piątek, 26 lipca 2013

038. "lecz teraz... teraz jest lepiej kiedy wmawiam sobie, że nigdy nic do mnie nie czułeś."

- Los Angeles, Caroline - 
* godzinę później *


Caroline, nieustannie wyglądała przez okno, czując narastające z chwili, na chwilę zdenerwowanie. Dziewczyna straszliwie stresowała się dzisiejszym spotkaniem z jej przyjacielem z planu - Xavier'em. Wish nie do końca wiedziała z jakiej przyczyny, tak bardzo się denerwuje. W końcu brunet był wyłącznie jej znajomym... z którym prawie uprawiała seks w klubowej toalecie. Niebieskooka wzdrygnęła się na samą myśl o owym wydarzeniu i odwracając wzrok, wygładziła materiał swoich dżinsowych spodenek. Siedziała zniecierpliwiona, na kuchennym stołku odliczając w ciszy. Może lepiej byłoby, jakby odmówiła Xavier'owi tego spotkania? No nie ważne, teraz było już za późno. Teraz troszkę się pomęczy, a może później jakoś się odpręży. Wprawdzie dziewczyna nie miała pojęcia, gdzie ona i brunet się wybierają. Niespodzianka? - Ona wręcz tego nienawidziła. Nagle do Caroline powróciło wspomnienie z walentynek, podczas których Harry zorganizował dla niej "dzień w czekoladzie". Była to najpiękniejsza rzecz, jaką dla niej zrobiono. Była brudna, klejąca i zmęczona, ale czuła się wtedy niebywale dobrze. Tęskniła z Harry'm, ale nadszedł czas aby o nim zapomnieć. Szybko otarła wilgotne oczy i wstała ze stołka, kierując się do przedpokoju, gdzie nałożyła na stopy swoje białe trampki. 

Z cichym westchnieniem przyjrzała się swojemu odbiciu. Nigdy nie rozumiała dlaczego, mężczyźni tak do niej legną. Nie była zadziwiająco piękna, raczej przeciętna. Może i była szczupła, ale czy zgrabna? Miała masę kompleksów, które dość często wjeżdżały jej na ambicję. Caroline często nie wierzyła w swoje możliwości, a źródłem problemu była jej przeszłość związana z rodziną i byłym chłopakiem. Już dawno chciała się od niej oderwać, ale nie potrafiła. Teraz jej matka zmarła, a ojciec sam został w ogromnym domu w Bostonie... To wszystko ją przytłaczało i coraz bardziej zaczynała wątpić w to, czy da sobie radę w życiu. Przecież już tak daleko zaszła! Własną siłą udało jej się zaistnieć jako modelka, napisać reportaż do gazety, a teraz zagrać w najpopularniejszym pośród nastolatek, serialu. Czego mogła jeszcze chcieć? Chyba wszyscy znamy odpowiedź na to pytanie - Prawdziwej Miłości. 

Czarne Lamborghini zaparkowało pod willą, należącą do Pana Andersona. Caroline narzuciła na plecy, biały sweterek i wybiegła z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Xavier przyglądał jej się zza ciemnych oprawek swoich okularów, obejmując dłonią kierownicę auta. Chłopak bardzo cieszył się na samą myśl o spotkaniu. Postanowił zabrać Caroline na plażę do Santa Monica, gdzie razem spędziliby miły wieczór pod gwiazdami, pijąc szampana i rozmawiając. Również jak brunetka, chłopak był bardzo podekscytowany i za wszelką cenę chciał się zbliżyć do dziewczyny. Drzwiczki samochodu uchyliły się, a do środka weszła niebieskooka, muskając delikatnie, ustami policzek Xaviera. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i otoczył ją ramieniem. 

- Miło Cię widzieć, Caroline. - powiedział i przekręcił kluczykiem w stacyjce. - Gotowa na przejażdżkę? 

- Zależy dokąd. - odpowiedziała z przekąsem, poprawiając swoją fryzurę. Xavier z zaciekawieniem obserwował jak w ułamku sekundy, jej włosy opadają, kaskadami na lewe ramię. - Powiesz mi? - spytała z ogromnym uśmiechem na ustach. 

- Przekonasz się za jakiś czas. - odpowiedział i ruszył, pozostawiając ją w niepewności. 

* * *

Wspólna przejażdżka okazała się bardzo dobrym pomysłem, bowiem podczas długiej i męczącej drogi Caroline i Xavier nieustannie konwersowali ze sobą. Rozmowa zdawała się nie mieć końca, a była ona również przeplatana z żartami, które często padały z ust Kalifornijczyka. Po półgodzinnej podróży, samochód wjechał do nadbrzeżnego miasteczka - Santa Monica. Caroline była zdumiona, bowiem jeszcze nie wiedziała tak uroczego miejsca. 

- Jak tu cudownie... - szepnęła, spoglądając przez przyciemnioną szybę. Słońce chowało się za oceanem, nadając niebu piękny, pomarańczowy odcień. - Dziękuję, że mnie tu przywiozłeś. 

- Poczekaj, aż zaraz pójdziemy na plażę, posiedzieć pod gwiazdami. Wtedy zobaczysz, jak magicznie tutaj jest. - powiedział i zgasił silnik. Wyszedł na murowany parking i skierował się do bagażnika, po koszyk z jedzeniem i koc. - Gotowa? -spytał podając jej swą dłoń. 

- Oczywiście. - odpowiedziała i chwyciła za nią. 

Caroline, trzymając w jednej ręce swoje buty, rozglądała się po uroczej okolicy. Domki tutaj wyglądały na bardzo zadbane i z pewnością odzwierciedlały osobowość ich mieszkańców. Ciepły piasek, rozpływał się pod jej stopami, a zimny wietrzyk nadpływający od strony oceanu, rozwiewał jej włosy. Czuła się jak w romantycznym filmie. U swego boku miała Xavier'a, który każde swoje spojrzenie, kierował do niej z ogromną czułością. Lubiła tego chłopka, i to bardzo. Czasami nawet zastanawiała się, czy może to nie będzie ten, który znów nauczy ją kochać i ufać. Tego nie była pewna, ale za wszelką cenę chciała się dowiedzieć. 

- Jesteśmy na miejscu. - powiedział odkładając koszyk na piasek. Zwinnym ruchem, ułożył koc na podłożu i gestem dłoni nakazał Caroline usiąść koło niego. - Masz ochotę na szampana? - spytał, wyciągając z wiklinowego kosza butelkę musującego napoju i dwa kieliszki. 

- Poproszę. - odpowiedziała, rozciągając się na kocu. Spoglądała na fale, które z impetem rozbijały się o wydmy i na słońce, które tuż za chwilę miał zastąpić księżyc. Czuła się szczęśliwa, jak jeszcze nigdy dotąd. 

- Jak Ci się podoba w Los Angeles? - spytał podając jej naczynko i również układając się na kocu. 

- Jest wspaniale. - przyznała pociągając łyk napoju. - Tak jak właśnie sobie to wszystko wyobrażałam, czemu pytasz? 

- Ciekawość, natura człowieka, nieprawdaż? - odpowiedział z zagadką. 

- W takim razie, czego jeszcze chciałbyś się dowiedzieć? 

- Wszystkiego, ale to nie możliwe. - powiedział, puszczając w kierunku dziewczyny, oczko. 

- Zadaj mi pytanie, ja postaram się Ci odpowiedzieć. Chyba nie widzę tutaj, żadnego problemu. Jestem jak otwarta księga, masz możliwość mnie całą przestudiować, w jeden wieczór. 

- Całą, mówisz? - spytał z zastanowieniem. - Chyba jednak się skuszę. Zacznijmy od podstawowych pytań; skąd jesteś?, ile masz lat?, jak się tutaj znalazłaś?, ulubiony kolor?, kwiat?, masz chłopaka? 

- Jestem z Bostonu, parę lat mieszkałam w Londynie, teraz przeprowadziłam się tutaj. W kwietniu skończyłam dziewiętnaście. Przyjechałam tu zagrać w serialu, no ale troszkę z inną historią mam tutaj do czynienia. Lubię czarny i złoty, a jeżeli chodzi o kwiaty to... chyba storczyki. I nie, nie mam chłopaka. Już nie mam. 

- Jaka historia i dlaczego już jesteś sama? - zapytał zainteresowany. 

- Mój były chłopak mnie zdradził. - odpowiedziała, spoglądając smutnym wzrokiem w kierunku oceanu. - Dlatego tutaj przyjechałam. Może to cholernie beznadziejne, no ale stchórzyłam. Wiedziałam, że jeżeli tam pozostanę to nie uda mi się z tym wszystkim uporać. 

- Dobrze, że przyjechałaś. - powiedział. - Poznałem Ciebie, a co do chłopaka to pewnie palant. Znam go? 

- Osobiście pewnie nie, ale to gwiazda... Chodziłam z Harry'm Styles'em. 

- To ten, z tego pedalskiego zespołu? 

- Wcale nie są pedalscy! - zaprzeczyła. - Nie mów tak o nich, to moi przyjaciele. 

- Przepraszam. - powiedział, kończąc tę rozmowę. 

W ciągu krótkiej godziny, Xavierowi udało się poznać Caroline z wielu, zróżnicowanych stron. Obydwoje bardzo dobrze czuli się w swoim towarzystwie i pomimo wcześniejszej uwagi chłopaka, na temat zespołu do którego należy Harry, dobrze się ze sobą rozumieli. Leżąc na kocu, spoglądali wgłąb ciemnego nieba, podziwiając różnorodne konstelacje. Xavier, kurczowo trzymał Caroline za rękę, zaś drugą pokazywał jej swe ulubione, gwiazdozbiory. Chwila podczas, które oboje czuli się wręcz znakomicie, dobiegała końca. Noc powoli przemijała, a nowy dzień przebudzał się do życia. Zadowoleni, wstali i ostatni raz spojrzeli w kierunku oceanu. 

- Jeszcze kiedyś Cię tutaj zabiorę. - powiedział i przejechał opuszkami palców, po policzku dziewczyny. Nachylił się nad nią i musnął jej usta, swoimi. Caroline uśmiechnęła się pod nosem i wspinając się na palce odwzajemniła pocałunek. Czy to może początek kolejnego, wspaniałego rozdziału? 


- Londyn, Niall - 
* trzy dni później *

Niall siedział w salonie, kompletnie zmęczony, opierając swą twarz o dłonie i wpatrując się w leżącą, tuż na przeciwko chłopaka pocztówkę. Nie dość, że napracował się podczas pakowania walizek, to jeszcze, dzięki listonoszowi, który dobre dziesięć minut temu, zjawił się się pod jego domem, trzymając w dłoni list polecony, stracił resztkę dobrego humoru. Nie sądził, że kawałek, sztywnego papieru będzie w stanie przywołać wszystkie wspomnienia z jej osobą...

Drogi Niall! 
Piszę do Ciebie, ponieważ uczucie tęsknoty, które wywołał we mnie brak Twojej osoby, z każdym dniem odbieram mi siły do dalszego życia. Nowy Jork jest piękny - chyba właśnie tak sobie wyobrażałam, tutejsze życie jednak... brakuje mi tu Ciebie. Nie ukrywam, byłeś i zawsze będziesz miłością mojego życia... Czuję się cholernie głupio... nie chciałam żeby tak wyszło. Tęsknię za Tobą i mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz to, że musiałam Cię opuścić. Wiem, że mnie kochasz. Powtarzałeś mi to nie raz, lecz teraz... teraz jest lepiej kiedy wmawiam sobie, że nigdy nic do mnie nie czułeś. Tak jest mi łatwiej funkcjonować i z dnia na dzień, wydaje mi się, że sama pochłonięta tym kłamstwem, stopniowo odsuwać się od tych uczuć. Piszę Ci to teraz, ponieważ możliwe iż to mój ostatni kontakt z Tobą. Tak będzie łatwiej. Zawsze będę Cię kochać - już nie świadomie, ale będę. Pozdrowienia z Nowego Jorku. 
- Twoja Natalie. 

Ból towarzyszył mu za każdym razem, gdy powracał do słów "lecz teraz... teraz jest lepiej kiedy wmawiam sobie, że nigdy nic do mnie nie czułeś." - Jak ona tak może? - pytał sam siebie, nie dowierzając. Przecież już zapominał... już prawie udało mu się odsunąć od siebie tamte wspomnienia... zniszczyła wszystko, na co on tak ciężko pracował. Jakoś udało mu się pogodzić z tym, że wyjechała, ale... jak pogodzi się z tym, że dla niej on "nigdy nic nie czuł"? Mimo, że to kłamstwo, o którym ona bardzo dobrze wiedziała, Niall odczuwał w sercu coraz większy ból. - No po cholerę do mnie napisałaś?! Było mi lepiej bez ciebie! - krzyk w jego myślach coraz bardziej się nasilał, a chłopak kompletnie nie wiedział co ma robić. Był taki bezradny... zdany tylko i wyłącznie na samego siebie. Oczekiwał pomocy, ale niekoniecznie wiedział, w jaki sposób ma o nią wołać. Czuł jak w kąciku jego oczu zbierają się łzy - starał się nie płakać, ale po prostu nie mógł. Za dużo wysiłku go to kosztowało. Łzy spływały po zaróżowionych policzkach, opadając z głuchym dźwiękiem na tekturową powierzchnię pocztówki. - Przecież miało być lepiej! - z każdą chwilą czuł się coraz gorzej... pragnął mieć teraz przy sobie kogoś, kto pomógłby mu jakoś przetrwać te chwile.

Nagle powietrze, zdawało się pachnięć zupełnie inaczej - jakby w śnie, Niall obrócił się i ujrzał ją. Stała za nim, ściskając materiał filetowej sukienki. Jej blond włosy, splecione w grubego warkocza, opadały na jedno ramię. W jej oczach widział smutek i współczucie. Różane usta, zaciśnięte miała w wąską linię. Niall czuł ulgę, widząc przed sobą swoją przyjaciółkę. Właśnie w tej chwili, potrzebował osoby, która mogłaby stanowić dla niego oparcie. Ociężałym ruchem, poderwał się z kanapy i szybko podszedł do dziewczyny, wtulając się w jej ramiona. Czuł się jak mały chłopiec, który za wszelką cenę pragnął poczuć się bezpiecznie. Grace, jak jeszcze nikt inny stanowiła dla blondyna ogromną podporę. Czuł się przy niej, całkowicie swobodnie, a co najważniejsze, przy niej do życia przebudzały się uczucia, które towarzyszyły mu podczas związku z Natalie. Od chwili, podczas której doszło do pocałunku, między tym dwojgiem zaczęło rodzić się uczucie. 

- Grace... - wyszeptał, otaczając dziewczynę ramieniem w pasie. - Ja już nie wytrzymuję... to tak bardzo boli... - spoglądał na nią z cierpieniem, mając nadzieję, że dziewczyna jakoś mu pomorze uporać się z tym bólem.

- Nialler, co się stało? - spytała, czule. Chłopak głośnym świstem, wypuścił powietrze z płuc i ruchem ręki sięgnął po leżącą na stole pocztówkę. Nie odrywając wzroku od brązowych oczu dziewczyny, podał jej sztywny papier. Grace chwyciła niepewnie tekturkę i uważnie się jej przyjrzała. - To od niej, tak? - Niall pokiwał smutno głową i odwrócił wzrok, wycierając mokre od płaczu oczy. Grace przygryzła delikatnie wargę i szybko przestudiowała zawartość pocztówki. - Tak mi przykro, Niall.... - szepnęła odkładając ją na stolik i najszybciej jak mogła podeszła do chłopaka i przytuliła go do siebie.

- A mi nie jest przykro, Grace. - powiedział spokojnie, przyciągając ją do siebie mocniej. Oparł brodę o czubek jej głowy i złożył subtelny pocałunek na jej włosach. Grace, przywarła do jego torsu, wsłuchując się w bijące w lewej piersi, serce chłopaka. - Boli mnie tylko, to w jaki sposób mnie potraktowała. Nic więcej.

- Nie tęsknisz za nią, Niall? - spytała, zadowolona bliskością jego ciała. Czuła jak delikatnie się rumieni, jednak cieszyła się, że chłopak tego nie widzi.

- Już nie Grace. - odpowiedział i odsunął się, widząc delikatnie zaróżowione policzki dziewczyny. Uśmiechnął się słabo, będąc nadal przygnębiony sytuacją sprzed chwili. - Mam Ciebie. - powiedział spokojnie, nadal nie spuszczając z niej wzroku. Blondynka uśmiechnęła się ciepło. - Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo się cieszę, że wtedy zatrzymałem się posłuchać jak grasz.

- Przestań... - zaśmiała się cicho, speszona. Niall był idealny. Nigdy nie wyobrażała sobie, że pozna tak czułego i kochanego chłopaka, jak on. Nie było chwili, że dziewczyna nie myślała o nim. Ale byli tylko przyjaciółmi... przyjaciółmi, którzy za wszelką cenę pragnęli przekroczyć tę granicę. Grace, często starała się oszukiwać samą siebie i mówić sobie, że wcale nie czuje tych trzepoczących w jej brzuchu motylków, ani palących rumieńców, za każdym razem gdy Niall mówił jej, że jest piękna.

- Grace, uwielbiam Cię. - powiedział, spoglądając na dziewczynę z ogromną czułością. Serce Grace, pragnęło wyrwać się z piersi. Była taka szczęśliwa, lecz jednocześnie odczuwała smutek. - I chyba... chyba się w Tobie zakochałem. - Blondynka stała osłupiona, kompletnie nie dowierzając w to co właśnie usłyszała. Ona również zadurzyła się w Niall'u, ale tak bardzo bała się mu o tym powiedzieć... - Nigdy nie pragnąłem żadnej kobiety, tak bardzo jak pragnę teraz Ciebie. - powiedział, delikatnie gładząc koniuszkami palców jej policzek. Nachylił się delikatnie nad dziewczyną i musnął ustami jej usta. Grace czuła się taka szczęśliwa, jak jeszcze nigdy dotąd.

- Niall.. ja... - szepnęła, delikatnie odsuwając się od chłopaka. - Też się w Tobie zakochałam. - Niall poczuł ogromną ulgę. Wiedział, że Grace to właśnie ta jedyna - ta z którą chciałby spędzić całe swoje życie. Grace zadowolona przygryzła wargę, chwytając chłopaka za szyję. Przysunęła się do niego i z uśmiechem na ustach, delektowała się ich bliskością i piękną chwilą.

- Spójrz na mnie. - powiedział, chwytając za jej podbródek. - Chcę abyś wiedziała, że dla mnie liczysz się teraz, tylko ty. Natalie to przeszłość i chcę aby tak już na zawsze pozostało, Grace. Pragnę Cię. - wyszeptał i złożył namiętny pocałunek na jej szyi. Niall dobrze wiedział, że dzisiaj będzie musiał wyjechać, ale nie wytrzyma chwili dłużej, jeżeli czegoś nie spróbuje. Jego pocałunki, wywoływały w dziewczynie ogromne pożądanie. Blondynka nie sądziła, że Niall potrafi być aż tak namiętny. Ręka chłopaka powędrowała do zamka na plecach dziewczyny i zwinnym ruchem odsunęła go. Filetowy materiał, z trzepotem opadł na ziemię, a idealna Grace stała przed nim w samej, koronkowej bieliźnie. Horan oblizał podniecony usta i z ogromną pasją wpił się w jej wargi. Nie minęła chwila, a koszulka chłopaka wylądowała koło sukienki... a następnie resztki ich garderoby. - Chcę się z Tobą kochać, Grace... - powiedział, łapczywie łapiąc oddech. Grace, chwyciła go za barki, przypadkowo wbijając paznokcie w gołe ramiona chłopaka. Niall jęknął cicho, obdarowując jej nagi dekolt pocałunkami. Dziewczyna czuła przedzierające się przez jej ciało dreszcze, które za każdym razem pojawiały się, gdy tylko chłopak dotykał zimnymi ustami jej rozgrzanej skóry. Wodziła dłońmi po jego plecach, naznaczając je delikatnymi, pręgami powstającymi za każdym przejechaniem paznokcia.

- Czekałam na Ciebie. - szepnęła mu do ucha, delikatnie pocierając noskiem o jego skroń. Przejmując inicjatywę, popchnęła go na kanapę i usiadła na nim okrakiem, czując pod sobą twardniejącego, przyjaciela chłopaka. - Sprawię, że już nigdy więcej nie przypomnisz sobie o Natalie... - powiedziała chwytając zębami za sutek chłopaka. Niall jęknął zaciskając palce, na pośladkach dziewczyny. Oczywiście, chłopak nie był już prawiczkiem, ale uczucie jakiego doznawał przy Grace, było mu kompletnie nieznane. Grace wiła się po jego ciele, ozdabiając je czerwonymi plamkami, których było pełno na szyi i brzuchu chłopaka. Skoro miał wyjechać, to trzeba było dać znać innym kobietom, że jest on tylko i wyłącznie jej.

- Nie wytrzymam dłużej. - szepnął zmęczony i obrócił Grace, tak, że to on teraz dominował nad nią. Dziewczyna uśmiechnęła się szyderczo i przygryzła skórę na jego szyi, czując jak jego mięśnie się napinają. Jego dłoń powędrowała do zapięcia stanika. Minęła chwila, a czarny, koronkowy biustonosz wylądował za kanapą. Niall pieścił jej cudowne piersi, delikatnie je masując i obdarowując soczystymi pocałunkami. Jęki wydobywające się z ust dziewczyny, stawały się coraz głośniejsze, co bardzo podobało się chłopakowi. Przejechał językiem po linii oddzielającej jej piersi i wrócił z powrotem, co całowania jej ust. Niall czuł, że już prawie dochodzi i czym prędzej zsunął z siebie bokserki. - Tyłeczek do góry, skarbie. - szepnął cicho i chwycił za jej majtki. Grace posłuchała jego rady i delikatnie uniosła swoje biodra. Niall zsunął z niej dolną cześć garderoby i delikatnie potarł swym członkiem jej wejście. Dziewczyna krzyknęła, nie wytrzymując tego napięcia. Czuła, że nadchodzi ten moment. Niall spojrzał głęboko w jej oczy i nie czekając ani chwili dłużej,  wszedł z nią bez problemu. Grace wyszeptała jego imię, delikatnie muskając ustami jego dłoń. Chłopak poruszył się w przód... raz i drugi... a rozkoszy nie było końca.

- Kocham Cię, Niall. - szepnęła czując rozpływającą się po jej podbrzuszu falę rozkoszy. Niall uśmiechnął się i zaczął poruszać się jeszcze szybciej. Czuł spływające po jego czole kropelki potu, był już blisko i nagle... nastał ten moment podczas którego oboje doszli. Niall czuł narastające w nim zmęczenie, wymieszane z wielką przyjemnością. Opadł wykończony koło blondynki i uśmiechnął się do niej czule.

- Ja Ciebie też kocham, Grace... - wyszeptał i delikatnie musnął ustami jej nosek. - Bardzo.

***

- Niall za dwie godziny masz lot do Belgii. - Grace zaśmiała się cicho, okrywając swoje ciało kocem. Nialler spał, cichutko posapując, wtulony w poduszkę. Dziewczyna przeczesała ruchem ręki jego rozmierzwioną czuprynę. 

- Chce spać... - jęknął wykończony. Grace zaśmiała się, może jednak powinni byli sobie odpuścić te igraszki? Mogli zaczekać, aż chłopak wpadłby do Londynu w przerwie w trasie. - A do tego, nie chcę Cię opuszczać. 

- Będę za Tobą tęsknić. - szepnęła mu do ucha i szybko wstała z kanapy, sięgając ręką po leżące na ziemi ubrania. - Ale bynajmniej żadna Cię nie ruszy. - powiedziała śmiejąc się. Dziewczyna oczywiście miała na myśli te wszystkie, niestety krwawe ślady na jego plecach i malinki rozsypane po całej klatce piersiowej. 

- Miejmy nadzieję, że Ciebie też nikt. - powiedział również wstając. - Masz racje, chyba najwyższy czas się zbierać. Chłopaki zaraz tu będą. 

- Londyn, Harry - 
* półtorej godziny później * 

Nadszedł moment, podczas którego chłopacy musieli pożegnać Londyn na parę miesięcy i udać się w trasę koncertową. Dla każdego z nich nie była to łatwa chwila, bowiem zostawili oni swoje rodziny i ukochane osoby, zupełnie same. 

Louis był wdzięczny Caroline, za radę jaką dziewczyna mu udzieliła i od momentu, gdy zawitał w Manchesterze szczęście, zdawało się go nie opuszczać. Razem z Eleanor, postanowili odbudować swój związek i z czystym sumieniem, mógł przyznać, że wiodło im się lepiej niż wcześniej. Dwa razy w tygodniu, uczęszczał na terapie i z radością patrzył w przyszłość. Uzależnienie narkotykowe było ostatnią rzeczą, jaką by potrzebował. Dzięki Eleanor, jakoś udało mu się z tym wygrać. Sprawa jego gejostwa szybko ucichła (może za pomocą menadżera zespołu, ale Louis tak naprawdę tego nie wiedział). Tak czy owak  bardzo dobrze czuł się takim, jakim jest teraz i nic nie wskazywało na to, że wróci do tamtego życia.

Cóż, trzeba przyznać, że Zayn Malik również dobrze się miewał. Razem ze swoją partnerką - Perrie Edwards tworzyli całkiem udany i szczęśliwy związek. Oczywiście, czasami bywało, że Zayn palnął coś głupiego, a Perrie obrażona przesiadywała w drugim pokoju i płakała w poduszkę, ale mimo wszystko jakoś udawało im się zawsze pogodzić. Mimo tego, że oboje byli bardzo pochłonięci swoją pracą, zawsze znalazła się szansa, na to aby spędzić ze sobą wolny czas. Zayn, nie utrzymywał bliższych kontaktów z Claudią... zupełnie jakby on i dziewczyna, nigdy się nie poznali i nie byli ze sobą. Może czasami, nawet z czystej ciekawości Malik dzwonił do niej, jednak za każdym razem odpowiadała sekretarka. Było mu z tego powodu przykro, bo wprawdzie jakimś uczuciem darzył swoją byłą dziewczynę i nie chciał przez zerwanie tego kontaktu tracić. Teraz miał przy sobie Perrie, która bez wątpienia kochała Mulata całym swoim sercem i z pewnością nie była w stanie go zranić.

Liam i Rachel byli chyba jedną parą, która nigdy, ale to nigdy o nic się ze sobą nie kłóciła. Odmienność ich charakterów, idealnie podchodziła pod przysłowie "Przeciwieństwa się przyciągają". Ta dwójka darzyła się wyjątkowo mocnym uczuciem i  to właśnie przyjaźń jaka była między nimi, zanim obydwoje się na niego zdecydowali zaważyła nad ich obecnym szczęściem. Rachel już dawno zapomniała o krzywdzie jaką jej wyrządzono i  o Loganie. Dziewczyna raz w miesiącu odwiedzała grób byłego ukochanego, który został pochowany na cmentarzu, na obrzeżach Londynu. Liam starał się ją wspierać na każdym możliwym kroku i gdy obydwoje mieli czas, odwiedzali matkę Rachel w Glasgow. Co do bruneta, to trzeba przyznać, że dość nie dawno musiał się od zmierzyć z nękającą go Danielle, która nieustannie wysyła do mnie sprośne smsy i dzwoniła nocami. Chłopaka bardzo to denerwowało i gdy już był na skraju wytrzymałości, postanowił jak najszybciej zmienić swój numer telefonu. Oczywiście pierw wytłumaczył wszystko Rachel, która nie była zadowolona faktem, że jakaś cizia, której wręcz nie cierpiała, przymila się w taki sposób do jej chłopaka. Lecz wszystko się już skończyło i tych  dwoje mogło swobodnie nacieszyć się sobą i niczym innym się nie przejmować.

Niall i Grace stali pod ścianą, obejmując się wzajemnie. Między nimi, wprawdzie podobnie jak u Liama i Rachel, pierw zakwitła przyjaźń, która swe owoce przyniosła w postaci miłości. Niall jeszcze do niedawna sądził, że już nie zazna szczęścia, z żadną inną dziewczyną, jednak  gdy poznał Grace wszystko się zmieniło. Przy tej kobiecie czuł się nadzwyczajnie swobodnie i całkowicie sobą. Nie dość, że blondynka była utalentowana muzycznie, to jeszcze była piękna, zabawna i inteligentna. Horan właśnie takiej osoby potrzebował - z którą mógłby porozmawiać poważnie, lecz także pożartować. Grace miała racje - Niall nie do końca wiedział w jaki sposób dziewczyna to zrobiła, ale dosłownie w ciągu jednej godziny wspomnienia związane z Natalie gdzieś się ulotniły, a chłopak czuł z tym wszystkim lżej. Grace, wiedziała, że to będzie ciężkie dla niej - przecież dziewczyna, jeszcze nigdy nie spotykała się z gwiazdą, lecz za wszelką cenę starała się przekonać samą siebie do tego, że dadzą sobie radę.


Obraz tej cudownej sielanki, niech was nie zmyli - mimo, że wokół tych wszystkich par, rozkwitała miłość - pośród nich była jedna osoba, która krwawiła od środka, za każdym razem, gdy przed jej oczyma pojawiał się obraz łez spływających po policzkach, jedynej osoby, którą w życiu pokochał tak mocno i prawdziwie. Tą osobą był nie kto inny, jak sam Harry Styles. Chłopak straszliwie męczył się każdego dnia, podczas którego nieustannie musiał pokazywać się przed mediami z Taylor. Nie kochał jej, to raczej było oczywiste, ale sam nadal po prostu nie mógł zrozumieć, dlaczego chciał się wtedy z nią przespać. Oczywiście, uprawiali ze sobą seks, na okrągło, ale to było bez znaczenia. Harry nigdy nie chciał, żeby ludzie uważali go za typowego "ruchacza", lecz teraz sam ze wstydem w oczach, doszedł do wniosku, że po woli takim się stawał. Wszystkich ciekawiło to, co Harry by zrobił, gdyby dowiedział się, że Caroline może mieć kogoś w Los Angeles. Chłopak już dawno rozważał takową sytuację i wcale nie było mu łatwo z tą myślą. Caroline była dla niego najważniejsza i pragnął jej szczęścia, lecz nie poradziłby sobie, gdyby ktoś inny zajął jego miejsce. Oczywiście, tych dwoje codziennie ze sobą rozmawiało przez telefon i wymieniało steki sms'ów, lecz to nadal nie było "to coś", nad czym Hazza chciał popracować. Teraz jakby tego było mało, jutro w Belgii, miał się odbyć koncert, którym chłopacy mieli rozpocząć trasę koncertową po poszczególnych pastwach Europy, Ameryki Północnej i Południowej. Harry wiedział, że zostało im jeszcze dwa miesiące, podczas którym będzie uwiązany do Taylor. Obiecał sobie, że gdy tylko będzie mógł, rzuci wszystko i wsiądzie w samolot do Kalifornii i przekona Caroline, do tego aby mu przebaczyła. Kochał ją i nic nie było w stanie zmienić jego uczuć do niebieskookiej.

- Londyn, Diana - 
* dwa miesiące później, sierpień *

Odkąd chłopcy wyruszyli w trasę, na naszej ulicy zrobiło się strasznie cicho. Oczywiście, odwiedzali nas jak tylko byli w Anglii, ale niestety nie zostawali tutaj na niedużej, niż dwa, trzy dni. Muszę przyznać, że w ciągu dwóch dni, już każdy z nas zaczął za nimi tęsknić. Już nie słychać było ich śmiechów... wrzasków. Zrobiło się pusto bez tej piątki wariatów i chyba nikt nie spodziewał się, że tak mocno będziemy odczuwać ich brak. 

Jesień w tym roku przyszła zadziwiająco szybko, gdyż właściwie teraz pozostał nam ostatni tydzień wakacji. Liście, jak zwariowane zaczynały nabierać różnorodnych kolorów i opadać na ziemię. Pogoda w Londynie, jak zawsze była deszczowa i już rzadko kiedy, pokazywało nam się słońce. Z tego co się orientuję, chłopaki na początku września, przyjadą nas odwiedzić na cały tydzień. Oczywiście, wszyscy chcielibyśmy się zobaczyć z Caroline, lecz ona jest teraz zajęta szybkim kręceniem serialu, który swoją premierę ma mieć już w połowie października! Z tego co przyjaciółka mi opowiadała, to ona i Xavier... mają się ku sobie. Chciałabym aby Carls, była w końcu szczęśliwa. Tyle się nacierpiała przez Harry'ego... W sumie, już chyba każde z nas wybaczyło mu to co zrobił. Rozumieliśmy, że nie jest mu lekko z tym ciężarem który musi nosi na swych barkach i ewidentnie się w tym wszystkim pogubił. 

Dzisiaj nadszedł dzień w którym ja i Danny, mieliśmy poznać płeć naszych szkrabów. To naprawdę ekscytujące i sama nie wierzę w to, że ten czas tak szybko przeleciał. Już nie mogłam się doczekać chwili, gdy maluszki przyjdą na świat. Oczywiście, obawiałam się porodu, ale... miałam przy sobie Daniela, który niezwątpienia darzył mnie ogromnym uczuciem. Ja z resztą również. Był moim mężem, a wkrótce ojcem moich dzieci. Od zawsze pragnęłam mieć normalna, szczęśliwą rodzinę i nigdy, ale to nigdy nie wyrządzę moim pociechą takiej krzywdy, jaką wyrządziła mi moja matka. 

Gotowi na wizytę u ginekologa, przeszliśmy przez duże, szklane drzwi i skierowaliśmy się po schodach na pierwsze piętro, gdzie przyjmowała moja lekarka. Zapukałam dwa razy i rozejrzałam się po długim, zadbanym korytarzu. Ani żywej duszy, może pomyliłam dni? Nagle drzwi się otworzyły i wyłoniła się za nich Pani Darling z ogromnym uśmiechem na ustach. Weszliśmy do środka, a ja od razu zajęłam swoje miejsce przy USG. Podciągnęłam bluzkę, ukazując mój dość już pokaźny brzuszek. W końcu byłam już w piątym miesiącu. 

- To teraz zobaczymy jak rozwijają się nasze małe dzieciaczki. - powiedziała kobieta i wysmarowała mój brzuch śliskim płynem. Danny obserwował mnie z ogromnym uśmiechem, który odwzajemniłam. Naprawdę czułam się niebywale szczęśliwa. Maszyna koło mnie zapiszczała, a lekarka zaczęła wodzić gałką po moim brzuchu. Po chwili obraz na ekranie USG się pojawił, ukazując mi moje przyszłe dzieci. Automatycznie poczułam łzy w oczach, to takie cudowne... - Wszystko wskazuje na to, że rozwijają się prawidłowo. - uśmiechnęła się do nas i znów rzuciła wzrokiem na ekran. - Chcecie państwo znać ich płeć? - obydwoje przytaknęliśmy, a kobieta spojrzała w naszym kierunku. - Kochani, będziecie szczęśliwymi rodzicami dwójki dziewczynek. Gratuluję.
_____________________________________________
Witam kochani! ;* Bardzo przepraszam was za ten poślizg, no ale teraz już macie ode mnie rozdział! :) Liczę na to, że wam się spodoba! Przeprasza z góry, za wszelkie błędy. Mam nadzieję, że wakacje mijają wam dobrze! Jest tu ktoś w Warszawy, bo tak się składa, że będę w sierpniu, na parę godzin w Złotych Tarasach ;> Liczę, że skomentujecie rozdział! :* Buziaki!
Sofia, mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła czy coś podobnego ... :(
- Jerr. 

czwartek, 18 lipca 2013

037. "Smakowała jak sorbet truskawkowy, wymieszany z frytkami"

Music#1
- Los Angeles, Caroline -

Klub w którym dzisiejszej nocy bawiły się Caroline i AnneLyne, zdawał się być rozgrzany do białej gorączki. Dziewczyny szalały razem z innymi na parkiecie, pijąc i śmiejąc się. Caroline czuła się świetnie, to właśnie tego potrzebowała. Mimo, że była fizycznie zmęczona podróżą, to i tak była pełna energii, którą pragnęła rozładować. Od czasu do czasu, czuła na sobie uwodzicielskie, pełne namiętności spojrzenia ze strony mężczyzn. Kilku nawet, oczywiście tych odważniejszych podeszło do niej i zaproponowało drinka. Takowa wolność, niemożliwie przypadła jej do gustu. Nie przejmowała się niczym, bowiem teraz liczyła się dobra zabawa, podczas której pragnęła zapomnieć o problemach. Po wlaniu w siebie, kolejnego kieliszka czystej, chwyciła swoją zielonooką przyjaciółkę za rękę i we dwie, skierowały się na sam środek sali, gdzie w zmysłowym tańcu, ocierały się o siebie swymi pięknymi, młodymi ciałami. Klubowa muzyka dudniła im w uszach, a dyskotekowa kula kręciła się nad ich głowami, wokół własnej osi. Czas tutaj leciał szybciej i dziewczyny nawet nie zdawały sobie sprawy z tego, że było już grubo po pierwszej w nocy. Gdzieś w tylnej części stali, pod ścianą, gdzie nie padały żadne laserowe światła, stała grupka młodych mężczyzn, którzy tego wieczoru imprezowali w swoim gronie. Pośród nich - dwoje przyjaciół Xavier oraz Josh, obserwowali z zainteresowaniem dwie tańczące dziewczyny, które grać miały razem w serialu, siostry. Brązowooki Xavier, nie mógł oderwać wzroku od Caroline, która z gracją poruszała się po parkiecie. Jej ciemne włosy, powiewały w powietrzy, równie jak jej soczyście, pomarańczowa sukienka. Chłopak oblizał usta i szybko dopił swoje piwo. Odłożył kufel na blat i pewnym krokiem, ruszył w kierunku brunetki, zostawiając za sobą Josha i resztę przyjaciół. Z kroku, na krok dziewczyna zdawała się wyglądając jeszcze piękniej, a Xavier coraz bardziej stawał się nią oczarowany. Jej malinowe usta, lśniły skąpane w blasku światła, padającego z kuli dyskotekowej. Pragnął chociaż na chwilę porwać ją do tańca i poczuć ją przy sobie. Zmierzwił nonszalancko swoje kędzierzawe, brązowe włosy i szybkim ruchem, chwycił ją za rękę. Caroline stanęła na przeciwko niego, ciężko oddychając. Wzrok miała rozbiegany, a w jej niebieskich tęczówkach iskrzyły się roześmiane iskierki szczęścia. Chłopak pochylił się nad dziewczyną delikatnie i muskając swymi ustami jej ucho, wyszeptał coś do niego. - Zatańczysz, ze mną? - spytał czując narastającą w piersi adrenalinę, bowiem bał się, że ona mu odmówi. - Nie mogę oderwać od Ciebie wzroku, jesteś niesamowita. - dodał. Xavier Samuel, słynął w Los Angeles, ze swojego wyrafinowanego języka, którym potrafił oczarować nie jedną kobietę. Był to typ flirciarza, który potrzebował kobiety na jedną noc i wszystko wskazywało na to, że Wish będzie kolejną. Dziewczyna zachichotała zadowolona i z ogromną łatwością, chwyciła chłopaka za szyję. Ten uśmiechnął się zadowolony i zaczął zmysłowo się poruszać, wodząc dłońmi po udach i plecach brunetki, nie przekraczając przy tym jeszcze żadnych granic. Biła od niego powaga i spokój, lecz także ogromna namiętność i pasja. Sposób w jaki tańczyli, wywoływał w dziewczynie ogromne uczucie pożądania, jakiego dotąd jeszcze nie czuła. Ucisk w jej brzuchu, zdawał się nasilać, więc mocnym szarpnięciem przyciągnęła go do siebie jeszcze bardziej. Wysoki brunet uniósł zaskoczony jedną brew do góry, nie odrywając od niej wzroku. Caroline ta sytuacja podobała się strasznie i zadowolona, oblizała wargę językiem, widząc nasilające się pożądanie, w błyszczących oczach chłopaka. Chwycił jej dłoń i okręcił nią raz i drugi, sprawiając, że sukienka zakołysała się ukazując jej bliznę. Nie przeszkadzało ej to, bowiem chciała się bawić i niczym nie przejmować. Jego dłoń zaczęła się wspinać, po jej ramieniu i nie zaprzestała wspinaczki, aż nie natrafiła na smukłą linię jej szyi. Spoglądał w jej stronę zachłannie, wywołując przy tym w niej obawy, jednak to jego dotyk ją ukoił. Przybliżył usta do miejsca, w którym jeszcze przed chwilą znajdowała się jego dłoń i kreśląc na jej miękkiej skórze, mokrą ścieżkę pocałunków, zmierzał do jej żuchwy. Caroline jęknęła głośno, czując jak jego język kreśli kółka na zagłębieniu jej szyi. Zachłannie, chwyciła go za włosy i przyciągnęła jeszcze bliżej siebie. Jej oddech stawał się coraz cięży, a chłopak wiedział, że dłużej nie wytrzyma. Pociągnął ją za rękę w kierunku toalet, nie zwracając uwagi na roztańczony klub. Gdy już znaleźli się w pustym pomieszczeniu, chłopak jednym ruchem posadził ją
na blacie i zaczął obdarowywać ją pocałunkami. Jego dłoń wędrowała po jej udzie, wywołując w dziewczynie przyjemne dreszcze. Całował ją z pasją, tak aby zapamiętała jego pocałunki do końca życia. Po chwili jego dłoń, zsunęła się z jej policzka i zatrzymała się na kołnierzyku koszuli, którą jednym szarpnięciem rozpiął. Koronkowy stanik wyszedł na wierzch, a jędrne piersi dziewczyny zachęcały go do dalszego działania. Nagle Caroline zwolniła, uzmysławiając sobie, do czego zaraz może dojść. Nie chciała stracić dziwactwa z obcym facetem w kiblu, więc jedną ręką nadal trzymała go za włosy, a drugą starała się go odepchnąć od siebie. Xavier, zrozumiałam, że stąpa po kruchym lodzie i wcale nie zamierzał zrobić dziewczynie krzywdy, jeżeli ona nie chciała stosunku z nim. Odsunął się od niej, nadal trzymając dłoń na jej plecach. Uśmiechnął się zadowolony, widząc rumieńce na jej twarzy. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnął czarny marker i odetkał go. Nie spuszczając wzroku z malinowych ust, dziewczyny, nakreślił na jej piersi czarne serduszko, a pod nim napisał swój numer telefonu. Ostatni raz złożył na jej wargach namiętny pocałunek i pozostawiając ją całkowicie rozpaloną, wyszedł z toalety. 

* * *
Caroline czując niemiłosierne dudnienie w głowie, zrzuciła bose stopy na podłogę i mozolnym krokiem skierowała się do kuchni. Dziewczyna kompletnie nie miała pojęcia co wydarzyło się poprzedniej nocy, a co najgorsze nie wiedziała jakim cudem znalazła się w swoim pokoju. Mijając salon, rzuciła wzrokiem na wiszący nad telewizorem zegar - szósta rano. Nie tak źle. 

- Dzień dobry. - powiedziała zachrypniętym głosem, widząc swoją jasnowłosą współlokatorkę, która właśnie kipowała do doniczki. 
- Papierosa? - spytała, podrzucając jej opakowanie pod nos. Caroline skrzywiła się i ruchem głowy zaprzeczyła. - Co się wczoraj wydarzyło? - spytała po chwili. 
- Nie pamiętam, a ty? - odparła Wish. 
- Wiem, że wlokłam Cię do domu, a ty chrzaniłaś coś o jakimś facecie i numerze telefonu na cyckach... - nagle Caroline olśniło. Całe zdarzenie z nocy, wróciło do niej...  Samo wspomnienie wysokiego, seksownego bruneta, wywoływało w niej przyjemne dreszcze. Szybkim ruchem, zrzuciła z siebie szarą koszulkę i spojrzała od góry na swoje piersi. Numer nadal tam był. I serduszko również... 
- O cholera... - mruknęła, nie dowierzając, że to nie był sen. W tym samym momencie AnneLynne, odwróciła się i spojrzała na klatkę piersiową dziewczyny. 
- Co to... kurwa jest? - spytała. - Czy ty... zrobiłaś to z kimś z klubu? 
- Nie... chyba nie... 
- Więc skąd ten numer? 
- Chłopak... nie wiem jak się nazywał nawet... - jęknęła. - Był wysoki, miał brązowe włosy i czekoladowe oczy... tańczyłam z nim,a później całowaliśmy się w toalecie... chyba chciał mnie zaliczyć ale... oparłam się... i wtedy wyjął mazak i napisał mi coś piersiach...  o boże drogi... 
- Musimy zadzwonić pod ten numer! - pisnęła blondynka, nadal nie mogąc oderwać wzroku od starannie wykaligrafowanych cyferek, na skórze Brytyjki. 
- Nie! - odpowiedziała, podnosząc zdenerwowana głos. - Nie dzwonimy! Niech to pójdzie w niepamięć, ok? 
- Myślę, że powinnaś zadzwonić... dowiedzieć, się chociaż jak ten koleś się nazywa. W końcu prawie uprawialiście seks, w toalecie! 
- Idę to zmyć. - zdenerwowana ucięła sprawę. - Chodź, idziemy się szykować, w każdej chwili może przyjechać po nas samochód. 

Po porannej rozmowie, jaką dziewczyna odbyła z blondynką, przyszedł czas na porządną kąpiel, podczas której Caroline miała nadzieje, że zapomni o pocałunkach, jakie składał na jej ciele tajemniczy chłopak. Niestety, jak się okazało - nawet woda, nie była w stanie zmyć tych śladów, jakie pozostawały w umyśle Wish. Nieustannie czuła, jakby ktoś ją dotykał... a jakby tego było mało, napis ciężko było zmyć i pozostawały na piersiach plamy. Zdenerwowana, wyszła z kabiny i wytarła swoje ciało. Włosy delikatnie wysuszyła i po chwili związała je w wygodnego koczka. Na twarz nałożyła delikatną warstwę fluidu i pokreśliła rzęsy, czarną maskarą. W bieliźnie udała się do garderoby, którą dzieliła z AnneLynne. Blondynka, znalazła się w pomieszczeniu chwilę po Caroline, która już miała koncepcję w co się ubierze. Z wysokiej półki wyciągnęła [ szarą spódniczkę, której materiał przypominał dres oraz białą, zwiewną koszulkę z napisem 'PARIS'. Do tego dobrała łososiowy naszyjnik i buty w tym samym kolorze, które wyciągnęła ze swojej walizki. ] - Wyglądasz cudownie. - skomentowała blondynka. - Pomóż mi coś wybrać, naprawdę nie mam pojęcia co mogę założyć? - Caroline z ochotą, zaczęła przeglądać poukładane na pułkach ubrania i dopiero po chwili zdała sobie sprawę jak ciężko dopasować coś dla kogoś. Nigdy o czymś takim nie myślała, ale teraz wiedziała, pod jaką presją stawiała Harry'ego, prosząc go aby coś dla niej wybrał. Po dłuższej chwili zastawienia, zdecydowała się wyciągnąć [ gładki, miętowy sweterek ze wstawkami oraz dżinsowe szorty z wysokim stanem, w motywie morskim. Do zestawu postanowiła jeszcze dorzucić czarne, wygodne Conversy oraz zgrabny plecaczek.] Całość prezentowała się bardzo fajnie i dziewczyna od razu podała wybrany przez siebie zestaw, blondynce. - Jesteś kochana, chyba częściej będę korzystać z Twojego wyczucia stylu. - powiedziała, przytulając Caroline do siebie. - Mamy dziesięć minut, zaraz powinni po nas przyjechać. 


AnnaLynne miała rację - w ciągu dziesięciu minut, pod ich apartamentem, zjawił się duży, czarny Van, którym chwilę później obie zabrały się do studia numer 38. w Hollywood. Droga była długa i męcząca, a dwie dziewczyny były cholernie zmęczone wczorajszą wizytą w klubie. Po chwili samochód zaparkował pod dużym gmachem studia, do którego parę minut później się udały. Przy charakteryzatorni czekał już na nie Pan Anderson, otoczony grupką młodych, utalentowanych ludzi. Blondynka chrząknęła znacząco i chwyciła leżący na blacie scenariusz. 

- Drogie Pani, miło mi was znów widzieć! - Michael, miał na sobie obcisłą, czarną koszulkę, która podkreślała jego umięśnione ciało oraz wypłowiałe dżinsy. Na jego pięciu palcach, u prawej dłoni znajdowały się złote sygnety, które mieniły się w świetle słońca. - Caroline, tam masz swój scenariusz. Pierwszą scenę, zaraz zaczniemy jak tylko nasze cudowne charakteryzatorki się wami zajmą, no już panienki! Idźcie się czesać i przebrać! - Caroline pośpiesznie chwyciła za leżący obok niej plik kartek i ruszyła za AnnaLynne, które po wielu latach spędzonych na tym planie filmowym, doskonale wiedziała w którym kierunku powinna pójść. W ciągu czterdziestu minut, Wish udało się nauczyć się każdego dialogu z sceny pierwszej i drugiej. Była zdziwiona, bo uczenie na pamięć nigdy jej nie przychodziło z łatwością, jak teraz. W momencie, kiedy ona uczyła się roli, zgraja stylistów zadbała o to, aby jej makijaż, fryzura i ciuchy wyglądały perfekcyjnie. Gdy przeglądała się w lustrze, za wszelką cenę pragnęła odnaleźć oznaki zmęczenia, po wczorajszy nocy, lecz wizażystki ukryły je tak perfekcyjnie, że nawet ona sama nie miała pojęcia jak ma je odnaleźć. Gdy już były gotowe, ramię w ramię przeszły na plan filmowy, gdzie ustawiali się wszyscy aktorzy. Scena pierwsza, jak większość odcinków odbywała się w szkole, tudzież Caroline wprawdzie otwierała pierwszy odcinek z jakimś nieznanym jej aktorem... Xavier'em Samuel'em.- Gdzie on do cholery, jasnej jest!? - Anderson wściekły, wyciągnął z kieszeni spodni telefon i coś w nim przycisnął. Po chwil przystawił aparat do ucha i zaczął pluć wiązankami przekleństw. - Widzę Cię tu za minutę! Rozumiesz?! Zaraz zaczynamy! - Z upływem chwili Caroline coraz bardziej się denerwowała i nawet nie zauważyła, gdy ogromne, mosiężne drzwi od studia otworzyły się i przez próg przeszedł ociekający seksem brązowooki brunet, którego miała wczoraj okazję poznać w klubie... 

W pewnym momencie ich spojrzenia splątały się w jedno i na twarzach obojga, pojawił się soczyście czerwony, rumieniec. Caroline szybko odwróciła wzrok, w poszukiwaniu znajomej blondynki, lecz ona zdawała się rozpłynąć w powietrzu. Dziewczyna modliła się w duchu, żeby chłopak nie okazał się aktorem, z który miała by grać. Mógłby być kaskaderem, albo stażystą.. byle by ich postacie nie byłyby związane ze sobą. Czuła się całkowicie zażenowana, tym co wydarzyło się wczoraj w klubie, brązowooki mógł uznać ją teraz za łatwą, a ona tego nie chciała. Wczoraj była po prostu piana i nie panowała nad sobą... To normalne... W zamyśleniu przygryzała wargę, starając się uniknąć jego wzroku. - W końcu jesteś! - Michael, podszedł do bruneta i objął go ramieniem w pasie. - Jeszcze raz,a pogadamy sobie inaczej, mój drogi! Kochani poznajcie Xaviera! To nasz serialowy Devon! Devonie, tam w rogu stoi swoja Victoria! - wszystkie pary oczu, zwrócone były na cichą dziewczyną, stojącą samotnie pod szarą ścianą. Caroline patrzyła z przerażaniem, w hipnotyzujące oczy chłopaka, który tylko uśmiechał się pod nosem. Tych oboje połączyła słodka tajemnica i miejmy nadzieję, że nie wyjdzie ona na jaw. 


* * * 
Po parogodzinnej, ciężkiej pracy na planie przyszedł czas na chwilę odpoczynku i zjedzenie czegoś na stołówce. Caroline od razu zakolegowała się z większością aktorów z planu, a najbardziej z Shenae Grimes - kanadyjską aktorką, która w serialu wcielała się w postać Annie Wilson. Trzymając pod ramię swoją zielonooką współlokatorkę, zmierzała w kierunku kilometrowej kolejki. Czuła narastający w jej brzuchu głód, który w pewnym stopniu połączony był z kłębiącymi się w niej nerwami. Dziewczyna była zdruzgotana tym, że jej serialowa postać była tak bardzo powiązana z Xavierem, mianowicie przez cały dzisiejszy odcinek, do którego robili zdjęcia ona i chłopak trzymali się dość blisko siebie. Mimo czasu jaki spędzali ze sobą, żadne z nich nie wspomniało o wydarzeniu z poprzedniej nocy, dzięki czemu Caroline miała cichą nadzieję, że może ten chłopak był zupełnie kimś innym. - Pamiętasz ten numer z moich piersi...? - spytało cicho, tak aby nikt z kolejki jej nie usłyszał. Blondynka zmarszczyła brwi i pokiwała głową na znak, że pamięta. - A pamiętasz tego chłopaka... gra Devon'a... nazywa się Xavier... - AnnaLynne, niecierpliwiąc się, znów pokiwała głową. - To on napisał mi ten numer wczoraj w klubie, bynajmniej tak mi się wydaje...
- Żartujesz?! - niestety blondynki nie dało się zaliczyć do dyskretnych osób, bowiem nagle wszyscy zwrócili zwój wzrok w kierunku dwóch dziewczyn. - Widziałam, on nie mógł od Ciebie oczu oderwać! Dosłownie ślinił się na Twój widok, Carls!
- Ciszej, proszę Cię... nie chce żeby ktoś o tym się dowiedział, zwłaszcza, że nie mam pewności czy to on.
- Co podać? - głos zapuchniętej kucharki, przerwał rozmowę dziewczyn. Caroline obróciła się, unikając palących spojrzeń, ze strony kolegów z planu i pośpiesznie zamówiła dwa kawałki pizzy oraz wodę niegazowaną. Pośpiesznie chwyciła za swoją tackę z jedzeniem i rozejrzała się po sali.
- Weź znajdź miejsce, ja jeszcze skoczę do toalety, przypudrować nosek. - rzuciła zielonooka i krokiem pełnym gracji skierowała się na górę do toalety. Brunetka westchnęła ciężko i szybko przeszła na sam koniec sali, gdzie zajęła miejsce przy wolnym stoliku. Usiadła na sterylnie, białym krzesełku i zaczęła konsumować swoją pizzę z kurczakiem i serem feta. W ciszy, przyglądała się rozgadanej ekipie, która między sobą swobodnie rozmawiała i żartowała. Zupełnie niespodziewanie ktoś przysiadł się do stolika i był to nie kto inny, jak brązowooki brunet o imieniu Xavier. Caroline, kompletnie zdezorientowana obecnością chłopaka wstrzymała oddech. Co on tu do cholery robi?! - krzyczała w duchu.

- Cześć. - powiedział nadzwyczajnie spokojnie, a dziewczynie ledwo pizza przez gardło przeszła. - Przepraszam, że przeszkadzam Ci w jedzeniu, ale chciałem się z Tobą przywitać i dowiedzieć się jak się nazywasz, bo teraz tylko znam Twoje 'serialowe' imię.
- Caroline. - brunetka zdobyła się na delikatny uśmiech, powstrzymując grymas, który za wszelką cenę chciał się wkraść na jej piękną buźkę. - Miło mi Cię poznać, Xavier.
- Poznaliśmy się wczoraj. - odparł spokojnie, znów za spokojnie! Czyli... jednak to prawda. To on był tym tajemniczym chłopakiem, z którym wczoraj, prawie straciła dziewictwo. - Troszkę głupia sytuacja, nie.. ?
- No trochę. - przyznała, przygryzając delikatnie wargę, zauważając nagły błysk w oczach chłopaka. Zupełnie jak wczorajszej nocy. - Byłam piana... i chyba... rozumiesz.
- Nie tłumacz się. - powiedział stukając palcami o blat stołu, nadal nie spuszczając z niej wzroku. - Bardzo mi się to podobało. - uśmiechnął się zawadiacko i jego ręką powędrowała do swobodnie opartej o stolik, dłoni dziewczyny. Chwycił za nią i splótł ich palce w jedność, sprawiając, że na twarzy Caroline pojawił się uroczy rumieniec.
- Ale.. ale...
- Ciii... - szepnął, przykładając palec do ust. - Teraz jesteś już moja, Caroline. - powiedział, całując jej kosteczki, nadal spoglądając prosto w jej błękitne oczy. - Wpadnę po Ciebie dzisiaj na wieczór i zabiorę na promenadę, słychać, że nie jesteś stąd. Twój angielski jest beznadziejny, nie co to nasz, kotku.
- Coco... proszę?
- Spokojnie, wpadnę po Ciebie dzisiaj, do zobaczenia. - powiedział uwodzicielsko i składając na jej miękkim policzku pocałunek, odszedł pozostawiając ją samą, całkowicie zdezorientowaną.

* * * 
Zaraz po tym jak Xavier, odszedł od stolika przysiadły się Shenae, AnneLynne oraz jeszcze jedna dziewczyna, której imienia Caroline nie mogła zapamiętać. Brytyjka, kompletnie nie mogła skupić się na tym, o czym rozmawiały jej koleżanki, bowiem jej myśli, całkowicie związane były z brunetem, którego imię w końcu poznała. Było jej głupio, za te pocałunki w toalecie, gdyż raczej wolałaby go poznać w innych okolicznościach. Jakby tego było mało, chłopak miał ją dzisiaj odwiedzić. Caroline najbardziej zastanawiał fakt, skąd on może znać jej adres zamieszkania! Niespodziewanie z zamyślenia wyrwał ją dźwięk przychodzącego połączenia. Spojrzała na aparat - to Harry. Uśmiechnęła się pod nosem i po odblokowaniu telefonu, przystawiła go sobie do ucha. 

Z Harry'm rozmawiała przez dobre pół godziny, aż do chwili nie zadzwonił dzwonek, który sygnalizował powrót na plan. Caroline czuła się jak w szkole, za sprawą tej stołówki i dzwonków, ale mimo wszystko praca tutaj była przyjemna. Rozmowa z Harry'm podniosła ją na duchu, bowiem dziewczyna opowiedziała mu o wszystkim co u niej słychać, omijając oczywiście sprawę z Xavier'em. Nie chciała go zbytnio zdenerwować, gdyż wiedziała, że w najgorszym wypadku chłopak wsiądzie w samolot i przyleci do Los Angeles, aby rozliczyć się za ten mazak na piersiach dziewczyny. Reszta dnia minęła jej zadziwiająco szybko. W drodze powrotnej do domu, opowiedziała wszystko AnneLynne, przy dobrej, mrożonej kawie. Począwszy od swojego życia w Bostonie, po dzisiejszą rozmowę z Xavier'em. Blondynka bez wątpienia była bardzo dobrą słuchaczką i ani razu nie przerwała Caroline. Gdy brunetka już skończyła, zielonooka udzieliła jej rady i poleciła, aby jak najszybciej skończyła z Harry'm i zajęła się Xavier'em, z którym powinna dzisiaj iść na promenadę. Dziewczyna nie do końca wiedziała, czy to dobry pomysł... w końcu ona i Samuel nie znali się za dobrze... co jeśli on jest jakimś zboczeńcem? Otrząsnęła się szybko z takich myśli i postanowiła jednak wyjść dzisiaj z domu. 

Od razu, gdy wróciły do willi, w której mieszały, Caroline pobiegła na górę zrzucając z siebie ciuchy, włączyła laptopa i szybko udała się pod prysznic. Pod wodą czuła się nieziemsko odprężona i gotowa na dalszą cześć dnia. Wyszła z kabiny, zasuwając za sobą drzwi i szybko przeszła do swojego pokoju i zalogowała się na Skype. Nie minęła chwila, a brunetka już rozmawiała ze swoimi dwiema przyjaciółkami z Londynu. Opowiedziała im wszystko o sytuacji z nocy i dnia dzisiejszego. Diana popadła w epilepsję i jak zawsze dramatyzując, uznała, że to zły pomysł, aby spotkać się z brązowookim. Rachel, za to nie mogła powstrzymać śmiechu, od chwili gdy Caroline powiedziała im o numerze wypisanym na piersiach. Tak czy siak, pozostawało jej polegać na swej intuicji i koło godziny szóstej poszła się szykować. Przeszukując szafę z ubraniami, postanowiła założyć [ beżową, ściągną spódniczkę, top o wakacyjnym motywie, w kolorze piaskowym oraz dżinsową kamizelkę z krótkim rękawkiem. Do tego dobrała proste, szpilki oraz żółtą torebkę. ] Gdy była już gotowa, zeszła na dól, gdzie w salonie siedziała AnnaLynne, oglądając telewizję i kipując do popielniczki, którą trzymała na brzuchu. Gdy blondynka ujrzała swoją współlokatorkę, automatycznie zakrztusiła się dymem papierosa. Nic dziwnego, dziewczyna wyglądała pięknie. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, a Caroline poczuła jak trzęsą się jej dłonie. W tej chwili zaczęła wątpić czy spotkanie z Xavier'em to dobry pomysł. 

* * *
- Bardzo się cieszę, że zgodziłaś się ze mną przejść. - powiedział przerywając krępującą ciszę. Caroline w spokoju delektowała się pięknymi widokami wybrzeża, którym spacerowali. Stare deski, skrzypiały pod naciskiem ich stóp, a delikatny wietrzyk rozwiewał jej włosy. - Chciałem wszystko wytłumaczyć... 
- Nie ma czego. - odparła. Czuła się w jego towarzystwie dobrze, ale gdy tylko przypominała sobie o zdarzeniu z poprzedniej nocy, miała ogromną ochotę uciec. 
- Nie jestem taki, który zalicza każdą pannę w toalecie. - twardo trzymał się przy swoim, a to po woli zaczynało denerwować dziewczynę. - Spodobałaś mi się i... po prostu... dałem się ponieść. 
- Naprawdę nie chcę o tym rozmawiać. - powiedziała, rzucając na niego wzrokiem. Uśmiechnął się słabo i nałożył na twarz ciemne okulary. Wyglądał na trochę poirytowanego. - Dobrze, że nie doszło do... czegoś więcej. 
- Może kiedyś dojdzie. - Caroline szybko odwróciła się w jego stronę i marszcząc czoło zdziwiona, próbowała coś powiedzieć, lecz nie mogła. - Oh, już się tak nie gorączkuj. - dodał i objął ją ramieniem, jakby byli parą. Był bardzo opiekuńczy i kochany, doskonale wiedział jak postępować i wiedział, że jego czynny robię na kobietach ogromne wrażenie. - Masz ochotę na lody? Znam doskonałą kafejkę, w której można zjeść najlepsze lody włoskie w całym Los Angeles. 
- No czemu, nie? 


 I właśnie w oto taki sposób, tych dwoje spędziło ze sobą miły dzień... 


Music#2
- Londyn, Niall - 

Zapach świeżej kawy, o poranku zawsze mnie uspokaja i sprawia, że czuje się taki odprężony. Myślę, że nic nie jest wtedy, w stanie sprawić żebym przestał się uśmiechać, a zwłaszcza teraz, kiedy mam przy sobie, taką wspaniała znajomą jak Grace. To zdumiewające, że w tak krótkim czasie udało nam się złapać wspólny język. Wprawdzie, również połączyła nas ogromna pasja do muzyki. Blondynka ma niesamowity głos i gdy tylko słyszę z jaką pasją wyciąga poszczególne dźwięki... czuję jak moje kolana miękną. Fitzpatrick, szybko stała się moją dobra przyjaciółką, której potrzebowałem zwłaszcza teraz, kiedy Natalie wyjechała. Tęskniłem za brunetką, każdej nocy, gdy nie mogłem przygarnąć jej do siebie i swobodnie wtulić się w jej, pachnące cynamonem włosy. To właśnie o porze nocy, przeżywałem najgorsze, wewnętrzne katusze. Nie potrafiłem zasnąć, ponieważ nieustannie rozmyślałem, nad całym moim życiem, przed uzyskaniem sławy i po jej uzyskaniu. Czasami brakuje mi tamtej normalności - chciałbym wyjść na ulicę i nie słyszeć za sobą krzyczących fanek. To bardzo frustrujące i czasami serdecznie mam dość tego sławnego życia. Ale teraz, wiem, że mogę bez problemu polegać na Grace, która odbierze ode mnie telefon, nawet w samym środku nocy. 

Pogoda w Londynie, zdawała się już po woli wracać do normy - wróciły do nas pochmurne, deszczowe dni, których muszę przyznać, trochę mi brakowało. Został nam ostatni, wolny tydzień... i rozpoczynamy trasę koncertową. Czy się boję? Chyba tak, ale bardziej można powiedzieć, że jestem podekscytowany, niż przerażony. Może dzięki pracy, uda mi się zapomnieć o Natalie? Wierzę w to z całego serca, ale... gdy tylko spoglądam na Harry'ego, dla którego każdy dzień wydaje się być ostatnim, wszystko nagle staje pod znakiem zapytania. Od jakiegoś czasu, Taylor zaczęła nocować w naszym domu, a z sypialni loczka, wydobywało się dość... dziwne dźwięki. Wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że Harry nie może znieść braku obecności Caroline, która jakiś czas temu opuściła Anglię i przeniosła się na inny kontynent, ale to wcale nie oznacza, że musi sypiać z tym chucherkiem dla wyżycia się. Już kłopotów nam wystarczy, po tym jak musieliśmy tłumaczyć się przed prasą, dlaczego Harry rozpętał bójkę w klubie nocnym. Dla nas wszystkich stał się nie możliwie oschły, jakby z dnia na dzień, przeszedł jakąś metamorfozę charakteru. Już nie uśmiechał się tak jak kiedyś... teraz jego uśmiech, był całkowicie sztuczny, wymuszony... Tęskniłem za starym Hazzą, z którym zawsze mogłem porozmawiać. Teraz liczyła się Taylor, która oficjalnie mogła nazywać się jego 'dziewczyną.' 

- Nialer, przyszłam już! - Grace stała z rozłożonymi rękoma, w naszym przedpokoju. Miała na sobie czarną, podkreślającą jej figurę sukienkę do kolan oraz dżinsową kurtkę. Jej blond włosy, luźno opadały na ramiona, a ja uśmiechnąłem się pod nosem, widząc ich kolorowe końcówki. 
- Znów je farbowałaś? - spytałem, ciągnąc ją za włosy z przekąsem. - Różowy jest seksi. 
- Cała jestem seksi, Nialler. 
- Tego nie da się ukryć. - odpowiedziałem, mocno ją ściskając. Na chwilę znieruchomiałem, czując jej mocne, uderzające do głowy, perfumy. Uwielbiałem ten zapach. 
- Zwłaszcza wtedy, kiedy mam przy sobie cały kubełek z KFC. - dodała, podnosząc leżącą na podłodze, reklamówkę z sieciówki. - Wiedziałam, że będziesz głodny, mam nadzieję, że lubisz ostre. 
- Kobieca intuicja, czy może jesteś kosmitką, potrafiącą czytać w myślach? - spytałem całkiem poważnie. 
- Z pewnością, jestem kosmitką. - odparła krzyżując ręce na piersiach. - Przybyłam na ziemię Niall, żeby Cię uwieść! 
- Za późno! - udałem, że mdleję. - Już to zrobiłaś. - Grace zaśmiała się cicho i wyciągnęła w moim kierunku dłoń. 
- No już, głuptasku... - powiedziała. - Chodźmy jeść, jestem piekielnie głodna. - chwyciła mnie pod ramię i razem skierowaliśmy się do salonu.  

Grace była niesamowicie kochaną dziewczyną - lubiącą zadbać o każdy detal. Gdy ja chciałem już zabrać się za jedzenie ostrych pałeczek rękoma, ona skarciła mnie wzrokiem i szybko skierowała się do kuchni i wyciągnęła z szafki talerzyki. Z ogromnym uśmiechem na ustach, podała mi je i zanim usiadła koło mnie, na kanapie odezwała się. 

- Chłopacy w domu ? - Grace miała okazję już poznać wszystkich, począwszy od naszego menadżera, a skończywszy na nowej dziewczynie Harry'ego. Pokiwałem twierdząco i zmierzyłem głodnym wzrokiem, kubełek pełen pyszności. Grace, nie czekała dłużej, szybko wstała i udała się na piętro. Później tylko słyszałem jej krzyki. - Chłopaki, ruszać gwiazdorskie tyłki! Przywiozłam wam jedzenie! - nie minęła chwila, a banda głodomorów zjawiła się w salonie, nie spuszczając z oczu MOJEGO jedzenia! 
- Grace, jesteś cudowna. - powiedział Liam, wpychając sobie frytki do buzi. Dziewczyna zaśmiała się uroczo i otoczyła bruneta ramieniem, wywołując w moim małym serduszku... uczucie zazdrości? 
- Bez przesady Daddy, ale frytki to mógłbyś mi zostawić. - odpowiedziała wyrywając białe, tekturowe pudełko z jego rąk. 
- Nialler, oddaj nam ją. - powiedział Lou, wycierając usta chusteczką. - Jest taka kochana! I dba o nasze żołądki! Żadna Twoja dziewczyna, jeszcze czegoś takiego dla nas nie zrobiła! - automatycznie, oboje z Grace parsknęliśmy śmiechem i wymieniliśmy się spojrzeniami. Dziewczyna? Serio wyglądaliśmy jak para? Byliśmy tylko dobrymi przyjaciółmi. 
- Nie jest moją dziew... 
- Jest. - odpowiedział, przerywając mi. - Prawda, Grace? - blondynka, spojrzała w jego kierunku, ukrywając iskrzącą się w jej oczach bezbronność. 
- Oczywiście, Lou. - odpowiedziała zadziornie. - Jesteśmy nawet zaręczeni! Patrz! - dodała nagle wstając. Spojrzała na mnie łagodnie, jakby przepraszała za wszystko co teraz się stanie i... usiadła na mych, kolanach zarzucając dłonie na moją szyję. - Kochamy się bardzo namiętnie, tylko spójrz. - wyczułem w jej głosie, nutkę strachu. Po chwili, obróciła się do mnie twarzą, spoglądając prosto swymi brązowymi tęczówkami, w moje oczy i zbliżyła się do mnie na dziesięć milimetrów... pieć... dwa.... Nasze usta, po chwili złączyły się w pocałunku, którego kompletnie się nie spodziewałem. Smakowała jak sorbet truskawkowy, wymieszany z frytkami. Mieszanka ekstremalna, ależ za to piekielnie smakowita. Jej wargi były miękkie i takie aksamitne.. czułem jak wszystkie moje mięśnie się napinają, a dłoń wędruje na jej plecy. Całowała mnie z pasją, jakby na prawdę chciała udowodnić wszystkim, że się kochamy, a ja... ja oddawałem jej pocałunki. Jej zapach, całkowicie zawładnął mymi zmysłami i nawet gdybym chciał się od niej odsunąć i przerwać pocałunek, nie potrafiłbym. Grace, delikatnie przygryzła moją wargę i ostatni raz musnęła ją swymi ustami. Odsunęła się ode mnie, na dwa centymetry, lustrując moją twarz. Musiałem wyglądać na cholernie zdziwionego, ale ona tylko uśmiechnęła się speszona i nakładając na twarz maskę pewnej dziewczyny, obróciła się do Louisa, który siedział z szeroko otworzoną buzią i przyglądał się nam zaskoczony. Oh, stary... wiem jak się czujesz. 
- Ale.. ale... wy...wy... ZARĘCZYŁEŚ SIĘ, TY IRLANDZKA, NIE WYKARMIONA MARCHEWKO?! 
- Hey! - tym razem głos zabrał Zayn, który widocznie bardziej zainteresowany był jedzeniem, niż moim mizianiem się z Grace. Cholera, mam całe ręce w sosie majonezowym! - Bez wyzwisk, szanuj jedzenie, tak? Wiesz, że Niall może się za to zemścić! 
- Orzesz w mordę.... - jęknął Loui. - OŚWIADCZYŁEŚ SIĘ?
- Tak. - odpowiedziałam, postanawiając dalej ciągnąć tę gierkę. Muszę przyznać, że podobało mi się to. - Za miesiąc się pobieramy, prawda kochanie? - spytałem. 
- No jasne, kociaku. - odpowiedziała, spoglądając na mnie. Widziałem, teraz ulgę w jej oczach, jakby naprawdę chciała tego pocałunku, ale bała się mojej reakcji. Nie czekałem chwili, dłużej. Pochyliłem się nad nią i złożyłem na jej ciepłych ustach kolejny... subtelny pocałunek. 

Wieczór nadszedł bardzo szybko i cały czas spędzaliśmy wszyscy razem, w swym gronie. Oczywiście wszyscy, oprócz Harry'ego, który nagle gdzieś wybył (czy. który umówił się z Taylor, na dziki seks w samochodzie). Siedzieliśmy na kanapie oglądając jakąś denną komedię romantyczną, która podobała się tylko Grace, ale czego nie robi się dla kobiety? Przez cały czas rozmyślałem o pocałunku... Za każdym razem, gdy tylko przypominałem sobie, z jak ogromną łatwością, jej miękkie usta odnajdywały moje, czułem jak przez ciało przechodzi mnie dreszcz. Nie czułem czegoś takiego odkąd... wprawdzie od nigdy. Nigdy nie czułem się tak wspaniale, jak podczas tej chwili z Grace, ale wiedziałam, że łączy nas tylko przyjaźń i nic więcej. 

- Dobra, idę się wykąpać. - powiedział Louis, wstając z kanapy. - W nocy mam pociąg do Manchesteru, muszę zobaczyć się z Eleanor, przed naszą trasą. 
- Zadzwonię do Perrie. - Zayn, zerwał się z kanapy, równie szybko, jak wypowiedział to zdanie. 
- Dobry pomysł - przyznał Liam. - Tęsknię z Rachel. - Już tęskni? Przecież widzieli się jakieś cztery godziny temu. Po chwili już ich nie było, a ja zostałem sam na sam w ciemnym salonie z Grace, która siedziała tuż koło mnie. 
- Ten pocałunek... - zaczęła. 
- Cudowny. - skomentowałem jednym słowem, nie spoglądając w jej kierunku. Nie musiałem patrzeć, po prostu wiedziałam, że teraz z pewnością jest zdziwiona, tym co powiedziałem. 
- Ale jesteśmy przyjaciółmi. 
- Którzy się całowali. 
- I było im dobrze podczas tego pocałunku, ale mimo wszystko jesteśmy tylko przyjaciółmi. 
- Którzy chcą  tego jeszcze raz. - odpowiedziałem.

- Los Angeles, Caroline - 

Caroline od razu przypadła do gustu praca aktorki, bowiem dziewczyna z ogromną łatwością potrafiła się wczuć w postać swojej bohaterki. Oczywiście, również podobała jej się możliwość pracy na planie z nową znajomą - AnnaLynne oraz... Xavier'em. Dosłownie w ciągu pięciu, krótkich dni, spędzonych na planie serialu, między nią, a brunetem zaczęło rodzić się jakieś uczucie. Xavier, bardzo dbał o to, aby Brytyjka czuła się w Los Angeles jak u siebie w domu i w każdej wolnej chwili, wyciągał ją z mieszkania, aby przybliżyć jej osobie, piękno tutejszego miejsca. Niebieskookiej bardzo się to podobało, bowiem przy tym chłopaku czuła się bardzo dobrze i swobodnie. Z czasem, zaczynała już zapominać o swoim starym życiu w Londynie i o tym co Harry jej zrobił. Między nią, a członkiem zespołu One Direction, relacje znacznie się poprawiły - nie było dnia, aby chłopak nie dzwonił, ani nie pisał do Wish. Mimo tego, że Caroline miło spędzała czas z Xavier'em, ciągle myślała o Harry'm i cichutko w duszy, modliła się o to, aby Harry postarał się naprawić ich stary związek.

Tego dnia Caroline oraz AnneLynne, dostały wolne w pracy, z racji tego, że ich bohaterki, nie odgrywały jakiś większych ról, w odcinku który właśnie nagrywano. Pogoda za oknem była wspaniałomyślna i dziewczynom nie było w głowie, zostać dzisiaj w domu. Wyspana Caroline, zeszła po schodach i skierowała się do kuchni, do której już od samych schodów, wabił ją piękny zapach smażonego bekony i jajecznicy. W ręku trzymała telefon, nieustannie sms'ując ze swoim byłym chłopakiem.



- Z kim piszesz, piękna? - AnneLynne, odezwała się, siedząc tuż koło kuchennego blatu i zajadając się przygotowanym przez siebie śniadaniem.
- Z Harry'm. - odpowiedziała uśmiechnięta, chwytając za drugi talerz, stający przed nią. AnneLynne zmarszczyła, zdziwiona czoło. Nie bardzo rozumiała, po co dziewczyna z nim pisze.
- Z 'Harry'm Dupkiem Styles'em'? - Caroline zaśmiała się cicho i odłożyła telefon na blat. - Carls... zapomnij o nim, spójrz jak Xavier się stara! To on powinien być tym chłopakiem, z którym miałabyś pisać smsy.
- AnneLynne! My tylko ze sobą rozmawiamy! Nie zamierzam zrywać z nim kontaktu, on nadal jest mi bliski!
- Rozumiem, ale mimo wszystko powinnaś go ograniczyć! Możesz cierpieć przez niego!
- A skąd wiesz, że nie cierpiałabym przez Xavier'a?
- Bo on jest inny. - odpowiedziała. - Gwarantuję Ci to, że on Cię nigdy nie zrani, Carls.
- Zobaczymy. - odpowiedziała wkładając sobie do buzi, kawałek bekonu. Dziewczyna nie bardzo rozmyślała teraz o związkach, chyba jednak wolała się skupić na rozwijaniu swojej kariery tutaj. Niespodziewanie, posiłek dwóch przyjaciółek przerwał dźwięk przychodzącego połączenia.

- O wilku mowa. - powiedziała Wish i szybko odebrała telefon. - Tak, Xavier?
- No cześć, Carls... - zaczął. - Masz może ochotę na mała przejażdżkę ze mną, wieczorem?
- Dzisiaj?
- Tak.
- No pewnie, gdzie mnie zabierasz?
- Niespodzianka, spotkamy się o siódmej, wpadnę po Ciebie.
_____________________________________________
No hejka! :* Bardzo was przepraszam, że dopiero teraz dodaję rozdział, ale jak się okazało we wakacje mam dużo pracy i mało czasu na bloggera :( Kolejną notkę postaram się wam dodać za tydzień, w następny czwartek :) Obliczyłam już jak będzie z rozdziałami i planowo bloga zakończę już 22 sierpnia :) Mam nadzieję, że nie jesteście źli, że dodałam 'Best Song Ever' do rozdziału, ale nie mogłam się powstrzymać! Piosenka jest wspaniała i muszę ją jak najszybciej pobrać! Pozdrawiam kochani! :*
Przepraszam za wszelkie błędy, jakie mogły się wkraść!
- Jerr. 

piątek, 12 lipca 2013

036. "AnnaLynne McCord - zielonooki huragan"

Los Angeles 
- Caroline - 


Słoneczna Kalifornia, była moim marzeniem od zawsze - jako nastolatka oglądałam tysiące filmów, które nakręcone zostały w tym cudownym miejscu, a teraz właśnie wysiadłam z pokładu samolotu, który wylądował na lotnisku w Los Angeles. Była to moja druga wizyta w Miasteczku Aniołów i z pewnością, najdłuższa jaką tu odbędę. Chwytając za walizkę, w spokoju przeszłam całą odprawę bagażową i paszportową. Czułam się podekscytowana i przepełniona pozytywnymi emocjami, naprawdę miałam wrażenie, że tutaj wszystko ułoży się w taki sposób, w jaki powinno zawsze. Rozejrzałam się po obszernym budynku lotniska i wzrokiem odszukałam wyjścia, którym zaraz wyszłam na zewnątrz. Nie do końca wiedziałam w jaki sposób mam się tu poruszać - wprawdzie przyleciałam tutaj w ciemno, opierając się na obietnicy Pana Michaela. Ciepłe i zarazem wilgotne powietrze, rozwiewało moje włosy we wszelkie strony i podrażniało moją, nie przystosowaną do tutejszego klimatu, śluzówkę. W oddali słyszałam szum morza i trzepot liści palm... oh, boże jakie piękne wakacje mogłabym tutaj spędzić. Jednak przyjechałam tu pracować... 

Niespodziewanie poczułam na ramieniu, czyjąś dużą dłoń. Automatycznie odwróciłam się i zmierzyłam wzrokiem mężczyznę, do którego ona należała. Miał on krótko przystrzyżone, czarne włosy po bokach i nienaturalnie, bladoniebieskie oczy, które odznaczały się na opalonej skórze. Ubrany był w szarą marynarkę, pod którą miał biały T-shirt oraz czarne, dżinsowe rurki i skórzane sztyblety. Wyglądał na faceta przed czterdziestką. Biła od niego powaga, duma i ekstrawagancja. Już na pierwszy rzut oka, widać było, że jest idealistą. - Mogę w czymś pomóc? - spytałam dość nie pewnie, zważywszy, że obcy mi mężczyzna lustrował mnie przenikliwie wzrokiem. 
- Nazywam się Michael Anderson, Panno Wish i przyjechałem po Panią. - odpowiedział z ogromnym uśmiechem na ustach. Cofnął dłoń i nonszalancko wsadził ją do tylnej kieszeni jego spodni. - Miło mi Panią poznać osobiście, już nie mogę doczekać się spotkania jutro na planie! 
- Mi również jest Miło Pana poznać, Panie Anderson. Mam nadzieję, że nie robię Panu zbytniego kłopotu, ponieważ mogłabym sama zapewnić sobie jakiś nocleg w motelu. 
- Motelu? - prychnął, widocznie zdenerwowany. Nie rozumiałam zbytnio czemu. - Niech Pani sobie ze mnie nie żartuje, Panno Wish. Jestem Pani szefem i jak już wspominałem, muszę dbać o moich pracowników. 
- W takim razie, bardzo Pana przepraszam. - odpowiedziałam lekko się uśmiechając. Słońce, które wysoko zawisło na niebie, niemiłosiernie prażyło tego dnia. Spoglądając na wyższego ode mnie o głowę, mężczyznę musiałam mrużyć oczy, więc szybko sięgnęłam rękę do torby i wyciągnęłam z niej okulary przeciwsłoneczne. Złożyłam je na nos i od razu lepiej. 
- Już dobrze,  jeżeli Pani  teraz pozwoli to zawiozę Panią do hotelu, w którym będzie Pani dzielić apartament z Panną AnnaLynne McCord. W serialu będą Panie grać dość bliskie sobie osoby, więc myślę, że to dobry pomysł abyście zamieszkały ze sobą i zaprzyjaźniły się. 
- No dobrze. - odpowiedziałam całkowicie zgodna. 
- W takim razie zapraszam do mojego samochodu. - odparł i ruchem dłoni wskazał na zaparkowane pod lotniskiem, musztardowe ferrari. Srebrne felgi samochodu połyskiwały w słońcu, a lakier lśnił. Auto robiło na mnie ogromne wrażenie i po prostu nie mogłam odwrócić od niego wzroku. Było zbyt idealne i piękne, aby mogło być prawdziwe. Już teraz czułam ten niesamowity wiatr, który rozwiewa moje włosy podczas jazdy tym samochodem. Czułam się jak w filmie, dosłownie jak w filmie. Speszona, uśmiechnęłam się delikatnie i powlokłam nogami za mężczyzną, który najpierw, jedną ręką wrzucił moją walizkę na tył, a później otworzył przede mną drzwi samochodu. Zapowiadało się naprawdę fajnie. 

***
Los Angeles - najpiękniejsze miejsce na całej kuli ziemskiej. To miasteczko oczarowało mnie swym wdziękiem i różnorodnością już wcześniej, ale teraz zdawało się, że odkrywam je na nowo. Złociste słońce górowało na niebie, a ocean odbijało się na linii horyzontalnej. Możliwe, że spędzę tutaj parę miesięcy, więc mam nadzieję, że szybko się tu zaaklimatyzuję. Bardziej obawiam się pracy na planie, pośród profesjonalistów, do których no niestety... powiedzmy sobie szczerze - nie należę. Liczę tylko na to, że nie wywalą mnie z obsady zaraz po pierwszym odcinku. Podróż samochodem Pana Andersona minęła szybko i przyjemnie - bez żadnych zbędnych rozmów, głównie na wysłuchiwaniu w ciszy programu muzycznego. Nim się zdążyłam obejrzeć, musztardowe ferrari wjechała na hotelowy parking i pod samym jego budynkiem, zgasiło swój silnik. Hotel (jeżeli w ogóle mogłam go takim nazwać) przypominał luksusową willę, do której wiodły marmurowe schody, otoczone alejką akacji.

- To miał być hotel. - zauważyłam, spoglądając w stronę Pana Andersona, który trzymając w dłoni, uchwyt mojej walizki, stanął tuż koło mnie. Z dumą spoglądał na posiadłość, jakby była jego perełką. Okolica w jakiej znajdowała się willa, była nadzwyczajnie spokojna i niewątpliwie była... przeznaczona dla bogatych ludzi, którzy na swych kontach moją z przodu jakąś kosmiczną cyfrę, a z tyłu ponad 6 zer. Z nieznanych mi przyczyn, niespodziewanie zaczęłam się zastanawiać, ile taka willa kosztuje.
- Witam w mojej najpiękniejszej posiadłości, jaką zarezerwowałem dla moich ulubionych pracowników. - powiedział z szelmowskim uśmiechem na ustach. Wydawało się, że śnię, że to wszystko nie dzieje się na prawdę i, że ten dom jest tylko i wyłącznie wytworem mojej beznadziejnej wyobraźni. Nie do końca teraz wiedziałam co powinnam zrobić. Spodziewałam się raczej czegoś skromniejszego - czegoś w czym czułabym się bardziej swobodnie. Świadomość, że będę tutaj mieszkać przyprawiała mnie o dreszcze - bałam się? Zdecydowanie tak. Anderson ruszył na przód, ciągnąc za sobą moją walizkę i rozglądając się po sąsiednich domkach. Jak jakaś niedorajda, całkowicie speszona znów się za nim powlokłam, nie dowierzając, że osoba, która całkowicie mnie nie zna, robi dla mnie coś tak cudownego. Ogród, którym spacerowałam obecnie, równie jak dom - wywoływał na człowieku przeogromne wrażenie. Perfekcyjnie przystrzyżona, soczyście-zielona trawa, po świeżym spryskaniu wodą, lśniła skąpana w promieniach słońca, a egzotyczne drzewka i różane krzaki otaczały całą posiadłość. Znajdujące się przed dużym tarasem, małe jeziorko wyglądało na bardziej zadbane, niż jakikolwiek zbiornik basenowy. Stawiając ciężkie kroki, na marmurowych stopniach, czułam jak po mym czole spływają kropelki zimnego potu. Obawiałam się spotkania z moją nową współlokatorką... Co jeśli okaże się, że będę mieszkać jeszcze z kimś innym? Mężczyzna przystanął przed dużymi, szklanymi drzwiami i wolną rękę chwycił za srebrną klamkę, by po chwili je otworzyć. Zapach nowości, uderzył we mnie, zaraz gdy tylko przekroczyłam próg posiadłości. Korytarz, którym podążaliśmy był bardzo długi i zachowany w stonowanych kolorach - brązie i bieli, z domieszką złota. Pod główną ściną stała duża, beżowa waza z której wystawały poskręcane, miedziane druciki. Anderson przystanął nagle, stawiając moją walizką na środku pomieszczenia, które po chwili z korytarza, przerodziło się w serce domu. Obróciłam się na pięcie, podziwiając całe piękno, całkowicie oczarowana połączeniem koloru pomarańczowego, zastosowanego na ścianach z akcentami zieleni i złotymi kafelkami, które wyglądały bardzo ekstrawagancko. Mężczyzna rozejrzał się po obszernej posiadłości i po chwili odezwał się. - Zaraz poznasz swoją współlokatorkę. - uśmiechnął się przyjaźnie, lecz mimo tego wzdrygnęłam się na samą myśl o nowej dziewczynie. - AnnaLynne! - krzyknął na cały dom. - AnnaLynne, zejdź na dół. Chciałbym Ci kogoś przedstawić. - AnnaLynne, zdawała się nie słyszeć nawoływania producenta. - Wiem, że jesteś w domu! Rusz ten gwiazdorski tyłek i chodź tutaj do nas, Caroline chce Cię poznać! - I nagle zza dużego filaru, wyłoniła się ociekająca seksapilem, długonoga blondynka.

Z pozoru wydawała się bardzo oschła i zadufana w sobie, ale gdy tylko z ogromnym i szczerym uśmiechem na ustach, podeszła do mnie i przytuliła mnie, doszłam do wniosku, że równa jest z niej babka.
- Miło mi Cię poznać, AnnaLynne. - powiedziałam nieco speszona, jej obecnością. Dziewczyna przyglądała mi się zaciekawiona, jakby od dłuższego czasu nie miała towarzystwa. Poprawiła swoją idealną fryzurę, odrzucając na plecy jedno pasmo, blond włosów. Jej oczy były w odcieniu głębokiej zieleni, zupełnie jak Harry'ego... Szybko odsunęłam od siebie myśli o chłopaku i skoncentrowałam się na rozmowie dziewczyny z Andersonem.
- Mam nadzieję, że zaprzyjaźnicie się. - powiedział spoglądając na każdą z nas. - Dom jest do waszej dyspozycji, przez cały czas, ale proszę dbajcie o niego z głową. Jutro, z samego rana przyjedzie po was samochód, którym pojedziecie na plan filmowy. Tam się spotkamy, a teraz wybaczcie mi, ponieważ muszę już uciekać. Śpieszę się na spotkanie z nowym aktorem. Do zobaczenia, drogie Panie.
- Do widzenia, Panie Anderson. - powiedziałyśmy jednocześnie. AnnaLynne spojrzała na mnie i parsknęła śmiechem. Coś mówiło mi, że to będzie początek miłej i szalonej znajomości. Razem odprowadziłyśmy mężczyznę do samych drzwi i gdy tylko zniknął za nimi, nastała krępująca cisza, której tak bardzo się obawiałam.
- Dobra nie będziemy tak smęcić. - powiedziała, krzyżując ręce na piersiach. - Mamy się zakolegować, więc musimy się lepiej poznać. - dodała zadziornie się uśmiechając. - Oprowadzę Cię troszkę po domu, żebyś mogła się trochę łatwiej po nim poruszać, a wieczorem pójdziemy do klubu. - muszę przyznać, że nie bardzo miałam ochotę wyjść na dyskotekę. Byłam zmęczona i tym bardziej chciałam odpocząć w domowym zaciszu, ale spoglądając w stronę AnnaLynne, dobrze wiedziałam, że dziewczyna nie da mi spokoju i z pewnością nie zostawi samą w domu, przed telewizorem.

Muszę przyznać, że pokoje na górze, były o wiele piękniejsze i urządzone z większym gustem niż te na dole. Blondynka, niczym szalony huragan biegła od pomieszczenia do pomieszczenia, otwierając przede mną drzwi. W ciągu trzydziestu minut, udało nam się zwiedzić cały parter i połowę drugiego piętra wraz z ogromnym tarasem na zewnątrz, gdzie jak mi powiedziała "Odbywały się największe melanże całej Kalifornii". AnnaLynne niewątpliwie była typem imprezowiczki z twardą głową i marzeniami, których za wszelką cenę się trzymała. Podobał mi się jej charakter i szczerze to obawiałam się, że będzie gorzej. Szybko złapałyśmy ze sobą kontakt i to mnie bardzo cieszyło. Na górze, pokazała mi pokój, który wprawdzie dzielić będziemy razem ze sobą, mianowicie mówiąc - garderoba. Pomieszczenie było w wielkości salonu, w moim Londyńskim domu. Z pewnością będzie to moje ulubione miejsce w całej willi.

- Masz śmieszny akcent. - zauważyła Kalifornijka. - Bardzo twardo mówisz, każdy tak tam u was ma? - spytała.
- Nie. - odpowiedziałam szybko. - To zależy, ale masz rację. Nasz akcent jest troszkę dziwny... taki specyficzny. Ale wy też macie śmieszny.
- Zgadza się, jutro jak poznasz resztę zobaczysz co to jest prawdziwy, kalifornijski akcent. - zaśmiała się. - Myślę, że od razu Cię polubią, Caroline.
- Proszę, mów do mnie 'Carls'. - powiedziałam kładąc rękę na jej ramieniu. - Przyjaciele na mnie tak mówią.
- Niech będzie, przyjaciółko! - powiedziała zgodnie. - Chodź, teraz pokażę Ci Twój pokój.
- Mogłabym spać nawet na wykładzinie, w garderobie.
- Nie jest wcale tak wygodnie. - rzekła. - Uwierz mi, próbowałam. To  długa historia... - westchnęła.

Szczerze, to dosyć ciekawiło mnie, co ona tam robiła śpiąc na wykładzinie, ale jednak postanowiłam nie wnikać, jak będzie chciała to z pewnością mi opowie. Ruszyłam po schodach, za blondynką idąc na piętro. McCord, prowadziła mnie przez kolejny, długi korytarz, aż do chwili gdy przystanęła na przeciwko białych drzwi. Obróciła się w moim kierunku i uśmiechnęła przyjaźnie, zachęcając mnie do tego, abym sama je otworzyła. Przełknęłam głośno ślinę, dlaczego obawiam się tego, co zaraz zobaczę? Moja dłoń chwyciła za klamkę i lekko nacisnęła na nią. Po chwili drzwi się uchyliły, a ja zrobiłam krok w przód, rozglądając się po zacienionym wnętrzu. Pokój utrzymany był w stonowanej bieli i fuksji - ogromne, dwuosobowe łóżko znajdowało się w samym centrum pomieszczenia. Pod nim, na białych panelach leżał filetowy dywan, a koło niego stała mała, zgrabna etażerka. Pod ścianą stała toaletka wraz z komodą, które były w białym kolorze, a na ścianie wisiały cztery obrazy z motywem kwiatowym. Całość dopełniały liliowe zasłony i kryształowy żyrandol, który wisiał nad łóżkiem. Pokój bardzo mi się podobał i całkowicie był w moim stylu. - Piękny jest. - powiedziałam z uśmiechem do blondynki. - Naprawdę, piękny. - szepnęłam przesuwając dłonią po satynowej pościeli. Dziewczyna uśmiechnęła się i usiadła na etażerce.
- Obok masz łazienkę, także bliziutko. Ja mieszkam jakieś trzy pokoje od Ciebie, więc jakbyś bała się spać sama, zawsze możesz do mnie wpaść. - powiedziała. - Dobra, Carls... zostawiam Cię samą, rozpakuj się, wykąp i o dwudziestej idziemy do klubu poszaleć. - dodała i szybko wstała. Przytuliła mnie, dodając mi tym gestem otuchy i odeszła.
- Em... AnneLynne? - zawołałam, gdy dziewczyna wychodziła już z pokoju. - Przypominasz mi moje przyjaciółki. Rachel i Dianę... jesteś ich doskonałym połączeniem, bardzo się cieszę, że mogę tu z Tobą zamieszkać. - AnneLynne uśmiechnęła się promiennie, zupełnie nie spodziewając się tego, co właśnie powiedziałam. Naprawdę ją polubiłam i myślę, że ona mnie również.

***
W ciągu niespełna godziny, zdążyłam się rozpakować i poukładać wszystkie moje rzeczy w komodzie i na półeczkach. Zapachowe świece, które przywiozłam z Londynu, ustawiłam na komodzie koło łóżka, tuż koło małego stożku moich ulubionych książek, w tym między innymi - "50 twarzy Greya" , "Zabić Drozda" a także "Wichrowe Wzgórza". Mały, metalowy, czerwony autobusik położyłam na parapecie - miał mi on przypominać o moich przyjaciółkach z Anglii, tak więc też koło niego postawiłam ramkę z kolarzem ich zdjęć. Nie czułam się już w pokoju obco, bowiem z domieszką moich rzeczy, zrobiło się tutaj naprawdę przytulnie. Gdy już wszystko wydawało się być na miejscu, postanowiłam wyciągnąć z torby laptopa i wejść na Skype. Szybko uruchomiłam komputer i zalogowałam się na komunikatorze. Całe szczęście po mojej stronie, ponieważ akurat Diana była dostępna. Wybrałam opcję "połącz" i oczekiwałam na odpowiedź. 

- Caroline! - pisnęła widząc mnie przez kamerkę komputerową. Z tego co się teraz orientuję, to siedziała w kuchni, a za nią krzątało się parę innych osób. - Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Wrócisz? Tęsknimy! 
- Diana, po woli, bo się dziewczyno zapowietrzysz! - zaśmiałam się, obserwując przyjaciółkę. Nie widziałam ją ponad dobę, a tak bardzo już za nią tęskniłam. - Czuję się bardzo dobrze. Dom w którym się zatrzymałam jest przepiękny i jak tylko będę mieć czas, porobię wam zdjęcia i wyślę na maila. Ja za wami też tęsknię! 
- Z kim rozmawiasz, blondyneczko? - krzyknęła Rachel, nagle pojawiając się przed komputerem. Gdy mnie zobaczyła rozszerzyła ze zdziwienia oczy i zakryła dłonią usta. - Wish, ty cholero! Schudłaś! 
- Rachel... nie widziałaś mnie może... 24 godziny? I już schudłam? 
- Internet wyszczupla. - powiedziała poważnie, opierając się ręką o blat kuchenny. Po chwili zmaterializował się przy niej wysoki brunet, o krótko przystrzyżonych, kasztanowych włosach i objął dziewczynę. Liam znów majstrował przy fryzurze? 
- Chłopaki, Diana rozmawia z Caroline! Chodźcie tutaj! - krzyknął. - Niall, odłóż ten popcorn! Tego nie miesza się z Nutellą! Będziesz rzygać w nocy, a ja nie będę latać za Tobą z papierową torbą! - zaśmiałam się cicho. Już mi ich brakowało. Po niespełna sekundzie, całe One Direction pojawiło mi się na ekranie komputera. Dosłownie. Roześmiany Zayn, wraz z Loui'm popychali się wzajemnie, umorusany Niall, starał się za wszelką cenę wytrzeć swoją twarz, unikając przy tym karcącego wzroku Liam'a, a Harry... Harry stał i się nie odzywał. Z jego twarzy, ciężko było cokolwiek odczytać. Wpatrywał się w mój obraz, z ogromnym zainteresowaniem, jakby bał się, że zaraz zniknę i więcej mnie nie zobaczy. 
- Co dzisiaj robisz? - spytał Zayn. - Opowiedz nam jak jest w Los Angeles. 
- Co mam opowiadać? - spytałam z przekąsem. - Jest niesamowicie, mieszkam z cudowną dziewczyną. Nazywa się AnnaLynne i będziemy grać siostry w serialu... Dzisiaj wybieramy się do kluby, aby trochę się wyszaleć, a jutro praca. 
- Tej już dupa nie może usiedzieć na miejscu. - zauważył Louis, opierając się łokciem, o ramię Zayn'a. 
- Każdemu się należy. - odpowiedziałam szczerząc się do niego. - Jak z Eleanor? 
- Wróciliśmy do siebie. - odpowiedział. - Wszystko dzięki Tobie, Carls. 
- Bez przesady. - rzekłam. -  A wy co robicie? 
- Zaraz zbieramy się do kina. - powiedziała Rachel. - Wprawdzie zadzwoniłaś w ostatniej chwili, bo właśnie mieliśmy już wychodzić. 
- No tak na marginesie, jak chcemy zdążyć to musimy już wychodzić. - dodał Liam, spoglądając na zegarek. 
- Tak, tak! - krzyknął Niall, zwracając tym na siebie uwagę każdego, prócz Harry'ego, który nieustannie spoglądał w moją stronę. Dlaczego nie było przy nim Taylor? - Musimy zdążyć, żebym mógł sobie kupić zestaw z mega, ogromną coca-colą! 
- Dzięki, Niall... ja też za Tobą tęsknię, słodziaku. - zaśmiałam się. 
- Sorcia, Carls... - westchnął. 
- Dobra, Caroline... my musimy już lecieć. - powiedziała Diana. - Kochamy Cię! Jeszcze się zdzwonimy, skarbie! 
- Dobrze, dobrze. Miłej zabawy, kochani! Do usłyszenia! 
- Chwila! - Harry nagle wybuchnął. - Możecie zostawić mnie samego? Chciałbym pogadać z Caroline... - każdy z zebranych, spoglądał na każdego zdziwiony. Nie ukrywam, ja również byłam. Nie chciałam zbytnio rozmawiać z Loczkiem... ale jak na złość, każdy zaczął się zbierać i po chwili kamerka obejmowała tylko lokowatego chłopaka, który posępnie uśmiechał się w moim kierunku. - Cześć. - wyszeptał, bawiąc się swymi loczkami. - Jak się czujesz, Carls? - dosyć dziwne, mówiłam o tym niespełna chwilę temu.
- Dobrze, Harry. - odpowiedziałam mrużąc oczy. - O czym chciałeś ze mną pogadać?
- Tęsknię za Tobą. - powiedział, spoglądając na mnie. Widziałam to w jego oczach... ten smutek. Harry przeżywał głęboko w sobie nasze rozstanie, bardzo boleśnie i niewątpliwie cierpiał z tego powodu. - Wiesz... ja nadal Cię kocham. - pokiwałam głową, zaciskając usta. Chciałam się rozpłakać, ale nie mogłam. - A ty mnie jeszcze kochasz? - spytał. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Cholera, kocham go... kocham i to bardzo... ale nadal pamiętam to co się wydarzyło.
- Tak, Harry. - odpowiedziałam pewnie. - Kocham Cię, ale Ci nie ufam. - to co powiedziałam było całkowicie zgodne z prawdą. Nie wiem czy byłabym w stanie znów zaufać loczkowi, za bardzo mnie zranił.
- Żałuję tego co zrobiłem...
- Wiem to, Harry... wiem.
- Nie mogę przestać o Tobie myśleć... chciałbym to natychmiastowo naprawić... chce żebyś mi zaufała...
- Nie potrafię. - powiedziałam. - Nie rozumiesz? Prawdopodobnie już nigdy Ci nie zaufam i to wszystko przez nikogo innego jak Ciebie i Taylor.
- A kiedykolwiek mi wybaczysz?
- Co z Tobą i Taylor? - pytanie na pytanie? Mądrze, ale jak się wkopiesz nie masz wyjścia. - Jesteście razem bo jesteście czy to nadal... menadżer?
- Nadal menadżer. - odpowiedział. - Nie chce z nią być, ale muszę. Przeczekam do końca umowy z Joe i wtedy to wszystko skończę, przyrzekam.
- Nie musisz mi niczego przyrzekać, Harry.
- Muszę, żebyś wiedziała, że będę się starał o to abyś mi wybaczyła i zaufała.
- No nie wiem...
- Kocham Cię, Carls... - szepnął. - Muszę już lecieć, jeżeli pozwolisz to... zadzwonię jutro do Ciebie, ok?
- Dobrze.

Rozmowa z Harry'm wcale mi nie pomogła - co gorsza sprawiła, że nieustannie myślałam o chłopaku, a dodatkowo zgodziłam się na to aby jutro do mnie zadzwonił. Jestem cholernie głupia. Po co mi to wszystko? Muszę zapomnieć, a na każdym kroku sama sobie strzelam samobója. Zamknęłam laptopa i pozbawiona wszelkich chęci na zabawę, zgarnęłam ciuchy z komody i ociężałym krokiem skierowałam się do toalety. Szybko zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Ciepły strumień wody, oblewał moje nagie ciało, sprawiając, że po woli zaczynałam się rozluźniać. Włosy umyłam szamponem, który pachniał malinami, a samą siebie namydliłam odświeżającym żelem pod prysznic. Z jednej strony czułam się całkowicie wyzwolona, lecz z drugiej... z drugiej nadal coś mi zawadzało. Harry. Co ja mam z nim zrobić? Dobrze wiem, że będzie się starał odbudować naszą znajomość... może trochę mi się to podoba, ale już tyle razy obiecałam sobie, że spróbuję zapomnieć. Gdy już wydaje mi się, że wszystko idzie prostą drogą, nagle on wyłania się zza zakrętu. To już jest naprawdę uciążliwe, czuję jakbym nie mogła rozprostować skrzydeł.

Szybko spłukałam z mojego ciała, całą pianę i wyszłam z kabiny, otulając się wełnianym ręcznikiem. Stanęłam na przeciw lustra i uważnie przyjrzałam się samej sobie. "Zapomnij, Caroline... teraz idziesz się bawić i poznać nowych ludzi. Harry to przeszłość, teraz liczy się przyszłość." Wstrzymując oddech, uśmiechnęłam się. Właśnie w taki sposób, powinnam cały czas myśleć. Szybko uporałam się z moimi włosami i gdy już były wystarczająco suche, postanowiłam je wyprostować. Na twarz nałożyłam delikatny makijaż, który pasować mi miał do wybranych przez siebie ciuchów - długiej, pomarańczowe, asymetrycznej spódnicy, białej koszuli w czarne serduszka i szpilek. Do tego wszystkiego dobrałam małą, czarną torebeczkę i złotą bransoletkę. Usta przejechałam błyszczykiem i gotowa wyszłam z łazienki i skierowałam się na dół, gdzie czekałam już na mnie AnnaLynne. Blondynka miała na sobie podkreślającą figurę, krótką, czarną sukienkę z głębokim wycięciem na piersiach oraz srebrne szpilki z paseczkiem przy kostce. Włosy spięte miała w niedbałego koczka, a makijaż bardzo wyzywający. U boku trzymała małą kopertówkę, o tym samym kolorze co jej buty. - Gotowa, laska? - spytała z ogromnym uśmiechem na ustach. Pokiwałam głową, dając jej znak, że tak. Już nie mogłam doczekać się chwili podczas której trochę się odstresuję.


 ***
Silver Platter był  klubem, obok którego nie dało się przejść obojętnie. Głośną muzykę i krzyki ludzi, słychać było z końca ulicy. AnnaLynne wydawała się dosyć podekscytowana dzisiejszym wieczorem, w sumie ja również. Jak najszybciej chciałam się znaleźć w środku i napić czegoś mocniejszego. Kolejka pod klubem była kilometrowa, ale McCord nawet nie zwróciła na nią uwagi. Pełna gracji i wdzięku, zmierzała w kierunku łysego ochroniarza. Przedstawienie czas zacząć? - Henry! - pisnęła, chwytając mężczyznę za wytatuowane ramię. Henry spojrzał na nią zdziwiony, lecz po chwili uśmiechnął się pod nosem, zadowolony z jej dotyku, dając mi przy tym niejasne wrażenie, że między nimi coś musiało wcześniej być. - Chciałam Ci przedstawić moją znajomą. - powiedziała, spoglądając na niego zalotnie. - Nazywa się Caroline i przyjechała tutaj z Anglii. Chciałyśmy się troszkę zabawić. - mężczyzna był widocznie oczarowany słodkim głosikiem AnnaLynne, ale prawda była taka, że dziewczynę on wcale nie interesował. Blondynka chciała tylko dostać się do klubu, a on stanowił jedynie przeszkodę.- To jak, wpuścisz nas, kociaku? - spytała, jeżdżąc dłonią po jego nagim, muskularnym ramieniu. Henry, spojrzał prosto w jej oczy, na co dziewczyna kokieteryjnie zatrzepotała rzęsami.  Chwilę później, wolną rękę wskazał nam drogę do wejścia. Zadowolona AnnaLynne, chwyciła mnie za ramię i pociągnęła w głąb klubu. 
- Jak ty to zrobiłaś? - spytałam zaskoczona, gdy obie usiadłyśmy przy barze. - Musisz mnie tego nauczyć. 
- Kochanie, mieszkam tu całe moje życie. - odpowiedziała. - A z tamtym przespałam się może trzy razy... biedaczek myśli, że znów wskoczę mu do łóżka. - zrobiła smutną minkę.- Ale bynajmniej chodzę tutaj za free. - uśmiechnęła się zadowolona i zwróciła się do barmana. - Dwa razy Martini poproszę. - powiedziała i znów spojrzała na mnie. - Jesteś dziewicą? - cholera, że co? 
- Tak. - odpowiedziałam dość niepewnie. Blondynka z uwagą, przyglądała mi się wyraźnie zdziwiona. Nie tego się spodziewała? - To coś złego? - spytałam. 
- Nie, ale nie bój się. Jeszcze trochę i nie będziesz już dziewicą. - wzdrygnęłam się. Skąd ona może to wiedzieć. - Spokojnie!  Nie patrz tak na mnie, przecież nie zrobiłabym petycji dla chętnych do wyruchania Cię. - zaśmiałam się nerwowo. Dlaczego ten temat był dla mnie taki wrażliwy? Nagle blondynka spoważniała, a jej wzrok zawisnął na mojej szyi. Coś z nią nie tak? Wyciągnęła chudą rękę przed siebie i odsunęła kołnierzyk mojej koszuli. Jej zimne palce, dotknęły mojej skóry, wywołując we mnie dreszcze. Dziewczyna chwyciła za mały łańcuszek i wyciągnęła wisiorek, który ukrywałam przed wszystkimi. - 'H' jak? 
- Harry. - odpowiedziałam. - Harry Styles, mój były chłopak. - odpowiedziałam unikając jej przenikliwego wzroku. 
- Skoro jest Twoim byłym, to dlaczego nosisz jeszcze ten łańcuszek? - spytała, ale nie odpowiedziałam. - Dlaczego zerwaliście? 
- Zdradził mnie. - odpowiedziałam. 
- Dupek. - powiedziała. - Nie myśl o nim. - dodała odkładając swoje Martini na blat. - Chodź, idziemy się zbawić. Harry Dupek Styles to przeszłość.
________________________________________________
Cześć miśki :* Jak wam mijają wakacje? :) Muszę przyznać, że nie mam pojęci czy spodobał wam się rozdział w całości poświęcony Los Angeles, przepraszam, że przerywam teraz, ale jeszcze mam plany co do tej akcji tutaj. Mam dla was dobrą nowinę! Otóż postanowiłam trochę przeciągnąć akcję bloga, więc możecie spodziewać się 2 może nawet 4 rozdziałów więcej. Postaram się pisać szybciej i dodawać wam kolejne notki. Pod koniec sierpnia chciałabym już skończyć bloga, by spokojnie we wrześniu zaprosić was na prolog na moim nowym blogu. Dziękuję wam za wszystkie komentarze, kolejny rozdział postaram dodać się w następnym tygodniu! Przepraszam za błędy! Pozdrawiam!
- Jerr.

Kolejna notka jeżeli pojawi się 27 komentarzy! 

Obserwatorzy