać?! Jest z Taylor?! Jakim cudem do cholery?!
Twardo stąpała po drewnianych schodach, które pod jej naciskiem cicho skrzypiały. Miała wrażenie, że Harry jest na górze, ale nie sam. Jeżeli była z nim Taylor, to Wish nie miała pojęcia co zrobi. Była wściekła i żądała wytłumaczenia. To wszystko zepsuło się tak szybko - dosłownie jak domek z kart za sprawą wiatru. W sercu czuła, że ich związek się rozpada i nic nie będzie w stanie go uratować. Jeżeli on ją zdradzi. To z pewnością już mu nie wybaczy. Nie zrobi tego kolejny raz. Ufała Diegu, a on ją wykorzystał. Teraz ufa loczkowi i jeżeli on zrobi to samo, to skończy jak jej były chłopak. Stanęła na przeciwko drzwi do jego pokoju i wstrzymała oddech. Chwila prawdy... Teraz wszystko się okaże.
Caroline weszła do pokoju, nadal trzymając dłoń na klamce drzwi. Rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu, który z pozoru wydawał się zwyczajny, ale właśnie w tej chwili wzrokiem natrafiła na... nich. Pragnęła porozmawiać z Harrym, ale mając ten obraz przed sobą nie potrafiła wydusić z siebie żadnego słowa. Czuła narastającą w sercu wściekłość i złość. Miejsce, które trzymała dla Harry'ego właśnie w tym momencie pękło. Roztrzaskało się na miliony malutkich kawałeczków, które spadając raniły ją od środka. Leżeli na łóżku - ona siedziała na nim okrakiem w samym, białym staniku i majtkach, a on miał na sobie dżinsy. Nie zrobili tego jeszcze. Nagle Harry zauważył ją. Wstał z łóżka i zaczął zmierzać w jej kierunku. Caroline zauważyła rozmazaną, czerwoną szminkę w kąciku jego ust. To ją rozzłościło. Rzuciła wzrokiem na blondynkę, która opierając dłonie na biodrach, przyglądała się Wish triumfalnie. Harry wyciągnął w jej kierunku rękę, lecz dziewczyna jak najszybciej odsunęła się w tył. Widziała w jego oczach strach. Bał się jej? - Odejdź. - powiedziała niemal bezgłośnie. - Zapomnij, że kiedykolwiek byliśmy razem. - powiedziała.- Myślałam, że wszystko jest już dobrze, ale... ale Ty potajemnie umawiałeś się z tą siksą! Jesteś nic nie wart Harry! Czuję do Ciebie obrzydzenie, nienawidzę Cię! Między nami to już koniec, rozumiesz?! Nigdy już nie będziemy razem! - wykrzyczała przez zaciśnięte zęby i wybiegła na korytarz. To nie był przypadek. Z pewnością zbieg tych wszystkich wydarzeń w jej życiu nie był przypadkowy. Ktoś się uparł na to aby ją zniszczyć. Ale kto? Bóg? Ale za co?! Caroline Wish biegła przed siebie, słysząc za sobą nawołujący ją głos Harry'ego. Nie odwróciła się. Pragnęła zapomnieć o tym co widziała. Chciała zapomnieć o tym chłopaku.
Zakupy mijały im naprawdę wspaniale, bowiem każda z nich od razu odnalazła się w najnowszych, wakacyjnych kolekcjach. Przeczesywały butiki z ogromną przyjemnością, zapominając o dotychczasowych problemach i zmartwieniach. Rachel w skupieniu przesuwała wieszaki zawieszone na metalowej konstrukcji, w poszukiwaniu odpowiedniej sukienki na wesele przyjaciółki, gdy nagle wpadła na miękką w dotyku, pudrową tkaninę. Wyciągnęłam ubranie przed siebie i zafascynowana podziwiała przepiękny krój sukienki. Dekolt w kształcie serca podkreślał kobiece atuty, a dolna cześć przypominała rozłożyste płatki kwiatu. Jednym słowem była ona idealna. Od razu przypadła Rachel do gustu i dziewczyna nie wyobrażała sobie tego, że miałaby ją zostawić w sklepie i wrócić do domu z niczym. Z ogromnym uśmiechem udała się do kasy.
Z nieznanych przyczyn, dzień dla Caroline Wish wydawał się również smutny, jak kolor sukienki, którą wybrała ona dla siebie. Stonowana kreacja w odcieniu załamanej czerni była dwu warstwowa. Jedwabista halka sięgała do kolan, a przeźroczysty tiul spływał do samych kostek. Do sukienki dziewczyna dobrała duży, srebrny naszyjnik z ogromnym kamieniem na środku. Wszystko wydawało się idealne, jednak gdzieś we wnętrzu dziewczyna odczuwała pustkę. Sytuacja z Harry'm stała dosłownie pod znakiem zapytania. Od incydentu z Joe, chłopak diametralnie się zmienił. Czas, który spędzać mieli razem - on wolał spędzać przy telefonie, pisząc z kimś smsy. Drażniło ją to, bo w końcu to ona była jego dziewczyną, a nie telefon. Sama nie wiedziała czy to ma jakikolwiek sens. Teoretycznie parą byli, ale fizycznie ciężko było o to wszystko. Bo w końcu jakie jest sens spotkać się z kimś, kto nie może wyjść z tobą na miasto zaszaleć i pośmiać się. Nie wyobrażała sobie tego, ale postanowiła dać sobie i jemu szansę. Bynajmniej to miała w planach.
Diana przez całe swoje życie marzyła o pięknej sukni ślubnej i pantofelkach rodem księżniczki. Tak właśnie - ten dzień miał być dla niej wyjątkowy, dlatego też wyjątkowo miała się czuć. Przeszukując sklepy, nie mogła znaleźć czegoś na czym mogła zawiesić oko, tak więc razem ze swoimi przyjaciółkami udała się do francuskiego butiku o nazwie Madame de Pompadour, w którym znajdowały się znakomite, importowane suknie. Diana na wstępie już wiedziała co chce. Sukienka dla niej bowiem miała być prosta, z klasą, ale za to szałowa i widowiskowa. I wtedy właśnie ją ujrzała - przechodząc koło antyramy sklepu dostrzegła manekina ubranego w cieniowaną suknię, aż do samej ziemi. Gorset miała prosty, gładki i wykonany z połyskującego materiały, natomiast spód zaczynał się na linii bioder od wyraźnie zaznaczonej granicy, poprzez delikatną wstążeczkę. W dół wiodła biała, tiulowa halka, a tuż przy samych stopach materiał był cieniowany i przeistaczał się z białego koloru na błękitny. Wszystko było takie proste, ale za to z gustem i smakiem. Diana już teraz wyobrażała sobie siebie idącą długim, czerwonym dywanem w Londyńskiej katedrze. Na przeciw niej stał Danny, które nie mógł oderwać od niej wzroku. Dziewczyna wiedziała, że musi ją mieć i czym prędzej weszła do sklepu. Szczęście dopisywało jej ostatnim czasem, bowiem został już ostatnia sztuka sukni i to dodatkowo w rozmiarze dziewczyny. Blondynka porwała ją do przymierzalni, szybko zrzucając z siebie ciuchy. W końcu stanęła przez przyjaciółkami w wybranej przez siebie kreacji i zadowolona spoglądała w wiszące przed nią lusterko. Prezentowała się zjawiskowo i nawet pierścionek zaręczynowy połyskiwał na jej chudym palcu. Jednak czegoś tutaj brakowało - mówiąc czegoś, miała na myśli pantofelków księżniczki. Spojrzała wymownie na Caroline, która od razu zrozumiała o co chodzi przyjaciółce. Rozejrzała się po sklepie i nagle ujrzała piękne, białe szpilki ozdobione brokatem. Obcas był niewiarygodnie wysoki, ale wiedziała, że Dianie mimo tego się spodobają. Podała jej odpowiednie pudełko i obserwowała jak blondynka wyciąga z niego buty. Diana była zachwycona - właśnie czegoś takiego oczekiwała. Właście tak wyobrażała sobie suknię i buty, nawet nie sądziła, że marzenia mogą się tak szybko spełniać.
Po udanych i wymęczających zakupach, dziewczyny udały się do kawiarni, gdzie zamówiły trzy średnie kawy Latte na wynos. Popołudnie minęło im szybko, wprawdzie to nic dziwnego. Wszystkie kochały zakupy.
- Teraz tylko czekać na Twój ślub, Diano. - odezwała się Rachel, pociągając nosem, bowiem uwielbiała zapach świeżo parzonej kawy.
- Też nie mogę się doczekać. - przyznała blondynka.
- A co po ślubie? - spytała Caroline. - Gdzie zamieszkacie?
- Wynajmiemy mieszkanie w Londynie. - powiedziała, rozglądając się w poszukiwaniu kelnerki.
- A co z jego zespołem? Przecież nie może mieszkać tutaj i latać do LA na próby.
- Właściwie to nie rozmawialiśmy na temat zespołu. - przyznała zaskoczona. No tak, jak to mogło jej umknąć? Przecież to była bardzo ważna kwestia, która aż prosiła się za poruszenie. - Jak tylko wrócę do domu to z nim porozmawiam.
- A praca? Ty z pewnością nie będziesz pracować... no ale z czegoś żyć musicie. Zrezygnowałaś z pracy, wątpię, że dostaniesz macierzyńskie. - powiedziała. - Mogłaś jeszcze trochę poczekać.
- To było kompletnie nie przemyślane. - wyznała blondynka. - Jeżeli Danny zrezygnuje z zespołu to znajdzie jaką pracę tutaj. Może nauczyciel muzyki, albo gry na gitarze w domach bogatych dzieciaków. Zobaczymy. - uśmiechnęła się pewna wszystkiego.
- No nie wiem czy go przyjmą za nauczyciela, z tymi licznymi tatuażami. - zażartowała Rachel.
- Damy radę, wierzę w to. - powiedziała i zauważyła zmierzającą w ich kierunku drobną szatynkę ze srebrną tacę na dłoni. Uśmiechnęła się posępnie w ich kierunku, definitywnie miała dość swojej pracy. Postanowiła zamówienia na stoliku, po czym oddaliła się. - A co u Ciebie Rachel? Jak z Tobą i Liam'em? - spytała.
- Dobrze. - odpowiedziała mieszając swoją kawę. - Z nim dobrze. Nie z Danielle.
- Kim jest Danielle? - spytała zaskoczona Caroline.
- Poznaliśmy ją w Glasgow, podczas pobytu u mojej matki. - odpowiedziała. - Łasiła się do niego, jakby miała cieczkę. - parsknęła zdenerwowana. - Na dodatek mieszka w Londynie. Ostatnio gdy wyszliśmy razem do kina, spotkaliśmy ją. Suka, wyłudziła od niego numer telefonu.
- Telefony... ech, wiem coś na ten temat... - westchnęła Carls.
- Co masz na myśli? - spytały w tym samym czasie.
- Harry cały czas siedzi na telefonie i pisze z kimś smsy. Gdy pytam z kim, zawsze ucina temat i chowa komórkę do kieszeni... Cholera, coś jest na rzeczy, dziewczyny.
- Nie przyszło Ci do głowy żeby sprawdzić z kim pisze? Przecież nie cały czas trzyma ja przy sobie, prawda? Jak pójdzie do toalety, albo coś.. weź i sprawdź. - powiedziała Rachel, upijając piankę. - Ja bym tak zrobiła.
- Ale to naruszanie jego prywatności!- pisnęła niebieskooka.- Nie chciałabym bym być wścibską dziewczyną.
- Chcesz ciągle żyć w niepewności, Carls? Weź to w swoje ręce i sprawdź.
- Łatwo Ci jest mówić... Mam straszne przeczucia. - powiedziała kończąc temat.
Po zakupach i chwili przerwy w kawiarni, nadszedł moment powrotu do domu. Oczywiście każda z nich miała inne plany, ale to chyba przed Caroline stało największe wyzwanie, bowiem dziewczyn musiała w końcu sprawdzić na kogo Harry poświęca tyle swojego czasu. Gdy tylko Rachel zaparkowała przed domem dziewczyny, Caroline wyskoczyła z samochodu i szybko przeszła na drugą stronę ulicy. Nie miała pojęcia czy Harry jest w domu, ale mimo wszystko musiała to sprawdzić.
Drzwi były uchylone na oścież, co bardzo ją zdziwiło. Na ogół mieszkańcy tego domu nie zostawiali otwartych drzwi. W ciszy weszła do środka rozglądając się po mieszkaniu. Wszędzie panował bałagan, jakby przeszło tutaj tornada. Na sofie leżały porozrzucane ubrania - spodnie, koszulki i bielizna, a na podłodze leżała rozbita lampa i ... telefon. Caroline poznała ten telefon od razu. Wiedziała, że należy do Harry'ego.. tylko co on zrobił na podłodze?
Dziewczyna podniosła przedmiot i z łatwością odblokowała go. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale nie mogła się powstrzymać. Weszła w skrzynkę odbiorczą i sprawdziła ostatnie połączenia. To co przeczytała ją przeraziło...
To jakiś żart? - myślała. To nie możliwe żeby działo się naprawdę. Nie mogła zrozumieć jakim cudem osobą z którą Harry tak często pisał, była Taylor. Przecież chłopak zarzekał się, że nic go z nią nie łączy. Że nie spotykają się i nie mają żadnego kontaktu. A teraz?! Wspólna noc?! Co się do cholery dzieje?!
Odłożyła telefon na jego wcześniejsze miejsce i wściekłą udała się na górę. Miała ochotę solidnie porozmawiać sobie z Harry'm. Co te wiadomości miały oznaczać?! Jest z Taylor?! Jakim cudem do cholery?!
Twardo stąpała po drewnianych schodach, które pod jej naciskiem cicho skrzypiały. Miała wrażenie, że Harry jest na górze, ale nie sam. Jeżeli była z nim Taylor, to Wish nie miała pojęcia co zrobi. Była wściekła i żądała wytłumaczenia. To wszystko zepsuło się tak szybko - dosłownie jak domek z kart za sprawą wiatru. W sercu czuła, że ich związek się rozpada i nic nie będzie w stanie go uratować. Jeżeli on ją zdradzi. To z pewnością już mu nie wybaczy. Nie zrobi tego kolejny raz. Ufała Diegu, a on ją wykorzystał. Teraz ufa loczkowi i jeżeli on zrobi to samo, to skończy jak jej były chłopak. Stanęła na przeciwko drzwi do jego pokoju i wstrzymała oddech. Chwila prawdy... Teraz wszystko się okaże.
Caroline weszła do pokoju, nadal trzymając dłoń na klamce drzwi. Rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu, który z pozoru wydawał się zwyczajny, ale właśnie w tej chwili wzrokiem natrafiła na... nich. Pragnęła porozmawiać z Harrym, ale mając ten obraz przed sobą nie potrafiła wydusić z siebie żadnego słowa. Czuła narastającą w sercu wściekłość i złość. Miejsce, które trzymała dla Harry'ego właśnie w tym momencie pękło. Roztrzaskało się na miliony malutkich kawałeczków, które spadając raniły ją od środka. Leżeli na łóżku - ona siedziała na nim okrakiem w samym, białym staniku i majtkach, a on miał na sobie dżinsy. Nie zrobili tego jeszcze. Nagle Harry zauważył ją. Wstał z łóżka i zaczął zmierzać w jej kierunku. Caroline zauważyła rozmazaną, czerwoną szminkę w kąciku jego ust. To ją rozzłościło. Rzuciła wzrokiem na blondynkę, która opierając dłonie na biodrach, przyglądała się Wish triumfalnie. Harry wyciągnął w jej kierunku rękę, lecz dziewczyna jak najszybciej odsunęła się w tył. Widziała w jego oczach strach. Bał się jej? - Odejdź. - powiedziała niemal bezgłośnie. - Zapomnij, że kiedykolwiek byliśmy razem. - powiedziała.- Myślałam, że wszystko jest już dobrze, ale... ale Ty potajemnie umawiałeś się z tą siksą! Jesteś nic nie wart Harry! Czuję do Ciebie obrzydzenie, nienawidzę Cię! Między nami to już koniec, rozumiesz?! Nigdy już nie będziemy razem! - wykrzyczała przez zaciśnięte zęby i wybiegła na korytarz. To nie był przypadek. Z pewnością zbieg tych wszystkich wydarzeń w jej życiu nie był przypadkowy. Ktoś się uparł na to aby ją zniszczyć. Ale kto? Bóg? Ale za co?! Caroline Wish biegła przed siebie, słysząc za sobą nawołujący ją głos Harry'ego. Nie odwróciła się. Pragnęła zapomnieć o tym co widziała. Chciała zapomnieć o tym chłopaku.
Miała wszystkiego dość....
_________________________________________________
No cześć kochani! ;* Czy wy też odliczacie dni do wakacji, jak ja?! Muszę przyznać, że już nie mogę się doczekać! Muszę cierpliwie wyczekać na upragniony 4 lipca! Dodaję dla was rozdział, który nawet szybko napisałam. Muszę przyznać, że nie podoba mi się. Mam wrażenie, jakbym coś poplątała, a ta historia nie miała kompletnie sensu ;/ Nie mogę się doczekać rozdziału 34/35!! Szykuję dla was coś, co diametralnie zmieni życie bohaterów! Czekajcie na kolejną notkę, może pojawi się w weekend! Pozdrawiam!! ;*
- Jerr.
Liczę na komentarze! ;**
Skkxodjfnnf cudowne !! Jak on mógł ja zdradzić z Taylor -.- fuuuu -.- a co do Diany to jaka piękna ma sukienkę *_* szkoda ze mama Natali zmarła ;c pisz szybko nn !!! I mam nadzieje ze Wszystko bedzie dobrze i ze Styles i Whish sie pogodzą :* + przepraszam ze błędy ale jestem na telefonie i słownik mi sie włącza -.- ~ CRAZY MODOS
OdpowiedzUsuńTen rozdział był super. Ale kończyć w takim momencie??
OdpowiedzUsuńJeju biedna Carls :C Kochanie moje niebieskookie. Nie wyobrażam sobie żeby teraz była ona z Harry'm, po czymś takim? :O
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony pisałaś, że w rozdziałach 34/35 nastąpi jakiś zwrot akcji. BŁAGAM CIĘ Z CAŁEGO MOJEGO, MAŁEGO SERDUSZKA, NIE PISZ O TYM NA NASZEJ KONFIE BO CHCĘ MIEĆ NIESPODZIANKĘ :3
ZAKOCHAŁAM SIĘ W SUKIENKACH DZIEWCZYN <3 Szkoda, że Caroline będzie miała taki humorek na weselu : |
Z jednej strony wkurzam się na Danielle bo się wpieprza, a z drugiej jestem jej wdzięczna za to, że się wpieprza XDD if you know.. rybie usta i te sprawy XDDD
KCKCKCKC MOCNO ♥
~~Satana
*_________________* KOCHAM CIĘ! KOCHAM TEN ROZDZIAŁ!
OdpowiedzUsuńON JEST ŚWIETNY! <3
POMYSLEĆ ZE JEDNAK KTOS CHCIAŁ PIEPRZYC TĄ DECHE.... aż sie płakać chce
Szkoda mi matki Natalie...chociaż chce żeby sie wyniosła do Nowego Jorku to mi jej szkoda...Ale tylko tej matki soł....SPIERDALAJ NATALIE!
Dziewczyny mają śliczne sukienki *.* Zakochałam się w butach Diany <3
Wciąż nie rozumiem czemu chcesz zrobić z Danielle sukę ... :<
Zawiodłam się na Harrym ,ale widok w mojej głowie ujeżdżającej go Tejlor....hahahahahahhahah bezcenne.
btw. Jak pytałam się mamy czy moge do ciebie jechac ,powiedziała ze chyba nie ,a ja ze i tak pojade,ona ze nie a ja 'taki chuj' (+mimika).No i...chyba troszke sie wkurzyła,wiec wiesz...Okaże sie :*
Kc :* <3
Czekam na nn
I komentuj mi dzidooo ! ^^
-Tala
krótko napiszę moje zdanie co do tego rozdziału. Bardzo mi się podobał i czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńNo to wróciłam do komentowania :) Wybacz, że jestem takim niewdzięcznym czytelnikiem i wtrącam swoje trzy grosze, które i tak nie mają sensu, co średnio dwa rozdziały, ale postaram się w miarę napisać coś sensownego. Haha, sama w to już nie wierzę.
OdpowiedzUsuńNa razie wstrzymam emocje i zacznę od początku:
Przygotowania do ślubu Diany - wiadomo, wielkie wydarzenie! Nie mogę się doczekać, jak to opiszesz *-* Na samą myśl mi się słabo robi. W dodatku coś tam bazgrolisz o rozdziałach 34/35 i zaczyna się BAĆ. Nie mam pojęcia, co jeszcze możesz wymyśleć, za co cię podziwiam, bo zwykle przewiduję wszystkie akcje, a u Ciebie - bam! - nagle nic nie wiem. Z jednej strony jest to cholernie wkurzające, ale z drugiej cieszę się, że ktoś potrafi mnie zaskoczyć :D
Caroline-Harry-Taylor, no i mamy już taki porządny trójkącik, który się na maksa wytworył, co mnie niezwykle wkurwia. Ale to na koniec. Jeśli nie chcesz się zdemoralizować, radzę zamknąć oczy, bo pod spodem mogą się pojawić przekleństwa caps lockiem...
Wątpliwości. Sms'y. Z kim? Co się dzieje? oddalają się od siebie? Jest na to rada - pieprz Taylor!
NIALL
Tutaj mnie odrobinę poraziły długie opisy, które w zasadzie, jak zdążyłam zauważyć, zaczynają się powtarzać, w każdym rozdziale, jedynie w nieco innej formie. Poza tym widzę, że nieco styl pozmieniałaś, więcej relacji trzecioosobowych... Nie twierdzę, że to minus, bo świetnie się odnajdujesz w każdym stylu (jak na genialną autorkę przystało), ale jakoś zaczyna mi brakować perspektywy szalonej Rachel :P
W każdym razie, wracając do tematu Niall&Nathalie. Co ja mogę powiedzieć? Szkoda mi jej. Naprawdę. Zacznę od tej ksywki "Naśka". Nie wiem czemu, ale bardziej pasowałoby mi Nati, szczerze to się nie spotkałam nigdy z Naśką, więc dziękuję, poszerzasz mi horyzonty xdd.
Więc Nathalie jest ładna, bo ma polskie korzenie? Buduj naszą samoocenę, buduj :P
Śmierć. Zawsze straszne, zawsze kogoś obwiniamy - Nathalie akurat Boga. Żal. Rozpacz. Z jednej strony cieszę się, że Niall był z biedactwem w tak strasznej chwili. Z drugiej strony miałam jakieś niejasne poczucie, że się wpakował z butami w jej prywatne życie, naruszając prywatność. Nie życzę im źle, ale gdyby się rozstali w przykrych okolicznościach (Harry i Caroline do kurwy nędzy zaraz nie wytrzymam) to Nathalie miałaby zawsze jeszcze gorsze wspomnienia, podwójne bolesne. Albo jakoś dzisiaj za bardzo filozofuję, albo wszędzie muszę się doszukiwać drugiego dna XD Mam nadzieję, że Cię za bardzo nie wkurzam swoim gadaniem vel rozpisywaniem się :P
I wreszcie dochodzimy do momentów przed samym ślubem, czyli coś, co dziewczyny lubią najbardziej - shopping :D Śliczne sukienki im wybrałaś, ale jak czytałam opis Carls o kolorze czarnym, dobranym do humoru i wyobraziłam sobie wyobcowanego Hazzę z telefonem w ręce, ignorującym ją i piszącym z Taylor... Serce mi się krajało na samą myśl.
Gdzieś wspomniałaś o rodzicach Daniela i mnie uderzyło (ałć, bolało XD) stwierdzenie "matka Teresa". Od razu mi się Kalkuta przypomniała :O
Dobrze, że ma się przyjaciół, z którymi można pogadać o problemach. Tylko szkoda, że nie mogą cię obronić przed wszystkimi złymi rzeczami... Jak już mówiła, Rachel moją idolką z tymi swoimi tekstami, które mnie rozwalały i już jako jedyne są elementem humorystycznym w opowiadaniu, bo mi tu z rozdziału na rozdział mnożą się dramaty, a brakuje wariactw :c No i sprawa Danielle - zobaczymy, co wykombinuje, jestem ciekawa, bo coś czuję bitwę między nią a Rachel, czemu się zresztą nie dziwię... Chyba już tylko Dianie nie grożą problemy z chłopakiem, tylko tego by jej jeszcze przed ślubem brakowało XD
No i wracamy do HARRY'EGO. Nareszcie.
UsuńNa początku, zanim się do reszty wkurwię, powiedz mi, skąd ty bierzesz te screeny? (dobra wiem, pewnie sama je robisz) Ale chodzi mi o to, że świetne są te zdjęcia, rozmowy z iPhona (GRRR) i w ogóle genialnie to łączysz we współną całość <3
*cenzura*
KURWA CHUJU PERDOLONY JEBANY ZDRAJCO ZŁAMANY CHUJU PIERDOLONY FUCKU ZERO SZCUNKU DLA DZIEWCZYN NIEWYŻYTY SEKSUALNIE SUKINSYNU, BOGATY IDIOTO, KUREWSKA DZIWKO, ZDRAJCO, JEBNIĘTY KUTASIE
*koniec cenzury*
Wybacz, ale na spokojnie nie umiem.
Kiedyś prosiłam, żeby Carls wróciła do Harry'ego.
Teraz proszę, żeby od niego odeszła i już nigdy więcej na niego nawet nie spojrzała.
Szkoda mi jej i tego ślubu. Że znowu sprawił jej ból. Chociaż obiecywał, że będzie inaczej, że on jej nie zawiedzie. Nie dalej, jak rozdział temu twierził, że kocha Caroline, a miłość do niej jest dla niego wszystkim.
Aha.
I pewnie dlatego zdradził ją z Taylor Szmatą.
Zdradził prawdziwą dziewczynę z fikcyjną, podstawioną przez zazdrość o ukochaną.
Jeszcze by brakowało, żeby Carls zobaczyła, jak Harry ją... Nie nie przejdzie mi to przez klawiaturę. Jest w którymś z komentarzy powyżej xd.
Jesteś zajebiście genialną pisarką.
A ja ci cholernie zazdroszczę talentu.
Czekam na te rozdziały 34/35, aż mi ciary po plecach przechodzą :P
Fanka Nr 1 (tak, nie zrzekłam się tytułu :D)
Merr
PS Przepraszam, że w dwóch, ale tak się rozpisałam, że mi się w jednym nie zmieściło XDD Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza :3
biedna Carls,szczególnie teraz gdy zbliża sie slub przyjaciółki. Mam ochotę rozszarpac Harrego i Taylor. Co za baran z niego żeby zniszczyc takie uczucie ktore obdarza go Carls-frajer. Rozdzial pelen emocji,świetny <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału ale już nadrobiłam i kurwaaa osłupiałam! co. się. do. cholery. dzieje? kurwaaaaa nie wierzę ! Naprawdę nie wierzę, że on ją zdradził z Taylor kurwa! Może to jakiś sen albo coś w ten deseń? no przecież kurwa to są kpiny! a gdzie podziała się jego miłość do Carls? kurwa proszę, żeby to nie była prawda, bo jeśli serio ją zdradziłto niestety ja już nie widzę dla nich żadnej przeszlości i choć dopinguje im z całego serca, to na miejscu Caroline nie wróciłabym do niego pod żadnym względem, serio! Czekam na to weseleee i nie mogę się doczekać co dla nas jeszcze szykujesz kochana! weny :****
OdpowiedzUsuńkochana! chciałam się z Tobą skontaktować na twitterze w sprawie tego drugiego bloga i jego tła ale nie mogę Ci wysłać wiadomości na koncie :o
OdpowiedzUsuń*__________* GENIALNY ROZDZIAŁ BEJBE!
OdpowiedzUsuńBiedna Carls :ccc
Nie mogę uwierzyć, że Harry.. i Tay. FUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU -.-''
Jak sobie wyobraziłam Dianę ubraną TAK na ślubie pomyślałam: "O KURWA <3333 TEŻ TAK CHCĘ! :3 "
Trochę mało Rach ostatnio :CCC
Czekam na nastepny :*