Los Angeles
- Caroline -
Słoneczna Kalifornia, była moim marzeniem od zawsze - jako nastolatka oglądałam tysiące filmów, które nakręcone zostały w tym cudownym miejscu, a teraz właśnie wysiadłam z pokładu samolotu, który wylądował na lotnisku w Los Angeles. Była to moja druga wizyta w Miasteczku Aniołów i z pewnością, najdłuższa jaką tu odbędę. Chwytając za walizkę, w spokoju przeszłam całą odprawę bagażową i paszportową. Czułam się podekscytowana i przepełniona pozytywnymi emocjami, naprawdę miałam wrażenie, że tutaj wszystko ułoży się w taki sposób, w jaki powinno zawsze. Rozejrzałam się po obszernym budynku lotniska i wzrokiem odszukałam wyjścia, którym zaraz wyszłam na zewnątrz. Nie do końca wiedziałam w jaki sposób mam się tu poruszać - wprawdzie przyleciałam tutaj w ciemno, opierając się na obietnicy Pana Michaela. Ciepłe i zarazem wilgotne powietrze, rozwiewało moje włosy we wszelkie strony i podrażniało moją, nie przystosowaną do tutejszego klimatu, śluzówkę. W oddali słyszałam szum morza i trzepot liści palm... oh, boże jakie piękne wakacje mogłabym tutaj spędzić. Jednak przyjechałam tu pracować...
Niespodziewanie poczułam na ramieniu, czyjąś dużą dłoń. Automatycznie odwróciłam się i zmierzyłam wzrokiem mężczyznę, do którego ona należała. Miał on krótko przystrzyżone, czarne włosy po bokach i nienaturalnie, bladoniebieskie oczy, które odznaczały się na opalonej skórze. Ubrany był w szarą marynarkę, pod którą miał biały T-shirt oraz czarne, dżinsowe rurki i skórzane sztyblety. Wyglądał na faceta przed czterdziestką. Biła od niego powaga, duma i ekstrawagancja. Już na pierwszy rzut oka, widać było, że jest idealistą. - Mogę w czymś pomóc? - spytałam dość nie pewnie, zważywszy, że obcy mi mężczyzna lustrował mnie przenikliwie wzrokiem.
- Nazywam się Michael Anderson, Panno Wish i przyjechałem po Panią. - odpowiedział z ogromnym uśmiechem na ustach. Cofnął dłoń i nonszalancko wsadził ją do tylnej kieszeni jego spodni. - Miło mi Panią poznać osobiście, już nie mogę doczekać się spotkania jutro na planie!
- Mi również jest Miło Pana poznać, Panie Anderson. Mam nadzieję, że nie robię Panu zbytniego kłopotu, ponieważ mogłabym sama zapewnić sobie jakiś nocleg w motelu.
- Motelu? - prychnął, widocznie zdenerwowany. Nie rozumiałam zbytnio czemu. - Niech Pani sobie ze mnie nie żartuje, Panno Wish. Jestem Pani szefem i jak już wspominałem, muszę dbać o moich pracowników.
- W takim razie, bardzo Pana przepraszam. - odpowiedziałam lekko się uśmiechając. Słońce, które wysoko zawisło na niebie, niemiłosiernie prażyło tego dnia. Spoglądając na wyższego ode mnie o głowę, mężczyznę musiałam mrużyć oczy, więc szybko sięgnęłam rękę do torby i wyciągnęłam z niej okulary przeciwsłoneczne. Złożyłam je na nos i od razu lepiej.
- Już dobrze, jeżeli Pani teraz pozwoli to zawiozę Panią do hotelu, w którym będzie Pani dzielić apartament z Panną AnnaLynne McCord. W serialu będą Panie grać dość bliskie sobie osoby, więc myślę, że to dobry pomysł abyście zamieszkały ze sobą i zaprzyjaźniły się.
- No dobrze. - odpowiedziałam całkowicie zgodna.
- W takim razie zapraszam do mojego samochodu. - odparł i ruchem dłoni wskazał na zaparkowane pod lotniskiem, musztardowe ferrari. Srebrne felgi samochodu połyskiwały w słońcu, a lakier lśnił. Auto robiło na mnie ogromne wrażenie i po prostu nie mogłam odwrócić od niego wzroku. Było zbyt idealne i piękne, aby mogło być prawdziwe. Już teraz czułam ten niesamowity wiatr, który rozwiewa moje włosy podczas jazdy tym samochodem. Czułam się jak w filmie, dosłownie jak w filmie. Speszona, uśmiechnęłam się delikatnie i powlokłam nogami za mężczyzną, który najpierw, jedną ręką wrzucił moją walizkę na tył, a później otworzył przede mną drzwi samochodu. Zapowiadało się naprawdę fajnie.
***
Los Angeles - najpiękniejsze miejsce na całej kuli ziemskiej. To miasteczko oczarowało mnie swym wdziękiem i różnorodnością już wcześniej, ale teraz zdawało się, że odkrywam je na nowo. Złociste słońce górowało na niebie, a ocean odbijało się na linii horyzontalnej. Możliwe, że spędzę tutaj parę miesięcy, więc mam nadzieję, że szybko się tu zaaklimatyzuję. Bardziej obawiam się pracy na planie, pośród profesjonalistów, do których no niestety... powiedzmy sobie szczerze - nie należę. Liczę tylko na to, że nie wywalą mnie z obsady zaraz po pierwszym odcinku. Podróż samochodem Pana Andersona minęła szybko i przyjemnie - bez żadnych zbędnych rozmów, głównie na wysłuchiwaniu w ciszy programu muzycznego. Nim się zdążyłam obejrzeć, musztardowe ferrari wjechała na hotelowy parking i pod samym jego budynkiem, zgasiło swój silnik. Hotel (jeżeli w ogóle mogłam go takim nazwać) przypominał luksusową willę, do której wiodły marmurowe schody, otoczone alejką akacji.
- To miał być hotel. - zauważyłam, spoglądając w stronę Pana Andersona, który trzymając w dłoni, uchwyt mojej walizki, stanął tuż koło mnie. Z dumą spoglądał na posiadłość, jakby była jego perełką. Okolica w jakiej znajdowała się willa, była nadzwyczajnie spokojna i niewątpliwie była... przeznaczona dla bogatych ludzi, którzy na swych kontach moją z przodu jakąś kosmiczną cyfrę, a z tyłu ponad 6 zer. Z nieznanych mi przyczyn, niespodziewanie zaczęłam się zastanawiać, ile taka willa kosztuje.
- Witam w mojej najpiękniejszej posiadłości, jaką zarezerwowałem dla moich ulubionych pracowników. - powiedział z szelmowskim uśmiechem na ustach. Wydawało się, że śnię, że to wszystko nie dzieje się na prawdę i, że ten dom jest tylko i wyłącznie wytworem mojej beznadziejnej wyobraźni. Nie do końca teraz wiedziałam co powinnam zrobić. Spodziewałam się raczej czegoś skromniejszego - czegoś w czym czułabym się bardziej swobodnie. Świadomość, że będę tutaj mieszkać przyprawiała mnie o dreszcze - bałam się? Zdecydowanie tak. Anderson ruszył na przód, ciągnąc za sobą moją walizkę i rozglądając się po sąsiednich domkach. Jak jakaś niedorajda, całkowicie speszona znów się za nim powlokłam, nie dowierzając, że osoba, która całkowicie mnie nie zna, robi dla mnie coś tak cudownego. Ogród, którym spacerowałam obecnie, równie jak dom - wywoływał na człowieku przeogromne wrażenie. Perfekcyjnie przystrzyżona, soczyście-zielona trawa, po świeżym spryskaniu wodą, lśniła skąpana w promieniach słońca, a egzotyczne drzewka i różane krzaki otaczały całą posiadłość. Znajdujące się przed dużym tarasem, małe jeziorko wyglądało na bardziej zadbane, niż jakikolwiek zbiornik basenowy. Stawiając ciężkie kroki, na marmurowych stopniach, czułam jak po mym czole spływają kropelki zimnego potu. Obawiałam się spotkania z moją nową współlokatorką... Co jeśli okaże się, że będę mieszkać jeszcze z kimś innym? Mężczyzna przystanął przed dużymi, szklanymi drzwiami i wolną rękę chwycił za srebrną klamkę, by po chwili je otworzyć. Zapach nowości, uderzył we mnie, zaraz gdy tylko przekroczyłam próg posiadłości. Korytarz, którym podążaliśmy był bardzo długi i zachowany w stonowanych kolorach - brązie i bieli, z domieszką złota. Pod główną ściną stała duża, beżowa waza z której wystawały poskręcane, miedziane druciki. Anderson przystanął nagle, stawiając moją walizką na środku pomieszczenia, które po chwili z korytarza, przerodziło się w serce domu. Obróciłam się na pięcie, podziwiając całe piękno, całkowicie oczarowana połączeniem koloru pomarańczowego, zastosowanego na ścianach z akcentami zieleni i złotymi kafelkami, które wyglądały bardzo ekstrawagancko. Mężczyzna rozejrzał się po obszernej posiadłości i po chwili odezwał się. - Zaraz poznasz swoją współlokatorkę. - uśmiechnął się przyjaźnie, lecz mimo tego wzdrygnęłam się na samą myśl o nowej dziewczynie. - AnnaLynne! - krzyknął na cały dom. - AnnaLynne, zejdź na dół. Chciałbym Ci kogoś przedstawić. - AnnaLynne, zdawała się nie słyszeć nawoływania producenta. - Wiem, że jesteś w domu! Rusz ten gwiazdorski tyłek i chodź tutaj do nas, Caroline chce Cię poznać! - I nagle zza dużego filaru, wyłoniła się ociekająca seksapilem, długonoga blondynka.
Z pozoru wydawała się bardzo oschła i zadufana w sobie, ale gdy tylko z ogromnym i szczerym uśmiechem na ustach, podeszła do mnie i przytuliła mnie, doszłam do wniosku, że równa jest z niej babka.
- Miło mi Cię poznać, AnnaLynne. - powiedziałam nieco speszona, jej obecnością. Dziewczyna przyglądała mi się zaciekawiona, jakby od dłuższego czasu nie miała towarzystwa. Poprawiła swoją idealną fryzurę, odrzucając na plecy jedno pasmo, blond włosów. Jej oczy były w odcieniu głębokiej zieleni, zupełnie jak Harry'ego... Szybko odsunęłam od siebie myśli o chłopaku i skoncentrowałam się na rozmowie dziewczyny z Andersonem.
- Mam nadzieję, że zaprzyjaźnicie się. - powiedział spoglądając na każdą z nas. - Dom jest do waszej dyspozycji, przez cały czas, ale proszę dbajcie o niego z głową. Jutro, z samego rana przyjedzie po was samochód, którym pojedziecie na plan filmowy. Tam się spotkamy, a teraz wybaczcie mi, ponieważ muszę już uciekać. Śpieszę się na spotkanie z nowym aktorem. Do zobaczenia, drogie Panie.
- Do widzenia, Panie Anderson. - powiedziałyśmy jednocześnie. AnnaLynne spojrzała na mnie i parsknęła śmiechem. Coś mówiło mi, że to będzie początek miłej i szalonej znajomości. Razem odprowadziłyśmy mężczyznę do samych drzwi i gdy tylko zniknął za nimi, nastała krępująca cisza, której tak bardzo się obawiałam.
- Dobra nie będziemy tak smęcić. - powiedziała, krzyżując ręce na piersiach. - Mamy się zakolegować, więc musimy się lepiej poznać. - dodała zadziornie się uśmiechając. - Oprowadzę Cię troszkę po domu, żebyś mogła się trochę łatwiej po nim poruszać, a wieczorem pójdziemy do klubu. - muszę przyznać, że nie bardzo miałam ochotę wyjść na dyskotekę. Byłam zmęczona i tym bardziej chciałam odpocząć w domowym zaciszu, ale spoglądając w stronę AnnaLynne, dobrze wiedziałam, że dziewczyna nie da mi spokoju i z pewnością nie zostawi samą w domu, przed telewizorem.
Muszę przyznać, że pokoje na górze, były o wiele piękniejsze i urządzone z większym gustem niż te na dole. Blondynka, niczym szalony huragan biegła od pomieszczenia do pomieszczenia, otwierając przede mną drzwi. W ciągu trzydziestu minut, udało nam się zwiedzić cały parter i połowę drugiego piętra wraz z ogromnym tarasem na zewnątrz, gdzie jak mi powiedziała "Odbywały się największe melanże całej Kalifornii". AnnaLynne niewątpliwie była typem imprezowiczki z twardą głową i marzeniami, których za wszelką cenę się trzymała. Podobał mi się jej charakter i szczerze to obawiałam się, że będzie gorzej. Szybko złapałyśmy ze sobą kontakt i to mnie bardzo cieszyło. Na górze, pokazała mi pokój, który wprawdzie dzielić będziemy razem ze sobą, mianowicie mówiąc - garderoba. Pomieszczenie było w wielkości salonu, w moim Londyńskim domu. Z pewnością będzie to moje ulubione miejsce w całej willi.
- Masz śmieszny akcent. - zauważyła Kalifornijka. - Bardzo twardo mówisz, każdy tak tam u was ma? - spytała.
- Nie. - odpowiedziałam szybko. - To zależy, ale masz rację. Nasz akcent jest troszkę dziwny... taki specyficzny. Ale wy też macie śmieszny.
- Zgadza się, jutro jak poznasz resztę zobaczysz co to jest prawdziwy, kalifornijski akcent. - zaśmiała się. - Myślę, że od razu Cię polubią, Caroline.
- Proszę, mów do mnie 'Carls'. - powiedziałam kładąc rękę na jej ramieniu. - Przyjaciele na mnie tak mówią.
- Niech będzie, przyjaciółko! - powiedziała zgodnie. - Chodź, teraz pokażę Ci Twój pokój.
- Mogłabym spać nawet na wykładzinie, w garderobie.
- Nie jest wcale tak wygodnie. - rzekła. - Uwierz mi, próbowałam. To długa historia... - westchnęła.
Szczerze, to dosyć ciekawiło mnie, co ona tam robiła śpiąc na wykładzinie, ale jednak postanowiłam nie wnikać, jak będzie chciała to z pewnością mi opowie. Ruszyłam po schodach, za blondynką idąc na piętro. McCord, prowadziła mnie przez kolejny, długi korytarz, aż do chwili gdy przystanęła na przeciwko białych drzwi. Obróciła się w moim kierunku i uśmiechnęła przyjaźnie, zachęcając mnie do tego, abym sama je otworzyła. Przełknęłam głośno ślinę, dlaczego obawiam się tego, co zaraz zobaczę? Moja dłoń chwyciła za klamkę i lekko nacisnęła na nią. Po chwili drzwi się uchyliły, a ja zrobiłam krok w przód, rozglądając się po zacienionym wnętrzu. Pokój utrzymany był w stonowanej bieli i fuksji - ogromne, dwuosobowe łóżko znajdowało się w samym centrum pomieszczenia. Pod nim, na białych panelach leżał filetowy dywan, a koło niego stała mała, zgrabna etażerka. Pod ścianą stała toaletka wraz z komodą, które były w białym kolorze, a na ścianie wisiały cztery obrazy z motywem kwiatowym. Całość dopełniały liliowe zasłony i kryształowy żyrandol, który wisiał nad łóżkiem. Pokój bardzo mi się podobał i całkowicie był w moim stylu. - Piękny jest. - powiedziałam z uśmiechem do blondynki. - Naprawdę, piękny. - szepnęłam przesuwając dłonią po satynowej pościeli. Dziewczyna uśmiechnęła się i usiadła na etażerce.
- Obok masz łazienkę, także bliziutko. Ja mieszkam jakieś trzy pokoje od Ciebie, więc jakbyś bała się spać sama, zawsze możesz do mnie wpaść. - powiedziała. - Dobra, Carls... zostawiam Cię samą, rozpakuj się, wykąp i o dwudziestej idziemy do klubu poszaleć. - dodała i szybko wstała. Przytuliła mnie, dodając mi tym gestem otuchy i odeszła.
- Em... AnneLynne? - zawołałam, gdy dziewczyna wychodziła już z pokoju. - Przypominasz mi moje przyjaciółki. Rachel i Dianę... jesteś ich doskonałym połączeniem, bardzo się cieszę, że mogę tu z Tobą zamieszkać. - AnneLynne uśmiechnęła się promiennie, zupełnie nie spodziewając się tego, co właśnie powiedziałam. Naprawdę ją polubiłam i myślę, że ona mnie również.
- To miał być hotel. - zauważyłam, spoglądając w stronę Pana Andersona, który trzymając w dłoni, uchwyt mojej walizki, stanął tuż koło mnie. Z dumą spoglądał na posiadłość, jakby była jego perełką. Okolica w jakiej znajdowała się willa, była nadzwyczajnie spokojna i niewątpliwie była... przeznaczona dla bogatych ludzi, którzy na swych kontach moją z przodu jakąś kosmiczną cyfrę, a z tyłu ponad 6 zer. Z nieznanych mi przyczyn, niespodziewanie zaczęłam się zastanawiać, ile taka willa kosztuje.
- Witam w mojej najpiękniejszej posiadłości, jaką zarezerwowałem dla moich ulubionych pracowników. - powiedział z szelmowskim uśmiechem na ustach. Wydawało się, że śnię, że to wszystko nie dzieje się na prawdę i, że ten dom jest tylko i wyłącznie wytworem mojej beznadziejnej wyobraźni. Nie do końca teraz wiedziałam co powinnam zrobić. Spodziewałam się raczej czegoś skromniejszego - czegoś w czym czułabym się bardziej swobodnie. Świadomość, że będę tutaj mieszkać przyprawiała mnie o dreszcze - bałam się? Zdecydowanie tak. Anderson ruszył na przód, ciągnąc za sobą moją walizkę i rozglądając się po sąsiednich domkach. Jak jakaś niedorajda, całkowicie speszona znów się za nim powlokłam, nie dowierzając, że osoba, która całkowicie mnie nie zna, robi dla mnie coś tak cudownego. Ogród, którym spacerowałam obecnie, równie jak dom - wywoływał na człowieku przeogromne wrażenie. Perfekcyjnie przystrzyżona, soczyście-zielona trawa, po świeżym spryskaniu wodą, lśniła skąpana w promieniach słońca, a egzotyczne drzewka i różane krzaki otaczały całą posiadłość. Znajdujące się przed dużym tarasem, małe jeziorko wyglądało na bardziej zadbane, niż jakikolwiek zbiornik basenowy. Stawiając ciężkie kroki, na marmurowych stopniach, czułam jak po mym czole spływają kropelki zimnego potu. Obawiałam się spotkania z moją nową współlokatorką... Co jeśli okaże się, że będę mieszkać jeszcze z kimś innym? Mężczyzna przystanął przed dużymi, szklanymi drzwiami i wolną rękę chwycił za srebrną klamkę, by po chwili je otworzyć. Zapach nowości, uderzył we mnie, zaraz gdy tylko przekroczyłam próg posiadłości. Korytarz, którym podążaliśmy był bardzo długi i zachowany w stonowanych kolorach - brązie i bieli, z domieszką złota. Pod główną ściną stała duża, beżowa waza z której wystawały poskręcane, miedziane druciki. Anderson przystanął nagle, stawiając moją walizką na środku pomieszczenia, które po chwili z korytarza, przerodziło się w serce domu. Obróciłam się na pięcie, podziwiając całe piękno, całkowicie oczarowana połączeniem koloru pomarańczowego, zastosowanego na ścianach z akcentami zieleni i złotymi kafelkami, które wyglądały bardzo ekstrawagancko. Mężczyzna rozejrzał się po obszernej posiadłości i po chwili odezwał się. - Zaraz poznasz swoją współlokatorkę. - uśmiechnął się przyjaźnie, lecz mimo tego wzdrygnęłam się na samą myśl o nowej dziewczynie. - AnnaLynne! - krzyknął na cały dom. - AnnaLynne, zejdź na dół. Chciałbym Ci kogoś przedstawić. - AnnaLynne, zdawała się nie słyszeć nawoływania producenta. - Wiem, że jesteś w domu! Rusz ten gwiazdorski tyłek i chodź tutaj do nas, Caroline chce Cię poznać! - I nagle zza dużego filaru, wyłoniła się ociekająca seksapilem, długonoga blondynka.
Z pozoru wydawała się bardzo oschła i zadufana w sobie, ale gdy tylko z ogromnym i szczerym uśmiechem na ustach, podeszła do mnie i przytuliła mnie, doszłam do wniosku, że równa jest z niej babka.
- Miło mi Cię poznać, AnnaLynne. - powiedziałam nieco speszona, jej obecnością. Dziewczyna przyglądała mi się zaciekawiona, jakby od dłuższego czasu nie miała towarzystwa. Poprawiła swoją idealną fryzurę, odrzucając na plecy jedno pasmo, blond włosów. Jej oczy były w odcieniu głębokiej zieleni, zupełnie jak Harry'ego... Szybko odsunęłam od siebie myśli o chłopaku i skoncentrowałam się na rozmowie dziewczyny z Andersonem.
- Mam nadzieję, że zaprzyjaźnicie się. - powiedział spoglądając na każdą z nas. - Dom jest do waszej dyspozycji, przez cały czas, ale proszę dbajcie o niego z głową. Jutro, z samego rana przyjedzie po was samochód, którym pojedziecie na plan filmowy. Tam się spotkamy, a teraz wybaczcie mi, ponieważ muszę już uciekać. Śpieszę się na spotkanie z nowym aktorem. Do zobaczenia, drogie Panie.
- Do widzenia, Panie Anderson. - powiedziałyśmy jednocześnie. AnnaLynne spojrzała na mnie i parsknęła śmiechem. Coś mówiło mi, że to będzie początek miłej i szalonej znajomości. Razem odprowadziłyśmy mężczyznę do samych drzwi i gdy tylko zniknął za nimi, nastała krępująca cisza, której tak bardzo się obawiałam.
- Dobra nie będziemy tak smęcić. - powiedziała, krzyżując ręce na piersiach. - Mamy się zakolegować, więc musimy się lepiej poznać. - dodała zadziornie się uśmiechając. - Oprowadzę Cię troszkę po domu, żebyś mogła się trochę łatwiej po nim poruszać, a wieczorem pójdziemy do klubu. - muszę przyznać, że nie bardzo miałam ochotę wyjść na dyskotekę. Byłam zmęczona i tym bardziej chciałam odpocząć w domowym zaciszu, ale spoglądając w stronę AnnaLynne, dobrze wiedziałam, że dziewczyna nie da mi spokoju i z pewnością nie zostawi samą w domu, przed telewizorem.
Muszę przyznać, że pokoje na górze, były o wiele piękniejsze i urządzone z większym gustem niż te na dole. Blondynka, niczym szalony huragan biegła od pomieszczenia do pomieszczenia, otwierając przede mną drzwi. W ciągu trzydziestu minut, udało nam się zwiedzić cały parter i połowę drugiego piętra wraz z ogromnym tarasem na zewnątrz, gdzie jak mi powiedziała "Odbywały się największe melanże całej Kalifornii". AnnaLynne niewątpliwie była typem imprezowiczki z twardą głową i marzeniami, których za wszelką cenę się trzymała. Podobał mi się jej charakter i szczerze to obawiałam się, że będzie gorzej. Szybko złapałyśmy ze sobą kontakt i to mnie bardzo cieszyło. Na górze, pokazała mi pokój, który wprawdzie dzielić będziemy razem ze sobą, mianowicie mówiąc - garderoba. Pomieszczenie było w wielkości salonu, w moim Londyńskim domu. Z pewnością będzie to moje ulubione miejsce w całej willi.
- Masz śmieszny akcent. - zauważyła Kalifornijka. - Bardzo twardo mówisz, każdy tak tam u was ma? - spytała.
- Nie. - odpowiedziałam szybko. - To zależy, ale masz rację. Nasz akcent jest troszkę dziwny... taki specyficzny. Ale wy też macie śmieszny.
- Zgadza się, jutro jak poznasz resztę zobaczysz co to jest prawdziwy, kalifornijski akcent. - zaśmiała się. - Myślę, że od razu Cię polubią, Caroline.
- Proszę, mów do mnie 'Carls'. - powiedziałam kładąc rękę na jej ramieniu. - Przyjaciele na mnie tak mówią.
- Niech będzie, przyjaciółko! - powiedziała zgodnie. - Chodź, teraz pokażę Ci Twój pokój.
- Mogłabym spać nawet na wykładzinie, w garderobie.
- Nie jest wcale tak wygodnie. - rzekła. - Uwierz mi, próbowałam. To długa historia... - westchnęła.
Szczerze, to dosyć ciekawiło mnie, co ona tam robiła śpiąc na wykładzinie, ale jednak postanowiłam nie wnikać, jak będzie chciała to z pewnością mi opowie. Ruszyłam po schodach, za blondynką idąc na piętro. McCord, prowadziła mnie przez kolejny, długi korytarz, aż do chwili gdy przystanęła na przeciwko białych drzwi. Obróciła się w moim kierunku i uśmiechnęła przyjaźnie, zachęcając mnie do tego, abym sama je otworzyła. Przełknęłam głośno ślinę, dlaczego obawiam się tego, co zaraz zobaczę? Moja dłoń chwyciła za klamkę i lekko nacisnęła na nią. Po chwili drzwi się uchyliły, a ja zrobiłam krok w przód, rozglądając się po zacienionym wnętrzu. Pokój utrzymany był w stonowanej bieli i fuksji - ogromne, dwuosobowe łóżko znajdowało się w samym centrum pomieszczenia. Pod nim, na białych panelach leżał filetowy dywan, a koło niego stała mała, zgrabna etażerka. Pod ścianą stała toaletka wraz z komodą, które były w białym kolorze, a na ścianie wisiały cztery obrazy z motywem kwiatowym. Całość dopełniały liliowe zasłony i kryształowy żyrandol, który wisiał nad łóżkiem. Pokój bardzo mi się podobał i całkowicie był w moim stylu. - Piękny jest. - powiedziałam z uśmiechem do blondynki. - Naprawdę, piękny. - szepnęłam przesuwając dłonią po satynowej pościeli. Dziewczyna uśmiechnęła się i usiadła na etażerce.
- Obok masz łazienkę, także bliziutko. Ja mieszkam jakieś trzy pokoje od Ciebie, więc jakbyś bała się spać sama, zawsze możesz do mnie wpaść. - powiedziała. - Dobra, Carls... zostawiam Cię samą, rozpakuj się, wykąp i o dwudziestej idziemy do klubu poszaleć. - dodała i szybko wstała. Przytuliła mnie, dodając mi tym gestem otuchy i odeszła.
- Em... AnneLynne? - zawołałam, gdy dziewczyna wychodziła już z pokoju. - Przypominasz mi moje przyjaciółki. Rachel i Dianę... jesteś ich doskonałym połączeniem, bardzo się cieszę, że mogę tu z Tobą zamieszkać. - AnneLynne uśmiechnęła się promiennie, zupełnie nie spodziewając się tego, co właśnie powiedziałam. Naprawdę ją polubiłam i myślę, że ona mnie również.
***
W ciągu niespełna godziny, zdążyłam się rozpakować i poukładać wszystkie moje rzeczy w komodzie i na półeczkach. Zapachowe świece, które przywiozłam z Londynu, ustawiłam na komodzie koło łóżka, tuż koło małego stożku moich ulubionych książek, w tym między innymi - "50 twarzy Greya" , "Zabić Drozda" a także "Wichrowe Wzgórza". Mały, metalowy, czerwony autobusik położyłam na parapecie - miał mi on przypominać o moich przyjaciółkach z Anglii, tak więc też koło niego postawiłam ramkę z kolarzem ich zdjęć. Nie czułam się już w pokoju obco, bowiem z domieszką moich rzeczy, zrobiło się tutaj naprawdę przytulnie. Gdy już wszystko wydawało się być na miejscu, postanowiłam wyciągnąć z torby laptopa i wejść na Skype. Szybko uruchomiłam komputer i zalogowałam się na komunikatorze. Całe szczęście po mojej stronie, ponieważ akurat Diana była dostępna. Wybrałam opcję "połącz" i oczekiwałam na odpowiedź.
- Caroline! - pisnęła widząc mnie przez kamerkę komputerową. Z tego co się teraz orientuję, to siedziała w kuchni, a za nią krzątało się parę innych osób. - Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Wrócisz? Tęsknimy!
- Diana, po woli, bo się dziewczyno zapowietrzysz! - zaśmiałam się, obserwując przyjaciółkę. Nie widziałam ją ponad dobę, a tak bardzo już za nią tęskniłam. - Czuję się bardzo dobrze. Dom w którym się zatrzymałam jest przepiękny i jak tylko będę mieć czas, porobię wam zdjęcia i wyślę na maila. Ja za wami też tęsknię!
- Z kim rozmawiasz, blondyneczko? - krzyknęła Rachel, nagle pojawiając się przed komputerem. Gdy mnie zobaczyła rozszerzyła ze zdziwienia oczy i zakryła dłonią usta. - Wish, ty cholero! Schudłaś!
- Rachel... nie widziałaś mnie może... 24 godziny? I już schudłam?
- Internet wyszczupla. - powiedziała poważnie, opierając się ręką o blat kuchenny. Po chwili zmaterializował się przy niej wysoki brunet, o krótko przystrzyżonych, kasztanowych włosach i objął dziewczynę. Liam znów majstrował przy fryzurze?
- Chłopaki, Diana rozmawia z Caroline! Chodźcie tutaj! - krzyknął. - Niall, odłóż ten popcorn! Tego nie miesza się z Nutellą! Będziesz rzygać w nocy, a ja nie będę latać za Tobą z papierową torbą! - zaśmiałam się cicho. Już mi ich brakowało. Po niespełna sekundzie, całe One Direction pojawiło mi się na ekranie komputera. Dosłownie. Roześmiany Zayn, wraz z Loui'm popychali się wzajemnie, umorusany Niall, starał się za wszelką cenę wytrzeć swoją twarz, unikając przy tym karcącego wzroku Liam'a, a Harry... Harry stał i się nie odzywał. Z jego twarzy, ciężko było cokolwiek odczytać. Wpatrywał się w mój obraz, z ogromnym zainteresowaniem, jakby bał się, że zaraz zniknę i więcej mnie nie zobaczy.
- Co dzisiaj robisz? - spytał Zayn. - Opowiedz nam jak jest w Los Angeles.
- Co mam opowiadać? - spytałam z przekąsem. - Jest niesamowicie, mieszkam z cudowną dziewczyną. Nazywa się AnnaLynne i będziemy grać siostry w serialu... Dzisiaj wybieramy się do kluby, aby trochę się wyszaleć, a jutro praca.
- Tej już dupa nie może usiedzieć na miejscu. - zauważył Louis, opierając się łokciem, o ramię Zayn'a.
- Każdemu się należy. - odpowiedziałam szczerząc się do niego. - Jak z Eleanor?
- Wróciliśmy do siebie. - odpowiedział. - Wszystko dzięki Tobie, Carls.
- Bez przesady. - rzekłam. - A wy co robicie?
- Zaraz zbieramy się do kina. - powiedziała Rachel. - Wprawdzie zadzwoniłaś w ostatniej chwili, bo właśnie mieliśmy już wychodzić.
- No tak na marginesie, jak chcemy zdążyć to musimy już wychodzić. - dodał Liam, spoglądając na zegarek.
- Tak, tak! - krzyknął Niall, zwracając tym na siebie uwagę każdego, prócz Harry'ego, który nieustannie spoglądał w moją stronę. Dlaczego nie było przy nim Taylor? - Musimy zdążyć, żebym mógł sobie kupić zestaw z mega, ogromną coca-colą!
- Dzięki, Niall... ja też za Tobą tęsknię, słodziaku. - zaśmiałam się.
- Sorcia, Carls... - westchnął.
- Dobra, Caroline... my musimy już lecieć. - powiedziała Diana. - Kochamy Cię! Jeszcze się zdzwonimy, skarbie!
- Dobrze, dobrze. Miłej zabawy, kochani! Do usłyszenia!
- Chwila! - Harry nagle wybuchnął. - Możecie zostawić mnie samego? Chciałbym pogadać z Caroline... - każdy z zebranych, spoglądał na każdego zdziwiony. Nie ukrywam, ja również byłam. Nie chciałam zbytnio rozmawiać z Loczkiem... ale jak na złość, każdy zaczął się zbierać i po chwili kamerka obejmowała tylko lokowatego chłopaka, który posępnie uśmiechał się w moim kierunku. - Cześć. - wyszeptał, bawiąc się swymi loczkami. - Jak się czujesz, Carls? - dosyć dziwne, mówiłam o tym niespełna chwilę temu.
- Dobrze, Harry. - odpowiedziałam mrużąc oczy. - O czym chciałeś ze mną pogadać?
- Tęsknię za Tobą. - powiedział, spoglądając na mnie. Widziałam to w jego oczach... ten smutek. Harry przeżywał głęboko w sobie nasze rozstanie, bardzo boleśnie i niewątpliwie cierpiał z tego powodu. - Wiesz... ja nadal Cię kocham. - pokiwałam głową, zaciskając usta. Chciałam się rozpłakać, ale nie mogłam. - A ty mnie jeszcze kochasz? - spytał. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Cholera, kocham go... kocham i to bardzo... ale nadal pamiętam to co się wydarzyło.
- Tak, Harry. - odpowiedziałam pewnie. - Kocham Cię, ale Ci nie ufam. - to co powiedziałam było całkowicie zgodne z prawdą. Nie wiem czy byłabym w stanie znów zaufać loczkowi, za bardzo mnie zranił.
- Żałuję tego co zrobiłem...
- Wiem to, Harry... wiem.
- Nie mogę przestać o Tobie myśleć... chciałbym to natychmiastowo naprawić... chce żebyś mi zaufała...
- Nie potrafię. - powiedziałam. - Nie rozumiesz? Prawdopodobnie już nigdy Ci nie zaufam i to wszystko przez nikogo innego jak Ciebie i Taylor.
- A kiedykolwiek mi wybaczysz?
- Co z Tobą i Taylor? - pytanie na pytanie? Mądrze, ale jak się wkopiesz nie masz wyjścia. - Jesteście razem bo jesteście czy to nadal... menadżer?
- Nadal menadżer. - odpowiedział. - Nie chce z nią być, ale muszę. Przeczekam do końca umowy z Joe i wtedy to wszystko skończę, przyrzekam.
- Nie musisz mi niczego przyrzekać, Harry.
- Muszę, żebyś wiedziała, że będę się starał o to abyś mi wybaczyła i zaufała.
- No nie wiem...
- Kocham Cię, Carls... - szepnął. - Muszę już lecieć, jeżeli pozwolisz to... zadzwonię jutro do Ciebie, ok?
- Dobrze.
Rozmowa z Harry'm wcale mi nie pomogła - co gorsza sprawiła, że nieustannie myślałam o chłopaku, a dodatkowo zgodziłam się na to aby jutro do mnie zadzwonił. Jestem cholernie głupia. Po co mi to wszystko? Muszę zapomnieć, a na każdym kroku sama sobie strzelam samobója. Zamknęłam laptopa i pozbawiona wszelkich chęci na zabawę, zgarnęłam ciuchy z komody i ociężałym krokiem skierowałam się do toalety. Szybko zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Ciepły strumień wody, oblewał moje nagie ciało, sprawiając, że po woli zaczynałam się rozluźniać. Włosy umyłam szamponem, który pachniał malinami, a samą siebie namydliłam odświeżającym żelem pod prysznic. Z jednej strony czułam się całkowicie wyzwolona, lecz z drugiej... z drugiej nadal coś mi zawadzało. Harry. Co ja mam z nim zrobić? Dobrze wiem, że będzie się starał odbudować naszą znajomość... może trochę mi się to podoba, ale już tyle razy obiecałam sobie, że spróbuję zapomnieć. Gdy już wydaje mi się, że wszystko idzie prostą drogą, nagle on wyłania się zza zakrętu. To już jest naprawdę uciążliwe, czuję jakbym nie mogła rozprostować skrzydeł.
- Tęsknię za Tobą. - powiedział, spoglądając na mnie. Widziałam to w jego oczach... ten smutek. Harry przeżywał głęboko w sobie nasze rozstanie, bardzo boleśnie i niewątpliwie cierpiał z tego powodu. - Wiesz... ja nadal Cię kocham. - pokiwałam głową, zaciskając usta. Chciałam się rozpłakać, ale nie mogłam. - A ty mnie jeszcze kochasz? - spytał. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Cholera, kocham go... kocham i to bardzo... ale nadal pamiętam to co się wydarzyło.
- Tak, Harry. - odpowiedziałam pewnie. - Kocham Cię, ale Ci nie ufam. - to co powiedziałam było całkowicie zgodne z prawdą. Nie wiem czy byłabym w stanie znów zaufać loczkowi, za bardzo mnie zranił.
- Żałuję tego co zrobiłem...
- Wiem to, Harry... wiem.
- Nie mogę przestać o Tobie myśleć... chciałbym to natychmiastowo naprawić... chce żebyś mi zaufała...
- Nie potrafię. - powiedziałam. - Nie rozumiesz? Prawdopodobnie już nigdy Ci nie zaufam i to wszystko przez nikogo innego jak Ciebie i Taylor.
- A kiedykolwiek mi wybaczysz?
- Co z Tobą i Taylor? - pytanie na pytanie? Mądrze, ale jak się wkopiesz nie masz wyjścia. - Jesteście razem bo jesteście czy to nadal... menadżer?
- Nadal menadżer. - odpowiedział. - Nie chce z nią być, ale muszę. Przeczekam do końca umowy z Joe i wtedy to wszystko skończę, przyrzekam.
- Nie musisz mi niczego przyrzekać, Harry.
- Muszę, żebyś wiedziała, że będę się starał o to abyś mi wybaczyła i zaufała.
- No nie wiem...
- Kocham Cię, Carls... - szepnął. - Muszę już lecieć, jeżeli pozwolisz to... zadzwonię jutro do Ciebie, ok?
- Dobrze.
Rozmowa z Harry'm wcale mi nie pomogła - co gorsza sprawiła, że nieustannie myślałam o chłopaku, a dodatkowo zgodziłam się na to aby jutro do mnie zadzwonił. Jestem cholernie głupia. Po co mi to wszystko? Muszę zapomnieć, a na każdym kroku sama sobie strzelam samobója. Zamknęłam laptopa i pozbawiona wszelkich chęci na zabawę, zgarnęłam ciuchy z komody i ociężałym krokiem skierowałam się do toalety. Szybko zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Ciepły strumień wody, oblewał moje nagie ciało, sprawiając, że po woli zaczynałam się rozluźniać. Włosy umyłam szamponem, który pachniał malinami, a samą siebie namydliłam odświeżającym żelem pod prysznic. Z jednej strony czułam się całkowicie wyzwolona, lecz z drugiej... z drugiej nadal coś mi zawadzało. Harry. Co ja mam z nim zrobić? Dobrze wiem, że będzie się starał odbudować naszą znajomość... może trochę mi się to podoba, ale już tyle razy obiecałam sobie, że spróbuję zapomnieć. Gdy już wydaje mi się, że wszystko idzie prostą drogą, nagle on wyłania się zza zakrętu. To już jest naprawdę uciążliwe, czuję jakbym nie mogła rozprostować skrzydeł.
Szybko spłukałam z mojego ciała, całą pianę i wyszłam z kabiny, otulając się wełnianym ręcznikiem. Stanęłam na przeciw lustra i uważnie przyjrzałam się samej sobie. "Zapomnij, Caroline... teraz idziesz się bawić i poznać nowych ludzi. Harry to przeszłość, teraz liczy się przyszłość." Wstrzymując oddech, uśmiechnęłam się. Właśnie w taki sposób, powinnam cały czas myśleć. Szybko uporałam się z moimi włosami i gdy już były wystarczająco suche, postanowiłam je wyprostować. Na twarz nałożyłam delikatny makijaż, który pasować mi miał do wybranych przez siebie ciuchów - długiej, pomarańczowe, asymetrycznej spódnicy, białej koszuli w czarne serduszka i szpilek. Do tego wszystkiego dobrałam małą, czarną torebeczkę i złotą bransoletkę. Usta przejechałam błyszczykiem i gotowa wyszłam z łazienki i skierowałam się na dół, gdzie czekałam już na mnie AnnaLynne. Blondynka miała na sobie podkreślającą figurę, krótką, czarną sukienkę z głębokim wycięciem na piersiach oraz srebrne szpilki z paseczkiem przy kostce. Włosy spięte miała w niedbałego koczka, a makijaż bardzo wyzywający. U boku trzymała małą kopertówkę, o tym samym kolorze co jej buty. - Gotowa, laska? - spytała z ogromnym uśmiechem na ustach. Pokiwałam głową, dając jej znak, że tak. Już nie mogłam doczekać się chwili podczas której trochę się odstresuję.
***
Silver Platter był klubem, obok którego nie dało się przejść obojętnie. Głośną muzykę i krzyki ludzi, słychać było z końca ulicy. AnnaLynne wydawała się dosyć podekscytowana dzisiejszym wieczorem, w sumie ja również. Jak najszybciej chciałam się znaleźć w środku i napić czegoś mocniejszego. Kolejka pod klubem była kilometrowa, ale McCord nawet nie zwróciła na nią uwagi. Pełna gracji i wdzięku, zmierzała w kierunku łysego ochroniarza. Przedstawienie czas zacząć? - Henry! - pisnęła, chwytając mężczyznę za wytatuowane ramię. Henry spojrzał na nią zdziwiony, lecz po chwili uśmiechnął się pod nosem, zadowolony z jej dotyku, dając mi przy tym niejasne wrażenie, że między nimi coś musiało wcześniej być. - Chciałam Ci przedstawić moją znajomą. - powiedziała, spoglądając na niego zalotnie. - Nazywa się Caroline i przyjechała tutaj z Anglii. Chciałyśmy się troszkę zabawić. - mężczyzna był widocznie oczarowany słodkim głosikiem AnnaLynne, ale prawda była taka, że dziewczynę on wcale nie interesował. Blondynka chciała tylko dostać się do klubu, a on stanowił jedynie przeszkodę.- To jak, wpuścisz nas, kociaku? - spytała, jeżdżąc dłonią po jego nagim, muskularnym ramieniu. Henry, spojrzał prosto w jej oczy, na co dziewczyna kokieteryjnie zatrzepotała rzęsami. Chwilę później, wolną rękę wskazał nam drogę do wejścia. Zadowolona AnnaLynne, chwyciła mnie za ramię i pociągnęła w głąb klubu.
- Jak ty to zrobiłaś? - spytałam zaskoczona, gdy obie usiadłyśmy przy barze. - Musisz mnie tego nauczyć.
- Kochanie, mieszkam tu całe moje życie. - odpowiedziała. - A z tamtym przespałam się może trzy razy... biedaczek myśli, że znów wskoczę mu do łóżka. - zrobiła smutną minkę.- Ale bynajmniej chodzę tutaj za free. - uśmiechnęła się zadowolona i zwróciła się do barmana. - Dwa razy Martini poproszę. - powiedziała i znów spojrzała na mnie. - Jesteś dziewicą? - cholera, że co?
- Tak. - odpowiedziałam dość niepewnie. Blondynka z uwagą, przyglądała mi się wyraźnie zdziwiona. Nie tego się spodziewała? - To coś złego? - spytałam.
- Nie, ale nie bój się. Jeszcze trochę i nie będziesz już dziewicą. - wzdrygnęłam się. Skąd ona może to wiedzieć. - Spokojnie! Nie patrz tak na mnie, przecież nie zrobiłabym petycji dla chętnych do wyruchania Cię. - zaśmiałam się nerwowo. Dlaczego ten temat był dla mnie taki wrażliwy? Nagle blondynka spoważniała, a jej wzrok zawisnął na mojej szyi. Coś z nią nie tak? Wyciągnęła chudą rękę przed siebie i odsunęła kołnierzyk mojej koszuli. Jej zimne palce, dotknęły mojej skóry, wywołując we mnie dreszcze. Dziewczyna chwyciła za mały łańcuszek i wyciągnęła wisiorek, który ukrywałam przed wszystkimi. - 'H' jak?
- Harry. - odpowiedziałam. - Harry Styles, mój były chłopak. - odpowiedziałam unikając jej przenikliwego wzroku.
- Skoro jest Twoim byłym, to dlaczego nosisz jeszcze ten łańcuszek? - spytała, ale nie odpowiedziałam. - Dlaczego zerwaliście?
- Zdradził mnie. - odpowiedziałam.
- Dupek. - powiedziała. - Nie myśl o nim. - dodała odkładając swoje Martini na blat. - Chodź, idziemy się zbawić. Harry Dupek Styles to przeszłość.
________________________________________________
Cześć miśki :* Jak wam mijają wakacje? :) Muszę przyznać, że nie mam pojęci czy spodobał wam się rozdział w całości poświęcony Los Angeles, przepraszam, że przerywam teraz, ale jeszcze mam plany co do tej akcji tutaj. Mam dla was dobrą nowinę! Otóż postanowiłam trochę przeciągnąć akcję bloga, więc możecie spodziewać się 2 może nawet 4 rozdziałów więcej. Postaram się pisać szybciej i dodawać wam kolejne notki. Pod koniec sierpnia chciałabym już skończyć bloga, by spokojnie we wrześniu zaprosić was na prolog na moim nowym blogu. Dziękuję wam za wszystkie komentarze, kolejny rozdział postaram dodać się w następnym tygodniu! Przepraszam za błędy! Pozdrawiam!
- Jerr.
________________________________________________
Cześć miśki :* Jak wam mijają wakacje? :) Muszę przyznać, że nie mam pojęci czy spodobał wam się rozdział w całości poświęcony Los Angeles, przepraszam, że przerywam teraz, ale jeszcze mam plany co do tej akcji tutaj. Mam dla was dobrą nowinę! Otóż postanowiłam trochę przeciągnąć akcję bloga, więc możecie spodziewać się 2 może nawet 4 rozdziałów więcej. Postaram się pisać szybciej i dodawać wam kolejne notki. Pod koniec sierpnia chciałabym już skończyć bloga, by spokojnie we wrześniu zaprosić was na prolog na moim nowym blogu. Dziękuję wam za wszystkie komentarze, kolejny rozdział postaram dodać się w następnym tygodniu! Przepraszam za błędy! Pozdrawiam!
- Jerr.
Kolejna notka jeżeli pojawi się 27 komentarzy!
fajnyyy pisz dalej
OdpowiedzUsuńdalejj
OdpowiedzUsuńfajjjjjny dodaj następny :):):):)
OdpowiedzUsuńsuper. Świetnie piszesz czekam na nn
OdpowiedzUsuńGenialny :-P
OdpowiedzUsuńHej, mam pytanie :) Już nie będziesz pisała z perspektywy Diany,Niall'a czy kogoś innego?
OdpowiedzUsuńBędę jeszcze pisać :) następny rozdział będzie o nich :)
UsuńAaaaa *.*
OdpowiedzUsuńfajny ;)
OdpowiedzUsuńŚwietne :)
OdpowiedzUsuńsuper:D
OdpowiedzUsuńniech harry przyjedzie do niej i niech ona wtedy straci dziewictwo , zrob co uwazasz tylko zeby bylo romantycznie<3 pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńto jest moj ulubiony blog , jedyna dodajesz regularnie i jest co czytac :D
OdpowiedzUsuńGENIALNE:)!!!!!!
OdpowiedzUsuńSuper ekstra rozdział. Chciałabym żeby Carls i Harry wrócili do siebie ale i tak jest super i pisz dalej bo masz WILEKI talent. Pozro :)
OdpowiedzUsuńświietny blog
OdpowiedzUsuń:)
czekam na nastepne cześci masz talent i ciesze sie że trafiłam na twojego bloga :)
OdpowiedzUsuńprosze dodaj nastepna cześć :p
OdpowiedzUsuńsuper :*
OdpowiedzUsuńświetny blog , pisz wiecej czekam na nastepne rozdziały *.*
OdpowiedzUsuńjesteś super gratuluje świetnie masz talent do pisania ^^
OdpowiedzUsuńfajny blog :)
OdpowiedzUsuńzajebisty :)
OdpowiedzUsuńgenialny blog :)
OdpowiedzUsuńchcemy wiecej :)
OdpowiedzUsuńnaprawde masz niesamowity talet czekam na nastepne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńświetnie :)
OdpowiedzUsuńo boże *.* Rozdział udiejsurfjsgebjyq *.* świetnie piszesz. Rozwaliło mnie to Harry Dupek Styles xD. Nie wiem czemu. Czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńLUDZIE KOMENTUJCIE TEGO ZACZEPISATEGO BLOGA!!!
Kooocham, czekam na kolejne. <3
OdpowiedzUsuńKOCHAMKOCHAMKOCHAM!
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział! <333'
Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału :CCC
Wiesz, że nie jestem dobra w pisaniu komentarzy..
Czekam na następny! :**
Tęsknie misiek!
Mega! :D
OdpowiedzUsuńBoski *-*
OdpowiedzUsuńSuper, czekam na następny :-)
OdpowiedzUsuńJejku jej ! Rewelacja..
OdpowiedzUsuńsuper kiedy nowy???
OdpowiedzUsuńnapewno przeczytam Next:*
postaram się dodać jutro! :* :*
UsuńPozdrawiam!
- Jerr.
Jeju to opowiadanie jest cudowne.Twój blog jest cudowny. Ty jesteś cudowną pisarką.Wspania historia, czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuń