poniedziałek, 1 lipca 2013

034. "Jestem Grace... Grace oBożeRuchajMnieHoran... "

- Niall -

Szpital zawsze kojarzył mi się ze smutkiem i bólem - teraz też tak było. Siedziałem na starym, obskubanym krześle w poczekalni, trzymając Natalie za rękę. Starałem się ją pocieszyć, ale ona wydawała się taka nieobecna. Jakby myślami była gdzieś zupełnie indziej. Niepokoiło mnie to. Oczywiście nie chciałem aby siedziała i płakała, ale... wydawała się taka zupełnie niewzruszona. Może emocje chowała głęboko w sobie, starając się je po prostu zamaskować? Dobrze wiedziałem co powiedzą nam lekarze. Dla Pani Turner nie ma już ratunku. Czułem jak ona odchodzi, jak ostatni raz nam się przygląda i jak się z nami żegna. To przykre, że nie poznałem jej bardziej...

Zmęczony, spojrzałem na Natalie. Była cała blada i tępym wzrokiem wpatrywała się w ścianę na przeciwko. Naprawdę nie mam pojęcia w jaki sposób mogę ją pocieszyć. Nagle usłyszałem za sobą czyjeś ciężkie kroki. Odwróciłem się do tej osoby. To lekarz. Mężczyzna w białym kitlu i o siwiejących na czubku głowy, włosach stanął tuż koło nas, krzyżując ręce na klatce piersiowej. W jego oczach widziałem smutek. Nigdy nie chciałbym być lekarzem. Nie wyobrażam sobie, żebym miał przyjść do rodziny chorego i powiedzieć jej, że ich najbliższy odszedł. Natalie wybuchnęłam płaczem, dobrze wiedząc, że jej mama umarła. 

- Przykro mi. - powiedział mężczyzna. - Nie mogliśmy już nic zrobić. Jej serce przestało pracować... Odeszła chwilę po tym jak przywieziono ją do szpitala.. Bardzo mi przykro, ale staraliśmy się utrzymać ją przy życiu. Moje kondolencie, drodzy państwo. - wyszeptał twardo i odszedł, pozostawiając nas samych.

- Będzie dobrze. - powiedziałem obejmując dziewczynę. - Wszystko się ułoży... masz jeszcze mnie... 
- Przestań Niall! Nic nie jest w stanie zastąpić mi mojej matki! 
- Musisz się z tym pogodzić. - powiedziałem łagodnie. - Z czasem wszystko się ustabilizuje, zobaczysz. Najgorsze będą pierwsze miesiące, ale całe Twoje życie wróci do normy, Natalie... Będziesz pracować, uczyć dzieci tańca... spełniać swoje marzenia. Ja pomogę Ci w ich realizacji, kochana... 
- Nie wiesz o czym mówisz. - szepnęłam łkając. Byłem bez radny, nie mając pojęcia w jaki sposób jej pomóc. 
- Chcesz wody? -spytałem, na co dziewczyna pokiwała głową.

Wstałem, wycierając spocone dłonie o spodnie. Byłem kompletnie zmieszany i nie wiedziałem co już mam robić. Coś było nie tak, i wcale teraz nie chodzi mi o śmierć Pani Turner. Podszedłem do dużego automatu z wodą, który stał po ścianą. Wyjąłem z opakowania plastikowy kupeczek i umieściłem go pod strumieniem. Wcisnąłem czerwony przycisk z napisem 'water' i w ciszy obserwowałem, jak woda z pluskiem odbija się od dna kubeczka. Czułem się tak bezużyteczny, kompletnie nie miałem pojęcia co się teraz w jej głowie dzieje. Oddałbym wszystko, za możliwość zrozumienia jej. Zabrałem plastikowe naczynko i ruszyłem z powrotem w jej kierunku. Natalie siedziała z twarzą ukrytą między kolanami. No co się, do cholery tutaj dzieje? - Natalie... - szepnąłem, głaszcząc ją po plecach. - Powiesz mi o co chodzi? I tak prędzej, czy później się dowiem... proszę, powiedz mi... - dziewczyna podniosła na mnie wzrok. Jej oczy były całe zaczerwienione od płaczu, a policzki mokre od łez. Patrzyła na mnie w taki sposób, jakbym to ja umarł. Nic z tego nie rozumiałem. Nagle złapała za leżącą koło krzesła torebkę. Przez chwilę miałem wrażenie, że wyjdzie stąd, lecz ona zaczęła w niej grzebać, do chwili gdy nie znalazła telefonu. Zmarszczyłem czoło, nadal czekając na odpowiedź. Dziewczyna odblokowała aparat i wystukała coś na ekranie. Nagle podała mi telefon i kazała przeczytać pierwszą wiadomość...-Nie rozumiem po co każesz mi to czytać. - powiedziałem.

- Po prostu to przeczytaj... - szepnęła odwracając wzrok. Cała była blada, zupełnie jak nie ona. Westchnąłem cicho i przeniosłem wzrok na wyświetlacz telefonu... Tamara? Kim jest Tamara? Nie ważne.. Zacząłem czytać wiadomość i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę jak poważna była jej treść... Teraz wszystko zaczęło mi się układać w całość. Spojrzałem na Natalie zdziwiony.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - spytałem odrobinę za głośno. - Jestem przecież Twoim chłopakiem!
- Niall... proszę nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej. - odpowiedziała tamując napływające do jej oczu łzy.- Zawsze marzyłam o wyjeździe do Nowego Jorku, ale... ale zawsze pojawiały się komplikacje. Nie miałam wystarczająco dużo pieniędzy żeby zagwarantować sobie tam szkołę tańca, a poza tym moja matka ledwo żyła... teraz... teraz ona odeszła, a ja nie wiem co mam robić. Kłócę się sama ze sobą. Mam wrażenie, że to znak od Niego... Od taty... on jest tam na górze i zabrał mamę do siebie, żebym mogła spełnić moje marzenia. Czuję, że chce mi wynagrodzić to moje okropne życie... chcę tam wyjechać żeby się szkolić, ale się boję.
- Zrywasz ze mną ? - spytałem zaskoczony.
- Proszę... nie utrudniaj mi tego, nie utrudniaj... Mam jakieś nieznane przeczucie, że tak właśnie teraz miało się stać. Mama miała odejść, żebym mogła iść na przód, nie zważając na kogoś innego. Może i zostałam sama, ale za to z szansą. Może to egoistyczne, ale czuję, że muszę to zrobić. Jutro mam samolot... wyjeżdżam Niall. Podjęłam tę decyzję już jakiś czas temu, zanim jeszcze ona umarła. Wybacz mi ale teraz to miejsce będzie mi o niej przypominać. Nie mogę tuta zostać... wszystko mi tu zawadza, nawet ty. Proszę, nie myśl, że nic do Ciebie nie czuję i zostawiam Cię samego. Kocham Cię, Niall.. ale muszę teraz odejść. Nie byliśmy sobie pisani i wiedziałam to od samego początku naszej znajomości. Przepraszam... muszę już iść. - powiedziała i wstała. Przyglądałem się jej w skupieniu. Widziałem jak odchodzi, nawet nie oglądając się za sobą.


- godzinę później - 

Błąkając się smutną ulicą wspomnień, starałem się nie zwracać uwagi na palący ból w mojej klatce piersiowej. W moim świecie przestało świecić słońce, dosłownie czułem jak ciemne, zimne chmury zawisły nade mną. Analizowałem w ciszy każde słowo, jakie usłyszałem z jej ust. Ona chyba nie zdawała sobie z tego sprawy, jak wielką krzywdę mi wyrządziła. Cholera, ja głupi starałem się przy niej być i ją pocieszyć... Nawet nie wiedziałem, że ma taką możliwość jak wyjazd na Broadway. Mogła mi powiedzieć od razu. Zrozumiałabym, a teraz... teraz to wszystko przysparzało mi jeszcze więcej bólu, niż kiedykolwiek mogłoby. Spędziłem z nią wspaniałe chwile, pełne szczęścia i radości, ale teraz ten związek kojarzył mi się z czymś niedojrzałym i przykrym. Mimo tego, że teraz świeciło słońce, ja miałem na głowie szary kaptur mojej bluzy. Za wszelką cenę, chciałem teraz zniknąć, wtopić się w tłum ludzi. Ze spuszczoną głową, przedzierałem się zatłoczoną ulicą. Nie chciałem aby jakaś fanka mnie rozpoznała, nie dzisiaj. Sława miała swoje plusy i minusy - nie zawsze jest kolorowo i muszę przyznać, że doświadczyłem chyba już każdej możliwej strony tego uczucia. Włożyłem na nos ciemne okulary i przeszedłem przez pasy. Ciepły wietrzyk muskał moją twarz, ale ja zdawałem się nawet nie zwracać na to wszystko uwagi. Wszystko było mi już zupełnie obojętne. Z nieznanych mi przyczyn skręciłem w jakąś uliczkę, nie wiem... może chciałem po prostu być teraz sam. Chyba jednak mi to nie wyszło, zwłaszcza, że koło nowiutkiej kamiennicy zebrała się grupa ludzi i zawzięcie czegoś słuchała. Podszedłem bliżej ciekawy i wtedy ją zobaczyłem...

Była nadzwyczajnie piękna. Jasne, blond włosy z kolorowymi końcówkami opadały swobodnie na ramiona. Na jej twarzy nie widziałem żadnego, zbędnego makijażu, bowiem to chyba naturalność najbardziej mnie w niej urzekała. Miała na sobie ciemne, dżinsowe spodnie i luźną koszulę w odcieniu brzoskwini, na której widniał motyw panterki. Wyglądała jak najbardziej 'normalnie'. Przez ramię przewieszoną miała gitarę. Grała i śpiewała. Melodię rozpoznałem od razu. Dziewczyna śpiewała nasze... "Little Things"  

- I'm here for you, maybe you'll love yourself, like I love you. Ooh.. - Słowa zwrotki, którą to ja zawsze śpiewałem, odbijały się echem w mojej głowie, a ona nadal stała na swym miejscu i niczym anioł grała. Uśmiech nie znikał z jej twarzy, zdawała się czuć piosenkę całą swoją osobą, a takiego artystę rzadko ma się szansę spotkać. Skończyła śpiewać, a ludzie stojący wokół niej zaczęli bić brawa. Mimo, że nie było mnie tu od początku, sam nie mogłem się od tego powstrzymać. Dziewczyna ukłoniła się przed nami i zarzuciła gitarę na tył pleców. Wszyscy zaczęli się rozchodzić i teraz z całej publiki jaka ją otaczała, zostałem tylko ja. Musiałem do niej podejść i pogratulować.


- Cześć. - powiedziałem chicho. Od razu się odwróciła i zmierzyła mnie wzrokiem. - Jestem Niall Horan i muszę Ci pogratulować niesamowitego występu. Sposób w jaki zaśpiewałaś piosenkę mojego zespołu, była nadzwyczajny. - uśmiechnąłem się do niej przyjaźnie. 
- Dziękuję, to bardzo miło z Twojej strony. - odpowiedziała z widoczną ulgą. - Jestem Grace... Grace oBożeRuchajMnieHoran. 
- Skoro chcesz. - powiedziałem z przekąsem. - Lubię jednorazowe zabawy. - nie wiem czemu, ale to powiedziałem. 
- To świetnie się składa, mam wolną chatę, więc możemy iść się zabawić. - zażartowała, krzyżując ręce na piersiach. 
- Ale gumki w domu masz, co nie? - spytałem. 
- Ty chyba Ty powinieneś o takich rzeczach pamiętać, Niall. - odpowiedziała. 
- Strzeżonego, Pan Bój strzeże, Grace! 
- W takim razie musisz mieć dożywotnią ochronę, skoro lubisz 'jednorazowe zabawy' - zaśmiała się uroczo. Miała cudowny śmiech. - Ale teraz poważnie. Masz może ochotę do mnie wpaść? Zrobiłabym tartę z truskawkami. Co ty na to? Skusisz się na ciacho?  
- Ciacho? Ja Ci nie wystarczam? - znów zażartowałem. - Ale skoro już na poważnie, to okej. Czemu nie? Chodźmy, Grace.

Cisza przed burzą... ?

- Caroline -  


Czułam jak coś rozrywa moją klatkę piersiową od wewnątrz. Nie mogłam swobodnie zaczerpnąć powietrza, lecz mimo tego nadal biegłam przed siebie. Każda część mojego ciała niemiłosiernie paliła,  jakbym dosłownie była palone żywcem. Wbiegłam do domu trzaskając za sobą drzwiami. Dobrze wiedziałam, że w mieszkaniu są Diana i Daniel, ale nie obchodziło mnie to. Za wszelką cenę chciałam znaleźć się w swoim pokoju i zapomnieć. To znów się stało. Znów mnie zraniono... a przecież obiecywał mi, że mnie nie skrzywdzi. Każdy jest taki sam, każdy ma gdzieś swoje ukryte interesy. Chciał się tylko ze mną przespać? Nie byłam głupia, nie dałam się... ale jemu to się nie podobało. Nie lubił sprzeciwu, oparłam się mu i nie dałam dobrać się do majtek. Cały czas mnie za taką uważał? Za brudną marionetkę, którą zamierzał wykorzystać w swoim teatrzyku, a potem porzucić? Zostawić w kącie? Znaleźć sobie kolejną? Przecież on taki nie był przy mnie... był czuły i kochający, a teraz? Mimo tego, co ta siksa zrobiła, on chciał się z nią przespać? Po tym jak ogromną krzywdę mu wyrządziła wraz z jego menadżerem? Gdzie jego szacunek do samego siebie?! Gdzie ten Harry, którego poznałam w centrum handlowym?! Gdzie ten chłopak, który się o mnie starał i zawsze przy mnie był?! Gdzie jest mój Harry... 

W cichym i ciemnym pomieszczeniu, jedynym odgłosem był dźwięk mojej rozpaczy. Dławiłam się własnymi łzami, starając się od ponad godziny uspokoić. Nieustanie do mnie dzwonił. Nie odebrałam. Nie mogłam odebrać.. za bardzo mnie to bolało. Gdyby mu zależało przyszedłby porozmawiać, a nie załatwiał takie sprawy przez telefon. Czułam się we wnętrzu jaka pusta, jakby ktoś odebrał mi mój sens życia. Zamykając oczy ciągle widziałam ten widok... jej dłonie wędrowały po jego nagim torsie, a usta obdarowywały szyję pocałunkami... Nienawidziłam Taylor już od dawna, ale teraz to uczucie przekraczało wszelkie granice. Zniszczyła mnie. Tego chciała? Chciała mieć go tylko dla siebie? Niech ma. Niech się nim udławi.

Nagle drzwi się otworzyły i do pomieszczenia zostało wpuszczone trochę światła. Przez pierwszą chwilę miałam wrażenie, że u progu stoi Harry, lecz to nie był on. To Daniel. Stał w przejściu, trzymając w dłoniach tacę z dwiema szklankami lemoniady i opakowaniem tabletek, na ból głowy. Uśmiechnął się do mnie posępnie i wszedł do środka, stawiając tacę na biurku pod oknem. Przez chwilę patrzył na mnie z wyraźnym smutkiem w oczach... 

- "Temu kto Cię nie szuka, nie zależy na Tobie. Ten kto za Tobą nie tęskni, nie kocha Cię. Przeznaczenie decyduje o tym kto pojawia się w Twoim życiu ale Ty decydujesz kto w nim zostaje. Prawda boli tylko raz. Kłamstwo za każdym razem kiedy je wspominamy. Są trzy rzeczy, które przemijają i nie wracają nigdy więcej: słowa, czas i szanse. Dlatego, ceń tego kto Cię ceni i nie przywiązuj wagi do tych którzy traktują Cię tylko jako jedną z opcji." - wyrecytował. - Nie znam tej osoby, która to wymyśliła, ale mimo wszystko z pewnością ma rację. - powiedział siadając na łóżku tuż koło mnie. - Harry to idiota. Dzieciak, który kompletnie nie ma pojęcia o życiu. Zabawił się Tobą, sprawiając, że się w nim zakochałaś. Wiesz, może i on też Cię kocha, ale gdyby kochał Cię prawdziwie, dopuściłby się zdrady? Nie sądzę. 
- Dziękuję. - wyszeptałam zmieszana. Nigdy nie rozmawiałam z Danielem, tak odtwarzacie.
- Do usług. Nie chcę żebyś się zamartwiała, Caroline... przez kogoś, komu mogło na Tobie nie zależeć. Wprawdzie nigdy nie sądziłem, że on mógłby coś takiego zrobić... Przecież w sposób jaki na Ciebie patrzył... te gesty, pocałunki... nigdy nie nie przypuszczałbym, że coś takiego się wydarzy. Prędzej by Ci się oświadczył, niż zdradził.
- Widocznie był dobrym aktorem. - powiedziałam pociągając nosem. 
- Do tego ślepym aktorem. Nie wie co stracił, Carls... Nie powinnaś płakać przez niego. Masz nas wszystkich... Przyjaciół, którzy zawsze przy Tobie będą. Wiesz co teraz Diana robi? Poszła do jego domu i się pewnie wykłóca. Prosiłem ją żeby została, ale wiesz co powiedziała? - spytał. Zaprzeczyłam. - Powiedziała " Ona zawsze była dla mnie jak siostra i nie ważne, że nie pochodzimy z tej samej rodziny. Łączy nas coś więcej niż więzy krwi. To miłość. Nigdy nie pozwolę jej skrzywdzić, a na pewno nie takiemu dupkowi jak on. " Diana Cię kocha, i to bardzo. Nie wiem jak długo się przyjaźnicie, ale wiem, że wszystkie jesteście w stanie zrobić dla siebie wszystko. Dlatego trzasnęła drzwiami i dobre dwadzieścia minut temu poszła tam. - zaśmiał się. - Uwielbiam ją. Zawsze wie kiedy przestać i podać się, ale też wie kiedy ma walczyć. To niesamowita osoba, niezwykle cenna. Tak samo jak ty i Rachel. Nigdy nie poznałem takich osób jak wy, które darzą się tak wielkim zaufaniem i miłością. Więc teraz głowa do góry i uśmiechnij się. Odsłoń żaluzje i wpuść tu trochę słońca. Odetchnij świeżym powietrzem, które już nigdy nie będzie śmierdzieć nim. Spraw, żeby ta rana w Twoim sercu już teraz się zagoiła, a nie dopiero po latach. Nie zasługujesz na to wszystko, Caroline. Pamiętaj. - powiedział i objął mnie. Delikatnie przyciągnął do siebie i przytulił. Czułam w tym geście ogromną szczerość. Danny zachował się jak wspaniały przyjaciel i już wiedziałam co tak urzekło w nim Dianę. Jego szczerość i ogromny szacunek do kobiety. To był niesamowite. Po chwili odsunął się ode mnie i wstał. - Dasz sobie radę, mała. - dodał i ruszył do wyjścia. 
- Danny! - zawołałam nim zamknął za sobą drzwi. 
- Tak? 
- Dziękuję jeszcze raz za wszystko... postaram się jakoś to wszystko poukładać... Dziękuję, że tu przyszedłeś... to dla mnie wiele znaczy. Cieszę się, że mieszkamy pod jednym dachem. Sprawiłeś, że moja przyjaciółka jest szczęśliwa. Jestem Ci za to ogromnie wdzięczna. 
- Proszę bardzo, ale nie martw się. Wyprowadzimy się jak tylko uda znaleźć mi się tutaj pracę. - powiedział. 
- Przestań, możecie zostać w moim domu ile będziecie chcieli. Jesteście moimi przyjaciółmi. - uśmiechnęłam się słabo. - Bardziej rodziną. - dodałam. - Ej, Danny! Miałam się spytać... co z zespołem? No wiesz, przeprowadzasz się tutaj... a oni przecież są w LA. 
- Przenosimy nasze studio do Londynu. - odpowiedział z uśmiechem. - Wszyscy postanowiliśmy tu się przeprowadzić, tak więc nie muszę odchodzić z zespołu. Okazało się, że nasz menadżer nie ma nic przeciwko temu i bardziej odpowiada mu Londyn, niż Los Angeles.
- To świetnie! 
- Mimo to muszę jakoś pracę znaleźć. - powiedział. - Dobra, lecę już... muszę iść po Dianę. Jeszcze się za bardzo tam naprodukuje. Trzymaj się, Carls. Wierzę, że Ci się uda. - powiedział z uśmiechem na ustach i wyszedł. 

Ten dzień niewątpliwie mogłam nazwać koszmarem. Koszmarem, ale do chwil. Teraz wiedziałam, że tracąc chłopaka, zyskałam nowego przyjaciela, który pomagał mi otworzyć szeroko oczy i dostrzec to co mnie otaczało. Nie wiedziałam czy dam radę to wszystko przezwyciężyć, ale wiedziałam, że będę próbować. Zbliża się ślub Diany. Jestem świadkową, tak samo jak Harry świadkiem. Nie ma opcji żeby się wycofać. Nie mogę zawieść mich przyjaciół, którzy starają mi się pomóc.

Wstałam i podeszłam do okna... otworzyłam je i pozwoliłam świeżemu powietrzu napłynąć do pokoju. Danny miał rację... Ono wcale nie śmierdziało nim...

- Louis, wieczór -

Nie wątpliwie Harry bardzo dzisiaj narozrabiał. Kiedy tylko Diana wpadła do nas, wypuszczając wiązanki przekleństw pod adresem loczka, od razu wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Oczywiście Hazza nie pochwalił nam się od razu co zrobił i dowiedzieć musieliśmy się od rozwścieczonej blondynki. Myślałem, że padnę kiedy usłyszałem, że prawie przespał się z Taylor. Nigdy nie lubiłem i zawsze uważałem za rozpieszczoną gwiazdeczkę, a teraz gdy dowiedziałem się o tym zdarzeniu, zacząłem postrzegać również tak Harry'ego. Przecież Taylor wyglądała prawie nie jak dziewczyna - chuda szkapa, u której nie ma nawet za co złapać. No błagam, myślałem, że to jakiś żart. Nie wiedziałem co w niego wstąpiło. Po co mu to było? Teraz pewnie Caroline przez niego cierpi... Gdy tylko Diana sobie poszła, Harry trzasnął drzwiami i poszedł na górę. Nie odzywał się do nas, jakbyśmy my mu coś zrobili. Nie chciałem się z nim użerać, poza tym wiedziałem, że prędzej czy później przyjdzie pogadać. Zmęczy wysłuchiwaniem tych wrzasków, postanowiłem umilić sobie czas przyjemną muzyką i dobrą książką. Trzymając lekki tomik w ręku, wygodnie rozłożyłem się na dwuosobowym łóżku, w moim pokoju. Lampa stojąca tuż koło mnie, na szafce nocnej, rzucała cieć na poszczególne kartki przygodowej powieści, którą czytałem. Odczuwałem delikatne znużenie, któremu towarzyszyły klejące się powieki. Byłem strasznie zmęczony i jedyne o czym teraz marzyłem to sen. Z chwilą zaczynałem czuć, że udaję się do krainy Morfeusza, już prawie usypiałem, gdy nagle drzwi się otworzyły, a do środka wparowała piszcząca Eleanor. Automatycznie zerwałem się z łóżka i spojrzałem na nią zdezorientowany.

- Właśnie zasypiałem! - westchnąłem pocierając zaspane oczy. - Co się stało, Eleanor?
- Dostałam się na moją wymarzoną uczelnię i wszystko z mieszkaniem zostało załatwione!! Wyjeżdżam już 13 czerwca!!! To świetna wiadomość!!! - wykrzyczała podekscytowana. Rzuciła mi się na szyję i mocno przytuliła.
- Ale jak to?! Przecież 14 jest ślub Diany! Nie będzie Cie na nim?!
- Niestety nie mogę... muszę jechać tam i podpisać umowę, Loui... Nie dałabym rady przyjechać tutaj...
- Czyli już się więcej nie zobaczymy? - posmutniałem.
- Chyba tak... chciałabym już tam zostać na stałe, rozumiesz prawda? - odsunęła się. - Chciałabym tam wszystko zacząć od nowa...
- Rozumiem. - powiedziałem. - Będę za Tobą tęsknić.
- Ja za Tobą też, Loui... - westchnęła.

Pozwolić jej odejść ...?

- Caroline -
14.06.2013 

Dzień na który każdy z nas czekał zniecierpliwiony, w końcu nadszedł. W naszym domu przygotowania trwały od samego rana. To zabawne kiedy masz możliwość zaobserwować to jak każdy zmienia się pod wpływem tego wydarzenia. Diana, może nie potrzebnie stała się odrobinę nerwowa, a Rachel jeszcze bardziej wyluzowana niż była. Każdy miał swoje własne odczucia co do dzisiejszego wydarzenia, ja również. Można powiedzieć, że strasznie się go obawiałam. Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała spojrzeć Harry'emu prosto w twarz i zmierzyć się z nim. Od chwili, gdy Danny przyszedł do mojego pokoju i porozmawiał ze mną, o wiele lżej mi się z tym wszystkim żyło. Odsunęłam od siebie Harry'ego, ale też chłopców z One Direction. Może to było egoistyczne, że na rzecz własnego celu odstawiałam w kąt przyjaciół, ale mimo tego, że robili to nieświadomie, to każdy z nich przypominał mi o loczku i tym całym wydarzeniu. Dzisiaj jednak wszyscy mieliśmy się bawić na jednym weselu i być szczęśliwi, nawet jeśli mieliśmy udawać takich.

Wstrzymując oddech, spojrzałam na swoje odbicie lustrzane. Czarna, jedwabna sukienka spływała do kostek, podkreślając moją figurę. Wyglądałam całkiem dobrze i co najważniejsze podobałam się samej sobie, mimo tego, że wewnątrz siebie odczuwałam brak 'tego czegoś'. Sama nie wiem jak miałabym to coś nazwać. Zdawałam się odczuwać to drażniące uczucie, od momentu gdy Harry mnie zdradził. Jakby straciła ważną cześć samej siebie, lecz mimo tego jak najbardziej starałam się żyć i za wszelką cenę się uśmiechać.
- Na ustach uśmiech, w sercu ból.. To jedna z najtrudniejszych, życiowych ról.. - wypowiedziałam na głos. Pragnęłam jak najszybciej zapomnieć o wszystkich chwilach spędzonych z Harrym. Mimo iż może podczas tego czasu jaki z nim spędziłam, byłam szczęśliwa to teraz każde wspomnienie wywoływały w moim sercu ból i powodowało, że rany na nim dłużej się goiły. Zamknęłam na chwilę oczy, starając się odsunąć od siebie myśli związane z jego osobą. Nie chciałam płakać... w końcu to dzisiaj wielki dzień Diany.

Ogromnym prezentem dla Diany i Daniela, była możliwość zorganizowania ślubu w posiadłości Pana Dare, która znajdowała się za Londynem. Ojciec Rachel bez problemu się zgodził i w ciągu tygodnia wybudował w ogrodzie ogromną altankę, która w stanie była pomieścić czterystu gości. To właśnie tam miała odbyć się ceremonia, a później wesele. Gdy Diana przestała histeryzować, Rachel gonić za nią z lokówką w ręku, a ja w końcu skończyłam się szykować, dzwonek do drzwi zadzwonił. Odkładając lakier do włosów, na szklaną pułeczkę poszłam je otworzyć. Spojrzałam przez wizjer i dostrzegłam stojącego na werandzie Liam'a i... Harry'ego... wstrzymałam oddech. W końcu nadszedł ten moment, Caroline. Otworzyłam drzwi na oścież i starałam się nie spoglądać w jego kierunku, mimo, że czułam na swym ciele jego palący wzrok.

- Cześć, Carls. - wyszeptał. Jego zachrypnięty głos wyrwał mnie z zamyślenia. Tak bardzo za nim tęskniłam, tak bardzo brakowało mi jego osoby w mojej rzeczywistości. 
- Harry... - odpowiedziałam niewzruszona. Nienawidziłam kłamać i oszukiwać. Nie znosiłam tego, a tak dobrze mi to wychodziło. Musiałam pokazać, że jestem twarda i moje życie bez niego ma sens. - Liam, co się stało? - spytałam bruneta, całkowicie ignorując loczka. 
- Nie, nic kochana. - odpowiedział. - Wysłano nas po was, dziewczyny. Musimy już jechać, jak mamy zdążyć na ceremonię. 
- A jak się spóźnimy? - spytałam dość przejęta. Jakby to wyglądało? 
- Harry będzie prowadzić. - powiedział spokojnie, przeciągając każdą głoskę. - Nie spóźnimy się. 
- Mam powierzyć mu swoje życie? - spytałam z naganą w głosie. Już wystarczająco dużo krzywdy mi wyrządził. Chłopak prychnął i spojrzał rozbawiony na zielonookiego przyjaciela. - Z resztą, gorzej już chyba być nie może. - burknęłam. Byłam bardzo zadowolona z mojej sztuki. - Poczekajcie chwilę, pójdę po dziewczyny.

Siedząc na tylnym siedzeniu dużego Rang Rovera, marzyłam tylko o tym, aby znaleźć się jak najdalej od Harry'ego. Nie chodziło tutaj o jego zdradę, raczej o fakt, że nie potrafiłam się powstrzymać się spoglądania w jego stronę i zaciągania się tym jego pięknym zapachem, który czuć było w całym samochodzie. Czułam, że on również mnie obserwuje spoglądając od czasu do czas w lusterko. Linia jego szczęki była napięta, a palce do granic możliwości zaciśnięte na kierownicy. Nie odezwał się ani słowem odkąd ruszyliśmy. Wydawał się skupiony, ale ja dobrze wiedziałam, że błądzi myślami w odległych krainach. Może fantazjował o Taylor? Nie zdziwiłabym się gdyby okazało się to prawdą. W ciszy obserwowałam przez przyciemnianą szybę okolicę. Domy w tej części Londynu były sto razy wystawniejsze i gustowniejsze. Z zapartym tchem przyglądałam się pięknej rezydencji, której dach wyłaniał się za gęstej mgły. Samochód na chwilę stanął, przed mosiężną, żelazną bramą, która parę sekund później z upiornym skrzypieniem otworzyła się. Ogród, który otaczał rezydencję wyglądał na zadbany w najmniejszym calu. Różane krzaki otaczały schody, które prowadziły w głąb cudownego pałacu państwa Dare. Silnik samochodu zgasł, a wszyscy wyszliśmy na zewnątrz. Widok był niesamowity i jak najbardziej mało rzeczywisty. Panowała tu cisza i spokój - tego właśnie potrzebowałam. Nagle poczułam ciepłą dłoń na prawym ramieniu, odwróciłam się zdziwiona i ujrzałam uśmiechnięta przyjaciółkę. Diana również wydawała się zachwycona pięknem tego miejsca. Już po prostu nie mogłam doczekać się ceremonii.

Posiadłość w której zaraz miał odbyć się ślub była niesamowita, bowiem wszystkie byłyśmy zdumione jej pięknem. Wszystko zdawało się zapięte na ostatni guzik i jedynym niedokończonym szkopułem wydawała się jeszcze nie ubrana i nieumalowana Diana. Rachel szybko porwała się w swoje obroty i niczym mistrzyni sprawiła, że Diana wyglądała jak księżniczka. Jej blond włosy opadały teraz miękkimi lokami na ramiona, a duże szare oczy zostały podkreślone mocnym makijażem. Na kości policzkowe naniesiono delikatną warstwę różu, a usta pomalowano szminką w odcieniu soczystej brzoskwini. - Wyglądasz przepięknie. - wyszeptałam, starając się powstrzymać łzy. Diana wydawała się taka szczęśliwa, chyba jak jeszcze nigdy w życiu. Odnalazła swoją drugą połówkę z którą teraz będzie zakładać rodzinę. Zazdrościłam jej tego. Blondynka uśmiechnęła się w moim kierunku i szybko porwała mnie, w swe ramiona. Uścisnęłam ją przyjaźnie, wdychając jej słodkie perfumy.
- Teraz czekamy na Twój ślub, Carls. - powiedziała uśmiechnięta spoglądając na mnie, by po chwili przenieś wzrok na stojącą tuż koło mnie Rachel. - I na Twój. - brązowooka wzdrygnęła się i rzuciła wrogie spojrzenie przyjaciółce.

- Drogie Pani, zaraz zacznie się ceremonia!-usłyszałam za sobą czyjś głos. Oh, bardzo dobrze wiedziałam do kogo on należał. Odwróciłam się automatycznie spoglądając na Loczka, który stał oparty o futrynę drzwi. Wyglądał zabójczo seksownie w białej koszulki, zapiętej pod samą szyję i czarnym, dopasowanym garniturze. Automatycznie przygryzłam dolną wargę, co nie uniknęło uwadze Diany.
- Już idziemy, Harry. - odpowiedziała nie spuszczając ze mnie wzroku. Czułam się jak małe dziecko, przyłapane na gorącym uczynku. Dlaczego patrzyłam na niego z tak wielkim pożądaniem? Szybko odwróciłam wzrok i wlepiłam go w plecy Diany, która szła przede mną. Teraz jeszcze musiałam go minąć w drzwiach, bez żadnego zbędnego spojrzenia. Wstrzymałam oddech, gdy przechodziłam przez próg... nagle poczułam jak jego dłoń zaciska się na moim nadgarstku. Zdezorientowana spojrzałam w jego kierunku. Szmaragdowe tęczówki zdawały się mnie lustrować od wewnątrz.

- Chcę z Tobą porozmawiać. - powiedział twardo, zaciskając przy tym szczękę. - Proszę, Caroline. - wyszeptał moje imię w taki sposób, jaki zawsze to robił. I właśnie to sprawiło, że skusiłam się na jego prośbę. Pokiwałam nerwowo głową i kazałam dziewczyną iść. Harry odetchnął z ulgą i zamknął za nimi drzwi. - Zanim cokolwiek powiesz, nazwiesz mnie skurwionym i skończonym dupkiem to proszę... wiedz, że ja nadal Cię kocham!
- I co z tego? - spytałam coraz szybciej krążącą w mych żyłach, krew. - To niczego nie zmieni, Harry.- zmierzałam w jego kierunku. - Dla mnie już zawsze będziesz ''skurwysynem i skończonym dupkiem''
- Ludzie popełniają błędy!
- Ale nie wszystkie jesteśmy w stanie wybaczyć. - odpowiedziałam. - Ja nie wybaczę Ci tego, że zdradziłeś mnie z Taylor. Pamiętasz co mi zawsze powtarzałeś? "Ona dla mnie nic nie znaczy, Ciebie kocham" Po co mi takie rzeczy powtarzałeś? Nie wiem... miałeś jakiś ukryty plan? Chciałeś mnie przelecieć? No nie wyszło, oparłam się i nie pozwoliłam Ci wsadzić penisa między nogi.
- Nigdy bym tego nie zrobił, gdybyś mi nie pozwoliła! - krzyknął wściekły. - Dobrze o tym wiesz, Caroline... Mam do Ciebie szacunek i nie uważam Cię za pierwszą, lepszą dziwkę z którą mógłbym mieć trzy orgazmy podczas jednego stosunku! - zamurowało mnie. - Sam nie wiem dlaczego to zrobiłem, rozumiesz? Nie wiem co mnie podkusiło do tego... chwila słabości? Może, ale to nie zmienia moich uczuć do Ciebie!
- I myśli, że tak łatwo Ci odpuszczę to? Że wybaczę?
- Nie. -odparł opierając jedną dłoń na mym policzku. Miałam ochotę się rozpłakać. Dlaczego on mnie dotyka? Jego dotyk przysparza mi ból. -Zdaję sobie sprawę z tego, że jedno 'przepraszam' nigdy nie wystarczy. Boli mnie każde Twoje spojrzenie, w którym wychwytuję najmniejszą nutkę rozpaczy... wiem, że Cię zraniłem. - jedna, wyzwolona łza spłynęła po mym policzku. Harry zauważył ją i z ciepłym uśmiechem starł ją. - I wiem, że może nawet nigdy mi nie wybaczysz, ale dopóki czuję w sercu to ogromne uczucie do Ciebie będę się starał. Będę sprawiał abyś chociaż w najmniejszym stopniu zapomniała o tej krzywdzie, jaką Ci wyrządziłem...
- Harry... ja nie ufam Ci... nie wierzę w żadne, Twoje słowa.
- Nie dziwię Ci się. -odpowiedział opanowany.
- Przestań... między nami wszystko skończone! Nigdy nie będzie tak jak dawniej i za to wszystko możesz obwiniać siebie i Taylor! Nie zapomnę tego widoku... nie zapomnę, że mogłeś mnie kimś zastąpić... Nas już nic nie łączy, a nasze uczucia w końcu wygasną i zapomnimy o sobie... prędzej czy później tak się stanie...
- Więc niech to co teraz zrobię, sprawi żebym nigdy nie zapomniał o Tobie i tym uczuciu. - wszeptał i natarł na mnie swym ciałem, przyciskając mnie do ściany. Jego wargi, łapczywie odnalazły moje. Namiętny pocałunek wywoływał we mnie dreszcze, sama nie wiem czemu ale... odwzajemniłam go. Harry jeszcze mocniej chwycił mnie w talii, napierając na mnie jeszcze bardziej. Złapałam go pewnie za ramiona, wbijając paznokcie w materiał jego marynarki. Jęknęłam cicho co wywołało na jego ustach uśmiech. Czułam jak jego kąciki wędrują ku gorze, a zgrabne palce wplatają się w moje rozpuszczone włosy. Chciałam przestań, ale nie mogłam. Czułam jak przez moje ciało przepływa przyjemny prąd, zupełnie jak fala pożądania. Zdyszany odsunął się ode mnie. Nasze usta dzieliły zaledwie milimetry, co jeszcze bardziej mnie dekoncentrowało. Jego ciepły oddech mieszał się z moim... czułam się jakby wszystko nagle zaczęło powracać do normy, ale... nadal pamiętałam o jego zdradzie i nic nie wskazywało na to, żeby to wspomnienie miało wymazać się z mojej pamięci. Spojrzałam w głąb jego zielonych tęczówek. Widziałam w nich wszelkie emocje, wymieszane ze sobą. Nic nie było pewny, nic. Harry odsunął się ode mnie, a ja poczułam nieprzyjemny chłód. Chciałam aby znalazł się choć jeszcze przez chwilę, tuż koło mnie. - Popraw szminkę, Carls... troszkę się rozmazałaś. - powiedział z uśmiechem i wyszedł. Wyszedł zostawiając mnie samą, nie pewną tej sytuacji i dalszego życia.

Zdekoncentrowana? Oh, tak waśnie się czułam. Bardziej nie mógł mi namieszać w głowie. Czując na ustach, jego palące pocałunki zmierzałam do altanki w której zaraz miała odbyć się ceremonia, o ile już się nie rozpoczęła. Wyszłam na zewnątrz przez ogromny taras i jak najszybciej tylko mogłam, pobiegłam w kierunku przyjaciół, których widziałam z daleka. Na szczęście ślub jeszcze się nie zaczął. Zdyszana przystanęłam przy Dianie, która patrzyła na mnie karcąco.

- Całowaliście się. - powiedziała jednogłośnie. To nie było pytanie, ona to stwierdziła. Ale po czym? Po moich nabrzmiałych ustach, które bolały za każdym razem, gdy przejeżdżałam po nich palcami? Czy po moich rozbieganych i błyszczących tęczówkach? - Nie pozwól mu się omotać, zranił Cię i nie zasługuje na przebaczenie. - dodała. - Chodź już, zaraz się zacznie... - pokiwałam głową. Nadal była nieźle zdekoncentrowana.

Tego mi jeszcze brakowało, żeby stanąć na przeciwko niego i przez całą ceremonię spoglądać prosto w jego hipnotyzujące tęczówki. Wstrzymując oddech, spoglądałam w dół, niemożliwie zainteresowana czerwonym dywanem, który wiódł prosto do ołtarza, na którym czekaliśmy już ja, kapłan, loczek i przyszły pan młody. Nagle w głośnikach zagrał marsz weselny, a goście powstali ze swych miejsc. Kątem oka zauważyłam, że Harry nieustannie mi się przygląda. Zaśmiałam się pod nosem, widząc w kącikach jego ust moją, rozmazaną szminkę. Szybko wskazałam na usta, sugerując aby rozmazał szminkę. Uśmiechnął się przeciągle i nie spuszczając ze mnie wzroku, przetarł usta palcem wskazującym. Oh, dobrze wiedziałam, że będzie na tyle zdeterminowany aby naprawić nasze relacje.
_______________________________________________
Witam kochani! Od razu przepraszam was za ten mały poślizg i również za to, że przerywam rozdział w takim momencie, ale mam jeszcze co do niego plany. Dziękuję za podniesienie się w końcu statystki, bo muszę przyznać, że strasznie się nią niepokoiłam. Z racji tego, że blog zmierza powoli do końca postanowiłam zebrać swoje siły i stworzyć małą zapowiedź rozdziałów końcowych. Pominęłam jeden aspekt w zwiastunie, ale wyłącznie dlatego aby jeszcze was czymś zaskoczyć! Trzymajcie filmik, pozdrawiam i do napisania! :* :* :* Zapraszam również na mojego nowego Twittera <KLIK>
- Jerr.

Kolejny rozdział jeżeli pojawi się 15 komentarzy!




23 komentarze:

  1. Jeju..jaka piękna końcówka..I nie chodzi mi o pocałunek tylko o ostatni akapit....Naniosłaś na moją twarz delikatny uśmiech, który teraz ciężko mi ściągnąć.
    Ogólnie rozdział bardzo mi się podobał, jest długi, a takie są najlepsze ^^
    Nie mogę się doczekać kolejnego :3
    KOCHAM CIĘ! ♥
    ~~Satana

    OdpowiedzUsuń
  2. Super !!! Pisz szybko nn !!! Awwwwwwwww POCALOWAL ja *-* mam nadzieje ze bedą razem <3 ale z jednej strony mu nie wybacze !! Jak on mógł ;o !!!! Oo jaki Daniel jest słodki *o*

    OdpowiedzUsuń
  3. ten daniel jest zniewalający mam nadzieję że Harry i Caroline będą razem/ JOOLS

    OdpowiedzUsuń
  4. O BOŻE ŚWIĘTY ILE SIE TU DZIEJE!!!!! JAKIE EMOCJE ... BARDZO SIE CIESZE BO NIE JEST NUDNO ZESĄ ZAKOCHANI I WOGÓLE FAJNEI PISZESZ DOBRZE ZE NIE ZUCIŁA MU SIE W RAMIONA JAK GO ZOBACZYŁA CZY COŚ FAJNIE.... ALE BŁAGAM CIE NIECH COŚ SIE STANIE ŻEBY BYLI RAAAZZZZZZZEEEEEMMMMMM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    P.S GENIALNY ZWIASTUN :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Z jednej strony z całych sił kibicuje Haroline, ale z drugiej ja sama nie wyobrażam sobie wybaczyć zdrady ;___;. Ale nosz kurde oni są tacy słodcy, że nie mogłabym chyba pogodzić się z zakończeniem innym niż Haroline ;___;

    OdpowiedzUsuń
  6. AWWWWWWWWWWWWW
    Teraz już wiemy, dlaczego Diana tak kocha Daniela ♥
    Pocałował ją! aaaaaaaaaaaaa <33
    Nie mogę się doczekać opisu całej ceremonii!
    Czekam na następny! ♥
    Kocham! ;*
    ~Diana

    OdpowiedzUsuń
  7. Naprawdę świetny rozdział :) szkoda , że będziesz kończyć bloga :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie ujęłaś motyw zdrady Harrego :) szkoda że juz kończysz z blogiem, jest to jeden z moich ulubionych ;* czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział mi się podobał, a nawet bardzo. Chcę się rozpisac, ale zobaczymy czy mi wyjdzie.
    1. Wytłumaczenie Harrego nie jest żadnym sensownym argumentem. Można uznać, że po części go nienawidzę, a jednak chce by Caroline z nim była.
    2. Daniel. Dzięki przeżyciom i niespodziankom, jakie zaoferował Harry Caroline, Carls odnalazła przyjaciela. Danny zaskoczył mnie swoimi słowami. Ja miałam przyjaciela, który mnie pocieszał, ale tak nie powiedział i można powiedzieć, że tego zazdroszczę Caroline.
    3. Diana to ma szczęście. Już wychodzi za mąż i zakłada rodzinę, podczas gdy jej przyjaciółka wylewa łzy do poduszki z powodu zdrady. Można powiedzieć, że jest to troszkę przykre, ale przecież nikt nie spodziewał się takiego przebiegu akcji.
    4. Luis. Biedak. Wydaje mi się, że on nadal coś czuje do Eleanor. Jeśli tak jest, to czemu pozwolił jej odejść. W tym musi być dobre zakończenie.
    5. A więc Natalie wyjechała. Pierwsza rozmowa Grace z blondaskiem była ciekawa. Ruchaj mnie Horan. To było nawet śmieszne. Może coś między nimi będzie? No zobaczymy.
    Podsumowanie: Rozdział bardzo mi się podobał i końcowy filmik także. Sprawia, że czytelnik ma ochotę na więcej.
    No więc czekam na kolejny rozdział.
    Zapraszam również do mnie na blog o herosach i z góry przepraszam za jego wygląd, ale jest w trakcie zmian.
    Pozdrawiam
    Dżerrka

    OdpowiedzUsuń
  10. boski rozdział kocham to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  11. super. Po prostu to Kocham. Z wielką niecierpliwością oczekuje next <3

    OdpowiedzUsuń
  12. SUPERR !! WOW<3

    OdpowiedzUsuń
  13. Masz talent dziewczyno!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. niech harry bedzie z caroline!! <3 a nial horan cos zacznie z ta laska co ladnie spiewala na ulicy :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Super rozdział czekam na następny ;**

    OdpowiedzUsuń
  16. OMG zajebiste, przepraszam za wyrazenie, ale taka prawda :) Mam nadzieje, ze jednak uda sie Harremu naprawic zwiazek z Caroline, nie moge sie doczekac kolejnego, czekam z niecierpliwoscia i zycze weny, za bledy przepraszam, ale niestety jestem na telefonie :)
    ~Jestę Nindżą~

    OdpowiedzUsuń
  17. kurde masz talent powinnas ksiazki pisac a i sorry za nudne pytanie ale kiedy next prosze odpowiedz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. najprawdopodobniej nowy rozdział pojawi się we wtorek, ponieważ mam drobne problemy techniczne. Przepraszam xx
      - Jerr.

      Usuń
  18. To już koniec powoli? :cc O nie, ale mam nadzieje że wszystko się ułoży a Taylor wywali w kosmos :D Wspaniałe opowiadanie, czekam na nestępny ;) :* I zapraszam na moje opowiadanie o 1D: http://teenagexlove.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  19. Grace jest genialna :D Ta scena z Niallem i nią mnie powaliła xD
    Nie będę się tu rozpisywać na temat końca tego bloga. Zrobiłabym tak długie kazanie, ze Blogspot, by mnie zablokował :P Pisałyśmy już o tym i cóż, no szkoda. Szkoda, ale pociesza mnie fakt, że będziesz pisała inne historie :D
    Dalej... HARRY I WILL KILL YOU AFTER MY LUNCH! Grrrr.. wkurzył mnie :| Kurde i to jak się zachowuje, popełnił błąd a sądzi, ze Car od razu mu wybaczy! Nie powinna! To znaczy, chce by byli razem (Fanka Haroline♥) ale... Grrr.... xD
    Uf... No więc czekam na nowy rozdział i przy okazji informuję, że założyłam bloga o Louisie (chwała Ci za pomysł ;*) więc zapraszam http://unaware-lovers.blogspot.com/ ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy