Music#1
- Caroline -
- Caroline -
- Ja Daniel, biorę Ciebie Diano za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. - słowa wyrecytowane przed Daniela, toczyły się echem po altanie, w której panowała głucha cisza. Caroline, spoglądała szczęśliwa na uradowane twarze przyjaciół. Łzy cisnęły się jej do uczy, bowiem była ona tak niesamowicie oczarowana piękną sceną, że po woli przestawała wierzyć, że kiedykolwiek stanie na ślubnym kobiercu i prosto w twarz ukochanej osoby wypowie sakramentalne 'tak'.
- Ja Diana, biorę Ciebie Danielu za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. - wciąż spoglądając w stronę Harry'ego, obraz zdrady pojawiał jej się przed oczyma. Starała się twardo trzymać, ale po prostu nie mogła... była zbyt słaba, a pocałunek jeszcze bardziej ją osłabił. Mimo, że czuła się podczas niego niewiarygodnie dobrze, pragnęła jak najszybciej zapomnieć o tym wydarzeniu. Jednak gdy tylko spoglądała w stronę lokowatego, który odwzajemniał spojrzenie, w zamyśleniu przygryzając dolną wargę, czuła jakby zaraz miała odpłynąć. Jego obecność sprawiała, że wszelkie myśli mieszały się w głowie, a nogi uginały pod wpływem ciężaru jej własnego ciała. Czuła się bezbronnie, jakby to Harry był łowcą, a ona zwierzyną.
- Diano, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłość i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - chwila na, którą każdy z obecnych czekał z upragnieniem nastąpiła. Daniel, zgrabnie wsunął na palec blondynki obrączkę z czystego złota, obserwując w ciszy iskrzące się w jej szarych oczach, jasne płomyki szczęścia.
- Danielu, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - Daniel spoglądał z dumą na obrączkę, którą chwilę temu Diana wsunęła na jego palec. Nie wątpliwie tych dwoje darzyło się ogromną miłością i nic nie było w stanie ich rozdzielić. Niegdyś Harry właśnie w taki sposób wyobrażał sobie przyszłość z niebieskooką brunetką, lecz przez swoją zachłanność i głupotkę, w ułamku sekundy stracił wszystko. Swą największą miłość i przyszłość. Przyszłość, której tak bardzo pragnął.
- Ogłaszam was teraz mężem i żoną. Możecie się pocałować. - namiętny pocałunek w usta, przypieczętował przepiękną ceremonię, podczas której nie zabrakło wylanych łez szczęścia i okrzyków radości. Diana obróciła się w stronę przyjaciółki, wycierając dłonią spływającą po jej policzku, pojedynczą łzę. Danny sprowadził swoją żonę po schodach i idąc przez czerwony dywan, czuł jak zaproszeni goście rzucają na ich głowy surowy ryż. Był szczęśliwy, ponieważ w końcu odnalazł swoją drugą połówkę. Co z tego, że odnalazł ją na innym kontynencie? Co z tego, że dzieliło go z nią tysiące kilometrów? To nic, bo teraz obydwoje byli szczęśliwi. Danny wiedział, że teraz już niczego mu nie brakuje, a zwłaszcza, że za niedługo na świat miały przyjść dwie, małe pociechy, które były owocem ich szczerej i pięknej miłości.
***
Wyobrażacie sobie tańce, zabawę oraz roześmianych gości podczas uroczystości pogrzebowej? Otóż, właśnie w taki sposób Caroline postrzegała wesele. Siedząc samotnie przy stoliku, popijając z kieliszka aromatyczne, czerwone wino przyglądała się szczęśliwej parze młodych oraz roztańczonym parom, których było multum na dzisiejszej uroczystości. Czuła się tutaj jak nie proszony gość, wręcz jak odludek. Ona, jedyna tutaj miała czarną sukienkę, które na tle bufiastych, koronkowych, różowych kiecek znacząco się wyróżniała. Była jej trochę szkoda Diany, która co jakiś czas spoglądała w jej kierunku ze smutną miną, a przecież powinna się bawić i czerpać radość z tego jakże pięknego dnia. Caroline nie miała ochoty na nic- wolała w samotności posiedzieć i popić sobie zróżnicowanych trunków.Niespodziewanie zauważyła,zmierzającą w jej kierunku postać dobrze zbudowanego, wysokiego mężczyzny. Louis wolnym krokiem, kierował się w jej stronę. Z jego twarzy brunetka, mogła spokojnie wychwycić zamyślenie i fakt, że był on czymś mocno rozdarty. Lou, opadł zrezygnowany na krzesło obok i poprawiając krawat, smutnym wzrokiem spojrzał na przyjaciółkę, która starała się uśmiechnąć.
- Proszę doradź mi. - powiedział. - Eleanor wyjechała i dlatego nie ma jej na weselu. Od jakiegoś czasu ona... pomogła mi się po czymś pozbierać. Wszystko zaczęło się układać, a ja zrozumiałem, że nadal ją kocham i byłem głupi, pozwalając jej odejść. Teraz wyjechała do Manchesteru. Jeżeli czegoś nie zrobię, ona znajdzie sobie kogoś innego i zapomni o mnie... proszę, powiedz co mogę teraz zrobić bo czuję się taki... rozdarty.
- Jedź za nią. - odpowiedziała cicho. Wiedziała, czym jest ból po stracie ukochanej osoby i naprawdę chciała go oszczędzić swojemu przyjacielowi. - Wsiadaj w samochód i jedź za nią do Manchesteru. Nie masz na co czekać, możesz ją stracić, a przecież tego nie chcesz.
- Ale nie mogę opuścić wesela, Diana i Danny będą bardzo zawiedzeni.
- Wytłumaczę im dlaczego pojechałeś. - rzekła. - Uciekaj, Lou... masz coraz mniej czasu, teraz każda minuta jest cenna.
- Co jeśli ona mnie odrzuci?
- Jeżeli odrzuci, pozwolisz jej odejść i będziesz musiał zrozumieć, że to już nigdy nie wrócić. - powiedziała z nadzwyczajnym spokojem. Czuła jakby starała się jednocześnie,sobie wszystko przetłumaczyć. - Ale nie myśl o tym, najważniejsze jest to, że musisz powiedzieć jej co do niej czujesz i zapewnić ją w tym przekonaniu. Jeżeli ona też Cię jeszcze kocha, to na pewno nie odrzuci takiego wspaniałego chłopaka. - uśmiechnęła się, czując głęboko w sobie, że jest to szczery uśmiech. Pragnęła szczęścia dla swych przyjaciół.
- Dziękuję. - odpowiedział czując ulgę. - Dziękuję Ci za wszystko, teraz... chyba już wiem co powinienem zrobić. - nałożył szybko na ramiona swą, szarą marynarkę i wybiegł na zewnątrz. Caroline wiedziała, że uda mu się. Eleanor to dziewczyna o złotym sercu, które łatwo jest zranić, lecz z pewnością wybaczy Louisowi.
Powoli zapadał zmierzch, jednak zabawa trwała w najlepsze i nikomu w głowie nie było, aby ją zakończyć. Caroline z trudem trzymała się na własnych nogach, bowiem wlała w siebie tyle alkoholu, że teraz nie panowała już nad sobą. Obecnie trwały jakieś turnieje weselne, zorganizowane przez zespół, który odpowiedzialny był za zabawę. Dziewczyna w zamyśleniu, starała się odszukać wzrokiem lokowatego znajomego, który zaraz po ceremonii dosłownie się gdzieś ulotnił. Gdy zdawało się, że tego wieczoru żadnych niespodzianek nie będzie, dostrzegła ICH. Brunet prowadził zabójczo piękną blondynkę, odzianą w krwistoczerwona suknię do kostek z ogromnym dekoltem, sięgającym do pępka, przez całą salę. Niewątpliwie pasowali do siebie wyglądem i zachowaniem, bowiem na ich twarzach nie wypisane były żadne emocje, jakby tych dwoje dawno się ich pozbyło. W sercu Caroline coś nagle pękło, sprawiając, że łzy napłynęły jej do oczu. Widok Harry'ego, trzymającego w objęciach Taylor, przyprawiał ją o ból. Czyli ten pocałunek był jego kolejną sztuczką? Starał się oszukać dziewczynę, która prawie mu uwierzyła w słodką gadkę i piękne oczka. Czuła teraz się teraz całkowicie zażenowana swoją głupotą. Za kogo on się do cholery uważa, żeby sobie tak pogrywać? Taylor pochwyciła jej wzrok i mierząc dziewczynę lodowatym spojrzeniem, zaśmiała się pod nosem. Caroline pożerała ją wzrokiem, lecz nie z powodu zazdrości o chłopaka, lecz z powodu jej perfekcyjnego wyglądu. Przy niej czuła się jak brzydkie kaczątko, które w tandetnej kiece z butiku, a nie projektanta prezentowało się beznadziejnie. Dziewczynę było stać na drogie, wystawne stroje, ale jakoś nigdy nie odczuwała takiej potrzeby żeby w takich paradować, jednak gdy teraz spoglądała w jej stronę miała ochotę wykonać parę telefonów, do najlepszych, światowych marek. Taylor zmierzała w jej kierunku, sprawiając wrażenie prowadzącej. Harry wlókł się za nią, zupełnie nie przejęty tym wszystkim, jakby robił to od niechcenia.
Taylor stanęła naprzeciwko dziewczyny, prężąc swoje piękne, wypielęgnowane ciało. Jej wzrok był równie zimny, co jej serce.. Harry skrzywił się delikatnie, jakby wolał tego wszystkiego uniknąć.
- Witaj, Caroline. - uśmiechnęła się cierpko, odrzucając pasmo swych jasnych, blond włosów na plecy.- Jak się czujesz, moja kochana?
- Nie poniża Cię rozmowa ze mną? No proszę, królewna uchyliła główki. - wysyczała przez zęby. - Ale, skoro już pytasz, to bardzo dobrze się czuję, Taylor.
- Masz niesamowicie okropną sukienkę, mam nadzieję, że kiedy wstaniesz jej szwy się poprują, a ty jeszcze bardziej się skompromitujesz, kochaniutka.
- Taylor, przestań.- Harry chwycił blondynkę za ramię i spoglądając z żalem w jej oczy, lekko się uśmiechnął. Zielone tęczówki już nie lśniły, biło od nich widoczne przygnębienie, jakby chłopak chciał wymienić towarzystwo seksownej Panny Swift, na towarzystwo Caroline. - Po prostu już stąd chodźmy, Tay.
- Masz na myśli 'szybki numerek w toalecie'? - spytała zalotnie spoglądając prosto w jego oczy i ułożyła swą głowę na jego ramieniu. Harry wzrok wbił w ziemię, dlaczego nic nie powiedział? Chciał iść do tej toalety na 'szybki numerek'? Caroline nie mogła już znieść lodowatego wzroku blondynki na swej skórze, więc czym prędzej wstała. Gdy mijała chłopaka, czuła na swym ciele, jego przenikliwy wzrok. Tęskniła za nim, ale co z tego skoro przy jego boku była Taylor. Dziewczyna nadal nie wiedziała, czy Harry jest z nią z powodu zachcianki menadżera, czy może z własnej, nieprzymuszonej woli. Nie obchodziło ją to, serdecznie miała już tego wszystkiego dość. Przedzierając się przez roztańczonych gości, wybiegła na zewnątrz i zwalniając tempa kierowała się w stronę dużej, kutej huśtawki, która stała nad brzegiem małego oczka wodnego. Wstrzymując oddech, usiadła na niej opierając dłoń o jej zimną, chropowatą nawierzchnię. Ciepły wietrzyk, muskał delikatnie jej skórę, a zapach drzew wymieszany z unoszącymi się w powietrzu, drogimi perfumami wywoływał na jej twarzy uśmiech. Wydawało się, że wszelkie smutki ulotniły się za sprawą czarodziejskiej różdżki, a Taylor i Harry okazali się nieprzyjemnym koszmarem, który w końcu się rozpłynął. Niestety, jakby los jeszcze bardziej chciał jej uprzykrzyć życie, niespodziewanie usłyszała za sobą doniosłe chrząknięcie. Modliła się w duchu, o to aby była to któraś z jej przyjaciółek... lecz to był nie kto inny jak sama Taylor Swift.
- Co znowu ode mnie chcesz? - spytała, lekko się bulwersując. Naprawdę miała już tego dość. - Miałaś chyb wpaść do toaletki na szybki numerek, z Twoim chłopaczkiem.
- Nie bądź nie miła, obie dobrze wiemy, że to Ci nie wychodzi. - odpowiedziała, kompletnie ignorując uwagę dziewczyny. - Chciałam tylko dowiedzieć się jak się trzymasz.
- Niby czemu to Cię miałoby interesować?
- Jestem w szczęśliwym związku z Twoim BYŁYM chłopakiem, więc kochanie... chciałam się spytać jak się trzymasz.
- Jesteś taka irytująca. - wysyczała wściekła. - Jeszcze śmiesz się pytać o takie rzeczy, po tym co zrobiłaś! Wiesz, wtedy, kiedy jeszcze Cię nie znałam, uważałam Cię za naprawdę dobrą dziewczynę. Teraz wiem, że bardziej pomylić się nie mogłam. - Caroline podniosła się spoglądając prosto w bladoniebieskie oczy dziewczyny. - Jesteś najbardziej tandetną i zblazowaną gwiazdeczką, jaką możliwość miałam poznać. Żerujesz na swoich byłych i na dodatek przedstawiasz ich przez milionem ludzi w złym świetle. Niszczysz i równasz z błotem, a później znajdujesz sobie kolejnego kozła ofiarnego. Jesteś tak bardzo zakłamaną w sobie zdzirą, że to się po prosto w głowie nie mieści. Nie obchodziło Cię to, że ja pokochałam Harry'ego i byłam z nim szczęśliwa. Ty musiałaś go mieć. Teraz dopięłaś swego, proszę jest Twój. Zniszczyłaś mnie Taylor i upokorzyłaś. Odebrałaś mi moje szczęście, którym teraz perfidnie się bawisz. Ile planujesz przy nim być? Jeszcze jakieś cztery miesiące? Może dwa? Rzucisz go na oczach całego świata, a następnie zniszczysz w kolejnej pioseneczce.
- A może przyjmiesz do swojej świadomości fakt, że tak na prawdę Harry zawsze chciał ze mną być i teraz ma to co czego chciał?
- Proszę, nie okłamuj samej siebie. Chociaż bądź szczera wobec siebie, skoro wobec innych nie potrafisz.
- Jesteś ślepa, Caroline. - powiedziała. - Jesteśmy sobie pisani, rozumiesz? Co z tego, że przeze mnie cierpisz. Nie obchodzisz mnie, dziecko. Dla mnie jesteś gówniarą, która w pogodni za marzeniami uciekła od matki, która na każdym kroku narzucała Ci swoją wolę, ojca, który nie potrafił się jej postawić i od chłopaka, który zdradził Cię z przyjaciółką. Caroline, ty jesteś nikim w porwaniu do mnie. Jedyną rzeczą, która nas łączy to charakter. Obie jesteśmy zimnymi sukami i nie zaprzeczaj, bo właśnie taka jesteś, ale najbardziej poróżniającym nas faktem jest to, że ja zawsze dostaję to czego chce, a ty nie koniecznie. Zachciało mi się Styles'a, to go teraz mam. Myślisz, że jesteśmy razem przez naszych menadżerów? Proszę Cię. Znamy się kawał czasu i zawsze nas do siebie ciągnęło. W końcu go mam, a on mnie i jestem pewna, że jestem w stanie zapewnić mu o wiele więcej niż ty, cnotko.
- Wiesz, Taylor... dzieli nas jeszcze jeden fakt... ja w porównaniu do Ciebie nie puszczam się w prawo i lewo... wolę się trzymać, skarbie. Oh, to nas właśnie różni. Chcesz Harry'ego? Zatrzymaj go sobie, bo obydwoje jesteście warci siebie...
Music#2Taylor stanęła naprzeciwko dziewczyny, prężąc swoje piękne, wypielęgnowane ciało. Jej wzrok był równie zimny, co jej serce.. Harry skrzywił się delikatnie, jakby wolał tego wszystkiego uniknąć.
- Witaj, Caroline. - uśmiechnęła się cierpko, odrzucając pasmo swych jasnych, blond włosów na plecy.- Jak się czujesz, moja kochana?
- Nie poniża Cię rozmowa ze mną? No proszę, królewna uchyliła główki. - wysyczała przez zęby. - Ale, skoro już pytasz, to bardzo dobrze się czuję, Taylor.
- Masz niesamowicie okropną sukienkę, mam nadzieję, że kiedy wstaniesz jej szwy się poprują, a ty jeszcze bardziej się skompromitujesz, kochaniutka.
- Taylor, przestań.- Harry chwycił blondynkę za ramię i spoglądając z żalem w jej oczy, lekko się uśmiechnął. Zielone tęczówki już nie lśniły, biło od nich widoczne przygnębienie, jakby chłopak chciał wymienić towarzystwo seksownej Panny Swift, na towarzystwo Caroline. - Po prostu już stąd chodźmy, Tay.
- Masz na myśli 'szybki numerek w toalecie'? - spytała zalotnie spoglądając prosto w jego oczy i ułożyła swą głowę na jego ramieniu. Harry wzrok wbił w ziemię, dlaczego nic nie powiedział? Chciał iść do tej toalety na 'szybki numerek'? Caroline nie mogła już znieść lodowatego wzroku blondynki na swej skórze, więc czym prędzej wstała. Gdy mijała chłopaka, czuła na swym ciele, jego przenikliwy wzrok. Tęskniła za nim, ale co z tego skoro przy jego boku była Taylor. Dziewczyna nadal nie wiedziała, czy Harry jest z nią z powodu zachcianki menadżera, czy może z własnej, nieprzymuszonej woli. Nie obchodziło ją to, serdecznie miała już tego wszystkiego dość. Przedzierając się przez roztańczonych gości, wybiegła na zewnątrz i zwalniając tempa kierowała się w stronę dużej, kutej huśtawki, która stała nad brzegiem małego oczka wodnego. Wstrzymując oddech, usiadła na niej opierając dłoń o jej zimną, chropowatą nawierzchnię. Ciepły wietrzyk, muskał delikatnie jej skórę, a zapach drzew wymieszany z unoszącymi się w powietrzu, drogimi perfumami wywoływał na jej twarzy uśmiech. Wydawało się, że wszelkie smutki ulotniły się za sprawą czarodziejskiej różdżki, a Taylor i Harry okazali się nieprzyjemnym koszmarem, który w końcu się rozpłynął. Niestety, jakby los jeszcze bardziej chciał jej uprzykrzyć życie, niespodziewanie usłyszała za sobą doniosłe chrząknięcie. Modliła się w duchu, o to aby była to któraś z jej przyjaciółek... lecz to był nie kto inny jak sama Taylor Swift.
- Co znowu ode mnie chcesz? - spytała, lekko się bulwersując. Naprawdę miała już tego dość. - Miałaś chyb wpaść do toaletki na szybki numerek, z Twoim chłopaczkiem.
- Nie bądź nie miła, obie dobrze wiemy, że to Ci nie wychodzi. - odpowiedziała, kompletnie ignorując uwagę dziewczyny. - Chciałam tylko dowiedzieć się jak się trzymasz.
- Niby czemu to Cię miałoby interesować?
- Jestem w szczęśliwym związku z Twoim BYŁYM chłopakiem, więc kochanie... chciałam się spytać jak się trzymasz.
- Jesteś taka irytująca. - wysyczała wściekła. - Jeszcze śmiesz się pytać o takie rzeczy, po tym co zrobiłaś! Wiesz, wtedy, kiedy jeszcze Cię nie znałam, uważałam Cię za naprawdę dobrą dziewczynę. Teraz wiem, że bardziej pomylić się nie mogłam. - Caroline podniosła się spoglądając prosto w bladoniebieskie oczy dziewczyny. - Jesteś najbardziej tandetną i zblazowaną gwiazdeczką, jaką możliwość miałam poznać. Żerujesz na swoich byłych i na dodatek przedstawiasz ich przez milionem ludzi w złym świetle. Niszczysz i równasz z błotem, a później znajdujesz sobie kolejnego kozła ofiarnego. Jesteś tak bardzo zakłamaną w sobie zdzirą, że to się po prosto w głowie nie mieści. Nie obchodziło Cię to, że ja pokochałam Harry'ego i byłam z nim szczęśliwa. Ty musiałaś go mieć. Teraz dopięłaś swego, proszę jest Twój. Zniszczyłaś mnie Taylor i upokorzyłaś. Odebrałaś mi moje szczęście, którym teraz perfidnie się bawisz. Ile planujesz przy nim być? Jeszcze jakieś cztery miesiące? Może dwa? Rzucisz go na oczach całego świata, a następnie zniszczysz w kolejnej pioseneczce.
- A może przyjmiesz do swojej świadomości fakt, że tak na prawdę Harry zawsze chciał ze mną być i teraz ma to co czego chciał?
- Proszę, nie okłamuj samej siebie. Chociaż bądź szczera wobec siebie, skoro wobec innych nie potrafisz.
- Jesteś ślepa, Caroline. - powiedziała. - Jesteśmy sobie pisani, rozumiesz? Co z tego, że przeze mnie cierpisz. Nie obchodzisz mnie, dziecko. Dla mnie jesteś gówniarą, która w pogodni za marzeniami uciekła od matki, która na każdym kroku narzucała Ci swoją wolę, ojca, który nie potrafił się jej postawić i od chłopaka, który zdradził Cię z przyjaciółką. Caroline, ty jesteś nikim w porwaniu do mnie. Jedyną rzeczą, która nas łączy to charakter. Obie jesteśmy zimnymi sukami i nie zaprzeczaj, bo właśnie taka jesteś, ale najbardziej poróżniającym nas faktem jest to, że ja zawsze dostaję to czego chce, a ty nie koniecznie. Zachciało mi się Styles'a, to go teraz mam. Myślisz, że jesteśmy razem przez naszych menadżerów? Proszę Cię. Znamy się kawał czasu i zawsze nas do siebie ciągnęło. W końcu go mam, a on mnie i jestem pewna, że jestem w stanie zapewnić mu o wiele więcej niż ty, cnotko.
- Wiesz, Taylor... dzieli nas jeszcze jeden fakt... ja w porównaniu do Ciebie nie puszczam się w prawo i lewo... wolę się trzymać, skarbie. Oh, to nas właśnie różni. Chcesz Harry'ego? Zatrzymaj go sobie, bo obydwoje jesteście warci siebie...
- Louis -
Louis przedzierając się przez autostradę, pełną rozpędzonych samochodów zmierzał w kierunku miasteczka Manchester, które zaraz po Londynie było najsławniejszą metropolią w całej Anglii. W normalnych okolicznościach, z pewnością zmierzał by w tym kierunku aby zwiedzić okazałe zabytki cudownego miejsca, jednak chłopak miał zupełnie inny cel. Musiał odnaleźć Eleanor. Kochał dziewczynę całym swoim sercem i nie mógł dopuścić, do tego aby taka cudowna osoba zniknęła z jego życia. Louis popełnił wiele błędów, a jednym z nim była zdrada Panny Calder. Wiedział, że wyrządził jej wielką krzywdę, ale teraz nadszedł moment na naprawienie tych wszystkich niepowodzeń. Nie wybaczyłby sobie nigdy, gdyby nie wypowiedział, chociaż ostatni raz w jej kierunku, słów 'Kocham Cię'. Czasu miał coraz mniej i teraz liczyła się każda, najcenniejsza minuta. Z szybkością minął niebieską tabliczkę z napisem 'Manchester'. Już prawie był u celu, teraz pozostawało mu odnaleźć adres pod którym od wczoraj powinna zostać zameldowana Eleanor. Ciemne niebo, było tej nocy nadzwyczajnie piękne - mieniące się na nim gwiazdy, zdawały się rozświetlać specjalnie dla niego drogę i sprawiały, że chłopak dokładnie wiedział gdzie powinien jechać, mimo, że Manchester odwiedza dopiero drugi raz. Gdzieś głęboko w swym sercu, czuł, że to nie przypadek. Przeznaczenie kierowało go do Eleanor - jego jedynej i prawdziwej miłości. Był głupi, że tak łatwo dał się omotać krótkotrwałym emocjom, ale teraz miał szansę. Szansę, której nie zamierzał zmarnować choćby nie wiem co.
Z cichym westchnięciem zaparkował czarne, lśniące Porsche pod nowiutką kamienicą, zbudowaną parę lat temu. Miał nadzieję, że adres, który Eleanor mu padała, aby chłopak mógł wysyłać do niej listy i paczki na święta był prawidłowy. Wstrzymując oddech wyszedł z samochodu, naciskając na malutki guziczek pilota. Teraz albo nigdy - myślał, stawiając stopy na marmurowych schodach. Pociągnął silną ręką za dużą klamkę i otworzył drzwi. Z łatwością chwytał co dwa stopnie i po chwili stał już przed drzwiami nr. 5 drugiego piętra. Zawahał się przez chwilę. Może ktoś z nią teraz jest? Bał się, że przyjechał za późno, lecz jeszcze bardziej obawiał się tego, że Eleanor mogła już dawno znaleźć sobie kogoś innego. Nadal odczuwając wahanie, zastukał w drzwi trzy razy. Chwila i nic się nie działo. Może nie ma jej w domu? Straszliwie bał się tej chwili. Nie wiedział do końca co ma zrobić, jeżeli Eleanor odeśle go z kwitkiem. Zdeterminowany znów zastukał, lecz tym razem coś się stało. Zamek po drugiej stronie drzwi, zaszczebiotał, a one same po chwili się uchyliły. Louisa zamurowało. Właśnie stała przed nim przepiękna, nieco zaspana Panna Calder, trzymająca w dłoni małego pluszaka, którego dostała na pierwszą rocznicę związku z Louis'em Tomlinsonem. Dziewczyna otworzyła szerzej oczy, spoglądając na swojego byłego chłopaka. Była zaskoczona, bowiem nie spodziewała się, że Lou odwiedzi ją, a zwłaszcza, że teraz powinien bawić się na weselu Diany i Danny'ego.
- Loui, co ty tu robisz? - spytała zaskoczona tą wizytą. Louis nerwowo przestąpił z nogi na nogę. Nie mógł czekać dłużej, nawet jeśli ktoś czekałby na Eleanor w mieszkaniu. Musiał ją pocałować i powiedzieć to co czuje. Zrobił krok w przód, przybliżając się do zdezorientowanej dziewczyny. Tak mało brakowało, dosłownie jeden krok dzielił go od szczecią. Spoglądając w duże, piwne oczy dziewczyny ujął jej twarz w dłonie i musnął jej usta. Pocałunek, mimo, że trwał dosłownie chwilę wywoływał w nich niesamowite uczucia, których jeszcze nigdy nie zaznali. Louis odsunął się od dziewczyny, nadal nasycając się widokiem jej pięknych oczu, które lśniły jak gwiazdy na niebie.
- Jestem tutaj, żeby powiedzieć Ci jak bardzo Cię kocham. - wyszeptał. - Nienawidzę siebie, za to co Ci zrobiłem. Za to co zrobiłem naszemu związkowi, Eleanor. Dziwię się, że wybaczyłaś komuś takiemu jak ja... wiem, że teraz może być za późno dla moich uczuć, ale one nigdy nie ulegną zmianie, dopóki pamiętam o wszystkich, wspólnych chwilach. Niczego nigdy bardziej nie pragnąłem, jak tego abyś już zawsze była u mego boku. Tego abyś stała się moją Panią Tomlinson i osobą z, którą mógłbym się spokojnie zestarzeć. Kocham Cię, Panno Calder... kocham. - powiedział, niespuszczający z niej wzroku. W sercu Eleanor coś zaiskrzyło. Dziewczyna dobrze wiedziała, że darzy tego zwariowanego chłopaka niesamowicie wielkim uczuciem i nikt nie jest w stanie go zmienić. Doceniała fakt, że chłopak specjalnie dla niej odbył długa i męczącą podróż, ale cholernie bała się swojej przyszłości. Z jednej strony wiedziała, że przy Louis'ie będzie miała wszystkiego pod dostatkiem, a on będzie kochał ją bezgranicznie, lecz z drugiej strony nie wiedziała, czy jest gotowa na to aby mu kolejny raz zaufać. Zranił ją i to porządnie, ale mimo tego nadal go kochała. Postanowiła nie trzymać go dłużej w niepewności. Spoglądając w przejrzyste niczym niebo, błękitne tęczówki wspięła się na palce i z pasją wpiła się w jego usta, tak jak robiła to dawno temu. Świat dla tych dwojga się rozpłynął i jedyną rzeczą jaka się dla nich liczyła, było zaspokojenie pragnienia bliskości drugiej osoby. Obydwoje dobrze wiedzieli, że nigdy nie uda im się znaleźć kogoś takiego, kogo mogliby pokochać z tak wielką siłą, jaką pokochali siebie. Przeznaczenie nie bez przyczyny splątało ze sobą te dwie, jakże odmienne ścieżki. Przyszłość czekała na nich z szeroko otwartymi ramionami, a oni byli piękni i młodzi. Przed nimi jeszcze kawał życia, lecz obydwoje dobrze wiedzieli, że chcą je spędzić ze sobą.
- Ja Ciebie też kocham, Loui. - szepnęła, pozwalając łzom szczęścia, swobodnie spływać po jej twarzy. Oh, tak... czuła jak to uczucie narasta w jej piersi, była spełniona. - Chcę abyśmy spróbowali jeszcze raz i wierzę, że damy sobie radę. - dodała chwytając jego dłoń w swoje. Pluszak cicho opadał na zimne płytki kamiennicy, a Eleanor nie spuszczając wzroku z ukochanego, zwinnie wprowadziła go do mieszkania i tylko pluszak wie, jak wielką miłością się w nim obdarowywali.
Wesele nie dla wszystkich okazało się korzystnym wydarzeniem, bowiem Caroline nadal pamiętała słowa Taylor, które niemiłosiernie ją raniły i niszczyły od wewnątrz, lecz mimo wszystko pamiętała i te dobre strony. Na przykład pocałunek z Harrym... właśnie ta chwila, pozwalała jej myśleć, że chłopak rzeczywiście żałuje i tęskni za nią. Niepotrzebnie się łudziła, przecież jeszcze jakiś czas tamu obiecała sobie, że zapomni o lokowatym i zacznie wszystko od nowa, z zwłaszcza po wysłuchaniu Taylor, wszystko wskazywało na to, że nic między nią, a Harry'm w najbliższym czasie się nic nie zmieni. Caroline wiedziała, że jeżeli pozostanie w Londynie, przeszłość będzie ją gonić jeszcze szybciej, a ona nie nadąży uciekać. Dziewczyna miała wyjście - choć tak na prawdę, jeszcze nie zdawała sobie sprawy z jego możliwości.- Loui, co ty tu robisz? - spytała zaskoczona tą wizytą. Louis nerwowo przestąpił z nogi na nogę. Nie mógł czekać dłużej, nawet jeśli ktoś czekałby na Eleanor w mieszkaniu. Musiał ją pocałować i powiedzieć to co czuje. Zrobił krok w przód, przybliżając się do zdezorientowanej dziewczyny. Tak mało brakowało, dosłownie jeden krok dzielił go od szczecią. Spoglądając w duże, piwne oczy dziewczyny ujął jej twarz w dłonie i musnął jej usta. Pocałunek, mimo, że trwał dosłownie chwilę wywoływał w nich niesamowite uczucia, których jeszcze nigdy nie zaznali. Louis odsunął się od dziewczyny, nadal nasycając się widokiem jej pięknych oczu, które lśniły jak gwiazdy na niebie.
- Jestem tutaj, żeby powiedzieć Ci jak bardzo Cię kocham. - wyszeptał. - Nienawidzę siebie, za to co Ci zrobiłem. Za to co zrobiłem naszemu związkowi, Eleanor. Dziwię się, że wybaczyłaś komuś takiemu jak ja... wiem, że teraz może być za późno dla moich uczuć, ale one nigdy nie ulegną zmianie, dopóki pamiętam o wszystkich, wspólnych chwilach. Niczego nigdy bardziej nie pragnąłem, jak tego abyś już zawsze była u mego boku. Tego abyś stała się moją Panią Tomlinson i osobą z, którą mógłbym się spokojnie zestarzeć. Kocham Cię, Panno Calder... kocham. - powiedział, niespuszczający z niej wzroku. W sercu Eleanor coś zaiskrzyło. Dziewczyna dobrze wiedziała, że darzy tego zwariowanego chłopaka niesamowicie wielkim uczuciem i nikt nie jest w stanie go zmienić. Doceniała fakt, że chłopak specjalnie dla niej odbył długa i męczącą podróż, ale cholernie bała się swojej przyszłości. Z jednej strony wiedziała, że przy Louis'ie będzie miała wszystkiego pod dostatkiem, a on będzie kochał ją bezgranicznie, lecz z drugiej strony nie wiedziała, czy jest gotowa na to aby mu kolejny raz zaufać. Zranił ją i to porządnie, ale mimo tego nadal go kochała. Postanowiła nie trzymać go dłużej w niepewności. Spoglądając w przejrzyste niczym niebo, błękitne tęczówki wspięła się na palce i z pasją wpiła się w jego usta, tak jak robiła to dawno temu. Świat dla tych dwojga się rozpłynął i jedyną rzeczą jaka się dla nich liczyła, było zaspokojenie pragnienia bliskości drugiej osoby. Obydwoje dobrze wiedzieli, że nigdy nie uda im się znaleźć kogoś takiego, kogo mogliby pokochać z tak wielką siłą, jaką pokochali siebie. Przeznaczenie nie bez przyczyny splątało ze sobą te dwie, jakże odmienne ścieżki. Przyszłość czekała na nich z szeroko otwartymi ramionami, a oni byli piękni i młodzi. Przed nimi jeszcze kawał życia, lecz obydwoje dobrze wiedzieli, że chcą je spędzić ze sobą.
- Ja Ciebie też kocham, Loui. - szepnęła, pozwalając łzom szczęścia, swobodnie spływać po jej twarzy. Oh, tak... czuła jak to uczucie narasta w jej piersi, była spełniona. - Chcę abyśmy spróbowali jeszcze raz i wierzę, że damy sobie radę. - dodała chwytając jego dłoń w swoje. Pluszak cicho opadał na zimne płytki kamiennicy, a Eleanor nie spuszczając wzroku z ukochanego, zwinnie wprowadziła go do mieszkania i tylko pluszak wie, jak wielką miłością się w nim obdarowywali.
- Caroline -
Brzydka pogoda za oknem i cichy dom, pozbawiony żywej duszy, czasem skłania człowieka do refleksji. Otóż w ten czwartek - trzy dni po ceremonii zaślubin, najlepszej przyjaciółki dziewczyny nad Londynem zawisły smutne chmury, z których w mgnieniu oka lunął na ziemię deszcz. Diana wraz ze swym mężem,udali się do biura nieruchomości w poszukiwaniu jakiegoś niedużego mieszkania, w którym mogliby zamieszkać. Caroline nie czuła się dobrze sama w domu, już chyba bardziej odpowiadałaby jej głośna atmosfera, niż ta od której powiewało nudą. Nie czerpiąc z niczego przyjemności, usadowiła się wygodnie na kanapie w salonie i wyciągnęła swój telefon. - Przydałoby się zrobić porządek w kontaktach. - pomyślała i od razu wybrała opcję 'kontakty'. W zamyśleniu przewijała listę, od czasu do czasu usuwając już nieaktualną kombinację cyfr, gdy nagle wpadła na numer, który dostała od Logana w Los Angeles. Nie spodziewała się, że go znajdzie, bowiem już dawno o nim zapomniała i nic nie wskazywało na to, aby sobie nagle miała o nim przypomnieć.
* Flash back *
- Wróciłem się tylko po telefon.-odparł zanim zdążyłam coś powiedzieć.- Spodziewałem się znaleźć Ciebie raczej w innym stanie, niż ożywioną i skaczącą po moim stole.-uśmiechnął się łobuzersko.- Ale teraz na poważnie. Masz ogromny talent. Nie myślałaś o aktorstwie?
- Nie.-odpowiedziałam schodząc ze stołu.- To znaczy, moja stara agentka kiedyś załatwiła mi małą, epizootyczną rolę w brytyjskim serialu,ale to szybko się skończyło. Nigdy nie myślałam o tym,żeby zostać aktorką.
- A to wielka szkoda, bo jesteś świetna! Wiesz,co? Podam Ci numer do mojego kumpla, agenta i jak będziesz chciała wystąpić w jakimś filmie czy coś, to dasz mu znać. Polecę Cię przed nim.
- Oh, to miło z twojej strony.-odparłam bez namiętnie.- Ale nie wiem czy chciałabym grać.
- Na wszelki wypadek, gdybyś zmieniła zdanie to ci podam.
- No dobra.- podałam mu telefon,a on bez problemu zapisał mi numer- Dzięki.
Wspomnienia związane z Loganem, raczej nie były tym czymś o którym Caroline chciała pamiętać. Od momentu, gdy chłopak zdradził jej najlepszą przyjaciółkę, dziewczyna postrzegała go za skończonego dupka i seksistowską świnię, ale Logan odszedł i nigdy nie powróci. Nadal nie była pewna, czy chciałby spróbować zagrać w jakimś filmie lub serialu, ale dziwne przeczucie, nakazywało jej spróbować. Może to właśnie tutaj czekała na nią szansa, dzięki której będzie miała możliwość zacząć wszystko od nowa. Wybrała opcję zielonej słuchawki i natychmiastowo połączyła się z wybranym numerem. Działała impulsywnie, ale czuła w sercu, że to co robi może w końcu sprawić, że zapomni o Harry'm.
- Po tej stronie asystentka Pana Michaela Andersa, w czym mogę pomóc?-ton głosu sekretarki był oschły i zimny, przez co Caroline dzwoniąc do agencji czuła się bardzo niekomfortowo. Przygryzła delikatnie wargę, nadal nie mając pojęcia co powinna powiedzieć, bo przecież gdyby wyskoczyła z czymś w typie "Dzień dobry, nazywam się Caroline Wish i dzwonię do państwa, ponieważ mój nieżyjący już znajomy, Logan Lerman, który nawiasem mówiąc zdradził moją przyjaciółkę i pewnie teraz smaży się w piekle, polecił mi was. Mogłaby mnie Pani połączyć z Panem Andersem? Myślę, że dogadamy się, a jak nie to inaczej go udobrucham" to prędzej, czy później spaliłaby się ze wstydu.
- Dzień dobry, nazywam się Caroline Wish i chciałam skontaktować się z Panem Michealem Andersonem.
- Czy jest Pani umówiona na rozmowę?
- Nie, ale polecił mnie Pan Logan Lerman.
- W takim razie, proszę zaczekać sekundę. Za chwileczkę przełączę Panią na inną linię.
Caroline w ciszy oczekiwała, aż asystentka Pana Andersona przełączy ją na inną linię. Nerwowo przygryzała paznokcie, czując, że ta chwila niemiłosiernie się dłuży. Wolała mieć tę rozmowę już za sobą, a mając jeszcze tyle czasu przed sobą zaczęła zastanawiać się, co będzie dalej jeżeli Pan Anderson przyjmie ją... do czegokolwiek. Gdzie by mieszkała? Co z przyjaciółmi i domem w Londynie? Co z tatą, z którym teraz ma lepszy kontakt? Była gotowa wyjechać. Może i tak, ale mimo wszystko nadal się bała. Nagle, po drugiej stronie ktoś znacząco chrząknął, a Caroline otrząsnęła się z zamyślenia.
- W czym mogę pomóc, panno Wish? - doniosły głos, rozległ się w słuchawce telefonu. Przecież dziewczyna jeszcze się nie przedstawiła, skąd on znał jej nazwisko? - Pan Lerman, dużo mi o Pani opowiadał, panno Wish. Dostałem nawet taśmę nagraniową z pani udziałem.
- Jaką taśmę? - dziewczyna mocno się zdziwiła, bowiem ona jeszcze niczego nie nagrywała. Owszem, miała krótką, epizootyczną scenkę w jednym, brytyjskim serialu, ale to nic poza tym.
- Dostałem nagranie z kamer w domu Pana Lermana, na którym stoi Pani na stole i odgrywa jakąś scenkę.- dziewczyna automatycznie się zaczerwieniła. Co ten Logan sobie myślał, wysyłając mu takie nagranie?!- A poza tym widziałem odcinek, w którym Pani grała. Ma Pani ogromny talent i aż szkoda go zmarnować, czekałem na Pani telefon. Myślę, że od razu moglibyśmy zacząć ze sobą współpracę i mam już pomysł, gdzie mogę Panią wkręcić.
- Mianowicie?
- Słyszała Pani może o serialu "90210"? Tak się składa, że jestem tam głównym producentem i obecnie rozpoczynamy pracę nad szóstym sezonem, który wyemitujemy w październiku. Miałem odtworzyć kasting, ale Pani pasuje mi do tej roli idealnie.
- Kogo bym miała grać?
- Widzę Panią w roli zaginionej siostry Naomi Clark oraz przyszłej dziewczyny bohatera, który pojawi się razem z Panią w pierwszym odcinku otwierającym nową serię, jest Pani tym zainteresowana?
- Oh, naturalnie! Ale niestety nie jestem profesjonalistką... nie jestem pewna czy podołam tej roli.
- Oh, spokojnie. - odrzekł. - Widząc Panią na tych filmikach, z czystym sumieniem muszę przyznać, że jest Pani świetną aktorką! To, jak? Dołączy Pani do obsady serialu?! Umowę mogę wysłać Pani faksem, jeszcze dzisiaj wieczorem.
- Wie Pan co? - spytała. - Z wielką chęcią zagram! Kiedy miałabym pojawić się w Kalifornii?
- Uda się Pani przylecieć za cztery dni? Odebrałbym Panią z lotniska we wtorek, a na plan filmowy zawiózł w środę. Oczywiście zapewnię Pani zakwaterowanie w luksusowym hotelu, żeby nie została Pani na lodzie.
- To bardzo miło z Pana strony, ale nie chcę Panu zawracać głowy, z pewnością załatwiłabym sobie jakie mieszkanie w Los Angeles.
- Proszę Pani, ja zawsze dbam o moich pracowników, a skoro będzie Pani grać w moi serialu, musi mieć Pani zapewniony luksus i komfort. Jest Pani dla mnie bardzo cenna, Panno Wish i widzę w Pani ogromny potencjał. Myślę, że będzie się nam bardzo dobrze ze sobą pracowało. - Caroline uśmiechnęła się pod nosem. Czy to wszystko oznaczało, że dziewczyna dostanie nową szansę od życia?
- W czym mogę pomóc, panno Wish? - doniosły głos, rozległ się w słuchawce telefonu. Przecież dziewczyna jeszcze się nie przedstawiła, skąd on znał jej nazwisko? - Pan Lerman, dużo mi o Pani opowiadał, panno Wish. Dostałem nawet taśmę nagraniową z pani udziałem.
- Jaką taśmę? - dziewczyna mocno się zdziwiła, bowiem ona jeszcze niczego nie nagrywała. Owszem, miała krótką, epizootyczną scenkę w jednym, brytyjskim serialu, ale to nic poza tym.
- Dostałem nagranie z kamer w domu Pana Lermana, na którym stoi Pani na stole i odgrywa jakąś scenkę.- dziewczyna automatycznie się zaczerwieniła. Co ten Logan sobie myślał, wysyłając mu takie nagranie?!- A poza tym widziałem odcinek, w którym Pani grała. Ma Pani ogromny talent i aż szkoda go zmarnować, czekałem na Pani telefon. Myślę, że od razu moglibyśmy zacząć ze sobą współpracę i mam już pomysł, gdzie mogę Panią wkręcić.
- Mianowicie?
- Słyszała Pani może o serialu "90210"? Tak się składa, że jestem tam głównym producentem i obecnie rozpoczynamy pracę nad szóstym sezonem, który wyemitujemy w październiku. Miałem odtworzyć kasting, ale Pani pasuje mi do tej roli idealnie.
- Kogo bym miała grać?
- Widzę Panią w roli zaginionej siostry Naomi Clark oraz przyszłej dziewczyny bohatera, który pojawi się razem z Panią w pierwszym odcinku otwierającym nową serię, jest Pani tym zainteresowana?
- Oh, naturalnie! Ale niestety nie jestem profesjonalistką... nie jestem pewna czy podołam tej roli.
- Oh, spokojnie. - odrzekł. - Widząc Panią na tych filmikach, z czystym sumieniem muszę przyznać, że jest Pani świetną aktorką! To, jak? Dołączy Pani do obsady serialu?! Umowę mogę wysłać Pani faksem, jeszcze dzisiaj wieczorem.
- Wie Pan co? - spytała. - Z wielką chęcią zagram! Kiedy miałabym pojawić się w Kalifornii?
- Uda się Pani przylecieć za cztery dni? Odebrałbym Panią z lotniska we wtorek, a na plan filmowy zawiózł w środę. Oczywiście zapewnię Pani zakwaterowanie w luksusowym hotelu, żeby nie została Pani na lodzie.
- To bardzo miło z Pana strony, ale nie chcę Panu zawracać głowy, z pewnością załatwiłabym sobie jakie mieszkanie w Los Angeles.
- Proszę Pani, ja zawsze dbam o moich pracowników, a skoro będzie Pani grać w moi serialu, musi mieć Pani zapewniony luksus i komfort. Jest Pani dla mnie bardzo cenna, Panno Wish i widzę w Pani ogromny potencjał. Myślę, że będzie się nam bardzo dobrze ze sobą pracowało. - Caroline uśmiechnęła się pod nosem. Czy to wszystko oznaczało, że dziewczyna dostanie nową szansę od życia?
***
Wtorek, na który tak bardzo oczekiwała w końcu nadszedł, a ona stojąc w przedpokoju, trzymając w dłoni walizkę żegnała swój dom i przyjaciół. Obiecała sobie, że jeszcze tu kiedyś wróci, lecz to samo mówiła, gdy wyjeżdżała z Bostonu, do którego już nie powróciła, nie licząc pogrzebu swojej matki. Rozglądając się po mieszkaniu, zauważyła, że jest tu nadzwyczajnie spokojnie i cicho. Uśmiechała się za każdym razem, wspominając przelatujące przez jej głowę każde wydarzenie. Ten dom był świadkiem, tego jak starała się dorosnąć i zmienić. Szybko osiągnęła tutaj sukces, więc teraz czas na to aby rozwijać się dalej. Zalana od łez Diana, stała przy frontowych drzwiach, trzymając się kurczowo klamki, jakby chciała powstrzymać przyjaciółkę przed wyjazdem. Caroline również nie chciała jej opuszczać, ale wiedziała, że pozostawia ją w odpowiedzialnych i silnych rękach Daniela. Już niedługo, a tych dwoje nie będzie takie samotne... dom im się przyda, kiedy na świat przyjdą bliźniaki. Brunetka nie miałaby serca wystawić posiadłości na sprzedasz, bowiem tyle wspomnień się z nią wiązało. W Kalifornii czekało już na nią kolejne mieszkanie, które miał być początkiem nowej historii. Kto wie, może nawet szczęśliwszej historii? Wierzyła Andersenowi na słowo i wiedziała, że jedzie tam aby spełniać kolejne marzenia, o których jeszcze do nie dawna nie miała pojęcia. Wszystko zdawało się teraz układać i miała nadzieję, że tak pozostanie już na zawsze. Harry dobrze wiedział, że Caroline wyjeżdża z Londynu, ale chłopak nie był nawet w stanie żeby przyjść i ją pożegnać. Czuł się winny - w końcu to przez niego dziewczyna kolejny raz musiała uciekać przed przeszłością. Chciał wszystko naprawić, ale teraz już było za późno, bowiem pod dom Caroline Wish podjechała czerwona taksówka, która chwilę później odjechała z dziewczyną w zupełnie innym kierunku... wszystko wskazywało na to, że to już koniec.
- Harry -
Londyn to smętne miasto, które kompletnie pozbawiono szczęścia, miłości i współczucia. Szara rzeczywistość z niewiarygodną prędkością unicestwiła wszelkie dobra i kolory otaczające to miejsca, a to wszystko za sprawą jednej dziewczyny, która postanowiła opuścić miasteczko i wyjechać, pozostawiając przeszłość tysiące kilometrów za sobą.
Harry, udając, że nic go już kompletnie nie obchodzi, siedział na wygodnej, szarej sofie w salonie trzymając za rękę niesamowicie ponętną i seksowną blondynkę o imieniu Taylor. Tak, właśnie tę Taylor - kompozytorkę i piosenkarkę muzyki country. Minęło pięć dni odkąd miłość jego życia, wyjechała do słonecznej Kalifornii. Pięć dni podczas których chłopak diametralnie się zmienił. Na jego twarzy nie gościł już uśmiech, a w sercu radość. Teraz to miejsce wypełniała nienawiść, wymieszana z ogromnym uczuciem tęsknoty, smutku i goryczy. Stał się niewiarygodnie zimny i oschły. Czuł, że już na niczym mu nie zależy. Harry za rozpadek ich związku winił tylko i wyłącznie samego siebie. Sam nie wiedział dokładnie, co skłoniło go do zdrady. Może to rzeczywistość go tak bardzo przytłaczała, że nie potrafił się w niej odnaleźć? Już niczego nie rozumiał, a tym bardziej swojego obecnego związku z Taylor. Miał dość menadżera, który nieustannie na niego naskakiwał i obarczał tymi ciężkimi problemami. Taylor była dla niego jedynie zabawką seksualną, która na pstryknięcie palca zrzucała z siebie majtki i w całej swej okazałości, stawała na przeciw niego. Musiał przyznać, że jedynie z tego czerpał przyjemne korzyści. Szacunek do samego siebie, gdzieś umykał, a zielonooki coraz bardziej zatracał swoje człowieczeństwo. Z każdą chwilą, w jego głowie rozwijała się chęć walki. Walki o co? O nic. Nieustannie potrzebował zastrzyku adrenaliny oraz potrzeby rozładowania emocji. Seks już nie wystarczał - choć musiał przyznać, że coraz ostrzej pogrywał ze swoją partnerką, której to najwidoczniej nie przeszkadzało. Taylor dostała to, czego tak bardzo pragnęła - rozgłosu. Nie kochała go w taki sposób, jaki mogła pokochać. Dla niej był jedynie medialnym materiałem, z którym mogła się pokazać i powściekać w łóżku. Tych dwoje nudziło swoje towarzystwo, bowiem byli oni zupełnie odmieni i już nie potrafili odnaleźć ze sobą wspólnego języka, tak jak robili to kiedyś. W końcu, aby przerwać krępującą cieszę, Taylor zabrała głos.
- Może wybierzemy się do klubu? - spytała, jeżdżąc dłonią po udzie chłopaka. Zatrzymała się na chwilę na jego kroczu i mocno je ścisnęła. Chłopak jęknął, jednak nie z podniecenia, lecz z zażenowania.
- W sumie możemy. - powiedział po chwili, nie odrywając wzroku od jej chłodnych, niebieskich oczu. Wstał z kanapy i skierował się do toalety, gdzie załatwił swoje potrzeby fizjologiczne i przygotował się do wyjścia. Gdy już opuścił pomieszczenie, u frontowych drzwi czekała na niego blondynka, która zdążyła się przebrać. Miała teraz na sobie krótkie, czarne szorty, kapelusz w tym samym kolorze, białą podkoszulkę i granatowe conversy. - Chodźmy. - powiedział i podał jej dłoń. Dziewczyna z ogromnym uśmiechem, chwyciła za nią i otworzyła drzwi.
- Może wybierzemy się do klubu? - spytała, jeżdżąc dłonią po udzie chłopaka. Zatrzymała się na chwilę na jego kroczu i mocno je ścisnęła. Chłopak jęknął, jednak nie z podniecenia, lecz z zażenowania.
- W sumie możemy. - powiedział po chwili, nie odrywając wzroku od jej chłodnych, niebieskich oczu. Wstał z kanapy i skierował się do toalety, gdzie załatwił swoje potrzeby fizjologiczne i przygotował się do wyjścia. Gdy już opuścił pomieszczenie, u frontowych drzwi czekała na niego blondynka, która zdążyła się przebrać. Miała teraz na sobie krótkie, czarne szorty, kapelusz w tym samym kolorze, białą podkoszulkę i granatowe conversy. - Chodźmy. - powiedział i podał jej dłoń. Dziewczyna z ogromnym uśmiechem, chwyciła za nią i otworzyła drzwi.
***
Klub w którym się znajdowali był najtańszym barem w Londynie, przepełnionym zboczeńcami, alkoholikami i hazardzistami. Harry sam nie wiedział, dlaczego przyprowadził tu Taylor. Przecież członka zespołu, sławnego na całym świecie było stać na coś więcej. Może lokowaty, chciał po prostu spędzić trochę czasu pośród najuboższej warstwy środowiska. Mimo rangi klubu, trwała tutaj szalona zabawa. Pośród tańczących kobiet, wychwytywał naprawdę smaczne kąski, które aż się prosiły o zamoczenie. Neonowe światełka, rzucały na jego niezdradzającą żadnych uczuć, twarz. Ciągnąc za sobą blondynkę, zmierzał w kierunku wysepki, na której usługiwał barman. Obydwoje usiedli na obrotowych, barowych krzesłach i zamówili dwie kolejki shotów. Barman skinął głową i bez słowa przygotował dla nich alkohol. Niespuszczający wzroku z Taylor, podał Harry'emu naczynia z przeźroczystym napojem. Trochę go to irytowało, ale sam postrzegał dziewczynę jako tanią kurwę. Na raz wypił przydzieloną mu liczbę i nie czekając aż dziewczyna wypije, chwycił ją za rękę i pociągnął na parkiet, gdzie w zmysłowym tańcu pragnął rozpocząć grę wstępną. Harry czuł się tego dnia cholernie nabuzowany i wiedział, że w jakiś sposób musi rozładować to cholernie męczące uczucie. Przechodząc tuż koło stołu od bilarda, przy którym grali czterej mężczyźni, ruchem ręki popchnął jedną z kul, która uderzyła w drugą, a ta następnie w inne burząc cały układ. Mężczyźni, którzy wyglądali na lekko wciętych i groźnych, spojrzeli w kierunku Styles'a, który prowokując ich, uśmiechał się zadziornie.
- Nie przypierdolił Ci jeszcze nikt, gówniarzu? - warknął jeden z nich, opierając się rękoma o stół. Spoglądał na rozburzone kule z wściekłością, chyba był bliski wygranej. - Ja i moi kumple, z wielką chęcią Ci załatwimy wpierdol. - powiedział oblizując usta, jakby szykował się na żer.
- O niczym innym nie marzę, skurwysyny. - odpowiedział pewnie, puszczając dłoń Taylor, która coraz bardziej się bała. Dziewczyna wiedziała, że Harry'emu zaraz się dostanie, a w najgorszym wypadku jej też.
- Harry, chodźmy stąd! - szepnęła mu do ucha, chwytając go za ramie, lecz chłopak stał jak stał i z zaciętą miną obserwował rozbawionych mężczyzn.
- No na co czekacie, stare próchna? Może mocni jesteście tylko w gębie, co? Gdzie mój 'wpierdol'? - spytał lekceważąco. Taylor widziała, jak w ich oczach zabłysła nienawiść. Byli gotowi dać Harry'emu porządną nauczkę. Pisk wyrwał się z jej ust, gdy jeden z nich złapał ją w pasie i odciągnął od chłopaka, jak najdalej. Przestraszona szarpała się i krzyczała, ale nikt nie zwracał uwagi na tę część klubu. Mężczyzna wyższy o głowę do zielonookiego, chwycił go za ramiona i z ogromną siłą popchnął na jedną ze ścian. Harry odbił się od niej i bezwładnie opadł na podłogę. Mężczyzna znów podszedł do niego i gdy już wydawało się, że to koniec wymierzył kopniaka prosto w jego brzuch. Harry zawył z bólu, zginając się w pół i plując krwią. Taylor czuła jak przez jej ciało przepływają dreszcze, a po twarzy spływają łzy. Bała się o chłopaka niemożliwie, ale ten zdawał się całkowicie nie poruszony sytuacją, że ktoś go okłada, bowiem jemu nadal było mało. Dziewczyna spojrzała na jego czerwoną twarz - nadal widniał na niej ten pieprzony uśmieszek, który tak bardzo ją przerażał. Hazardzista, chwycił Styles'a za ramiona i poderwał go do góry. Harry patrzył na niego zaczepnie, śmiejąc się mu prosto w twarz. Gdy Taylor myślała, że nic głupszego w stanie nie jest zrobić, chłopak nabrał powietrza do płuc i wypuszczając je opluł mężczyznę, stojącego przed nim. Wściekłość malowała się na twarzy trzydziestolatka, bowiem w tej chwili Harry przeszedł samego siebie. Dłoń kata uformowała się w pięść, która z szybkością wbiła się w brzuch chłopaka, a następnie w twarz. Trwało to tak długo, aż Harry opadał na ziemię, półżywy. Taylor krzyczała i wbijała paznokcie w ramiona mężczyzny, który ją trzymał. Miała dość - przychodząc tutaj nie spodziewała się, że Harry wpląta się w jakąś bójkę. Nagle ucisk zelżał, a Taylor mogła już swobodnie wyplątać się z żelaznego uścisku. Opadła na kolana, tuż koło nieprzytomnego chłopaka, chowając twarz we dłoniach. Po jej twarzy spływały gorące łzy, nad którymi nie potrafiła zapanować. Czuła się taka bezsilna, gdyby nie ona teraz ten chłopak nie leżałby pobity. Harry nie miał z nimi cienia szans, jego odwaga i zuchwałość w niczym nie pomagały. Uśmiech Harry'ego prowokował i zachęcał do walki, mężczyznę, bowiem chciał on jak najszybciej zrównać z błotem tę uciążliwą pewność siebie chłopaka. Taylor mogła nie dopuścić, do tego... ale teraz było już za późno. Caroline wyjechała, a Harry diametralnie się zmienił.
___________________________________________________
Witam kochani! ;* Przepraszam, że dopiero teraz dodaję rozdział, ale kompletnie nie mam czasu pisać, a jak już się zabieram za pisanie to mam wrażenie, że wszystko co tu dodaję jest taki bez sensu i wyrazu... Z góry was przepraszam za wszelkie błędy, jakie mogły się tutaj wkraść :) Postaram się jak najszybciej nadrobić wasze blogi! Pozdrawiam i do napisania!
- Jerr.
___________________________________________________
Witam kochani! ;* Przepraszam, że dopiero teraz dodaję rozdział, ale kompletnie nie mam czasu pisać, a jak już się zabieram za pisanie to mam wrażenie, że wszystko co tu dodaję jest taki bez sensu i wyrazu... Z góry was przepraszam za wszelkie błędy, jakie mogły się tutaj wkraść :) Postaram się jak najszybciej nadrobić wasze blogi! Pozdrawiam i do napisania!
- Jerr.
Kolejny rozdział gdy pojawi się 25 komentarzy.
Jej jestem pierwsza tyle czekalam rozdzial zajebisty car i 90210 bedzie sie dziac boze a ten harry ctavdesja milam nadzieje ze pojedzie na lotnisko kto wie czekam na next szczesliwych wakacji
OdpowiedzUsuńŚwietne! Mam nadzieję że wszystko się ułoży i Harry rzuci Taylor. :)
OdpowiedzUsuńjej! To jest super. Ta akcja na końcu jest najlepszą. Nie mogę doczekać się następnej części.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego. Niech Harry zostawi ta Taylor i poleci do Caroline !
OdpowiedzUsuńBoze jakie emocje!! Jesteś chyba blogerka wszech czasów czy jak...? Masz taki takent ja japierdziel :) i niech harry pojedzie do caroline i i i... Nichc sie coś stamie ale zeby na koniec byli jednak razem :**** weny zycze
OdpowiedzUsuńBosskiii ;)
OdpowiedzUsuńJej jak ty super piszesz ! Jestem na wakacjach u babci i strasznie mi się tu nudzi ale gdy czytam te twoje opowiadanie to nie wiem co to nuda :* Zazdroszczę ci weny i pomysłów. W 2 dni przeczytałam bloga i naprawdę jest boski ! Proszę dodaj wcześniej rozdział . :D Proszę proszę proszę ; )) Oczywiście mam nadzieje że ta suka Taylor ( Przepraszam z góry fanów ) Da spokój Caroline i Harry'emu żeby mogli być razem ...... Jakie emocje hehe . Jeszcze raz napiszę ale dodaj szybciej rozdział < 3333
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział . POzdrawiam Sylviaa :)
OdpowiedzUsuńKocham tego twojego bloga! uwielbiam jak piszesz i dzięki Tobię się inspiruje...i chyba piszę komentarz po raz pierwszy..za co PRZEPRASZAM, ale od teraz będę komentować! :D Bardzo ciekawi mnie, co bedzie w następnym rozdziale! :P
OdpowiedzUsuńHarry ty zimny dupku jak mogłeś przyprowadzić Tay na slub blee... Boski rozdział,fajnie ze Carls wyjechała na plan 90210 xx weny zycze <3
OdpowiedzUsuńNaprawde masz talent czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńSzkoda że Caroline wyjechała ale podoba mi sie bardzo bardzo ten rozdział
OdpowiedzUsuńchciałabym żebyś napisała dziś następny rozdział bo naprawdę nie mogę się doczekać odliczam ale sądzę że jesteś w tym świetna
OdpowiedzUsuńGenialny ;)
OdpowiedzUsuń*-*
OdpowiedzUsuńTrafilam na twojwgo bloga wczoraj i przeczytalam wszystkie rozdzialy w jedno noc.. Genialne blog i masz wielki taleny
OdpowiedzUsuńRównież przeczytałam twojego bloga jedną noc i też myślę że masz talent : ) Jesteś świetna i mam nadzieję że w następnych rozdziałach zmniejszysz ilość komentarzy by były szybciej rozdziały hehehe :P
OdpowiedzUsuńJejku!!! Możesz przestac komplikowac tak to zycie Caroline i Harry`ego?! xD Niech no ona będzie już szczęśliwa z nim. ;)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na next.
niech ona przyjedzie do niego do szpitala!!!!!!! super super super opowiadanie , dodaj dzisss <3 :*
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńCaroline powinna być z Harrym! Nienawidzę Taylor :P
OdpowiedzUsuńAwwww.. Niech sje pogodza ;) Masz wielki talent do pisania. ;) Dodawaj szybko kolenjy ;*
OdpowiedzUsuńBoze :* Genialy ;) Nie moge sie doczekac kolejnego :* Oby tylko Harremu nic sie nie stalo :) ;)
OdpowiedzUsuńNiesamowity :'
OdpowiedzUsuńOMG :) Zajebisty.:*
OdpowiedzUsuńRozdzia super a tak na margiesie to wina Harr'ego że ją stracił!!!
OdpowiedzUsuńJest już 25 komentarzy < 3333 Kiedy dodasz rozdział ?
OdpowiedzUsuńDodasz dziś rozdział ?? Dodaj proszę !! ; ))
OdpowiedzUsuń